Plac Swobody

46
POST POSTACI
Krinndar
Kiri zaśmiał się lekko, jakby Leos opowiedział żart, z którego wręcz wypadało się śmiać. W jego głosie nie było jednak prawdziwej wesołości, a jedynie nieco rozgoryczenia.

- Dziękuję, Leo. Ale nie wydaje mi się, żeby czekało mnie coś więcej. - Przyznał wprost, spuszczając wzrok. - Nie mam sił i samozaparcia do pracy w świątyni, ale lubię aktorstwo, wiesz? - Powiedział, opanowując wcześniejszą euforię i na nowo siadając na murku, blisko towarzysza. Leos przyjemnie grzał, co dla Krinndara nie było podejrzane, a właśnie: przyjemne! Mógł korzystać, przytulając się, jak kot, który układał się na piecu. Bez słońca, wieczór nie był już tak ciepły. - Mógłbym zając się czymś innym, ale czym? Praca rzemieślnika jest nie dla mnie. Co prawda czasami maluję albo robię jakieś błyskotki, żeby sprzedać je później na targu. Nie ma z tego dużych pieniędzy, ale to nie one są najważniejsze~ - Stwierdził głosem, który nie miał nawet nutki wątpliwości. Krinndarowi niczego w życiu nie brakowało, nie głodował, miał się w co ubrać! A gdyby jednak noga mu się powinęła, zawsze miał kapłanki, do których mógł udać się z płaczem i uzyskać to, co tylko chciał.

Skoro Leos nie zamierzał działać, Krinndar sam musiał podnieść jego ramię i wcisnąć się w jego bok w karykaturze przytulenia. Samemu go objął na wysokości pasa i wcisnął twarz w jego szyję.

Korzystając z bliskości, złapał za jedną z ostryg i przechylił muszelkę do własnych ust.

- Ostatnia twoja. - Powiedział, idąc na kompromis. Dostali po dwie, czy to nie sprawiedliwe?

Przeżuwszy przysmak i znów mrucząc z przyjemności, przymknął oczy, opierając się o ramię towarzysza.

- Nikt nie jest niezastąpiony. - Powiedział cicho. - Ale dzięki łaskawości Krinn wszyscy mamy swoje miejsce na świecie. Będę służył w teatrze tak długo, jak los mi pozwoli. Jeśli w jakiś sposób mógłbym służyć królowi, choćby moją sztuką ku chwale Krinn, będę szczęśliwy. Wierzę, że to bogini nam go zesłała. - Wyjawił z pewną dozą niespodziewanej nieśmiałości. - Ale Król z pewnością jest zajęty rozwiązywaniem problemów i pomaganiem tym, którzy tego naprawdę potrzebują. Nie chciałbym zawracać mu głowy moimi głupotkami.

Przez moment poprawiał się, jakby chcąc znaleźć lepsze ułożenie. Ostatecznie tak się stało, a jedna z jego dłoni powędrowała wyżej, przez klatkę piersiową Leosa, do jego szyi, a następnie do policzka.

- A ty? Co ty będziesz robił? Zostaniesz na służbie u swojego pana? - Pytał, by zmienić temat. Rozmowa o nim samym i niepewnej przyszłości wprawiała go w nieco gorszy nastrój.
Obrazek

Plac Swobody

47
POST BARDA
Sądząc po zdziwieniu, które chwilę później przerodziło się w strapienie, Leos nie oczekiwał od Kiriego niczego choćby w połowie tak poważnego. Być może właśnie dlatego, wbrew spięciu, do jakiego doprowadziły nadmiernie intymne gesty i atmosfera, z wolna podniósł ramię, pod które wcisnął mu się elf, aby wolną już od noża dłoń położyć na jego głowie. Szorstka skóra na jej wnętrzu nie była w tym wypadku żadnym problemem. Kontakt ze skórą głowy był przyjemny, wbrew niezgrabnie sztywnym ruchom palców, których zamiarem było coś zbliżonego do mającego prawdopodobnie pocieszyć lub zrelaksować masażu.
Pomimo zmuszenia do stosunkowo gorzkich przemyśleń, kolejna ostryga wydawała się dużo słodsza od poprzedniej.

- Życie bywa przewrotne - odparł Leos, niewiele głośniej od Krinndara. Słyszalnie wciął głębszy oddech, nim zdecydował się kontynuować. - Nawet wtedy, gdy wydaje się, że nasz los jest z dawna przesądzony, nigdy nie powinniśmy niczego zakładać na pewno. Mam jednak szczerą nadzieję, że niezależnie od wszystkiego, nie stracisz swojej pogody ducha.
Był to bardzo dziwny dobór słów do sytuacji. Miał pocieszyć? Podnieść na duchu? Czy może wręcz przeciwnie - zaniepokoić i zasiać ziarno niepewności? Elf nie miał wiele czasu, aby to dokładnie przemyśleć, jeśli w ogóle zamierzał, ponieważ poza nagłą suchością w gardle, poczuł lekkie zawroty głowy i... Łał. Kiedy chmury na moment przysłoniły oba księżyce, czy oczy jego towarzysza nie wydawały się wręcz świecić w ciemności???
- Moje życie zostało dawno temu zaprzysiężone. Dlatego w przeciwieństwie do osób takich, jak ty, nie mam na tyle swobody ani wolnej woli, żeby móc nim swobodnie zarządzać - kontynuował z silną nutą melancholii. - Jeśli wolno mi być szczerym, przyznam, że szczerzę ci zazdroszczę. Mimo całej naiwności i nie brania sobie do serca żadnego z ostrzeżeń przez cały ten czas, wciąż masz większe szanse ode mnie, żeby odmienić swój los. Nie miej mi za złe. Wybierałem naprawdę ostrożnie - kontynuował, opuszczając dłoń na ramię Kiriego, aby go przytrzymać w miejscu, kiedy mięśnie zaczęły wiotczeć w towarzystwie mrowienia, a usiedzenie prosto i o własnych siłach stanęło pod wielkim znakiem zapytania.
Foighidneach

Plac Swobody

48
POST POSTACI
Wieczór był dobry, ale mógł być lepszy. Mimo to, wtulony pod pachą Leosa, Krinndar był zadowolony. Dostał ostrygi, znalazł sobie nowego kumpla, nieco odpoczął od zgiełku Placu, a noc rysowała się w wesołych, tęczowych kolorach, gdy tylko odbębni występ o północy. Temu konkretnemu wschodniemu elfowi niewiele więcej było potrzeba do szczęścia, czuł, jak Krinn błogosławi mu z każdym dniem bardziej!

Zadowolony, uśmiechnięty, choć nieco zdziwiony tego typu czułością ze strony Leosa, Krinndar pozwolił zmierzwić swoje i tak już w nieładzie włosy.

- Leosiu? - W głosie Kiriego przebrzmiało zdziwienie, bo sam nie wiedział, jak zinterpretować słowa chłopaka. - O czym ty mówisz? Oczywiście, że możesz odmienić swój los. Pomogę ci! I nie martw się, nie mam ci niczego za złe. - Nie zakładał żadnych niecnych intencji, rzecz jasna, bo dlaczego miałoby spotkać go coś złego? Tylko ta nagła słabość, która zaczęła ogarniać jego ciało, była... zastanawiająca? - Leos? Haha... co się dzieje? Dziwnie się czuję. - Jęknął, pochylając się bardziej w stronę chłopaka, jakby chcąc się nad nim wesprzeć. - Leos? L-Leos? - Powtarzał, trzymając się jego koszuli jak ostatniej deski ratunku. Jego serce zaczęło mocniej bić, gdy zdał sobie sprawę z tego, że powoli osuwa się w ciemność. Tylko dwa punkty świeciły jasno. - Ne rozumiem. Twoje oczy... ojej, twoje oczy są takie piękne. - Powiedział na wydechu. - Leos... Co się dzieje? Boję się... - Jęknął po raz kolejny, ostatni. Oparwszy głowę na ramieniu towarzysza, nie miał już więcej sił, by utrzymać przytomność.
Obrazek

Plac Swobody

49
POST BARDA
To co piękne, rzadko trwało wiecznie i Krinndar miał się o tym przekonać dużo szybciej, niż by sobie tego życzył.
Leos nie odpowiedział na żadne z rozpaczliwie padających pytań. Przyglądał mu się w kompletnym milczeniu, ze ściągniętymi mocno w cienką linię ustami i twarzą wykrzywioną poczuciem winy. Nie miał dla niego żadnych więcej słów na pocieszenie, ale też nie starał się krępować go ani uciszać. Gdyby elf tylko zechciał, wciąż zdołałby spróbować wezwać pomoc. Jaka szkoda.

Jako pierwsza, rozmazała się postać Leosa, a następnie reszta otaczającego go świata, która od tego momentu w tempie błyskawicznym zaczęła tonąć w bezkresnej czerni i ciszy. Świadomość Kiriego podążyła w ślad za nią.

Przeskok Tutaj
Foighidneach

Plac Swobody

50
POST BARDA
Szukając porankiem Kronmarcha, spodziewał się go spotkać na Placy Swobody. Miejsce często uczęszczane przez jegomościa, jak i wielu innych. Oczywiście nie w jakimś banalnym widocznym dla wszystkich miejscu. Na uboczu przy straganie prowadzonym przez pewnego goblina co sprzedawał grzyby. Lyahynn wiedział, że ten był jego informatorem i nie inaczej było też i tym razem, jakby świat przez cały czas kręcił się w kółko.
Kronmarch, śniady przygarbiony nieco i trochę wychudzony mężczyzna w schludnym przewiewnym ubraniu, to jest w kamizelce i krótkich spodniach oraz sandałach, obwieszony był naszyjnikami i inną biżuterią. Miał też kolczyk w nosie. Stał sobie spokojnie i gaworzył ze starym już goblinem przy jego skromnym straganie. Prezentował się nienagannie, jak na niego. W ogóle nie zwrócił uwagę na zbliżającego się ducha z przeszłości.

Plac Swobody

51
POST POSTACI
Mehren
*** Nie był paranoikiem, choć musiał przyznać, że rzadko widywał gnomy w Archipelagu. Nie podejrzewał jednak niczego, bo nie oszukujmy się, jaka była szansa na to, że to będzie jej znajomy? Stowarzyszenie raczej nie należało do otwartych organizacji, więc spotkanie tutaj drugiego człowieka Białego Świtu byłoby...niezwykłym zbiegiem okoliczności. Sylvia jak zawsze popisywała się swoją ignorancją i sprawiała kłopoty Vernie. Dlatego po ty kłopotliwym wieczorze i jak już Luna została wysłana na zwiady, udał się do pokoju dziewczyn, by porozmawiać z nią przez chwile. Zapewnij jej, że nie podejrzewa ją o kontakty z nim. Przekazał jej, że uważa to za zbieg okoliczności. Liczył też na to, że nie będzie zbyt zła na Sylvie. Nie podobałby mu się osobiście rozpad zespołu na tym etapie. Do tego przekazał jej swoje spostrzeżenie, że istnieje szansa, iż ów gnom spróbuje nawiązać kontakt, by dowiedzieć się, co czym zamierza się zajmować. Chodziło o konkurencję lub rasową ciekawość. To jednak od niej samej będzie zależało, czy chce coś z tym zrobić. Ot, prosta rozmowa na temat tego, co się stało. Ufał jej na tyle, by nie widzieć nieistniejącego spisku.
*** Rano, ubrany już bardziej po swojemu z pancerzem, sztyletami, i fiolkami, udał się w miasto. Czarny płaszcz, zawsze dobrze na nim leżał, a choć wielu lubiło pstrokate kolory, istniała grupka podobnych mu ubranych. Niektórzy po prostu uważali, że ten kolor ich odchudza. Nie mniej niewiele się zmieniło u tego kupca. Kogo chce okłamać? Dawniej prowadził całkiem niezły sklep, a teraz stragan? Gada z goblinem? Az tak wypadł z obiegu po tym, co się stało? Zaczynał się zastanawiać, czy do dobry pomysł. Podszedł bliżej.
- Przepraszam pana. Poszukuje haczyków na ryby. Mówi się, że u pana można dostać najlepsze. - Zagadał do niego, od razu podając hasło z przeszłości. W zależności od odpowiedzi będzie wiedział, czy okolica jest czysta, czy lepiej przyjść w innym terminie. Tak to kiedyś działało. Oczywiście to był kupiec dóbr wszelakich, ale nie oszukujmy się, to był jedynie oficjalny interes. Zarabiało się więcej na tym, co nie było już tak dostępne. Wszystko tak naprawdę było przed nim.
Licznik pechowych ofiar:
8

Plac Swobody

52
POST BARDA
Kronmarch momentalnie pobladł, kiedy padło hasło, a goblin który obsługiwał stragan, nagle stwierdził, że zaraz przyjdzie. Gdy rozmówca Mehrena w końcu porządnie zogniskował spojrzenie na nim, odetchnął z ulgą i uśmiechnął się momentalnie — Ach, tak pewnie! Najlepsze haczyki, sam Bronir ostatnio zachwalał, podporucznik Tygrysów z głównej floty! To nie byle haczyki — Zniżył ton jakby przechodził do detali — Kopę lat. Tam gdzie zwykle. — Wyciągnął haczyk wędkarski z kieszeni i zaczął go prezentować. Chwilę później wrócił goblin — To dobra cena przyjacielu — Kolejny jego uśmiech oznaczał zgodę.

***
Jednen z lokalów, rzadziej uczęszczanych. "Wolny i Szybki" taki szyld określał nazwę przybytku. Było to miejsce gdzie przychodziły praktycznie same gobliny. Mehren nie wszedł głównym wejściem, tylko tylnymi drzwiami ze strony wąskiej alejki od zaplecza. W alejce spotkał kilku bezdomnych goblinów owiniętych w jakieś zebrane przez nich ściery i śmieci. Drzwi były otwarte, a po pokonaniu klaustrofobicznego przedsionka znalazł się w małym pokoiku, gdzie czekał już na niego Kronmarch, uśmiechnięty od ucha do ucha oparty o przeciwległe drzwi. W mroku pomieszczenia wyglądał jednak złowrogo w swoich wdziankach. Było tu zero zbędnych rzeczy. Stolik, dwa krzesła, dwie szklanki i szklany dzbanek z wodą i lampa w postaci lampionu powieszona nisko nad miejscem spotkania, co obdarzała zgromadzonych dość skromnym światłem, acz widać było wszystko co leżało na stole.
Myślałem, żeś przepadł na dobre. Co słychać? — Wstępnie zagaił, odsunął krzesło, grzecznie wskazał aby na nim usiąść i sam zasiadł naprzeciwko.

Plac Swobody

53
POST POSTACI
Mehren
*** Bardzo wiele musiało się zmienić, kiedy mowy ciała tych dwóch istot się zmieniły. Nie potrzeba eksperta, by stwierdzić, że czegoś się bali. Co takiego mogło ich wystraszyć? Czyżby faktycznie ktoś tu wypadł z obiegu lub co gorsza, podpadł komuś? Zastanawiające. Powinien uważać, bo zmiany mogły niekoniecznie być dla niego najlepsze.
- I ciebie też dobrze widzieć. - Odpowiedział ciszej na przyjacielskie powitanie. Reszta to już zadziała się bardzo szybko. Na szczęście dla niego, chociaż nie był pewny, czy to dobry pomysł. Miał coraz więcej wątpliwości, ale jak zawsze, nie pokazywał tego po sobie. Gra wciąż trwa.
*** Gobliny... nie żeby miał coś do tych stworzeń, ale nie uważał je za praktyczne. Były dobre w jednej rzeczy - umieraniu. No nic, ale nie zawsze ma się to, co się ludzi. Wytężył swój słuch, by wychwycić niepokojące dźwięki. Nawet przybytek się zmienił. Miał nadzieje, że to tylko jego wyobraźnia i naturalna podejrzliwość i nic więcej. Rozsiadł się wygodniej na krześle i spojrzał w oczy kupcowi.
- Myślałeś, że widzisz ducha? - Zapytał ze śmiechem, bo w sumie poniekąd tak była. To była gra słów. - Potrzebowałem zmienić klimat. Czasem się tu dusiłem. - Stwierdził rozbawiony, bo czy tego chciał, czy nie, konkurencja tutaj była spora. Nie mógł do końca rozwinąć skrzydeł. Przynajmniej tak wtedy uważał. Mylił się i wiedział o tym teraz. Chodziło po prostu o to, że brakowało mu doświadczenia.
- Dużo się zmieniło przez tyle lat. - Stwierdził, rozglądając się po pomieszczeniu. - W końcu Otto stracił do ciebie cierpliwość i przez to nieco wypadłeś z obiegu? - Półelf, którego wymienił, był jedną z osób, która chroniła tego kupca. Ich relacja była burzliwa z tego, co pamiętał. Bez jego ochrony zapewne musiał na jakiś czas przestać świadczyć swoje usługi. Zostać zapomniany, jak to się mówiło.
- Nie mniej wróciłem i potrzebuje informacji. - Tu spojrzał na niego z uśmiechem. - Która frakcja Syndykatu obecnie jest najsilniejsza? Komu i dlaczego nie należy podpadać obecnie? Kto z dawnych lat upadł i jest cieniem samego siebie? Co się zmieniło przez tyle lat? Ktoś przybył w ciągu tych lat i zyskał na sile, choć nie gra jeszcze pierwszych skrzypiec? - Te informacje były mu potrzebne, by znać aktualną sytuację polityczną i móc poruszać się także w półświatku. Skoro już tu przybył to zapewne, powinien się zorientować, jak wygląda sytuacja na planszy. Ułatwi to planowanie ruchów.
- A także, jak się spodziewasz, bo to nie zmieniło się od lat, co słychać u Gri Seloth? Tak, nadal mam do nich uraz. - Tylko parę osób w stolicy znało jego familijne powiązania. Takie rzeczy były towarem na wagę złota, gdyż pozwalało szantażować. Nienawiść, która nie wygasa, zawsze była dobrą wymówką, by dowiedzieć się, w jaką głupotę Naero się wpakował.
Licznik pechowych ofiar:
8

Plac Swobody

54
POST BARDA
Zwracając uwagę na gobliny, szpieg mógł dostrzec, że jeden z nich nie tylko tu leżał, tak czysto z obranego stylu życia... Bezdomny przyglądał mu się uważnie. Czujka. Pewne rzeczy były wciąż takie same, Kronmarch stawiał na współpracę z goblinami.

Hah! Kilka duchów rzeczywiście lubi powracać ostatnio — Próbował skontrować niewinny żart o tym jak dał się zaskoczyć, acz spojrzeniem uciekł w sufit, zdecydowanie niepocieszony sytuacją.
Pomieszczenie było, jak uprzednio zdołał dostrzec zacienione brakiem wystarczającego światła, zbudowane z desek, za pewnie jak cały budynek. Acz przyglądając się nieco dokładniej dostrzegł, że pierwsza warstwa struktury pomieszczenia była dodatkowo obita deskami, a między jedną a drugą warstwą był jakiś czarny materiał. Pomieszczenie było wygłuszone i przypominało pokój do przesłuchań. Mehren w końcu przypomniał sobie to miejsce, kiedyś tu był pokój dla najważniejszych gości lokalu, pięknie urządzony. Była tu nawet ta elfia kurwa, co pilnowała tego pokoju. Była okropnie nieznośna, jak jej było... Mehren nie mógł sobie przypomnieć, na szczęście.
Otto?! Rzeczywiście zniknąłeś stąd na dobre. Otto nie żyje. A wraz z nim cały jego orszak zbirów. Wymordowani zostali w jedną noc przez Salamandry — Lyahynn, coś kojarzył nazwę. Za pewnie gangu, tak! To była ledwie grupka dzieciaków jak opuszczał to miejsce. Salamandry - nieistotna banda naiwniaków o rozgorzałych sercach, pionki i to te pierwsze w linii. Czyżby nowa siła w półświatku? To jak rozmówca wymienił ich nazwę sugerowało, że teraz to było oczywiste, że trzęsą interesami tutaj. Kronmarch mówił o tym z przejęciem, acz wkrótce opanował jakieś tlące się w nim emocje
Z obiegu nie wypadłem, po prostu przez moment większy był pobyt na krew w moim rewirze, aniżeli na informacje. Na szczęście są tacy przyjemni ludzie jak ty — Rzekł kurtuazyjnie. A gdy usłyszał w końcu konkret to wypełzł mu na twarz znany Duchowi uśmiech, kiedy to przystępował do interesów. Była to jego maska, lekkie rozbawienie, spokój i uprzejmość. — Wygłodniały jak zwykle! Po kolei Duchu, po kolei! — Wyciągnął ręce w żart, jakby uspokajał drapieżnego tygrysa.
Syndykat miał ciężki czas oj na pewno. Dużo rzeczy ostatnio poszło nie-tak. Finansowanie wypraw w celu zdobycia nowych lądów. Nierozwiązany problem przeludnienia. Niepokoje w Ujściu. Przemyt żywym towarem. Frakcja lojalistyczna króla urosła nieco, jak nigdy. Kilku magnatów chyba kopie głębokie dołki Tygrysom — zatrzymał się kiedy skończyły mu się palce u lewej dłoni jak wymieniał — A to dopiero początek. W trudnych czasach Radykałowie zdobywają coraz większe poparcie, czyli ród Thel'orioas, a z nim jest blisko zrzeszone ramię Syndykatu przewodzone przez Admirał Greosha. Baba ostatnio przeprowadziła kilka srogich akcji i zdobywają poparcie pośród pospólstwa. Obecnie mamy patową sytuację w polityce, Syndykatowi urosła opozycja, acz wciąż rozproszona opozycja. Trawi ich jednak wewnętrzny konflikt i wzrost znaczenia radykalnych poglądów w ich własnych szeregach — Mehren pamiętał, że ród Thel'orioas miał pozytywne relacje z jego ojcem, jak i historycznie z ich rodziną z ramienia ojca oczywiście. Greosha była to zaś orczyca. Twarda sztuka, czy też suka o chorych ambicjach i ego większym niż cała flota Archipelagu. Mehrenowi bardziej ona pasowałaby charakterem do jego ojca, aniżeli sprzedana w interesie Miathyra.
Zaś co do rodzinki... twój stary wyszedł z paki miesiąc temu. Został ułaskawiony. — Obdarzył go skromnym uśmiechem w jakimś bliżej nieokreślonym współczuciu — Z tego co wiem twoja siostra awansowała w szeregach Syndykatu i ma się dobrze — Dodał, jakby chciał odbić od poprzedniej informacji i zamilkł.

Plac Swobody

55
POST POSTACI
Lyahynn
- Kto dokładniej wrócił? - Szybko wychwycił właściwą informację i zadał konkretnie pytanie. Nie zamierzał ignorować żadnej podpowiedzi, bo skoro to był faktycznie czas powrotu, jeśli dobrze zrozumiał, musiał istnieć ku temu powód. Sprzyjająca sytuacja? Możliwe. Nie mógł jeszcze określić powodów tego, ale także nie widział jeszcze całej planszy przed sobą. Prawie tu było, jak dawniej. Na kobietę nie zwracał uwagi, choć uważał, że powinna dawno zostać zastąpiona. Mało kto potrafił tak go drażnić, jak ta elfia suka. On sam nie miał nic do tej rasy, ale pewne osobniki działały mu na nerwy.
- Te dzieci? W pierwszym odruchu miałem ochotę zapytać, czy kpisz sobie ze mnie, ale nie skłamałbyś mi. - Stwierdził rozbawiony, jak zwykle oceniając rozmówce. Złapał za kubek z wodą, bo więcej nie potrzebował i powąchał. Niektóre trucizny lub środki po zmieszaniu z wodą miały dziwny zapach. Jeśli nic takiego nie wyczuł, wziął drobny łyk, by sprawdzić, czy smak wody nie jest inny.
- Kto ich zaczął sponsorować lub wziął pod opiekę, że tak się zmienili? Nie mieli nigdy sprzętu i wyszkolenia, by pokonać zbirów Otto. Coś takiego nie mogło się wydarzyć ot tak. - Będzie musiał na nich uważać. Skoro oni teraz rządzili tym terenem, bo to właściwie zasugerował. Nie mniej zamierzał wyciągnąć to wszystko od niego. Pewna doza stabilności ułatwiała zarabianie pieniędzy. Otto nie był idealny, ale skoro został wyrzucony z interesu, nastąpiła wręcz dość radykalna zmiana.
- W sumie to cieszę się, że nic ci nie jest. Wielu ciebie nie docenia, choć nadal umiem poznać, kiedy zamieniasz się z potulnej owieczki w całkiem niezłego drania, przyjacielu. - Uniósł szklankę w jego kierunku. Ta maska na niego oczywiście nie zadziała i dlatego odrobinkę przyglądał się lepiej, a także zaczął zwracać uwagę na drobne gesty. Zwłaszcza, że musiał wychwytywać, kiedy ten skurczybyk zacznie nieco naciągać fakty. Mowa ciała była równie istotna, co słowa.
- Wypisz mi, proszę nazwiska tych magnatów na wszelki wypadek. Może się to przydać. - Poprosił, jednocześnie musiał przeanalizować sytuację Syndykatu. Wzrost radykałów nie był mu na rękę. Zwłaszcza, iż byli zbyt sztywni, by dostosować się do zmian. Wzrost popularności orczycy...także był niepokojący. Nadal tygrys miał jeden cel, ale wizje, jak do tego dojść, były już zgoła odmienne.
- Gdybym chciał nieco namieszać we frakcjach, by zyskać sojuszników, która twoim zdaniem byłaby najbardziej chętna do współpracy lub zmiany przywództwa? - Jeśli będzie chciał wystąpić przeciwko komukolwiek, potrzebuje wiedzy. Zwłaszcza że nie wiedział, o co chodziło Naero. Kiedy wypłynęła informacja, że jego ojciec został zwolniony...aż na chwilę pojawił się wściekły grymas na jego twarzy. Bardzo szybko jednak się uspokoił.
- Za co go ułaskawili? Wątpię, by za dobre sprawowanie. I najważniejsze, nie mają przypadkiem z niczym żadnych kłopotów? - Zachowywał spokój, by nie pokazać, jak bardzo nie jest zadowolony z obrotów sytuacji. Czeka go naprawdę wesołe rodzinne spotkanie.
- Przynajmniej to dobra wiadomość. - Odetchnął z lekką ulgą, skoro jego siostrzyczka wciąż miała się dobrze. Wyciągnął zza kurtki list odebrany kapitanowi, który był identyczny z tym, co sam otrzymał, by następnie mu go pokazać.
- Wiesz coś o tym? Ewentualnie kto jest w stanie pomóc mi złamać taki szyfr? - Popatrzył na niego i teraz jego reakcja była najważniejszą. Spotkał się z czymś takim, bądź nie.
Licznik pechowych ofiar:
8

Plac Swobody

56
POST BARDA
Pomieszczenie było przyjemnie ciche, nie było tu słychać gwaru z zewnątrz, tylko słowa, które raz wypowiedziane przepadały bez echa, chyba, że liczyć to echo w myślach. Rozmowa była intensywna. Obu mężczyzn w pełni skupionych i nim się obejrzeć, a już powietrze w środku zrobiło się dość ciężkie. Może kwestia szczelności lub kiepskiej wentylacji... albo ważkości słów, które padały lub miały paść.

Powiedzmy, że ludzie którzy żyli zza naszych czasów sprzed dwóch lat. Kilku posługiwało się ze mną podobnym szyfrem co z tobą, acz no nie przetrwali próby czasu i zostałeś ostatni, a i w pewnym momencie i o tobie zapomniałem, wybacz — Wzruszył ramionami — Przeraziłeś mnie na prawdę! — Zaśmiał się na swoją ówczesną bezradność.

Ha! Salamandry... teraz to Ogniste Salamandry! — Mówiąc o wspomnianych dzieciakach złapał się za głowę, jakby to była największa klęska żywiołowa stulecia — Nikt się nimi nie przejmował, ot samozwańcza banda z najbiedniejszej z dzielnic. Było ich na pęczki. Acz chyba wyrobili sobie jakąś reputacje pośród szaraków, kiedy to nagle ich mierna aktywność przygasła, a potem boom! — Teatralnie uniósł nieznacznie dłonie — Rok temu się zaczęło, pierw zaatakowali Kerońską Gildię Handlową i zyskali sobie tym upodobanie pospólstwa, że tamci tracą wpływy i ich aktywa są sabotowane i grabione. Nikt się tym nie przejmował, że ktoś atakował ich. Nikt ich tu nie lubi, acz interesy to interesy. W przeciągu połowy roku zredukowali wpływy Kerończyków o połowę — Pokiwał głowę i wzniósł swoje brwii, jakby wcale nie żartował
O połowę! Pomimo tego król i jego frakcja kompletnie olała ten problem, a Syndykat stanął przed decyzjami, które ich nieco podzieliły. Bo byli ci co nie chcieli Kerończyków i ci którzy mieli z nimi liczne interesy. Radykałowie nie chcieli im pomagać oczywiście, ale nie mieli aż takich wpływów wówczas. Tygrysy zainterweniowały acz z opóźnieniem. Kerończycy odzyskali nieco spokoju, acz na dzień dzisiejszy Salamandry panoszą się i mają ich dość wszyscy ci, którzy są bogaci i mają znaczne wpływy oraz coś na sumieniu. Nie mam pojęcia kto dokładnie za tym stoi. Wiem tyle, że magowie ognia weszli w ich szeregi i grupka solidnych wojowników oraz to że urośli bardzo szybko. Wiesz, jakby zebrali te wszystkie drobne gangi w jeden. Zyskali posłuch w jaki sposób wykonują wyroki na ciemiężycielach ludu. Pieką nieszczęśnika na ruszcie jak jakiegoś prosiaka, aż umrze i wydzierają mu na czole winy jakich się dopuścił wobec chłopstwa. Podejrzewam kogoś z frakcji króla, albo Radykałowie. — Wyjaśnił

No nie jest lekko, ale dzięki. W sumie jest coś co mógłbyś dla mnie zrobić, acz o tym później. Widzę, że nie lada pogoń, chyba, ciebie tutaj zapędziła.

Których magnatów? Zrzeszeni z rodem Thel'orioas? Czy chodzi ci o frakcję króla? Trochu tych ludzi i nieludzi jest na Archipelagu.

To zależy co chcesz osiągnąć. Większość udaje że się nic nie dzieje i udają że im z tym dobrze. Radykałowie chcą zwiększenia wpływów Syndykatu, gdyż jego pozycja nieco spadła w stosunku sprzed lat, acz widzą to tak, że sabotują konkurencję i to w sposób, jaki nie był tutaj nigdy tolerowany. To nie jest Ujście. Niepokoje doskwierają kapłanom Krinn, Ula i Tenatira. Prostactwo w biedniejszych dzielnicach oskarża duchowieństwo, a kapłani Tenatira stali się bezpośrednio celem niektórych ataków Salamander. Frakcja Konserwatystów jest z wiernymi w najlepszych stosunkach naturalnie i pewnie przydałaby im się pomocna dłoń. Jako jedyni też stoją w jawnej opozycji do Radykałów i jest między nimi ostro.

Został wykupiony w skrócie. Śledztwo jakie zostało zakończone wobec niego poddano wątpliwościom, wstawiło się za nim kilku magnatów i król go ułaskawił. Co jak co, Agrotun dobry był w interesie stoczniowym i przemycie i co poniektórzy lubili z nim się dogadywać, choć nie przepadał za Syndykatem, tak widać ktoś uznał że się może przydać. Zwłaszcza, że twój brat osiągnął niemały sukces! Gratulacje! Potroił? Tak chyba potroił wartość waszych aktyw i jego biznes stał się znaczący nawet! Acz dogadywał się z innymi ludźmi niż Agrotun wcześniej. A choć twój staruszek został skazany, tak nie odebrano mu własności, bo by twój brat nie miał spadku, a majętność przejęła by korona. — Tutaj uczynił wymowną pauzę.

Kiedy zaś wyciągnął Mehren zaszyfrowaną wiadomość, informator zaciekawił się, poprawiając na krześle — Hmmmm... Widziałem to już ostatnio — Rzekł jakby wysilał się na przypomnienie sobie, wyciągnął rękę, aby mu pokazać z bliska zaszyfrowaną wiadomość i przyjrzał się jej bardziej — Taaak... wygląda łudząco podobnie co tamten facet miał. Mmmm chyba identyczne — Spojrzał na Mehrena, wzruszył ramionami — Tydzień temu przyszedł do mnie gość, co miał pięć takich kartek i pytał mnie, czy coś o tym wiem. Odesłałem go do gnomiego tłumacza run. To coś ważnego? — Tym razem to Kronmarch zmierzył go wzrokiem.

Rozmowa zrobiła się długa na tyle że nikt z obecnych nie zorientował się, że osuszyli dzbanek wody. Choć pił głównie Kronmarch. Stresował się, czegoś się bał. Acz tego czegoś nie było w tym pomieszczeniu.

Plac Swobody

57
POST BARDA
Wyraźna zmiana atmosfery stała się dla niego oczywista. To było...nietypowe. Rozmowy z informatorami nie miały takiego przebiegu. Coś przegapił? Nie, to niemożliwe. Zatem stało się coś poza jego możliwością percepcji. Tylko kiedy? Istniała tylko jedna. Wystraszył go...czyżby? Musi uważniej obserwować jego zachowanie i czytać między słowami. Nie pozwoli sobie na przegraną pozycję po raz drugi. Musiało zmienić znacznie więcej, niż podejrzewał. Ktoś tu zdecydowanie nie grał zgodnie z niepisanymi regułami. Czuł to w kościach.
- Czyli nie wiesz. Ktoś działa skutecznie z cienia. - Podsumował krótko, wchodząc mu w słowo. Ta zwłoka w słowach. Co mogło to oznaczać? Niby opowieść...ale...ten strach w mowie ciała. Bał się czegoś. No jasne, wszystko jasne. Cholerne gobliny... powinien go teraz zabić...Tylko to niczego nie zmieni. Zostawianie za sobą trupów nie było najlepszą decyzją, jaka mógł podjąć w tej chwili. Jeśli jednak nikt mu nie zostawi wyboru... Usłyszał dość... Wstał.
- Nazwiska magnatów, którzy kopią dołki pod Tygrysami. Miało być ich kilku i tego gnomiego tłumacza. Już! - Powiedział stanowczo, spoglądając na niego i dając do zrozumienia, że miła rozmowa się skończyła.
- Przyszedłem odebrać przysługę i jestem w wyjątkowo wyrozumiałym nastroju. - Stwierdził spokojnie, ale lodowy głos mógł uderzać w dusze rozmówcy. Poczuł się wystawiony. Nie miał za złe mu tego w duszy. On sam pewnie też skorzystałby z okazji. Co oczywiście nie znaczyło, że miał zamiar mu to darować w przyszłości. Domyślił się jednego. To była pułapka... Podszedł do drzwi, by ostrożnie je uchylić i sprawdzić przy pomocy słuchu oraz wzroku, ocenić, jak bardzo źle było. W ręku pojawił się sztylet.

Kronmarch mógł pamiętać, że zajmował się głównie szpiegostwem. Czy miał informacje o jego skrytobójczej działalności? Nie miał pewności, ale teraz go to nie obchodziło. Nie mniej już nie był ta samą osobą, co parę lat temu. Jego umiejętności się polepszyły, nie miał nikogo nad sobą, więc jedyna, co go powstrzymywało to jego własny osąd. Oczywiście zwracał uwagę na tego człowieka. Jego mięśnie były już gotowe do akcji. Pora przypomnieć paru osobą, dlaczego czasem warto bać się duchów z przeszłości.
Licznik pechowych ofiar:
8

Plac Swobody

58
POST BARDA
Nagła reakcja Mehrena spotkała się z potwierdzeniem w ostentacyjnym przełknięciu śliny przez informatora. Błąd, wydał się. Coś było nie tak, to już nie była kwestia przeczucia. — Nie mogę opuścić tego pomieszczenia w tym momencie! — Rzucił mu nagle i zaraz zaczął się tłumaczyć, kiedy szpieg wstał, aby sprawdzić co za drzwiami, a za nimi był klaustrofobiczny przedsionek, oświetlany jedną świeczką i nietransparentne zamknięte drzwi na zewnątrz. — Ty również. Czekają na ciebie Salamandry. Jeśli opuszczę pokój, to oznacza że mogą wkroczyć — Wyjaśnił prędko wspierając się gestykulacją, nadal siedział i nie chciał ewidentnie sprawiać problemów samym sobą — To też nie mogę pójść po papier, inkaust i pióro! I to nie jest tak jak myślisz! Jestem w kropce! Pomóż mi się od nich uwolnić! — To była desperacja, widać to było w jego oczach. Acz desperacja, aby otrzymać pomoc, czy aby przytrzymać tutaj Mehrena jeszcze chwilkę? Póki co było cicho. Nikt nie zbiegał z piętra wyżej, nikt do drzwi nie pukał, ani nie sięgał po klamkę. Z jednej czy drugiej strony.

Plac Swobody

59
POST POSTACI
Lyahynn
Spojrzenie, jakie posłał dawnemu już informatorowi, mogło zmrozić niejedną ognistą duszę. W tech chwili był dla niego żałosny, jak gobliny, którymi się otaczał. Tak właśnie pachniał strach. Śmierdział nim na wskroś. Nie, żeby sam był wolny od tej słabości.
- Zamknij się! - Rozkazał i skoro nie było niczego na korytarzu, mógł się przygotować. To był błąd dla salamander, czy jak te dzieci się zwały. Zastawianie pułapki na niego? Doprawdy urocze. Nawet by pochwalił, gdyby wykonanie nie było wręcz debilne. Skoro nie czekali tutaj, byli na zewnątrz, pilnując jedynego wyjścia. I to był błąd, bo szło się przygotować i obrócić to na swoją korzyść. Nasączył swoje sztylety do rzucania oraz do walki trucizną, którą otępia zmysły i upośledza czas reakcji. Tak, to był pokaz dla Kronmarcha.
- Nazwiska, ale już albo dołączysz do Salamander. - Spojrzał na niego i jeśli faktycznie znów zacznie głupio gadać, jeden ze sztyletów poleci prosto w niego. Dawał mu szanse na wyjście z tego względnie cało. A przynajmniej zamierzał sprawiać takie wrażenie, bo kto wie, co się stanie, jak tu wróci.
- Pomóc tobie? Nie ma w tym o żadnej korzyści dla mnie. - Stwierdził chłodno. Skoro tu nikogo nie było, postanowił sprawdzić te drugie drzwi. Czy przez szpary było kogoś widać? Jeśli nie, delikatnie uchyli, by sprawdzić. Gdzieś tutaj musiała się czaić ta pułapka. Jeśli za nimi nic nie było, wróci i sprawdzi drzwi, przez które wszedł tutaj. Najbliżej rąk miał komplet swoich sztyletów do rzucania, a krótkie do walki na szybko do wyciągnięcia. bez oceny gdzie są jego przeciwnicy, nie oceni jaka taktyka będzie dobra.
Licznik pechowych ofiar:
8

Plac Swobody

60
POST BARDA
Cóż Mehren rozkazał, aby się zamknął. No i ten się zamknął. Odezwał się jak ten mu potem rozkazał — Kolshak, Mel'thres, Shin. Gnomii tłumacz to Felix z domu Aird! — Półelf zbliżył się do drzwi i już wiedział, co nadejdzie następne. Usłyszał skradanie się, nim ktoś przed nim sięgał za klamkę. Drzwi lada moment miały się otworzyć w stronę przybysza co miał tutaj wejść. Kilka osób? Na pewno dwie, postura podobna ludzkiej. Musieli się skradać. Mehren mógł wykonać pierwszy ruch. Drzwi były drewniane, acz niezbyt solidne.
Wiem o nich znacznie więcej, zmuszają mnie do wyłapywania moich kontaktów! — Jego ton był już błagalny... albo teatralny. Wciąż jednak siedział w jednym miejscu.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Stolica”