POST POSTACI
Lead
Iiiii to właśnie dlatego nigdy nie próbował się z nikim targować o nic innego niż pieniądze. Ta umiejętność była zbyt daleko od jego mocnych stron. Lead
Wzruszając do Dereka ramionami bez specjalnego żalu czy zawodu, z marszu dał ze swojej strony za wygraną. Zamiast marnować czas na nieuleczalnych głupców, podszedł do najbliższego drzewa. Sprawdziwszy dokładnie, czy nic jadowitego bądź boleśnie kąsającego nie gnieździ się w poszyciu i zaroślach dookoła, przysiadł pod konarem z zamysłem ucięcia sobie drzemki.
Nie była to najlepsza drzemka w jego życiu, zważywszy na to, że ni cholery nie udało mu się zmrużyć oka.
***
Wieczór był cichy i spokojny, podobnie zresztą, jak i ich całą przeprawa łodzią - z trupem za sternika i przewodnika. Gdyby nie wiedzieć, nie przyszłoby raczej do głowy, że w przeciągu najbliższych godzin odbędzie się w pobliżu jeden z bardziej plugawych rytuałów, na jaki człowiek (lub nieczłowiek) mógłby wpaść. Na litość, w jakich czasach żyli, aby takie rzeczy wciąż miały miejsce??? I to na dodatek na ternach tak dobrze prosperującego i rozwijającego się królestwa, jak Archipelag?
Lead z markotnym wyrazem twarzy uniósł wzrok na wskazywany przez nieumarłego punkt wzniesienia.
- Miło byłoby chociaż wiedzieć, jak liczne są te ich krwawe biesiady - zauważył z niesmakiem, pamiętając, że pośród coraz bardziej prawdopodobnego tłumu, będzie musiał odnaleźć jedną, konkretną osobistość. Ba! Nie tylko odnaleźć! Będzie musiał ją schwytać i przetransportować wciąż żywą z powrotem do ducha młodej kobiety! Zadanie zaczynało się na tym etapie dość nieładnie komplikować.
Schodząc wreszcie z powrotem na brzeg, podobnie jak i Derek, Lead nie poczuł się nadmiernie zainspirowany insynuacją ewentualnej porażki, dlatego posłał jedynie trupowi ciężkie spojrzenie, zanim bez słowa ruszył przed siebie.
Mroki panujące na terenach niewielkiej wysepki nie były mu aż tak przyjazne, jak zazwyczaj. Tak, jak czuł się już nieswojo w pobliżu miejsca spoczynku szczątków Histerii, tak czuł się i tutaj od samego momentu postawieni stopy na piasku. Włosy jeżyły się na głowie, mięśnie naprężały w oczekiwaniu, zaś wzrok błądził niespokojnie, nie mogąc się zdecydować, czy rozważniej będzie obserwować okolicę, czy raczej towarzyszącego mu nekromantę. Zwłaszcza że im częściej wzrok padał na mężczyznę, tym więcej rosło w nim wątpliwości oraz nie-do-końca-irracjonalnej obawy.
Mając wreszcie dość niepotrzebnie nadszarpywanych nerwów, otworzył usta do zadania pytania, gdy mag niespodziewanie zmusił go do działania i skrycia się z nim w krzakach. Lead z reguły był bardzo wyczulony na swoje otoczenie, dlatego kompletnie nie rozumiał, skąd wziął się powód tak nagłego działania. Co nie znaczyło, że zamierzał się teraz wykłócać. Jeśli nekromanta widział lub czuł coś, czego on sam nie potrafił, na pewno warto było posłuchać, niż później żałować. Gdy powodem okazali się prawdopodobni kultyści, złodziej mógł tylko przez kilka pierwszych sekund zastanawiać się, dlaczego sam nie usłyszał ich przed Derekiem.
- Od kiedy tu niby dowodzisz? - szepnął do niego niemalże agresywnie, co nie znaczyło, że szybkie zdjęcie dwóch z nie wiadomo jak sporej rzeszy wyznawców nie było dobrym pomysłem. Na pewno dużo łatwiej było poradzić sobie z osamotnionymi przypadkami niż zgrają. Wierzył też we własne umiejętności i nawet jeśli Derek miał w zanadrzu jakiś brudny manewr... Będzie pamiętał, aby wypatroszyć go, jako pierwszego.
Klikając cicho językiem, wymacał szybko przypadkowy patyk, a jeśli go nie znalazł, odczepił od pasa pojedynczy sztylet i zaczął nim gwałtownie i głośno okładać listowie dookoła, szurając przy tym butami o grunt pod sobą. Przez cały czas pozostawał przy tym nisko przy ziemi, woląc nie ryzykować strzału w łeb, jeśli któryś z zakapturzonych miał przy sobie łuk, kuszę bądź procę.