Dom Śnienia Kamelii

241
POST BARDA
Płynąc pomiędzy światem kryształów, czy czymkolwiek też była kryształopodobna masa, Libeth czuła coraz mocniejsze przyciąganie tajemniczej obecności, którą postanowiła się pokierować. Im mocniej ją czuła, tym bardziej naglące jednocześnie wydawały się pozostały dwie, od których skutecznie się oddalała. Uczucie to było niemniej wciąż alarmujące.
W pewnej chwili jeden z kryształów implodował tuż przed nią, tworząc wir mieniącego się, szklistego pyłu. W jego miejsce powstał rodzaj wyrwy, po której to drugiej stronie, Paria była w stanie dostrzec jedynie coś, co na pierwszy rzut przysłowiowego oka przypominało jej morze czerwieni rozmaitych odcieni. I choć zapewne w innych warunkach widok ten byłby dla niej złowrogi, energia bijąca z wyrwy była niemalże uspokajająca - zwłaszcza w porównaniu do agresywnych, bezszelestnych wezwań, które wciąż czułą za sobą.

Przedostanie się na drugą stronę, nie zajęło jej wiele czasu i, podobnie, jak to miało miejsce za pierwszym razem, gdy jej świadomość oddzieliła się od ciała, także i tutaj nie potrafiła za bardzo określić, co dokładnie widzi czy czuje. Był to zaiste cichy i tajemniczy świat. Świat przypominający płótno, na którym ktoś o wyjątkowo artystycznej duszy postanowił wykreować coś absolutnie nierealistycznego, posługując się czerwienią, bielą i odrobiną błękitu. Tworzące rzeczywistość dookoła twory, to mniej, to bardziej foremne, wydawały się znacznie bardziej stabilne, jakkolwiek dziwacznie. Pulsowały niby żywe organizmy - w zupełnej, lecz niezatrważającej z jakiegoś powodu ciszy.
Spoiler:
Libeth czuła, że nie jest sama i że nie tylko mający ją na uwadze, wszechobecny byt zamieszkiwał ten świat. Dookoła siebie czuła również coś, co określić mogła, jako pojedyncze, niegroźne, ale odrobinę natrętne myśli innych... Stworzeń? Istnień? Niczym rój irytujących much, starały się zwrócić na siebie jej uwagę.
Wtem, głos niczym fala rozszedł się po wszystkich zakamarkach jej umysłu. Czuła go na zewnątrz i w środku. Czuła go wszędzie i nigdzie, lecz co najważniejsze - kompletnie nie potrafiła go zrozumieć:
- ᛉᛖᚹᚾᛖᛏᚱᛉᚾᚨ ᛁᛊᛏᛟᛏᚨ᛫
Gdy spokojny, acz dominujący głos rozszedł się po świecie czerwieni, wszystkie inne umknęły spłoszone.
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

242
POST POSTACI
Paria
Przecisnęła się na drugą stronę wyrwy, nie mając zupełnego pojęcia, czy podejmuje słuszną decyzję. Może to tej ciszy powinna obawiać się najbardziej? Może tamtymi dwiema siłami, które tak walczyły o jej uwagę, były siły z zewnątrz, których magia w jakiś sposób sięgała i tutaj? Co, jeśli mroczną mocą był ten, kto tworzył wir wokół Shaoli, a tym blaskiem i ciepłem - Kamelio, usiłujący ściągnąć ją z powrotem? Czy popełniała właśnie wielki błąd?
Z drugiej strony, niewielkie to miało znaczenie. Nie mając o magii praktycznie żadnego pojęcia, bo czymże było kilka miesięcy nauk w obliczu czegoś tak potężnego, zaczynała wątpić w to, że kiedykolwiek uda się jej stąd wydostać. Nikt nie przygotował jej do podobnych doświadczeń i nie widziała na horyzoncie żadnego rozwiązania. Wpadła w to pozbawione sensu miejsce, zawieszone gdzieś poza czasem i przestrzenią i teraz jej ciało będzie leżało w domku na skraju ogrodu, obok Shaoli, pod opieką driady przez kolejne lata. Może już do końca życia będzie tylko skorupą, która zestarzeje się i w końcu umrze, a Kamelio, będąc bardziej długowiecznym od niej, pochowa ją gdzieś między drzewami. Czy wtedy dusza Libeth odleci stąd w miejsce, w którym zazna wreszcie spokoju?
Panika na niewiele się zdawała. Nie mogła zalać się łzami, nie mogła zemdleć, nie miała dokąd uciec. Parła więc przed siebie, w ten czerwony, abstrakcyjny krajobraz, błagając w duchu, by nie był to największy błąd jej... życia, o ile tak mogła nazwać stan, w jakim obecnie się znajdowała. Cisza była jednak kojącą, miłą odmianą od tego, co słyszała przez ostatnie chwile, jakkolwiek niepokojące było wszystko, co ją otaczało. Z drugiej strony, chyba powinna się przyzwyczaić do niepokoju. Tutaj nic nie wyglądało normalnie i raczej nie będzie.
Głos sprawił, że zamarła w miejscu, znów obezwładniona przez strach. Nic nie rozumiała. Bliżej nieokreślona istota komunikowała się z nią w języku, który był jej zupełnie obcy. Obróciła się wokół własnej osi, szukając źródła dźwięku. Czy mogła mówić? Raczej nie. Ostatnio, kiedy próbowała, zamiast głosu z jej ust wylewała się wstęga koloru. Teraz jednak była w zupełnie innym miejscu, bardziej... statycznym. Może więc warto było spróbować?
- Nie wiem, gdzie jestem - zaryzykowała, oczekując strumienia błękitu zamiast własnego głosu. - Zgubiłam się. Nie potrafię wrócić.
Jaka była szansa, że zostanie zrozumiana? Że uda się jej przekazać choćby intencję? Intencja, tak. Skupiła się w sobie i dodała jedno słowo, wkładając w nie całą siłę przekazu, jaką potrafiła w nim zawrzeć.
- Pomocy.
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

243
POST BARDA
Choć zgodnie z przypuszczeniami głos Parii nie rozbrzmiał w nieskończonej przestrzeni ani też nie pojawił się tym razem w żadnej, dostrzegalnej formie, była w stanie wyczuć, że jej intencje w jakimś stopniu dotarły do tego, co być może rządziło tym, jakże soczyście kolorowym kawałkiem rzeczywistości.
- ᛫᛫᛫ - szum, niczym westchnienie wszechświata lub może jego pomruk, poruszył egzystencją każdej cząsteczki dookoła. Libeth nie pozostała wyjątkiem. - ᛊᛏᚱᚨᚺ᛫ ᛉᚨᚷᚢᛒᛁᛖᚾᛁᛖ᛫ ᚨᚺ᛫ ᚱᛟᛉᚢᛗᛁᛖᛗ᛫ - odezwał się byt, sięgając po nią całą swoją obecnością, zalewając jej zmysły falą chłodu.
Był to pierwszy raz, odkąd pozbawiona ciała mogła poczuć niemalże fizyczny dotyk. Było to dziwnie intymne, przeszywające i przerażające jednocześnie doświadczenie. Czuła się rozkładana na części, pochłaniana i przeszywana w sposób absolutnie niepojęty. I mimo iż nie było to w procesie w żadnym stopniu bolesne, wciąż zbytnio wykraczało poza jej rozumowanie, aby pozostać spokojnym lub obojętnym na podobne traktowanie. Całe szczęście dla niej, nie trwało to długo. Obecność opuściła jej niefizyczną formę niemal tak samo szybko, jak ją nawiedziła.

- J̷̗͍̽͗̾̄ę̶̢̛̥̮̤̝̱̼̱̝͕̈́͋̏́͆̑̄͝͠z̶̡̧̧͕̪̹͇̍̂̍̚ͅÿ̷̡̳͉̺͈̣̫̳͈̯́͋͒̊k̵̛̺̜̝̈́̇̐̈́̿̏̚ ̸̲̭̪̜͖̖̜̓̈̾̚͝͝͠ś̶̢̡̛̯̤̯͔͚͚̮͖̓͆͒͆̚ḿ̷͍̬̪͔̬i̴̛̱̙͈͛̆̔̍̌͋͠e̷̛͎̝̰̾̔̍̉̍͒̚͠r̵̢̛͖̦̜̝͒̆̂̎̍t̸̙̤͎͛̆̀̽̾̎̿͝e̷̡̢̠͖͚͍͖̠͓̾̉͆̅̅́̅̐́͗ḽ̵̢̛̒͂̏͋̇͜͠n̵̗̥̳̉͆̌̃̔͝y̸̰̹̖͈͙͋͋͑̉́̉̾̓͊c̶̖̓̅͒͝ḧ̶̢͈͎͎͙̼̰́̈͒.̵̦͚̣̳̔̔ͅ - odezwał się głos. Sam w sobie nie zdradzał żadnych, znanych jej emocji, ale co najważniejsze,

tym razem była w stanie niemal zrozumieć przekaz, jaki zawierał.

- À̸̤͖̠̝̏̿͠h̷̫̮̲̔̀̾̅̄̚ͅ.̷̛̤̲̖͚̞͔͉͈͇̘̿ ̶͉́́́̂̈́͐̓͊͛R̵̨̹̗͖͙͆̀̊͂̅̈́͘͠o̵͔͎͍͋͋͑̃̄̇̆̆̆͠z̷̨͕̭̾̈́̇̒̂u̵̗͌̄m̸͉̳̮̘͖̹̻̀͆͊̊̓͜͝î̴̠̪̝̗̙̬̜̒̃e̵̜̞̼̯̮͔͈͒̀̒̉̔m̶̨͕͍̺̺͘͜.̵̨̢͎͉̝͖̬̝̭̀̇̓͒̽͌͌̊͝͠ ̶͖̙͚͖͉̤̦̘̉́͘͜͝Ś̶̢̞̱̪̯̖͎̥̫͈̋̎͑̎̊̎̈͊̔m̵̞͖̲̓͒͜i̶̹̮̓̊̈́̔͛̓̏̾̅̚ĕ̶͎̙ͅr̴̡̧̨̹̲͖̠̟̆̃ͅt̴͍̣͍̺̦͆̊̄̆̓͜͝ĕ̷̢͔̼̘̋̾̕l̴̨̮͕̼̍͊͌̑̓̔́͝ņ̵̼̹̱̹̀̾̓̿̂̀́i̴̤̗̯̜̫̩̅͐͂̀͘͠k̷͓̭̬̿̈́͂̈́̍..̷͇̹̦͕̂̑̊̃̓̅͆͘͝P̶̙̩̲̗̀͌̓͂͒̚r̵̨̪͖̙̹͍̥̳̅o̷̼͉͙̬̬̺̬̮̅͆̒͑s̶̡̲̻̪͎̮̱͉͓̑͛͛͗̃̒͆́̀͘t̴̡̯̫͛̃̃̈̐̔͋̄̆̿y̸̻̝͕͇̫͕͎͍̫̔͘̕͝ ̴̨͚̰͍̣͉͎̪͖̿͂̏͂̆ṵ̶̣͙̫̖̉̋̂̊̀̏͐͠͝m̶̨̨̜̝͕̪̜͎̾̓̈́̿͆́̉̕̕͜͝y̸̨̛͉̭͓̺͆͒͐̉͑̂̓̎͂s̸̢̲͍͈̣̞͕̑̀̎͂͑̂̄̄ł̵̢̦̖͖̯̝̝̺͑̑̅.̸͖̟̖̖̞͇̫̝͓͓͆̎̊̃͌̏̀̌̿͝.

Obecność wydała z siebie kolejny pomruk, tym razem mocniejszy, sięgając po nią raz jeszcze. Niezależnie od własnych chęci, Libeth nie mogła go w żaden sposób uniknąć. Była jednak tym razem ostrożniejsza w swoich poczynaniach. Istota czuła jej kruchość i tylko z sobie znajomego powodu nie usiłowała wykorzystać tego faktu przeciwko niej. Wraz z chłodem, jaki nawiedził ją raz wtóry, zaczęło odzywać się wrażenie wzmagającego się mrowienia. Mrowienia w kończynach, których mieć nie powinna. Mrowienie w ciele, które straciła lub które zostawiła daleko za sobą.

Paria zamrugała.

ZAMRUGAŁA. Była w stanie mrugać(!) - to pierwsze, co niemalże obróciło jej świat raz jeszcze do góry nogami. Nie potrzebowała tego robić. Wiedziała, że nie potrzebuje. Był to odruch absolutnie bezwarunkowy. Odruch typowy każdej, ludzkiej istocie z powiekami. Kiedy to zrozumiała, zauważyła, że tym razem jest w stanie na siebie spojrzeć. Miała... Ciało. Dużo mniejsze i delikatniejsze. Jej dłonie i bose stopy były drobne. Pulchniejsze. Zupełnie, niczym u dziecka. Tak, to zdecydowanie ciało dziecka! Jej klatka piersiowa straciła tę kompletną płaskość dawno temu! Poza tym? Cóż. Była kompletnie nagusieńka.
- ₴₮₩ØⱤⱫɆ₦łɆ ⱠɄĐⱫ₭łɆ. ₵Ø ⱤØ฿ł₴Ⱬ ₩ ₥ØJɆJ ₴₣ɆⱤⱫɆ? ₩ ₥ØJɆJ ĐØ₥Ɇ₦łɆ? - głos nabrał tym razem nie tylko na sile i stanowczości, ale stał się ponownie jeszcze bardziej zrozumiały niż poprzednio. Miał w sobie dziwny rezonans i rozbrzmiewał nadal wszędzie. Wewnątrz jej głowy, wewnątrz jej ciała i zewsząd dookoła.
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

244
POST POSTACI
Paria
Paria nigdy nie była szczególnie religijna. Do modlitwy uciekała się tylko w momentach, w których na szali stało coś szczególnie ważnego, jak choćby czyjeś życie, głównie jej własne. Poza tym preferowała skupiać się na życiu doczesnym, na rzeczywistości która ją otaczała - na przyjemnościach codzienności, w której przecież tyle było zachwytów! Tyle piękna do odkrycia, tyle do celebrowania, że po co na siłę szukać czegoś więcej w świątyniach? Zresztą jej wychowanie nie zakładało pobożności. Jeśli ktokolwiek z jej rodziny zawierzał interesy, czy życiowe plany bóstwom, Libeth nie zwracała na to uwagi.
Teraz została wciągnięta w miejsce, które należało do bytu przerastającego wszelkie jej doświadczenia, a nawet wyobrażenia. Czy rozmawiała - choć to dużo powiedziane - z bogiem? Czy z czymś jeszcze innym? Jakie istoty zamieszkiwały miejsca takie, jak to? Demony? Zamarła w panice, gdy poczuła obecność przenikającą ją i odzierającą z resztek odrębności. Nie potrafiła zaprotestować, nie wiedziała zresztą jak i czy na pewno powinna to robić, zresztą to przedziwne uczucie prędko się skończyło. I, jak się później okazało, przyniosło jej to same dobre zmiany.
Najpierw zaczęła rozumieć. Niewyraźnie, nie do końca, ale słowa zaczęły mieć dla niej sens. A później... później dostała ciało. Opuściła wzrok na własne dłonie, małe, pulchne rączki, które z całą pewnością nigdy nie trzymały lutni. Na dziecięcy brzuszek i małe, bose stopy. Wybór takiej a nie innej formy dla niej nie powinien jej chyba dziwić; dla istoty, w której domenę wkroczyła, jej życie musiało trwać zaledwie chwilę. Z jej perspektywy Paria była dzieckiem i będzie nim, gdy będzie umierać, jeśli dożyje starości. Spodziewała się, że głos, który się z niej wydobędzie, również będzie należał do dziecka.
- Dziękuję - powiedziała niepewnie, testując swoje nowe struny głosowe. Zapewne dostała ciało tylko po to, by mogła się wypowiedzieć, ale wciąż doceniała bycie zamkniętą we względnie znajomej formie. Ludzkiej formie. Takiej, która posiadała głowę, oczy, ręce i nogi. Może gdyby teraz spróbowała zemdleć, to by się jej udało? Tak. Brzmiało jak plan. Może spróbuje, za chwilę. Najpierw wypadało odpowiedzieć na pytanie.
- Nie śmiałabym samowolnie wkraczać do twojej domeny - odezwała się ostrożnie. - Zostałam tu wciągnięta wbrew swojej woli. Bardzo chcę wrócić tam, skąd jestem. Szukam wyjścia, ale nie potrafię go znaleźć.
Obróciła się w miejscu, szukając źródła głosu, który dobiegał zewsząd, a potem opuściła wzrok w dół, na swoje stopy, by zorientować się na czym stoi. Na końcu języka miała pytanie, ale nie była pewna, czy może je zadać. Być może powinna znać odpowiedź? I może nawet by jakoś sama do niej doszła, gdyby miała choćby mgliste pojęcie dotyczące tego, gdzie się znajduje. W końcu zebrała się na odwagę, zakładając, że gdyby istota była wroga, ich dyskusja skończyłaby się jeszcze zanim się zaczęła.
- Kim jesteś...? - spytała.
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

245
POST BARDA
Głos Parii był drobny i tak samo dziecięcy, jak postać, którą obecnie przybrała. Ba, wydawał się jeszcze drobniejszy w porównaniu do głosu tego, co z nią rozmawiało, co na swój sposób było nieco krępujące.
Spokojny szum aprobaty rozszedł się po abstrakcyjnym świecie, który z nieznanych przyczyn zaczął zmieniać swój krajobraz, przybierając nieco bardziej rozpoznawalne dla niej kształty. Niektóre przypominały niemalże pokraczne drzewa i krzewy, inne wyjątkowo groteskowe budynki.
- ⱤØⱫɄ₥łɆ₥. ₱Ø₩łɆĐⱫ. ₵ⱫɎ ₮Ø ĐⱠ₳₮Ɇ₲Ø, ₵ⱫɄć ₩ ₮Ø฿łɆ ĐØ₮₭₦łę₵łɆ ₩łĐⱫą₵Ɇ₲Ø? - zadał jej kolejne, tym razem bardziej zaskakujące pytanie głos. - ₮₳ ĐØ₥Ɇ₦₳ ₦łɆ Ⱬ₦₳JĐɄJɆ ₴łę ₱ØĐ ₱łɆ₵Ⱬą ₩łĐⱫą₵Ɇ₲Ø. ĐⱫłɆ₵₭Ø Ś₥łɆⱤ₮ɆⱠ₦Ɏ₵Ⱨ.
Plama soczyście burgundowej czerwieni, przeplatanej bąbelkami bieli, szarości i błękitu zmieniała się również pod jej stopami. Formowała w bulwiaste, poskręcane twory na cienkich, rozrastających się "łodyżkach". Zwijały się i rozwijały. Powoli. Niespiesznie.
- ₦łɆ ł₴₮₦łɆJą ₴łØ₩₳ ₩ ż₳Đ₦Ɏ₥ JęⱫɎ₭Ʉ ś₥łɆⱤ₮ɆⱠ₦Ɏ₵Ⱨ, ₭₮óⱤɆ ฿ɎłɎ฿Ɏ ₩ ₴₮₳₦łɆ ØĐĐ₳ć Ⱬ₦₳₵ⱫɆ₦łɆ ₥ØJɆ₲Ø ł₥łɆ₦ł₳. ₦łɆ JɆ₴₮Ɇś ₩ ₴₮₳₦łɆ ₲Ø ₩Ɏ₱Ø₩łɆĐⱫłɆć Ɽó₩₦łɆż ₩ ₥Øł₥ JęⱫɎ₭Ʉ - odpowiedziała jej istota z czymś na kształt namysłu. - ₮₩ØJ₳ ĐɆⱫØⱤłɆ₦₮₳₵J₳ JɆ₴₮ ₲łØś₦₳. ₮₩óJ ₴₮Ɽ₳₵Ⱨ JɆ₴₮ JɆ₴Ⱬ₵ⱫɆ ₲łØś₦łɆJ₴ⱫɎ.
W odległości, którą prawdopodobnie można by określić jej rozumowaniem kilkoma metrami od niej samej, na tle wyjątkowo głębokiego, niezmąconego odcienia czerwieni, zaczął wyrastać zdecydowanie nietypowy dla tego miejsca, ciemny kształt. Był zaskakująco zbity i trwały w swojej strukturze. Ciężki. Toporny. Ostro ciosany na rogach. W swej ostatecznej formie, Libeth nie mogła porównać go do niczego innego, jak do wyjątkowo wysokiego, przynajmniej trzymetrowego, kamiennego tronu. Tronu z początkowo pustego, zanim kolejny obiekt nie począł materializować się na jego szerokim siedzisku. Wpierw niespójny, lecz coraz bardziej humanoidalny kształt stopniowo nabierał na ostrości, wyrazistości i szczegółach - obrastające ją czerwone pióra; długie, szponiaste łapy oraz stopy w kolorze niewiele różniącym się od tronu; duży i długi nos-... Nie, DZIÓB. Głowa niczym ptasia czaszka. Złote przebarwienia w kilku miejscach. Postać przyozdabiały również z jakiegoś powodu złote łańcuchy z monet oraz ciężkie bransolety tego samego koloru.
Spoiler:
Ciężki łeb dużo masywniejszego, górującego nad nią stworzenia przekręcił się lekko do boku.
- Śₘᵢₑᵣₜₑₗₙₑ ᵤₘᵧₛłᵧ. ⱼₐₖżₑ 𝒹ₑₗᵢₖₐₜₙₑ ᵢ ₖᵣᵤ𝒸ₕₑ. C𝓏ᵧ ₜₐ 𝒻ₒᵣₘₐ ᵦę𝒹𝓏ᵢₑ ₒ𝒹ₚₒ𝓌ᵢₑ𝒹ₙᵢₐ? - zapytało stworzenie tym samym, lecz znacznie czyściej niż kiedykolwiek wcześniej brzmiącym głosem. Głosem docierającym tym razem wyłącznie od niego. - ₛ𝓏ᵤₖₐₛ𝓏 𝓌ᵧⱼś𝒸ᵢₐ, ₘó𝓌ᵢₛ𝓏. ⱼₑₛₜ 𝓌ᵢₑₗₑ 𝓌ᵧⱼść. Dₗₐ ₖₒ𝓰ₒ ⱼₑ𝒹ₙₐₖ? Dₗₐ ₛᵢₑᵦᵢₑ? C𝓏ᵧ ₘₒżₑ 𝒹ₗₐ ₜₑ𝓰ₒ, ₖₜₒ ₜᵣₐ𝒻ᵢł ₜᵤ ₚᵣ𝓏ₑ𝒹 ₜₒᵦą?
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

246
POST POSTACI
Paria
Pytanie zdezorientowało ją jeszcze bardziej. Dotyk widzącego? Nie wiedziała, jak ma to rozumieć, choć odpowiedź zapewne była prosta. Chodziło o jej marne zdolności magiczne, czy o współpracę z Domem Śnienia, która odcisnęła się na niej jakimś widocznym dla tej istoty piętnem? Milczała przez chwilę, usiłując ostrożnie dobrać słowa. Nie było to łatwe.
- Nie wiem, czy to dlatego - powiedziała w końcu, postanawiając nie mówić niczego, co mogłoby się okazać skrajnie głupie.
Dezorientacja i strach, tak, to były emocje, które czuła najmocniej, choć ona nazwałaby je inaczej. Od stóp do głów wypełniała ją rozpacz i panika - to byłoby bardziej trafne. Nie rozumiała tego świata, nie rozumiała zasad nim rządzących, ani swojego miejsca w nim. Teraz już było odrobinę lepiej, gdy jej świadomość znalazła się w ramach jakiegoś ciała, nawet jeśli to ciało było zupełnie obce. Chociaż czy faktycznie takie było? Zbyt wiele lat minęło, odkąd była tak mała, by pamiętała kształt swoich dłoni i odcień skóry z tamtych czasów. Ale jej wygląd miał teraz absolutnie drugorzędne znaczenie, więc nie poświęciła mu więcej, niż jedną myśl.
- Ludzie boją się tego, czego nie znają - wytłumaczyła się. - I nie rozumieją. To dla nas naturalne.
Obserwowała, jak formuje się przed nią tron, a potem zasiada na nim istota. Z jakiegoś powodu poczuła ulgę, gdy mogła spojrzeć w konkretne miejsce i zobaczyć swojego rozmówcę, nawet jeśli wszystko, co się działo, wciąż przerastało najbardziej abstrakcyjne z jej snów. Nie była to forma ludzka, ani nawet do końca humanoidalna, ale chyba powinna docenić fakt, że próbował dostosować się do jej ograniczonych zmysłów. Uklękła przed ptasią istotą, opierając dłonie na kolanach.
- Tak. Dziękuję - odpowiedziała.
Gdy stworzenie poruszyło temat wyjścia, skupiła się, licząc na sugestię, delikatne popchnięcie we właściwym kierunku. Ostatnie słowa jednak sprawiły, że szeroko otworzyła ze zdumienia oczy. Shaoli? W swoim przerażeniu nie wpadła na to, by jej tu szukać, ale z drugiej strony nie wiedziała przecież nawet jak miałaby to zrobić. Jeśli świadomość dziewczyny została te kilka lat temu wciągnięta właśnie tutaj, może mogłyby wyjść stąd razem? Może znajdą się i wspólnie przebiją przez barierę, by wrócić do świata śmiertelnych?
Z drugiej strony, Kamelio twierdził, że Shaoli była uzdolnioną śniącą. Jeśli trafiła tutaj i od tak dawna nie potrafiła opuścić tego miejsca, nie przepowiadało to niczego dobrego dla Libeth, która zdecydowanie nie była nadzwyczaj uzdolniona, a jej sztuczki magiczne zapewne nie mogły się równać z tym, co potrafiła młoda elfka. Zresztą, czy w ogóle działały tutaj, w tym świecie? Jeśli Shaoli tkwi tutaj już tak długo, być może obie zostaną tu na zawsze. Paria zacisnęła małe piąstki, znów czując narastającą panikę.
- Nie wiedziałam, że jest tutaj. Coś próbowało ją... nie wiem, coś jej zrobić, jakaś zła, mroczna siła. Próbowałam pomóc. Przytrzymać ją w miejscu. Może ściągnąć z powrotem, gdyby się udało, ale... ale się nie udało, zostałam wessana tutaj. Czy to ona to zrobiła? - spytała. - Gdzie jest ta, która trafiła tu wcześniej? Czy jest gdzieś wyjście, przez które będziemy mogły stąd odejść razem i wrócić do naszego świata?
Nie mogła się przyzwyczaić do swojego dziecięcego głosu. Jej pytania były poważne, a brzmiały infantylnie.
- Skoro jest tyle wyjść, dlaczego nie przeszła przez żadne do tej pory?
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

247
POST BARDA
Gęsty pióropusz gigantycznego ptaszyska nastroszył się i nieco podniósł - niczym u niektórych papug. Chwilę później, sam, przyozdabiający go łeb został przekręcony do boku w geście, który mógłby sugerować zaciekawienie(?). I choć wydawało się niepojętym, aby istota tego pokroju, wykraczająca jako taka poza ludzkie rozumowanie mogła zainteresować się byle śmiertelnikiem, istniało całkiem spore prawdopodobieństwo, że nie tylko kształty, ale także i gesty oraz zachowania mogła do pewnego stopnia mimikować, wychodząc w ten sposób pojmowaniu Parii jeszcze bardziej naprzeciw.
- "Złₐ". "ₘᵣₒ𝒸𝓏ₙₐ" - powtórzyła powoli, zdając się kontemplować znaczenie użytych przez Libeth słów. -ᵢₙₜᵣᵧ𝓰ᵤⱼą𝒸ₑ ₚₒⱼę𝒸ᵢₐ, ⱼₐₖₖₒₗ𝓌ᵢₑₖ ᵦłę𝒹ₙₑ ᵢ ₚłᵧₜₖᵢₑ ᵦᵧ ₙᵢₑ ᵦᵧłᵧ. C𝓏ᵧż ₜₒ ₙᵢₑ ₖₒₗₑⱼₙₑ ₘᵢₐₙₐ, ₖₜóᵣₑ śₘᵢₑᵣₜₑₗₙᵢ ₚᵣ𝓏ᵧₚᵢₛᵤⱼą 𝓌łₐśₙᵢₑ ₜₑₘᵤ, 𝒸𝓏ₑ𝓰ₒ ₛᵢę ᵦₒⱼą ᵢ 𝒸𝓏ₑ𝓰ₒ ₙᵢₑ ᵣₒ𝓏ᵤₘᵢₑⱼą? ₜₑₘᵤ, 𝒸𝓏ₑ𝓰ₒ ₙᵢₑ 𝓏ₙₐ𝒸ᵢₑ, ⱼₐₖ ₜ𝓌ᵢₑᵣ𝒹𝓏ᵢₛ𝓏? ₒₛₒᵦₐ, ₖₜóᵣₐ ₜᵣₐ𝒻ᵢłₐ ₙₐ ₜₑᵣₑₙᵧ ₛąₛᵢₐ𝒹ᵤⱼą𝒸ᵧ𝒸ₕ ₜᵤ 𝓏ₑ ₛₒᵦą ₚłₐₛ𝓏𝒸𝓏ᵧ𝓏ₙ ᵢ ₛ𝒻ₑᵣ, ₚₒ𝒹ₒᵦₙᵢₑ ⱼₐₖ ₜᵧ, ₚₒₚₑłₙᵢłₐ ᵦłą𝒹, ₚᵣ𝓏ₑ𝓏 ₖₜóᵣᵧ ᵤₜₖₙęłₐ. ₚₒ𝒹𝒸𝓏ₐₛ 𝓰𝒹ᵧ ₜ𝓌óⱼ ₚₒₗₑ𝓰ₐł ⱼₑ𝒹ᵧₙᵢₑ ₙₐ ₙᵢₑₚᵣ𝓏ₑₘᵧśₗₑₙᵢᵤ 𝓌łₐₛₙᵧ𝒸ₕ 𝒹𝓏ᵢₐłₐń, 𝓏ₐₙᵢₘ ⱼₑ ₚₒ𝒹ⱼęłₐś, ₙᵢₑ ₘₐⱼą𝒸 ₚᵣ𝓏ᵧ ₜᵧₘ ₒ𝒹ₚₒ𝓌ᵢₑ𝒹ₙᵢₑⱼ ₖₒₙₜᵣₒₗᵢ ₐₙᵢ 𝓌ᵢₑ𝒹𝓏ᵧ, ₜₐₘₜₐ 𝒹ₐłₐ ₛᵢę 𝓌𝒸ᵢą𝓰ₙąć 𝓏ᵦᵧₜ 𝓰łęᵦₒₖₒ, ₛą𝒹𝓏ą𝒸, żₑ ₚₒₛᵢₐ𝒹ₐ ᵢ𝒸ₕ 𝒹ₒść. ₚᵣ𝓏ₑₛₐ𝒹ₙₐ ᵤ𝒻ₙₒść 𝓌ₑ 𝓌łₐₛₙₑ ₛᵢłᵧ ᵢ ₘₒżₗᵢ𝓌ₒś𝒸ᵢ 𝓌 ₒᵦᵤ ₚᵣ𝓏ᵧₚₐ𝒹ₖₐ𝒸ₕ ᵦᵧłₐ ⱼₑ𝒹ₙₐₖ 𝒹ₒₖłₐ𝒹ₙᵢₑ ₜₐₖ ₛₐₘₒ 𝓏𝓰ᵤᵦₙₐ 𝓌 ₛₖᵤₜₖₐ𝒸ₕ.
Pomimo całej krytyki, istota nie wydawała się ani wyśmiewać, ani też szydzić. Bardziej przypominało to głośne rozmyślenia oraz wysunięte wnioski, niżeli cokolwiek innego.
- ₒ𝒹ₚₒ𝓌ᵢₐ𝒹ₐⱼą𝒸 ⱼₑ𝒹ₙₐₖ ₙₐ ₜ𝓌ₒⱼₑ ₚᵧₜₐₙᵢₐ - kontynuowała spokojnie. - ₙᵢₑ ₛą𝒹𝓏ę, ₐᵦᵧ ₜₐ, ₖₜóᵣₐ ₜᵤ ₜᵣₐ𝒻ᵢłₐ ₚᵣ𝓏ₑ𝒹 ₜₒᵦą, ₚₒₛᵢₐ𝒹ₐłₐ ₒᵦₑ𝒸ₙᵢₑ 𝓌 ₛₒᵦᵢₑ 𝒹ₒść 𝓌ₒₗₙₑⱼ 𝓌ₒₗᵢ ₒᵣₐ𝓏 ₖₒₙₜᵣₒₗᵢ, ᵦᵧ ₘó𝒸 𝒸ᵢę 𝒹ₒₛᵢę𝓰ₙąć 𝓌 ₘₐₜₑᵣᵢₐₗₙᵧₘ ś𝓌ᵢₑ𝒸ᵢₑ. ⱼₑⱼ 𝒻ᵢ𝓏ᵧ𝒸𝓏ₙₐ 𝒻ₒᵣₘₐ ₛₜₐₙₒ𝓌ᵢ ⱼₑ𝒹ᵧₙᵢₑ ₚᵣ𝓏ₑₖₐźₙᵢₖ, 𝓏 ₖₜóᵣᵧₘ ₜᵣ𝓏ᵧₘₐ ⱼą ₒᵦₑ𝒸ₙᵢₑ ⱼᵤż ₜᵧₗₖₒ ᵦₐᵣ𝒹𝓏ₒ 𝒸ᵢₑₙₖₐ ₙᵢć. Wᵢ𝒹𝓏ą𝒸ᵧ ⱼₑₛₜ 𝓏ₐₜₑₘ ₙₐⱼₚₑ𝓌ₙᵢₑⱼ ₜᵧₘ, ₚᵣ𝓏ₑ𝓏 ₖₒₙₜₐₖₜ 𝓏 ₖₜóᵣᵧₘ ₜᵤ ₜᵣₐ𝒻ᵢłₐś. ⱼₑₛₜ ᵣó𝓌ₙᵢₑż ₜᵧₘ, ₖₜóᵣₑ𝓰ₒ ₛłᵤ𝓰ₐ ₙᵢₑ ₚₒ𝓏𝓌ₐₗₐ ⱼₑⱼ ₒₚᵤś𝒸ᵢć ₜₑ𝓰ₒ ₘᵢₑⱼₛ𝒸ₐ.
Długie szpony niemalże leniwie postukały o jeden z podłokietników ciemnego tronu.
- ₜₒ ₚᵣₐ𝓌𝒹ₐ, żₑ 𝓌ᵧⱼść ⱼₑₛₜ 𝓌ᵢₑₗₑ. G𝒹𝓏ᵢₑ ᵢ𝒸ₕ ⱼₑ𝒹ₙₐₖ ₛ𝓏ᵤₖₐć. ⱼₐₖ 𝓏 ₙᵢ𝒸ₕ ₛₖₒᵣ𝓏ᵧₛₜₐć. ₙₐₗₑżᵧ ₜₒ ᵣó𝓌ₙᵢₑż 𝓌ᵢₑ𝒹𝓏ᵢₑć - wtem szpony zamarły w połowie ruchu, a sama istota jakby wykonała krótką pauzę, zanim zdecydowała się kontynuować. - ₚₒ𝓌ᵢₑ𝒹𝓏, śₘᵢₑᵣₜₑₗₙᵢₖᵤ. ⱼₑₛₜₑₘ 𝒸𝓏ₑ𝓰ₒś 𝒸ᵢₑₖₐ𝓌. ₙᵢₑ 𝓌ᵧ𝒹ₐⱼₑₛ𝓏 ₛᵢę ₚₒ𝓌ᵢą𝓏ₐₙₐ 𝓏 ₗₒₛₑₘ ₜₑⱼ, ₖₜóᵣₐ ₜᵤ ₚᵣ𝓏ₑᵦᵧ𝓌ₐ. C𝓏ₑₘᵤ, ₘᵢₘₒ ₜₑ𝓰ₒ, ₚₒ𝒹ₑⱼₘᵤⱼₑₛ𝓏 ᵣᵧ𝓏ᵧₖₒ? Cₒ ₚₗₐₙᵤⱼₑₛ𝓏 ₙₐ ₜᵧₘ 𝓏ᵧₛₖₐć, ⱼₑśₗᵢ 𝓌ₒₗₙₒ ₘᵢ ₜₐₖ ₛ𝒻ₒᵣₘᵤłₒ𝓌ₐć ₚᵧₜₐₙᵢₑ?
Paria poczuła, jak jej nie do końca fizyczne, ale przynajmniej widoczne ciało przechodzi nowa porcja wrażenia przypominającego mrowienie. Razem z nim nadeszło nieodparte przeświadczenie o tym, że zadane pytanie było dużo ważniejsze, niż się wydawało.
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

248
POST POSTACI
Paria
Będąc z reguły dość wygadaną osobą i kimś, kto znajduje odpowiedź na wszystko, w kontakcie z tym bytem Paria czuła się wyjątkowo zdezorientowana. Zamknięta w ciele dziecka, wpatrywała się w ptasią głowę, w obserwujące ją z zaciekawieniem czarne oczy, szukając słów, jakich mogłaby użyć w reakcji na zarzuty. Nie znalazła ich.
- Próbowałam tylko pomóc - powiedziała w końcu cicho. - Najlepiej, jak potrafiłam.
Nie sądziła, by tę istotę to interesowało. Wciąż nie miała pojęcia z kim w ogóle rozmawia. Czy to był demon? Któryś z bogów? Nie miała pojęcia. Była jednak pewna, że nie była dla niego niczym więcej, niż ulotną ciekawostką, której mógł się pozbyć, kiedy mu się znudzi. Dał jej ciało, z taką samą łatwością mógł je więc jej odebrać i posłać ją w niebyt.
Fakt, że to nie Shaoli ją tu wciągnęła, okazał się dla niej bardziej niepokojący, niż się spodziewała. Pamiętała to spojrzenie, prawie świadome, jakim uraczyła ją sekundę przed tym, jak Libeth poczuła szarpnięcie i coś wyrwało ją ze znajomej formy, była więc przekonana, że to elfka była odpowiedzialna za jej obecną sytuację. Tymczasem okazywało się, że jej oczami spojrzał na nią ktoś inny? Widzący? Sługa Widzącego? Nic z tego nie rozumiała. Może gdyby na jej miejscu znalazł się Kamelio, mógłby z tych słów wyciągnąć jakieś konstruktywne wnioski, Paria tymczasem z chwili wypełnionych namiastką nadziei, zaczęła zawracać ku swojej poprzedniej rozpaczy.
- Nie chciałam się kontaktować z żadnym... Widzącym. Czy jego sługa nie pozwala też opuścić tego miejsca mi? Nie chcę tu zostać.
W ustach dziecka, jakim chwilowo była, zabrzmiało to jak infantylny bunt. Tymczasem Libeth naprawdę nie chciała tu być. Zrobi wszystko, co będzie w stanie, żeby opuścić to okropne miejsce, nawet jeśli chwilowo było względnie... znośnie.
- Nie wiem, jakim cudem tu trafiłam, więc tym bardziej nie wiem gdzie szukać i jak korzystać z wyjść - przyznała. - Czy mógłbyś... wskazać mi drogę i powiedzieć, jak nią iść? Znajdę tę, która trafiła tu przede mną i obie opuścimy to miejsce.
Gdy padło pytanie, Paria zamilkła, zastanawiając się nad odpowiedzią. Nie była Shaoli niczego winna. Nie była też winna Kamelio tego, by sprowadzić stąd jego siostrę, zwłaszcza, że nie potrafiła tego zrobić. Elf w ogóle przecież nie wiedział, że obie znalazły się w tym samym miejscu, prawda? Mogła skierowana w odpowiednią stronę udać się tam czym prędzej i wybudzić się bezpiecznie we własnym ciele, w Domu Śnienia, gdzie otaczać ją będą nieruchome ściany, a głosy dochodzić będą nie zewsząd, a z poruszających się w znajomy sposób ust normalnych ciał.
- Nic - odparła. - Nic na tym nie zyskam. Ale my... tacy jak ja... to znaczy, śmiertelnicy, szukają sensu swojego krótkiego istnienia w wielu rzeczach. Jedni w sztuce, inni w walce, jeszcze inni w poświęceniu życia... uhh... służbie bogom, chociażby. Mój przyjaciel całe życie poświęcił tej, która tu utknęła. Łączą ich więzy krwi i on... cały czas liczy na to, że jego siostra wróci. A teraz... teraz już wiem, że jeśli wiąże ją z jej ciałem już tylko wątła nić, to albo ja sprowadzę ją z powrotem, albo nikt. Chcę tylko...
Zamilkła na moment, dochodząc do wniosku, że jej pobudki będą dla tego stworzenia kompletnie bzdurne. Mało istotne i niezrozumiałe.
- Chcę, żeby był szczęśliwy - dokończyła niepewnie i przestąpiła z nogi na nogę. - Ale przede wszystkim chcę stąd odejść i wrócić tam, skąd przyszłam.
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

249
POST BARDA
- W żₐ𝒹ₙᵧₘ ᵣₐ𝓏ᵢₑ. ₜₑₙ 𝓌ᵧₘᵢₐᵣ ₙₐₗₑżᵧ 𝓌ᵧłą𝒸𝓏ₙᵢₑ 𝒹ₒ ₘₙᵢₑ - wyjaśniła istota, co było w pewnym sensie pocieszające, ale wciąż za mało pomocne. - ₛᵧₜᵤₐ𝒸ⱼₐ 𝓏ₘᵢₑₙᵢ ₛᵢę ⱼₑ𝒹ₙₐₖ, ⱼₑśₗᵢ ₜ𝓌ₒᵢₘ żᵧ𝒸𝓏ₑₙᵢₑₘ ᵦę𝒹𝓏ᵢₑ 𝓰ₒ ₒₚᵤś𝒸ᵢć. ₘₒⱼₑ ₛłₒ𝓌ₒ ⱼₑₛₜ ₚᵣₐ𝓌ₑₘ 𝓌 ₒᵦᵣęᵦᵢₑ ₘₒⱼₑⱼ 𝒹ₒₘₑₙᵧ. ⱼₑ𝓰ₒ ₛłₒ𝓌ₒ, ᵦę𝒹𝓏ᵢₑ ₚᵣₐ𝓌ₑₘ 𝓌 ₒᵦᵣęᵦᵢₑ ⱼₑ𝓰ₒ. ₜ𝓌ₒⱼₑ ₛ𝓏ₐₙₛₑ ₙₐ ₚₒ𝓌ₒ𝒹𝓏ₑₙᵢₑ ₙᵢₑ ᵦę𝒹ą 𝓌ᵧₛₒₖᵢₑ.
Innymi słowy, jeśli Paria chciała opuścić to miejsce i udać się na pomoc Shaoli, musiała zaryzykować możliwością zostania uwięzioną w dokładnie ten sam sposób, co i ona. Uwięzioną oraz pozbawioną możliwością odwrotu w miejscu, w którym jego właściciel mógł być dużo mniej przystępnym gospodarzem.
Ptasiopodobny twór czekał cierpliwie na odpowiedź, a gdy ta wreszcie padła, z taką samą cierpliwością jej wysłuchał. Przez jakiś czas, w ciszy, nazmiennie unosił i opuszczał pióropusz na głowie. Drobne monety na delikatnych, złotych łańcuszkach zadzwoniły melodyjnie, gdy wreszcie poruszył się, wychylając ze swojego tronu w stronę czekającej na reakcję Libeth. Zygzaki czerwieni, bieli, czerni i błękitu uformowały piękny, acz dziwaczny wzór, podobny absolutnie do niczego pod jej własnymi stopami.
- ⱼₑₛₜₑś ᵦₐᵣ𝒹𝓏ₒ ₛ𝓏𝒸𝓏ₑᵣᵧₘ ₛₜ𝓌ₒᵣ𝓏ₑₙᵢₑₘ - odezwała się wreszcie istota. - Dₒ𝒸ₑₙᵢₐₘ ₜₒ, ₙₐ𝓌ₑₜ ⱼₑśₗᵢ ₘₒⱼₑ 𝓌łₐₛₙₑ ₒ𝓰ᵣₐₙᵢ𝒸𝓏ₑₙᵢₐ 𝓌 ₚₒₜₑₙ𝒸ⱼₐₗₑ 𝓏ᵣₒ𝓏ᵤₘᵢₑₙᵢᵤ ᵢₛₜₒₜ ₒᵣ𝓰ₐₙᵢ𝒸𝓏ₙᵧ𝒸ₕ 𝓏 ₜ𝓌ₒⱼₑ𝓰ₒ 𝓌ᵧₘᵢₐᵣᵤ ₙᵢₑ ₚₒ𝓏𝓌ₐₗₐⱼą ₘᵢ ₚₒⱼąć 𝓏ₙₐ𝒸𝓏ₙₑⱼ 𝒸𝓏ęś𝒸ᵢ 𝓏 ₜₑ𝓰ₒ, 𝒸ₒ ᵤₛᵢłᵤⱼₑₛ𝓏 ₘᵢ 𝓌ᵧₜłᵤₘₐ𝒸𝓏ᵧć. ₚₒ𝓏𝓌óₗ 𝓌ᵢę𝒸, żₑ ₚₒ𝒹𝓏ᵢₑₗę ₛᵢę 𝒸𝓏ᵧₘś 𝓌ᵢę𝒸ₑⱼ 𝓌 𝒹ₒ𝓌ó𝒹 𝓌𝒹𝓏ᵢę𝒸𝓏ₙₒś𝒸ᵢ ₋ 𝓰𝒹ᵧ ₜᵧₗₖₒ ᵤ𝒹ₐₛ𝓏 ₛᵢę 𝓏ₐ ₛ𝓌ₒⱼą ₚₒₚᵣ𝓏ₑ𝒹ₙᵢ𝒸𝓏ₖą, ₜ𝓌ₒⱼₑ ₛ𝓏ₐₙₛₑ ᵦę𝒹ą ₙᵢₑ ₜᵧₗₖₒ ₙᵢₑ𝓌ᵧₛₒₖᵢₑ. ₛₜₐₙą ₛᵢę 𝓏ₙᵢₖₒₘₑ 𝓌 ₘₒₘₑₙ𝒸ᵢₑ, 𝓌 ₖₜóᵣᵧₘ ₒₚᵤś𝒸ᵢₛ𝓏 ₜę ₛ𝒻ₑᵣę.
Ogromna głowa zawisła nad drobną, dziecięcą formą, w jakiej zamknięta była świadomość Parii. I choć nie czuła się zagrożona z jej strony, ciemne spojrzenie z czeluści nieskończenie czarnych oczodołów, jakkolwiek ze strony wizualnej niezmienne, zdawało się na niej wręcz fizycznie wyczuwalnie skupione i przeszywające.
- Śₘᵢₑᵣₜₑₗₙᵢₖᵤ. ⱼₑśₗᵢ ₘᵢₘₒ ₜₑⱼ 𝓌ᵢₑ𝒹𝓏ᵧ 𝓌𝒸ᵢąż ₛ𝓏ᵤₖₐₛ𝓏 ᵣₒ𝓏𝓌ᵢą𝓏ₐₙᵢₐ ₋ 𝓏ₐ𝓌ᵢąż 𝓏ₑ ₘₙą ₖₒₙₜᵣₐₖₜ.
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

250
POST POSTACI
Paria
Gdy wyobrażała sobie przebudzenie się w Domu Śnienia obok przebudzającej się razem z nią Shaoli, niemal widziała reakcję Kamelio. Istniało na świecie niewiele osób, na których tak by jej zależało, które tak chciałaby uszczęśliwić, jak jego. Zresztą jej elf wystarczająco wiele już w życiu przeszedł, zasługiwał w nim przynajmniej na jedną dobrą rzecz. No, jedną poza Libeth, która była wspaniałą towarzyszką - zupełnie nieskromnie doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że znacząco wpłynęła na poprawę jakości życia Kamelio. Gdyby sprowadziła jego siostrę z powrotem, może widziałaby ten jego prawdziwy, rozświetlający oczy uśmiech częściej, niż teraz. Z drugiej strony, jeśli ruszy za Shaoli, mogła nie zobaczyć go nigdy więcej, a zanim ponownie pojawi się on na jego twarzy, minie wiele lat.
Ale nad czym się ona w ogóle zastanawiała? Skąd się w niej brał ten idiotyczny altruizm? To nie był na to czas. Powinna skupić się na własnej sytuacji, która była kompletnie oderwana od wszystkiego, co Parii kiedykolwiek się choćby śniło. Może dlatego łatwiej było myśleć o czymś innym, o czymś, co zostało w realnym świecie i było łatwiejsze do pojęcia, niż konwersacja, jaką właśnie prowadziła?
Nie była pewna, czy istota ją ostrzegała, czy jej groziła. Nie wiedziała też, dlaczego w ogóle z nią rozmawiała, ale daleka była od narzekania na to. Znów kogoś zaskakiwała swoją szczerością; tego się nie spodziewała, nie tutaj. Zadano jej pytanie, a ona postanowiła odpowiedzieć zgodnie z prawdą, bo okłamywanie czegoś takiego nie mogło mieć dobrych konsekwencji.
- K-kontrakt...? - powtórzyła niepewnie. Świetnie. Bo zawiązanie kontraktu z tym obcym na pewno będzie mieć konsekwencje rewelacyjne. Jeśli jednak miało jej to jakoś pomóc w wydostaniu się stąd, z czym nie miałaby w innym przypadku żadnych szans, czy miała jakikolwiek wybór? Z jakiegoś powodu spoglądająca na nią z góry istota chciała ją wesprzeć w jej staraniach. Czy aż tak nudne było życie w tej domenie, że warto było bawić się w kontrakty ze śmiertelnikami?
Wiele słyszała legend i historii o tym, jak podobne umowy kończyły się źle. Ktoś godził się na pewne warunki, a te później zostawały przekręcone, jak odbite w krzywym zwierciadle. To samo mogło się stać z nią, jeśli nie będzie ostrożna. Prawdę mówiąc, jeśli będzie ostrożna, to również. Splotła dłonie za plecami, resztką wysiłku woli powstrzymując się przed wycofaniem się o kilka kroków. Wpatrywała się w ciemne, bezdenne oczy, ale nie potrafiła wyczytać w nich intencji i pobudek swojego nietypowego rozmówcy.
- Jaki kontrakt? - spytała. - Chcesz mi pomóc, tak? W zamian... w zamian za co?
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

251
POST BARDA
O kontraktach i paktach z demonami oraz ciemnymi mocami, słyszeli i wystrzegali się nawet ci, którzy z magią nie mieli nigdy nic wspólnego. Powszechnie uważano tego typu układy, jak i osoby je zawiązujące za wypaczone. Za złe i mroczne. To właśnie tego typu praktyki obwiniano za pojawienie się na Herbii demonów, jak i w późniejszym czasie - Wieży. Jak wiele jednak było w tym prawdy, a jak wiele typowo ludzkiego lęku, o którym sama Libeth niedawno wspomniała, trudno określić.
Wybór, przed jakim stanęła, tak czy inaczej dawał jej mocno ograniczoną ilość możliwości. Mogła porzucić Shaoli i skorzystać z jedynej, brzmiącej na względnie bezpieczną możliwości, wyrażając chęć powrotu do swojego świata oraz ciała w pojedynkę. Kwestia tego, jak zniesie to jej własne sumienie, pozostawała w takim wypadku do dalszej dyskusji. Mogła również spróbować pomóc na własną rękę wbrew ostrzeżeń ptasiopodobnej istoty. Od jej wszakże decyzji zależało, na ile chciała jej zaufać.
- ₜ𝓌ₒⱼₑ ₒ𝒸𝓏ᵧ - rozbrzmiała odpowiedź, podczas gdy jeden ze szponiastych palców wycelował spokojnie i bez pośpiechu w jej drobną, zapewne tak samo dziecięcą co i reszta jej tymczasowej powłoki twarz. Zanim jednak Libeth dobrze zdążyła wpaść w panikę, istota kontynuowała. - Cₕ𝒸ę 𝓏ₒᵦₐ𝒸𝓏ᵧć 𝒹𝓏ᵢ𝓌ₙᵧ, ₙᵢₑₚₒⱼęₜᵧ ś𝓌ᵢₐₜ śₘᵢₑᵣₜₑₗₙᵧ𝒸ₕ. ₜₑₙ ₛₐₘ, 𝓏 ₖₜóᵣₑ𝓰ₒ ₛₚᵣₒ𝓌ₐ𝒹𝓏ᵢł 𝒸ᵢę Wᵢ𝒹𝓏ą𝒸ᵧ. ₜₑₙ ₛₐₘ, ₙₐ ₖₜóᵣᵧ ₚᵣ𝓏ᵧ𝒸ₕᵧₗₙᵢₑ ₚₐₜᵣ𝓏ᵧ ₙₐₛ𝓏 ₙᵢₒₛą𝒸ᵧ ₛ𝓏𝒸𝓏ęś𝒸ᵢₑ. ₚₒₜᵣ𝓏ₑᵦᵤⱼę ⱼₑ𝒹ₙₐₖ 𝓌łₐₛₙₑ𝓰ₒ ₚᵣ𝓏ₑₖₐźₙᵢₖₐ - wyjaśniła. - Cₕ𝒸ę, żₑᵦᵧ 𝒸𝓏ęść ₘₙᵢₑ ₚₒₛ𝓏łₐ 𝓏 ₜₒᵦą. Z𝒹ₒᵦᵧłₐ 𝓌ᵢₑ𝒹𝓏ę. Zᵣₒ𝓏ᵤₘᵢₐłₐ. Zₒᵦₐ𝒸𝓏ᵧłₐ, ᵢₗₑ ₛ𝓏𝒸𝓏ęś𝒸ᵢₐ, ₒ ⱼₐₖᵢₘ ₘó𝓌ᵢₛ𝓏, ₚᵣ𝓏ᵧₙᵢₒₛą ₜ𝓌ₒⱼₑ 𝓌ᵧₛᵢłₖᵢ. W 𝓏ₐₘᵢₐₙ, ₛₚᵣₒ𝓌ₐ𝒹𝓏ę ₜę, ₖₜóᵣą ₛ𝓏ᵤₖₐₛ𝓏.
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

252
POST POSTACI
Paria
Całe szczęście, że istota kontynuowała, zanim Paria postanowiła ostatecznie poinformować ją, że zmieniła zdanie i żadne kontrakty już jej nie interesują. Bo słysząc, że w zamian ma zaoferować jej swoje oczy, była gotowa odwrócić się i uciec, całkowicie obojętna na los Shaoli. Szczęście szczęściem, powrót siostry powrotem siostry, ale Libeth miała jeszcze zbyt wiele rzeczy w życiu do zobaczenia, by rezygnować z oczu. Na szczęście - lub nieszczęście - propozycja była dużo bardziej skomplikowana.
Zabranie ze sobą części tego bytu było czymś... niepojętym. Paria nie była osobą, która spodziewała się w swoim życiu kontaktu od istot nadprzyrodzonych, a co dopiero łączenia się z taką w bliżej nieokreślony sposób. Mimowolnie cofnęła się o krok, jakby zwiększenie dystansu choćby o odrobinę miało pomóc jej w uporządkowaniu sobie tego pomysłu w głowie.
- Chcesz patrzeć przez moje oczy - powtórzyła. - Jak... Jak długo?
Jeśli na tym miałaby polegać reszta jej życia, funkcjonowanie z nieśmiertelną istotą oceniającą każdy jej ruch, czy byłaby w stanie znieść to ze względu na Kamelio? Czy byłaby wciąż tą samą osobą? Odpowiedź brzmiała nie, zarówno na pierwsze, jak i drugie pytanie. Ale chwilę... Kilka dni... Może byłaby w stanie to przeżyć.
- Czy słyszałabym cię wtedy? - spytała. - Mogłabym z tobą rozmawiać? Bo rozumiem, że nadal będę mieć kontrolę nad swoimi działaniami, tak? Czy... Czy chcesz przejąć moje ciało?
Sama nie wierzyła w to, co mówi. Była przerażona, ale o dziwo skłonna się zgodzić, jeśli warunki umowy nie będą tak strasznie problematyczne. Zresztą ta istota nie wydawała się wobec niej wroga. Była zaciekawiona i chciała jej pomóc. Gdyby była zła, nie robiłaby tego, prawda? A ich świat był piękny, fascynujący i pełen niesamowitości, jakie Libeth mogłaby jej pokazać. Chociaż czy zachwyciłyby one coś takiego? Coś, co potrafi stworzyć sobie w swojej domenie wszystko, co tylko zechce?
- Jeśli miałabym się zgodzić, chciałabym też wiedzieć, jak się do ciebie zwracać - zauważyła. - Mogę nazywać cię Bezimiennym, ale... nie jesteś bezimienny, prawda?
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

253
POST BARDA
Libeth mogła wyczuć lekkie drgania pod stopami, które z czasem ekspandowały, stopniowo wypełniając całą przestrzeń. Jakkolwiek irracjonalne się to wydawało, mimo regularności drgań, brak w nich było tego, co określało się mianem rytmiki.
Jeśli Paria odważyła się choć na chwilę odwrócić wzrok od ogromnego łba, zauważyła, że błękitne i białe aspekty kolorystyki świata dookoła niej podrygiwały za każdym razem. Lekko, niemalże nieśmiało, ale wciąż dostrzegalnie. Jedynie czerń i czerwień, nieważne do jakiego stopnia zmieszane, pozostawały z jakiegoś powodu kompletnie niewzruszone. Nieruchome. Stałe.
- ₒₖᵣₑśₗₑₙᵢₑ 𝒸𝓏ₐₛᵤ 𝓌ₑ𝒹ₗₑ śₘᵢₑᵣₜₑₗₙᵧ𝒸ₕ... - zaczęła istota i urwała. Był to pierwszy raz, kiedy wydawała się okazywać coś zbliżonego do znanej jej niepewności, choć prawdopodobnie tylko dlatego, że trudno było przełożyć jej pewne kwestie w sposób zrozumiały dla nich obojga. - ⱼₑₛₜ 𝒹ₗₐ ₘₙᵢₑ ₜᵣᵤ𝒹ₙₑ - przyznała w końcu. - ᵤₛₜₐₗₑₙᵢₑ 𝓌ᵧₘₐ𝓰ₐ ᵣₒ𝓏ᵤₘᵢₑₙᵢₐ. ᵣóżₙᵢ𝒸ₑ ₘᵢę𝒹𝓏ᵧ ₙₐₛ𝓏ᵧₘ ₚₒⱼę𝒸ᵢₑₘ ᵢ ₚₒₛₜᵣ𝓏ₑ𝓰ₐₙᵢₑₘ ₛą 𝓏ᵦᵧₜ ₒ𝒹ₗₑ𝓰łₑ. Zᵦᵧₜ ᵣóżₙₑ.
Pierwsza kwestia pozostawała zatem nadal pod znakiem zapytania.
- ₙᵢₑ𝓌ᵢₑₗₖᵢ 𝒻ᵣₐ𝓰ₘₑₙₜ ₘₒⱼₑⱼ ₒᵦₑ𝒸ₙₒś𝒸ᵢ ₙᵢₑ ₚₒ𝓌ᵢₙₙₐ 𝓌ᵧ𝓌ᵢₑᵣₐć 𝓌ₚłᵧ𝓌ᵤ ₙₐ ₜ𝓌ₒⱼₑ żᵧ𝒸ᵢₑ ₐₙᵢ 𝒹𝓏ᵢₐłₐₙᵢₐ, ⱼₑśₗᵢ ₒ ₜₒ ₚᵧₜₐₛ𝓏. ₙᵢₑ 𝓏ₘᵢₑₙᵢę ₜₑ𝓰ₒ, 𝒸𝓏ᵧₘ ₐₙᵢ ₖᵢₘ ⱼₑₛₜₑś. ₜ𝓌ₒⱼₑ 𝒸ᵢₐłₒ ᵢ ᵤₘᵧₛł ₙᵢₑ 𝒹ₒ𝓏ₙₐⱼą ₛ𝓏ₖₒ𝒹ᵧ. ₐᵦᵧ ₜₑₙ ₛₜₐₙ ᵤₜᵣ𝓏ᵧₘₐć, ₚₒ𝒹ₑⱼᵣ𝓏ₑ𝓌ₐₘ, żₑ ᵦₑ𝓏ₚₒśᵣₑ𝒹ₙᵢₑ ᵢₙ𝓰ₑᵣₑₙ𝒸ⱼₑ ᵣó𝓌ₙᵢₑż ₙᵢₑ ᵦę𝒹ą 𝓌ₛₖₐ𝓏ₐₙₑ. Dₒ ⱼₐₖᵢₑ𝓰ₒ ₛₜₒₚₙᵢₐ ₚₒₛₜₐₙₒ𝓌ᵢₛ𝓏 ⱼₑ𝒹ₙₐₖ ₒ𝓰ᵣₐₙᵢ𝒸𝓏ᵧć ₙₐₛ𝓏 ₖₒₙₜₐₖₜ, 𝓏ₐₗₑżₑć ᵦę𝒹𝓏ᵢₑ ⱼᵤż 𝓌ᵧłą𝒸𝓏ₙᵢₑ ₒ𝒹 ₜ𝓌ₒⱼₑⱼ 𝓌łₐₛₙₑⱼ 𝓌ₒₗᵢ. ₙᵢₑ ᵤₛłᵧₛ𝓏ᵧₛ𝓏 ₘₙᵢₑ, ⱼₑśₗᵢ ₙᵢₑ ᵦę𝒹𝓏ᵢₑₛ𝓏 𝒸ₕ𝒸ᵢₐłₐ ₘₙᵢₑ ᵤₛłᵧₛ𝓏ₑć.
Przynajmniej ustalenie części granic zależało w jakimś stopniu od Parii. A przynajmniej rzekomo miało zależeć. Między teorią a praktyką, istniała bowiem zawsze ogromna przepaść, którą nie każdy pokonywał z tą samą łatwością.
Kolejny pomruk zalał przestrzeń, a jednocześnie uspokoił wcześniejsze drgania. Szponiasta dłoń, która bez problemu zmieściłaby w garści i dorosłe ciało Libeth, wyciągnęła się ku niej i otworzyła wnętrzem do góry. Na jej środku zaczęły skraplać się drobinki, sprawiających wrażenie płynnych, kolorów czerwieni, czerni i bieli. Stopniowo, lecz stale zwiększały swoją objętość, tworząc nieco nieforemny z początku zlepek coraz odrobinę niesmacznie pulsującej masy. Z masy tej wystrzeliły niespodziewanie długie-... Macki? Odnóża...? Ramiona?? Nie od razu dało się powiedzieć, ale ponieważ proces raptownie od tego punktu przyspieszał, również kształty coraz bardziej zaczynały przypominać coś dla niej rozpoznawalnego. Nieco krzywy korpus, formującą się, krótką szuję, łeb, gruby ogon i trzy... Tak. TRZY pary odnóży. Gładkie ciałko nabierało z czasem nie tylko wyrazistości, a w okolicach głowy także i coraz więcej szczegółów. Z drobnego łebka wystrzeliły spiczaste uszy i długi, acz cienki pysk. Nabrał puszystości, w przeciwieństwie do reszty ciała, które nadal wyglądało, jakby zostało oblane grubą warstwą farby. Rozłożenie kolorów z to mniej, to intensywniejszej czerwieni przemieszanej z bielą i czernią łączyło się razem z sześciołapą sylwetką w obraz niesamowicie zbliżony do... Lisa. Drobnego, niewiele większe od połowy obecnego ciała Parii lisa. Jasne, błyszczące oczy otworzyły się, by spojrzeć na nią nieruchomo. Tak samo nieruchomo, jak ptasia istota, nad której łapą się unosił.
Spoiler:
- D𝓏ᵢₑń, 𝓌 ₖₜóᵣᵧₘ ᵦę𝒹𝓏ᵢₑₛ𝓏 𝓌 ₛₜₐₙᵢₑ 𝓌ᵧₘó𝓌ᵢć ₘₒⱼₑ ᵢₘᵢę, ᵦę𝒹𝓏ᵢₑ 𝒹ₙᵢₑń, 𝓌 ₖₜóᵣᵧₘ ⱼₑ ₚₒ𝓏ₙₐₛ𝓏. ⱼₑśₗᵢ ₜₐₖᵢ ᵣ𝓏ₑ𝒸𝓏ᵧ𝓌ᵢś𝒸ᵢₑ ₙₐ𝒹ₑⱼ𝒹𝓏ᵢₑ - poinformowała ją istota. - ₙₐ𝒹ₐⱼ ⱼₑ𝒹ₙₐₖ ₜₑⱼ 𝒻ₒᵣₘᵢₑ ᵢₘᵢę, ⱼₑśₗᵢ ₜₐₖₐ ⱼₑₛₜ ₜ𝓌ₒⱼₐ 𝓌ₒₗₐ. ⱼₑśₗᵢ ₐₖ𝒸ₑₚₜᵤⱼₑₛ𝓏 ₖₒₙₜᵣₐₖₜ. Zₑ ₛ𝓌ₒⱼₑⱼ 𝒸𝓏ęś𝒸ᵢ, ₒᵦᵢₑ𝒸ᵤⱼę 𝓌ᵧ𝓌ᵢą𝓏ₐć ₛᵢę ₙₐₜᵧ𝒸ₕₘᵢₐₛₜ.
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

254
POST POSTACI
Paria
- Czas nie jest skomplikowany. Całe nasze życia się wokół niego obracają. Nasze, śmiertelników. To nasza codzienność.
Była to absolutna bzdura. Czas jak najbardziej był skomplikowany, bo jak wytłumaczyć go komuś, kto w ogóle nie pojmował tego konceptu?! Paria jednak nie mogła pozwolić na to, by ta istota zagnieździła się w niej i została tam w nieskończoność. Musiała postawić pewne granice, które pozwolą jej mieć choćby namiastkę poczucia kontroli nad tym, co się dzieje z jej osobą!
- Rodzimy się i przeżywamy dzień za dniem, noc za nocą. Jeśli miałabym policzyć, ile dni przeżywa człowiek, powiedziałabym, że... - zamilkła, gdy jej umysł zatarł się, jak źle naoliwione koło, kiedy w stresie próbowała dokonać tych obliczeń. - Uhh... sporo. Ja mam już jakąś jedną trzecią życia za sobą - smutna idea, gdy się nad tym głębiej zastanowić. - Nie chcę spędzić reszty związana tym kontraktem. Nie mogę...
Czuła, jak coś w jej klatce piersiowej zaciska się boleśnie. Czy to był strach? Ciężko było rozpoznać emocje, gdy ciało nie należało do niej i nie reagowało do końca tak, jak reagowałoby jej własne. Zrobiła jeszcze jeden krok do tyłu.
- Gdybyśmy ustalili pewne granice, przynajmniej jakąś liczbę dni... - przestąpiła nerwowo z nogi na nogę. - Bycie obserwowaną w każdej chwili swojego życia, do końca życia, byłoby dla mnie... okrutne, chociaż dla ciebie byłoby to mgnienie oka. To będzie miało koniec, prawda? Zanim... zanim umrę?
Lubiła życie na świeczniku i bycie w centrum uwagi. Lubiła to, jak głowy obracały się w jej kierunku, gdy przechodziła pomiędzy ludźmi. Uwielbiała zainteresowanie, jakim była obdarzana. Ale tak samo, jak każdy człowiek, potrzebowała swojej prywatności. Jak miała pozwolić sobie choćby na chwile fizycznej przyjemności ze świadomością, że gdzieś z niebytu wbijało się w nią to nieruchome spojrzenie czarnych oczu? Jak miała żyć, będąc permanentnie oceniana?
A co, jeśli świat śmiertelników nie spełni jego oczekiwań? Jeśli okaże się dla niego tak nudny i prozaiczny, że nawet starania Libeth, by pokazać mu to, co najpiękniejsze, to, co budziło w niej najwięcej emocji, będzie dla niego rozczarowaniem? Czy wtedy ona będzie musiała ponieść jakieś konsekwencje? Jeśli zamierzał tkwić w niej do momentu, w którym przeżyje coś wystarczająco ekscytującego, by uznać swoje odwiedziny za udane, to całkiem możliwe, że będzie tkwił tam faktycznie już do końca jej życia. Nie była na to gotowa.
Ale żeby odmówić, musiała zamiast tego być gotowa na życie ze świadomością, że kolejna osoba zginie przez nią. Tak, jak umarł Celestio, tak do żywych nie wróci już Shaoli. Będzie patrzyła, jak Kamelio chodzi wokół niej i dba o nią, jak do niej mówi, licząc na to, aż któreś z jego słów przywołają ją z powrotem. I tylko ona będzie wiedzieć, że była jedyną szansą na jej przebudzenie, ale zamiast tego wybrała własną prywatność. Że ani starania elfa, ani nikogo innego nie przyniosą żadnych skutków, tylko przez to, że ona stchórzyła. Bo czy zgadzając się na kontrakt, poza prywatnością traciła coś więcej?
To było pytanie, na które nie chciała chyba poznać odpowiedzi.
Opuściła wzrok na pokracznego lisa, zastanawiając się, czy istota wybrała tę formę, wiedząc, że jest ona Parii dość bliska. Główkę tego zwierzęcia miała lutnia, jaką dostała od Celestio. Teraz czarne oczka wpatrywały się w nią oskarżycielsko. Doprowadziła już do jednej śmierci. Czy na pewno chciała doprowadzić do kolejnej?
- Będę ją nazywać Rdzą - powiedziała wreszcie cicho, akceptując kontrakt.
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

255
POST BARDA
Wielki łeb raz jeszcze przekręcił się do boku. Równie minimalnie, równie zauważalnie. Gdyby temat nie rozchodził się o czyjeś "być albo nie być", mogłoby to się wydać prawie urokliwe. Naturalnie na swój upiorny sposób, biorąc pod uwagę istotę, do której owa głowa należała.
- ₒ𝓰ᵣₐₙᵢ𝒸𝓏ₑₙᵢₐ. ᵣₒ𝓏ᵤₘᵢₑₘ. Śₘᵢₑᵣₜₑₗₙₑ ᵤₘᵧₛłᵧ 𝓌ᵧ𝓰ₗą𝒹ₐⱼą ₙₐ ₖᵣᵤ𝒸ₕₑ. Cᵢₑₗₑₛₙₑ ₚₒ𝓌łₒₖᵢ ₙₐⱼ𝓌ᵧᵣₐźₙᵢₑⱼ ᵣó𝓌ₙᵢₑż ₘᵤₛ𝓏ą ₜₐₖᵢₑ ᵦᵧć. ⱼₐₖżₑ ₙᵢₑ𝒻ₒᵣₜᵤₙₙₑ - wyraziła swój żal istota, pomimo iż głos pozbawiony był jakichkolwiek, możliwych do wyczucia emocji. - ₙᵢₑ ₘₒ𝓰ę ₚₒⱼąć [ᵢ]𝒸𝓏ₐₛᵤ[/ᵢ], ₒ ⱼₐₖᵢₘ ₘó𝓌ᵢₛ𝓏, ₛₖₒᵣₒ ₙᵢ𝓰𝒹ᵧ ₙᵢₑ ᵦᵧłₒ ₘᵢ 𝒹ₐₙₑ 𝓰ₒ 𝒹ₒś𝓌ᵢₐ𝒹𝒸𝓏ᵧć. ₙᵢₑ ₚₒₜᵣₐ𝒻ᵢę 𝓏ₐₜₑₘ ₛₜ𝓌ᵢₑᵣ𝒹𝓏ᵢć, ᵢₗₑ ᵦę𝒹𝓏ᵢₑ ₘᵢ 𝓰ₒ ₜᵣ𝓏ₑᵦₐ. W ₚᵣ𝓏ₑᵦłᵧₛₖₐ𝒸ₕ ₜ𝓌ₒᵢ𝒸ₕ ₜ𝓌ₒᵢ𝒸ₕ 𝓌ₛₚₒₘₙᵢₑń, ᵤ𝒹ₐłₒ ₘᵢ ₛᵢę ₙᵢₑₘₙᵢₑⱼ 𝓏ₐₒᵦₛₑᵣ𝓌ₒ𝓌ₐć 𝒸ₒś, 𝒸ₒ ₙₐ𝓏ᵧ𝓌ₐć ₚᵣ𝓏ₑₘᵢⱼₐⱼą𝒸ᵧₘᵢ ₛₑ𝓏ₒₙₐₘᵢ. Bę𝒹ę 𝓌ᵢę𝒸 ₒᵦₛₑᵣ𝓌ₐₜₒᵣₑₘ ₚᵣ𝓏ₑ𝓏 ₒₖᵣₑₛ ₚₒₜᵣ𝓏ₑᵦₙᵧ ₙₐ ₚₑłₙᵧ 𝒸ᵧₖₗ ᵢ𝒸ₕ ₚᵣ𝓏ₑₘᵢₙᵢę𝒸ᵢₐ.
Ptasia manifestacja używała nieco zbyt okrężnej drogi przy doborze słów, ale nie można było mieć jej zbytnio za złe, skoro usiłowała dotrzeć do tego samego punktu zrozumienia z poziomu Libeth. Osobie urodzonej pośród szlachty musiało być zapewne bardzo dziwnie, gdy to na nią patrzono z góry. Tak czy inaczej, jeśli sezony oznaczały w tym rozumowaniu pory roku, mowa była o spędzeniu pełnego roku pod czujnym okiem tajemniczego bytu.
- ₙᵢₑ𝒸ₕ ₜₐₖ ᵦę𝒹𝓏ᵢₑ - zgodziła się bez problemu, na co nieruchomo wiszący dotąd w powietrzu lisek "odbił się" od... Cóż, od absolutnie niczego, a mimo to poszybował w stronę Libeth, nad której głową zaczął zataczać wolne koła. - ⱼₑₛₜₑś 𝓰ₒₜₒ𝓌ₐ, śₘᵢₑᵣₜₑₗₙᵢₖᵤ? ᵣₐ𝓏 𝓏ₐ𝓌ₐᵣₜᵧ ₚₐₖₜ, ₙᵢₑ ₘₒżₑ 𝓏ₒₛₜₐć 𝓏łₐₘₐₙᵧ ᵦₑ𝓏 ₖₒₙₛₑₖ𝓌ₑₙ𝒸ⱼᵢ 𝒹ₒ 𝒸𝓏ₐₛᵤ 𝓌ᵧ𝓰ₐśₙᵢę𝒸ᵢₐ.
Foighidneach

Wróć do „Stolica”