Re: [Wschodnie Wody] Statek "Barnaba"

16
Czerwona jucha spłynęła po szyi nieznajomego plamiąc pierś kapłanki. Mężczyzna cucony lekkimi szturchnięciami nie odzyskiwał przytomności przez dłuższy czas. Na tyle długo, że krew na jego twarzy zdążyła zacząć krzepnąć. Karmila jednak nie poddawała się. Pasażer na gapę podniósł powieki.

O, Pani... — powtórzył swoje ostatnie słowa. Uniósł z trudem głowę i przywarł ustami do ucha kapłanki. — Wołałaś mnie, więc oto jestem. Cały twój. Żyję, by ci służyć — wyszeptał, jednak czułe ucho Vasco zdołało wyłapać jego słowa.

Z bliższej perspektywy, przy świetle płonącego kaganka, uwidoczniły się cechy szczególne nieznajomego — ciemne włosy, ciemna karnacja i oczy o źrenicach tak rozwartych, że piwna tęczówka tworzyła cieniutki pierścień, nie grubszy niż arkusz pergaminu. Nie było to naturalne. I nie zajęło długo Karmili wykoncypowanie, że mężczyzna jest pod wpływem silnego stymulanta. Urok czy narkotyk — tego nie mogła na razie stwierdzić.

Hugo przypatrywał się sytuacji z boku, wcześniej stanąwszy na nogi i otrzepawszy się z kurzu. Podniósł swój lampion z podłogi i postawił na jednej ze skrzyń.

Chyba nici z pożywki. Obecność tego faceta w tym miejscu to moja zawodowa porażka. — Splunął na bok. — Wyciągnę z niego co się da. Ale o jego losie już zadecydujesz ty, Vasco. O ile nie przywłaszczy go sobie nasza kapłanka. — Prychnął i uśmiechnął się, szczerząc swoje długie, białe kły.

Sir Vasco do stawienia się na pokładzie! — nagle odezwał głos z góry, przytłumiony przez kilka warstw desek, jednak wciąż słyszalny i zrozumiały.

Nie dają ci spokoju, co? Zaraz. Coś ode mnie chciałeś? Na pewno tak. Normalnie byś się tu nie zapuszczał.

Re: [Wschodnie Wody] Statek "Barnaba"

17
Vasco stał, spokojnie przyglądając się kapłance z niemym wyrazem twarzy. Spoglądał na nią niby od niechcenia, jakby wpatrywał się w pustą ścianę, nie mając absolutnie nic ciekawszego do roboty. Nawet okrzyk który nadszedł z pokładu nie wybudził go z zadumy, chociaż był w stanie go zapamiętać. Dopiero końcowe pytanie Hugo było w stanie zwrócić jego uwagę na tyle, by oderwał od kapłanki wzrok.

Co? Ah, tak — spojrzał na zawiniątko, które podał Ptasznikowi bez zastanowienia — Kapitan chciał wysłać to na Santiago. Jakiś specjalny ładunek i specjalny gość o którym nie wiem. Niech Twoje ptaszki powiedzą Ci czy jest to coś, czym powinniśmy się martwić.

Nie reagując na wcześniejsze wołanie, Vasco ponownie wbił wzrok w kapłankę, z mieczem już schowanym i z rękoma założonymi na piersiach. Zmarszczył się po chwili i była to jego pierwsza emocja. W głowie biły mu się myśli wijąc się w pęki, kokardy i zawijasy niczym nici rzucone w kocie pazury. Rozumiał postawę kapłanki i widział jej kobiece emocje niemal tak, jak widział i swoje, oraz jak i rozumiał swoją postawę. Sytuacja jednak nie była dla niego łaskawa, wymagając, by on wyzbył się łaski wobec innych.

Karmillo, proszę, nie komplikuj tego drugiego dnia podróży. Wierzę, że Twoi paladyni to bestie zdolne zabić, ale my też potrafimy nieźle ugryźć — zmarszczył brwi, rzucając być może przypadkowe spojrzenie na Hugo, dopiero potem uświadamiając sobie, że na pewno sugeruje by kojarzyć ich z wampiryzmem.

Mówił wolno, lekko i swobodnie, jakby rozmawiał z kimś na temat jaka jest pogoda, ile kosztuje ryba, a ten sąsiad z domu obok ganiał jakiegoś młokosa z widłami, jak ten wyskoczył z okna na piętrze. Być może zostawił tam swoje gacie, ale za to podarował sąsiadowi rogi. Handel wymienny, można by było rzec. Vasco jednakże nie odczuł tej metafory tak, jak powinien. Jakby zapomniał nagle jakiegoś ważnego zagadnienia ze sztuki handlu, które umknęło mu nieobecnie.

Zrobimy tak, kapłanko Krinn. Ze względu na mój szczery szacunek do Ciebie i Twoje krągłe piersi, które nad wyraz uprzyjemniają tą chwilę, oddam Ci tego tutaj. Na trochę. Nie uniknie on przesłuchania. Zrozum. Obcy na statku. Statku, gdzie nie ma obcych i przypadkowych. Czego się dowiesz, mam to wiedzieć. Od tego, czego się dowiem zależeć będzie jak będę Ciebie spostrzegał. Jak... przyjaciółkę, czy jak kogoś, kim muszę się martwić — Vasco ostatnie słowo powiedział już niemalże odwrócony plecami.

Odwrócił się zostawiając Hugo i Karmillę za sobą, by wskoczyć nad drabinę wysokim susem i podciągnąć się w górę. Był lekko poirytowany, ale też łatwo nie poddawał się takim uczuciom. Była to po prostu zmiana w jego kalkulacjach. Musiał się jedynie do niej dostosować, lub nagiąć ją wedle życzenia. Jak? Niemalże odruchowo Vasco zaczął nasłuchiwać nieznanych mu szmerów, które zapewne zostaną przykryte przez szum fal i płacz skrzypiących desek. Nie mógł się jednakże wyzbyć uczucia, że to już nie jest tylko jego wyprawa, a został w nią wplątany ktoś zupełnie inny. Ktoś, kogo jeszcze nie widział. Ktoś, kto ryzykował pokrzyżowanie planów Syndykatowi Tygrysa i rodzinie Vega. Ktoś, kto był gotów zadrzeć z Księciem Pomarańczy.
Zwykł być Rodowitym Sępem, Chciwym ścierwem zachodu, Niehonorową plagą zdrady, Zdrajcą narodów, Szacunek monetą wyrabiającym, Niemiłym wszelkim cnotom, Zniesławionym imieniem, Parszywym Kłamcą, Jadowitym Mówcą i Obrazą dla domeny króla
Obrazek

Re: [Wschodnie Wody] Statek "Barnaba"

18
Karmila wołała paladynów ile sił w płucach. Wyczekiwała ich, lecz przerażenie sprawiło, że jej nogi zrobiły się jakby z waty, a dłonie drżały, chociaż obejmowała nimi głowę niechcianego pasażera. Niechcianego przez tu obecnych prostaków, którzy, w przeciwieństwie do szczerze wychwalającej Krinn kapłanki, nie obejmowali swym archaicznym rozumem nawet najprostszych znaków. Te niewątpliwie zesłała pani pokusy pod postacią tegoż obitego okrutnie mężczyzny. Z tej właśnie przyczyny pohamowała język, nie weszła w polemikę z Vasco.

Kiedy (jeśli) przybyli paladyni, Karmila ostrożnie opuściła rannego, przekazując go w ręce silnych wojowników. Za jej namową mieli przenieść wyznawcę Krinn na powierzchnię, a stamtąd do izby samej Karmili. Śliwkowowłosa kapłanka nie trwoniąc ani minuty ruszyła w ślad za całą trójką. W głębi duszy obawiała się, że po opuszczeniu ciemni pod pokładem, zgraja dowartościowujących swe ego machając szabelkami pomyleńców, zajmie im drogę. Do tego dopuścić nie mogła!

Czym prędzej podciągnęła suknię ponad kostki i spoglądając pod nogi stąpała ku wyjściu.

W swojej kajucie pod pokładem doglądała stanu chorego. Oczyściła jego ranę czystą wodą z dodatkiem rumianku, mięty i wyciągu z bagiennika królewskiego. Co chwila zmieniała okład na czole chcąc uniknąć gorączki. W ciszy, spokoju obserwowała czy stan chorego ulega polepszeniu. Z całych sił pragnęła zasięgnąć języka. Dowiedzieć się w jakim celu przybył na statek. Dlaczego Krinn wysłała właśnie jego.

Re: [Wschodnie Wody] Statek "Barnaba"

19
Jasne, szefie — odparł Hugo. — Zaraz się za to zabiorę, tylko trochę tu sprzątnę. — Spojrzał na splamione krwią polerowane deski.

Kiedy Vasco wspinał się na pokład, do jego uszu dobiegło głośne wołanie z dołu. W momencie gdy osiągnął szczyt drabiny, tuż przy schodkach na pokład, nad jego głową wyrosła dwójka potężnych, śniadych mężczyzn w ciemnobrązowych brygantynach i czarnych płaszczach — Virgo i Otto — Płomienie, zbrojne lewe i prawe ramię kapłanki Krinn. Wojownicy odprowadzili oficera wzrokiem i zeskoczyli w dół, pędząc na zawołanie swojej pani.

Co najmniej trzy wraki przed nami — usłyszał Vasco, kiedy tylko postawił stopę na deskach pokładu. Głos należał do kapitana Gavirii, niezbyt zadowolonego ogłaszanymi wieściami. — Masz, spójrz. — Podał Barnabie lunetę.

Na horyzoncie, około trzydziestu stopni na wschód od wyznaczonego kursu, z tafli wody wystawały trzy podtopione kadłuby żaglowców. Ich szkafuty były w całości zanurzone, a ponad taflę wody wystawały jedynie wysoko położone fordeki i achterdeki. Żagle dwóch ze statków były potargane, a trzeci w ogóle ich nie posiadał. Wszystkie trzy żaglowce zwrócone były ku północy, a odległości między nimi były stosunkowo nieduże.

Nad głową Vasco przeleciał wielki, czarny kruk. Zrobił dwa kółka wokół grotmasztu, przysiadł na chwilę na burcie, po czym odleciał w stronę Santiago głośno skrzecząc.

Co jest, chłopaki? Coś się święci? — Natalia wyskoczyła spod pokładu. Jej twarz była zaspana. Miała na sobie niedopiętą i pomiętą koszulę nocną. — Brr, zimno trochę. Pokaż, co tam macie? — Wyszarpnęła bratu lunetę i spojrzała przez nią.

Gaviria przewrócił oczami i ruszył w stronę rufy.

Omijamy, podpływamy? Chcę znać twoje zdanie, Vasco — rzekł kapitan, zajmując miejsce obok steru.

Tymczasem pod pokładem, w kajucie kapłanki i jej towarzyszy, pasażer na gapę otrzymywał należytą pomoc i opiekę. Pokoik nie był duży, ale mieścił 4 prycze w układzie piętrowym, po dwie przy przeciwległych ścianach. Otarta z krwi twarz nieznajomego była posiniaczona i opuchnięta, co mimo wszystko nie zdołało ukryć jego nadzwyczaj pięknej urody. Kiedy Karmila odkryła jego pierś, by ją oczyścić, dostrzegła nań misternie wykonany tatuaż, przedstawiający nagą kobietę, otoczoną zewsząd wężami i kwiatami poinsecji.

Jestem Joachim — odezwał się mężczyzna. — Joachim z Taj'cah. — Przełknął głośno ślinę. Jego głos był cichy, ale mowa nie sprawiała mu już dużej trudności. — Śledziłem cię, Pani. Nie mogę dopuścić, by cokolwiek ci się stało. Ona przemawia przez ciebie. Objawia się w najmniejszym geście. — Joachim uniósł głowę, zbliżył twarz do oblicza kapłanki i ofiarował jej niespodziewany, czuły pocałunek.

Virgo i Otto, siedzący na przeciwległej pryczy spojrzeli po sobie wymownie. Kiedy wysłannik oderwał usta od warg Karmili, jego oczy rozwarły się szeroko, jakby ze strachu, a z gardła wydobył niepokojące słowo:

Niebezpieczeństwo.

Statek zatrząsł się silnie, pozbawiając równowagi niemal całej załogi. Coś zaskrzypiało i zachrobotało, coś szurnęło głośno, by za chwilę ucichnąć. Chwila spokoju nie trwała długo. Kolejny wstrząs zbudził nawet najbardziej zaspanych marynarzy, odpoczywających w forkasztelu po psiej wachcie. Marynarze i oficerzy łapali się czego popadnie. Ci, którzy nie mieli nic stabilnego pod ręką, przewracali się na podłogę jak strącone pionki.

Jakie rozkazy!? — wrzasnął bosman Horacy Vega, starając się przekrzyknąć niemiłosiernie głośny chrobot i krzyki zdezorientowanych marynarzy.

Re: [Wschodnie Wody] Statek "Barnaba"

20
Vasco jedynie musnął Paladynów swoim spojrzeniem z obojętnością będącą przejawem wyższości i arogancji, jak gdyby byli mniej ważni od muchy. W końcu nawet chłopcom pokładowym poświęcał więcej uwagi, a i mówił marynarzom od samego rana dzień dobry. Tyle, że to byli jego marynarze, jego chłopcy pokładowi. Ci tutaj zaś, należeli do zupełnie innej frakcji, kompletnie nie związanej z jego, nawet jeśli sugerowała to wspólna podróż. Pytaniem, które dręczyło Vasco, odkąd próbował przemówić do rozumu kapłanki, było, czy frakcja ta będzie stanowić problem. Na to jak na razie wyglądało, a Vasco nie chciał zabijać Karmili, chociaż jest do tego zmuszony. Nie chodziło tutaj już nawet o jędrne cycuszki, bycie dżentelmenem, czy po prostu fakt, że była kobietą. Miłość jest śmiercią obowiązku, a obowiązek jest śmiercią miłości. Bycie dżentelmenem sprawdzało się może w spokojnych czasach i spokojnych sytuacjach. To nie była spokojna sytuacja. Zaczynała być coraz mniej spokojna, a jemu się to, kurwa, przestawało podobać. Nie rozumiał, czemu musiał się denerwować. Czemu w dniu, w którym miał zacząć swój wielki triumf wszystko wokół próbowało go przed tym powstrzymać.
Wyzbyty z dobrego humoru, pokryty rozmyślaniami trzymał w głowie kipiące złością zdanie. Kurwa. No nie.Jak to, kurwa, trzy wraki — problem z kapłanką został przysłonięty nowym problemem, na pewno bardziej rzeczywistym, ale może przez to wcale nie mniej niebezpiecznym. Z wprawą złapał za linę i stanął jedną nogą na burcie, wytężając wzrok — No, kurwa, faktycznie.

Vasco przypatrywał się zanurzonemu pokładowi, z którego jedynie dziób i rufa wystawały ponad wodę z dziwnym uciskiem w głowie, którego nie potrafił wytłumaczyć. Panika nie była mu znana. Nie odkąd wydarzyło się to wszystko. Wiecie, to. Bez słowa odjął lunetę od oka, spoglądając za krukiem. No tak, tajemnicza przesyłka. Zaskoczony nie zaprotestował, gdy siostra wyrwała lunetę. Jedynie podążył za jej wzrokiem, który wbił na powrót w podtopione kadłuby, zastanawiając się nad ich znaczeniem, chociaż dobrze wiedział, że i tak nic nie wymyśli. Czekał jednakże wytrwale na komentarz Natalii.

Podpływamy... — Vasco nie zamierzał zostawiać statków bez sprawdzenia. Mogli tam być nie tylko marynarze potrzebujący pomocy, a na morzu przecież trzeba sobie pomagać i łowić rozbitków. Mogli tam też znaleźć dodatkowe zapasy, łupy, czy cokolwiek by tam nie było. To była jego decyzja i była ostateczna, niemniej przerwana chrobotem, a i później jego upadkiem.

Kurwa! — krzyknął upadając, by później złapać się liny; podciągnąć i wstać na równe nogi. Chwycił Natalię w pasie i dopiero w tym momencie jego oczy rozszerzyły się szerzej — Do Hegemona! RAZ! — ryknął na nią, popychając w stronę kajut.

Rozejrzał się po pokładzie i całościowo spróbował ogarnąć taflę wokół Barnaby. Rozkazy, rozkazy. Nie był marynarzem. Nie wiedział, co spowodowało chrobot i jak sobie z tym poradzić, cokolwiek by to było. Gdzie był kapitan Gaviria, kiedy był potrzebny najbardziej? Vasco zacisnął szczęki silnie, spoglądając na Horacego.

Bakburta! Ster na lewo! — krzyknął równocześnie do Horacego, jak i do najbliżej znajdujących się marynarzy. Zakładając najgorsze, gdzie mielizna była jednym z mniejszych zagrożeń, długimi susami ruszył w kierunku steru, uważając na kolejny wstrząs. Gaviria. Gaviria i Gaja Vander. Jego wzrok niemalże szaleńczo szukał kapitana.
Zwykł być Rodowitym Sępem, Chciwym ścierwem zachodu, Niehonorową plagą zdrady, Zdrajcą narodów, Szacunek monetą wyrabiającym, Niemiłym wszelkim cnotom, Zniesławionym imieniem, Parszywym Kłamcą, Jadowitym Mówcą i Obrazą dla domeny króla
Obrazek

Re: [Wschodnie Wody] Statek "Barnaba"

21
Kapłanka przyfrunęła bliżej po pocałunku i nie mogło jej oderwać nawet ostrzeżenie. Raptem zrzuciła opończę, powoli z wahaniem otarła dłoń o krocze egzotycznego amanta. Obserwował ją spod opuszczonych rzęs, czując, jak powolutku opuszcza go na poduszkę. Kobieta drapieżnie wspięła się na posłanie, na niego, obejmując go udami. Wsparta na wyprężonych ramionach musnęła mu twarz włosami, które pachniały cytrusem. Zdecydowana i jakby zniecierpliwiona pochyliła się, dotknęła koniuszkiem piersi jego powieki, policzka, ust. Pragnęła, by ujął ją za ramiona, bardzo wolnym ruchem, ostrożnie, delikatnie. Wyprostowała się, uciekając jego palcom, promieniująca, podświetlona, zatarta swym blaskiem w mglistej jasności świtu. Poruszył się, ale stanowczym naciskiem obu dłoni zabroniła mu zmiany pozycji, lekkimi, ale zdecydowanymi ruchami bioder domagała się odpowiedzi.

Jeśli odpowiedział. Nie cofała się już przed jego dłońmi, odrzuciła głowę w tył, potrząsnęła lokami. Jej skóra była chłodna i zadziwiająco gładka. Oczy, które zobaczył, gdy zbliżyła twarz do jego twarzy, były wielkie i błękitne, jak wzburzone morze.

Kołysała biodrami, aż nagle morze zawrzało i zaszumiało, zatraciwszy spokój. Karmila zleciała z ogiera, niczym gagatek podczas galopu. Siarczyście runęła na podłogę, dalej wędrując pod jeżdżące po podłodze szafki.

Wstała.

Z opuszczoną do pasa togą pobiegła na górę ile sił w nogach. Jędrne piersi obijały się wtem jak żonglowane piłeczki.

Co się dzieje? — spytała Vasco.

Re: [Wschodnie Wody] Statek "Barnaba"

22
Młody amant nie opierał się powabnym i odważnym ruchom Karmili. Oddał się jej, na krótką chwilę. Ten moment, niewielki w ujęciu czasu, przygasił przerażenie jego szklistych oczu. Dopiero kiedy statek szarpnął, a kapłanka zleciała na podłogę, na nowo na jego twarz wparował strach. Chciał pobiec za obnażoną Karmilą, lecz brakło mu sił. Virgo i Otto, zupełnie jakby porozumiewali się telepatycznie, podzielili się bez słowa. Pierwszy pozostał z Joahimem, drugi pobiegł za swą panią.
*Dwa razy nie musisz powtarzać — odparła Natalia, pchnięta w stronę kajut oficerskich na rufie. Wbiegła przez drzwi i tyle ją widziano.

Gaja i Gaviria podnosili się z podłogi obok steru. Po czole Vandera spływał strumyk krwi, zalewając prawe oko i policzek.

Ała, kurwa! — przeklął poszkodowany, przecierając dłonią twarz.

Wpłynęliśmy na rafę! — krzyknął jeden z marynarzy, wyciągający właśnie z wody linę do mierzenia odległości do dna i drugą, zakończoną kotwiczką, na której dyndał kawałek szkieletu koralowca.

Odsuń się, Gaja. — Kapitan przejął ster i obrócił nim kilkukrotnie. — Zwijać żagle. Już! — krzyknął. A za nim powtórzył bosman Horacy.

Żaglowiec skręcił gwałtownie, obracając się do wrakowiska prawą burtą. Majtkowie i marynarze wspinali się żwawo po linach, podwijając żagle, a tym samym pozwalając statkowi na wyhamowanie.

Wtedy na pokład wybiegła Kapłanka Krinn. Na górze panował chaos. Poprzewracane beczki i skrzynie, które nie zostały odpowiednio zabezpieczone, leżały rozrzucone po całej powierzchni kadłuba. Zbudzeni ze snu marynarze wybiegli z forkasztelu, by pomóc kolegom w zapanowaniu nad żaglowcem. Wszędzie hałas, krzyk, zapach morza i spoconych mężczyzn, którzy jeden po drugim zawieszali swój wzrok na podbiegającej do Vasco na wpół rozebranej kapłanki.

Oficerze Vasco — podjął majtek Janko, przybiegłszy w podskokach niczym wystraszony zając i salutując niedbale — starego Castio przytrzasnęła skrzynia przy dziobie. Kiepsko z jego nogą. Mamy też wyciek na najniższym poziomie. Cieśla potrzebuje ludzi. Nie jest źle, ale bez szybkiej naprawy za kilka godzin możemy mieć problem.

Re: [Wschodnie Wody] Statek "Barnaba"

23
Vasco z ciągle siedzącym w jego głowie Kurwa z ukrytą dobrze ulgą zauważył, że kapitan statku ruszył ku sterowi, by przejąć większość obowiązków i odpowiedzialności, które w tej chwili spoczywały na młodym Vega. Widząc wybiegającą spod pokładu kapłankę, Vasco spojrzał tylko na leżącego Vandera, po czym sięgnął dłonią o kikutach zamiast palców za rękojeść Barnaby. Dobywając oręża zatrzymał kapłankę gestem, samemu odcinając spory kawałek rękawa swojej koszuli, podając go niemalże od razu Gai i chowając ostrze ponownie do pochwy.

Zawiąż sobie kurwa, chłopie tą głowę. I usiądź — powiedział jedynie młodemu Vanderowi głosem uznającym te słowa za polecenie.

Z mocno ściągniętymi brwiami wrócił prężnym krokiem do kapłanki, bez trudu omijając wzrokiem jej jędrne piersi, choć kobiece sutki były trzecim jego ulubionym elementem ciała po kobiecych oczach i ustach. No, przebijały nawet męskie łydki, te sutki. Nie odpowiedział jej od razu, tylko machnął gniewnie ręką na Janko, dając znać, że nie wymaga jakiegoś zbędnego salutowania.

Dobre Janko. I tych ludzi dostanie, ale nie teraz. Teraz Castio — Vasco miał wiele powodów, dla których ignorował póki co wyciek, równocześnie kiwając marynarzowi głową jako aprobatę jego meldunku.

Wiadomo, dziura w statku na oceanie nie była najlepszą z logistycznych sytuacji wyprawy, niemniej wolał, by marynarze póki co skupili się na wydostaniu statku z tej rafy. Nie chciał, by skończyli jak pozostałe żaglowce - za sprawą rafy, czy czegokolwiek co mogło ich kadłuby opuścić pod wodę. Być może bitwa z piratami oczyściłaby jego głowę z wielu niepotrzebnych myśli, ale mogła by i oczyścić jego załogę z niektórych jej członków. Problemem było, że to nie on wybierałby wszystkich, którzy by polegli, a i póki co potrzebował ich wszystkich. Szczególnie teraz. Tutaj. W takiej chwili.

Złapał Karmilę bez zastanowienia za dłoń i ruszył z nią w kierunku wejścia pod pokład, puszczając jej rękę po wytyczeniu kursu w tamtą stronę.

Chyba rafa. Jak chcesz, możesz się pomodlić, żebyśmy nie ugrzęźli — zakpił delikatnie, aczkolwiek nie wrogo z fanatycznej postawy kobiety — I załóż coś na Bogów, bo marynarze mi krzywo liny powiążą — dopiero teraz spojrzał się na wcześniej wspominane sutki.

Ślina szybko połknięta przypomniała mu, że dawno nie jadł, lecz nie mógł się skupiać wyłącznie na przyjemnościach. Rozejrzał się pod pokładem i nie mówiąc nic dalej do kapłanki - była panią własnego losu, co próbowała mu udowodnić niejednokrotnie; ruszył w poszukiwaniu swojej siostry, którą musiał zabrać na pokład, niedawno ją z niego wyrzucając. Nie zapraszał Karmili za sobą, ale też jej nie wyganiał ze swojego towarzystwa. Po prostu były teraz może i nie do końca ważniejsze, ale na pewno wymagające szybszej reakcji i jego wkładu okoliczności, które postanowił postawić na piedestale zamiast swojej cichej gry z kapłanką. Każdy miał swoje pionki, a Vasco nie chciał teraz stracić kilku na rzecz zysku Karmili. Postanowił znaleźć Natalię i z jej pomocą udać się do Castia, by jak najrychlej mu pomóc. Nie trzeba też mówić, że zabrali ze sobą ekwipunek medyczny do opatrywania ran potrzebny.
Końcowym etapem długiego planu tej sytuacji Vasco próbował dojrzeć pozycję Santiago i stan statku, który może wyhamował, zanim też wpłynął na tą cholerną rafę.
Zwykł być Rodowitym Sępem, Chciwym ścierwem zachodu, Niehonorową plagą zdrady, Zdrajcą narodów, Szacunek monetą wyrabiającym, Niemiłym wszelkim cnotom, Zniesławionym imieniem, Parszywym Kłamcą, Jadowitym Mówcą i Obrazą dla domeny króla
Obrazek

[Wschodnie Wody] Statek "Barnaba"

24
Kapłanka stanęła okoniem nim Vasco zniknął pod pokładem. Podniosła ciężko głowę, zwracając kryształowe spojrzenie na mężczyznę. Jej wzrok prześwietlał go spod gęstych i rozczesanych starannie rzęs.

Jak połowa cebuli zgnije i sczernieje, to cebula jest zgniła. Tak samo twoja załoga. Bogowie nie sprzyjają niewiernym, pamiętaj o tym. — machnęła pochopnie głową, odgarniając okalające jej wąską twarz loki. Córka płomienia nie oczekiwała odpowiedzi, w tle wybrzmiewały okrzyki marynarzy. Zakręciła się na pięcie i zniknęła pod pokładem, z którego niedawno wypełzła niczym światło księżyca przedzierające się przez zakurzone zasłony.

Pod pokładem w łóżku wciąż wypoczywał niespodziewany gość - Joachim. Karmilla zarzuciła kapłańską szatę na ramiona. Spojrzała na mężczyznę wymownie.

Skąd wiedziałeś o niebezpieczeństwie? — pytała przewiązując śliwkowe pasy swej sukni.

[Wschodnie Wody] Statek "Barnaba"

25
Puścić na wodę majtków, niech wytyczą bezpieczną trasę — wołał Kapitan. Jego donośny głos rozbrzmiewał nawet pod pokładem, pomimo wrzawy na górze.
Tymczasem w półmrokach podpokładu panowała nietypowa pustka i spokój. Poprzewracane na skutek wstrząsu meble zagradzały drogę, toteż nieustannie trzeba było je przerzucać na bok, by przedostać się do dalszej części statku. Vega nie musiał długo szukać swojej siostry. Wpadli na siebie na skrzyżowaniu dwóch wąskich korytarzy. Otrzymawszy wiadomość o pilnej potrzebie pomocy, dziewczyna zabrała swoją walizkę ze sprzętem i ruszyła na górę, dotrzymując kroku swojemu bratu.
Nerwowa krzątanina na pokładzie powoli zamieniała się w typowe, rutynowe działania. Statek zatrzymał się w miejscu. Sprzątnięte żagle odsłaniały widok okalającego ich bezkresu morza, tajemniczego wrakowiska i zbliżającego się statku Santiago. Vasco widział jak z lewej burty marynarze spuszczają na wodę łódkę z czterema majtkami i długimi, drewnianymi tyczkami na pokładzie. Reszta załogi zajmowała się porządkami. W tle pobrzmiewały pogwizdywania i wesołe szanty. Umiejętności śpiewu jak i pogody ducha marynarzom nie można było odmówić.
Poszkodowany stary Castio nie wydawał się być przejęty swoją nogą. Śmiał się i dokazywał, powtarzając tylko z ilu to tarapatów nie wyszedł w swoim życiu.
Dajcie mi trochę rumu i zapierdalajcie łatać tą dziurę! — krzyczał, kiedy czwórka rozebranych do pasa mężczyzn podnosiło go i kładło na noszach.
Natalia uklękła przy rannym, podwinęła mu nogawkę i wykonała szybkie rozpoznanie. Z rozerwanej skóry łydki wystawał kawałek białej kości. Krew sączyła się powoli, wsiąkając w płótno noszy. Medyczka otworzyła walizę. Pełna była kolorowych odczynników w szklanych buteleczkach, a także stalowych, błyszczących narzędzi najróżniejszego kształtu i rozmiaru. Wyciągnęła kawałek szmaty z bocznej kieszeni, zwinęła ją w rulon i wepchała między zęby Castio.
Przytrzymajcie go chłopcy na chwilę — wydała polecenie. A kiedy ją usłuchano, pewnym ruchem wepchnęła kość starca z powrotem na jej miejsce.
Stary zawył z bólu wytrzeszczając oczy w błękitne niebo. Chwilę potem wypluł szmatę i śliniąc się spojrzał na dziewczynę.
Tylko piękne kobiety potrafią zadać tyle bólu — zarechotał i zakaszlał ciężko. — No już, już, rozejść się i do pracy, wy nieroby przeklęte! Zostawcie mnie sam na sam z piękną panią. — Pomimo poczucia humoru, jego mina była nietęga.
Natalia uśmiechnęła się pod nosem, dobywając z walizki sprzęt do szycia i antyseptyk.
Długo będzie się zrastać — stwierdziła. — Może od razu tniemy i robimy protezę? — zażartowała.
Castio zmarszczył czoło i stęknął z bólu, po czym splunął na bok.

Głuchą ciszę pod pokładem przerwała spokojna rozmowa dobiegająca z kajuty kapłanki Krinn. Straż przyboczna Karmili odpoczywała na swoich pryczach, jednak uważne oko ich pani widziało nieufne spojrzenia kierowane ku Joachimowi. Pobity mężczyzna wyglądał na zaniepokojonego, a momentami w jego oczy wstępowało przerażenie, podobne do tego w czasie kiedy przepowiedział niechybną kolizję statku.
Przeczucie, moja pani — odparł na pytanie. Drżał. — Czasem widzę rzeczy zanim się wydarzą. Straszne rzeczy, często tak bardzo obce i niepojęte, że pragnę śmierci, by się ich wyzbyć. — Skulił się, wziął głęboki oddech i uniósł czoło, wlepiając oczy w twarz kapłanki. — Wyrzucono mnie z domu, mówili że jestem przeklęty. Nie przyjęto mnie do świątyni Krinn, pomimo mej głębokiej wiary i oddania, bo nie potrzebowali więcej mężczyzn. Wtedy dostrzegłem ciebie, pani, gdy odprawiałaś swą kapłańską posługę. Zobaczyłem przyszłość i nie mogłem się już od niej uwolnić. Nasze ścieżki musiały się skrzyżować tu i teraz. Głęboko wierzę, że to intencja pani Pokusy, że wypełniam jej boski plan.

Z Santiago przyleciał kruk, a wiadomość którą niósł, trafiła w ręce Vasco. Kapitan bliźniaczego żaglowca wyraził swoje zaniepokojenie. Zatrzymali się niecałą milę morską za Barnabą. Czekali na polecenia. W tym czasie cieśla pokładowy i wysłani do niego pomocnicy kończyli naprawy kadłuba. Spod pokładu wynoszono wiadra wody i wylewano z powrotem do morza. Stary Castio trafił do kajuty medycznej, uprzednio poczęstowany przez Natalię usypiającym mlekiem makowym. Gaja Vander z rozbitą głową nie potrzebował pilnej pomocy, chodził jednak z zakrwawioną szmatą przewiązaną na czole. Kapitan oddelegował go na odpoczynek, a na miejsce sternika przywołał zastępcę.
Wkrótce dotarła wiadomość od majtków, którzy odnaleźli głęboką wodę, po której można było bezpiecznie przepłynąć.
To bardzo dziwne, ale na żadnych mapach nie zaznaczono tej rafy — podzielił się z załogą swoją uwagą pokładowy nawigator i kartograf, stary Sherandius. — Zupełnie jakby niedawno tu wyrosła. Niedorzeczne i niepokojące. Hmm — mruknął i schował nos z powrotem w mapie.

[Wschodnie Wody] Statek "Barnaba"

26
Vasco de la Vega z uwagą przyglądał się wodzie, jakby z utęsknieniem bądź ciągnącą się z nią bitwą którą chciał wygrać za wszelką cenę. Kikutami palców lewej dłoni podrapał się po czarnej bródce w zamyśleniu, wpatrując się w toń. Prawą dłonią ujął rękojeść miecza. Rafa, która pojawiła się znikąd. Vasco nie znał wielu mitów i opowiastek o morskich stworach, lecz ich istnienie uznawał za pewne. Nie sądził jednak, że spotkają któregokolwiek tak blisko Archipelagu. Straszliwie blisko. Otworzył szeroko oczy, na pierwsze spojrzenie nic nie dostrzegając.

Sherandiusie, znane są takie przypadki? Wędrujące rafy... Daleko od lądu, blisko powierzchni na otwartym oceanie... A... Pomyśl i powiedz o tym kapitanowi — tutaj Vasco wskazał mu prawą dłonią kapitana Gavirię i formował w głowie plan.

Stanął tak na pokładzie, szukając swojej rodziny, po czym pognał za Natalią do kajuty medycznej. Widząc jednak po drodze Horacego zatrzymał siebie i swój bieg, podchodząc do niego spokojniej.

Braciszku, niech majtkowie sprawdzą to dno... Tej rafy nie powinno tu być. Rozumiesz? I miej halabardę przy boku — poklepał go wymownie po ramieniu sugerując przygotowania.

Vasco de la Vega uchodził za ludzi ostrożnych. Vega la Vega nauczało, by nie ufać nikomu i niczemu poza rodzinnymi więzami. Syndykat nauczał, by być czujnym i gotowym na zasadzkę zawsze. Ze swoją naturą nietrudne było, by interpretował rafę jako zagrożenie. Jeśli był tutaj wrak statku, niedaleko Archipelagu, oznaczałoby to, że coś załogę najzwyczajniej wymordowało. Być może potwór morski, być może i piraci, którzy wykorzystywali nowo powstałą rafę. Pytań wiele, odpowiedzi niezbyt. Niemniej, musiał stawić czoła każdej niedogodności tak przygotowany jak tylko mógł. Wbiegł do kajuty Castio i zaczął klepać go delikatnie po ramieniu.

Castio! Castio. Castio, słyszysz mnie dobrze? Powiedz mi proszę, jest coś takiego, jak wędrujące rafy? Czy jest coś takiego? Rafy znikąd? — pytał go gorączkowo Vasco, po czym spojrzał od razu na swoją siostrę, która powinna była być w pobliżu — Idź mi po Harpuna, niech zejdzie. Teraz.

Z naciskiem podkreślił ostatnie słowo, wysyłając swojej siostrze spojrzenie nie znoszące sprzeciwu. Jeśli jednak Castio okazałby się niedoinformowany w kwestiach morskich zajść takich jak wędrujące rafy, jak zaczął nazywać to zjawisko Vasco, ten postanawia pobiec do swojej kajuty by wdziać na siebie pancerz i zabrać ze sobą również i tarczę. Tam też zamierzał przyjąć Harpuna jeśli rozmowa z Castio będzie niemożliwa, bądź skończy się po dwóch zdaniach.
Zwykł być Rodowitym Sępem, Chciwym ścierwem zachodu, Niehonorową plagą zdrady, Zdrajcą narodów, Szacunek monetą wyrabiającym, Niemiłym wszelkim cnotom, Zniesławionym imieniem, Parszywym Kłamcą, Jadowitym Mówcą i Obrazą dla domeny króla
Obrazek

[Wschodnie Wody] Statek "Barnaba"

27
Kiedy dwóch czyni to samo, to nie zawsze jest to samo — odparła iście mentorskim tonem. Jedwabna opończa, która spadła z jej wątłych ramion ponownie nań zagościła. Fiolet opływał ją zewsząd, jak najczystszy ametyst co zdobi kolię.

Wierzysz, że wypełniasz wolę naszej pani — mężczyzna poczuł na policzku jej dłoń, pachniała cytrusem, różą i ambrą. — Lecz proroctwa to trudna sztuka. Interpretujesz znaki najlepiej jak potrafisz. Nie zawsze to wystarcza — kiwała negująco głową, a skręcone niczym sprężynki loki bujały się okalając jej trójkątną twarz.

Cierpienie uszlachetnia, mój drogi — skonstatowała lament dotyczący ciężkiego dzieciństwa. — Każdy z nas w owej czarnej godzinie żywota winien wyciągnąć z ognia płonący miecz. A oręż ów będzie niósł światło najjaśniejszej. Przypadek to domena głupców. Ty nim nie jesteś. Powstań, by swym darem szerzyć jasność.

Kapłanka głęboko wierzyła, że umiejętności mężczyzny pomogą im w dalszej części wyprawy. O ile istniało coś dalej. O ile najjaśniejsza nie zechce skończyć z nimi tu i teraz, na to także była gotowa.

[Wschodnie Wody] Statek "Barnaba"

28
A skądże, na Ula i demony morza! — krzyknął Sherandius i splunął przez ramię, na znak odgonienia zła. — Moje stare oczy nie widziały, ni uszy nie słyszały o niczym podobnym. Pragnę wierzyć, że to tylko pomyłka na mapie. Bogowie wiedzą, jaka siła mogłaby stać za takim zjawiskiem — rzekł zaniepokojony i za wskazaniem palca Vasco podreptał do kapitana, kłaniając się wcześniej nieznacznie na oddelegowanie.
Tak, tak... Dziwna sprawa. — Horacy podrapał się po głowie. — Każę uzbroić obecną wachtę, a resztę utrzymać w pogotowiu. Coś mi tu śmierdzi. I nie jest to dzisiejsza rybna potrawka na obiad.

Pod pokładem Vasco minął marynarzy ustawionych w krętej linii, podających miedzy sobą wiadra wody wynoszone z najniższej części kadłuba. Jeden z nich poinformował Vegę, że połowa roboty już za nimi, a dziura w kadłubie została sprawnie załatana. Statek nie mógł jeszcze ruszyć. Zbyt małą miał wyporność, a ostatnią rzeczą jaką załoga chciała, było ponowne nadzianie się na rafę.
Odwiedziny u rannego Castio nie przyniosły żadnej odpowiedzi na dręczące go pytania. Stary spał jak zabity, z rozwartymi ustami i czarnymi zębami na wierzchu.
Nie dobudzisz go. Podałam mu środek nasenny i przeciwbólowy. Ocknie się dopiero za parę godzin — oznajmiła siedząca obok Natalia. — Po Harpuna? Co się dzieje? Niepokoisz mnie — wyraziła obawę i już miała domagać się wyjaśnień, kiedy uderzyło ją stanowcze spojrzenie brata. Uległa mu, wybiegając z kajuty medycznej i pędząc w poszukiwaniu byłego poławiacza wielorybów. W tyn czasie, Vasco, bez skutku próbując wyciągnąć informacje od Castio, udał się do swojej kajuty.
Samodzielnie zapięty pancerz leżał na Vasco dobrze i nie ograniczał ruchów. Kiedy dopinał ostatnie klamry, do pomieszczenia wparował Harpun, a za nim zdyszana Natalia, której spojrzenie żądało jak najszybszych odpowiedzi.
Nie powiem ci nic, czego byś sam nie wiedział — zaczął były poławiacz. — I tak nie ma czasu na wyjaśnienia. Mamy kolejny problem na horyzoncie. Nadpływa żaglowiec pod obcą banderą. — Obejrzał Vasco od góry do dołu, zatrzymał wzrok na jego tarczy z herbem rodowym i skinął głową. — Przeczucie czy ostrożność?

Na pokładzie jak i pod nim zabrzmiały dzwonki przywołujące całą załogę do gotowości. Usłyszała je i Karmila, jej przyboczni oraz Joachim. Przez korytarz przebiegła grupa marynarzy. Zza uchylonych drzwi kapłanka widziała jak niosą skórzane pakunki, z których wystawały rękojeści szabel. Ktoś inny niósł w obu rękach okrągłe tarcze zdobione herbem Syndykatu Tygrysa. Wrzawa szybko przeniosła się na deski pokładu, ponad głowami zebranych w kajucie towarzyszy.
Idźcie na górę — powiedział śniadoskóry chłopak, zdejmując dłoń Karmili z policzka. — Będziecie potrzebni.

[Wschodnie Wody] Statek "Barnaba"

29
Oba — odpowiadając Harpunowi Vasco uśmiechnął się zawadiacko i ze zrozumieniem.

Młody następca Wielkiego Barnaby sprawdził ruchy skręcając tułowiem. Musiał mieć pewność, że pancerz nie zawiedzie ani nie zablokuje go w chwili, która mogłaby przesądzić nad jego życiem. Palcami uchwycił żelaznej głowy tygrysa na głowni swojego miecza i upewnił się, że pochwa wygodnie leży przy pasie. Hełm również pojawił się na jego głowie, zastępując kapelusz. Niemniej przyłbica postawiona była wysoko, pionowo. Nie było jeszcze potrzeby się ukrywać.

Ubieraj się. Chyba czas po raz kolejny zatańczyć — Vasco wbił spojrzenie w Natalię i uśmiechnął się tak szeroko, że ledwo starczało mu na twarzy miejsca na uśmiech. Ciesząc się z nadchodzącej bitwy mrugnął do Harpuna, klepiąc go w ramię i tym samym zachęcając, do wspólnego wyjścia na pokład. Wychodząc na korytarz, zaczął rozgrzewać barki, zataczając nimi okręgi. Jego kark strzelił dwukrotnie, gdy zmuszał kości w stawach. Strzelił kośćmi palców, wdychał coraz więcej powietrza, by powiększyć płuca, by następnie krótkimi oddechami wyrzucać je na zewnątrz. Młody Vasco de la Vega przygotowywał się do jednej z niewielu rzeczy, które naprawdę sprawiało mu czystą przyjemność. Zabijania. Krew Barnaby płynęła w nim krwią czystą, błękitną, zmuszając go do tego, by spełniał swoją powinność, spełniał oczekiwania wobec niego. Idąc po deskach zaczął aż sprężyście podskakiwać, nakręcając się coraz bardziej.

Obca bandera! Szykować się! Czas pokazać wszystkim psubratom, co czeka tych, którzy podpływają do Syndykatu Tygrysa — krzyczał idąc po deskach pokładu. Dobrze wiedział, jak wiedziała i jego najbliższa rodzina, że silni są wtedy, gdy są razem. Musiał więc zrobić wszystko, co mógł, by tą grupę za każdym razem zespolić. Przypominać przy każdej okazji, kim są, kim jest i on sam.

Vega la Vega! Vega la Vega! — wykrzyczał wychodząc na pokład, idąc prosto do burty. Wzniósł rękę w rękawicy kolczej jako znak zagrzewania do walki i gotowości do niej. Dumny z bycia Vegą i nie bojący się potyczki, niczym heros, niczym zadufany w sobie paw próbował podzielić się swoim bojowym duchem z całą resztą.

Nie dobywał jeszcze miecza, gdyż wiedział, że mają jeszcze chwilę. Potrzebował Horacego. Nie po to, by stał przy jego boku. Tym razem byłby to wyjątek. Potrzebował Horacego który porwie żeglarzy do walki. Miał nadzieje, że nie będą potrzebować ani Hegemona, ani Iranda. A choć o Horacego i Natalię bał się równie bardzo, co o tamtą dwójkę, to jednak ich widok i umiejętności nie były tajemnicą. Było za wcześnie, by kazać Irandowi i Hegemonowi dobywać ostrzy i ruszać na pokład, by walczyć. Vasco śmiał się już widząc nadpływający okręt. Skoro nie była to magia, morski potwór czy inna magiczna anomalia, oznaczało to, że byli to ludzie. Piraci, żołnierze, handlarze. Ktokolwiek. Ludzie. Ledwo co potrafił ustać w miejscu. Ponownie poszukał wzrokiem czy kapitan jest na swoim miejscu. Kapitan nie był jednak najważniejszy. Vasco, wydając rozkazy przedbitewne które były jego obowiązkiem jako oficera, próbował zlokalizować wszystkich, których potrzebował, a w szczególności Gaję Vandera, który powinien być w stanie chwycić za broń.

Szykować się... Morska toń płynnym lustrem maluje nasz statek. Bogowie rękę mą poprowadzą, by krwią namalować nowe wzory. Jam jest synem prawdziwego Barnaby, Barnabą nazywany. Vega la Vega — szeptał pod nosem, wypatrując szczegółów w nadpływającym statku.
Zwykł być Rodowitym Sępem, Chciwym ścierwem zachodu, Niehonorową plagą zdrady, Zdrajcą narodów, Szacunek monetą wyrabiającym, Niemiłym wszelkim cnotom, Zniesławionym imieniem, Parszywym Kłamcą, Jadowitym Mówcą i Obrazą dla domeny króla
Obrazek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Taj`cah”