POST POSTACI
Krinndar
Kiri zaśmiał się lekko, jakby Leos opowiedział żart, z którego wręcz wypadało się śmiać. W jego głosie nie było jednak prawdziwej wesołości, a jedynie nieco rozgoryczenia. Krinndar
- Dziękuję, Leo. Ale nie wydaje mi się, żeby czekało mnie coś więcej. - Przyznał wprost, spuszczając wzrok. - Nie mam sił i samozaparcia do pracy w świątyni, ale lubię aktorstwo, wiesz? - Powiedział, opanowując wcześniejszą euforię i na nowo siadając na murku, blisko towarzysza. Leos przyjemnie grzał, co dla Krinndara nie było podejrzane, a właśnie: przyjemne! Mógł korzystać, przytulając się, jak kot, który układał się na piecu. Bez słońca, wieczór nie był już tak ciepły. - Mógłbym zając się czymś innym, ale czym? Praca rzemieślnika jest nie dla mnie. Co prawda czasami maluję albo robię jakieś błyskotki, żeby sprzedać je później na targu. Nie ma z tego dużych pieniędzy, ale to nie one są najważniejsze~ - Stwierdził głosem, który nie miał nawet nutki wątpliwości. Krinndarowi niczego w życiu nie brakowało, nie głodował, miał się w co ubrać! A gdyby jednak noga mu się powinęła, zawsze miał kapłanki, do których mógł udać się z płaczem i uzyskać to, co tylko chciał.
Skoro Leos nie zamierzał działać, Krinndar sam musiał podnieść jego ramię i wcisnąć się w jego bok w karykaturze przytulenia. Samemu go objął na wysokości pasa i wcisnął twarz w jego szyję.
Korzystając z bliskości, złapał za jedną z ostryg i przechylił muszelkę do własnych ust.
- Ostatnia twoja. - Powiedział, idąc na kompromis. Dostali po dwie, czy to nie sprawiedliwe?
Przeżuwszy przysmak i znów mrucząc z przyjemności, przymknął oczy, opierając się o ramię towarzysza.
- Nikt nie jest niezastąpiony. - Powiedział cicho. - Ale dzięki łaskawości Krinn wszyscy mamy swoje miejsce na świecie. Będę służył w teatrze tak długo, jak los mi pozwoli. Jeśli w jakiś sposób mógłbym służyć królowi, choćby moją sztuką ku chwale Krinn, będę szczęśliwy. Wierzę, że to bogini nam go zesłała. - Wyjawił z pewną dozą niespodziewanej nieśmiałości. - Ale Król z pewnością jest zajęty rozwiązywaniem problemów i pomaganiem tym, którzy tego naprawdę potrzebują. Nie chciałbym zawracać mu głowy moimi głupotkami.
Przez moment poprawiał się, jakby chcąc znaleźć lepsze ułożenie. Ostatecznie tak się stało, a jedna z jego dłoni powędrowała wyżej, przez klatkę piersiową Leosa, do jego szyi, a następnie do policzka.
- A ty? Co ty będziesz robił? Zostaniesz na służbie u swojego pana? - Pytał, by zmienić temat. Rozmowa o nim samym i niepewnej przyszłości wprawiała go w nieco gorszy nastrój.