Wschodnie Wody

1
Wschodnie Wody znane są ze swojego tłoku. Większość morskich szlaków handlowych prowadzi przez te morze. Pływają tędy najróżniejsze statki. Od małych statków pomniejszych kupców po wielkie galeony. Morze na ogół jest spokojne. Wiatr lekko popycha żagle powoli pchając podróżników do celu. Przynajmniej tak jest zazwyczaj. Ciepłe wody Archipelagu mają skłonności do agresji. Huragany potrafią tu się tworzyć jeden po drugim, a czasem zamiast rozwiać się lub rozbić o plażę podróżują na kontynent. Innym zagrożeniem są tu potwory morskie, które świetnie się czują w tropikalnych wodach. Ciepłych i pełnych pożywienia. Żyją tu wszystkie rodzaje morskich stworów - od wielkich węzy po krakeny. Jednak ich ataki jak również huragany nie zdarzają się częściej niż dwa razy do roku. Dwa ataki, dwa huragany lub po jednym tego i tego.

A Visenna płynęła po tych wodach akurat w najgorszy dzień w roku. Był poranek. Elfka spała sobie wygodnie w swojej kajucie. Była mała i ciasna. Ledwo mieścił tu się hamak i skrzynia, ale to i tak o wiele lepsze warunki od tych jakie zapewniono innym uciekinierom.Nagle przez drzwi wpadł goblin. Łuczniczka nie odróżniała członków załogi. Wszyscy byli mali i zieloni. No więc to był jeden z tych zielonych
- Pani! Potrzebna nam pomoc! - Wrzeszczał jakby od tego zależało jego życie.
- Chcę spać. - Odpowiedziała spokojnym i zaspanym głosem.
- Musisz nas wesprzeć swoimi strzałami.
- Złupicie następny.
- Nie chodzi o łupy! Torief z gniazda dojrzał łowc...
- Pierdol się!
- Ale kapitan...
- Więc powiedz kapitanowi aby się pierdolił. Proste.
Goblin odszedł zamykając za sobą drzwi, a Visenna wkurzona na niego za to, że przerwał jej ciekawy sen starała się zasnąć ponownie. Trochę przeszkadzały jej w tym okrzyki zielonych z górnego pokładu, ale w końcu udało jej się usnąć. W tym czasie gobliny wrzeszczały jeden na drugiego, a statkiem bujało jakby zaatakował go pijany kraken. W końcu elfka przebudziła się po raz drugi. Czuła, że powinna sprawdzić co się tam dzieje, więc zeskoczyła z hamaka. Zrobiła to w samą porę by zobaczyć jak czarna metalowa kula połyskująca jeszcze magią przebija się przez ścianę kajuty wysyłając w jej stronę deszcz drzazg by chwilę później zmiażdżyć skrytobójczyni wszystkie najważniejsze narządy wewnętrzne. Prawie natychmiast straciła przytomność lecz już jej nie odzyskała.
Załoga długo się trzymała odpierając atak trzech fregat łowców piratów. Jednak tej bitwy nie dało się wygrać. Kapitan nie mógł się poddać, lecz wiedział, że statek jak i jego załoga są już straceni. W końcu musiało do tego dojść i okręt poszedł na dno. Piraci i uciekinierzy starali się ratować wpław. Zostali wystrzelani przez kuszników, a ci, którym udało się uciec zostali pożarci przez morskie bestie. Łowcy nie mogli oczywiście wiedzieć, że na pokładzie byli niewinni Ujścianie.

Visenna zostaje zabita... Wreszcie.

Re: Wschodnie Wody

2
Minęło kilka dni odkąd Tessa wyruszyła z Portu Erola. Jeszcze tego samego dnia, gdy wsiadła na statek, dowiedziała się na czym polegać będą jej obowiązki. A polegały właściwie na niczym. Miała stać cicho i wypatrywać niebezpieczeństwa. Większość czasu spędzała na pokładzie, gdzie wiatr rozwiewał jej włosy, a gwizdy i głośne słowa załogi mogły być traktowane jako komplement. Tessa nie raz i nie dwa słyszała, jak zajebisty ma tyłek i jak cudownie by było, gdyby ładnie go używała dosiadając któregoś mężczyzny z załogi. Na całe szczęście na propozycjach się kończyło. Zasady Elfa, który bardzo rzadko pokazywał się na statku oraz wzrok Olivera praktycznie wystarczyły, by Tessa nie została zgwałcona przez kilkudziesięciu mężczyzn, którzy już na głos oświadczali swoje chęci takiego wychędożenia jej, iż "kurwy w samym Keronie miałyby mokro słysząc jej jęki".
Jeśli chodzi o Olivera, stał się nieco zdystansowany. Wciąż nie stronił od towarzystwa Czerwonowłosej, ale jakby zmienił swój stosunek do niej. Przy każdej możliwej okazji, kiedy mieli odrobinę prywatności, namawiał ją na coś więcej, jednakże nie z takim zaangażowaniem jak parę dni wcześniej. Właściwie wydawał się obojętny wiedząc, że i tak odmówi. Nie udało mu się spać w tej samej kajucie co ona, która dzieliła ją z trzema pokładowymi kurwami, zazwyczaj na noc znikającymi, ale nie raz zdarzyło się, iż orgie urządzane były w tym drobnym pomieszczeniu, a w obawie przed zniszczeniem łóżek zabawa odbywała się na twardych deskach. Oliver ponadto zgrał się ze sporą częścią załogi. Często był oddzielany od Tessy, przebywał wówczas z innymi mężczyznami. Czasem pili, co było dozwolone, ale nie bez przesady, czasem opierdalali się po kątach, z reguły jednak rozmawiali o wszystkim i o niczym, oraz o kobietach. Tessa nie raz mogła usłyszeć, jakim ogierem jest jej towarzysz, lecz jeśli ewentualnie wspominał o niej, nigdy tego nie podsłyszała.
Jej trzy współlokatorki nie należały do osób ciekawych. Spały mało, zazwyczaj w dzień, pracowały dużo, jadły nie wiadomo kiedy. Miały wiecznie podkrążone oczy, podarte ubrania, okropne siniaki, plamy krwi, nie raz też nie mogły nawet ustać na nogach. Zamknęły się w sobie, oczy miały zamglone i Usal wie co powstrzymywało je od popełnienia samobójstwa. Były niewolnicami najgorszego rzędu, z każdym dniem traciły umysł zamieniając się w bezwolne lalki, które już nawet nie wydawały odgłosów podczas brutalnych gwałtów. Nie były też jedyne, na całym statku znajdował się jeszcze tuzin kobiet, a trzy dni wcześniej były to dwa tuziny. Ciała martwych, zużytych kobiet wyrzucano za burtę, a skoro zapasy się uszczuplały, ktoś rzucił pomysł by oszczędzać pozostałe, po czym roześmiał się głośno, w jego ślady poszli inni, wszyscy się śmiali. W ogóle było zabawnie.
Nieznajoma kobieta pojawiała się rzadko, tak samo jak Elf. Części załogi Tessa nie widziała dotąd w ogóle. Przyczyną tego był inny przydział. Otóż drugą część pod pokładem zajmowało więzienie. Podobno przetrzymywano tam nienaturalne pojeby, prawdziwe wynaturzenia i w ogóle nie zbliżano się do drzwi, przy których wiecznie stało aż dwóch strażników. Tessa ochraniała grupę więźniów, którzy płynęli do Keronu by tam zakończyć żywot.
W gruncie rzeczy na statku nie działo się nic ciekawego, czas mijał powoli. Raz na dzień wyrzucano jedno czy dwa ciała samych mężczyzn, którzy ginęli w różny sposób, a to w walce z innym, a to ktoś im poderznął gardło i nie wiadomo kto, kogoś otruto, ze dwóch nieszczęśników zabiły kurwy, gdzie jednemu przegryziono gardło. Ze sprawczyniami zabawiano się długo na środku pokładu, a potem przestały oddychać i były dwie gęby do wyżywienia mniej.
Pewnego razu Tessa, po powrocie do swojej kajuty, pachnącej świeżym nasieniem i uryną, zauważyła obok własnego plecaka tajemniczy pakunek. Znajdowały się w nim buteleczka z białym, wręcz świecącym płynem oraz prosta grzechotka dla dziecka. Był też liścik o takiej treści:
Droga Tesso,
Liczę, że ten mały podarek przyda ci się kiedy nadejdzie odpowiedni czas. Buteleczka zawiera, jak powiedział mi jeden szarlatan, mleko z piersi samej Kariili, posiadające niebywałe właściwości lecznicze. Grzechotka niech cię nie zwiedzie, jest magiczna i uspokaja oraz rozwesela każdego, kto usłyszy jej dźwięk, poza używającym.
Podpisano: przyjaciel.

Ten dzień zapowiadał się tak samo, jak pozostałe. Tessa już wyzdrowiała i wypoczęła, choć zapasy żywności drastycznie się kurczyły, a dokładny czas rejsu pozostawał nieznany. Przynajmniej nie traciła własnej wody, gdyż statek posiadał własne zapasy, nawet jeśli mocno wyliczone. Kradzieże, o dziwo, nie miały miejsca - ostatniego złodzieja połamano, obdarto żywcem ze skóry i poćwiartowano. Deski pokładu są przesiąknięte czerwienią tak mocno, iż marynarze czyszczą je dla samego czyszczenia.
Oliver, który również znajdował się na pokładzie, podszedł do Tessy.
- Jak myślisz, dopłyniemy? Rzygam tym miejscem, żarcie się kończy i mocno się staram, by nikogo nie pozabijać. Zresztą nie tylko ja, ty pewnie też - powiedział, lecz tonem, który w ogóle nie wyrażał niezadowolenia. Z dalszej odległości słychać było śmiechy i teksty w stylu: "i tak ci nie da, ona nadziewa się tylko na swoją włócznię", do których Tessa powinna już przywyknąć.
Słońce wstało kilka godzin temu, żagle szeleściły głośno, zagłuszając rozmowy, szorowanie desek i narastające skrzeczenie mew.

Spoiler:

Re: Wschodnie Wody

3
Wyglądało na to, że Tessa podjęła dobrą decyzję, wybierając ten statek. Obawy wobec pewnych nieznanych faktów nadal istniały, lecz porządek panował, tak, jak obiecał elf. Nikt nie próbował jej tknąć. Pomimo tego Wiedźma nie spuszczała gardy ani na sekundę. Obserwowała otoczenie nieustannie, wracając powoli na dawne tory wiecznego włóczykija i poszukiwaczki przygód. Podczas snu zawsze miała pod ręką nóż wraz z resztą ostrzy przy pasie. Nie zamierzała wpaść w pułapkę któregoś z zapaleńców.
Wszystkie wulgarne okrzyki za nią, ignorowała. Miała gdzieś, co o niej myślą i co chcieliby z nią zrobić dopóki nie stawali jej na drodze. Na szczęście nie trafiła się okazja do rozlania krwi. Tessa nie była towarzyska. W zasadzie rozmawiała jedynie z Oliverem i ze swoimi współlokatorkami, które same także nie wykazywały się chęciami do czegokolwiek. Reyes najczęściej przebywała na pokładzie, często idąc na dziób i siadając plecami do morza, mając na uwadze wszystkich przed sobą. Jeżeli nadejdzie niebezpieczeństwo, to ze strony więźniów lub potworów morskich. Inne statki nie wchodziły w grę, nie zaskoczyłyby nikogo. Zanim podpłynęliby, załoga byłaby już gotowa do walki. Mimo to niczego nie lekceważyła, starając się mieć baczenie na wszystko.
Tessie było żal kurew. Nie przypominało to niczym "Czyścioszka" w Eroli, gdzie za pobicie jednej z dziewczyn, przetrącano kark winowajcy. Tutaj kobiety traktowano gorzej niż śmiecie, jak ofiary wojny, jeńców po zabitych mężach, ojcach, braciach. Gdy w kajucie trafiała na jedną z trzech współlokatorek, bez słowa brała wodę z ogólnych zapasów, kawałek znalezionej tkaniny i przemywała im obtłuczenia, rany i ślady po krwi. Jeżeli uciekały, pozwalała im na to. Na wyzwiska nie zwracała uwagi. W większości przypadków nie odzywała się, nie chcąc urazić ich resztek dumy. Po prostu okazywała im miłosierdzie, nie litość. Jeżeli nawet tego sobie nie życzyły, Tessa i tak im w pewien sposób pomagała. Uważała, że jeśli pokaże, że choć trochę zależy komuś na ich losie, to może nabiorą więcej odwagi i woli życia. Nie chciała w żaden sposób myśleć o nich, jak o martwych, jak o czymś, co trzeba było ignorować. Nie po to przebyła taką drogę, aby udawać, że wszystko jest w porządku.
Niczego nie oczekiwała w zamian. A mimo to znalazła tajemniczy pakunek obok plecaka. Przez większość czasu zastanawiała się od kogo może to być, lecz żadna odpowiedź nie była wystarczająca, aby za taką ją przyjąć. Nie zadawała pytań. Po prostu schowała prezenty do tobołka. Raz użyła z ciekawości grzechotkę, chcąc nieco podnieść nastroje dziwek.
Jeżeli chodziło o samego Olivera i to, co stało się pomiędzy nimi w kajucie, to nie rozmawiali o tym. Wtedy wszystko było nie tak jak trzeba. Jej chwila słabości poskutkowała zdystansowaniem towarzysza. Z jednej strony trochę żałowała takiego obrotu sytuacji, lecz z drugiej nie musiała ponownie go odtrącać. Miała czas dla siebie, mogła pomyśleć o sobie i swoich problemach. Nie była z nikim, nie musiała tego też tłumaczyć raz po raz łucznikowi. Pozostawała sam na sam ze swymi koszmarami.
O ile w dzień była wolna od rozmyślań na temat swego świata i tego, co pozostawiła za sobą, to w nocy przeżywała katusze. Nie krzyczała przez sen, nie rzucała jak niegdyś, lecz budziła nagle zlana potem i z poczuciem totalnego bezładu. Za każdym razem, gdy zamykała oczy, widziała walkę na ulicy, rozmowę z Garenem, jego śmierć, potem słowa ojca, ponownie śmierć Garena. Raz nawet przyśnił jej się dodatkowo Meruem. Jego wspomnienie mieszało się z nowymi. W efekcie Tessa była przybita, rozgoryczona i kiedy pozostawała sama w kajucie, to siadała na łóżku, kuliła się i trzęsąc się, dawała upust cichej rozpaczy. Zawsze potem udawała, że wszystko jest w porządku.
Raz nawet Tessa wyszła na zewnątrz, nie mogąc przebywać z kimkolwiek w pomieszczeniu. Umykała na dziób statku i gapiła w morze, ukrywając przy okazji przed wzrokiem innych. Bardzo tęskniła za Garenem.
- Myślę, że mieliśmy szczęście, że jeszcze nie trafiliśmy na przykrą niespodziankę - odpowiedziała z wolna, spoglądając na Olivera z nikłym uśmiechem. - Podejrzewam, że przy pierwszej okazji statek zatrzyma się gdzieś po drodze, aby pozwolić na uzupełnienie zapasów. A może i nie. Ciężko stwierdzić. Dobrze dogadujesz się z załogą. Dowiedziałeś się czegoś ciekawego czy tylko plotkujecie sobie?

Re: Wschodnie Wody

4
- Statek nie ma nawet gdzie się zatrzymać, do końca podróży jesteśmy zdani tylko na siebie - odpowiedział Oliver. - Załoga nie jest taka zła, ale gdyby nie zasady tego pierdolonego "kapitana", rozegrałaby się tu jedna wielka rzeź. Nic nowego nie wiem, no może z wyjątkiem tego, że nie chciałbym zostać przeniesiony do pilnowania więźniów. Podobno "tym" można się zarazić.
Ktoś krzyknął. Załoga pokładu spojrzała w stronę źródła, a zobaczywszy jedynie buty znikające za burtą, następnie usłyszawszy głośny plusk, wszyscy się roześmiali, nawet Oliver nie mógł powstrzymać śmiechu. Dwóch mężczyzn poszło sprawdzić, czy nieszczęśnik, określony też mianem "jebanego debila", przeżył, choć z pewnością nikt nie miał w planach mu pomóc. Zabawa ucichła, gdy powietrze przeszyły dwa kolejne krzyki, a bladzi i wystraszeni sprawdzający przewrócili się do tyłu. Coś wyskoczyło zza burty, wprost na deski pokładowe.
Wyglądał jak człowiek, bądź coś co niegdyś istotą ludzką było. Miał szarą skórę i ubranie zielone od glonów, które również oplatywały go. Mężczyzna, nawet młody. Otwarte usta, z których nieprzerwanie skapywała woda, ukazywały czarne zęby. Oczy czerwone, zalane krwią. Nieznajomy spojrzał dziko po załodze i wydał z siebie coś, co przypominało syknięcie. Stukanie, wcześniej zagłuszane i nieważne, teraz dochodziło z setek punktów. Ktoś wyjrzał za burtę i cofnął się gwałtownie, nakazując odsunąć się ku środkowi pokładu. Podniesiony został alarm, w dłoniach znalazły się bronie. Po krótkiej chwili na pokład zaczęły zeskakiwać podobne postacie. Niektóre nosiły zbroje, większość zwykłe ubrania, a część była naga. Chłopcy, mężczyźni w różnym wieku, kobiety. Dziesiątki. Pierwsze ciosy spadły szybko, ale na miejsce jednego pokonanego pojawiało się kilku nowych. Monstra szły powoli, nie atakowały, a obrona statku zebrała się w kupę. Oliver napiął łuk i czekał; jego twarz wyrażała prawdziwą radość z walki, tak samo jak u większości. Myśli w stylu: "kurwa, nareszcie coś się dzieje" były aż wyczuwalne w powietrzu.
Najeźdźcy syknęli. Załoga statku krzyknęła. I w jednej chwili wszyscy rzucili się na siebie.

Re: Wschodnie Wody

5
- A więc trzeba będzie zastanowić się, co zrobimy, gdy skończy nam się jedzenie. Niczego od nich nie chcę brać. Szybko wyskoczą z własną, wygórowaną ceną - odpowiedziała. - Co masz na myśli mówiąc "tym"? Czym zarazić? Dziwi mnie trochę, że więzi się kogokolwiek, kiedy naokoło nie robi się nic innego niż zabijanie na śniadanie, obiad, kolację, przystawkę i popołudniową drzemkę. To muszą być wyjątkowe świrusy.
Kiedy jeden z mężczyzn wypadł za burtę, podskórnie czuła, że kroi się coś niedobrego. Była zbyt doświadczona, aby nie łudzić się, że skończy się jedynie na śmiechu. Nawet kąciki ust nie uniosły się. Chwyciła mocniej włócznię, przesuwając się z dziobu ku środkowi pokładu. Kiedy tam dotarła, martwe istoty coraz liczniej pojawiały się. Przez chwilę bacznie im się przyglądała, szukając broni, czegokolwiek, co podpowiedziałoby jej, jak walczą i czego najbardziej się obawiać. Tessa nie rwała się do walki w przeciwieństwie do reszty. Czuła ją w żyłach, pulsującą, nakręcającą, lecz nie zachowywała się porywczo. Nie wiedziała przeciwko czemu tak naprawdę walczy. Wyglądali na ożywieńców, zmarłych przywróconych do życia, lecz ich szybkie pojawienie się na deskach okrętu, niepokoiło ją. Szybko zlustrowała sytuację, uruchamiając przy okazji czar Kamiennej skóry. Szukała czy aby przypadkiem podczas walki nie były obecne dziwki - ich obecność była zbyteczna, tym bardziej śmierć w ogólnym rozrachunku. Jeżeli tak, to natychmiast kazała im zejść na dół, pod pokład.
- Ollie, one nie mogą przedostać się dalej. Ich jest za dużo, a jeszcze nie wiadomo ile z nich wylezie - mówiła, obserwując wszystko i będąc gotową w każdym momencie zadać śmiertelny cios bądź umknąć w bok. - Uważaj na siebie.
Tessa postanowiła celować włócznią przede wszystkim w głowę tych istot. Miała wobec nich bardzo złe przeczucia. Póki co nie używała więcej czarów, czekając, aż rozłożą się siły. Nie wiedziała ilu wrogów potrzeba do załatwienia jednego z załogantów. Kobieta zamierzała wykorzystać swoją szybkość i zwinność, zadając pojedyncze, celne ciosy. Jeżeli znajdzie się w sytuacji, kiedy będzie miała ich przed sobą za dużo, cofnie się do łucznika, szukając wsparcia. Nie rzuca się póki co na istoty. Na spokojnie to chciała rozegrać, poznając wroga. Kiedy któryś z załogantów będzie zmagać się sam z bandą napastników i będzie blisko, mając przy tym problemy, pomaga mu bez chwili wahania, tym samym nakazując mu zbicie się w grupkę. W interesie Tessy było niedopuszczenie do pojedynczych walk, a trzymanie się w kupie. Każdy samotny wojownik zostanie z miejsca zabity.
Oczywiście przy tym uważa, aby załogant sam jej nie załatwił, wbijając ostrze.
Tessa podczas walki cały czas stara się celować w głowę tych strasznych istot, lecz jeśli nie ma wyboru, to uderza także w inne dogodne punkty. Także przy zbyt dużej ilości postara się uderzać drugim końcem, aby odepchnąć i trzymać na dystans. Na Olliego też miała baczenie, w razie czego osłaniając go oraz próbując wybronić go.

Re: Wschodnie Wody

6
- Nie musisz mi nic mówić, sama uważaj - odpowiedział podniecony Oliver i wypuścił pierwszą strzałę.
Kobiety lekkich obyczajów, nowe koleżanki i podopieczne Tessy, akurat o tej porze spały. Przynajmniej większość z nich, część nawet teraz nie miała wytchnienia i obsługiwała mężczyzn w kajutach. Większość obecnych na pokładzie to zbrojni, najemnicy mający ochraniać statek, choć oczywiście jest to ostatnia rzecz, na której im zależy. Marynarze, praktycznie sami chłopcy i młodzieńcy, nerwowo trzymali sztylety, pojękiwali i starali się skryć za plecami ogromnych mężczyzn trzymających przeróżne bronie, w większości miecze różnego rodzaju i pochodzenia.
Przeciwnicy byli bezbronni. Niektórzy posiadali, mniejsze lub większe, ubytki w ciele. Czasem któryś miał wbity miecz, włócznię bądź strzałę. Z długich, ciętych ran zwisały bebechy, przynajmniej u tych osobników, którzy wciąż je mieli, a nie samą wodę i drobne rybki. Walka rozgorzała na dobre, ale było w niej coś dziwnego. Przeciwnicy padali szybko i to głowa okazała się być ich słabym punktem, gdyż z uderzeń w serce niewiele sobie robili. Jak na żywych trupów wykazywali się nadzwyczajną siłą, szybkością i zajadłością. Chwilę po rozpoczęciu bitwy pierwsze okrzyki bólu dawały wszystkim znać, iż załoga uszczupliła się o paru towarzyszy. Oponenci gryźli, drapali, dusili, obalali i przytłaczali liczebnością. Na pokładzie szybko zapanował chaos. Pierwsze dwa trupy Tessa pokonała tak, jak planowała - szybkimi pchnięciami w głowę. Z każdą chwilą musiała coraz częściej odpychać wrogów drugim końcem włóczni. Atakowali ze wszystkich stron, formacja praktycznie upadła, Oliver zniknął w tłumie. Im bardziej walczący mieszali się, tym bardziej było to na niekorzyść żyjących. Tessa kilkukrotnie wykazała się niebywałą, niespotykaną pomocą ratując kilku towarzyszy z opresji. Niestety, każda na nowo utworzona grupa szybko się sypała, głównie z winy mężczyzn, którzy, nawet ranni, czerpali chorą przyjemność z wyżynania dziwnych utopców.
Kamienna Skóra uratowała Reyes nie raz. Wrogowie, wykazując się szybkością i gwałtownością, kilka razy rzucili się na kobietę gryząc w nogi, barki, ręce, nawet szyję. Trochę wysiłku kosztowało ją poradzenie sobie z tym. Kolejnych paru oponentów padło od ciosu magicznej włóczni, ale sytuacja pogarszała się jeszcze bardziej. Pokład był gęsty od trupów, poruszanie się mocno utrudnione. Tessa upadła i natychmiast rzuciła się na nią grupa szalonych przeciwników, gryząc, drapiąc, próbując dusić i przytłoczyć ciałem; atakowana od upadku miała zaledwie kilka sekund na porządniejszą reakcję.
W międzyczasie jej wzrok w ułamek sekundy zarejestrował nowe zjawisko, które przeszyło ciało lodowatym dreszczem, a serce na moment opanował strach. Na deski pokładu zeszła nowa postać. Wielkie na ponad dwa metry cielsko, okute w grube, pordzewiałe blachy. Wyciągnęło z pochwy na plecach wielki, dwuręczny, również pordzewiały miecz. Hełm przykrywał twarz, ale intensywnie czerwone, świecące oczy skierowane były wprost na Tessę. Przybysz powoli ruszał w jej stronę, nie przenosząc wzroku nawet na ochroniarza statku, którego przepołowił szybkim i silnym cięciem. Z otworów w hełmie buchała para, a zgrzyt zbroi wyróżniał się wśród syków, okrzyków, jęków i śmiechów.
W ciągu paru minut od rozpoczęcia bitwy temperatura znacznie spadła, a do tej pory czyste, błękitne i słoneczne niebo przykryła fala szarawych, w szybkim tempie ciemniejących i gęstniejących chmur.

Re: Wschodnie Wody

7
Szybko okazało się, że przeczucie nie zawiodło Tessy. Należało celować w głowy, każda inna rana nie odnosiła skutku.
Kiedy potknęła się o trupa, instynktownie zasłoniła się po przekątnej włócznią, próbując uniemożliwić dobranie się umarłych do niej. Nie marnotrawiąc czasu w jednej dłoni zebrała wiązkę czystej mocy, bez kształtowania, wyrzucając przed siebie, próbując odepchnąć od siebie całą gromadę. W razie czego ponawia ruch, wyrzucając silniejszy pokład many. Wtedy szybko podrywa się na nogi i kontynuuje walkę na tej samej zasadzie co wcześniej - uderzenia włócznią w głowy, drugim końcem odpychając innego wroga. Musiała zmienić położenie. Nie podobała jej się także perspektywa pojedynku z wielkoludem, od którego włosy na karku jeżyły się. Z nim nie będzie łatwo. Dlatego Tessa postanowiła przebić się na schody w kierunku sterów. Umykać mu póki mogła. Musiała wybrać odpowiednie miejsce do starcia. Wiedziała, że podąży za nią. Od momentu, kiedy czerwone ślepia nieustannie obserwowały ją, zdawała sobie sprawę, że cała ta walka to prezent powitalny dla gościa z innego wymiaru.
Jeżeli jej się uda dotrzeć w wyższe miejsce i tam także zastanie przeciwników, to postara się ich zabić, oczyścić "pole bitwy". Tessa chce uzyskać czas, aby skumulować w dłoni Grzmot w formie najpotężniejszej. Chciała pieprznąć olbrzyma oszczepem złożonym z elementów ognia i czystej energii, która uwidaczniała się w wiązkach przeplatających się ze sobą błyskawic. Ale dopiero wtedy gdy wejdzie za nią i będzie w odpowiedniej odległości, aby spaść ze schodków, a ona mogła to wykorzystać zadając z góry silny cios w jeden z otworów w hełmie. Instynktownie cofnie się natychmiast, nabierając dystansu, aby nie pozwolić uderzyć się, jeżeli atak nic nie dał.
Jeżeli czar nie zadziała na niego ani kolejny atak, Tessa nie ma wyboru, jak kluczyć, szukając okazji i nie pozwalając podejść do siebie za blisko. Wiedziała, że jeden cios mieczem wystarczy, aby przebić się przez Kamienną skórę. Dla tego w tym wypadku starała się unikać, zwodzić, szukać miejsca, gdzie mogłaby uderzyć na wysokości na głowy, zachodzić od tyłu, z boku, jakkolwiek, byle nie zostać odsłoniętą na atak. Nie chciała też za długo to kontynuować, bo zgadywała, że to ona się męczy, nie on. Jeżeli będzie okazja, aby nabić go z tyłu w plecy, to wykorzysta to, aby zaraz wyszarpnąć sztylet i wbić z tyłu w szyję pod takim kątem, aby dotarło do mózgu.
Jeżeli nie uda jej się w ogóle uciec od nachalnego towarzystwa umarlaków, nawet z desek pokładu, to walczy co sił jak może. Nie waha się kopać, aby łamać nogi lub ręce, uderzać pojedynczymi wiązkami mocy, używać włóczni do nabrania dystansu, jak i do zabicia. Jak włócznia stanie się bezużyteczna, wyszarpnie sztylet za paska i broniąc się jedną ręką drzewcem, drugą będzie celować w głowy przeciwników. Przy zagrożeniu starcia z olbrzymem, stara się nabierać dystansu i postępować tak, jak sobie zaplanowała wcześniej.

Re: Wschodnie Wody

8
Naprędce użyta wiązka czystej mocy częściowo pomogła, przeciwnicy zostali odrobinę odepchnięci nim zdążyli na dobre przygnieść Tessę. Niestety nie wystarczyło to by dać kobiecie odpowiednio dużo czasu na wstanie i obronę, więc najszybciej jak tylko mogła wypuściła kolejną dawkę mocy, silniejszą, która odepchnęła atakujących na większą odległość. Jednakże, Czerwonowłosej zakręciło się przez chwilę w głowie, a przed oczami pojawiły się mroczki; odnotowała również gwałtowniejszy spadek energii, zarówno magicznej jak i zwykłej, zupełnie jakby przebiegła sto metrów w rekordowym czasie. Serce zaczęło walić mocniej, płuca pracowały ciężej, krew szumiała w skroniach. Niemniej Tessa wstała i szybko rozprawiła się z najbliższymi wrogami, po czym pobiegła w stronę schodów wiodących na wyższą część pokładu.
Po drodze musiała pozbyć się paru przeciwników. Trupy pod nogami i walczący spowalniali ją, chaos zaburzał zmysły, wrogowie atakowali z każdych stron, sojusznicy ginęli, a końca bitwy wciąż nie było widać. W końcu znalazłszy się na schodach zauważyła, jak słusznie przypuszczała, że opancerzony przeciwnik szedł wprost za nią, z łatwością zabijając napotkanych ludzi. Utworzyła w dłoni najpotężniejszy grzmot, jaki tylko była w stanie. Kiedy cel zaklęcia znalazł się na schodach, powietrze przeszył dźwięk grzmotu, szarą scenerię rozświetlił rozbłysk ognia i energii, a olbrzymie, pokryte blachami cielsko upadło na ziemię. Z napierśnika buchał czarny dym, czar przebił zbroję i dosięgnął ciała. Czerwonowłosa skoczyła na wroga, czarnym grotem celując w otwór w hełmie. Leżący podniósł lewą dłoń, która zablokowała cios; grot przebił dłoń na wylot, ale nie przeszedł dalej, nie dosięgnął celu i po prostu utknął. Prawą dłonią, trzymającą miecz, przeciwnik zadał cios, we włócznię, przepoławiając ją, właścicielce zostawiając tylko część. Następnie podnosząc się, o wiele za sprawnie jak na jego rozmiary, zamachnął się kilka razy na Tessę, która po żwawych unikach wycofała się na górny poziom pokładu. Olbrzym wbił miecz w pobliskie ciało, sprawnym ruchem wyciągnął z dłoni część włóczni, odrzucił ją gdzieś do tyłu i chwytając swój masywny oręż ruszył za ofiarą.
Tessa broniła się tak, jak w tej sytuacji potrafiła. Toczące się wokół walki uniemożliwiały jej trzymanie odpowiedniego dystansu, więc skupiła się na zmyłkach i unikach. Kosztowało ją to wiele sił, przeciwnik sprawnie posługiwał się wielkim mieczem, a Kamienna Skóra nie dodawała kobiecie szybkości. Doświadczenie robiło tutaj swoje, jednakże z każdym kolejnym ruchem na niepewnej, pokrytej krwią, flakami i ciałami powierzchni, mięśnie kobiety domagały się więcej tlenu. Płuca w końcu zaczęły palić, mięśnie boleć, pot oblewał ciało mieszając się z krwią wrogów. Unikanie ciosów coraz częściej przypominało zwykłe łuty szczęścia.
W końcu, przyzwyczajona do ruchów przeciwnika, który zdawał się nie męczyć, Tessa wypatrzyła okazję i znalazła się za nim. Trzymając w dłoni sztylet, jak najszybciej wbiła go w szyję wielkoluda, w odsłonięte miejsce między pancerzem a hełmem. Broń weszła aż po samą rękojeść i utkwiła w ciele. Wróg zamarł.
Zaledwie parę sekund po tym, błyskawicznie szarpnął się i walnął Tessę z łokcia prosto w nos, łamiąc go, po czym odwracając się wykonał poziome cięcie od lewej. Cios doszedł do skutku, trafiając nieco nad biodrem, w miejsce nie chronione przez żebra. Zardzewiały miecz przebił kamienną skórę i mocno wbił się w mięśnie. Rana była głęboka i mocno krwawiła. Wróg wyszarpnął miecz i zamachnął się by wykonać kolejne uderzenie. Jego oczy wciąż płonęły krwawą, morderczą czerwienia, lecz już nie z taką siłą.

Re: Wschodnie Wody

9
Wściekła się.
To uczucie narastało od momentu połamania jej drogocennej włóczni. Eksplodowała nim wraz z miliardem kolorowych gwiazd, które wybuchły głośno i ponuro, po silnych ciosach olbrzyma. Krew ją zalewała. Nie myślała nad tym, czy to była jej, czy innych. Miała przed sobą cel, który należało zniszczyć. Umysł skupiał się na walce, na żądzy mordu, poćwiartowania potwora, zabicia wszystkiego, co stanie jej na drodze. Była wściekła. Nurzała się w swym najgorszym instynkcie, pragnąc walczyć pomimo ran; rozpieprzając wszystko nawet kosztem własnego życia.
Rzuciła się w bok, próbując uniknąć kolejnego cięcia miecza. Wyszarpnęła zza paska ząbkowany, lekko zakrzywiony nóż. Teraz Tessa mogła jedynie dalej kontynuować uniki, zwody i szukanie okazji. Tym razem za cel najpierw obierze jego dłonie, będzie cięła je, kiedy tylko nadarzy się szansa, wyszarpując od razu z powrotem, aby nie utkwiła w ciele. W międzyczasie wzrokiem poszuka jakiejś siekiery lub innej podobnej broni, która ułatwiłaby odrąbanie olbrzymowi rąk. Oczywiście, kiedy będzie mogła bez ryzyka, że oberwie. Jeśli broń upatrzy dostatecznie blisko, bez wahania pobiegnie po nią, nawet jeśli oznaczałoby to efektowny przewrót wprzód na śliskiej nawierzchni. (Bo co to dla niej akrobacje wśród trupów.)
Tessa przez cały czas nie zapomina o tym, aby przy każdym udanym dosięgnięciu wroga, wycofywać się i wykonywać uniki. Nie zamierzała ponownie dać się złapać. Dopóki olbrzym miał miecz, kobieta była na przegranej pozycji.
Wiedźma nieustannie szuka luki, aby dosięgnąć ostrzem jego łba i załatwić na dobre. Jeśli to nie poskutkuje, a nie będzie mieć w dłoniach niczego, co przypominałoby siekierę, to odpala w drugiej dłoni ponownie Grzmot, celując albo w łeb, albo w ręce. Jedno albo drugie chciała usmażyć tak, aby zaraz odrąbać. Choćby ząbkowanym nożem. Jeżeli zajście od tyłu olbrzyma nie poskutkowało, to wyszła z założenia, że trzeba go nieco skrócić, rozczłonkowując metodycznie. O ile ma siekierę. Wtedy chętnie spróbuje odciąć mu nogi lub ręce na obojętnie jakiej wysokości. Bo Tessa była wściekła i nie zamierzała odpuszczać, atakując tylko wtedy, gdy widziała szansę - ale za to zajadle i szybko. Nie zatrzymywała się w miejscu.

Re: Wschodnie Wody

10
Unik w bok był posunięciem, które uratowało Tessę od niechybnej śmierci. Nie mogło ujść jej uwadze, iż cios przeciwnika był słabszy i wolniejszy niż jakikolwiek do tej pory. Wyciągnęła nóż i rozpoczęła walkę twarzą w twarz. Unikała śmiertelnych cięć jak tylko mogła, utwierdzając się w przekonaniu o spadku siły, energiczności, brutalności i przede wszystkim szybkości olbrzyma. Niestety, zamroczona rządzą mordu nie zdawała sobie sprawy z własnego stanu. Z głębokiej rany niemal tryskała krew. Ogromny ból, ledwo tłumiony przez gwałtowny napływ adrenaliny, działał jak alarm, którego Tessa świadomie ignorowała. Poważne obrażenia mocno ograniczały jej ruchy, ze złamanego nosa ściekała krew, która kierując się w dół wpadała do łapczywie biorących powietrze ust. Reyes traciła siły w błyskawicznym tempie i nie raczyła nic z tym zrobić. Samobójstwo okazało się być jej taktyką, a i to nie gwarantowało zwycięstwa, wręcz przeciwnie - wymiana zwykłego, zwierzęcego szału na inteligentne podejście do walki tylko odsuwała szansę na przetrwanie i ponowne ujrzenie rodziny oraz ożywienie ukochanego. Tessa się tym nie przejmowała, pochłonięta samolubną rządzą zniszczenia i mordu. Trafiła przeciwnika w ręce kilka razy, tak jak zamierzała, lecz nie dało to większego efektu, nóż nie zawsze przebił się przez zardzewiałe blachy okalające masywne kończyny. Każdy kolejny, jakikolwiek ruch był dla Tessy niczym piekło bólu, które sama sobie zgotowała. I postanowiła brnąć w nim dalej, koronując się królową, niewzruszoną w swym własnym królestwie, wyniszczającym ją, pożerającym i trawiącym powoli.
W końcu wypatrzyła topór, należący do jednego z najemników leżącego bez życia obok swojej broni w otoczeniu niemal góry martwych wrogów. Ruszyła po swoją nową broń. Ciężki, dwuręczny topór nie należał do najłatwiejszych w posługiwaniu, ale Reyes mimo to postanowiła go użyć. Ból niemal zaćmił jej umysł, a z boku wyciekała prawdziwa rzeka krwi. Przeciwnik uderzył w nową broń Tessy, aż tak się zachwiała i omal nie upadła. Wzrok zamazywał się coraz bardziej, dźwięki i odgłosy dochodziły przytłumione, jakby z oddali lub spod wody, ciało zdawało się coraz lżejsze, odmawiało posłuszeństwa jak niesforne, kapryśne dziecko. Zimno przeszywało je ciało niczym stalowe ostrza wrogów. Dzika brutalność i wściekłość zanikała w błyskawicznym tempie, gorąco opuszczało Płomienną Włócznię, zabierając zbawienną adrenalinę; pozostawało jedynie szkarłatne morze bólu. Jednakże zablokowała kolejny cios. Nadgarstki eksplodowały cierpieniem, zdawały się złamać jak patyk pod nadepnięciu. Piekielny ogień w oczach wroga gasł w tak szybkim tempie, jak w jej własnych. Zaatakowała. Prawa, opancerzona ręka, nieco poniżej łokcia, została odłączona od ciała. Upadła na ziemię, a z rany poleciała stróżka ciemnozielonej, straszliwie cuchnącej i parującej krwi.
Tessa wypuściła z dłoni topór i upadła na kolana. Dyszała straszliwie, opuściły ją wszystkie siły. Kończyny odmówiły posłuszeństwa, odwracając się od swej pani. Zamazany obraz przed nią ukazywał wielkoluda, który jedną ręką wycelował zardzewiały kawał żelastwa prosto w jej pierś. Potem coś się stało. Jakieś ruchy, krzyki, dźwięki. To było ostatnie, co zapamiętała nim osunęła się na zmasakrowane ciało jednego z poległych wrogów.

***

Pierwszym co poczuła po przebudzeniu był przeraźliwie okropny ból. Bolało ją wszystko, mięśnie, skóra, kości, nawet włosy zdawały się pulsować ogniem. Dochodziły do niej jakieś przytłumione, kłujące w uszy dźwięki. Oczy szczypały jak cholera i łzawiły jeszcze mocniej. Sama nie wiedziała, ilu chwil potrzebowała by zmysły choć częściowo umożliwiły jej bardzo ubogie rozpoznanie świata zewnętrznego. Wzrok z oporem wychwycił wątłe światło, a w nim jakieś trzy twarze. Słuch zaczynał rozpoznawać pojedyncze słowa. Powrót do żywych miał jednak swoje konsekwencje. Tessa szybko zapragnęła umrzeć. Im więcej zmysłów odzyskiwała, tym więcej okropnego, wręcz niemożliwego do zniesienia bólu doznawała. Mózg gotował się jak rożen, a rana w boku szybko wyróżniła się jako główne źródło nieszczęścia. Usta miała suche, popękane, gardło domagało się wody. Osłabienie było tak wielkie, iż jedyne na co mogła się zdobyć to poruszanie palcami. Gdzieś między kolejnymi falami bólu odczuwała przeraźliwy chłód, jakby znajdowała się naga w samym sercu północy, w dodatku tarzając się w śniegu w samym środku burzy. Dreszcze, które seriami przeszywały jej ciało, przypominały wystrzelone przez najlepszych łuczników salwy strzał o grotach wykutych ze szczerego lodu. Ogień i mróz mieszały się w jej ciele, zawarły śmiertelny i nierozerwalny sojusz, ale najgorszy wciąż pozostawał ten ból, który zdawać się być niczym inna istota opętująca jej ciało i nie zamierzająca opuścić go już nigdy.
- Obudziła się!
- Morda, daj dziewczynie pracować.
- Ale obudziła się! Chyba, jej oczy się ruszają...
- Jej oczy ruszały się cały czas, debilko.
- Ale będzie żyła!
- Chyba, że wykończy ją twoja głupota. Zamknij ryj, bo zaraz znajdę się w takim stanie jak ona.
- Chuj ci w dupę, jak zawsze. Ona żyje i będzie się miała dobrze!
- Zamknij mordę, bo jeśli na usłyszą, będziemy w gorszym stanie, a ona naprawdę umrze. Idę po żarcie i wodę, a wy jej pilnujcie.
Tessie zdawało się, że te przytłumione słowa dochodzą do niej z wielogodzinnym opóźnieniem. Wzrok nieprzerwanie miała zamazany, a każdy dźwięk ranił uszy niczym zdradzieckie sztylety. W pewnym momencie zmysły ponownie przestały pracować, poddały się w walce i nastała zimna, nieskończona, bezlitosna ciemność. Reyes nie wiedziała, jak długo była nieprzytomna nim ponownie się obudziła i ujrzała jak przez mgłę trzy twarze, te same co wcześniej, choć nie potrafiła je jeszcze dokładnie rozpoznać. Sama nie była w stanie nic powiedzieć przez kolejne godziny, które wydawały się wiecznością; z bolącego, wysuszonego na wiór gardła nie mogło wydostać się żadne słowo, jedynie ciche, niemal głuche jęki bólu. W międzyczasie kilka razy traciła przytomność. W końcu odzyskała ją na dłużej. Ból nieco zelżał, niewiele, lecz ze zmysłami było lepiej. Na tyle, iż po sylwetkach, kolorach i głosach mogła rozpoznać trzy kurwy - jej współlokatorki.
- Znowu się obudziła!
- Tessa, leż spokojnie, niedługo dojdziesz do siebie. Sprawa wygląda tak, że...
-... że Lai zszyła ci tę paskudną ranę! Będziesz żyć! Bitwa skończona, wielu poległo, ale wygraliśmy. Pewnie chcesz zapytać o wiele... no cóż, znaleźli cię praktycznie martwą przy jakimś dziwnym stworze. No nie wiem, ale tak było. Zanieśli cię. Myśleli, żeś szczerze martwa, chcieli się zabawić, ale byłaś umierająca jednak, no i śmierdziałaś od krwi tych czyś tam. I się obesrałaś. Puściły ci wszystkie zwieracze, jak Egnie po pięciu godzinach ciągłego dawania. Serio, nigdy tak nie jebałam sama! No, ale będziesz żyć! Cieszysz się?
Trzy kobiety. Niegdyś wiecznie milczące, teraz siedzące i stojące nad umierającą z bólu Tessą, która nie mogła ocenić czy wciąż jebie, gdyż zmysł węchu odmówił jej posłuszeństwa, a ból emanujący ze środka twarzy dawał pojęcie o stanie nosa. Umysł miała względnie sprawny, choć w gardle odczuwała suchość, czując jednak, iż jest w stanie powoli wymówić kilka słów. Jedna z kobiet, o nieco większej posturze niż pozostałe, zwana Egną, uniosła Tessę do pozycji półsiedzącej, powodując tym samym falę niemożliwego wręcz do zniesienia bólu; cierpienie odbiło się w oczach, przyjmując formę milionów kolorowych błysków. Najwięcej gadająca, śliczna Viv, nie mająca więcej niż szesnaście wiosen, przyłożyła do ust Tessy kubek z wodą. Nieodzywająca się Lai spoglądała spoglądała na ranę w boku. Po napojeniu Tessy, ta ponownie została położona. Woda, która znalazła się w jej ciele, zdawała się niemal od razu wyparować; ulga była krótka i niezbyt odczuwalna.
- Bez obaw Tessa, za kilka tygodni będziesz jak nowa! - powiedziała z wesołym optymizmem Viv.


Spoiler:

Re: Wschodnie Wody

11
Długo Tessa nie łapała kontaktu z rzeczywistością. Dopiero kiedy rozpoznała twarze współlokatorek do głowy zaczęły napływać konkretne myśli tłumione wcześniej przez jej stan agonalny. Patrzyła się cały czas na kobiety, słuchając uważnie. Uśmiechnęła się nieznacznie, z wysiłkiem, ale szczerze. Z ust wyszedł dźwięk podobny do urwanego, pojedynczego śmiechu należących do tych wyjątkowo ponurych.
- Jak chuj. Nie mam kilku tygodni. Muszę teraz wracać do zdrowia. - Zaśmiała się ponownie, cicho, ignorując ból. - Poniosło mnie. W życiu nie byłam tak wściekła. Nurzałam się w ciemności. Miałam sporo szczęścia. Dziękuję wam, dziewczęta. Pomogłyście mi, choć nie musiałyście. Bardzo wam dziękuję. I przepraszam za ten okropny zapach. Nie musiała to być przyjemne zaopiekowanie się mną. Czy... czy któraś z was mogłaby wyjąć z mojego plecaka butelkę mleka? Dajcie mi tego do picia, proszę.
Zamknęła oczy, czując się zmęczona tymi paroma zdaniami. Mimo to chciała wiedzieć więcej. Chciała też wrócić do formy. Gdzieś tam w umyśle kołatała się myśl, że trzeba odtworzyć włócznię z powrotem.
- Czy Oliver przeżył? Kto zabił ostatecznie to monstrum? Ile pozostało osób przy życiu? Co teraz się dzieje? Ile czasu minęło? Opowiedzcie, proszę, wszystko co wiecie ze wszystkimi szczegółami.

Re: Wschodnie Wody

12
- Pojebało cię? Nie dziękuj. Ty też nam pomagałaś. Nam, zwykłym kurwom, czemuś gorszemu od robactwa. Może jesteśmy jedynie brudem, ale swój honor mamy i umiemy zadbać o swoich. Reszta dziewczyn uważa tak samo, wszystkie ci pomogłyśmy za twoją pomoc. Kiedy pozostałe brały nasze zmiany, my w spokoju mogłyśmy nad tobą czuwać. Dziękuję tym potworom, dzięki nim mniej kutasów teraz - powiedziała Egna.
Viv o dziwo bez słowa wykonała prośbę przyniesienia mleka, nawet z ochotą. Egna ponownie ułożyła Tessę do pozycji półsiedzącej, a Lai przyglądała się wszystkiemu z zaciekawieniem, szeroko otwierając swoje piękne, lecz opuchnięte i podkrążone oczy.
- Wybacz, musiałyśmy zajrzeć ci do plecaka. Ten biały płyn wyglądał kusząco... chciałam się napić, ale coś mnie tknęło. Za to wzięłam parę łyków gorzały. Nie gniewasz się, prawda? Resztę zużyłyśmy na rany - powiedziała niewinnie Viv i przyłożyła do ust Tessy butelkę.
- Oliver przeżył, a monstrum ostatecznie zabił... każdy. Nawet Viv ostatnio chwaliła się, że zadała ostatni cios - powiedziała z przekąsem Egna. - Zginęła połowa z tych, którzy byli na pokładzie. Minął dzień, może więcej. Sprząta się trupy, grabi zmarłych, czyści deski... nic specjalnego. Dzięki temu... - umilkła, gdyż Reyes opróżniła butelkę.
Wszystkie trzy odsunęły się pod drzwi, na ich twarzach mieszał się strach i zdziwienie. Otóż Tessa, jeszcze kilka sekund temu ledwie żywa, zaczęła się zmieniać. Jej ciało emanowało coraz to jaśniejszym światłem. Ciepła, biała jak śnieg ciesz zdawała się być widoczna przez skórę, rozprowadzała się po ciele wraz z krwią. Zaczęło się od większych żył i aort, rozchodząc się na mniejsze, aż do najmniejszych naczynek. Viv upadła na kolana i zaczęła się modlić do wszystkich bóstw, Egna zamarła, a Lai niemal promieniała z zachwytu widząc takie zjawisko. Bladość opuściła Tessę, na jej twarz wróciły kolory. Pot w ułamku sekundy wyparował, zdewastowany nos wyglądał jak wcześniej, podkrążone oczy zyskały dawny wigor. Najwięcej zmian zaszło jednak wewnątrz. Wszystkie dolegliwości zniknęły, rana zregenerowała się całkowicie nie pozostawiając nawet blizny. Uczucia, które towarzyszyły procesowi, były nie do opisania. Tessa mogła sobie wyobrazić, że właśnie tak czuje się palące drewno gaszone przez ogień. Albo człowiek od tygodni uwięziony na pustyni, będący na skraju śmierci z odwodnienia, otrzymujący jednak całe wiadro wody. Lub głodujący, który nie może się ruszać z wycieńczenia, czekający na śmierć mającą nadejść lada moment, jednakże otrzymujący w ostatniej chwili stosowny posiłek. Można by wymieniać długo, a żadne z tych uczuć nie byłoby nawet bliskie temu, co w tej chwili odczuwała Czerwonowłosa. Zaczęły przepełniać ją pozytywne emocje. Czułość, miłość, wdzięczność, pragnienie życia i czynienia dobra. Czuła obecność nieznanej istoty, która emanowała niewyobrażalnym ciepłem i miłosierdziem. Czuła się bezpieczna, wolna od jakichkolwiek lęków, zmartwień, złych myśli. Beztroska. Ulga. Radość. Światło. Piękno. Matka. Dziecko. Miłość.
W kilka chwil Tessa była jak nowa, pełna sił, przez moment również umysłowo. Magiczne światło zaczęło zanikać. Szwy w boku zniknęły, bandaż okalający talię stał się zbędny.
Uszkodzony pancerz Reyes spoczywał pod ścianą, wraz z kamizelką, kawałkiem włóczni i nożami. Przy jej łóżku stało wiadro z wodą, ze szmatami w środku, a na szafce miska z czymś, co pachniało zupą, dzban z wodą do picia oraz kubek. Trzy lampy stały na ziemi. Tessa, po odzyskaniu zmysłów natychmiast wyczuła nieprzyjemny zapach dominujący w kajucie. Przykryta była aż trzema kocami, włosy miała rozpuszczone, w nieładzie. Czuła jednak, iż ma na sobie świeżą, upraną bieliznę, jej ubranie również wydawało się czyste, tak samo jak ciało.
- Tessa... co się właśnie... co ty... - wydusiła z siebie zszokowana Egna.
Lai przecierała oczy ze zdumienia, a Viv, choć wstała z kolan, modliła się. Wyglądało również na to, iż modli się właśnie do Tessy. Łzy ściekały jej po posiniaczonych i pełnych skrzepów krwi polikach.



Spoiler:

Re: Wschodnie Wody

13
- Nie powinnyście tak o sobie myśleć. To, że oni was uważają za nic niewarte, nie znaczy, że tak jest - odpowiedziała cicho, czując się nieco głupio. - Wszystkie macie moją dozgonną wdzięczność. Gorzałą się nie przejmujcie.
Słuchała dalszych słów, zastanawiając się czy mleko Kariili poskutkuje, czy pozwoli jej wrócić do zdrowia. Nagłe wrażenia, które zaczęły się rozlewać po jej ciele, sprawiły, że westchnęła z rozkoszy. Wypiwszy całość, delektowała się tym uczuciem. Spoglądała na swoją dłoń, to jak cera zmieniała barwę na zdrowszy, jak emanowała światłem. Dobro spłynęło na nią, każda cząsteczka doświadczała oczyszczenia, swego rodzaju katharsis. Popłakała się, czując tak różną, barwną paletę uczuć, którymi mogła ją obdarzyć jedynie pani obfitości. Złożyła sobie w duchu obietnicę, że jeśli wydostanie się z tego wymiaru, to odwiedzi jej świątynię, składając podarek. Modlitwę także zmówiła, dziękując za to błogosławieństwo.
Tessa podniosła się z łóżka, odkrywając koce i oceniając własny wygląd. Zabrakło jej słów, aby opisać to wszystko. Spodziewała się być brudna, śmierdząca, w poszarpanych ubraniach, tymczasem wszystko pachniało świeżością, nawet krew zniknęła ze skóry, nos ponownie był w całości, a włosy takie jak zawsze. Sięgnęła palcami do szwów w boku, lecz nie znajdując niczego, spojrzała z jeszcze większym zaskoczeniem, badając czy nie pomyliła się. Nic nie dostrzegła, nawet blizny. Wobec tego pomacała się po nasadzie u nosa, delikatnie, choć wiedziała, że jest cały; mimo to musiała. Zatkało ją. Dopiero gdy spojrzała na współlokatorki, ich wyraz twarzy, przemówiła:
- Ja sama do końca nie wiem. Myślałam, że to uleczy mnie jedynie częściowo, ale wygląda na to, że otrzymałam wspanialszy podarunek niż sądziłam. Szczęście uśmiechnęła się do mnie, nic więcej. Nie musicie mnie przez to traktować inaczej, ale prosiłabym, abyście nie opowiadały tego innym. To mogłoby spowodować tylko kłopoty. Zresztą, zbliżcie się do mnie. Na ustach wciąż mam to mleko, więc mogę wam pokazać, jakie to uczucie. Chcę się z wami tym podzielić.
Uśmiechnęła się zachęcająco, podając dłonie, aby chwyciły je i zaufały.
- Viv, nie podobają mi się twoje sińce. Może coś na nie jeszcze poradzimy. Może kropla mleka pomoże. No chodź. Reszta też.
Jeżeli dziewczęta posłuchają się jej, to po kolei każdą ucałuje delikatnie w usta, tak, aby smak z jej warg dotknął ich, aby poczuły choć ułamek tej dobroci, którą ona doświadczyła. Każdą też delikatnie pogłaszcze po twarzy, jak opiekunka, osoba, która nie zawiedzie ich.
- Czy możecie powiedzieć coś więcej, co działo się wśród załogi? Oliver choć trochę zainteresował się moim losem czy porzucił? Coś gadali? Pewnie postawiono na mnie krzyżyk. Wiadomo, co stało się z drugim końcem mojej włóczni? Muszę go koniecznie odzyskać.

Re: Wschodnie Wody

14
Dziewczyny spojrzały po sobie, nie bardzo wiedząc co teraz zrobić. W prawdzie nieco rozluźniły się słysząc słowa Tessy, która jednak aż takim bóstwem nie wydawała się być, ale ich proste umysły wciąż nie przetrawiły tego, co się właśnie stało. "Magia, czary, mówię wam", szeptała Viv. Niemniej prostytutki nie wybiegły z krzykiem i płaczem, a zaczęły powoli zbliżać się do swojej opiekunki. Viv podeszłą, nieco sztywna, ale zaciekawiona. Dalej ustawiła się w kolejce Lai, wręcz trzęsąc się z podniecenia. Egna z pewnością była nastawiona sceptycznie, ale w żadnym wypadku nie miała zamiaru odmówić.
Każda delikatnie musnęła wargi Tessy, po czym odsunęła się na bok. Przenosiły wzrok to na siebie, to na towarzyszki, dłońmi macając twarz. Delikatne światła zatańczyły na rannych, posiniaczonych twarzach. Kobiety uśmiechnęły się szeroko. Ich rany zostały wyleczone. Wszystkie się popłakały, a Viv ponownie upadła na kolana i zaczęła się modlić. W tych modlitwach było coś dziwnego. Z jednej strony podobne do tych, które znała Tessa, z drugiej jednak widniał w nich jakiś mrok, słowa były nieco poprzekręcane. W modlitwie do Kariili proszono o obfitość w mięsie i krwi.
Kiedy skończyły płakać, odetchnęły głęboko z ulgą. Viv i Egna spojrzały na Lai, która wbiła wzrok z ziemię.
- Przykro nam, ale znajdziemy sposób, skoro Tessa coś takiego znalazła, to na pewno jest tego więcej! - powiedziała optymistycznie pierwsza. - Dziękujemy ci, Tesso. Chciałabym mieć taką siostrę jak ty!
- Wyjątkowo zgadzam się z tą idiotką i też bardzo ci dziękuję, Lai również - dodała pocieszająco Egna, po czym przeniosła uwagę na Tessę. - Olivera nie widziałyśmy od czasu bitwy, właściwie siedzimy tu ciągle, wychodząc jak najrzadziej. Jedzenie, wodę i szmaty przynoszą nam inne dziewczyny. Planowałyśmy zostać tu z tobą ja najdłużej by się dało. Boimy się tego, jaka jest sytuacja na zewnątrz. Kapitan statku, ten dziwaczny elf, który rzadko się pokazuje, stracił wielu wspierających go członków załogi. Lada moment może wybuchnąć bunt, a wtedy nasze życie będzie jeszcze większym piekłem. O włóczni nic nie wiemy, przepraszamy. Na górze ciągle pozbywają się ciał, w kajutach leżą ranni, ekwipunek jest zbierany i rozdzielany, ale kradzieże są na porządku dziennym. Minął ponad dzień, a czuję się jakby minęła godzina.
Reszta nie miała nic do dodania, aczkolwiek wyraźnie posmutniały i wbiły wzrok w ziemię.

Re: Wschodnie Wody

15
Tessa nie miała zbyt wiele do dodania w tej sytuacji, po prostu cieszyła oczy widokiem uzdrowionych kobiet. Skinęła głową.
- W takiej sytuacji powinnyśmy wypić coś mocnego i wznieść toast, ale niestety nie ma czym - odpowiedziała wesoło, kierując wzrok w stronę zupy. Sięgnęła po nią, czując ssanie w żołądku. Jedząc, starała się nie pokazać po sobie zawodu na wieść o Oliverze. Zamiast tego skupiła się na innych kwestiach. - A więc kapitan traci grunt pod stopami. Myślę, że nie doceniacie go. Rozmawiałam z nim tylko na samym początku, ale jestem pewna, że ma coś w zanadrzu. Jest przebiegły, ma coś z polityka. Takiego niezwykle trudno wpędzić w pułapkę, nawet używając przemocy. Nie powinnyście aż tak się bać, nastroje po prostu muszą opaść, hierarchia znowu wrócić na swe miejsce. Podejrzewam, że w wypadku buntu on sam jeden wyrżnie wrogów. Poza tym macie jeszcze mnie. Postaram się zorientować w sytuacji, może coś wam pomogę, nie wiem na ile będę wstanie. Wszystko zależy, jak zareagują na moje wyjście. Mam nadzieję, że obsrają się ze strachu albo przynajmniej będę trzymać na dystans.
Nabrała kilka ostatnich łyków zupy i skończywszy, odstawiła ją na szafkę. Sięgnęła po pancerz i kamizelkę, które zaraz potem zaczęła nakładać na ubranie, które wpierw poprawiła w paru miejscach.
- Pewnie ktoś ukradł drugą połowę mojej włóczni. Odbiorę ją. Czy jest coś jeszcze o czym powinnam wiedzieć? Ukryłyście coś przede mną? Lai? - Spojrzała bezpośrednio na nią, czując, że jeśli ktoś miał coś do zatajenia, to ta kobieta. Jeżeli nie były chętne do odpowiadania, nie naciskała.
Przejechała ręką po włosach, rozczesując powoli palcami. Układała je w delikatne fale. Nie spieszyła się, zastanawiając co dalej. Z pewnością na czele jej listy było odnalezienie drugiej części włóczni, aby mogła zrekonstruować ją. Załatwić zastępczą broń, najlepiej siekierę. Rozmówić się z Oliverem, na temat tego, co się wydarzyło. Czuła się wobec niego zawiedziona. Tak jak każdy mężczyzna, okłamał ją. Nie było go przy niej, nie zapewnił wsparcia, nawet nie interesował się nią. Zabolało ją to pomimo, że tak naprawdę nie byli przyjaciółmi. Tessa miała w niego wiarę, a on sprawił, że wahała się czy w ogóle chce go dalej znać. Rozmowę z nim postanowiła odłożyć jak najpóźniej. Rozważała także podzielenie sie informacjami z kapitanem, chcąc od niego także coś otrzymać, lecz nie była przekonana czy po prostu nie powinna udawać, że z atakiem, a raczej jego powodem, nie miała nic wspólnego.
Westchnęła.
- Każdy facet to świnia - skonstatowała, wstając. Za pasek wsadziła swoje dwa noże. - Pójdę zobaczyć co się dzieje, postraszę trochę, może załatwię, co trzeba. Będziecie tutaj czekały?
Kiedy otrzyma odpowiedzi na pytania, wyjdzie z kajuty. O ile także nie wydarzyło się nic nieoczekiwanego w międzyczasie. Tessa skieruje się w stronę wejścia na pokład. Postanowiła nie robić niczego prócz rozglądania się po pobojowisku i szukania włóczni. Tak na sam początek. Chciała też poczuć świeże powietrze, gdy potarga ten jeden raz rozpuszczone włosy.

Wróć do „Taj`cah”