POST POSTACI
Agnes Reimann
Noc była spokojna... w miarę. Dla zabicia czasu kobieta testowała różne scenariusze i oceniała prawdopodobieństwo, który ma największą szansę powodzenia. Gruzowisko było ostatecznością – zapewne dziesięć razy skręciłaby sobie przy nim kostkę nawet z liną, która nawiasem mówiąc nie była za długa po ciasnym związaniu dwóch końców, lecz mogła się przydać, nawet później. Pnącza zdawały się być najbardziej stabilne i chyba w nie musiała celować.Agnes Reimann
Zaczęło powoli szarzeć na świecie i nie licząc małego incydentu z ptakiem, który przeraził Agnes tak, że przez chwilę siedziała skulona pod ścianą, nie mogąc się ruszyć, to nic jej nie niepokoiło. Czuła powoli, jak skręca się jej w żołądku, jak gardło powoli wysycha, a gdy ognisko dogasło – że i jest jej zimno. Odczuwała także zmęczenie, nie mogąc w ogóle zasnąć. Powieki miała ciężkie, włosy kleiły się jej do twarzy, powoli tracąc na objętości, a o tym, że zapewne śmierdziała, wolała nie myśleć.
Szarówkę przywitała z ulgą. Elfki nadal nie było, z czego niezmiernie się cieszyła, ale nigdy nie było wiadomo, kiedy wróci... więc musiała działać teraz. Jeszcze w nocy przearanżowała swoją fryzurę tak, aby żaden zbędny kosmyk nie zachodził jej na twarz – czyli żeby było wygodnie. Tuż przed działaniem przerzuciła sobie zwiniętą linę przez ramię, nie zamierzając zostawiać jej tutaj. Naciągnęła cienkie rękawiczki wyżej, ciesząc się, że zdecydowaną większość czasu poza domem nosi je ze sobą. Oprócz ochrony przed słońcem teraz miały spełnić, może odrobinę pobieżnie, inną rolę – w nich jej ręce nie będą się ślizgać, gdy złapie się czegoś, więc będzie miała stabilniejszą pozycję.
Na samym końcu zdeterminowana, z bijącym sercem, podeszła do pnączy. Teraz albo nigdy. Złapała jak największą ich część w ręce – tak, aby mogła objąć je dłońmi, ale żeby ich ilość nie była zbyt mała. Kilka pnączy lepiej utrzymywało ciężar niż jedno pojedyncze, więc Agnes mogła tylko się modlić, aby nie zerwały się.
Niesiona przypływem adrenaliny i niebotycznej chęci przetrwania, czyli strachu o własne życie, podciągnęła się jak najwyżej na nich, opierając stopy o ścianę. Jeśli jej się to udało, zamierzała ręka po ręce podciągać się wyżej, stopę po stopie stawiać na pionowej ścianie, szukając może jakiś wystających kawałków mozaiki, czegokolwiek, co dałoby jej większe oparcie.
Mierzyła niecałe sto siedemdziesiąt centymetrów. Dziura była wysoka jak zwykła ściana, Agnes była praktycznie w połowie jej wysokości... to tylko parę podciągnięć, jej wątłe ramiona to wytrzymają, te pnącza to wytrzymają... Nie będzie wspinać się bez oparcia, więc odciąży ramiona... kilka... podciągnięć... i przestanie boleć...