POST BARDA
- To nie jest kwestia aprobaty. Chociaż teraz to i tak nie ma znaczenia. Mam wrażenie, że nie znajdziemy chwili spokoju, dopóki statki nie odbiją od brzegu i nie znajdziemy się na otwartym morzu - westchnął. - Może tam złośliwość losu za nami nie pójdzie. Tęsknię za czasem, kiedy nie musiałem martwić się o niczyje życie. Swoje, twoje, twojej rodziny. Pozbędziemy się tej Shani i co dalej? Co nowego spadnie nam na głowy?Westchnął i przetarł zmęczone oczy. Może dzisiejsza noc nie kosztowała go tak wiele, jak Agnes, ale z pewnością nie zmrużył oka ani na moment. Przyjechał przygotowany do walki, w razie gdyby musiał odbijać swoją ukochaną z rąk wrogów. U jego boku wisiał długi miecz, a po drugiej stronie o łóżko opierał się przypięty do biodra jego ulubiony sztylet. Żadnego pancerza nie miał na sobie, ale może nie zdążył niczego zabrać? Dopóki nie krwawił, nie stanowiło to problemu.
- Dobrze, dobrze. Wierzę ci przecież - uśmiechnął się słabo, nie odpowiadając na jej pytanie, czy obwinia się o jej zniknięcie. Dopiero temat wróżki sprawił, że z powrotem podniósł głowę. - Patrz, jakie masz szczęście. Z całą twoją niechęcią do magii, ta zdaje się mieć dużo do powiedzenia w twoim życiu. Siedź jeszcze - polecił, przytrzymując ją na brzegu łóżka, gdy postanowiła się podnieść. - Mam dla ciebie ubrania. Przyniosę, to się przebierzesz. Sonia nie byłaby sobą, gdyby nie zebrała w trzy minuty całej torby rzeczy, które mogą ci się przydać. Łącznie z maścią na twoje rany i bandażami na wszelki wypadek. Zresztą oboje wiemy, jak skończyła się ostatnio twoja jazda konna w sukience. Poczekaj tu.
Dopiero teraz Agnes zwróciła uwagę na to, że z głębokiego dekoltu za dużej koszuli wyzierały ślady po odmrożeniach. Nie były już tak wyraźne jak kilka dni temu, ale wciąż zachowały kształt dłoni, przyciśniętych przez Vasati do jej klatki piersiowej. Maść, jaką sobie przygotowała, przynosiła rezultaty, choć powoli. Aż dziw, że Arna o nic nie pytała, uprzejmie odwracając wzrok od dziwnych śladów na skórze jej gościa. Tak samo Libby. Może została uprzedzona przez matkę, że tego wymaga grzeczność?
- Zaraz wracam - najemnik pochylił się i złapał twarz ukochanej w dłonie, by pocałować ją mocno. - Nigdzie nie idź. Pij te zioła, to chociaż się nawodnisz. Krzywdy ci nie zrobią.
Chwilę później przekroczył próg sypialni, zostawiając ją samą. Zza okien słyszała parskanie koni i głosy, z których pojedyncze rozpoznawała. Wkrótce dołączył do nich głos Victora, choć zbyt niewyraźny, by była w stanie rozróżnić słowa. Za to głos, który odezwał się tuż za jej plecami, rozpoznała i rozumiała doskonale.
- Dlaczego jesteś taka niemiła? - Primula wyszła z jakiejś dziury, w której się ukrywała przed grupą mężczyzn, jaka wparowała znienacka do sypialni. Faktycznie musiała przestraszyć się nowych ludzi. Nie ufała im. Stała teraz na szafce nocnej, obok wypalonej resztki świecy i opierała się o nią łokciem, wpatrując się w Agnes z rozczarowaniem. Jej lśniące, błękitne oczy były lodowate, jak nigdy dotąd. - Brednie? Niechęć do magii? Całe szczęście, że nie musisz na mnie polegać? Złamałam zasady dla ciebie. Uratowałam ci życie. Uratowałam życie wam obojgu.