Re: Rezydencja Sabanci i okolice

31
Starzec nic nie odpowiedział w temacie "kładzenia nieumarłych do grobów". Przyjął to z kamienną miną i pokiwał głową. Zajął się jednak skanowaniem Vulta, a przynajmniej tak mu się zdawało. Staruszek mógł używać nieinwazyjnych czarów, które mogły co najwyżej określić czy jest czarodziejem, czy nie rzuca żadnych czarów prostych i tym podobne. Czary te przychodziły wszechwiedzącemu z łatwością - nie wymawiał żadnych słów, nie gestykulował, nie wpatrywał się uporczywie w swój cel - musiał być obeznanym czarodziejem.

- Jesteś magiem - powiedział głosem tak cichym, że wycie wiatru niemal go zagłuszało - teraz to widzę. To co wykryłeś nie było magią samą w sobie, raczej jej echem. Przez cały ostatni tydzień zagłuszaliśmy się nawzajem, przez co fale magiczne docierały daleko, daleko - staruszek zlustrował uważnie młodego maga - liczyłem, że ktoś to wyczuje i przyjdzie mi pomóc. Przybyłeś ty.

Staruszek sięgnął za pazuchę szaty i wydobył z niej ręcznie robioną mapę wioski, którą położył przed Vultem i pozostałą częścią gromadki. Znajdywał się na niej krąg, który otaczał większość miasteczka i z całą pewnością okoliczny cmentarz.
- Liczyłem, że minie więcej czasu, nim dokończy rytuał, ale się pomyliłem - ręką uciszył Szahida, który już chciał o coś zapytać - on, czyli Wezyr, człowiek, który wskrzesił syna Sabanci. Jesteś mu potrzebny by spełnić ostatnie pragnienie tego potwora, a potem bedzie mógł przejąć kontrolę nad młodym Sabanci, dlatego cię ściga. Przynajmniej mam taką teorię.

Starzec spojrzał na Kruka po czym streścił mu sytuację: Nekromanta wskrzesił i wsadził w nowe ciało syna miejscowego lorda, te ciało jest wzmocnione magią i czterorękie, poluje na Szahida. Dosyć ciekawa historia, chociaż nieco chaotyczna. Ogromny mięśniak dodał coś jeszcze o nagłej teleportacji, a dziewczyna o porwaniu. Pod koniec staruszek uciszył ich gestem i powiedział to, nad czym myśleli wszyscy:
- Teraz możemy walczyć, albo uciekać - wskazał palcem na Vulta - i nie myśl, że Ciebie to nie dotyczy. Skoro wiesz do czego jest zdolny, możesz donieść magom w akademii, a tego zapewne będzie chciał uniknąć.
Obrazek
Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę

Re: Rezydencja Sabanci i okolice

32
Po plecach czarodzieja przeszedł dreszcz, spowodowany magicznym skanowaniem. To, co uczynił Wszechwiedzący ciężko nazwać w ogóle zaklęciem, Vultowi przywodziło na myśl bardziej dostrajanie swego umysłu do cudzej magii. Uczyli tego w szkole, są nawet tacy, którzy specjalizują się w poznawianiu cudzych czarów i kierowaniu nimi wedle woli. Nazywają ich antymagami z oczywistego powodu. Potrafią stłumić każde zaklęcie. Żmija nie był jednak pewien, czy starzec na pewno użył tej właśnie techniki.

Sędziwy rozłożył mapę tak, by wszyscy mogli ujrzeć jej zawartość. Vult przyjrzał jej się z właściwą jemu dokładnością, nie znalazł jednak niczego, co mogłoby zagarnąć do siebie jego uwagę. Za to słowa, których właśnie słyszał rozpalały jego ciekawość, mnożąc pytania znajdujące się w jego głowie. Z uprzejmości siedział cicho, zakładając, że po ogólnym objaśnieniu sytuacji Wszystkowiedzący przejdzie do szczegółów całej historii. Kruk nie omylił się, jednak na miejsce tych wątpliwości, które zostały rozwiane pojawiły się kolejne.
- Po pierwsze - zaczął. - Donieść magom w Akademii nie mogę. Skoro sprawa rysuje się tak źle jak prawicie, czas zdecydowanie działa przeciw nam. Nim dotrę do kontynentu, do Oros minie szmat czasu. A starzy mistrzowie ze szkoły uwielbiają zwlekać z podejmowaniem decyzji. No, i do tego nigdy nie leciałem przez całe morze bez odpoczynku. To męczy.

Młodzieniec na chwilę przerwał, zastanawiając się, który temat poruszyć jako następny. Znów wstrzymał wodze swej ciekawości, ograniczając się do zadania tylko niezbędnych pytań. Kontynuował więc:
- Po drugie, jeśli mamy walczyć ramię w ramię z tym potworem, wypada poznać swe imiona. Mi możecie mówić Kruk. - Po raz drugi zrobił krótką pauzę. - No, i wypadało by poznać słabości tego potwora. Największą z nich chyba jest sam Wezyr, po jego śmierci czar powinien ustąpić, nie mylę się?
"Jak dzikie zwierze w okresie godowym
Jak marynarze z dziwkami w mieście portowym
Jak uczniowie Oros z uczennicami
Jak król ze sługami i nałożnicami
Jak żołnierze ze schwytanymi kobietami

Odpuść sobie, dziecię

I tak wszystko pierdolnie
Jak nikt jeszcze nie widział w świecie"

Re: Rezydencja Sabanci i okolice

33
Staruszek skrzywił się na wiadomość o niemożności kontaktu i z westchnieniem powiedział pod nosem coś o magicznym przekazie wiadomości i czemu się tego nie uczył za młodu. Jego skwaszona mina dobitnie świadczyła o tym, że nie tak wyobrażał sobie tę misję. Szahid i Esmeralda mogli to jeszcze połączyć ze stratą ucznia, a Szahid mógł się tylko domyślać jaki to ból dla mistrza – kiedy uczeń umiera przed swoim nauczycielem. Jego mistrz przynajmniej odszedł tak jak chciał, czyli w walce, z bronią w dłoni.

Starzec domyślał się, że po wypowiedzi padną pytania, szczególnie ze strony nowo przybyłego, dlatego zrobił pauzę by dać im czas do namysłu. Intencje nieznajomego nie były do końca pewne: czemu im pomaga, jak się zachowa, co potrafi?
- Niekoniecznie, mógł na stałe związać duszę z nowym ciałem - stwierdził Wszechwiedzący - w takim wypadu potwór będzie dalej działał i zrobi co tylko zechce. Też nie do końca pożądane.
Potężny wojownik poruszył się niespokojnie na dźwięk jego miana. Kruk nie brzmiał zbyt przekonująco.
- Ja jestem Szahid, najlepszy szermierz Taj'Cah, to jest Esmeralda, hmm... moja nowo napotkana towarzyszka - wskazał dziewczynę - a ten tutaj, który też nie przedstawi się z imienia, tytułuje się Wszechwiedzący. Jest czarodziejem, pomógł nam wydostać się z pułapki Wezyra.

Starzec zmarszczył nos w nieprzyjemnym wyrazie twarzy – najwyraźniej nie lubił jak ktoś odpowiada za niego. Wskazał kościstym palcem Vulta.
- Powiedź zatem Kruku, czym ty się specjalizujesz? Polimorfia - zasugerował pewnym głosem Wszechwiedzący - czy może masz jeszcze jakieś ukryte talenta? I co ważne, dlaczego chcesz nam pomagać, mam nadzieję, że sam nie masz zamiaru maczać paców w plugawej magii tego typa?
Obrazek
Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę

Re: Rezydencja Sabanci i okolice

34
Vult wątpił, czy możliwość kontaktu z uniwersytetem magicznym stanowiłaby jakąkolwiek pomoc. Z tego, co znał staruszków z bursy, ociąganie się jest jedną z niewielu rzeczy, w których są lepsi niż w czarowaniu. A nekromanta tworzący czterorękie potwory był problemem, z którym wypadałoby uporać się jak najszybciej. Sytuacja, w której się znajdowali faktycznie nie rysowała się najlepiej, a miny obecnych nasuwały na myśl, że jest gorzej, niż Żmija myśli że jest. Ale skoro już tutaj się znajdował, wraz z nimi, ta okazja była dobra jak każda inna, by zacząć nowe życie. Ciekawe życie, pełne przygód, które nauczą go zdecydowanie więcej niż wszystkie wykłady starych mistrzów, którzy cały żywot spędzili nad księgami.

Słowa Wszechwiedzącego pokrzyżowały plany Vulta o szybkim uporaniu się z problemem. Sam nie widział martwego w akcji, nie miał pojęcia, jakie mógłby mieć słabości. Postanowił więc wysłuchać, co inni mają do powiedzenia w tej sprawie.
Gdy wszyscy się przedstawili, przemówił starzec, pytając Żmiję o jego umiejętności.
- Potrafię zmieniać siebie, stać się zwierzęciem, ale to bezużyteczne na wyspach. Nietrudno poznać, że żmije, czy kruki nie są tutejszym zwierzem. Potrafię wyhodować sobie pazur, czy też łuskę, by zadać i odeprzeć cios. Nie ma dla mnie miejsca, w które nie potrafiłbym się dostać. - Umyślnie przemilczał to, że zamki otwiera czarem, nie wytrychem. Jego towarzysze nie muszą wiedzieć o nim więcej, niż potrzebują. - Nie jest to typowa dziedzina magii, ale przydatna. Natomiast zabawanie się z martwymi obrzydza mnie i odrzuca. Miejsce nieżywych jest pod piachem.

Pomimo ogromnej chęci dowiedzenia się czegoś więcej, zarówno o Wezyrze, jak i pozostałych towarzyszach, Vult pragnął, by ta rozmowa zakończyła się jak najszybciej. Znowu bowiem uderzyło w niego zmęczenie. Uderzyło go tak mocno, że nawet porzucił pomysł porozmawiania z Esmeraldą w cztery oczy, mimo, że nigdy nie odmawiał sobie przyjemności poznania bliżej nowej osoby, gdy była przedstawicielką płci pięknej. Nie raz został za to wyśmiany, nie raz spoliczkowany. Ale nie raz został też nagrodzony ciepłem kobiecego ciała w jego łożu, nawet jeśli kosztowało go to kilka monet z sakiewki.
Młody mag dopowiedział jeszcze, odpowiadając sędziwemu czarodziejowi na kolejne z pytań:
- Pomagam Wam, bo uratowaliście mi życie, nieuprzejmością byłoby zostawić was z tym strasznym problemem. A moje umiejętności jednak mogą okazać się przydatne.
"Jak dzikie zwierze w okresie godowym
Jak marynarze z dziwkami w mieście portowym
Jak uczniowie Oros z uczennicami
Jak król ze sługami i nałożnicami
Jak żołnierze ze schwytanymi kobietami

Odpuść sobie, dziecię

I tak wszystko pierdolnie
Jak nikt jeszcze nie widział w świecie"

Re: Rezydencja Sabanci i okolice

35
Ucieknijmy gdzieś razem... baby - pomyślał Szahid. Spojrzał na nią, pokiwał głową przecząco z lekkim uśmiechem i rzucił - Wracasz do ojca, jeśli nie chcesz brać udziału w tej walce, możesz zostać tutaj, albo już teraz ruszyć w kierunku Taj'cah. Zaciągnął się dymem i przemyślał plan. Nie obchodziła go reakcja Esmeraldy, chciał dla niej dobrze, ale nie za cenę własnej wolności.

Szabla. Wiedział, że musi ją odzyskać, jednak teraz, w czasie burzy byłoby to niebezpieczne, a ponad to nie był najlepszym złodziejem. Jego rozmiary, mimo szermierczej finezji ruchu, nie pozwalały mu efektywnie się skradać. Dalej słuchał rozmowy Kruka ze starcem... Może ten młody znałby sposób, aby niepostrzeżenie odzyskać broń? Tylko jak taki zniewieściały chłopina ją uniesie - popadł w zadumę kręcąc wąsa.

-To jak chcemy odzyskać moją broń? - zapytał olbrzym wcinając się w aktualną rozmowę.

Re: Rezydencja Sabanci i okolice

36
Starzec wskazał mapę palcem, a dokładniej skarbiec.
- Tu zapewne trzymana jest twoja broń chłopcze, ale nie miej złudzeń, dotarcie do niej będzie arcy trudne. Między tobą a rezydencją staną nie zwykli strażnicy, a prawdziwa elitarna gwardia. O ile nie zakradniesz się jakimś cudem do rezydencji to nie ma szans byś nie spotkał ich w ogrodach.

Szahid przypomniał sobie jak to wyglądało. Pałac Sabanci był zbudowany z grubego kamienia, z licznymi i dużymi oknami, zamkniętymi jednak ozdobną kratą. Tylko prawdziwy siłacz mógłby ją wyrwać, a to z takim hałasem, że każdy wewnątrz usłyszy. Szahid nie był pewien czy sam dałby radę je wyrwać lub wygiąć, to byłby wyczyn godny herosa! Wewnątrz czekało na nich bogate, aczkolwiek nieco puste wnętrze. Obszerny hol ze schodami po prawej i lewej. Walka tam byłaby trudna, łatwo dać się okrążyć. Cały manewr trzeba było uważnie zaplanować.

Starzec odetchnął ciężko i podsunął się do ściany, opierając się o nią i przymykając oczy.
- Od dwóch dni kamufluję swoją obecność tutaj, jestem wyczerpany - przetarł oczy - sami będziecie musieli stawić czoła zagrożeniu. Wezyr też jest osłabiony, tego potwora ożywił niedawno a i rytuał go wyczerpał. Niestety... nie wiem co zrobił. Ale to było potężne. Dziewczę, czy zechcesz..?
Przeniósł wzrok na niepozorną dziewczynę, która najwyraźniej chciała zapaść się pod ziemię. Muskularny wojownik mógł zacząć już się zastanawiać o co chodzi, chce uciekać, chce zostawić to wszystko, co ten starzec jej nagadał. Dziewczyna najwyraźniej długo walczyła ze sobą, jednak w koncu uniosła wysoko czoło i wyprostowała się dumnie.
- W moim rodzie przekazywano tajemniki nekromacji od pokoleń, na tym się wybiliśmy - zaczęła mówić z początku cienkim głosem, lecz z każdym zdaniem stawał się coraz pewniejszy - jednak przez lata sztuka ta została zapomniana. Ja jedyna od ostatnich stu lat poświęciłam na to odrobinę uwagi, wertując zakazane księgi w naszej bilbiotece. Ja mogłabym mu się przeciwstawić. Nie na długo, ale akurat by odwrócić jego uwagę, jestem waszym asem w rękawie - przesunęła swoimi lazurowymi oczyma po Szahidzie, a jej spojrzenie zdawało się rzucać mu wyzwanie. Ta dziewczyna z całą pewnością oszalała, ale nie można było zaprzeczyć, ze bedzie użyteczna. O ile oczywiście jej (chwilowo) żelazna wola się nie złamie.
Spoiler:
Obrazek
Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę

Re: Rezydencja Sabanci i okolice

37
Vult spojrzał na mapę, wprost na miejsce wskazane przez starca. Rozeznanie w sytuacji było najważniejsze. Na dobrą sprawę to Kruk mógłby śmiało zatoczyć kilka kół nad budynkiem, jednak nie wydawało mu się to konieczne, jeśli posiadają zarówno plan budynku, jak i jako-taką wiedzę o przeciwniku. Liczył się element zaskoczenia, wypadałoby go maksymalnie wykorzystać i jak najdłużej pozostać niezauważonym. Na dobrą sprawę, wykrycie drużyny przed zdobyciem broni dla Szahida oznaczało całkowitą klęskę i najprawdopodobniej śmierć towarzyszy. Wielki problem stanowiło położenie skarbca. A jednak, jakoś musieli tam wejść, by zabrać broń wojownika. Żmija nie był jednak pewien, czy to wystarczy, by uporać się ze strażnikami, a ci na pewno szybko się zorientują, że w środku budynku są intruzi. Ale zanim dotrą do skarbca czekał na nich szereg innych przeszkód. Takich jak obszerny, pusty hol przez który po prostu nie da się przejść niezauważony. No i pozostawało jeszcze dostanie się do wrót pałacyku. Tak jak dla Vulta przelecenie do drzwi nie stanowiło problemu, tak nietrudno się było domyślić, że będzie tam stało co najmniej dwóch strażników. Dobrą kryjówką byłyby krzewy, lub drzewa, które się tam znajdowały, jednak znowu była to pomoc tylko dla zmiennokształtnego.
- Naj sam pierw wypada obmyślić, jak się dostać do środka rezydencji. Mam rozumieć, że jedyne wejście do budynku znajduje się od strony ogrodów? - Na planie nie było widać alternatywnej drogi, jednak nie zaszkodziło zapytać.
Potem Wszechwiedzący powiedział, że nie weźmie udziału w walce. Nie zdziwiło to zbytnio młodego czarodzieja. Był stary, a starzy ludzie nie nadają się do takich akcji, niezależnie od jego wiedzy i mocy. Tu w grę wchodziła zwinność i szybkość, nie tylko umiejętność czarowania. A i sam rytuał był dość niepokojącym zjawiskiem. Po pierwsze dlatego, że nie tylko Wezyra czeka niespodzianka, a po drugie dlatego, że równie dobrze może to być drugi, jeszcze gorszy potwór, robiący za personalnego strażnika nekromanty, jak i potężna fala śmierci, budząca grupowo martwych z grobu. Żadna z tych opcji nie brzmiała kolorowo.
Esmeralda także wtrąciła swoje kilka kart, które jednak okazały się asami. Prócz wiedzy o nekromancji, zdolnej przeciwstawić się, nawet na chwilę tylko, mocy Wezyra, zasugerowała, że jest córką ich przeciwnika. On zapewne pierdolił więzy rodzinne, lecz chodziło tu o wychowanie się w rezydencji. O wiedzę o jej zakamarkach. I bywalcach.
- Mam rozumieć, że pochodzisz z pałacyku? - Zapytał. - Wiesz ilu jest strażników? Kiedy następuje zmiana warty? Przecież nie mogą wiecznie czuwać. No, i najważniejsze - czy pilnują także w środku?
Fakt tego, że dziewoja jest rodziną ich przeciwnika dawał ogromne pole do manipulacji, o ile nie została wydziedziczona.
- Wezyr nie ma pojęcia o moim istnieniu. Czy otacza się strażnikami? Bowiem mogłabyś wprowadzić mnie jako gościa, a w środku najzwyczajniej w świecie zabiłbym go, potem natomiast zabrał rynsztunek Szahida.
Pomysłów miał wiele, ten jednak wydawał się najbardziej obiecujący. Alternatywą było natomiast zakradnięcie się i włamanie w klasycznym stylu. Także zakończone śmiercią nekromanty i odzyskaniem sejmitara. Zastanawiało go, czy dziewczę byłoby wstanie odwołać monstrum, ułożyć martwego znów do snu. Ale to pytanie Vult odłożył na czas, gdy wypowie się reszta kompanii.
"Jak dzikie zwierze w okresie godowym
Jak marynarze z dziwkami w mieście portowym
Jak uczniowie Oros z uczennicami
Jak król ze sługami i nałożnicami
Jak żołnierze ze schwytanymi kobietami

Odpuść sobie, dziecię

I tak wszystko pierdolnie
Jak nikt jeszcze nie widział w świecie"

Re: Rezydencja Sabanci i okolice

38
-Stąd też rzucam pod rozwagę mości Kruka, coby może on się wślizgnął jako do pałacu i ukradł Sulfię, z łatwością ją rozpozna, nie ma drugiego takiego ostrza na wyspach- rzucił niby to mimochodem, ale z wyczuwalną dumą Szahid. Nie był jeszcze w pełni przekonany do nowego towarzysza. Prawdopodobnie przez jego wygląd, który nijak nie wpisywał się w ramy myślenia o męskości brodatego szermierza, jednak zdawał sobie sprawę z jego potencjalnej przydatności. Poza tym musiał mu zaufać, bowiem to z nim będzie zmuszony współpracować dla rozwiązania problemu z Wezyrem.

Nie musiał patrzeć się na plan, żeby zorientować się w sytuacji. O dziwo pamiętał jeszcze rozkład posiadłości. Pomysł młodego maga trafiał w charakter Szahida. Samobójczy, ale być może skuteczny. -Z tego com pojął to Wezyr nie byle chuchro, ale pomysł dobry. Ty Panie wejdź tam z dziewczyną, albo bez niej, jako kontrahent do tego psa, Sabanciego, on winem handluje, może tym go zajmiesz. Ja wlazłbym na dach po ścianie i stamtąd wpadł. Jakżem młodszy był to już to robiłem, a co dopiero teraz kiedym atletykę swą zwiększył. - rozsiadł się szerzej prezentując gargantuiczną budową i krzywy uśmiech. Czuł co prawda niepokój odnośnie stanu Esmeraldy, jednak w swojej utylitarnej filozofii przeniósł to uczucie na dalszy plan. W głowie starał sobie przypomnieć czy istniało jakieś okno nad bibliotekami... Uznał, że najlepiej byłoby gdyby wspiął się tą stroną i wpadł przez jedno z okien na drugim piętrze. Po chwili namysłu dodał -Kruku, otwórz jeno jakoś skarbiec, a ja już dorwę swoją Sulfię. Potem najpierw ubić Wezyra i całą kompanię, jeśli w ogóle tam jest i zmiatać do portów Taj'cah, byle z dala od tych psów- chciał splunąć dla podkreślenia emocji zawartych w jego słowach, jednak uznał, że na poduszki dobrodzieja nie wypada.

Re: Rezydencja Sabanci i okolice

39
Vult przyjrzał się mapie. Zgodnie z nią jedynym wejściem było te frontalne. Coś o czym nie mógł wiedzieć, to tunele, które ciągnęły się pod pobliską dżunglą. Tylko czy były połączone z rezydencją? Z całą pewnością prześladowcy Szahida, którzy zdołali uciec, nie udali się w głąb dżungli!
- Nie jestem z pałacu, porwano mnie z domu - odrzekła kręcąc przecząco głową - przypuszczam, że miało to znaczenie polityczne. Zapewne pojmała mnie ta sama magia co Szahida. Dziewczyna zastanowiła się przez chwilę - z tego co pamiętam, Wezyr nie otacza się strażnikami, jest bardzo pewny siebie.

Szahid nie tylko zwiększył swą atletykę, ale też masę. Nie będzie tak samo łatwo jak kiedyś, niemniej jest to możliwe. Chociaż nie ulega wątpliwości, że wejście te nie będzie zbyt dyskretne. W momencie w którym wyrwie kratę, cały dom dowie się o gościach. Niechybnie budynek był strzeżony wewnątrz, więc nie obejdzie się bez walki.
Spoiler:
Obrazek
Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę

Re: Rezydencja Sabanci i okolice

40
Słowa Esmeraldy nie dość, że zdruzgotały plan działania Vulta, to jeszcze sprawiły, że ów zainteresował się jeszcze bardziej jej osobą. Cholernie go kusiło, żeby dowiedzieć się nieco więcej. O jej domie. O tym, jak wyglądało porwanie. Pytań było wiele, jednak Kruk spiął dupę i zajął się aktualnym problemem. Tym, który jest ważniejszy niż porwana szlachcianka. Wezyrem. Skoro plan wejścia do rezydencji na handlarza nie wypalił... Ale zaraz. Jak to nie wypalił? Sabanci wciąż może przyjmować kontrahentów! Myśl tą jednak Żmija szybko skontrował swoją sytuacją. Na ten moment zdecydowanie nie wyglądał na handlarza. Nie miał towaru, obstawy, pieniędzy. Pora więc obmyślić coś nowego.
- Cóż, pozostaje nam chyba ordynarne, nieuprzejme włamanie. Najlepiej by było, gdyby Wezyr nie dowiedział się o naszej obecności, nim poczuje ostrze na podgardlu. A o zamki skarbca nie masz co się martwić, Szahidzie, o ile są to zwyczajne mechanizmy.
Przez myśli Żmiji przelatywały tuziny pomysłów, mniej, lub bardziej rozsądnych od poprzednich. Mogli odwrócić uwagę Wezyra, oddając szlachciankę w jego ręce, jednak to by było po prostu nie fair wobec niej. Nie, żeby bycie nie fair specjalnie przeszkadzało czarodziejowi, ale cała reszta kompanii na pewno ma. Przejście przez ogrody nie wyglądało na najłatwiejszą opcję. A jakby... jakby zaatakować w nocy i pozbyć się wezyra w jego własnej wieży? Podlecenie pod okno nie stanowiło problemu, problem stanowiły kraty. Mag znów został zmuszony oddalić ideę.
- Zanim obmyślimy coś nowego, powinniśmy się lepiej poznać. - Stwierdził. - Nie chciałbym, żeby plan się sypnął, bo czegoś o sobie nie wiemy.
"Znowu." - dokończył w głowie. Czekał na propozycje innych, starając się wymyślić, coś co zadziała co najmniej tak dobrze, jak zabrzmi.
"Jak dzikie zwierze w okresie godowym
Jak marynarze z dziwkami w mieście portowym
Jak uczniowie Oros z uczennicami
Jak król ze sługami i nałożnicami
Jak żołnierze ze schwytanymi kobietami

Odpuść sobie, dziecię

I tak wszystko pierdolnie
Jak nikt jeszcze nie widział w świecie"

Re: Rezydencja Sabanci i okolice

41
-Lepiej poznać powiadasz... Szahid, szermierz z wysp, jeśli chcesz wiedzieć coś więcej, pytaj - podrapał się po głowie. Planowanie nie było jego mocną stroną, wolał działać, a wymyślanie pomysłów zostawić komuś innemu. Starał się usłyszeć, czy aby przypadkiem burza nie przeszła już nad miastem.

-Może tak nasze więzienie jest jakoś połączone z rezydencją... Co sądzisz Wszechwiedzący? Gdyby tak tamtędy się przedostać do rezydencji? - nie był przyzwyczajony do takiego wysiłku logistycznego. Coraz bardziej dojrzewała w nim wizja bezpardonowego wtargnięcie na posesję kupca. Miał miecz, wiedział że może dostać się tam przez okno, czego chcieć więcej? Zaciągnął się, tym razem dość energicznie i z równą energią wypuścił obłok dymu. -Zawsze możesz oddać mnie jako więźnia, jak tylko zobaczę tego Psa rzucę mu się do gardła, może umie władać magią, ale ciekaw jestem ile sylab ze swoich inkantacji wypowie z palcem wbitym w grdykę... - zapatrzył się w odległy punkt. Znowu przybierała w nim pierwotna energia, która domagała się ujścia w jakiejś nader brutalnej sytuacji -Aaaa chuj z nimi... Mów Pan jaki masz plan, zrobię co powiesz - raz jeszcze przyjął potężną dawkę dymu.

Wstał, górując nad resztą rozmówców i udał się do jednego z pustych rogów pokoju. Gdy dotarł na miejsce ukląkł, spokojnie kładąc ręce na biodrach. Zamknął oczy, położył broń przed sobą i starał się utonąć w medytacji, dając do zrozumienia wszystkim, że oczekuje na rozkazy. Wymyślanie skomplikowanych działań było poza jego umiejętnościami intelektualnymi. Zdecydowanie wolał wprowadzać plany w życie.

Re: Rezydencja Sabanci i okolice

42
- Być może - odparł Wszechwiedzący, gładząc potarganą brodę - jeśli tak jest w istocie, to na pewno będzie strzeżone, chociaż nie tak bardzo jak wejście frontowe. To może się udać.
- Nie chcę znowu tam wracać, w tych tunelach działy się różne rzeczy - wzdrygnęła się widocznie - zanim ty i twój mistrz dostaliście się do lochu, słychać tam było czasami odległe krzyki, a strażnicy powtarzali coś o plugawej sztuce. Nie wiadomo co tam możemy spotkać. Kruku, czy możesz polimorfować innych?
Dziewczyna nie planowała nic konkretnego, jednak wolała wiedzieć więcej, tak samo jak Vult, który pytał o przeszłość towarzyszy. Rozsądnym było to krokiem – znając swoje możliwości i słabości, można lepiej planować kroki i przewidywać wpadki. Nieco zdziwiona tym pytaniem Esmeralda odparła krótko:

- Jestem córką z dobrego domu kupieckiego, znam się na plugawej magii (głównie w teorii) i nie jestem wojowniczą. Jednak jestem coś winna Szahidowi i mam zamiar spłacić dług. Mój Pan Ojciec zawsze powtarzał, że nie można mieć ŻADNYCH długów - przerwała wypowiedź by nabrać tchu i przeczesać nerwowo włosy do tyłu - myślę, że nie ma co mówić, zwłaszcza, jeśli nie interesuje cię jakie wzory są obecnie modne na jedwabiach. Może teraz odwdzięczysz nam się tym samym, hmm?
Esmeraldę nieco zdziwiła obojętność Szahida co do planu, więc spojrzała pytająco na Vulta - jak to zrobimy?

Burza pisakowa łomotała szaleńczo o ściany, przypominając bezustanni o swojej obecności. Mogli tylko zgadywać, ile piachu już nasypało do miasta. Atak wichury był to gwałtowny, to słabł. W trakcie rozmowy zdarzyła się też krótka przerwa, która sugerowała, że byli w oku burzy, jak to mawiali marynarze. Nie trzeba było czekać długo, by kolejne fale wiatru uderzyły w ściany, przypominając, że to jeszcze nie koniec. Burza najwyraźniej była krótka, acz szalenie intensywna.
Obrazek
Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę

Re: Rezydencja Sabanci i okolice

43
Dopytywanie się o więcej szczegółów opłaciło się. Do rezydencji istniało zupełnie inne wejście, od frontowego! Jeśli faktycznie w lochach ukrywano więźniów, czy nieumarłych, możnaby obrócić ich przeciwko Wezyrowi. Był to plan mniej przygotowany, acz zdawał się skuteczniejszy. O ile w podziemiach nie spotkają czegoś, co nie tylko zmusi ich do ucieczki, ale również nie zaalarmuje reszty straży. A no właśnie. Reszta straży. W budynku na pewno ktoś się czaił, a jeśli będą zmęczeni walką z tymi na dole, mogą po prostu nie dać rady reszcie.
-Niestety nie. - Odparł na pytanie Esmeraldy, jednak zastanowił się nad nim po udzieleniu odpowiedzi. O ile polimorfia sama w sobie była okropnie trudna, o tyle zmiana kogoś innego podchodziła pod wyczyn prawie niemożliwy. - Musiałbym Cię znać jak samego siebie... Zmiana postaci jest sztuką arcyciężką w opanowaniu.
W grę wchodziło także przebranie się za jednego ze strażników, możliwość przemiany swej twarzy na pewno pomogłaby Żmiji w misji. No, umiejętności nekromanckie dziewczyny na pewno będą przydatne. A jakby... dała radę przejąć kontrolę nad bestią? Kto wie?
-Cokolwiek plugawego czai się w lochach, możemy to przecież obrócić przeciw Wezyrowi, prawda? - Upewnił się. Następnie przyszła pora, by odwdzięczyć się Esmeraldzie. - Ja osobiście znam się jedynie na mechanizmach i samym sobie. Także szlachcic, jednak moi rodzice myślą, że jestem martwy od tygodnia. Zajmują się handlem przyprawą.
Więcej o sobie nie mówił. Nie było potrzeby. Nie powiedział nic nowego, ale uważał, że spłacił dług... informacji.
-Proponuję uderzyć od podziemi. Gdzie znajduje się wyjście z tunelu w rezydencji? Najważniejsze, by poruszać się cicho. Jeśli droga będzie czysta, będę mógł pójść przodem, zabić po cichu. Proponuję dlatego uderzyć nocą, najlepiej chwilę po zmianie warty. Nikt nie przyjdzie nam przeszkodzić, a wartownicy i tak pewnie będą spali, miast pilnować. Co wy na to?
"Jak dzikie zwierze w okresie godowym
Jak marynarze z dziwkami w mieście portowym
Jak uczniowie Oros z uczennicami
Jak król ze sługami i nałożnicami
Jak żołnierze ze schwytanymi kobietami

Odpuść sobie, dziecię

I tak wszystko pierdolnie
Jak nikt jeszcze nie widział w świecie"

Re: Rezydencja Sabanci i okolice

44
-Jeśli taka twoja wola, niech tak się stanie- nie otwierał oczu. Starał sobie przypomnieć drogę do podziemi. Wiedział też, że w nocy będzie trudniej się tam dostać jednak liczył na swój instynkt. Zgadzał się wewnętrznie z taktyką Kruka, miał zamiar zostać przed wejściem i czekać na znak. Wyciszył wszystkie zmysły i starał się przywrócić świeżość swoim mięśniom i psychice.

Ciąg dalszy.
Spoiler:
Ostatnio zmieniony 05 lis 2016, 10:28 przez Tadeush, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: Rezydencja Sabanci i okolice

45
Plan zdawał się być prosty, acz dobry. Na dalsze rozmyślanie Vult po prostu nie miał sił. Ostatnie dni zupełnie go wykończyły. Potrzebował snu. Ziewnął, zasłaniając usta dłonią i przemówił:
-Skoro tak... To wszystko ustalone. Jeśli uda nam się wejść odpowiednio cicho, to i część straży zastaniemy podczas snu.
Jeszcze raz przejrzał mapę budynku, w celu zapamiętania co i gdzie się znajduje. Skoro wszystko było względnie omówione, pozostawało spytać jeszcze o jedno:
-To... Gdzie śpię?
Spoiler:
"Jak dzikie zwierze w okresie godowym
Jak marynarze z dziwkami w mieście portowym
Jak uczniowie Oros z uczennicami
Jak król ze sługami i nałożnicami
Jak żołnierze ze schwytanymi kobietami

Odpuść sobie, dziecię

I tak wszystko pierdolnie
Jak nikt jeszcze nie widział w świecie"
ODPOWIEDZ

Wróć do „Taj`cah”