POST BARDA
Zbrojna odsiecz, nawet jeśli gdzieś jej teraz poszukiwała, nie miała pojęcia, że należy jej szukać w środku dżungli, poza miastem. A już na pewno nie spodziewała się, że ma odwiedzać stare ruiny, licząc na to, że w którychś z nich znajduje się zaginiona pani inżynier. Minęło jednak już dużo czasu i Agnes mogła być pewna, że jej szukają; ojciec, Victor, może nawet gnębiony wyrzutami sumienia Sehlean, na co tak bardzo liczyła elfka. Szkoda, że nie miała jakiegoś sposobu skomunikowania się z którymś z nich na odległość. Na pewno ułatwiło i przyspieszyłoby to akcję ratunkową.- Stolica? - powtórzyła wróżka, posłusznie przyspieszając, tak jak przyspieszyła prowadzona przez nią kobieta. - Aha, to duże miasto? Jak będziesz iść w takim tempie, jak teraz, to do południa dojdziesz.
To nie było optymistyczne założenie, zwłaszcza, że dopiero wschodziło słońce. Elfka musiała wywieźć ją daleko, gdy była nieprzytomna. Czekał ją wyjątkowo długi marsz, połączony z permanentną obawą przed strzałą wbijającą się znienacka w jej plecy, jeśli nie wymyśli niczego innego.
- Wtedy, co przyjechałyście razem, to miała wóz - wróżka wleciała pomiędzy górne liście, znikając na moment, tak, że Reimann słyszała tylko jej jasny głosik. Nawet światełko zniknęło na dłuższą chwilę. Może sprawdzała drogę ponad koronami drzew. - Zostawiła go daleko, bo nie dało się tak pomiędzy drzewa. Ktoś zostawił tu was obie, a potem odjechał. Dzisiaj na noc miała rozbity obóz niedaleko. Dziwiłam się, że nie śpicie w nim razem, ale teraz już rozumiem. Wcale się nie lubicie.
To było ogromne niedopowiedzenie. Primula zleciała z góry i usiadła na pnączu kawałek dalej, jak na huśtawce.
- Jest mała osada kawałek stąd - poinformowała kobietę, uśmiechając się szeroko i świecąc z zadowoleniem. - Kilka domów przy plantacji. Mieszkają tam bardzo mili ludzie. Chyba. Tak sądzę. Ich dzieci są bardzo miłe. Nazywają się Libby i Mickel. A jak chcesz karczmę, to będziesz musiała iść główną drogą kawałek od nich na północ. Tam jest takie miejsce, gdzie się dużo osób zjeżdża czasem. Nigdy nie byłam w środku. Jest za głośno. Na bębnach czasem grają. Nie lubię bębnów, głowa mi pęka od nich.
Zeskoczyła z pnącza i ruszyła dalej przed siebie. Jak daleko od nich była elfka? Czy w ogóle ruszyła w tę samą stronę? Prawdopodobnie tak, skoro to było przejście, które Agnes zostawiła za sobą otwarte. Nie mogła zwlekać, nie miała czasu na odpoczynek, mimo że była głodna, spragniona i wykończona. Pościg deptał jej po piętach.
- To chcesz iść na tę plantację? - Primula odbiła się od dużego, dziurawego liścia, który chwilę później uderzył kobietę w ramię. Nie był to najprzyjemniejszy spacer, jakiego doświadczyła. Miała już co najmniej kilka ugryzień. Komary szalały, gdy nie musiały ukrywać się przed słońcem. To już jednak było coraz wyżej, długie promienie światła przebijały się przez zielony dach, tworząc dość urokliwy obraz. Szkoda, że Agnes nie miała czasu ani ochoty go doceniać.