Re: Rezydencja Sabanci i okolice

16
Szahid także ignorował, zbyt dziecinne jego zdaniem, zachowanie młodej dziewczyny i skupił się na słuchaniu odpowiedzi, obgryzając pozostawione resztki. Dawno nie jadł, a zdecydowanie potrzebował czymś napełnić swój żołądek dla utrzymania całej maszynerii w ruchu. Raz jeszcze przypomniały mu się młodzieńcze lata kiedy ochłapy stanowiły podstawę jego diety. W mgnieniu oka pochłonął całe mięso i już zwracał się w kierunku sera, kiedy postanowił z większym szacunkiem posłuchać Wszechwiedzącego. - I tak planowałem to zrobić -powiedział szermierz po usłyszeniu odpowiedzi na pytanie - nie dokonam tego jednak bez broni... -zignorował komentarz odnośnie umysłowości i skupił się na dalszej części wypowiedzi. Części, która zdawała się być pokracznie upiorna. -Głupcy... nie dość, że za życia tępi, to i po śmierci zamiast głów mają gliniane garnki. Z najszczerszą przyjemnością Ci pomogę. Jeno ktoś nią musi się zająć, życie mi uratowała, też jestem jej to winien. -westchnął, odłożył resztkę sera i ręką próbował oczyścić brodę - Nieumarli... Psia jego... Jak z takimi walczyć? Jako, że już nie żyją to jak takiego drugi raz zabić? - zapytał szermierz z lekką konsternacją dalej zajmując się własną brodą. Nie dawał mu jednak spokoju brak odpowiedzi na pierwsze z pytań. - Jeśli byłbyś tak miły to powiedz waść kim jesteś i czego nauczałeś swego ucznia, chociaż część bym z całej sytuacji zrozumiał...

Z radością zareagował na informację o fajce i zbrojowni, czuł że musi jednak podchodzić do rzeczy dawnego ucznia z szacunkiem. Wstał, rozprostował się, uśmiechnął się na złość Esmeraldzie i wyszedł przed dom. Nie przeszedł mu przez myśl pomysł, że młodej szlachciance może się coś stać, jeśli pozostanie sam na sam ze starcem. Zaczerpnął pełną pierś wilgotnego, gorącego powietrza wysp. Z ostrożnością wszedł na piętro, rozejrzał się po pokoju, kontrastowy porządek pokoju przywiódł mu na myśl pałacowe ołtarzyki. Obejrzał każdą z broni, uznał, że nie potrzebuje wiele więcej pancerza ponad to co ma już na sobie, ewentualnie jakąś opończę i kaptur dla ukrycia własnej tożsamości. Pozwolił sobie chwycić do ręki jeden z sejmitarów i sprawdzić jego wyważenie. Zachwycił się bogactwem zdobień. Wywinął kilka młyńców. Ostrze dość krótkie jak na jego standardy jednak sądził, że spokojnie sobie z nim poradzi. Odłożył broń na miejsce. Podszedł do fajki i powąchał zawartość każdego z mieszków, jeśli był w nich tytoń wybrał ten najbardziej aromatyczny...

Re: Rezydencja Sabanci i okolice

17
- Najlepiej rąbać mieczem aż do skutku - skomentował kwaśno Wszechwiedzący - ja jestem tylko skromnym magiem, doświadczonym czarodziejem szukającym sprawiedliwości. Mój uczeń... mój uczeń też jej szukał, jednak jego gniew pokonał zdrowy rozsądek i niemal zaprzepaścił naszą misję. Był młodym czarodziejem - starzec zamilkł, wpatrując się gdzieś w nicość - zaklinaczem burz, mieczem z błyskawicy. Jednak prąd niestraszny jest martwemu ciału i w bezsensownym pojedynku został zabity. Idź już.

Po krótkich poszukiwaniach, wśród rzeczy ucznia, Szahid znalazł lekko wypłowiałą pelerynę podróżną - kiedyś czarną, teraz raczej ciemnoszarą. Sama broń była bardzo piękna. Jego stary mistrz miał co prawda na temat zdobień dość negatywną opinię: Każdy chce mieć taką broń, każdy chce cię okraść. W dodatku wszystkie te drogie kamienie mogą doprowadzić do zaburzenia równowagi klingi. Pięknie zdobiona broń, która jest wyważona i trwała to prawdziwy skarb! Ciężko o taką i łatwo się pomylić. [/s] Sejmitar jednak wydawał się dobrze wyważony i solidny. Jednak po dokładniejszej analizie mięsisty wojownik odkrył liczne drobne wyszczerbienia na obu klinkach, a w głowni jednej z nich brakowało rubinu. Ponadto na klingach wyryto grawerką imiona ostrzy: Irri i Morri. Te ostrza widziały już walkę i na pewno odbierano nimi życia.

W jednym z mieszków znajdował się przeciętny, mocny tytoń. Drugi, zielony mieszek, pełen był tytoniu zalatującego kawą. Ostatni mieszek, podniszczony, czarny i najmniejszy, skrywał w sobie tytoń o łagodnym, odświeżającym zapachu - z pewnością nietutejszy. Kiedy on zastanawiał się nad tytoniem, na dole starzec rozmawiał półgłosem z Esmeraldą. Dopiero teraz uderzyła go cisza, która opanowała całe miasto. Nawet owad nie bzyczały zgodnie ze swoim zwyczajem, na zewnątrz nie było słychać ludzi. Przez okno z uchyloną okiennicą, Szahid mógł dostrzec dobrze oswietloną rezydencję Sabanci. Otoczony murem pałacyk i ogród. Za nim zaś monstrualną chmurę piachu. Zanosiło się na burzę, a burze piaskowe bywały bezlitosne. Nawet biedacy bez domu znajdywali w takich sytuacjach schronienie. Nikt o zdrowych zmysłach nie wychodziłby teraz na zewnątrz. W dodatku dysk słońca ledwo już wystawał zza horyzontu. Lada moment zapadnie noc, a noc pełna jest strachów.

Vult

Nie tak dawno temu, siedząc w przytulnych murach uniwersyteckiej biblioteki, Vult wertował książkę opisującą z grubsza świat w którym przyszło mu żyć. Na jednym z obrazków w rozdziale dotyczącym archipelagu widniała ogromna chmura piachu i pyłu na tle miasteczka. Wglądała majestatycznie i groźnie, miasto zaś było malutkie i zdane na jej łaskę. W wyobraźni niemal widział przemieszczające się tony piachu. Wtedy uśmiechnął się tylko i czytał dalej. Dziś natomiast, za plecami miał prawdziwą burzę piaskową. Potężny wicher zawodził tak głośno, że niemal rozrywał bębenki w uszach. Mimo, że chmura była daleko, daleko z tyłu, wszędzie w powietrzu wirował piasek, kłując skórę i wpadając do oczu i ust. Niebo pociemniało, gdyż burza nakryła wszystko całunem mroku. Za chwilę, pokryje też ziemię całunem piachu.

W to miejsce przyciągnęły go zawirowania magii, dwie rozbijające się o siebie nawzajem fale magiczne. Do głowy młodego maga nie przychodziło nic, co mogłoby wytłumaczyć takie zjawisko - może właśnie dlatego było to tak ekscytujące? Jakie by nie było, nic nie mogło umniejszyć wagi zagrożenia, jakie powodowała burza za jego plecami. Szczęśliwie już niedaleko widział miasteczko. Na górze piękny, ogrodzony pałac ze strzelistą wierzą, u jej stóp niewielkie miasteczko. W domach nie paliły się światła, z wyjątkiem jednego, prawie najbardziej wysuniętego na skraj miasteczka budynku. Domki były z piaskowca lub lepianki, kwadratowe lub prostokątne, a w oknach wisiały metalowe okiennice.
Obrazek
Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę

Re: Rezydencja Sabanci i okolice

18
Burza piaskowa z bliska wcale nie wyglądała tak majestatycznie jak na ilustracji ksiąg. Natomiast stwierdzenie, że wyglądała groźnie było jak najbardziej odpowiednie, mimo że nie oddawało w pełni uczucia, które towarzyszyło uciekaniu przed sunącą ścianą piasku. Nie raz lektorzy i profesorowie zaznaczali, że żaden obraz, czy słowo pisane nie odda prawdziwego świata, jego trudności i niebezpieczeństw. "Czytaj dużo ksiąg, lecz nie strać z oczu realiów" - poczuczali. Teraz, na własnej skórze Vult przekonał się dlaczego. Z chęcią pofrunął by teraz w górę, ponad burzę i szybując na prądach wznoszących, z dala od piasków pustyni znalazł bezpieczne schronienie. Nad jego głową jednak także wisiał pył, sugerując wyraźnie, że wiatry są tam jeszcze bardziej nieprzyjazne niż przy samej ziemi. Najprawdopodobniej ziarenka piasku, które już i tak smagały go po skórze niczym bicz, sprowadziłyby go dość szybko ku dołowi, gdzie nie miałby już sił na dalszą ucieczkę. Póki co był bezpieczny, przynajmniej tak długo, jak jego marsz był szybszy niż śmiertelny całun. Sypki grunt pod nogami ani trochę nie pomagał w ucieczce, a wirujący dokoła piach zmuszał do wiecznego przymykania oczu w celu ochrony swego wzroku. Miał nadzieję, że jego ciekawość popłaci czymkolwiek innym, niźli śmierć. I do tego w niezbyt ciekawy sposób, bowiem uduszenie się pod kilku-, albo nawet kilkunastotonową wydmą nie znajdowała się na pierwszej liście jego ulubionych sposobów na zejście z tego świata. Miasteczko, które wyrysowało się na horyzoncie było co raz bliżej, a wraz z jego obrazem zwiększała się nadzieja na przeżycie. Z daleka widok budynków z piaskowca był niespecjalnie pokrzepiający, zanosiło się bowiem, że one także zostaną zamknięte w grobowcu, na którego skraju się znajdowało. Ale pałacowa wieża nasunęła mu myśl, że skoro osiedlił się tutaj ktoś na tyle zamożny, by wybudować sobie pałac na pewno przygotował sie na sytuację w której piaski pustyń postanowią powstać i rzucić się w dziki marsz, niszcząc na swej drodze wszelkie istnienia.
Gdy znalazł się w końcu na skraju miejscowości, skierował się prosto w stronę tego domu, w którym jarzyło się światło. Mowy nie było o dostaniu się do bezpiecznej willi tej nocy. Modlił się, by mieszkańcy przyjęli go, póki burza nie przeminie.
"Jak dzikie zwierze w okresie godowym
Jak marynarze z dziwkami w mieście portowym
Jak uczniowie Oros z uczennicami
Jak król ze sługami i nałożnicami
Jak żołnierze ze schwytanymi kobietami

Odpuść sobie, dziecię

I tak wszystko pierdolnie
Jak nikt jeszcze nie widział w świecie"

Re: Rezydencja Sabanci i okolice

19
Szahid kiedy tylko zobaczył chmurę piasku w oddali, zamknął okiennicę. Narzucił na siebie opończę, schował jeden z sejmitarów do swojej pochwy na plecach (futerał był zdecydowanie większy od ostrza). Porwał też najmniejszy z mieszków chowając go do wnętrza cybucha fajki wodnej sposobem starych palaczy z Taj'cah, samą fajkę zaś wziął do ręki i szybko ruszył w kierunku drzwi, licząc że zdąży przed burzą. Zatrzasnął za sobą drzwi, i ruszył do pomieszczenia na parterze gdzie zostawił Esmeraldę i starca. Kiedy wszedł do domu zamknął za sobą drzwi i miał zamiar usiąść na jednej z poduszek, stawiając fajkę przed sobą. Potem z precyzją zapełnił fajkę tytoniem, zastanawiając się nad pochodzeniem zapachu. Teraz chciał spytać Wszechwiedzącego o pomoc w podgrzaniu nargili i porozkoszować się dymem w bezpiecznym domu. Wiedział, że podczas burzy piaskowej lepiej trzymać się w grupie, zwłaszcza że miał dług wdzięczności wobec młodej szlachcianki i nie chciał jej osamotniać na zbyt długo.

Re: Rezydencja Sabanci i okolice

20
Młody czarodziej pędził przed siebie, mając świadomość podążającej za nim ściany piachu. Mimo iż śmiertelnie niebezpieczna burza deptała mu po piętach, Vult nie poddawał się - otuchy dodawała mu plama światła, która zwiastowała bezpieczne schronienie. Dziwnie zapraszające wejście nie pozostało jednak długo otwarte. Kiedy już młodzieniec zagłębił się w uliczkę, ktoś zbiegł po schodach za budowlą, wpadł do środka i zamknął drzwi. A piaskowy całun zbliżał się coraz bardziej, jeszcze chwila i dopadnie młodzieńca.

Mimo ekstremalnych warunków Vult poczuł subtelne zawirowania magii, które otaczały domek. W dodatku w środku znajdywały się dwa, nie jedno źródła magii. Jedno bardzo silne, drugie znikome. Coś czego poczuć nie mógł Szahid. Jedyne co czuł, to piasek siekący go po ramionach, a po zamknięciu drzwi już tylko słyszał jak kolejne fale wiatru i piachu rozbijają się o wątpliwej wytrzymałości ściany domu. Wszechwiedzący siedział naprzeciw stojącej Esmeraldy i mierzyli się gniewnymi spojrzeniami. Ewidentnie podczas jego pobytu u góry, rozpętała się tu batalia na słowa. Albo po prostu się nie lubili. Ujrzawszy go, dziewczyna opadła na poduszki obok starca i przeniosła spojrzenie z powrotem na starca.

- Odpowiedź pozostaje taka sama - odpowiedziała półgłosem dziewczyna - potrzebuję czasu...
- Nie masz czasu - odpowiedział starzec, po czym odwrócił się do Szahida i z uśmiechem wskazał mu poduszki na przeciw siebie - ahh, północny wicher, dobry wybór.
Stary z radością pomógł mu przygotować fajkę i rozsiadł się wygodniej na poduchach. Po kilku buszkach mlasnął zadowolony i skinął głową na Szahida.
- Powinniśmy porozmawiać o tym, jak pokonamy Wezyra i tego nieszczęsnego ożywieńca. Przypuszczam, że ktoś taki jak ty, może się niczego nie bać, ale cztery ręce i w każdej ostrze zasługuje na odrobinę ostrożności. Jeśli chowasz jakieś asy w rękawie powiedź o tym teraz.



Vult pisze pierwszy posta. Możesz dotrzeć bez problemu do drzwi domku, w którym ukrywa się Szahid i reszta.
Obrazek
Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę

Re: Rezydencja Sabanci i okolice

21
Gdy tylko Żmija dotarł do wejścia, zapukał do nich głośno jednocześnie ciągnąc drugą dłonią za klamkę w nadziei, że otworzą się przed nim. Był prawie pewien, że przejście blokuje rygiel, zabezpieczenie o wiele skuteczniejsze niż wszytskie mechanizmy. Zapukał tak głośno, jak potrafił. W całej tej niezbyt wygodnej sytuacji, młodego czarodzieja wciąż interesowało źródło owych magicznych wirów, które go tutaj sprowadziło. I przez które o mało co nie umarł. Zastanawiało go co mogłby być powodem wystąpienia tej anomalii, nadciągająca śmierć jednak nie pozwoliła mu wysnuć żadnych spekulacji na temat źródła magicznych turbulencji. Mógł być to zarówno dzieciak obdarzony pojętnością, lecz nie do końca pojmujący swe umiejętności, jak i magiczny przedmiot, który z miłą chęcia wylądowałby w kieszeni Kruka. Na ten moment jednak najważniejszym było wkroczyć do mieszkania i wytłumaczyć się ze swej obecności. Mag nie miał najmniejszego pojęcia, jak przyjmą go obcy w chwili, gdy wyjście na zewnątrz wiąże się z niechybną zagładą. W Keronie bowiem najprawdopodobniej domownicy by rzucili się na nieproszonego gościa z tym, co akurat mieli pod ręką. Modląc się w duchu o szczęście, samemu nie wiedząc nawet do czego, spróbował otworzyć przejście i wkroczyć do mieszkania.
"Jak dzikie zwierze w okresie godowym
Jak marynarze z dziwkami w mieście portowym
Jak uczniowie Oros z uczennicami
Jak król ze sługami i nałożnicami
Jak żołnierze ze schwytanymi kobietami

Odpuść sobie, dziecię

I tak wszystko pierdolnie
Jak nikt jeszcze nie widział w świecie"

Re: Rezydencja Sabanci i okolice

22
-Czy mi się wydaje, czy na siebie szczekaliście, a ja wam przerwałem? - rozłożył się przed fajką, zmierzył wzrokiem Esmeraldę, która zdawała się być mocno poirytowana. Była jednak kobietą, więc uznał to stan względnie normalny.

Szermierz chwycił ustnik i pozwolił, aby dym samoistnie wypełnił jego płuca. Po chwili wypuścił gargantuiczny obłok. Rozmarzył się, ale po chwili wrócił myślami do słów starca. -Asy... nie mam żadnych asów... Raz mag jakiś w Taj'cah mówił, że jeśli ktoś robić mieczem nie umie to po mojej skórze się jego ostrze zsunie... Tyle, że to chyba nie as, a norma jaka. Zresztą można sprawdzić. Machałaś kiedyś szablą? - zaciągnął się raz jeszcze i podkręcił wąsa z przekąsem patrząc na młodą dziewczynę. Dawno już nie zaznał podobnie dobrego tytoniu. Zastanawiał się jak Wszechwiedzący wszedł w jego posiadanie, jednak nie chciał wprowadzać dodatkowych wątków. Czekał na decyzję o tym czy chcą przetestować tę teorię. Sam był trochę ciekaw czy faktycznie jest synem miecza, jak zwało się na wyspach tych, których niewyszkolone ostrza się nie imały...

Coś zadudniło do drzwi. Może wiatr. Ostrożności nigdy za wiele, Szahid wyjął miecz za swoich pleców i podszedł do ściany obok drzwi, tak aby w razie ataku od razu móc zaatakować z zaskoczenia. Brodacz kiwnął głową na starca oczekując, że ten przejmie inicjatywę.

Re: Rezydencja Sabanci i okolice

23
Gdy pod wpływem magicznego zaklęcia Wszechwiedzącego drzwi otworzyły się, wkroczył przez nie osobnik odziany w płaszcz z materiału pokrytego jakby gigantycznym kruczym piórem. Osobnik zdawał się tu być dobrym określeniem, bowiem określenie płci obcego nie było najłatwiejszym zadaniem. Jego czarne włosy opadające poniżej ramion w połączeniu z rysami twarzy przywodzącymi na myśl zarówno zdrowego młodziana jak i kobietę w nieco starszym wieku nie pomagały w zgadywaniu. Gdyby nie ludzkie uszy, możnaby stwierdzić, że jest to elf. Szare oczy błyskawicznie rozejrzały się po otoczeniu, zaraz po tym, jak znalazły się w budynku, bezpiecznym od piasku gnanego w powietrzu przez wiatr zauważając brodatego wojownika, gotowego pozbawić go życia, gdyby tylko okazał się być agresorem. Jako, że po postawieniu pierwszego kroku ostrze nie znalazło się w jego bebechach, Vult przyjął, że mieszkańcy tego domu nie chcą go zabić, a co najwyżej dbali o własną skórę. Niezbyt miłą musiała być ta okolica. Prócz tego zauważył, że drzwi otworzyły się bez niczyjej pomocy. Fakt ten szybko połączył z czarodziejską osobliwością, która go tutaj sprowadziła. Ani czarownik, ani wojownik takiej postury nie byli typem przeciętnego mieszkańca, którego można spotkać w pierwszym lepszym domu. Zachowując kamienną twarz przemówił:
- Wybaczcie najście, ale śmierć pod piaskiem niezbyt mi się uśmiecha.
Dopiero po tej krótkiej chwili, gdy desperackie pragnienie znalezienia schronienia zostało spełnione Żmija poczuł jak ogarnia zmęczenie. Wcześniejsza podróż przez morze nie była najmilszym przeżyciem, a ledwie wyruszył jednym z lądów Archipelagu, złapała go ta przeklęta burza. Od dłuższego czasu nie wyspał się wygodnie, a do spania niewygodnie przyzwyczajony nie był. Oczekiwał, że ewentualna rozmowa z domownikami zakończy się szybko, by mógł odpocząć, bezpieczny od śmierci czyhającej na zewnątrz na nieostrożnych podróżników.
"Jak dzikie zwierze w okresie godowym
Jak marynarze z dziwkami w mieście portowym
Jak uczniowie Oros z uczennicami
Jak król ze sługami i nałożnicami
Jak żołnierze ze schwytanymi kobietami

Odpuść sobie, dziecię

I tak wszystko pierdolnie
Jak nikt jeszcze nie widział w świecie"

Re: Rezydencja Sabanci i okolice

24
Vult czuł na plecach porywisty wiatr i fale piasku, które szarpały jego odzieniem i próbowały dostać się w oczy i usta. Otwierające się drzwi były niemalże bramami raju, obietnicą bezpieczeństwa i perspektywą odpoczynku. Zupełnie inaczej miało się to z perspektywy tych ukrytych za drzwiami. W chwili otwarcia do środka wpadły kłęby piachu, a wraz z nimi nieznajomy. Kiedy tylko przekroczył bezpiecznie próg, drzwi zatrzasnęły się z hukiem, odcinając ich od szalejącej burzy.

Vult nie potrzebował długotrwałych obserwacji, by dojść do wniosku, że to starzec jest źródłem zawirowań mocy - przynajmniej jednym z dwóch. Może mógłby dowiedzieć się czegoś więcej, gdyby miał czas na koncentracje, jednak zrobienie tego tu i teraz wiązałoby się z zamilknięciem i kompletnym zignorowaniem otoczenia na parę minut. Bądź co bądź, miecznik tuż obok nie zachęcał do takiego posunięcia.

Z drugiej strony, Szahid widział zniewieściałego nieznajomego, który wtargnął do ich kryjówki. Nim zdążył cokolwiek zrobić, poczuł czyjś delikatny dotyk na ramieniu. Za nim stała Esmeralda, wlepiając swój pełen wątpliwości wzrok w jego oczy.
- To z pewnością podróżnik - zaczęła niepewnie - powinniśmy go ugościć. Chyba, że ma coś wspólnego z - nie dokończyła. Kim jesteś niezna...jomy?
- I co ważniejsze, co tu robisz - dodał starzec - nie wiesz, że Sabanci ostatnio nie przyjmują gości? Na Handlarza też nie wyglądasz.
Obrazek
Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę

Re: Rezydencja Sabanci i okolice

25
- Wstąpiłem do pierwszego domu, który rzucił mi się w oczy. - Głos obcego niewątpliwie należał do mężczyzny. - Ledwie zdążyłem przed burzą. Przyszedłem jedynie prosić o schronienie, póki nie jest bezpiecznie wyjść na zewnątrz.
Nie zapytał o to, kim są Sabanci, przyjął, że chodzi o szlachecką rodzinę mieszkającą w pałacu nieopodal. O wiele bardziej nurtowało go, jaką moc musi posiadać ów starzec, by była wyczuwalna z tak dalekiej odległości. Miecznik stojący tuż obok Kruka był zapewne ochroniarzem lub rodziną czarodzieja. Podobnie jak i owa urocza panna, która to pierwsza do niego przemówiła. Mając na względzie własne bezpieczeństwo postanowił przyjrzeć jej się, jak już usiądzie bez półtoraka znajdującego się niebezpiecznie blisko od bezcennego kapitelu jego ciała. Zauważył, że nie dokończyła jednego zdania, co najprawdopodobniej miało związek z drugim źródłem zawirowań. Czyżby znalazł się niefortunnie w centrum niezbyt przyjemnych wydarzeń? Szczęście niezbyt się do niego uśmiechało w ostatnim czasie.
"Jak dzikie zwierze w okresie godowym
Jak marynarze z dziwkami w mieście portowym
Jak uczniowie Oros z uczennicami
Jak król ze sługami i nałożnicami
Jak żołnierze ze schwytanymi kobietami

Odpuść sobie, dziecię

I tak wszystko pierdolnie
Jak nikt jeszcze nie widział w świecie"

Re: Rezydencja Sabanci i okolice

26
Szermierz stał obserwując całą sytuację z boku. Chłop czy baba... jak baba to bić nie wolno... - pomyślał Szahid z lekko ściągniętym czołem, które wyrażało jego niezrozumienie dla sytuacji. Głos, który rozwiał jego wątpliwości wymalował uśmiech na jego twarzy. Za nim jednak myśl o ataku wyraziła się w jego akcji, poczuł dotyk Esmeraldy. Westchnął. Rozluźnił ciało, ale dalej z podejrzliwością obserwował przybysza.

Podszedł do drzwi odpychając z łatwością przybysza i sprawdził czy, aby na pewno są dobrze domknięte. Korzystając z bycia za plecami mężczyzny zbadał czy nie ma przy sobie jakiejś broni. Potem odszedł, bowiem w jego odczuciu nie widział żadnego zagrożenia. Usiadł na poduszkach, chwycił fajkę i skupił swój wzrok na czarnowłosym, raz na jakiś czas łypiąc na Wszechwiedzącego lub rozdygotaną Esmeraldę. Emocjonalne podejście dziewczyny rozbawiło go na tyle, że jego twarz wykrzywiła się w radosnym grymasie.

Zaciągnął się jak tylko najbardziej potrafił i wyrzucił z siebie kolejną, sporej wielkości, chmurkę o słodkim zapachu.

Re: Rezydencja Sabanci i okolice

27
Starzec skinął tylko głową i wskazał Vultowi jedną z miękkich, aksamitnych poduszek z frędzlami.
- Usiądź zatem, prawdziwym okropieństwem byłoby odmówienie gościny w taką pogodę - zmierzył maga przeszywającym spojrzeniem - nawet jeśli, a może nawet zwłaszcza jeśli, jest to cudzoziemiec. Co cię tu sprowadza nieznajomy - mówiąc to, starzec posłał Szahidowi wymowne spojrzenie, które nie umknęło uwadze Vulta. Zdawało się ono mówić: "cierpliwości". Jego rozmówca również podał mu odrobinę chleba, który kazał wyciągnąć Esmeraldzie z kredensu.

Szahid upewnił się, że drzwi są zabezpieczone. Gdyby, nie dajcie bogowie, rozwarły się znienacka, wpuściłyby do środka mnóstwo piachu i istną wichurę, a na to nie mogli sobie pozwolić. Szczęśliwie wszystko było dobrze zamknięte i nie miało prawa się otworzyć. Mięśniak mógł spokojnie minąć znacznie drobniejszego gościa i zasiąść na swoim miejscu. Obok niego usadowiła się Esmeralda, z nieco pochmurną miną, chociaż Szahid nie miał pewności czy dotyczy to starca czy czegoś innego. Cokolwiek to było, w tej chwili zajął się fajką wodną i egzotycznym, odświeżającym tytoniem. To dziwne, ale powodował pewien chłodek. Smakowało trochę miętą i czymś jeszcze.

Esmeralda nachyliła się do Szahida, opierając się o jego ramię i przemówiła do niego półgłosem, tak by Vult nie usłyszał.
- Rozmawiałam z Wszechwiedzącym o pewnym moim... talencie. Talencie do magii, zasugerował bym ci pomogła w walce z tym potworem. Mogę ci się przydać, moja magia będzie w sam raz pasowała do walki z tym, ale musiałbyś mnie osłaniać. Powiedział też, że twoja szabla może być w galerii Sabanci, w głównym holu. Póki jest burza w jego rezydencji znajduje się niewielu strażników, gdybyśmy dali radę przejść na drugą stronę - przerwała na moment i spojrzała na starca - on cały czas zagłusza magiczne zdolności czarnoksiężnika i nie pomoże nam w walce.

Dziewczyna zamilkła i spuściła wzrok. Coś wyraźnie ją trapiło i nie pozwalało zaakceptować tego planu. Wszystkie te słowa wyrzuciła z siebie jak wyuczoną formułkę. Po chwili podniosła spojrzenie i Szahid dostrzegł w jej oczach niepewność, która pobrzmiewała również w jej głosie, kiedy złapała go za ramię i przedstawiła zgoła inny plan.
- Szahidzie, zostawmy to miejsce i ucieknijmy gdzieś razem. Nie chcę wracać do domu, jeśli mnie zabierzesz obiecuję, że pomogę Ci zacząć jakiś interes, zobaczysz - przybliżyła się do niego - mam żyłkę do interesów po ojcu. Nie warto pakować się w tę szaleńczą walkę. Ucieknijmy. Razem - dodała błagalnie po chwili milczenia.
Ostatnio zmieniony 12 paź 2016, 16:19 przez Żerca, łącznie zmieniany 1 raz.
Obrazek
Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę

Re: Rezydencja Sabanci i okolice

28
- Pozwólcie ochłonąć, a wszystko opowiem. - Odpowiedział starcowi czarodziej. Wchwycił też jego spojrzenie posłane do osiłka. Utwierdziło ono maga w przekonaniu, że znów wpakował się w sytuację, którą potocznie można określić jako "chujową". Jakby piaskowej burzy było mu mało. Wziął chleb do ręki i skosztował. W dziwny sposób po trudnej wędrówce nawet tak prosty posiłek smakował dobrze. Rozluźnił się dopiero, gdy wojownik usiadł. Pozwolił sobie ochłonąć i nacieszyć się spokojem, jednocześnie bacznie obserwując obecnych w pomieszczeniu. Nie przysłuchiwał się podszeptom dziewczyny, mówiła tak cicho, że nie miał najmniejszej szansy na zaspokojenie ciekawości.

Kiedy w końcu skończył jeść, zaczął:
- Długo by opowiadać historię mojego życia. Opuściłem kontynent, bo nie ma tam dla mnie miejsca. Byłem w drodze do Taj'cah. I pewnie teraz bym tam bawił, gdyby ta piekielna burza nie sprowadziła mnie na ziemię. - Nie wspomniał słowem o tym, co spowodowało, że zboczył z kursu i dał się złapać piaskom. - Jednak wasza ostrożność mnie zaniepokoiła. Czyżby okolica była niebezpieczna?

Doprawdy, ciekawił go powód tej ogromnej ostrożności.
"Jak dzikie zwierze w okresie godowym
Jak marynarze z dziwkami w mieście portowym
Jak uczniowie Oros z uczennicami
Jak król ze sługami i nałożnicami
Jak żołnierze ze schwytanymi kobietami

Odpuść sobie, dziecię

I tak wszystko pierdolnie
Jak nikt jeszcze nie widział w świecie"

Re: Rezydencja Sabanci i okolice

29
Szahid i Esmeralda pogrążyli się w cichej rozmowie, zostawiając na chwilę Vulta na pastwę staruszka. Ten prychnął i odpowiedział mu swoim skrzekliwym głosem.
- Niebezpiecznie, niebezpiecznie, młodzieńcze - pociągnął nieelegancko nosem i poprawił się na poduszkach - kiedy umarli wstają z grobu, by mścić się za dawne krzywdy, sytuacja staje się nieciekawa. Lepiej byś zrobił, gdybyś utoną pod piachem, nie byłbyś świadkiem tego co nadejdzie - staruszek spojrzał na niego i Kruk miał wrażenie, że twarz należy do trupa. Czarodziej był blady, a mięśnie zastygły w wyrazie skupienia, oczy zaś utkwił gdzieś nad ramieniem swojego rozmówcy. Wyraźnie coś było nie tak. Wrażenie spotęgowało nagłe wrażenie pustki. Tak, jakby dwie dziwne fale mocy, które dotychczas się ścierały, ustąpiły.

Starzec oblizał wargi i opadł zmęczony na poduszki. Z kącika jego ust pociekła krew, ale szybko starł ją chustką, nim Szahid czy Esmeralda zdążyli to zauważyć, jednak nie umknęło to uwadze Vulta.
- Źle się dzieje - powiedział sam do siebie staruszek - musimy stąd odejść.
Nim jakiekolwiek zdanie padło z ust Vulta, poczuł, że gdzieś daleko, daleko za nimi, od strony pałacu, dobiegła kolejna fala energii. Nie było trzeba nawet się skupiać, by wyczuć, że jest to kolejna silna fala energii, tym razem plugawej i zakazanej. Nekromancji. Cokolwiek to było, nie był to czar, który rzuca się od tak. Esmeralda wzdrygnęła się i rozejrzała dookoła z przestraszoną miną.
- Też to poczułeś - zapytała, dotykając niepewnie silnego ramienia Szahida.
- Ani trochę - odparł ten spokojnie, jednak rozejrzał się, marszcząc groźnie brwi.

Spoiler:
Obrazek
Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę

Re: Rezydencja Sabanci i okolice

30
- Umarli nie wstają z grobów bez powodu. - Odpowiedział starcowi Vult. - A i ułożyć ich znów do wiecznego snu też się da.
"Jednak stanowi to niemały problem" - dokończył w myśli. O nieumarłych wiedział niewiele. Nekromancja w Keronie była zakazana więc i na uniwersytecie niewiele się o niej mówiło. Zabicie nekromanty zdawało się stanowić najmniejsze wyzwanie. Jeśli w ogóle młodzieniec podejmie się tego, jak dotąd jego plany nie uległy zmianie - jest tutaj przede wszystkim z powodu burzy. Kusiła go możliwość dowiedzenia się czegoś więcej o nielegalnej sztuce, jednak ważył, czy byłoby to warte nadstawiania karku.

Wtedy rozmówca Kruka pobladł, a na jego twarzy pojawiła się krew. Młody mag poczuł, jak anomalia słabnie wraz z Wszechwiedzącym. Żmija nastepnie poczuł falę plugawej energii, potężnej i niepokojącej. Spojrzał w oczy Esmeraldzie z zainteresowaniem. Ona też to poczuła, ogarnął ją strach. Znaczyło to dla Vulta tyle, że i ona zna się choć trochę na magii. Bardziej niż dziewczyna, zainteresował go związek pomiędzy zaklęciem wyczuwalnym z tak daleka a zdrowiem pana tego domu. Nikt, kogo spotkał nie reagował tak na magię, mogło to być skutkiem zarówno podeszłego wieku jak i klątwy.
- To nie jest byle nekromanta, gospodarzu. - Zauważył czarodziej. - Byle nekromanty nie da się wyczuć z takiej odległości. A wy, coś mi się zdaje, wiecie co nieco w tej sprawie.
"Jak dzikie zwierze w okresie godowym
Jak marynarze z dziwkami w mieście portowym
Jak uczniowie Oros z uczennicami
Jak król ze sługami i nałożnicami
Jak żołnierze ze schwytanymi kobietami

Odpuść sobie, dziecię

I tak wszystko pierdolnie
Jak nikt jeszcze nie widział w świecie"
ODPOWIEDZ

Wróć do „Taj`cah”