Port

31
POST BARDA
Kobieta odprowadziła Norio spojrzeniem. Istniała spora szansa, że w chwili, gdy rzucał ostatnie swoje uprzejme ostrzeżenia, to zaciśnięcie zębów i drgnięcie szczęki mu się nie przywidziało. Zanim zdążył zamknąć za sobą drzwi, dobiegło do niego jeszcze kilka słów.
- Załadunek powinien nadzorować Rhys Daevel. Elf, ciemne, krótkie włosy, jasne oczy. On wskaże wam drogę bezpośrednio do kapitanów - dodała Clara, choć wyraźnie kosztowało ją to wiele. - Może was do nich zaprowadzi, jeśli powołacie się na moje nazwisko. Clara Vaquero Matiano.
Może przemówił jej do rozsądku, a może to ta kontrola byłaby jej wybitnie nie na rękę. Westchnęła ciężko i machnęła ręką.
- Proszę już wyjść. I przepraszam za bezpośredniość, ale mam szczerą nadzieję, że nie będzie nam dane spotkać się już więcej.

Dosłownie w chwili, w której Norio schodził po schodach, na dole zaczynał się po nich wspinać Varros i towarzysząca mu część oddziału. Zatrzymali się, gdy go dostrzegli i poczekali, aż do nich dołączy. Kapitan uniósł na elfa wyczekujące spojrzenie, a gdy ten zdał mu raport, przyjął od niego kartkę z nazwami statków i nazwiskami kapitanów. Zapoznał się z nimi, a potem bez słowa klepnąwszy go w ramię, zawrócił, by zdecydowanym krokiem opuścić kapitanat i ruszyć w poszukiwaniu tych dwóch jednostek, które miały ich interesować.
Załadowany wóz stał nieopodal wejścia, a na jego koźle siedział Rowan, rozparty leniwie. Gdy Varros wyszedł z budynku, znacznie szybciej, niż się tego spodziewał, Niedźwiedź wyprostował się i chwycił lejce.
- Jeszcze poczekaj - polecił kapitan. - Ktoś po ciebie przyjdzie, jak znajdziemy odpowiedni statek.
A tych w porcie było sporo. Od małych, prywatnych jednostek, przez kupieckie, po duże, wojskowe okręty, szykujące się do walki na otwartym morzu. Ruszyli wzdłuż nabrzeża, przebijając się przez typowe, portowe zamieszanie. Iliar zrównała się z Norio i uniosła na niego wzrok.
- Co zrobiłeś? - spytała cicho. Kapitan szedł kilka kroków przed nimi, w harmidrze mógł nie usłyszeć ich rozmowy. - Nie rozwiązałeś jednego problemu, tworząc trzy kolejne, prawda?
Zamilkła, gdy mijali kogoś, kto pokrzykując, prowadził na któryś ze statków dwie krowy. Przez chwilę szła w milczeniu, obojętnie obserwując to pozwijane żagle, to nazwy wymalowane na kadłubach, to składane po drugiej stronie stragany. Na dłuższą chwilę jej uwagę przyciągnęły barwne chusty, które jakaś kobieta składała właśnie do skrzyni, ale przecież nie po to tutaj przyszli.
- Nie znam twoich metod. Nie wiem, czego się spodziewać. Czy powinniśmy się na coś szykować.
Nazwy statków nie rzucały się w oczy tak, jak elf, o którym wspomniała Clara. Jego krótkie włosy sterczały we wszystkie strony, jakby od miesięcy nie widziały grzebienia, a jasne oczy śledziły transportowane na dwa pokłady skrzynie i worki, raz po raz pochylając się nad pergaminem, na którym coś odznaczał. Statki, pomiędzy którymi stał, nie były okrętami bojowymi, ale zdawały się wyraźnie nowsze i mające nieco inny kształt kadłuba od typowych kupieckich jednostek. Dopiero gdy podeszli bliżej, dostrzegli nazwy: trzymasztowa Poisencja i trochę od niej smuklejszy Czarny Wilk.
Obrazek

Port

32
POST POSTACI
Norio
W głębi ducha cieszył się, że zdobył więcej informacji. Rozumiał też obawy urzędniczki - po części ręczyła za nich swoim nazwiskiem. Kobieta zapewne miała jednak świadomość, dla jakiego sortu organizacji pracuje. Norio zaczął zdawać sobie sprawę, jak to wszystko wyglądało: wszędzie oszustwa, które osłabiały Koronę. Cła, które płacili, nie wydawały się przecież aż tak drakońskie. Jak mogli dopuszczać się tak bezczelnej fiskalnej kradzieży? Podziękowawszy urzędniczce, opuścił pomieszczenie. Rozpogodził się nieco, gdy od razu wpadł na kapitana i towarzyszy.
Zdał raport, po czym mogli ruszać dalej. Po klepnięciu w ramię Norio poczuł się przez moment, jakby otrzymał od kapitana co najmniej order. Na zewnątrz, gdy było jasne, że nikt ich nie podsłucha, poinformował Varrosa, że rzeczywiście powołał się na nazwisko hrabiego Napiera i groził urzędniczce kontrolą w razie braku współpracy.
Gdy Iliar zrównała się z nim, wyrwała go z zamyślenia pytaniem.
- Mam nadzieję, że nie - odparł i postarał się o uśmiech. Na uczelni studiowali kiedyś dzieła starożytnych "O sztuce wojny". Było tam coś o tym, by zastanowić się, co zrobiłoby się samemu, będąc na miejscu przeciwnika.
- Ale na ich miejscu miałbym jeden dodatkowy powód, by wyrzucić nas za burtę. O ile ta urzędniczka, z którą rozmawiałem, doniesie o wszystkim kapitanom... Może jednak nie będzie tak źle, co? - Norio streścił dziewczynie, jak wyglądała rozmowa z Clarą Vaquero... Matiano. - Wydaje mi się, że teraz naszą najlepszą taktyką będzie szczerość. W końcu nie jesteśmy tu po to, żeby śledzić, co szmuglują, tylko żeby pomóc walczyć z Mrocznymi, prawda? - zastanawiał się i pytał o poradę - Jeśli nie spiskują z Mrocznymi, to nie mają powodu, by się nas obawiać. - A jeśli jednak spiskują, to cała ich drużyna i tak nie pożyje zbyt długo, choćby nie wiem co zrobili. - Choć szczerze mówiąc, wtrąciłbym połowę z nich do lochu za te machloje, których się dopuszczają - dodał wciąż poirytowany, że nic nie może zrobić z problemem korupcji i przemytu.
Szli przez port, który mimo późnej pory wciąż tętnił życiem. Krzyk mew mieszał się z gwarem tłumu oraz skrzypieniem lin i drewna.
- Mam wrażenie, jakby ukrywali coś więcej niż zwykły przemyt. Zresztą, po co inaczej wycofywaliby swoje kontakty? - Norio westchnął, mając nadzieję, że nie odkryją tego zbyt późno. - Ty wydawałaś się mieć dobre zdanie o Syndykacie? - zagadnął Iliar po prostu z ciekawości, by poznać jej opinię.
Norio w pewnym momencie podłapał spojrzenie elfki, skierowane na składane chusty na ulicznym targu.
- Jaki jest twój ulubiony kolor, Iliar? Lubisz jakieś wzory? - zapytał, zerkając na dziewczynę. Gdy usłyszał odpowiedź, podbiegł do handlarki, zapytał o cenę, a następnie wybrał coś dla towarzyszki. Wziął też coś dla siebie. Wsunął w dłoń handlarki monetę o nominale sporo wyższym niż ceny chust i dał znać, że reszty nie trzeba.
- Proszę, przymierz, pewno przyda się w dziczy - powiedział, po czym ruszył dalej, by nie zgubić przedzierającego się przez tłum kapitana.
- Jakie mam metody pracy? No... poza tym, że jeden jest złym strażnikiem, a drugi dobrym? - Norio parsknął na poważnie zadane pytanie Iliar, jakby był jakimś ekspertem. - Callen pewnie rekomendowałby cię do roli złej strażniczki, co? - puścił dziewczynie oko. Potem ciągnął głośniej, by wszyscy zainteresowani słyszeli: - Jak już mówiłem, postarajmy się ich za bardzo nie straszyć, jeśli nie będzie to konieczne. Iliar ma rację - nie powinniśmy robić sobie problemów. Nie chcemy by byli nam wrodzy podczas podróży, prawda? Możemy zacząć ugodowo: zaznaczymy, że nie zamierzamy się wtrącać w ładunek, mimo że coś wiemy, i podkreślimy, na co się umówiliśmy z tą Vaquero. Mogą chcieć nas wmanewrować w coś, na przykład próbę rozdzielenia na oba statki. Chyba nie powinniśmy się na to godzić. Jak pan uważa, kapitanie? - dodał, spoglądając na Thoren Varrosa.
Gdy zobaczył wreszcie owego klerka nadzorującego załadunek, wiedział już, że to musi być rzeczony elf. Rozczochrane ciemne włosy, jasne oczy - rozpoznał go, zanim jeszcze spojrzał na dwie całkiem nowe, nowoczesne jednostki Syndykatu Tygrysa.
- To ten elf. Pogadajmy z nim, Iliar. Powiemy, że pan kapitan chce się widzieć z którymś z dowódców statków. Chyba że chce pan widzieć obu? Być może siedzą gdzieś razem - z tego, co zrozumiałem...
Podszedł do liczmana i zaraz zagadał:
- Czy mam przyjemność z Rhysem Daevelem? - Norio przedstawił siebie i Iliar. - Przysłała nas Clara Vaquero Matiano - przyglądał się uważnie, jak elf zareaguje na to pełne imię. Wcześniej wahał się, czy to aby nie jakieś hasło, które mogłoby im zaszkodzić, ale uznał, że to byłaby zbyt niepewna metoda.
- Pan kapitan Thoren Varros pragnie rozmawiać z dowódcami wyprawy, kapitanem Mikelem Gabasą lub kapitanem Durlanem Miracanem. Z którym prędzej się dogadamy, by zabrał nas na Kattok? - zadał ostatnie pytanie, podchodząc bliżej elfa, jakby chciał zamienić parę słów poufale.
- Jesteśmy dogadani z Matiano, nie chcemy robić kłopotów - powiedział półgłosem, by trafiło to tylko do powołanych uszu.
Obrazek

Port

33
POST BARDA
Iliar wzruszyła ramionami i zerknęła w stronę kapitanatu, od którego się oddalali.
- Może nie zdążyć tego zrobić - założyła optymistycznie. - To zdecydowana zaleta całego tego pośpiechu.
Elfka nie należała do bardzo rozmownych osób, więc w przeciwieństwie do Szybkiego, z którym Norio miał okazję spędzić ze dwie godziny, nie miała komentarza do wszystkiego, co mówił. Spoglądała na niego jednak uważnie, jakby każde jego słowo dokładnie rozważała gdzieś w głębi siebie. Musiała zakładać, że mężczyzna po prostu dzieli się z nią swoimi przemyśleniami i nie oczekuje żadnych w zamian. Dopiero gdy bezpośrednio spytał o jej zdanie na temat Syndykatu, Iliar skinęła głową.
- Staram się być obiektywna. Życie nauczyło mnie, że medal zawsze ma dwie strony, a czasem nawet i więcej. Dla Tygrysów pracują też dobrzy ludzie. Niektórzy są lepsi, niż ci, którzy służą w wojsku. Znam takich osobiście - uniosła wzrok na elfa. - Jesteś zbyt szybki do potępiania całej organizacji i spodziewania się najgorszego po każdym, kto umoczył choćby czubek palca w ich małym bagnie. Oczywiście, że jako organizacja dopuszczają się machlojek, ale bo to oni jedni? Czy to znaczy, że każdy jeden na tych dwóch statkach to oportunista i oszust?
Kiedy Norio spytał o kolor, w jasnych oczach błysnęło zaskoczenie i ostrożna niepewność. Nie o tym przecież rozmawiali.
- Ciemny... ciemny zielony - odpowiedziała jednak, choć wahała się długo. - Lubię roślinne wzory. Pnącza i liście.
Musiała nie zdawać sobie sprawy, że wyłapał jej spojrzenie, a może sama patrzyła na te chusty zupełnie bezmyślnie, jak na wszystko wokół. Nie wiedział, jak zareagowała na jego plan szybkich zakupów, bo nie oglądał się przez ramię. Handlarka za to początkowo była dość niezadowolona, że zakłóca się jej pakowanie straganu, ale gdy zorientowała się, że Norio nie jest byle gapiem, który poogląda, narobi bałaganu i sobie pójdzie, chętnie sprzedała mu chusty, dając nawet zniżkę za zakup zestawu, z której elf postanowił nie skorzystać. Wybór wciąż był dość spory i dla siebie też znalazł taką, jakiej potrzebował.
Kiedy dogonił grupę, Iliar szła obok Layli. Otrzymawszy ten niespodziewany podarunek, najpierw przesunęła palcami po delikatnym, jasnym hafcie na ciemnozielonym tle miękkiej chusty, a potem spojrzała na Norio tak, jakby wyrosła mu właśnie druga głowa. Chyba nie była przyzwyczajona do otrzymywania prezentów bez okazji, zwłaszcza od kogoś, kogo poznała kilka godzin wcześniej. Zerknęła na kapitana, ale ten nie zwrócił uwagi na zamieszanie za plecami.
- Może później - powiedziała, z powrotem opuszczając wzrok na złożoną w równy kwadrat tkaninę.
- Piękny wzór! - wtrąciła Layla. - I jaki delikatny materiał, pięknie się leje! Na pewno ci się przyda.
- Mhm - mruknęła elfka i zamilkła na chwilę. Szła przed siebie, nie wypatrując ani elfa, ani statków, tylko przyglądając się jedwabnej nici, która zdobiła brzeg drobnym, roślinnym wzorem. Małe listki lśniły ładnie pod jej palcami. - Nie musiałeś. Chyba nawet nie powinieneś, tak właściwie. Ale... dziękuję. Nigdy takiej nie miałam.
Trochę jej to zajęło, ale uśmiechnęła się wreszcie. A gdy Norio wspomniał Szybkiego, parsknęła krótko.
- Callen. Boję się spytać, co już ci o mnie naopowiadał. W każdym razie, zależy, z kim by mnie zestawił. Ze sobą, to owszem, na pewno tej złej. Z Garrickiem, w roli tej dobrej. Z tobą... jeszcze nie wiem. Czas pokaże, jak sądzę.

Kapitan i Taron spojrzeli do tyłu, na idącą za nimi trójkę.
- To absolutnie nie wchodzi w grę - zgodził się Varros. - Wszyscy razem, na jednej jednostce. Może gdybyśmy mieli większą grupę, moglibyśmy rozważyć rozdzielenie się, żeby pilnować tego, co dzieje się na obu statkach, ale w obecnych warunkach, nie.
Nie nalegał, żeby osobiście załatwiać sprawę z elfem odpowiedzialnym za załadunek. Widząc już, że Norio negocjacje przychodzą z dużą łatwością, wypuścił go przodem, samemu stając za nim, z surową miną i dłonią opartą o głowicę miecza. Był od elfa o pół głowy wyższy i w obecnej sytuacji raczej pełnił rolę tego złego strażnika, bądź groźnego psa, jakimi nazwała ich urzędniczka. Póki co trzymanego pod kontrolą.
Zagadnięty elf podniósł wzrok i zmierzył nim całą grupkę, ostatecznie skupiając go na Vi'sziro, skoro to on do niego mówił. Poprawił się w miejscu, na beczce, o którą się opierał i cmoknął leniwie.
- Może - odparł. - A może nie. Co wam do niego? Nie zrobił nic nielegalnego. Wszystko kupował z oficjalnego źródła.
Dopiero gdy padło pełne imię i nazwisko tej, która ich do niego wysłała, uniósł brwi i wyprostował się.
- A czemu ona się wtrąca? Jakieś zmiany wprowadza na ostatnią chwilę?
- To będziemy omawiać osobiście z kapitanami
- odpowiedział Taron. - Sprawa jest delikatna. Nie dla każdych uszu.
Rhys postukał rysikiem w teczkę, do której przypięto stertę kartek. Nietrudno było dostrzec, że po prostu odznacza na niej to, co jeszcze pozostało do załadunku, a co zostało już wniesione na statek. Za oddziałem Varrosa zaczynała się powoli tworzyć kolejka.
- Statki są pełne. Nie mogę... nie powinienem...
Zamrugał, gdy Norio podszedł bliżej, a potem nerwowo podrapał się tym samym rysikiem w skroń, zostawiając na niej szary ślad. Zerknął na kobiety, a one, jak na zawołanie, uśmiechnęły się do niego przyjaźnie. Iliar trzymała dłonie splecione za plecami, chowając w nich zieloną chustę.
- Eee... no nie wiem... kapitan Gabasa to raczej nie... ale i tak siedzą razem teraz...
Obrazek

Port

34
POST POSTACI
Norio
- No cóż, mam nadzieję, że jest tak, jak mówisz - odparł Norio na opinię Iliar o Syndykacie Tygrysa. - Może kiedyś opowiesz mi o tych... dobrych ludziach - zmarszczył czoło, zastanawiając się, kogo elfka może mieć na myśli.
- Ja poznałem ich od złej strony na naszej wyspie. - Rycerz wzruszył ramionami.
Iliar wyglądała na zmieszaną jego prezentem. Norio zrobił to pod wpływem impulsu i nie zastanawiał się specjalnie nad tym, że może wprawić ją w zakłopotanie. Ale chyba była zadowolona z wyboru wzorzystej zielonej tkaniny. Nawet Layli się podobała.
- Naprawdę? - zapytał, gdy elfka stwierdziła, że nigdy nie dostała takiego prezentu. Czasem zapominał, że nie wszyscy mieli złoto. Chociaż on też zwykle oszczędzał pieniądze, by pomóc Werbenie lub po prostu sprawić jej przyjemność, i by w takich chwilach nie musieć już liczyć każdej monety.
Po jej pytaniu o Szybkiego zastanowił się, przypominając sobie ich dzisiejsze rozmowy.
- W sumie to mówił o tobie dobre rzeczy - odparł Norio. Tak przynajmniej to zinterpretował, ze słów Callena wynikało przecież, że jest przyzwoitą dziewczyną.

Gdy Taron włączył się do dyskusji z Rhysem, Norio przyznał mu rację. Kapitan powinien rozmawiać z równymi sobie, zresztą dlatego rycerz poczuł, że jako młodsi oficerowie sami powinni pogadać z liczmanem, który zapewne pełnił funkcję przybocznego na jednym z okrętów Tygrysów. Dziewczyny, Iliar i Layla, również wczuwały się dobrze w swoje role. Norio wiedział, że może liczyć na ich wsparcie, choć ich taktyka opierała się raczej na subtelnych gestach niż na słowach.
- Taki otrzymaliśmy rozkaz - odparł na pytania ciemnowłosego elfa. - A Matiano otrzymała swój - starał się uciąć dalsze domysły w sprawie urzędniczki, bowiem nie musieli się ze wszystkiego tłumaczyć, zwłaszcza przed kimś, kto nie był dowódcą.
- Przy dobrych wiatrach to tylko półtora dnia podróży - argumentował przeciw temu, że będą sprawiali jakiś kłopot z powodu braku miejsca. - Wszyscy mamy tu doświadczenie w walce na pokładzie. Jeśli ekspedycja napotka na mrocznych, a daję słowo, że prędzej czy później to nastąpi, będziecie mieć o kilka ostrzy więcej po waszej stronie. Ścieramy się z tymi pomiotami od wielu dni i musieli ustąpić nam pola.
Norio zerknął przez ramię na powoli rosnącą kolejkę, a potem na kapitana, który mierzył elfa surowym wzrokiem. Poczucie presji narastało, ale nie wydawało się, by sam Vi'sziro zbytnio się tym przejmował. Zresztą starszy oficer za plecami robił swoje. Varros nie zmienił swojej postawy chyba ani o cal, z prawicą na głowicy miecza. "Groźny pies" był w swojej roli idealny.
- Nie traćmy zatem czasu, prowadźcie do kapitanów, panie Deavel. Niechaj oni przemówią - zakończył, widząc, że liczman się waha, choć był niemal przekonany.
- Zatem powiadasz, że kapitan Miracan ma więcej miejsca, czy jest bardziej do dogadania? - Próbował jeszcze podpytywać, gdy Deavel był akurat rozproszony uśmiechami dziewczyn. Spojrzał na obie jednostki - Piękne okręty. Bardziej przypominają kształtem te nowe korwety - były ponoć szybkie, nadawały się do patroli i zaopatrzenia, czy jako jednostki kurierskie ale elf nie był jakimś ekspertem w tej dziedzinie.
Obrazek

Port

35
POST BARDA
Ewidentnie mieli różne zdania na temat organizacji, z którą zmuszeni byli teraz współpracować i po minie Iliar Norio widział, że ciężko będzie złapać tu wspólny grunt. Mimo to, elfka nie broniła Syndykatu szczególnie zażarcie, a choć sama miała złe doświadczenia ze szlachtą, do której przecież należał, to też nie atakowała go przez to ad personam. Norio nie wiedział tylko, czy było tak przez fakt, że to nie był teraz na to czas ani miejsce, czy faktycznie starała się zachowywać względną obiektywność.
- Noo... zawsze dobrze mieć kilka mieczy więcej - przyznał Rhys. - W końcu do tych mrocznych tam płyniecie, co nie. Naklepać im. To znaczy, oni płyną. Tylko, że... według moich wytycznych...
- Wytyczne się zmieniają, nie przejmuj się tym
- Iliar podeszła bliżej, by oprzeć dłoń na ramieniu Daevela i bezceremonialnie zajrzeć mu do notatek. Elf rzucił jej krótkie, nieco zawstydzone spojrzenie, gdy przysiadła na beczce obok niego. Zastukała palcem w jego teczkę. - Nie masz tutaj niczego na temat załogi, prawda? Tylko załadunek. A my nie będziemy mieć ze sobą wielu rzeczy.
- Cztery skrzynie
- doprecyzował Taron, który w przeciwieństwie do pozostałych miał pewne problemy z wykrzesaniem z siebie przyjaznego uśmiechu. Jego powaga w niczym jednak nie przeszkadzała. Iliar kontynuowała:
- To jest sprawa pomiędzy tymi, którzy siedzą na dużo wyższych stołkach, niż my. Myślisz, że mieliśmy coś do gadania? Zostaliśmy postawieni przed faktem dokonanym i teraz musimy tylko dowiedzieć się, który kapitan zabierze nas ze sobą. Możemy pójść po Matiano, jeśli potrzebujesz argumentów.
- Nie nie nie, nie trzeba
- zaprotestował elf gwałtownie. - Idźcie do kapitanów, jak was do nich wysłała. Są na mostku Wilka.
Uśmiechnął się nieznacznie do Norio i skinął głową.
- Noo, są piękne. I ten... eee... kapitan Miracan jest... no, nie jest krasnoludem. Gabasa bywa...
- Twardogłowy?
- podsunęła Iliar po chwili wahania Rhysa. Ten zacisnął usta w wąską kreskę, starając się ukryć rozbawienie.
- Konsekwentny w podjętych już decyzjach, o.
- Och? A były już jakieś zmiany?
- Maaałe takie. Zmieniali podział załogi, bo jednego tam jakiś pająk pożarł jakiś czas temu, a potem bosman mu zniknął i nie daje znaku życia, to się wk... eee... zdenerwował mocno. I jeszcze dostawa z mięsem miała opóźnienie, nie to, że całkiem nie dojechała, ale wiecie jak jest, więc Gabasa narobił rabanu... No, nie ma pewnie nastroju na kolejne problemy. Bez obrazy.

- Nie będziemy problemem - obiecała Iliar i posyłając mu jeszcze jeden ciepły uśmiech, zeskoczyła z beczki. Przez krótką chwilę elf wyglądał na wyjątkowo tym zawiedzionego. - I nie będziemy zawracać głowy kapitanowi Gabasie. Dziękujemy.

Odprowadzeni jego spojrzeniem, po rampie weszli na pokład Czarnego Wilka. Choć swoim pojawieniem się przyciągnęli spojrzenia wszystkich zebranych, zarówno załogi, jak i obecnych tam najmitów, nikt ich nie zatrzymał - pewnie przez fakt, że Rhys zawołał jeszcze zza ich pleców do strażników, że ci tutaj są dogadani i mają iść do kapitanów. Zapadła względna cisza, przerywana tylko szuraniem skrzyń i beczek i pojedynczymi pokrzykiwaniami żeglarzy, przygotowujących statek do wypłynięcia. Dźwięki ich kroków niosły się po pokładzie.
- Poszło sprawniej, niż zakładałem - powiedział Varros. - Resztę załatwię osobiście. Zostańcie tu. Jeśli będę kogoś potrzebował, zawołam.
Miało to sens - jako kapitan tego oddziału musiał rozmówić się z kapitanami wypływających okrętów, a nie wysyłać przedstawicieli. Na znajdującej się po ich prawej stronie nadbudówce, w oczy rzucał się tylko jeden krasnolud o jasnej brodzie i towarzyszący mu długowłosy człowiek, w charakterystycznym, kapitańskim trójrogu. Obaj patrzyli na zamieszanie, pierwszy z natychmiastową irytacją odmalowaną na twarzy, drugi natomiast - z niepokojem. Thoren Varros ruszył po schodkach na górę, w przeciwieństwie do nich absolutnie spokojny i pewny siebie.

Choć stanowili czwórkę doświadczonych wojowników, trudno było im nie czuć dyskomfortu, gdy obserwowało ich tyle oczu, możliwe, że nie całkiem przychylnych. By nie stać przy samej rampie, przesunęli się do bakburty i stamtąd też nikt ich nie przeganiał. Taron spod zmarszczonych brwi obserwował kapitana. Layla udawała względną swobodę, ale Norio widział po niej, że pozostaje w gotowości, gdy jej dłoń niewinnie błądziła w okolicach rękojeści zawieszonego u pasa miecza. Iliar oparła się łokciami o reling i butnie odwzajemniała spojrzenia załogantów, choć gdyby wszyscy tutaj zebrani z jakiegoś powodu postanowili rzucić się na nich z bronią, nie mieliby zbyt wielkich szans.
- Proszę, proszę. To straż już nie wystarczy, żeby kontrolować nasze statki? Teraz wysyłają złotych chłopców?
Od strony dziobu zbliżyła się do nich trójka mężczyzn. Po strojach i uzbrojeniu łatwo było wywnioskować, że nie należą do załogi, a stanowią część grupy uderzeniowej, wysłanej do odbicia Kattok. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to z nimi przyjdzie im współpracować przez najbliższy tydzień.
- I dziewczęta, proszę mi wybaczyć - człowiek z brzydko pobliźnionym bokiem twarzy wykonał parodię ukłonu. - Iliar, jak miło cię widzieć. Ile to już czasu minęło? Z pół roku, co? Ładnie ci w tych kolorach, słońce, chociaż dużo bardziej, niż w tych skórach, wolę cię w sukni.
Elfka uśmiechnęła się uroczo, słodko aż do przesady.
- Spierdalaj, Vas - odpowiedziała.
- Po co was tu wysłali? Skończyliście już zajmować się inwazją? Problem rozwiązany, wojsko ma wolne i czas pozwiedzać statki w porcie?
Obrazek

Port

36
POST POSTACI
Norio
Iliar okazała się wyjątkowo zręczna w negocjacjach. Norio docenił jej pomysł z postraszeniem Daevela Matiano, przed którą musiałby się tłumaczyć. Sam również był zadowolony, że udało mu się przekonać Clarę do zdradzenia swojego pełnego imienia. To był ryzykowny ruch, ale opłacił się.
Szanował też postawę kapitana, który postanowił samemu rozmówić się z dowódcami okrętów. Rycerz skinął głowę w lekkim ukłonie.
- Oczywiście, sir. Będziemy mieć na wszystko oko - odpowiedział spokojnie.
Gdy weszli na pokład "Czarnego Wilka", Norio z ciekawością rozglądał się, oceniał załogę, oraz budowę i stan okrętu. Na rufowym kasztelu dostrzegł dwóch mężczyzn, którzy od razu zwrócili jego uwagę. Krasnolud z pewnością był Gabasą, a ten w trikornie - zapewne Miracan.
Atmosfera nieco zgęstniała, gdy ich grupa maszerowała po pokładzie. Norio nie wierzył jednak, że zdecydowaliby się ich zaatakować w takim momencie. Teraz skończyłoby się to krwawą jatką, gdyby zdołali wezwać posiłki okolicznych strażników i żołnierzy. Nawet jeśli okręt wypłynąłby jakimś cudem z portu, patrolowe łodzie dopadłyby ich już na redzie. Gorzej, że gdy zostawią miasto za sobą, będą już pozbawieni tego luksusu.
- Świetnie sobie poradziliście - rzucił do swojej trójki, kiedy dotarli do bakburty, oczekując na wyniki rozmów kapitana.
Szybko jego uwagę przyciągnęła trójka zbrojnych, którzy wyróżniali się na tle załogi. Zapewne służyli Syndykatowi albo zostali przez niego najęci.
- Nie jesteśmy tu dla kontroli, szanowny panie - odparł, omiatając wzrokiem całą trójkę i oceniając ich twarze oraz ekwipunek. - Gdybyśmy kontrolowali, zapytałbym, gdzie wasze przepisowe pręgowane skórki, panowie? - Odparł na jakieś niestosowne uwagi pod adresem ubioru Iliar - Chyba wolałem żołnierzy Syndykatu takimi, mieliście wtedy więcej sznytu i dyscypliny. - Przypomniał sobie dawne czasy, kiedy widział wojowników wytatuowanych i odzianych w skóry tygrysa, przerzucane na biodra lub plecy. Taki oddział przybył niegdyś na ich wyspę - widok, który na długo zapadł mu w pamięć. Musiało to być niemal dwie dekady temu.
Zaciekawiło go, co ów pobliźniony miał na myśli w swojej wypowiedzi skierowanej do Iliar. Czyżby był jej dawnym znajomym z Syndykatu? Elfka nie wyglądała jednak na uradowaną spotkaniem - nie można było się dziwić, drwiąca maniera owego Vasa nie była zbyt zachęcająca.
- Jesteśmy w stanie wojny, szanowny panie - Norio ponownie zwrócił się do Vasa, marszcząc brwi i kładąc dłonie na biodrach. - Królewska Armia posiada pełne uprawnienia do operowania na terenie całego Archipelagu. Również na wyspach Kattok.
Parodia ukłonu nie uszła jego uwadze.
- Skoro już zdobył się pan na ukłon, wypadałoby również przedstawić siebie i kolegów, szczególnie paniom. - Jego ton nie zmienił się ani na moment, pozostawał rzeczowy i wyważony, choć brzmiała w nim nuta ironii.
- Nie wiem jednak, czy będzie to konieczne. Oficer Iliar wyraziła pragnienie, by chyżo oddalił się pan w dowolnie wybranym kierunku - zakończył, wciąż oceniając najemników i ich intencje.
Obrazek

Port

37
POST BARDA
- Ty sobie poradziłeś świetnie - zrewanżowała się elfka. - Nie sądziłam, że pójdzie tak sprawnie i polubownie. Byłam przekonana, że będziemy musieli zakraść się na statek nocą i tłumaczyć się po wypłynięciu.
- Ja sądziłem, że jednak skończy się na przekupstwie
- wtrącił Taron, nie odrywając wzroku do kapitana.
- Na pewno żadne z nas nie zakładało, że będziemy mogli po prostu wmaszerować na statek, jakby nigdy nic. Nawet jeśli nie są zadowoleni z tego, że nas widzą, to i tak jest chyba najlepsza sytuacja, na jaką mogliśmy się przygotować.
- Mhm, ładnie sobie pod nowym kapitanem poczynasz
- zgodziła się Layla, uśmiechając się do Norio. - Nie wiem, co ja będę musiała zrobić, żeby też się tak wykazać. Talentu negocjatorskiego bogowie mi akurat poskąpili.
- Nie przejmuj się tym tak. Zresztą, jest tego jeden minus. Garrick i jego grupa muszą zdychać z nudów.

Rudowłosa uśmiechnęła się i prawdopodobnie znacząco rozluźniłaby się atmosfera, gdyby nie niechciane towarzystwo, które starło ten uśmiech z jej twarzy i przywołało pionową zmarszczkę pomiędzy brwi półelfa, ostatecznie odwracając jego uwagę od kapitańskich negocjacji.
Vas za to niezmiennie uśmiechał się, choć nie był to przyjemny uśmiech. Zbyt dużo było w nim wyższości, jak na kogoś, kto najprawdopodobniej wcale nie mógł poszczycić się w swoim życiu niczym wybitnym.
- Zakładam takie tylko dla wybranych. W wyjątkowych sytuacjach - błysnął zębami. Był u siebie i czuł się pewnie; nic nie wyprowadzało go z równowagi, choć inna sprawa, że póki co chyba nikt wcale nie próbował tego zrobić. W przeciwieństwie do niego samego. Zabawa w niewinne prowokacje sprawiała mu dużo radości.
- Oficer Iliar? - powtórzył powoli, przeciągając słowa w sposób, który daleki był od miłego. - Jakże poważnie. Pozmieniało się, co? A co u twojej siostrzyczki?
Coś cisnęło się elfce na usta, ale zerknęła na kapitana i zmusiła się do zachowania milczenia. Ich spojrzenia spotkały się na moment i jasnym było, że Varros nie życzy sobie problemów, nieważne jak bardzo nie była ona gotowa pozwolić się sprowokować. Przygryzła policzek od środka i ostentacyjnie odwróciła głowę.
- No dobrze, to Kattok - zaśmiał się Vas. - Statki się wam skończyły, że na nasze się pakujecie?
- Nasz kapitan rozmawia na ten temat z waszymi. Nie widzę powodu, dla którego musielibyśmy to tłumaczyć także tobie
- wtrącił spokojnie Taron. - I zostałeś o coś poproszony. Wypadałoby tę prośbę spełnić, jedną, albo drugą.
- Cóż, spierdalać nie zamierzam, przynajmniej jeszcze nie teraz. Potem przeniosę się na Poisencję. Może dzięki temu słodka Iliar poczuje się lepiej. A co do przedstawiania się, to przyznaję, że zawsze mieszały mi się te zawiłości. Kto powinien zrobić to pierwszy? Ten, kto jest u siebie, czy ten, kto wchodzi z butami na nieswój pokład i razi po oczach wypolerowanymi płytami?

Zmierzył Vi'sziro oceniającym spojrzeniem.
- Jestem Vastil, to Adam i Nero - przedstawił w końcu pozostałych dwóch, dotąd pełniących rolę jego cieni. Żaden z nich nie miał na sobie pancerza, ale każdy miał u biodra broń. - Powiedziałbym, że mi miło, ale kłamanie też chyba nie jest uprzejme.
- Bogowie, minęło tyle miesięcy, a ty niezmiennie jesteś dupkiem
- mruknęła Iliar pod nosem.
- Ale skutecznym dupkiem, któremu dobrze płacą. No więc...? - mężczyzna skrzyżował ręce na klatce piersiowej i z powrotem uniósł wzrok na Norio. - Jeśli nie chcecie mówić dokładnie, co tam wasz kapitan ustala z Gabasą, to powiedzcie chociaż, czy jesteście tu po to, żeby być skuteczni razem z nami, czy żeby nam utrudniać życie.
Obrazek

Port

38
POST POSTACI
Norio
No cóż, Norio był w miarę dobry we wszystkim po trochu, ale na pewno nie był tak biegły w mieczu jak Layla ani w łuku jak Iliar. Cieszył się jednak, że na coś się przydał. Grupa Garricka pewnie rzeczywiście się nudziła. Szybki to już w ogóle. Lepiej jednak, żeby nie musieli przychodzić im z odsieczą.
Członkowie Syndykatu Tygrysa nie ułatwiali jednak wszystkiego, a przynajmniej Vas ze swoimi bezczelnymi manierami. Norio nie wiedział, o czym mówił, pytając o siostrę Iliar. Ten oślizgły typ podnosił kwestię rodziny jego towarzyszki, a rodzina była rzeczą świętą! Najemnik coraz mniej podobał się rycerzowi, a krew w nim wrzała coraz mocniej.
W pewnym momencie elfka i kapitan Varros wymienili spojrzenia. Norio zdał sobie sprawę, że to nie pora, by dali się sprowokować, gdy wszystko było niemal dopięte. Nabrał niespiesznie tchu, by się uspokoić.
- Etykieta w istocie bywa zawiła - rzekł na rozważania Vasa, kto winien się pierwszy okazać. - Ale grzeczność nic nie kosztuje przyzwoitych osób. Czasem, panie Vastil, grzeczność to jedyny luksus, na jaki nas stać w takich czasach. Myślę, że możemy sobie na nią pozwolić, choćby na próbę - dodał, skinąwszy odrobinę głową, gdy najemnik przedstawił siebie i kolegów.
Norio zrobił to samo, przedstawiając siebie i swoich towarzyszy.
- Doceniam szczerość - odparł najemnikowi, który przyznał, iż w istocie nie jest to miłe spotkanie. Vas wydawał się profesjonalistą, który pragnie kooperacji mimo animozji, mimo paskudnego charakteru i manier. Norio jednakże nie mógł być pewny jego intencji. Obawiał się, że był to typ człowieka, który za pieniądze gotów jest dopuścić się jakiegoś łajdactwa.
- To nie jest tajemnica - odparł na ponowne indagacje tamtego. - Mamy do was dołączyć jako oficjalna współpraca między Syndykatem Tygrysa a Królestwem Archipelagu. Gdy flota odzyska pełną operatywność, przybędzie wyzwolić południe. Na wyspach Kattok są też umocnienia obsadzone żołnierzami Korony - ciągnął.
Nie sądził, żeby Varros próbował jakiegoś oszustwa, które rozminie się z jego słowami. Powiedział wcześniej kapitanowi, że szczerość może być w tym momencie ich atutem, a dowódca nie zaprotestował przeciw tym słowom. Varros musiał też mieć jakieś oficjalne rozkazy, choć Norio nie wiedział, jak wysoko postawiona persona je wydała. Z pewnością nie był to generał Napier ale zapewne ktoś ważny.
- Macie rację, nie musimy się lubić, ale wierzę, że mamy wspólnego wroga, prawda, panie Vastil? - zmierzył najemnika spojrzeniem i zerknął na jego kolegów, czy zdradzą się czymś. - Liczymy zatem na owocną współpracę w pozbyciu się mrocznego plugastwa z odmętów. Wszelkie spory, jeśli jakieś będą między nami, możemy rozstrzygać po bitwach, które nas czekają. To chyba rozsądne? - spojrzał poważnie na Iliar i przypomniał sobie jej słowa, że nie powinni robić dodatkowych problemów, nawet jeśli dotąd szło im całkiem dobrze.
- Jeśli będziemy działać razem, każdy z nas ma większe szanse na powrót z tej wyprawy w jednym kawałku i z pełną sakwą. A to chyba leży w interesie nas wszystkich, prawda? - Norio walczył oczywiście dla królestwa oraz dla idei wolności, ale obiecał, że przywiezie coś siostrze. Do najemnika zapewne bardziej przemówi fakt łupów, skoro tak obnosił się ze swoją sutą pensją. Elf ściągnął rękawicę i wyciągnął nieuzbrojoną prawicę do Vastila, jako propozycję przynajmniej tymczasowego rozejmu między zbrojnymi frakcjami na pokładzie. Nie wiedział wszak, do którego okrętu mogą ich przydzielić.
Obrazek

Port

39
POST BARDA
- Mhm. Oficjalna współpraca - powtórzył Vastil, ale w jego ustach nie brzmiało to zbyt optymistycznie. - Skoro nawet w Keronie bracia się pogodzili, żeby mrocznych wypędzić, to i my nie mamy wyjścia. Popieprzone czasy nastały.
Ale ani po nim, ani po jego towarzyszach nie było widać niczego niewłaściwego. Nikt nie odwrócił wzroku, nie zawahał się, nie próbował odwracać kota ogonem. Płynęli odbić wyspę czarnym i to stanowiło w tej chwili priorytet, a nawet jeśli kryło się za tym coś podejrzanego, inne cele nie były w tej chwili najważniejsze. Może staną się jaśniejsze, gdy (i jeśli) ich główne zadanie zostanie zakończone powiedzeniem.
- Mam nadzieję, że płacą wam dobrze, bo od nas nie dostaniecie złamanej korony - mruknął jeszcze, gdy uścisnął dłoń elfa.
Zbliżające się ciężkie kroki kapitana Varrosa i towarzyszącego mu drugiego mężczyzny całkowicie przyciągnęły ich uwagę. Kapitan Miracan miał zapadnięte policzki, które dodatkowo podkreślał krótki zarost, a chłodne spojrzenie nie zapowiadało udanej współpracy. Mimo to, wyglądało na to, że udało im się nawiązać jakieś porozumienie, ku niezadowoleniu Gabasy, spoglądającego na nich z góry z marsową miną i mamroczącego coś do siebie pod garbatym nosem.
- Widzę, że już się poznaliście - odezwał się Durlan. - Zaprowadź ich na Poisencję, wydziel im miejsce pod pokładem. Dziesięć osób.
Vastil uniósł brwi w zaskoczeniu. Przed sobą widział piątkę, ale chyba miało to sporo sensu, prawda? Według słów Norio Armia miała ich wesprzeć, a nie dorzucić im raptem garstkę. Dziesięć osób stanowiło już pewną różnicę.
- To jest Vastil des Prez, pierwszy oficer Poisencji - Miracan przedstawił ich nowego znajomego Varrosowi, a ze strony Iliar dobiegło tylko niemal bezgłośne westchnięcie. Tego nie wiedzieli; choć nie zapałali do siebie sympatią, dobrze, że powstrzymali się od wszczęcia konfliktu, z którego trudno byłoby się potem wycofać. Myśl o tym, że będzie zmuszona poniekąd się mu podporządkować, wcale się elfce nie podobała. - Ze wszelkimi pytaniami organizacyjnymi do niego. Wypływamy jutro o świcie. Nie zamierzam na nikogo czekać.
- Nie będzie to konieczne
- upewnił go Varros.
- I nie życzę sobie burd na statku.
- Nie będzie burd
- mruknął Vas bez przekonania.
- Proszę za mną.
Ostatnie słowa nie były przeznaczone dla nich; kapitanowie zeszli po rampie, tylko po to, by wspiąć się na Poisencję, a potem skierować do kajuty należącej do Miracana, zapewne w celu ustalenia dalszych szczegółów. W oknach nadbudówki rozbłysło chybotliwe światło zapalonej lampy, najpierw jednej, a potem kolejnych.
- Oficer Vastil - odezwała się Iliar, przeciągając słowa tak samo, jak uprzednio zrobił to on. - Jakże poważnie.
Mężczyzna odpowiedział jej, jakżeby inaczej, uśmiechem.
- Widzisz? Spędzimy ze sobą więcej czasu, niż sądziłem, złotko.
Elfka pokręciła tylko z rezygnacją głową. Nie patrząc już na niego, rozłożyła zieloną chustę i owinęła ją sobie wokół szyi. Słońce zniknęło już za horyzontem i tylko lekko różowe niebo stanowiło reminiscencję minionego dnia. Wieczór przyniósł lekki chłód.
- Pójdę po Rowana - zadeklarowała Layla. - I pozostałych.

Przydzielone im miejsce na Poisencji nie powalało. Dostali ciemną końcówkę ładowni, w której odgrodzić się mogli co najwyżej stertą skrzyń, albo swoich, albo tych, które akurat tam stały. Ktoś rzucił im nawet hamaki - jako się okazało, sześć sztuk, ale to i tak był pewien sukces i miły gest ze strony załogi. Gdzieś w ich kufrach znajdowały się posłania, które pozostali mogli rozłożyć sobie na podłodze. Vas upewnił się, że zasady funkcjonowania na statku są dla nich jasne (nie było dla nich prowiantu, nie byli brani pod uwagę w żadnych planach, mieli nie plątać się pod nogami, a przede wszystkim - podczas rejsu rozkazy kapitana Miracana miały priorytet nad każdymi innymi), by potem, jeśli nie mieli żadnych pytań, zostawić ich samych sobie.
Taron przez chwilę jeszcze przyglądał się wszystkiemu, co działo się w ładowni, zanim rozpalił i podwiesił pod sufitem lampę, a potem zabrał się za wiązanie hamaków pomiędzy belkami. Iliar za to usiadła na skrzyni, wyciągnęła przed siebie nogi i zdjęła zarówno rękawiczki bez palców, jak i skórzane karwasze, które rzuciła obok siebie. Jej broń wylądowała tam chwilę później. Przetarła twarz dłońmi.
- Przepraszam za tamto - powiedziała. - Nie sądziłam, że go tu spotkam. Nie wspominając w ogóle o całej reszcie.
- Ma coś wspólnego z twoją siostrą? Z jej szkołą?
- spytał półelf.
- Nie, po prostu...
Zamilkła na chwilę, szukając odpowiednich słów, a potem wzruszyła ramionami.
- To nie będzie problem. Potrafię się kontrolować.
Uniosła wzrok na Norio i przyglądała się mu przez chwilę.
- ...Zostajemy tu już, prawda? - upewniła się. Nie oczekiwała od niego decyzji, pytała o jego opinię. - Powinniśmy rozdzielić między sobą warty, na wszelki wypadek. Do nocy jest jeszcze trochę czasu, ale potem nie możemy wszyscy na raz beztrosko pójść spać. Chcesz wziąć pierwszą? Ze mną? - zaproponowała.
Obrazek

Port

40
POST POSTACI
Norio
No cóż, Vastil nie wzbudzał zaufania. Ale z drugiej strony, nie próbował też o nie fałszywie zabiegać.
- Jako królewscy żołnierze służymy jednemu panu - Norio odparł z nutą dumy na wspomnienie braku zapłaty z strony Tygrysów. Dlaczegóż mieliby liczyć na coś podobnego?
Nie mieli jednak czasu na dalszą rozmowę, bo oto wrócił ich dowódca w towarzystwie kapitana Miracana. Udało im się porozumieć w sprawie transportu, co Norio bardzo ucieszyło w duchu. To byłby najgorszy początek jego służby jako młodszego oficera, gdyby ich zadanie skończyło się, zanim jeszcze dobrze się rozpoczęło! Mamrotanie kapitana Gabasy, najwyraźniej nieukontentowanego takim obrotem spraw, nie uszło jego uwadze. Zatem Rhys dobrze ich poinformował co do nastawienia owego krasnoluda.
Dziesięć osób z ich strony - Varros był zatem pewien, że mag dołączy do nich przed wypłynięciem. Przyjdzie im jeszcze poczekać zapewne do świtu, by dowiedzieć się, kto nim będzie.
- Jesteśmy piechotą morską, kapitanie, rozumiemy zasady porządku na pokładzie - Norio zgodził się z poleceniem Durlana, by nie wszczynać awantur. Każdy wiedział, że kapitan okrętu na pokładzie jest pierwszym po Ulu. Nawet jeśli był to kapitan Syndykatu Tygrysa, cóż, należało to przełknąć, taki był rozkaz. Oczywiście, to nie zwalniało ich z obowiązku patrzenia Tygrysom na ręce. Syndykat wciąż był podejrzany, sytuacja była zatem bardzo niejednoznaczna i wymagała rozwagi.
Do tego Vastil okazał się pierwszym oficerem "Piosencji"! Jego cwaniackie zachowanie wobec Iliar było doprawdy irytujące i nie przystawało do rangi. Dobrze jednak, że uniknęli zwady - to mogłoby nie posłużyć ich misji. Norio skinął głową, gdy Layla zadeklarowała, że pójdzie po resztę drużyny.
- Dobrze, my rozejrzymy się po ładowni. - pozostało im ruszyć za Vastilem.

Cóż, niczego lepszego Norio się nie spodziewał po przydzielonym im miejscu. Byli wszak pasażerami na ostatnią chwilę.
- Hej, Vas, jak tam sytuacja na Kattok? Macie jakieś informacje, czy mieszkańcy mocno ucierpieli? - spróbował zagaić, zanim pierwszy oficer Piosencji odszedł. Może mieli jakieś dane na ten temat. Vastil wkrótce jednak zostawił ich trójkę w kącie ładowni. Rycerz rozejrzał się dyskretnie po reszcie pomieszczenia i ludziach, jeśli jacyś się tam kręcili.
Miło, że ktoś rzucił im hamaki. Norio jednak miał zamiar rozłożyć sobie koc na skrzyni, jako że należał do tych z najkrótszym stażem w oddziale. Poprosił towarzyszy, by wspólnie przesunęli mu jedną ze skrzyń przy hamakach.
- Nie szkodzi - odparł Iliar na spotkanie z Vastilem, z którym się znała. - Sam miałem ochotę trzepnąć go rękawicą zamiast podać mu dłoń - mruknął, krzywiąc usta w cieniu ironicznego uśmiechu. - Myślałem, że to jakiś sierżant najemników, a nie pierwszy oficer.
Ściągnął rękawice i otrzepał je, gdy przesunęli ciężar.
- Tak, zostańmy tu - odparł Iliar. - Na kajuty pierwszej klasy raczej nie ma co liczyć. A skoro mamy się nie pętać pod nogami, to załoga powinna zaraz opuścić te skrzynie - dodał. Garrick i reszta wystarczą, by doglądać, czy wszystko dobrze zamocują podczas transportu żurawiem. W końcu to oni mieli zadanie pilnowania ekwipunku.
- Tak, warty to dobry pomysł. Chętnie ci potowarzyszę - zniżył głos. - Nie znamy załogi i chociaż raczej nie będą nas próbować sztyletować, to ktoś może chcieć wzbogacić się naszym kosztem - dodał, samemu ściągając elementy pancerza na swą skrzynię obok.
- Nieładnie, że ten cały Vas tak mówił o tobie i twojej siostrze. Gdyby mówił o mojej, to nie wiem, czy dałbym radę się opanować - parsknął, zarzucając warkocz na plecy. - Podziwiam, że zachowałaś zimną krew - skinął jej głową z uznaniem, odpinając kolejne rzemienie swoich blach.
Dobrze było dać odpocząć ciału po całym dniu z ciężarem. Tymczasem Norio przysłuchiwał się krótkiej wymianie zdań Tarona z Iliar.
- Widziałem się dziś z moją siostrą, gdy poszliśmy z Szybkim do Strażnicy Świtu. Twoja siostra też uczy się gdzieś w mieście? - zapytał, odpiąwszy wreszcie naplecznik. Zostawił na sobie póki co tylko napierśnik.
- Do twarzy ci w zielonym - rzekł z uśmiechem, gdy Taron zapalił lampę. Zerknął na elfkę, zauważywszy, że wcześniej zawiązała chustę na szyi.
Obrazek

Port

41
POST BARDA
Vastil zatrzymał się i odwrócił jeszcze, gdy Norio zwrócił się do niego z pytaniem.
- Mocno - odparł, a tym razem w jego oczach nie było tej złośliwości i impertynencji, jaką prezentował wcześniej. - W Kattok uderzenie było najsilniejsze. Mroczne musiały skądś wiedzieć, że to nowa, stosunkowo bezbronna osada. Podobno osadnicy zgłaszali bardzo dużo zaginięć. Tym, co przeżyli i uciekli, udało się skryć w dżungli. W mieście trwają walki... sam nie wiem, czego ostatecznie spodziewać się na miejscu.
Zerknął na Iliar, która uparcie go ignorowała.
- To może pójść bardzo dobrze, albo bardzo źle. I nie wiemy jeszcze, czy coś nie dopadnie nas po drodze. To nie jest statek wycieczkowy. Lepiej bądźcie gotowi na wszystko.

Gdy odszedł, a oni zajęli się swoimi sprawami, kąciki ust elfki uniosły się nieco.
- Wiele bym dała, żeby to zobaczyć - stwierdziła. - Cóż, mogę mieć o Syndykacie lepsze zdanie, niż ty, ale nie będę udawać, że mają jakąkolwiek... kulturę pracy. O ile mogę to tak nazwać.
Przekrzywiła lekko głowę i wzruszyła ramionami.
- Nasze pierwsze spotkanie... nie było szczególnie fortunne. Ja sama mam sobie trochę do zarzucenia. Teraz ewidentnie próbował mnie sprowokować, nawiązując do spraw sprzed wielu miesięcy, ale teraz... sytuacja jest trochę inna. I Varros patrzył.
- To chyba jedyny człowiek, którego Iliar się boi - mruknął pod nosem Taron, wiążąc kolejny hamak, więc kobieta złapała jedną ze swoich rękawiczek i rzuciła nią celnie w półelfa. Skórzany element odbił się od jego rudej potylicy, wywołując tylko ciche prychnięcie.
- ...Tak - odparła po długim milczeniu, tak jakby wahała się, czy powinna dzielić się z Norio czymkolwiek dotyczącym swojej siostry. Nie powinno to być dla niego zaskakujące, Callen uprzedził go, że jest niechętna do mówienia o sobie. Rozmowa o kimś jej bliskim musiała być jeszcze trudniejsza, ale wyglądało na to, że wzmianka o Werbenie pozwoliła jej otworzyć się choćby tę odrobinę. - Kończy szkołę.
- Jest bardzo uzdolniona
- wtrącił się znów Taron.
Iliar zacisnęła usta w wąską kreskę, ale skinęła głową, a on nie dodał nic więcej - być może wiedząc, że jeśli będzie chciała, sama podzieli się tym, czym uzna za stosowne.
- W przeciwieństwie do mnie - zażartowała po chwili, zanim wstała i zabrała się za pomaganie przy hamakach. Rzuciła jeszcze elfowi krótkie spojrzenie spod rzęs, kiedy usłyszała od niego komplement i musiał zadowolić się cichym "dziękuję", zanim w pełni skupiła się na wiązaniu lin tak, żeby nikt podczas snu nikomu nie wylądował na głowie.

Zanim pozostała część grupy pojawiła się na Poisencji, zdążyła zapaść już całkowita ciemność. Ich skrzynie sprawnie wniesiono do ładowni, dzięki czemu mogli sporządzić sobie z nich pewien substytut ściany, jaka miała dać im namiastkę prywatności. Nie sięgała ona oczywiście sufitu, bo nikt nie chciał, by taka konstrukcja rozsypała się podczas rejsu po wzburzonym morzu, ale poustawiali je tak, że gdy siadali na podłodze, byli zupełnie niewidoczni z drugiej strony.
Callen z Garrickiem żartowali sobie beztrosko, a to na temat tego, że przez Norio byli dziś zupełnie bezużyteczni, a to z przekazanej przez Laylę historii o ich pierwszym spotkaniu z oficerem, a to z samej nazwy statku. Krasnolud uznał, że będzie spał na podłodze, bo obawiał się, że hamak się pod nim rozerwie (nawet jeśli w załodze byli inni przedstawiciele jego rasy), a Niedźwiedź podążył jego śladem, rozkładając sobie posłanie przy ścianie. Co jakiś czas zaglądał do nich kapitan Varros, ale chwilowo nie miał dla nich żadnych nowych rozkazów. Wyglądał na zadowolonego z pomysłu ustalenia wart nie tylko na noc podczas rejsu, ale także na dzisiejszą, zaklepał sobie jeden z hamaków, a potem znów gdzieś zniknął, załatwiać swoje sprawy.

Nikt z oddziału nie planował już opuszczać statku. Mieli ze sobą wszystko, czego potrzebowali na najbliższy tydzień, transport był dogadany, a mag miał do nich dotrzeć przed świtem, mogli więc się wreszcie rozluźnić, zdjąć z siebie pancerze i usiąść, chwilowo bez żadnego zadania do wykonania. Porozbierali się z pancerzy i rozsiedli na skrzyniach. Norio większość z nich poznał w pełnym rynsztunku, więc teraz stanowiło to dla niego zupełnie nowy widok. Naturalnie, cieszyli się zainteresowaniem załogi Poisencji, ale póki co nikt ich nie zagadywał i na zaciekawionych, lub też niechętnych spojrzeniach się kończyło.
Przydzielona im część ładowni, pogrążona w ciepłym świetle zapalonej przez Tarona lampy, choć może odbiegała od standardów, do jakich Norio był przyzwyczajony, w gruncie rzeczy stała się całkiem przyjemnym miejscem. Kael rozdał im kolację, którą kupił dla wszystkich jeszcze przed wejściem na pokład - po pół świeżego chleba i wędzoną rybę - a Garrick podzielił się słabym winem, alkoholem tak żałosnym, że do siebie samego czuł obrzydzenie, ale wystarczająco rozsądnym, żeby wciąż można było mówić o zachowaniu profesjonalizmu.
- To jak, obstawiacie, że trafimy na jednego z morskich potworów po drodze? - zagadnął Niedźwiedź, przeżuwając chleb. - Te całe ich lewiatany?
- Najlepiej byłoby nie trafiać
- uznał Taron, leżący już w hamaku, z rękami pod głową. - Wystarczająco dużo będziemy mieć roboty na miejscu.
- Ja to bym chętnie taką bestię usiekł.
- Może dogadasz się z kapitanem, żeby w drodze powrotnej zapolował ci na jakiegoś
- zaproponował Szybki i wyciągnął przed siebie swoje długie nogi, po czym przesunął spojrzeniem po nowej trójce. - Jak tam wasze nastawienie na nowy przydział, hm? Na pierwszą misję?
Obrazek

Port

42
POST POSTACI
Norio
Z relacji Vasa wynikało, iż na Kattok nie było lekko, acz nie można rzec, by była to sytuacja tragiczna. Mroczne Elfy, choć przeważające liczebnie, stosowały taktykę partyzancką - porwania, nagłe rajdy... Co, gdyby obrócić role, powierzchniowcy w labiryncie podziemnych korytarzy czuliby się chyba równie niepewnie. Okiem mrocznego elfa taka inwazja mogłaby wyglądać podobnie.
- Widziałem ich kulturę pracy. A raczej o niej słyszałem, byłem wtedy chłopcem - rzekł przypominając sobie historię sprzed lat.
Iliar pozostawała tajemnicza, niechętnie mówiła o swej siostrze, o której Taron wspomniał, że posiada nieprzeciętny talent. Norio nie nalegał, każdy miał prawo do swych sekretów.
- Och, możemy o tym porozmawiać później, by zabić czas przed snem - zaproponował, gdy Iliar znów odniosła się do wydarzeń sprzed miesięcy.
- Myślę, że ukończenie akademii wojskowej, przez kogoś bez wysokiego urodzenia, jest wyczynem i świadczy o talencie - rzekł, skłaniając lekko głowę. Nie każdy miał w życiu z górki...

Gdy zaczęła schodzić się reszta, należało zamocować okoliczny ładunek, by nie wylądował im na głowach podczas ewentualnego sztormu. Norio również przyłączył się do żartów z Garricka, że musiałby spać w pełnej krasnoludzkiej zbroi, by rozerwać hamak. Możliwe też, że ma dużo więcej mięśni niż przeciętny krasnolud, bo o tłuszcz nikt nie podejrzewałby królewskiego porucznika, hehe.
Jeśli jednak jeden z hamaków był wolny ze względu na warty i dwójkę, która ich nie wzięła, Norio mógł z niego skorzystać, póki nie mieli ze sobą maga. Zostawił jednak póki co swoją skrzynię, na której usiadł. Również nie był pewien, czym jest nazwa statku - czyli Piosencja. Czy była to zabawna piosenka, którą śpiewały morskie wilki?
Gdy krasnolud poczęstował ich winem, Norio już chciał skrzywić się, pijąc cierpki winopodobny wyrób, ale nie odmówił kilku łyków. Chadzał czasem do podlejszych tawern z mniej zamożnymi znajomymi z roku i wiedział, jakie trunki mieli czasem na stanie w takich miejscach. Zatem, miast krzywić się z niesmakiem, zamlaskał niby degustując specjał.
- Południowy stok, dobrze nasłoneczniony, doskonały rocznik, milordzie! - rzekł, naśladując manierę zblazowanych arystokratów, którym coś jednak nagle zaimponowało. Podał dalej antałek owego wątpliwego napitku.
Niedźwiedź tymczasem rozmarzył się o walce z potworami. Norio przyglądał się kołczanowi strzał, który załatwił Garrick. Miał zamiar podzielić się z Laylą zapalającymi pociskami, chyba że ktoś jeszcze z ich kompanii używał łuku.
- Lewiatany? Widziałem je tylko z daleka, niosły jeźdźców. Jeden z łuczników mówił, że są pokryte twardą łuską. Czy to prawda? - zaciekawił się.
Nie był mocny z nauk przyrodniczych, jego wiedza o egzotycznych bestiach pochodziła raczej z powieści, w których czasem fantazjowano na ich temat.
- Nie wiedziałbym nawet, gdzie najlepiej wrazić ostrze, prócz oczu... - zastanawiał się.
- Wyście studiowali filozofię naturalną, Kaelu. Czy ktoś zrobił sekcję takiego stwora? Czy musi wynurzyć się na powierzchnię jak krokodyl lub wieloryb? - Wieloryb nie miał jednak twardej łusk, można było wbić w niego harpun, a krokodyl zwykle nie był tak wielki i szybki.
- Może gdyby wystrzelić w niego zapalający pocisk, to mógłby się przestraszyć, niczym koń, zrzucając jeźdźca? - zastanawiał się głośno nad słabymi i mocnymi punktami lewiatanów.
- No cóż, mam nadzieję, że utrzemy nosa Mrocznym - odpowiedział na pytanie Callena o ich pierwszą misję. Norio był zajęty oglądaniem nowych strzał. To znów sprawdzał cięciwę, którą zdjął, by dać odpocząć łęczysku, póki jeszcze nie byli w strefie wojny.
- Biorą na cel cywili, nie możemy puścić im tego płazem - pokręcił głową z przekonaniem i nutą zawziętości w głosie. - Ów Vastil mówił, że w pewnym momencie siły nieprzyjaciela wkroczyły do miasta na Kattok, a mieszkańcy rozpierzchli się po dżungli. - Elf przygotował nową cięciwę, oglądając jej splot.
- Zaatakowanie zbliżających się statków Syndykatu byłoby dobrym posunięciem ze strony Mrocznych - podniósł spojrzenie na towarzyszy. - Jutrzejszej nocy, na pełnym morzu, powinniśmy pozostać czujni, bo mogą spróbować z nami zadrzeć, nim dopłyniemy do lądu.
- Jedno z nas mogłoby nawet dołączyć jutro do nocnej wachty na pokładzie - Norio wzruszył ramionami. Ten pomysł mógłby się jednak nie spodobać załodze Piosencji. Ale zawsze mogli podsunąć tę myśl kapitanowi Varrosowi, który chyba dogadywał się z kapitanem Miracanem.
Obrazek

Port

43
POST BARDA
Uzdrowiciel zamyślił się na moment i podrapał po swojej równo przystrzyżonej brodzie.
- Być może istnieją jakieś zapiski na temat dawnych badań. Lewiatany pojawiły się razem z mrocznymi elfami, ale zapewne natrafiano też na nie wcześniej. Zakładałbym, że powróciły tak samo, jak smoki. Ale nigdy nie interesowałem się ani jednymi, ani drugimi, przyznaję. Skupiałem się na tym, jak funkcjonują ludzie. No, istoty humanoidalne - Kael rozłożył ręce i zrobił przepraszającą minę, choć ciężko było określić, czy przeprasza za brak wiedzy na temat monstrów, czy przez przypadkowe pominięcie części oddziału, gdy mówił o leczeniu ludzi.
- Przestraszyłby się na pewno. To ogień - uznała z przekonaniem Layla, będąc jednocześnie kolejną, która przyjęła antałek.
Wieczór upłynął im na rozmowach, snuciu przypuszczeń i planowaniu rzeczy, których nie dało się przewidzieć. Dzięki tym chwilom, spędzonym w towarzystwie swojego nowego oddziału, Norio mógł poznać ich lepiej. Dowiedzieć się, że Taron nie był szczególnie towarzyskim typem i wolał zasnąć wcześnie w hamaku, niż uczestniczyć w dyskusjach; że Layla wielce ceniła sobie tradycję pojedynków i była gotowa stanąć naprzeciw któregokolwiek z nich, czy Callena, czy też Norio, żeby udowodnić swoją skuteczność w walce bronią białą, choćby zaraz; że poczucie humoru Garricka było wyjątkowo niewybredne, często rasistowskie i mało eleganckie, ale dopóki przynajmniej jedna osoba śmiała się z jego żartów, dopóty nie zamierzał przestawać (a do Niedźwiedzia trafiały one bardzo skutecznie).
Gdy kapitan dołączył do nich, atmosfera nieco się ostudziła, lecz mimo to nikt nie wydawał się cierpieć przez jego obecność. Co najwyżej zmotywowała ich do tego, by rozsądnie pójść spać i nie zmarnować całej nocy na pogawędki. Jakiś więc czas po zakończeniu załadunku i zapadnięciu mroku, w ładowni zapadła też względna cisza. Gdzieniegdzie trwały jeszcze rozmowy załogi, ale na tyle subtelne, że siedząc pod pokładem słyszeli szum wody i trzeszczenie drewna. I chrapanie, naturalnie, w które Garrick - i zaskakująco także Kael - mieli kolosalny wkład, zupełnie jakby wiedząc, że kolejna warta należy do nich dwóch, próbowali bardziej wyspać się na zapas.

Nocny chłód, potęgowany przez wschodni wiatr, zaczynał wpełzać już także pod pokład Poisencji. Iliar postawiła lampę bliżej, zajęła miejsce na jednej z niskich skrzyń, opierając się plecami o burtę statku, a potem owinęła się ciaśniej swoją nową chustą. Siadła nie po stronie ich oddziału, ale po przeciwnej, tak, by mieć oko na załogę i ewentualnie każdego, kto mógł się do nich zbliżać z niecnymi zamiarami. Nie wyglądała jednak, jakby tak naprawdę czegoś się obawiała, bo nie ubrała się nawet z powrotem w pancerz. Położyła tylko obok siebie długi sztylet, a potem skinieniem głowy zachęciła Norio, by usiadł obok niej. Na skrzyni było wystarczająco dużo miejsca.
- Mogłam sobie wziąć książkę - rzuciła niezobowiązująco i wystarczająco cicho, by nikogo nie obudzić.
Przez długą chwilę milczała, rozglądając się po dużej ładowni. W normalnych warunkach była ona pewnie po brzegi zastawiona skrzyniami i workami; teraz każde wolne miejsce przeznaczone było dla załoganta, albo najemnika Syndykatu. Ci, którzy jeszcze nie spali, czasem odwzajemniali jej spojrzenie, ale nikt nie wyglądał, jakby zamierzał doprowadzić do konfliktu. Jedynie oficer des Prez mógł do tego dążyć, dla swojej własnej, dziwnej rozrywki, ale jego na dole nie było. Najpewniej miał własną kajutę w nadbudówce na rufie.
- Więc... jak to wygląda u ciebie? - zagadnęła elfka po jakimś czasie, dłubiąc czubkiem sztyletu w wieku skrzyni, na której siedziała. - Kilka lat w armii, a potem wracasz, przejąć rodzinną posiadłość? Wyspę? Czy co tam macie?
Uniosła wzrok na towarzysza warty.
- Wiesz, że nigdy nie byłam na statku? - wyznała. - Nigdy nie wypływałam poza Taj'cah. Póki co bardziej, niż mrocznymi, martwię się tym, że nie poradzę sobie z bujaniem na pełnym morzu. Ty pewnie pływałeś sporo. Widziałam fragment notki na twój temat. Piraci, hm?
Obrazek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Stolica”