Opuszczone ruiny

16
POST POSTACI
Agnes Reimann
Noc była spokojna... w miarę. Dla zabicia czasu kobieta testowała różne scenariusze i oceniała prawdopodobieństwo, który ma największą szansę powodzenia. Gruzowisko było ostatecznością – zapewne dziesięć razy skręciłaby sobie przy nim kostkę nawet z liną, która nawiasem mówiąc nie była za długa po ciasnym związaniu dwóch końców, lecz mogła się przydać, nawet później. Pnącza zdawały się być najbardziej stabilne i chyba w nie musiała celować.

Zaczęło powoli szarzeć na świecie i nie licząc małego incydentu z ptakiem, który przeraził Agnes tak, że przez chwilę siedziała skulona pod ścianą, nie mogąc się ruszyć, to nic jej nie niepokoiło. Czuła powoli, jak skręca się jej w żołądku, jak gardło powoli wysycha, a gdy ognisko dogasło – że i jest jej zimno. Odczuwała także zmęczenie, nie mogąc w ogóle zasnąć. Powieki miała ciężkie, włosy kleiły się jej do twarzy, powoli tracąc na objętości, a o tym, że zapewne śmierdziała, wolała nie myśleć.

Szarówkę przywitała z ulgą. Elfki nadal nie było, z czego niezmiernie się cieszyła, ale nigdy nie było wiadomo, kiedy wróci... więc musiała działać teraz. Jeszcze w nocy przearanżowała swoją fryzurę tak, aby żaden zbędny kosmyk nie zachodził jej na twarz – czyli żeby było wygodnie. Tuż przed działaniem przerzuciła sobie zwiniętą linę przez ramię, nie zamierzając zostawiać jej tutaj. Naciągnęła cienkie rękawiczki wyżej, ciesząc się, że zdecydowaną większość czasu poza domem nosi je ze sobą. Oprócz ochrony przed słońcem teraz miały spełnić, może odrobinę pobieżnie, inną rolę – w nich jej ręce nie będą się ślizgać, gdy złapie się czegoś, więc będzie miała stabilniejszą pozycję.

Na samym końcu zdeterminowana, z bijącym sercem, podeszła do pnączy. Teraz albo nigdy. Złapała jak największą ich część w ręce – tak, aby mogła objąć je dłońmi, ale żeby ich ilość nie była zbyt mała. Kilka pnączy lepiej utrzymywało ciężar niż jedno pojedyncze, więc Agnes mogła tylko się modlić, aby nie zerwały się.

Niesiona przypływem adrenaliny i niebotycznej chęci przetrwania, czyli strachu o własne życie, podciągnęła się jak najwyżej na nich, opierając stopy o ścianę. Jeśli jej się to udało, zamierzała ręka po ręce podciągać się wyżej, stopę po stopie stawiać na pionowej ścianie, szukając może jakiś wystających kawałków mozaiki, czegokolwiek, co dałoby jej większe oparcie.

Mierzyła niecałe sto siedemdziesiąt centymetrów. Dziura była wysoka jak zwykła ściana, Agnes była praktycznie w połowie jej wysokości... to tylko parę podciągnięć, jej wątłe ramiona to wytrzymają, te pnącza to wytrzymają... Nie będzie wspinać się bez oparcia, więc odciąży ramiona... kilka... podciągnięć... i przestanie boleć...

Opuszczone ruiny

17
POST BARDA
Pnącza wydawały się dość mocne. Gdy ciągnęła za któreś, próbując rozerwać je na pół, wydawało się to wręcz niemożliwe, jakby akurat ta roślina służyła do wspinaczki. Łapiąc kilka z nich, Agnes mogła czuć się raczej pewnie. Nawet jeśli nie stanowiły one drabiny idealnie dostosowanej do wejścia na wyższe piętro, być może była w stanie jakoś wspiąć się na górę? Na to w każdym razie liczyła.
Nie była przyzwyczajona do takich wyzwań. Jej ciało stawiało opór, drżąc z wysiłku praktycznie od pierwszej chwili, w której zawisła na pnączu, zapierając się nogami o ścianę. Nie miała pewności, czy w ogóle będzie w stanie dotrzeć na samą górę i czy jej mięśnie nie wymiękną w połowie drogi, ale to jej nie powstrzymywało. Z pewnością nie zamierzała zostać na dole i czekać na łaskę elfki, która miał lub nie miała pojawić się z rana w okolicy. Jeśli jednak po świcie tu przyjdzie, Reimann zamierzała zostawić jej piękną niespodziankę w postaci wypalonego ogniska... i niczego więcej.
Udało się jej wspiąć najpierw na mało efektowną wysokość metra, później półtora. Gdy zahaczyła nogą o jedną z wyszczerbionych płytek, a dłonią chwyciła się wyrwy w murze, nawet na krótką chwilę udało się jej odpocząć, za co wdzięczne były jej nieprzystosowane do wspinaczki mięśnie. Krawędź jej więzienia jawiła się niewiele nad nią, czekając tylko, aż pokona ten ostatni fragment i znajdzie się na powierzchni, na wysokości, po której spacerowała sobie przedtem elfka. I Agnes zamierzała tę krawędź osiągnąć: krok za krokiem, podciągnięcie za podciągnięciem, z satysfakcją poczuła w końcu, jak jej palce dosięgają skraju ściany.
Ale los miał inny plan, niż pozwolić jej wejść na samą górę.
Zanim cokolwiek poczuła, najpierw usłyszała ten dźwięk, który sprawił, że jej serce znów prawie przestało bić - dźwięk pnącza odrywającego się od ściany. Pojedyncze nitki, które trzymały całą konstrukcję w pionie, właśnie puszczały. Liany, które tak testowała, oczywiście trzymały się i nie zrywały, ale ciężar wiszącej na nich kobiety sprawiał, że postanowiły jako cały, liściasty, splątany dywan odpaść od pionowego muru. I z wysokości prawie tych trzech metrów Agnes zleciała z powrotem do swojego więzienia, przez cały ten wysiłek zyskując jedynie chwilowy brak możliwości wciągnięcia w płuca powietrza, które zostało z niego wypchnięte przez uderzenie kamiennej podłogi.
Ale czy na pewno?
Kilka minut zajęło jej dojście do siebie, wyplątanie spod liści i podniesienie się przynajmniej do pozycji siedzącej. Kiedy jednak to zrobiła, dostrzegła coś nowego. Coś, czego nie widziała przedtem, bo zasłonięte było przez gęste pnącze. Zarys drzwi, dość sporych, bo dwuskrzydłowych, zakończonych u góry ostrym łukiem. Jedno ze skrzydeł było całe i zamknięte, ale drugie... drugie w ogóle nie wisiało w zawiasach, zrzucone z nich przez ząb czasu, czy jeszcze coś innego, ukazując wejście do ciemnego, tajemniczego korytarza. Widniała przed nią droga wyjścia, choć może nie najbezpieczniejsza, to z pewnością taka, o jakiej istnieniu elfka nie mogła zdawać sobie sprawy, wrzucając Agnes do dziury.
Obrazek

Opuszczone ruiny

18
POST POSTACI
Agnes Reimann
Wystarczyło jedno podciągnięcie, by nieprzyzwyczajone do wysiłku mięśnie kobiety od razu zaczęły ją palić, zaś wątłe ramiona – drżeć. Gdyby nie miała swych rękawiczek, na pewno gałęzie wyślizgiwałyby się z jej dłoni, jeszcze bardziej utrudniając zadanie. Pot wystąpił także na jej czoło, a oddech gwałtownie przyspieszył, niemal od razu rozpalając jej płuca do czerwoności, łącznie z policzkami. Plusem tejże aktywności fizycznej było rozgrzanie ciała, przez co przynajmniej jeden problem zniknął z jej zawalonej nimi głowy.

Na chwilę przystanęła, tuż nad krawędzią, by odpocząć na w miarę wysuniętym kawałku ściany. Wciągała i wypuszczała rześkie powietrze poranka ustami, tuląc twarz do chłodnego kamienia. Zerknęła w górę, czując, jakby minęła nieskończoność i ujrzała wymarzony zarys krawędzi. Sięgnęła więc raz jeszcze po liany, zawisła na nich, podciągnęła się wyżej, złapała kamienia... i usłyszała trzask. Jak na ironię, nie urwały się same pnącza, a korzenie wbijające się w popękaną podłogę i ścianę. Urwały się pnącza, a wraz z nimi trzy metry w dół spadła Agnes, uderzając mocno o posadzkę i przez chwilę nie mogąc złapać oddechu.

W końcu zaczęła kasłać i wciągać gwałtownie powietrze, leżąc teraz do reszty zmęczona, spocona i obolała od wysiłku, jaki włożyła we wspinaczkę. Przykryta swoją drogą wyjścia, patrzyła w zawalony sufit i skrawki ciemnoszarego nieba, po czym z rezygnacją przymknęła oczy, nie chcąc się rozpłakać. Chciała bardzo to zrobić – zawsze była silna, pewna siebie, wmawiała sobie niewzruszoność i opanowanie, ale będąc teraz samą, z perspektywą tragicznej śmierci, gdzie być może nawet nikt nie znajdzie jej ciała... coś w niej powoli pękało. Prawie tam była, prawie stanęła na górze, skąd uciekłaby do miasta, gdzie są inni ludzie, ktoś, kto zawsze może jej pomóc. Tymczasem leżała na posadzce wymęczona, z lianami oplątanymi wokół jej nóg. Czuła się w tym momencie bezsilnie. Jakby życie przeciekało jej przed palcami. Nic nie zdąży zrobić, zdechnie jak ostatni śmieć w dziurze w jakiś ruinach i absolutnie nikt nie usłyszy jej krzyków...

Przewróciła się na bok, smarkając nosem i uchylając nieco oczy, które naprawdę zaczęły jej ciążyć. Wtedy też zobaczyła zarys czegoś, co tchnął w nią nową nadzieję. Uniosła się z płytek, wyplątując z liści i w pełni ujrzała to, co wcześniej jej umknęło. Drzwi! Jedno skrzydło całkiem leżące na ziemi, pokazujące... właściwie Agnes nie wiedziała co, ale w jej nieregularny dech wkradł się śmiech wyrażający ulgę. Otarła mokre powieki, wstając i lekko się przy tym zataczając. Zajrzała do środka, chcąc najpierw zorientować się, co tam jest, ale widziała tylko ciemność.

Po chwili wahania rozglądnęła się po okręgu, szukając czegoś, co posłuży jej ewentualnie za jakąś broń. Od biedy ostry kawałek mozaiki mógł za to posłużyć, choć gdyby znalazła coś lepszego, na pewno by to wzięła. Następnie stanęła w progu, mrugając kilkukrotnie i zastanawiając się, dlaczego o tym wcześniej nie pomyślała – jakoś w końcu musieli dostawać się do środka, ktokolwiek wcześniej tutaj mieszkał... żeby chociaż posprzątać. Zganiając siebie za taką niekompetencję, z improwizowaną bronią w dłoni, liną na ramieniu, weszła w chłodny korytarz, trzymając się lewej ściany. Postępowała krok po kroku, ostrożnie, sunąc, a nie podnosząc stopy. Powinna po jakimś czasie przyzwyczaić się do kompletnej ciemności i widzieć zarysy, ale do tego czasu musiała być ostrożna.

Opuszczone ruiny

19
POST BARDA
Poza kawałkami mozaikowych płytek i kamieniami Agnes nie miała zbyt wielkiego wyboru, jeśli chodziło o potencjalną broń. Ostro zakończony fragment płytki był póki co całkiem niezłym substytutem sztyletu, którego tym razem ze sobą nie zabrała - w końcu miała być bezpieczna, czyż nie? Tak uzbrojona, ruszyła w głąb tajemniczego korytarza, który mógł prowadzić wszędzie, choć dla uwięzionej kobiety liczyło się tylko to, że opuszcza kamienny okrąg, w którym jeszcze chwilę temu sądziła, że przyjdzie jej umrzeć.
W korytarzu nie widziała absolutnie nic. Jakąkolwiek odrobinę światła przynosił zbliżający się wschód słońca, sklepienie korytarza i brak jakichkolwiek prześwitów ją odbierało. Nie wiedziała jak daleko przyjdzie jej iść w tej ciemności i czy nie okaże się za moment, że droga jest zawalona i musi zawrócić. Ściana była chłodna i wilgotna, a pod nogami nie leżało nic, co utrudniałoby jej stawianie kolejnych kroków, tak jakby ten akurat korytarz oparł się zębowi czasu. Pod palcami lewej ręki wyczuwała delikatne nierówności i być może gdyby miała przy sobie jakieś źródło światła, mogłaby obejrzeć przepiękne mozaiki, o których zapomniał świat.
W pewnym momencie ściana się urwała, a pod nogami poczuła coś innego, niż kamienne płyty. Ubitą ziemię? Piasek? Ciężko było stwierdzić w półmroku. Była jednak przekonana, że od momentu, w którym postanowiła działać, do chwili obecnej, zrobiło się już dużo jaśniej i bez problemu mogła rozróżnić kształty tego, co czekało na nią na zewnątrz.
Wyglądało na to, że krótki korytarz wyprowadził ją z ruin. Przed sobą miała jeszcze jakieś dwie sypiące się ściany, tworzące kolejne przejście, ale nad nią nie było już dziurawego dachu, tylko niebo, z lewej strony nabierające powoli różowej poświaty. Gdzieś z tej strony widziała też dziwną, kamienną formację, której kształtu nie była w tej chwili w stanie pojąć. I wydawało się jej, że za tym rozpadającym się murem widziała zarysy niewielkiego mostu. Kiedy jednak do niego dotarła, faktycznie stąpając po ubitej ziemi, pomieszanej z pozostałościami kamiennej podłogi, mogła co najwyżej znów ponarzekać na los, który nie ułatwiał jej życia. Most był zerwany; wiedziała, gdzie się kończy, ale było zbyt ciemno, by miała choćby niewielkie pojęcie w którym miejscu zaczynał się dalej. Pod spodem słyszała szum wody - rzeka, czy już morze?
W pewnym momencie na granicy jej widzenia błysnęło błękitne światełko. Niewielkie, ale wyraźnie odcinające się od mroku kończącej się nocy. Mogło się jej wydawać, że to tylko przywidzenie, gdyby nie zobaczyła go za moment też drugi raz. Gdzieś pomiędzy liśćmi nieopodal, po jej prawej stronie, coś świeciło słabym blaskiem, przyciągając jej uwagę.

Mapka witam serdecznie
Obrazek

Opuszczone ruiny

20
POST POSTACI
Agnes Reimann
Światło zgasło za kobietą sunącą powoli po płytkach, pozostawiając ją ponownie w całkowitej ciemności, niepewną, co zastanie po drugiej stronie. Pułapki, zawaloną ścianę, wyrwę w podłodze, a może labirynt korytarzy? Trzymając kurczowo kawałek mozaiki służący jej za prowizoryczny sztylet, szła ostrożnie stawiając kroki i dotykając lewą ręką czegoś, co musiało być pięknymi obrazami. Nie wliczając niespecjalnie wrażliwej na artyzm duszy Agnes, miała dużo ważniejsze sprawy na głowie niźli oglądanie sztuki.

W końcu jej stopy dotknęły czegoś, co musiało być piaskiem, ziemią może? Nos kobiety wyczuł natychmiast świeższe powietrze, a unosząc głowę, ujrzała jeszcze ciemne niebo poprzetykane tu i ówdzie szarymi wstęgami nadchodzącego świtu. Była być może... na jakimś patio, czymkolwiek to mogło być? Widziała ściany, rosnące naprzeciwko niej roślinki, po lewej delikatny wschód słońca i jakąś strukturę? Przełożyła ostry kawałek ściany do lewej, dominującej dłoni i przesuwając się po półciemku, skierowała się na lewo, aż dotarła do mostu.

Z początku z bijącym sercem zaczęła iść po nim, ale szybko zorientowała się, że jest zawalony... życie trzepało ją po kościach, co chwila dając przeszkody i łudząc. Zaklęła w duszy, a nie widząc innej opcji niż właśnie to przejście, zaczęła przeszukiwać okolicę, aby znaleźć kilka kamyków. Na początku zaczęła rzucać w dół, do rzeki, czy cokolwiek tam płynęło, oceniając za pomocą dźwięku jak daleko jest otchłań. Następnie zaczęła rzucać w stronę mostu, testując coraz to krótsze odległości, zamierzając przynajmniej na razie zorientować się, w jak ciemnej dupie się znajduje. I wtedy też kątem oka coś jej błysnęło w krzakach.

Zestresowana odwróciła się, z początku myśląc, że to jej wyobraźnia płata figle, śmiejąc się z patowej sytuacji i pogrążając nerwy Agnes. Potem jednak ponownie błękitne światełko mrugnęło i kobieta była już pewna, że coś tam jest. Ale... jakiś ognik, owad? Z duszą na ramieniu i sercem w gardle, Agnes ostrożnie podniosła kolejny kamyk, po czym rzuciła go nie w same zarośla, a tuż pod nie, żeby zobaczyć reakcję, cokolwiek tam się kryło. To nie mogło być nic strasznego, prawda?

Opuszczone ruiny

21
POST BARDA
Zrzucając kamyki z urwiska, lub brzegu mostu, Agnes mogła z łatwością dojść do wniosku, że powierzchnia wody powinna być jakieś pięć, sześć metrów poniżej. Jeśli rozważała zejście na dół, mogła co najwyżej skoczyć, licząc na to, że nie jest płytko i nie nabije się na skały. Ale czy warto było tak ryzykować? Raczej niekoniecznie; jeśli chciała tracić życie, mogła po prostu zostać w swoim więzieniu.
Drugi brzeg mostu z kolei znajdował się według jej obliczeń około trzech metrów od tego, na którym stała ona. Odległość nie do przeskoczenia dla kogoś, czyja aktywność fizyczna ograniczała się do spacerów i ewentualnie okazjonalnych pościgów, czy bójek. Słońce wznosiło się coraz wyżej, więc lada moment kobieta powinna zacząć dobrze widzieć wszystko, co ją otaczało. Już teraz niektóre kontury były wyraźniejsze, jak choćby kamiennej formacji po jej lewej stronie, wznoszącej się dziwnym kształtem ponad otaczające ją skały. Coś jakby... głowa? Czyżby faktycznie wylądowała w opuszczonej, zrujnowanej świątyni ku czci któregoś z bogów?
Gdy kamień wpadł w zarośla, światełko najpierw zgasło, znikając gdzieś na krótką chwilę, a potem rozbłysło mocniej, przebijając się przez gęste listowie i rozświetlając najbliższą okolicę lekkim błękitem. A potem, spomiędzy roślin, w górę wzbiła się istotka, jakiej Agnes prawdopodobnie się tu nie spodziewała - malutka wróżka, pulsująca niebieskim blaskiem, z bojową miną obrócona w kierunku rudowłosej i na pierwszy rzut oka gotowa do ataku, na czymkolwiek ten atak miałby polegać.
Jak daleko od miasta była, że trafiła na takie stworzenie? A może to ta mała była zabłąkana i postanowiła skorzystać z faktu, że właśnie w okolicy pojawił się ktoś jeszcze, by dać znać o swojej obecności? Może byłaby bardziej agresywna, gdyby znała podejście Agnes do magii i wszystkiego, co z nią związane? Bo leśne wróżki z pewnością nie należały do statecznych ras, twardo stojących na ziemi. I do dosłownie. Ważkowe skrzydła unosiły istotę niecały metr ponad najwyższymi liśćmi.
- Odejdź - rzuciła ze złością, jasnym, niemal dziecięcym głosikiem. - Nie wolno rzucać kamieniami. I nie możesz tu być.
Obrazek

Opuszczone ruiny

22
POST POSTACI
Agnes Reimann
Woda była jakieś pięć, sześć metrów w dole, więc zejście na dół było zbyt ryzykowne, szczególnie w jej stanie i w takim świetle. Mogłaby w teorii poczekać, aż się rozjaśni i wtedy ewentualnie sprawdzić, czy jest jakaś bezpieczna ścieżka na dół, a następnie iść wzdłuż rzeki, czy cokolwiek tam płynęło, ale każda minuta była na wagę złota i elfka mogła wrócić, zauważyć, że nie ma Agnes i zacząć jej szukać, aby zabić. Z drugiej strony most też był zbyt daleko, by przeskoczyć przez niego. Więc de facto kobieta była ponownie w potrzasku, chociaż z początku wydawało się inaczej. Westchnęła, siadając na kamiennych płytkach i obserwując znikające błękitne światełko. Potrzebowała światła, żeby móc dalej iść.

Wtedy też błękitny ognik ponownie błysnął, bardziej agresywnie niż poprzednio i wychynął z krzaków, ujawniając malutką istotkę, którą musiała być jakaś wróżka. ŚWIETNIE! Tego jej brakowało – magicznych potworków, mówiących na dodatek we wspólnym. Jeszcze niech sypnie magicznymi światełkami w jej stronę, zaatakuje jej uszy i zacznie brzęczeć nad głową. W oczach Agnes wróżka była niczym więcej, niż bardziej denerwującym, magicznym, gadającym komarem.

Aha. Bo jestem tutaj z własnej woli, pałętając się po ślepych uliczkach i szukając guza od latających... was — wskazała dłonią na maleńką figurkę, po czym zaśmiała się gorzko. — Z chęcią stąd zniknę jak najprędzej, ale jak widać, na razie nie mogę tego zrobić, nie chcę sobie połamać nóg. Chyba że znasz tajne przejście prowadzące jak najdalej stąd.

Opuszczone ruiny

23
POST BARDA
Sposób, w jaki Agnes opuściła swoje więzienie, nie był szczególnie ukryty. Zerwane ze ściany pnącze i odsłonięte wejście w korytarz w dość oczywisty sposób wskazywało na jej drogę ucieczki. Jeśli elfka miała zaraz pojawić się tam, gdzie była przez Agnes widziana ostatnio, równie dobrze mogła za moment wyjść z korytarza i udusić rudowłosą gołymi rękami tutaj, w samym środku niczego i na oczach wróżki. Ile miała czasu? Niebo było coraz jaśniejsze.
Gdy mała istota usłyszała odpowiedź Agnes, z jej twarzy zniknęło zacięcie, a zastąpiła je lekka dezorientacja. Ruszyła się z miejsca i powoli obleciała kobietę dookoła, przyglądając się jej rozczochranym włosom, brudnym ubraniom i kawałkowi mozaiki ściskanym wciąż w lewej dłoni. Wyglądało na to, że faktycznie traktowała ją jak napastnika, kogoś, kto przyszedł zaburzyć spokój świętego miejsca.
- Nie przyszłaś z tą, która tak krzyczała wczoraj? - upewniła się. - Wystraszyła wszystkie ptaki wieczorem. Potem nie chciały tu wrócić.
Zrobiła jeszcze jedno kółko wokół rudowłosej i w końcu usiadła na brzegu wysokiej skały naprzeciwko niej. Zamachała nóżkami w powietrzu, a jej usta rozciągnęły się w uśmiechu, który nijak nie pasował do nastroju, w jakim obecnie była Agnes.
- Może znam. Nie są wcale takie tajne. I nawet nie trzeba do nich mieć skrzydeł - poinformowała, przeciągając się z rozleniwieniem. Wyglądało na to, że poczuła się znacznie pewniej, posiadając wiedzę, która mogła potencjalnie przydać się jej nowej znajomej.
- Mogę ci pokazać, ale co mi za to dasz? - przekręciła głowę w bok, przyglądając się wszystkiemu, co miała przy sobie Agnes. Czego w sumie nie było wcale dużo. - Nie chcę tego kawałka płytki. Ani twoich włosów, takie już mam.
Obrazek

Opuszczone ruiny

24
POST POSTACI
Agnes Reimann
Inżynier śledziła uważnie wróżkę, nieufnie nań spoglądając i zastanawiając się coraz bardziej, czy i to nie jest jakimś snem. Z magią naprawdę miała mało wspólnego, starając się omijać ją jak najdalej, a tymczasem trafiła jej się latająca, świecąca w ciemności laleczka uznająca ją za intruza. Dla kogoś o takich, a nie innych poglądach, owa sytuacja mogła być niedorzeczna. I była, cholernie była.

Och, podejrzewam, że byłam przez nią przeciągnięta całkiem nieprzytomna. Uwierz mi, chętnie trzymałabym się od niej na kilometr, ale niestety tak się nie stało, więc utknęłam tutaj. Z... tobą — Agnes oparła się o jakiś kamień, wpatrując w jedyny jasny punkcik, jakim była malutka kobietka. Z sekundy na sekundę czuła się bardziej niedorzecznie, aż do momentu, w którym wróżka chciała z nią handlować. Inżynier nie potrafiła już powstrzymać śmiechu, który wydarł się z jej odsłoniętego gardła. Patrzyła w górę, kręcąc głową w szoku. Może uderzyła się za mocno przy upadku i teraz majaczy...?

Niebo coraz bardziej szarzało i ryzyko pojawienia się elfki rosło wprost proporcjonalnie do pojawiania się kolorów na świecie, dlatego Agnes z bólem serca i paru innych miejsc popatrzyła na wróżkę, nie wierząc, że właśnie handluje z jakimś magicznym, gadającym komarem... od którego pośrednio może zależeć jej życie. — Zbierasz ciekawe rzeczy? — zagadnęła, wyciągając zza pasa coś, co było właściwie jedynym przedmiotem, który miała przy sobie. Rozwinęła drewniany wachlarz owinięty cienkim, haftowanym materiałem, służący jej do tej pory za ochłodę podczas upalnego dnia. Przezornie ruszyła nim kilka razy w swoją stronę, pokazując jak działa. — Podejrzewam, że wachlarza jeszcze nie masz?

Gdyby wróżka nie chciała tego, Agnes mogłaby zaproponować jakieś świecidełko, pokroju kolczyka, wsuwki we włosach, czy bransoletki, bez których przeważnie nie wychodziła poza dom i przygotowująca ją z rana Flavia na pewno o tym wiedziała.

Wraz z tą myślą, nieprzyjemne ukłucie beznadziei tego świata powróciło do kobiety, zachmurzając jeszcze bardziej jej oblicze. Ile jeszcze będzie musiała cierpieć, aby wynieść się w końcu ponad wszystkich, aby oni mogli zauważyć, że chce dla nich najlepiej i jest najlepszą do zmiany świata osobą? Ile jeszcze będzie musiała patrzeć, jak bogowie rzucają jej kłody pod nogi, zamiast pozwolić czerpać z tej niewielkiej ilości pozostałego jej czasu?

Opuszczone ruiny

25
POST BARDA
Wróżka poderwała się z kamienia, na którym siedziała i podleciała do wachlarza, zatrzymując się kilka centymetrów od niego i lustrując go uważnym spojrzeniem. W końcu wyciągnęła dłoń i dotknęła go ostrożnie, prawie tak, jakby bała się, że Agnes zaraz trzaśnie ją tym wachlarzem jak natrętnego komara.
- Nie. Tego nie chcę. Jest za duży i brudny - stwierdziła, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
Nie był w tak złym stanie, jak wróżka twierdziła, ale faktycznie wciskanie go na siłę pomiędzy więzy nieco go wymęczyło. Może Sonia będzie potrafiła go doczyścić... o ile Agnes uda się w ogóle wrócić do domu. Zaproponowany przez kobietę później element biżuterii wydał się już małej istocie dużo bardziej interesujący. Przyjrzała się kolczykom, spinkom i bransoletce, ostatecznie wybierając właśnie ją. I kiedy otrzymała złoty, pleciony łańcuszek, który Reimann miała zapięty wokół nadgarstka, wróżka owinęła się nim w pasie dwukrotnie i zadowolona obróciła się w miejscu, świecąc mocniej z satysfakcją.
- Dobrze - uznała. - Możemy iść.
Słońce wzniosło się już na tyle wysoko, że gdy Agnes odwróciła się, ujrzała na tle jaśniejącego nieba wielką, zmurszałą głowę, opierającą się na porośniętym roślinnością popiersiu, unoszącą się ponad całą tą okolicą. Była jednak zbyt wyniszczona przez czas, by inżynier była w stanie rozpoznać do którego ze znanych jej bogów należała.
Wróżka zrobiła dwa kółka dookoła kobiety i ruszyła z powrotem w stronę korytarza, z którego ta dopiero co wyszła. W nim wciąż panował mrok, bo pozbawiony był jakichkolwiek okien, ale wlatująca do środka magiczna istota sama z siebie dawała wystarczająco dużo światła. A może robiła to celowo? Jej blask rozjaśniał ściany i podłogę, ułatwiając Agnes poruszanie się.
- Ominęłaś przejście, jeśli tędy przyszłaś. Wyjście nie jest daleko, są właściwie dwa. Jedno trochę ciasne i nie wiem czy się zmieścisz, patrząc na to jaka jesteś ogromna. Drugie to most, ale taki bez barierek. Wy ludzie bardzo potrzebujecie barierek. Widziałam już takich, co z mostów spadali. Które wyjście wolisz? - spytała, robiąc kolejne kółko wokół kobiety, a potem skierowała się w lewo.
Wychodząc z kamiennego okręgu wzdłuż lewej ściany, Reimann faktycznie pominęła jeden korytarz. Tak samo ciemny, jak cała reszta okolicy, był jednak nieznaną jej drogą, która docelowo miała ją stąd wyprowadzić, o ile wróżka jej nie okłamywała.
- To niedobrze, że cię ciągnęła nieprzytomną. Podobno kobiety w twoim stanie są bardzo wrażliwe. Nie można ich ciągnąć, ani ogłuszać, żeby nie skrzywdzić małego człowieka. Tak słyszałam - obróciła się do Agnes, przez chwilę lecąc tyłem. - Wiesz, że my nie kradniemy dzieci? To okropne kłamstwo. Dzieci same przychodzą do nas się bawić. A już na pewno nikogo nie podmieniamy. Nie mamy zapasowych dzieci. Głupota.
Znów zrobiło się jaśniej, gdy kilka metrów dalej opuściły drugi korytarz i wyszły na kolejną otwartą przestrzeń. Wróżka zakręciła się w miejscu, czekając na decyzję Agnes, którą z dwóch wymienionych dróg woli.


Mapka
Obrazek

Opuszczone ruiny

26
POST POSTACI
Agnes Reimann
Słysząc wydziwianie przerośniętego komara, Agnes nie potrafiła nie przewrócić oczami. Jej rozdawnictwo swojego dobytku sprawiało, że czuła się znacznie bardziej niedorzecznie. Była zmuszana do pokazywania całej swojej biżuterii, podczas gdy wróżka kręciła nosem, bo a to jej się nie podobało, bo za duże, za brudne, za mało się świeci... w końcu zrobiła sobie z jej bransoletki pas i łaskawie poprowadziła do innego przejścia. Za ten kawałek biżuterii właśnie oddany jakiemuś magicznemu szczurowi jakiś robotnik z odwiedzanej przez Agnes stocznię mógłby sobie ułożyć na kilka lat życie...

Wstała ociągliwie, chowając wachlarz z powrotem i biorąc w dłoń ostry kawałek mozaiki, nadal nie potrafiąc uwierzyć, że daje się prowadzić małemu, świecącemu człowieczkowi ze skrzydłami. Odwróciła się tylko w stronę mostu, widząc w jaśniejącym powoli świetle gigantyczną głowę. Zmarszczyła brwi, nie potrafiąc sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek czytała w jakiejś książce o takiej świątyni? Prawdopodobnie nie, zważywszy, że mogła to być nawet zapomniana budowla w głębi dżungli, których de facto tutaj było sporo. Co właściwie nie świadczyło dobrze dla jej świadomości, że czeka ją przedzieranie się przez gęsty las bogowie wiedzą gdzie będąc.

Weszła za wróżką z powrotem do tunelu lekko zdezorientowana, słuchając jej paplaniny. Świeciła wyjątkowo jasno... a być może w kompletnej ciemności tak dobrze wszystko było widać, nawet jeśli było to mdłe światło? Mając teraz mozaikową ścianę po swej prawej, Agnes mimowolnie zerknęła, czy może widać większy zarys tego, co kryło się na kafelkach. — Chcę najpierw zobaczyć most. To, że nie ma barierek nie znaczy, że nie może być bezpieczny. Byle był kamienny — rzuciła, kręcąc głową, ciągle i ciągle będąc zaskoczoną, że sama ciągnie tę farsę.

Faktycznie, idąc wcześniej wzdłuż lewej części, aktualnie prawej, Reimann miała prawo ominąć po ciemku wielką dziurę ziejącą w ścianie. Nie obwiniała jednak siebie, bowiem szła ostrożnie, obawiając się być może nawet pułapek? Wszystko tutaj było możliwe. Tak czy siak skręciła za nieznośnym światełkiem, które nadal paplało, tym razem całkiem od rzeczy.

Agnes zaśmiała się, słysząc jej słowa o małych człowieczkach i dzieciach. Poddała się. Poziom absurdu tej sytuacji wykroczył dla niej poza skalę, więc równie dobrze czemu nie mogłaby się ze wszystkiego śmiać, zamiast broczyć? — Mmm. Więc mówisz, że siedzi we mnie mały człowieczek, dobrze zrozumiałam? — Chociaż rzuciła tym zdaniem z przymrużeniem oka, nie wierząc powierzchownie w to, co mówi, ani słyszy, to ziarno niepewności zostało zasiane i gdzieś głęboko w niej pojawiło się nieznośne uczucie strachu, szybko tłumione przez inne bodźce. Bo przecież to nie mogło się stać, nie jej. Nie tuż przed wyprawą na Kattok. — Niektórzy wierzą, że dzieci wypluwają kwiaty, albo przynoszą bociany. Zawsze też podobno możecie przechodzić między wymiarami i podmieniać jakieś demony ze zwykłymi dzieciakami.

Jedno było pewne. Od dzisiaj Agnes Reimann nieświadomie będzie przewrażliwiona na punkcie każdej zmiany w jej organizmie.

Po chwili marszu wyszły na kolejną otwartą przestrzeń, po której Agnes rozejrzała się, prawdopodobnie mogąc ujrzeć więcej, niż niewyraźne zarysy w cieniu. Coraz szybciej robiło się jasno i trzeba było się spieszyć, dlatego kobieta pozwoliła poprowadzić siebie w kierunku mostu.

Opuszczone ruiny

27
POST BARDA
- No, tak - wróżka potwierdziła takim tonem, jakby było to zupełnie oczywiste. - Masz zupełnie inną aurę. Jest szersza na dole i jaśniejsza przy sercu, i nie masz ciemnej plamy przy biodrach. Widzę przecież. To znaczy, że siedzi w tobie mały człowiek.
Na ile była to wiarygodna diagnoza ciąży, Agnes musiała zdecydować sama. Trudno było uwierzyć w słowa wróżki, bo faktycznie, jej takie rzeczy się nie zdarzały i byłby to wyjątkowo nieśmieszny chichot losu, gdyby przytrafiło się jej to chwilę przed wypłynięciem na Kattok. Z drugiej strony, wiele rzeczy się wydarzyło przez ostatnie kilka dni, których inżynier nigdy by nie przewidziała. Może by tak jeszcze kolejna? Tak na wszelki wypadek, gdyby Agnes miała zbyt mało problemów.
- Tak, most jest kamienny, ale ma dziurę. Ale myślę, że przeskoczysz.
Jako że kobieta się zdecydowała, została poprowadzona dalej, prosto, w kierunku przejścia, które pojawiło się przed nią po ominięciu kolejnej skalistej formacji. Most wznosił się nad wodą w górę, ładnym łukiem prowadząc gdzieś dalej, prawdopodobnie do wyjścia z tego tajemniczego miejsca, które z każdą chwilą tworzyło jedynie nowe złe wspomnienia. Nawet fragmenty efektownej, choć nieco wyblakłej przez upływający czas mozaiki nie rekompensowały jej tego, co musiała znosić ostatnimi czasy.
- No, czasem przechodzimy między wymiarami, ale po pierwsze to jest męczące, a po drugie są ciekawsze rzeczy do zrobienia, niż pakowanie się do demonów. To właściwie samobójstwo. Nie jesteśmy głupie.
Wróżka wleciała nad most i zawisła nad nim, czekając, aż Agnes ją dogoni. Kobieta musiała przecisnąć się przez gęste listowie, które spływało ze skały i rozrosło się w końcu także na ścieżkę. Gdy się przez nie przedarła, znalazła się na starym, zrujnowanym moście, który jednak dla odmiany miał widoczny koniec. A za tym końcem, po drugiej stronie, przejście prowadzące pod wysokim klifem w prawo i lewo. Wróżka zawirowała w miejscu, jak się okazało chwilę później - nad sporej wielkości wyrwą, przez którą w dole Agnes mogła zobaczyć co najwyżej ziejącą ciemność i usłyszeć szum wody. Niewiele ponad metr do przeskoczenia, nieszczególnie dużo, ale wciąż ryzyko było spore dla kogoś takiego, jak ona. Zwłaszcza, że po żadnej ze stron, jak zresztą wcześniej zauważyła jej przewodniczka, nie było barierki, której mogłaby się złapać.
- Hop - zawołała motywująco wróżka, radośnie podskakując w miejscu.

Mapka 3.0
Obrazek

Opuszczone ruiny

28
POST POSTACI
Agnes Reimann
Oczywiste wytłumaczenie posiadania w sobie małego człowieczka Agnes skwitowała pobłażliwym uśmiechem. No tak, aury, dziury w biodrach, świecące serca. Magia, można by podsumować to w ten sposób. Magiczne istoty stawiające magiczne diagnozy i tworzące problemy, których nie ma i nie będzie, bo gdyby były – to znaczyłoby, że kobieta ma niesamowitego pecha nieporównywalnego do wszystkiego, co zdarzyło jej się w życiu. Dlatego szybciutko odrzuciła tę myśl na bok, nie pozwalając absorbować je umysłu i dawać sobą motać, zamiast tego skupiając się na tym, aby w ogóle przeżyć i zniknąć, zanim tamta cholerna elfka w ogóle się pojawi.

Nie spodobało jej się, że wszystkie tutejsze mosty mają dziury. Właściwie całe te ruiny jej się nie podobały i nie można było się temu dziwić. Jeszcze dochodziły magiczne, gadające gołębie i ryzyko strzały w oko od pewnej porywaczki... ile prościej byłoby, gdyby Agnes została w domu, zamiast iść na to przyjęcie. Ileż prościej byłoby, gdyby ktoś teraz się pojawił po nią, uratował, żeby nie musiała skakać nad przepaścią. Niestety inżynier nie była księżniczką w wieży i nie chciała zdawać się na tak okrutny dla niej los, dlatego była akurat w takiej, a nie innej sytuacji.

Mina jej zrzedła, gdy stojąc na moście, ujrzała ziejącą w dole dziurę z szumiącą wodą. Oczami wyobraźni widziała siebie spadającą na dół, łamiącą sobie kark i zżeraną przez ryby... zapomnianą i nigdy nieznalezioną. Koniec Agnes Reimann, wyjątkowo paskudny i ironicznie głupi. Odsunęła się szybko do tyłu, nie chcąc mieć w głowie takich myśli, które nastrajały ją do strachu. Dziura duża nie była i na oko dałoby się ją przeskoczyć, a przy okazji, gdyby elfka się pojawiła, zatrzymałaby ewentualny pościg na chwilę... ale nie wolno było patrzeć ani w dół, ani w boki.

Hop — odmruknęła, śmiejąc się panicznie pod nosem Agnes i oceniając raz jeszcze odległość, którą musi przeskoczyć. Następnie zrobiła zamach i rzuciła swoim prowizorycznym sztyletem na drugą stronę, chcąc mieć wolne dłonie w razie najgorszego scenariusza i odsunęła się kilka metrów. Serce jej wyskoczyło nieomal z piersi, gdy z zaciętą miną ruszyła do przodu, nabierając rozpędu. W ostatniej chwili odbiła się od granicy pierwszej części mostu, zamierzając wylądować po drugiej stronie. Dłonie miała gotowe, gdyby musiała się nimi ratować... chociaż wolała tego nie robić i bezpiecznie stać z dala od ruin.

Bardzo rzadko Agnes odczuwała taki pierwotny strach o własne życie, taki jak teraz, gdy leciała patrząc na wprost nad mroczną przepaścią.

Opuszczone ruiny

29
POST BARDA
Skok przez wyrwę w moście był stresujący i mógł prowadzić do jej zguby, gdyby na przykład zaplątała się jej noga w jakieś pnącze, lub gdyby się poślizgnęła. Na szczęście tutaj los dla odmiany postanowił jej sprzyjać. Z łatwością przeskoczyła dziurę, lądując po drugiej stronie, choć wróżka chyba spodziewała się wszystkiego i już wyciągała do niej ręce, by złapać ją za brzegi koszuli, czy za cokolwiek innego. Nie wiadomo, czy w ogóle byłaby w stanie jej jakkolwiek pomóc, biorąc pod uwagę, że prawdopodobnie sama ważyła tyle, co garść piasku, ale tak czy inaczej była gotowa ją ratować. Teraz tylko zrobiła kółko wokół Agnes i zaklaskała z uznaniem.
- Widzisz? Mówiłam, że przeskoczysz! Teraz...
Jej słowa zagłuszył krzyk. Orzyk wściekłości, dobiegający do nich z oddali, wypełniający powietrze dżungli i przeganiający ptaki z koron okolicznych drzew. Wróżka zamarła w miejscu, zerkając w stronę, z której przyszły. Przez gęstwinę drzew nie widać było źródła tego przerażającego dźwięku, ale Agnes doskonale wiedziała, kto był przyczyną tego zamieszania. Elfka wróciła. I właśnie teraz, w tym momencie, zorientowała się, że jej więzień uciekł. To była tylko kwestia czasu, zanim dogoni je obie.
- Znowu straszy ptaki - wróżka naburmuszyła się, krzyżując ręce na klatce piersiowej. - Chodźmy. Pewnie nie chcesz jej spotkać. Miała broń, a ty masz kawałek płytki. Zastrzeli cię, jak cię dogoni.
Reimann sama doskonale o tym wiedziała, więc informacje chłodno przekazywane przez wróżkę z pewnością nie poprawiały jej nastroju. Latająca istota nie wydawała się zdawać sobie sprawę z tego, w jakim stanie emocjonalnym jest obecnie jej towarzyszka. Leciała przed siebie, zaraz za mostem skręcając w lewo, w stronę gęstszej roślinności, ale znacznie mniejszej ilości skał i urwisk. Także woda najwyraźniej zostawała już za nimi. Wschodzące słońce dawało już wystarczająco dużo światła, by mogła dość swobodnie stawiać każdy kolejny krok.
- Jestem Primula, a ty? - spytała jakby nigdy nic.
Obrazek

Opuszczone ruiny

30
POST POSTACI
Agnes Reimann
Niełatwo było w ogóle przemóc się do takiego skoku. Wystarczyłoby jedno potknięcie, zahaczenie stopą o kamień, czy lianę, a życie Agnes zakończyłoby się w ironicznie głupi sposób. Kobiecie ponownie przeleciało całe życie przed oczami, gdy przerażona leciała nad ciemną przepaścią – niespełnione marzenia, związane z jej pracą. Niedawne wydarzenia, ledwo co poukładane emocje, kariera, którą budowała od chwili ukończenia studiów... wszystko wisiało na włosku, gdy machała w powietrzu nogami, przed sobą mając jedynie niewielką istotkę gotową do schwytania jej w jakiś pokrętny sposób.

W końcu wylądowała po drugiej stronie, przebiegając jeszcze metr, zanim zatrzymała się z głośnym westchnięciem, zziajana, z rozpalonymi mięśniami. Z wrażenia usiadła, próbując uspokoić siebie, swój oddech i nieco przy tym odpocząć, fizycznie i psychicznie. W tle słyszała cichutkie klaskanie i paplaninę całkiem przydatnego komara, zanim do jej uszu dotarł kolejny dźwięk, mrożący krew w żyłach. Elfka. O ile wcześniej bawiła się z nią w kotka i myszkę, tak teraz nie będzie miała oporów przed wystrzeleniem z tego swojego łuku i jeśli Agnes zaraz stąd nie zniknie, jej najgorsze koszmary się ziszczą.

Natychmiast wstała, pomimo oporów ciała i ruszyła z zaciętą miną za wróżką, podnosząc po drodze swój sztylecik. Przyspieszyła nawet kroku, chcąc jak najszybciej zwiększyć dystans pomiędzy ruinami, a elfką. Na jej korzyść działał fakt, że przejść na zewnątrz było kilka i zanim jej porywaczka zorientuje się, w którą stronę ruszyła Agnes, trochę minie; poza tym miała kupionego trochę czasu. Minusem było to, że skoro znała lokalizację tej świątyni, to mniej więcej znała też okolicę, a poza tym była bardziej wysportowana i gibka od kobiety. Musiała więc działać jak najszybciej. Och, jakże by chciała, żeby akurat teraz przybyła zbrojna odsiecz!

Agnes — odburknęła inżynier na pytanie wróżki, przedzierając się przez kolejne krzaki, drąc powoli koszulę i rozcinając skórę o ostre kawałki. Przed sobą miała gęstwinę leśną, więc rokowało to wyjątkowo dobrze, ale potrzebowała więcej informacji. — Wiesz w ogóle, jak daleko stąd jest stolica? Albo jakakolwiek siedziba ludzka? Wioska, karczma przydrożna, trakt chociażby? Muszę wrócić do cywilizacji jak najszybciej, żeby mnie ta elfia... — zmełła w ustach inwektywę wycelowaną w kierunku pewnej persony. — Żeby mnie ta elfka nie mogła tak łatwo wytropić i naszpikować strzałami. Ewentualnie widziałaś może, czy przyjechała konno? Też byłoby przydatne.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Taj`cah”