Plac Swobody
: 02 lis 2014, 20:44
Plac, znajdujący się w niemalże w centrum stolicy, jest dokładnym odzwierciedleniem życia, jakie toczy się w Taj'cah. Gęsta ciżba utrudnia ruch, dookoła panuje nieopisany gwar, ktoś śpiewa, ktoś gra na fujarce, ktoś przyklaskuje, ktoś klnie, ktoś śmieje się w głos. Gdzieś w oddali ryczy jakieś zwierze, chyba tygrys. Przedstawiciele wszystkich ras, od elfów przez orków, gnomy, gobliny, ludzi, krasnoludy, a na niziołkach kończąc, spotykają się w tym miejscu, by rozmawiać, ubijać interesy, szukać pracy. Na co dzień znajduje się tu targowisko, ale dziś wypadł dzień jarmarczny, zatem do miasta zjechali się nie tylko okoliczni kupcy. Pojawili się handlarze z Chandi, Erola, a nawet ze spieczonej słońcem ziemi orków czy Ujścia. Zapach ostrych przypraw i smakowitych wypieków miesza się odorem setek spoconych ciał, zwierzęcych odchodów i cholera wie, czym jeszcze.
Morgan cieszył się wolnością. Słońce raziło go w oczy, muskając jego bladą skórę. Od morza wiał delikatny, słony wiatr, który ledwie przebijał się przez duchotę, jaka panowała wokoło. Do tej pory skutecznie udawało mu się odpędzać wszelkich natrętnych sprzedawców. Nie dał sobie wcisnąć cudownej maści na hemoroidy, machnięciem ręki zbył ofertę dotyczącą eliksiru na potencję i nawet nie spojrzał w kierunku zestawu zaklętych wytrychów, które miały otwierać wszystkie zamki i kłódki. Nie był głupcem, nie zamierzał dać się orżnąć. A ponad to zdawał sobie sprawę, że powinien zarobić, gdyż stan jego majątku był zerowy. Tak wyglądała prawda, nie miał przy sobie ani grosza. A żyć trzeba.
- Dwa srebrniki dziennie, dwa srebrniki dziennie! - darł się jegomość w farbowanej na czerwono, lnianej tunice i wełnianych nogawicach. - Ochrona statku "Zwodniczka" na trasie Taj'cah, Chandi, Ujście! Dwa srebrniki od każdego dnia służby!
- Polowanie na dzikie stwory w dżunglach Kattok! Zapłata od skóry zwierza, premie uznaniowe!
- Tester wyrobów w zakładzie kowalskim "Ars arma"! W ofertę wliczony wikt i opierunek!
- Pan Morgan de Folwelt? - usłyszał za plecami najemnik i powoli się odwrócił. Stała przed nim grupa sześciu mężczyzn, ubranych jednakowo, w długie, jedwabne kaftany, wysokie buty i szable, podobne do jego własnej, przy boku. - Proszę pójść z nami. Spokojnie i bez awantur, a nikomu nic się nie stanie.
Przemawiający był równy mu wzrostem, szare oczy przywodziły na myśl stal, a blizna, biegnąca przez nos do ust, sprawiała, że wyglądał, jakby nieustannie uśmiechał się szyderczo. Nie wyglądał na typa, który zna się na żartach.
Morgan cieszył się wolnością. Słońce raziło go w oczy, muskając jego bladą skórę. Od morza wiał delikatny, słony wiatr, który ledwie przebijał się przez duchotę, jaka panowała wokoło. Do tej pory skutecznie udawało mu się odpędzać wszelkich natrętnych sprzedawców. Nie dał sobie wcisnąć cudownej maści na hemoroidy, machnięciem ręki zbył ofertę dotyczącą eliksiru na potencję i nawet nie spojrzał w kierunku zestawu zaklętych wytrychów, które miały otwierać wszystkie zamki i kłódki. Nie był głupcem, nie zamierzał dać się orżnąć. A ponad to zdawał sobie sprawę, że powinien zarobić, gdyż stan jego majątku był zerowy. Tak wyglądała prawda, nie miał przy sobie ani grosza. A żyć trzeba.
- Dwa srebrniki dziennie, dwa srebrniki dziennie! - darł się jegomość w farbowanej na czerwono, lnianej tunice i wełnianych nogawicach. - Ochrona statku "Zwodniczka" na trasie Taj'cah, Chandi, Ujście! Dwa srebrniki od każdego dnia służby!
- Polowanie na dzikie stwory w dżunglach Kattok! Zapłata od skóry zwierza, premie uznaniowe!
- Tester wyrobów w zakładzie kowalskim "Ars arma"! W ofertę wliczony wikt i opierunek!
- Pan Morgan de Folwelt? - usłyszał za plecami najemnik i powoli się odwrócił. Stała przed nim grupa sześciu mężczyzn, ubranych jednakowo, w długie, jedwabne kaftany, wysokie buty i szable, podobne do jego własnej, przy boku. - Proszę pójść z nami. Spokojnie i bez awantur, a nikomu nic się nie stanie.
Przemawiający był równy mu wzrostem, szare oczy przywodziły na myśl stal, a blizna, biegnąca przez nos do ust, sprawiała, że wyglądał, jakby nieustannie uśmiechał się szyderczo. Nie wyglądał na typa, który zna się na żartach.