Re: Wschodnie Wody

286
Obcięty krótko i przez Eshoar dandys zrewanżował się elfce tym samym, nie od razu wypuszczając pęk łańcuchów z wąskiej dłoni i nie spuszczając jednego oka z czochranego Septo, radego pieszczocie i szczerzącego się jak małpa.
Wątpię, żeby poprzedni pańcio nauczył go rozróżniać. Niech go fale ukołyszą — mruknął, nie precyzując kogo z wymienionych ma na myśli.
Po ostatnim pytaniu spojrzał na nią tak, jak na to zasłużyła, adresując podobne do posiadacza tatuażu. Rozwiewając wątpliwości, a potwierdzając przypuszczenia, których nabrał przy pytaniu pierwszym, kiedy indagowała go o kamizelę i jej praktyczne zastosowania.
Nie marznę. Babka była diabelstwem — odpowiedział jej wtedy, w równie poważnym co jej ciekawość tonie, krzywiąc się kwartą uśmiechu, samym tylko kącikiem ust.
Tym razem zwlekał z odpowiedzią. Przyjrzał jej się raz jeszcze, nieco uważniej. I uśmiechnął się ponownie. O dziwo, nie z politowaniem. Nim zdążył opuścić głowę i ukryć grymas, zrobił to całkiem ładnie i zadumanie, jakby pytanie i przywołane nim wspomnienie sprawiło mu przyjemność, co też stary Zarul natychmiast podmalował nutką melancholii na obliczu o wyostrzonych (po domniemanym elfim przodku) rysach.
Lama'szi — odparł jej słowem i tonem, gęstym jak roztopione złoto, od którego nawet chłód nocy w błękicie na otwartym pokładzie na jeden moment zmienił się w leniwe i rozgrzane popołudnie w falującym półcieniu daktylowca. — Pamiątka z Everam.
Kapitan u siebie — zmitygował się, sprowadzając ich do teraźniejszości, niecnie i bezbłędnie rozszyfrowując intencję samotnej elfki z małpą na ramieniu, włóczącą się nocą na pokładzie pirackiego statku. — Nie chce, żeby mu przeszkadzano — dodał bez przesadnej preceduralności, wspierając się o rapier, bawiąc się biżuterią i dotychczasową rozmową.

Re: Wschodnie Wody

287
Słysząc zmieniony, balsamiczny ton głosu dandysa, Eshoar uśmiechnęła się mimowolnie, jakby sama co najmniej poznała ową Lama'szi, choć przecież nie miała pojęcia, o czym chłop gada. Impresja rozpalonego słońcem popołudnia zniknęła jednak niby sen jaki złoty, gdy metys odpowiedział zaraz na wiszące w powietrzu pytanie, oszczędzając elfce dalszych podchodów.
Skrzywiła się lekko, jakby w słodycz wdarła się kropelka dziegciu.
Pewnie, że nie chce — odrzekła, splatając ręce na piersi. — Nikt zdrowy na umyśle by nie chciał po takiej imprezie. Sama także wolałabym rozkoszować się teraz snem sprawiedliwego. Albo chociaż jakąś porządną kąpielą.
Elfka westchnęła żałościwie i zupełnie szczerze, po czym wyłuskała z sakiewki klucz i podstawiła go piratowi niemal pod nos, żeby dobrze mu się przyjrzał.
Wiesz co to jest? To klucz do kapitańskiej sypialni. Myślę, że Haarum, wydając ci dyspozycje, nie miał na myśli mojej nieskromnej osoby. Jeśli wiesz, co z kolei mam na myśli ja.
Zdawała sobie sprawę, że wygadując podobne bzdety wyglądała cokolwiek śmiesznie w zestawieniu z podbitym okiem i ogólnym wrażeniem sponiewierania, jakie z pewnością sprawiała. Niemniej znajdowali się na pełnym morzu, a ona była jedyną kobietą na pokładzie. Na jej korzyść przemawiało więc nie tylko to, że Kebb sam ją sobie tutaj przywiózł, o czym doskonale wszyscy już wiedzieli, ale i znane grzybiarzom porzekadło, że lepszy rydz niż nic.
No, to jak będzie? — ponagliła go, błyskając zębami w uśmiechu. — Wpuścisz mnie czy wolisz przejąć moje obowiązki?
Obrazek

Re: Wschodnie Wody

288
Zabierz mi to sprzed nosa — westchnął, przesuwając się w bok. — Właź i skończ wydurniać. Kapitan nie potrzebuje straży. Ja jestem tu tylko na wypadek, gdyby mnie potrzebował — oznajmił dumnie, lecz przygasł i zabluźnił pod nosem, orientując się jak niefortunnie zabrzmiało to po jej niedawnych sugestiach. — Nie w takim sensie — parsknął, uchylając jej drzwi.
Przekroczyła próg kajuty, znajdując się w dobrze znanym i zapamiętanym jej wnętrzu. Pobojowisko wewnątrz zostało uprzątnięte, zabrano ciała i potłuczone sprzęty oraz rozbebeszone po niej półmiski. Nie omieszkano również dobrze wywietrzyć, lecz wszystko, co zdarzyło się tutaj nie tak dawno temu, wciąż wisiało w powietrzu. To zdawało jej się chlupotać. Od wina i krwi. Nie wiedziała w jakim stopniu subiektywnie, a w jakim stopniu wywabione z czerwonych zacieków na podłodze za sprawstwem jej kroków. Septo fuknął i zakręcił jej się na ramieniu.
W kapitańskiej sypialni dolatywały ją stłumione odgłosy rozmowy. W jednym z głosów rozpoznawała jej właściciela. Drugi, męski, również zdał jej się znajomy.
… najlepiej, Kebb. A Trugan… bez czucia...
…siało wystarczyć. Przypieczętowałem układ… się teraz wycofać.
Czy w ogóle zdołasz? … długo?
...wiem. Muszę. Zaufaj.

Re: Wschodnie Wody

289
Elfka spojrzała przeciągle na dandysa, unosząc brew i uśmiechając się półgębkiem, ale litościwie nie skomentowała. Skinęła mu tylko głową i zniknęła za drzwiami.
Krótka wymiana zdań ze strażnikiem, który strażnikiem, jak sam twierdził nie był, pozwoliła Eshoar na moment zapomnieć gdzie i po co przyszła, czy też: gdzie i po co w ogóle się znajduje. Uległa niemal złudzeniu, że oto ucięła sobie pogawędkę z jakimś tajcahańskim elegantem w przerwach pomiędzy piciem a zabawą w jednej z tysiąca stołecznych knajp.
Przekroczenie progu kapitańskiej kajuty prędko zniwelowało ową rozkoszną iluzję.
Mimo że uprzątnięta, izba i tak prezentowała się ponuro, a unoszący się w powietrzu zapach niedawnej jatki wywrócił Eshoar żołądek do góry nogami. Zresztą nie tylko jej, biorąc pod uwagę jak niespokojny zrobił się Septo. Starając się nie patrzeć pod nogi, gdzie spomiędzy desek przy każdym stąpnięciu, jak podpowiadała jej pobudzona wyobraźnia, sączyły się krew i wino, elfka wymamrotała coś pod nosem, głaszcząc morskiego kota uspokajająco.
Gdy posłyszała głosy, dochodzące z sypialni, zatrzymała się, nasłuchując. Był to raczej odruch, nie miała zamiaru ani się skradać, ani podsłuchiwać. Nigdy zresztą nie była dobra w żadnej z tych rzeczy, a poza tym, jak już zdążyła nie raz się przekonać, nic by jej to nie dało, bo i tak łajno pojmowała z toczących się w półświatku rozgrywek. Męczyło ją również, że nie potrafiła zidentyfikować drugiego głosu, choć ten wydawał jej się znajomy.
Westchnąwszy głęboko (i zaraz tego pożałowawszy) Eshoar podeszła do drzwi sypialni, kuknęła do środka, jeśli były otwarte i zapukała we framugę, by oznajmić swoją obecność.
Obrazek

Re: Wschodnie Wody

290
Dandys skinieniem podziękował za milczenie i zawartą w nim mizerykordię. Odwzajemnił to pierwsze, przepuszczając dziewczynę w drzwiach i zamykając je za nią, powrócił do swojego bycia na wypadek ewentualnych potrzeb, oczywiście wykluczając niedwuznaczne.
Kajuta była, podobnie jak ona sama — pobieżnie doprowadzona do porządku. Nie pozostawiała jednak złudzeń, na temat tego w czym nie tak dawno uczestniczyła. Cały ten ustanowiony w pośpiechu ład w pierwszym mgnieniu zdawał się nie mniej oniryczny i od czapy niż towarzyska pogawędka ze strażnikiem u wejścia, twierdzącego, że nie jest strażnikiem.
Septo, choć instynktownie niespokojny i rozwiercony od chwili przekroczenia progu, przyjął pieszczotę z cierpliwym spokojem, także instynktownie domyślając się, że gest, owszem, ma uspokajać, ale nie tylko jego.
Trzymamy się kursu?
Jak kazałeś.
Ile nam zejdzie?
Przy dobrych wiatrach od trzech do czterech dni. A te są całkiem sprzyjające… Dla żagli.
Przez moment nie było czego nasłuchiwać. W kajucie zapadła cisza. Przerwał ją Kebb, gdy już pozwolił dojrzeć odpowiedzi. Poprzedzając ją czymś z pogranicza parsknięcia i westchnięcia.
Oczywiście. Zły kapitan ułożył się z demonem. Ha! Żeby to z jednym! Ale to ten drugi zażyczył sobie krwi!
Dziwisz im się? Źle to wygląda. Jak dojdzie na „Sucz” i „Noc” też nieciekawie. Wiem, że ich uprzedzaliśmy, ale zrozum, Kebb, że z ich perspektywy sprawa cuchnie, a jej końca…
Oczywiście, że cuchnie. Ryba też. Albo niezmieniane onuce. To Syndyki, myślisz że nie biorę tego pod uwagę? Sądzisz, że dlaczego obstawiamy ich w eskorcie jak dupę jedynej panny na festynie, co? Dla krotochwili? Ach, kurwa…
Leż spokojnie. Ja nic nie myślę, Kebb. Rzecz rozbija się o to, co myśli reszta. A teraz, bez Daga... 
Muszą mi zaufać. Albo przynajmniej zaczekać z trzy do czterech dni przy dobrych wiatrach, zanim wpadną na to, by zostać sukcesorami Skyvena. I niech przyjdzie "Łuna". Albo przyjdzie...
Przyszła Eshoar. Zapowiadając się skrzypem wysłużonej deski jeszcze nim zrobiła to pukaniem we framugę. Wewnątrz zastała kapitana i nawigatora Narvala — źródło znajomego, lecz chwilowo wymykającego się jej pamięci głosu. Kapitan półleżał odkryty do połowy, z wystającą ze skopanej pościeli nogą obwiązaną grubo, niewprawnie, ale ponad wszelką wątpliwość szczelnie. I była to zasadniczo jedyna dobra rzecz, którą można było powiedzieć o opatrunku. Do połowy był również opróżniony kielich z winem trzymany w jego dłoni. Obok, na stoliku przy łóżku, dostrzegła też okrągły ślad po butelce — ta spoczywała z kolei w ręku stojącego nieopodal nawigatora. Była to jedna z butelek niedopitych podczas narady, a cudem ocalałych od ferworu zadymy i jej głównej kontrybutorki, a jeśli nie synonimu w osobie Tsgaa.
Kebb nie rzucił komunikatu o wejściu. Drzwi były uchylone, a ona i tak już bez mała w środku. Prostując się na łóżku, skinął na nią tylko potarganą czupryną, z klejącymi się do skroni, wymiętymi warkoczykami. Nakrył opatrzoną nogę, nie spiesząc zanadto z tym ruchem. Narval uśmiechnął się lekko i zajął usta butelką. 
Wszędzie jej pełno — poskarżył się półserio Kebb, odkasłując chrypienie ścierające mu pierwsze wypowiedziane słowo. — Właśnie dlatego pozwoliłem jej do nas dołączyć. Jak opuchlizna? Karsto dał ci coś na nią?

Re: Wschodnie Wody

291
Łamiesz mi serce, kapitanie — odparła elfka z szelmowskim uśmiechem. — Myślałam, że to miłość.
Podeszła do łóżka, spojrzała krytycznie na znikający pod pościelą opatrunek i zmarszczyła brwi.
Lepiej niż twoja noga, to na pewno. Dał — kiwnęła głową Eshoar, zerkając wymownie na w połowie pusty (tudzież pełny, jeśli ktoś był optymistą) kielich. — Ale widzę, że wszystkim przepisuje to samo, niezależnie od obrażeń. No, prawie to samo. Chyba, że twój kot morski chowa się pod łóżkiem?
Elfka poruszyła się, jakby istotnie chciała sprawdzić, ale tylko przysiadła na skraju koi i delikatnie musnęła okrywające ranną nogę pirata prześcieradło. Przez twarz przemknął jej cień troski.
Bardzo źle jest? — zapytała, przeskakując spojrzeniem od Kebba do Narvala. Oczywistym było, że nie chodzi jej tylko i wyłącznie o samopoczucie kapitana. — Słyszałam fragment waszej rozmowy. Oraz twoich ludzi, gdy kręciłam się po pokładzie. Trzy, cztery dni to sporo. Jeśli Fekervari blefuje… Wolałabym nie być we własnej skórze, gdy okaże się, że ta cała Łuna to blaga. Co uradziliście? Oprócz — skrzywiła się, nie potrafiąc ukryć dezaprobaty — przeciągnięcia Thkuriba pod kilem?
Unikała tematu, z którym przyszła, jakby ignorowanie go mogło sprawić, że zapomni o przedziwnym spotkaniu i dręczącym ją niepokoju. Mimowolnie namacała przez warstwy sakiewki klucz — był tam, jak wyrzut sumienia, jak kamyk w bucie.
Wreszcie jednak, wyczekawszy odpowiedniej chwili, Eshoar zebrała się w sobie i rzuciła z głupia frant:
Słyszeliście kiedyś o Yggrze?
Obrazek

Re: Wschodnie Wody

292
Mógłbym palce. Za pchanie ich między drzwi. A jednak dostrzegłem potencjał i doceniłem. Morskie co? Ach. — Kapitan, zdaje się dopiero teraz spostrzegł całą małpę kręcącą się jej na ramieniu. — No tak. Każda wojna zostawia za sobą sieroty.
Sierota po Dagu zawierciła się, usiłując podrapać lewą tylną łapą za prawym uchem. Kebb poruszył się na posłaniu, robiąc nieco miejsca siadającej tancerce. Mimowolnie, czego nie zdążył ukryć, prężąc się na muśnięcie, które zahaczyło prześcieradło okrywające ranną nogę.
Nie — odpowiedział na przekór Kebb, na adresujące stan kończyny i słonia w salonie pytanie Esh.
„Tak” oznajmiło jej nieme spojrzenie Narvala, na którego zerknęła chwilę potem.
Na kolejne pytanie, pierwszy odpowiedział jej nawigator, wzruszając przy tym ramionami.
To, co słyszałaś. Obraliśmy kurs i się go trzymamy. Gasimy nastroje. Inne podsycamy.
Nie cierpiał. Był martwy kiedy zaczęliśmy go przeciągać — dodał Kebb ze spokojem i niepomny skrzywieniom.
Milczenie nadeszło dopiero wraz z Yggrem. Kapitan spojrzał na nią uważnie i upewniająco. Narval w zamyśleniu uciekł spojrzeniem w dal, aby zebrać pamięć.
Ano. Zajął trzecie miejsce na turnieju w Taj`cah w osiemdziesiątym drugim. W czwartej rundzie przegrał przez nokaut z Karonem Rashimem. Straciłem wtedy kupę floty na zakładach.
Pytała o Yggra, nie Tigra, Val — poprawił go kapitan, obracając swoje oblicze ku kobiecie. — Kimkolwiek miałby on być, ów Yggr. Gdzie to usłyszałaś?

Re: Wschodnie Wody

293
Eshoar stropiła się nagle i zawierciła na brzegu koi jak — wypisz wymaluj — kot morski. Nie wiedząc, co zrobić z rękoma, podparła się łokciami o kolana i na moment ukryła twarz w dłoniach. Poczuła mdlące pulsowanie w jej obitej części, gdy zbyt gorliwie potarła skórę, naraz dziwnie obcą i przyciasną. Elfka syknęła cicho, westchnęła, w końcu opuściła przedramiona i spojrzała na Kebba w sposób tak zrezygnowany, jakby co najmniej żegnała się z życiem albo — co gorsza — z godnością osobistą.
Pod pokładem — rzekła wreszcie, wyginając smukłe palce w konfiguracje bliskie marynarskim węzłom. — W kwaterach załogi. Gdy Karsto zostawił mnie sam na sam z tym tutaj, cudakiem — Esh poczochrała pod brodą siedzącego jej na ramieniu Septo — bez światła i niedopitą flaszką czegoś, co prawdopodobnie stopiłoby serca wszystkich byłych kochanków tego świata.
Skrzywiła się, znowu westchnęła i wstała, jakby ruch mógł dodać jej animuszu i pewności siebie.
Wiem jak to zabrzmi — podjęła, splatając ręce na piersi — ale pojawiło się tam coś… ktoś. Przedstawił się jako Bautermann. Powiedział, że przyszedł, by odegnać mrok i ostrzec. Ostrzec przed Yggrem właśnie. Po chwili — nie wiem jak długiej, bo straciłam poczucie czasu — rozpłynął się w powietrzu, ale zapalone przezeń latarnie wciąż płonęły.
Wahała się czy pokazywać klucz, czy też pominąć tę część dziwnej przygody, lecz ostatecznie był jedynym namacalnym dowodem jej rojeń. Sięgnęła więc do sakiewki i wyciągnęła floresowato kuty kawałek metalu.
Zostawił też to — dodała, prezentując otwartą dłoń i spoczywający na niej klucz do kapitańskiej sypialni. — Jeśli nie masz na usługach dżinów czy innych demonów, to myślę, że był to opiekuńczy duch Wyroku. A przynajmniej tak każą mi sądzić żeglarskie podania i opowieści, których nasłuchałam się za dzieciaka. O Yggrze jednak nie słyszałam, albo nie pamiętam, że słyszałam. Mam jednak złe przeczucia, dlatego przyszłam. Uznałam, że powinieneś wiedzieć, nawet jeśli wyjdę przez to na wariatkę.
Wyraźnie zmęczona długą i niewygodną przemową, elfka rozejrzała się po kajucie po raz pierwszy, odkąd do niej weszła. Wcześniej skupiona na Haarumie, wypełniającym jej niemal całe pole widzenia w przenośni i dosłownie, teraz szukała wzrokiem karafki z wodą. Albo winem, choć nie była przekonana czy pijana małpa jest jej potrzebna do szczęścia.
Macie może słodką wodę? Kot, mimo że morski, słonej pić jakoś nie chce.
Obrazek

Re: Wschodnie Wody

294
Obydwaj piraci słuchali jej w pełnym milczenia zamyśleniu, obserwując ją — Narval spod lekko przymrużonych, Kebb spod niemrugających i podkrążonych oczu. Słuchali jej tak jak słucha się gawędy nad kuflem u progu świtu i zamknięcia tawerny. Legendy opowiadanej na pokładowej nocnej warcie dla zabicia czasu. Snutej nad rozpalonym na plaży ogniskiem gawędy w jesienny, sprzyjający, wypełniony grą cykad i fal czas.
Opowieść bowiem jak wszystkie inne historie powtarzane w podobnych okolicznościach miała to do siebie, że była niezwykła niby sny zsyłane przez przechodzący w oddali sztorm.
Klabaternik. — Narval pokiwał głową kiedy już skończyła, patrząc pod nogi i uśmiechając się do własnych myśli. — Ha, klabaternik jak żywy. Wszystko się zgadza.
Może poza tym... — mruknął kapitan, wpatrzony w wyciągnięty na otwartej dłoni dziewczyny klucz. — Że tradycyjnie winien objawić się mnie. — Pirat wyprostował się nieco, sztywno i niezgrabnie poprawił na poduszkach.
Na starych łajbach — odrzekł w końcu, całkiem poważny i po chwili milczenia. — Widzi się wiele rzeczy. Zwłaszcza po świństwie, które pędzają Karsto i Nahum. W takich wypadkach zwykle lepiej wziąć drugi łyk. I spojrzeć w inną stronę. Pomaga. — Spojrzenie Haaruma uniosło się, nieobecne i patrzące nie na nią, lecz przez nią, na wydzielone drzwi do sypialni. — Dziękuję za wiadomość. Klucz zachowaj. — Dłoń kapitana powędrowała na drugie, zdrowe udo, mimowolnym odruchem, na który zareagował krótkim rozkojarzeniem, dosyć szybko porzuconym. — Na dobrą wróżbę.
Znajdź jej dzbanek — polecił nawigatorowi, po bezowocnej próbie dziewczyny zlokalizowanie zdroju w kajucie. — I zostawcie mnie samego. Mam do pomyślenia. — Głowa kapitana spoczęła na wezgłowiu, powieki opadły ciężko, zakrywając oczy.
Narval przytaknął, kończąc flaszę z trunkiem i odstawiając ją na stolik.
Sai będzie czuwał u wejścia… Na wypadek jakbyś go potrzebował — zaczął i natychmiast skończył pod naraz zbudzonym i karcącym spojrzeniem Kebba. — Znajdźmy coś do picia — zasugerował w sam czas, oddalając się w kierunku wyjścia i samemu ją tam popychając. — Twojemu kotu.
Kapitanie — oddał Haarumowi honor na odchodne.
Kebb już nie słuchał.

Re: Wschodnie Wody

295
Przyglądała się Kebbowi ze zmarszczonymi brwiami, gdy ten — raczej mało przekonywająco — sugerował, że może miała zwidy po gorzałce. Naraz pirat wydał jej się nie tylko zmęczony, ranny i obolały, ale też — a może przede wszystkim — strapiony. Nie wiedziała tylko czy całokształtem sytuacji, w jakiej się znaleźli, czy czymś konkretnym.
Yggrem, na ten przykład, by daleko nie szukać.
Zgodnie z życzeniem kapitana zachowała klucz, istotnie mając nadzieję, że na dobrą wróżbę, po czym bez najmniejszych oporów dała się wypchnąć Narvalowi z sypialni, zupełnie ignorując krotochwilny potencjał uwagi o Saiu. Jakoś nie było jej do śmiechu.
On potrzebuje lekarza — wypaliła, gdy tylko znaleźli się z nawigatorem poza zasięgiem słuchu Haaruma. — Prawdziwego, nie byłego rzeźnika. Wiesz to równie dobrze jak ja. Co będzie, jeśli... — Eshoar zacięła się, nie chcąc, albo nie mogąc, wypowiedzieć swoich najgorszych obaw na głos. — To jakieś szaleństwo.
Elfka pokręciła głową, nie dowierzając, że wszystko mogło się popieprzyć tak koncertowo, w tak krótkim czasie. Być może ze zmęczenia i nadmiaru emocji, a może z perspektywy dopiero co nabytego zdrowego rozsądku — kiepsko to widziała. Tym bardziej, że nie było dokąd uciekać, wszędzie jak okiem sięgnąć — woda. Świadomość takiego stanu rzeczy burzyła z najwyższym trudem osiągane przez elfkę momenty optymizmu.
Nawet jeśli ta cała Łuna rzeczywiście istnieje, a Fekervari nie wbije nam noża w plecy, w co trudno mi uwierzyć — mówiła, nie mogąc powstrzymać się od podzielenia się swoim niepokojem z Narvalem — w kościach czuję, że coś się wydarzy. Coś złego. O Yewinie, zasranej Patli i jej panu ojcu nie chcę nawet myśleć... Może znalazłoby się dla mnie coś do roboty na statku przez te trzy-cztery dni? — zapytała nagle, wpijając się spojrzeniem w oczy nawigatora. — Inaczej oszaleję. Nie zostałam stworzona do życia na morzu. Jak wy to wytrzymujecie?
Obrazek

Re: Wschodnie Wody

296
A księżyc świeci na niebiesko — odparł z ciężkim westchnieniem na na uwagę o lekarzu nawigator, kiedy obydwoje wyszli z kajuty. — O tak. Szaleństwo — powtórzył i dopowiedział na „jeśli”, zbliżając się do zasłanego niepotrzaskanymi i nieuprzątniętymi resztkami stołu, zgarniętych na ocalałe naczynia i półmiski. Wietrzący żer Septo naprężył się do skoku i zeskoczył na posadzkę, którą pomknął natychmiast w stronę stołu, na blat którego również dostał się skokiem.
Wiemy to obydwoje. Jak to, że jedyny lekarz, jakiemu ufa musiałby wprzódy uzdrowić się sam. Jak na złość na pozostałych okrętach ostał się jeszcze jeden. Ale kapitanowi nie widzi pokazywać się innym w takim stanie. Nie teraz, kiedy niesubordynacja… Zresztą. — Narval machnął ręką, sięgając nią po pierwszy dzbanek i — zajrzawszy do środka, natychmiast odstawił go z odrazą z dala od pozostałych. Morski kot, wychynąwszy spomiędzy wielkiego cynowego kubka z wgnieceniem a patery, wystawił zza niej swój łeb i ogon, intensywny ogryzaniem małych zębów usiłując uporać się ze znalezionym diabli wiedzieć gdzie orzechem jak bober z drzewem. — Wszyscy pokładowi medycy to nie mniejsi rzeźnicy od naszego Karsto. A ten przynajmniej ma tę zaletę, że przynajmniej znieczuli, zanim zacznie przyżegać i nastawiać. Szkoda, że siebie wprzódy też, psi syn i nie widzi co przyżega...
Łuna istnieje — stwierdził, pewien jak tego, że w podawanym jej właśnie dzbanie znajduje się woda. — Sierściuchy miały na to kwity. Widziałem je. — Nawigator spojrzał na nią poważnie, przejechał dłonią po ogolonej głowie. — Na nóż w plecy jesteśmy gotowi. Zastanawiam się raczej w czyich plecach my sami będziemy nożem, skoro Syndycy zaproponowali nam podobny układ.
Po dzisiejszym popisie — Narval mimowolnie spojrzał tam, gdzie jeszcze niedawno leżała Tsgaa. — Widziałbym cię w którejś z drużyn abordażowych. Ale to w żadnym wypadku nie rozwiązuje naszego problemu. Poza szturmem abordażowi nudzą się albo harują z całą resztą. Jak wytrzymujemy? Jest rum. — Mężczyzna wzruszył ramionami, a jego spojrzenie zbłądziło naraz na podłogę i pozostawiony na niej ciemny zaciek — ślad po rozprutym Slaxie, pierwszej ofierze dzisiejszej ruchawki.
Umiesz gotować?

Re: Wschodnie Wody

297
Przyjęła dzban z rąk Narvala, odruchowo zerknęła doń i powąchała, nie przestając słuchać tego, co ma do powiedzenia nawigator. Upewniwszy się, że w naczyniu istotnie jest woda, podeszła do stołu i jęła wabić morskiego kota, choć niezbyt starannie. Większa część jej uwagi pochłonięta była słowami mężczyzny, który z pełnym przekonaniem twierdził, że widział „kwity”, cokolwiek to mogło znaczyć.
Było jednak coś takiego w tonie jego głosu, co pobudziło wyobraźnię elfki, jej pęd do zaspokajania kosztownych i wymyślnych zachcianek, zupełnie irracjonalny i zgubny, jeśli źle się z nim obchodzić, wyrosły i wybujały na żyznym gruncie fartownego urodzenia, które nagle, po tylu latach, okazało się nie być wcale takim fartownym. Coś się kończy, coś się zaczyna, przebiegło jej przez myśl, a sama nie mogła zdecydować czy jest to myśl kwaśna, czy słodka. Eshoar na moment pogrążyła się w rojeniach o tym, co może znajdować się na Łunie oraz o tym, co można za to coś kupić. Nie była pewna czy spokój ducha i sumienia zawierają się w owym zbiorze, lecz gotowa była zaryzykować, by móc się przekonać.
Z zamyślenia wyrwało ją z pozoru zwyczajne i proste pytanie, na które nie odpowiedziała od razu, czy to z zaskoczenia, czy może nawałnicy wspomnień, które w związku z nim pojawiły się w głowie elfki. Nigdy nie musiała gotować, w pałacu byli od tego ludzie, a jej familia, jako część „świty”, jadała razem z resztą niezliczonych zastępów sług Kealgana. Niemniej babka i matka próbowały niegdyś nauczyć Eshoar podstaw tak, jak uczono ją czytać, pisać, rachować, strzelać z łuku czy tropić. Niestety dziewczyna pozostawała głucha na wskazówki albo zwyczajnie się do tego nie nadawała. Cokolwiek wychodziło spod jej ręki było w najlepszym razie niejadalne, w najgorszym — niemal trujące. Przypomniała sobie również jak kiedyś próbowała udowodnić Savosowi, że byłaby idealną żoną. Takiej sraczki, jak po tamtej tarcie z koziego sera i bobu, stary wyga i marynarz nie miał nawet po zepsutych śledziach. Nagle przyszło jej na myśl, że może temu od niej uciekł, ale zaraz odrzuciła tę możliwość, wszak Savos nigdy nie ukrywał powodów, dla których z nią był i żaden z nich nie obejmował gotowania. Uciekł, bo Eshoar uroiła sobie, że jest inaczej.
Pewnie — odrzekła wreszcie, otrząsając się ze wspomnień. Nawet wierzyła w to swoje zapewnienie. W końcu jak bardzo wysublimowane podniebienia mogą mieć piraci? Eshoar pewna była, że nie raz jadali rzeczy znacznie gorsze od ewentualnych płodów jej kulinarnego talentu, a poza tym mieli to świństwo od Karsto na popitę. Przeżyją.
Do kuchni zajdę, jak się trochę prześpię. Ty też powinieneś — dodała, zaglądając w zmęczoną twarz nawigatora. — Przespać się znaczy. Chodź, Septo, czas na nas.
Obrazek

Re: Wschodnie Wody

298
Przyjęty dzban nie okazał się trefny ani zdradliwy. Wyłącznie rozczarowywał swą zawartością — istotnie była w nim najzwyklejsza woda.
Gdy jej uwaga pochłonięta była słowami nawigatora, uwaga morskiego kota — bez reszty łuskanemu z półmisków żarciu, którym nie sposób było konkurować jej niemrawym wabieniom.

Kambuz mieści się na tym samym podpokładzie co sypialny, oddziela go od niego ładownia. Zejdziesz na niego schodami z dziobowego. Albo zawołasz sobie jakiegoś obiboka i każesz się poprowadzić. Na tym statku rozpoznajemy ich po tym, że nie mają w ręku liny ani czegoś pożytecznego i nie poruszają się po pokładzie biegiem. — Na poradę elfki, zmęczona twarz nawigatora, na moment prócz zmęczonej zrobiła się też niemrawo uśmiechniętą. — Uwierz mi, że bardzo bym chciał.
Zawołany Septo wychynął spomiędzy talerzy i stosów jedzenia po drugiej stronie stołu, wystawiając sponad nich swój morski łeb z uchem nastroszonym na przywołujące go miano, patrząc przy tym nie w stronę wołającej go Zefirówny, ale zagapiony na jedno z okien i wpadający przez nie księżycowy blask. Nadmieńmy też, że starał się przy tym zmieścić największe znalezione pośród frykasów stołu winogrono w swoim otworze gębowym. Dodajmy również, że w całości.

Re: Wschodnie Wody

299
Znajdę — zapewniła nawigatora. — To małe bydlę wywęszy żarcie na milę.
Jakby na potwierdzenie słów elfki, Septo zaczął wpychać sobie do paszczy coś, co nie miało prawa zmieścić się tam w całości. Pokręciła głową i uśmiechnęła się kącikiem ust. Musiała przyznać, że morskie koty bywały pocieszne. Zwłaszcza gdy nie rzucały gównem, a tego triku jej pupil na szczęście jeszcze nie zaprezentował.
No chodźże — ponagliła Eshoar, klepiąc się dłonią w udo, ale reakcji nie było. Tylko ucho strzygło w jej stronę, cała reszta małpiej uwagi skierowana była na morze.
Elfka spojrzała zdziwiona na Narvala.
Co on tam widzi, do cholery? Ten księżyc go tak nęci? Jakiś wrażliwy model mi się trafił... Zaraz się okaże, że wiersze pisać potrafi — parsknęła, po czym sama zadeklamowała nastoletnie poezje Lashlo, które podebrała mu kiedyś z szuflady, mając przy tym nieboską uciechę:
„I będę dawać ci, moja drżąca,
Uściski zimne jak blask miesiąca,
Pieszczoty będę dawać widmowe
Węża, co czołga się ponad rowem"!
Chichocząc, podeszła do zwierzaka, zamierzając chwycić go za fraki i zabrać stąd wespół z samą sobą, ale nim to zrobiła, mimochodem zerknęła przez okno, które tak hipnotyzowało morskiego kota.
Obrazek

Re: Wschodnie Wody

300
Małe bydlę istotnie nie zareagowało, na ponaglenie swej nowej pani, w chwilę potem znudziło się również oknem, zaprzęgnąwszy cały swój małpi rozum i uwagę w rozwiązanie zagadki pod tytułem „jak zmieścić duży owoc w małej paszczy”. Dochodzenie do prawdy było procesem długim, niełatwym, lecz finalnie zwieńczonym sukcesem — nadgryzione winogrono zostało zmożone i rozdarte na sztuki i pożarte po kawałku. Septo, kot morski, przybrany syn Daga, triumfował. I lepił się od puszczonego z grona soku, jakby cudem ocalał po wpadnięciu do winnej prasy.
Gdy Eshoar zerknęła przez okno, odpowiedział jej blask Zarula i odwieczny szum fal, które zdaniem części uczonych — to właśnie błękitny karzeł zmuszał do cofania, gdy jego siostra Mimbra — analogicznie do postępowania naprzód.
Ciekawy erotyk.— zażartował Narval, również łysy i sino-blady jak miesiąc, któremu wypadała teraz kolej na niebie, uśmiechnął się słabo. — Spodobałby się załodze. Mimo wszystko jutro skarm ich jednak zwykłą strawą. Od duchowej gotowe rozboleć ich brzuchy.
Złapany „za fraki” morski kot okręcił i spadł na stół i paterę z owocami, kwiląc z wyrzutem na podobne traktowanie. Dąs nie trwał krótko, bo potraktowany obcesowo małpiszon naraz znalazł nową potrzebę, rozbijania sobie znalezionych na brzegu patery orzechów.

Wróć do „Taj`cah”