Re: Lazaret

31
Dumnie oparty o zakurzoną ścianę mężczyzna przeczesywał spiczasta brodę pałeczkowatymi palcami, kiedy bohater Qerel wyjawił mu, że w gruncie rzeczy nie wie nic na temat szerzącej się zarazy. Nie zdziwiło to lorda Haromonda. Ba, wyglądało jakby wyczekiwał dokładnie takiej, nie innej, odpowiedzi. W jego spojrzeniu było coś kojącego, co świadczyło o całkowitej kontroli sytuacji. A przecież nie był osobą arbitralną, przynajmniej wedle powszechnych wieści. Mimo to wszyscy naginali się przed nim. Ulegali, stając się bardziej ugodowi niż zazwyczaj.

- Tego nie jestem pewien - odparł chrapliwym głosem, jakoby pyłek ze składzika podrażnił delikatną strukturę wnętrza gardzieli.

- Specyficzność zarazy wynika z tego, że rozpoczęła się ona w jednym punkcie na północ od Nowego Hollar. Tam odnotowano pierwsze ofiary. Zaraza nie traktuje z niczym. Dotyka zwierząt, roślin i ludzi. Każdy prędzej czy później umiera. To coś gorszego niż plaga w mieście.

Odchrząknął zasłoniwszy usta, by móc kontynuować.

- Bardziej intryguje mnie fakt, iż choroba roznosi się wyłącznie w kierunku północy, jakoby była instruowana wprost na Saran Dun - wtem prychnął absurdalnie. - A przecież to niemożliwe. Dlatego dziwię się, że nie odnotowano żadnego przypadku na południu. Nasze granice też są czyste.

Ponownie sięgnął za brodę ustawiając się jak najprawdziwszy myśliciel, żywcem ściągnięty erudyta z obrazu w sali Księcia Jakuba.

- Zaraza pojawia się po wydarzeniach w mieście. Czy cały Keron nie uzna zatem, że to odwet brata Aidana?

Zapytał, a jego urok nieco przygasł. Był rozbity. Szukał odpowiedzi, źródła zarazy pnącej się do stolicy. Bezsprzecznie pragnął poznać genezę tej choroby. O ile to była choroba...

Re: Lazaret

32
Słuchał lorda z głębokim zainteresowaniem. Nie tylko przez sam fakt problemu, który był poruszający dla osób z otoczenia Księcia, ale również przez samą osobę. Harmond miał coś w sobie co go uwodziło. Sposób mówienia, lekkość w sposobie bycia, a może po prostu stosował jakieś zaklęcia. Lubił go po prostu słuchać, nawet jeżeli nie miał zbyt dużo do powiedzenia na dany temat. Lub tak jak dzisiaj, nie miał ochoty zajmować się z kolejną zarazą. Ledwo z parę miesięcy temu rozwiązał zagadkę epidemii w Qerel, a teraz znów trafiła się mu jakaś klątwa. Oczywiście zgadzał się z szlachcicem, że sprawa była niepokojąca dla stanowiska Jakuba. Nie zjedna sobie ludzi, jeżeli okaże się, że prawowity spadkobierca korony stawia ponad dobro poddanych własną zemstę.

- Racja przyjacielu, ale dlaczego przyszedłeś z tą sprawą właśnie do mnie? Czy Książę nie poczynił już żadnych kroków w celu rozwikłania tej zagadki? Oczywiście jestem alchemikiem, zielarzem i znachorem, a ponad wszystko wiernym sługą Księcia, ale nie jestem specjalistą w czarostwie, a sprawa wydaje się ponad moją moc. Czy nie zbadaliście miejsca, w którym zaczęła się ta zaraza? – poszukał w składziku jakiegoś stołka. Był tylko jeden. Podsunął i usiadł na niego, nie przejmując się, że osoba znacznie wyższa stanowiskiem od niego, a również wzrostem, stoi – I mogę Ci powiedzieć, że po tym drobnym odpisie mogę definitywnie wykluczyć mór erolski, który przygnał do nas razem ze statkiem z archipelagu.

Re: Lazaret

33
Wewnątrz było pusto, tylko na jednym ze stołków siedział mężczyzna o wyglądzie szalonego wynalazcy. Nawet na niego nie spojrzał. Lord Haromont stał zaś w koncie, plecami do ściany. Uciekał wzrokiem, zanim Sylvius zwrócił na niego baczniejszą uwagę. Nim jednak zdołał zanurkować w dyskusję, wciągnął głęboki wdech przez nozdrza.

- Właśnie to chciałem usłyszeć - odparł, odsuwając się od ściany.

- Trudno było mi uwierzyć, że to sprawka trucizny lub innego cholerstwa. Jeśli znawca twego pokroju wyklucza ją, idzie zatem skłaniać się ku magii - najwyraźniej lord potrzebował potwierdzenia swych domniemanych przepuszczeń. Poprawił laskę, o którą oparł ów czas część ciała.

- Nie - skwitował - Nie poczyniliśmy żadnych kroków. Jak wiesz, jesteśmy w stanie przedwojny. Wojska zostały wprowadzone w stan najwyższej gotowości. Posłanie ekspedycji mogłoby zostać odebrane jako prowokacja. Nie wspominając o fakcie, iż książę Jakub, przeszło kilka tygodni temu otrzymał kruka z Nowego Hollar.

Haromont opowiedział alchemikowi o treści listu. Wspomniał o nowej przywódczyni "zjednoczonej pod jednym sztandarem magii" - Callisto Morganister. Krzywdach, których dokonał Zakon na członkach jej szlachetnej rodziny i o braku pomocy ze strony Króla Aidana, o którą natychmiast poprosili. Za samosąd odebrano im patronat, a handel ze stolicą wstrzymano. Z raportów monitorujących sytuację wynikało także, iż elfy i ich sojusznicy wystąpili poza tandem, stając się osobnym państwem-miastem. Stanu wojennego nie ogłoszono, lecz wrogie nastroje kłębią się coraz mocniej, niczym wrząca potrawka czekająca, ażeby wykipieć z kotła.

- Książę odmówił elfom pomocy, mimo podzielonych zdań w radzie. Nie wiemy jak maluje się sytuacja w Nowym Hollar, dlatego nie wysyłamy nikogo do pierwszych śladów plagi.

Potem Haromont wyciągnął spod fraku dwa zwinięte liściki, przewiązane rzemykiem pożółkłe kartki powędrowały w ręce alchemika.


Treść listu do Księcia Jakuba
Namiestnik Książęcej Prowincji,
Umiłowany Książę Jakub.


Czcigodny Książę, piszę do Waszej Miłości w godzinie trwogi. W czasie burzy, która za niedługo spowije nieboskłon nad Nowym Hollar. Jam jest Callisto Morganister. Ostatnia żyjąca potomkini Lephusa Morganister, szlachetnie urodzonego Pana i zasłużonego czarodzieja. To na mej rodzinie dokonano okrucieństwa, aktu zbrodni. I chociaż moje serce rozżalone pragnie zadość uczynienia, nie gonię za zemstą. Śmierć mego Pana Ojca, matki i poprzedniej rektor Akademii Sztuk Magicznych wywołała niepokój w sercach mieszkańców. Zmarginalizowani, ignorowani, tłamszeni przez Twego bezdusznego brata oraz instytucję Zakonu Sakira, wyszli na ulicę. Panujące wówczas wrogie nastroje budzą i moje obawy. Duma nakazuje Wysokim Elfom bronić swoich wartości. Poszanowania dla istnienia. Moi rodacy zdolni są zginąć za ideę. Szanuję ich wybór, choć napawa mnie on pewną dozą przerażenia. A to dlatego, mój Panie, że w ruch oporu włącza się magiczne ramie miasta. Przedstawiciele akademii, studenci i niezrzeszeni apostaci. Wszyscy gotowi służyć wiedzą i drzemiącą w duchu potęga. Boję się, bo magia jest groźna jak ogień. Kto o tym zapomina, ten się sparzy. Przeto błagam Waszą Miłość o wspomożenie moich braci i sióstr. Raz pomoc okazana, powraca spotęgowana...


Callisto Morganister

Odpowiedź kancelarii Księcia Jakuba
Szanowna Pani Morganister!

Wrażamy szczere ubolewanie z powodu Pani straty. Niestety musi Pani zrozumieć, iż Wielki Książę jest zbyt zajęty, aby osobiście zaangażować się w tę sprawę, dlatego nie jesteśmy w stanie udzielić Pani pomocy.
Z wyrazami szacunku i wszelkiego powodzenia
Howard Ullik,
Młodszy Sekretarz Kancelarii Książęcej w Qerel
Ostatnio zmieniony 01 maja 2019, 14:26 przez Callisto, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: Lazaret

34
Sylvius nigdy nie skłaniał się ku magii. Ciężko określić powód, bo jego przodkowie wykorzystywali czary przy warzeniu mikstur, sporządzaniu talizmanów, wyodrębnianiu substancji z ziół i preparowaniu zwłok. Ponury ptak, jak go zwykli nazywać, nie mówił nigdy zbyt dużo o swojej rodzinie, bo nie uważał tego za stosowne. Jednakże co ciekawszy mógłby wyłuskać wśród kronik, podręczników oraz plotek wiele ciekawych informacji. Bowiem ród Aurinuget zajmował się wieloma fachami pośrednio jedynie związanymi z alchemią. Choć ojciec Sylviusa był nadwornym mistrzem, pozostała część rodziny trudniła się z goła innymi zajęciami. Był grabarz, który za pomocą wonnych olejków i magicznych płynów zachowywał zwłoki w idealnym stanie, aby bliscy mogli pożegnać się z ukochaną babcią, matką i ciocią. Ledwie jednak ciało zostało zasypane piachem, a już zaczęło gnić w zatrważającym tempie. Inni zaś trudnili się destylacją alkoholu bez zgody królewskiej, ale ponoć ich pracownia poszła z dymem. Kolejni produkowali perfumy, które z wykorzystaniem magii i ludzkich ciał, prowadziły do obłędu. Stąd też zostały zakazane, a księgi traktujące o przepisie- spalone. Byli też tacy co pracowali w półświatku produkując narkotyki w mroku piwnicznych laboratoriów. Jeden zaś był nawet nadwornym trucicielem, aż pewnego razu umarł od własnego specyfiku.

Każdy z nich znał się na magii jak mało kto. On jednak nigdy nie potrafił wskrzesić ognia za pomocą palców, wyciągnąć substancję z roztworu samą wolą, czy zgasić piece jednym gestem. Nigdy jednak nie potrzebował znać się na czarach, ponieważ jego zmysł intuicji i wieloletnie doświadczenie, pozwalały na dokonywanie cudów w pracowni alchemicznej. To jednak związywało mu ręce w sprawach takich jak ta. I nawet go to cieszyło. Lord nie będzie mógł prosić go o pomoc bo się po prostu na tym nie zna.

- Sądzę, że warto byłoby choć jedną osobę tam wysłać, albo jakiś wywiad. Pod osłoną codzienności i zwyczajności. Warto może byłoby wykorzystać magiczną epidemię, jako zagrywkę polityczną. Przecież to nie nasza wina, a magów. Oni władają potężną magią. Niech więc król Aidan coś z tym robi. My zaś otworzymy enklawę dla zlęknionych ludzi. Niech przybędą do naszych miast i wiosek. W Qerel zmarło wiele rzemieślników. Warto byłoby przyjąć ich w nasze mury. Czas otworzyć własną akademię magii i nauk świeckich z uchodźców. Obedrzeć go z ludzi, którzy wcześniej mieli do niego szacunek z powodu kłamstw. Schronimy za naszymi murami tych, którzy nie są winni konfliktu z Nowym Hollar.

Niepokojący był konflikt, który się wzmagał w Keronie, a również epidemie, które targały ich krajem raz za razem. Były to złe wieści. Słabe państwo oznacza słabe granice. To zaś może doprowadzić do napadnięcia nas przez sąsiadów, choćby orki i gobliny. Już w swoje posiadanie wzięli Ujście. Trzeba byłoby rozwiązać ten konflikt w inny sposób. Nie niszczący armii.

- Nie wiem jednak przyjacielu, dlaczego właśnie do mnie przyszedłeś z tą wieścią. Czuję, że miałeś ważniejszy cel, niż tylko doradzenie się mnie, czy jest to zaraza cielesna czy magiczna.

Re: Lazaret

35
Lord podniósł nieco lewą brew, słysząc wywód, wzbierający się jak fala przyboju, rosnący jak grzmoty szybko nadciągającej burzy. Wywód głośny, butny, mocny, twardy i nieco mentorski. Słyszał tej natury mądrości nie raz. Złote rady, z którymi nie wiesz co uczynić.

- Hmm - mężczyzna wyprężył się w pozycji, którą uważał za żołnierską. - Wszystkich uchodźców zbiera Nowe Hollar. Od teraz okrzyknięte przystanią magii wzrasta w siłę i ma ku temu powody. Absurdalne jest powoływanie akademii w Qerel - nie teraz - odparł nieco zniesmaczony wcześniejszą pogadanką rodem ze szkółki dla szlachciców.

- Ponadto, prostaczkowie nie zdają sobie sprawy, że plaga nieurodzaju to wynik magii. My też, to są wyłącznie domniemania. Ile istnieje klątw, tyle istnieje śmiercionośnych indywiduów. Cień winy spoczywa na nas, zaś oko Króla Aidana spogląda na prowincję jego brata.

Następnie odniósł się do ostatniej kwestii.

- Powiedzmy, że nie wszystkie głosy w radzie budzą moje zaufanie. Po ostatnich wydarzeniach śmiem podejrzewać każdego o zdradę - wytłumaczył. - Ty zaś udowodniłeś oddanie Księciu Jakubowi. Dlatego odwiedziłem cię w tym miejscu. Chyba jednak niepotrzebnie... - bąknął na koniec.

Re: Lazaret

36
Zdrada na dworze króla Jakuba nie byłaby żadnym zaskoczeniem. Tak wyglądała przecież polityka. Ludzie, elfy i wszelkie stworzenia zmieniały poglądy polityczne bardzo szybko, zależnie od korzyści, które mogli zyskać. Jedni liczyli na ciepłe stanowisko w radzie, inni zaś liczyli na bogactwo, albo władzę. Sylvius jednak stronił od tego wszystkiego. Lubił swoje życie takie, jakim ono było. Tym bardziej teraz, gdy odnalazł żonę wraz z młodzieńcem, którym mógł się chlubić. Jego syn będzie w przyszłości znamienitym alchemikiem. Tak zaiście będzie. Musiał jednak pozwolić mu żyć w świecie, który pozwoli nie tylko na rozwijanie skrzydeł, ale bycie sobą bez lęku przed oceną Zakonu. Nędznych robaków, którzy skrzywdzili jego ród. Słowa szlachcica zaś zadziałały na Ponurego Ptaka, jak haczyk na rybę. Nieświadomy podstępu, sprytnej zagrywki słownej, Sylvius pozwolił się oczarować lordowi.

- Wiesz dobrze, że zawsze będę służył Prawowitemu Spadkobiercy Korony niezależnie od swoich problemów i zajęć. Mów więc jak mogę przysłużyć się Księciu Jakubowi? Wiesz przecież, że nie jestem czarodziejem. Nie władam magią. Znam się jedynie na przepisach alchemicznych, pędzeniu alkoholi, sporządzaniu perfum i leczeniu schorzeń różnej maści.

Re: Lazaret

37
Lord Haromont skierował na alchemika swe jasne oczy pod wielkimi ciemnymi brwiami. Potem położył swą smukłą rękę na pacie owijającym się wokół talii. Ciągnęli dysputę, w rzeczywistości nie zdając sobie sprawy, dokąd zmierzają tym razem. Jakby trafili na początek ulicy i wędrowali krętymi ścieżkami, które prowadzą między jeszcze zawilsze odnogi.

Wysoki arystokrata szukał jakby podpory czy pociechy, gdziekolwiek by się nadarzyła. Uchwycił się zupełnie obcego, jak gdyby był w stanie mu to zapewnić. Czy aby na pewno? Haromontowi zależało na Sylviusie, wszakże był on bohaterem. W to nie wątpił żaden z mieszkańców centrum Książęcej Prowincji. Zdawało się, że ufa alchemikowi, mistrzowi w swej dziedzinie. Wspólnie, jako prawdziwe i bezwzględnie oddane oparcie Księcia Jakuba, mogli wytyczyć nowe prądy w polityce zagranicznej jak i w życiu prowincji.

- Lojalność to coś, czego Książę Jakub potrzebuje. To coś, czego wielu nie ma i mieć nie będzie - powiedział niemal uroczyście. Sylvius nie musiał władać magią, nie musiał być też bogaty czy nosić rodowego nazwiska. Został czempionem Qerel, kimś bliskim samemu księciu. A teraz dostał szansę zagrać w wielką grę. Dołożyć swoje trzy grosze w dzieje rozbitego Keronu. Wspomóc Jakuba, którego - jak sam twierdzi - miłuje.

Planszę rozłożono. Oferta Haromonta jednoznacznie oznaczała ubabranie się polityką. Jako jeden z najbliższych przybocznych Księcia, nadworny ekspert w dziedzinie arkanów a także wieloletni przyjaciel, był zdolny nakłonić władcę do swych przekonań. Do tego włączał w tej chwili Sylviusa. Nadszedł czas, żeby ruszyły pierwsze pionki.

Alchemik wiedział już, że Nowe Hollar zbroi się, a panująca tam czarownica zrzesza magów pod jednym sztandarem, tym samym budując niebezpieczny kolektyw wybitnie uzdolnionych. Usłyszał pogłoski o zarazie wyniszczającej wioski, miasteczka oraz pola i hodowle. Lord przedstawił treści listów, które wymieniono między Qerel a stolicą Wysokich Elfów. Osobiście nie ustosunkował się do tego, lecz na tyle na ile Sylvius miał w sobie empatii, na tyle wnioskował, iż Haromont opowiadał się za współpracą z odłączającym się od konglomeratu Kerońskiego państwem-miastem. Z własnych źródeł posiadał wiedzę w sprawach mobilizacji militarnej w Qerel i okolicach. Wojska nie wyruszyły, lecz były gotowe do wojny z siłami Króla. To i wiele więcej mogło, ale nie musiało, dyktować tory, którymi pójdzie wraz z Haromontem alchemik. Bo był alchemikiem. Magia i nauka niejednokrotnie tworzyły bronie przesądzające o losach wojny. Wieszcze, prorocy czy onejromanci lata temu przepowiadali eksplodujące metalowe kule, zdolne rozsadzić najtwardszy mur bądź zatopić największy okręt. Krzyczeli o kolorowych płomieniach gorętszych niż najgorętsze języki Drwimira.

Pozostało wybierać.

Re: Lazaret

38
Mężczyzna nie zauważył nawet, kiedy wyraził zgodę na udział w grze politycznej, a już siedział przy stole z rozłożoną planszą, gdzie miał rozstrzygać o najważniejszych kwestiach Keronu. Wskazywać osoby, które mają odpaść, aby wesprzeć innym. Decydować o życiu i śmierci. Wywoływać wojny, podpisywać porozumienia, zdradzać, spiskować i dokonywać zbrodni. Jego dłoń trzęsła już kośćmi, które po chwili padły na stół. Los nie bywał dla niego przychylny, ale wewnętrzna motywacja zawsze wyciągała go z kłopotów. I tym razem też miał zagrać na swoich zasadach. Nigdy nie był politykiem, a jednak zawsze mieszał się w spory. Jego facjata zupełnie nie pasowała do arystokraty. Czas jednak wykorzystać umiejętności, aby zmienić dzieje.

Jeżeli Księstwo Qerel miało działać, był to najbardziej odpowiedni moment. Wojna domowa, brzmiała niedorzecznie, ale była jedynym rozwiązaniem. Napaść na stolicę, aby zrzucić uzurpatora z tronu, a koroną ozdobić skroń prawowitego władcy. Niezależnie jak wielkim kosztem. Słowem i czynem. Prawdą czy kłamstwem. Ogniem czy żelazem. W głowie alchemika kształtowała się już od długiego czasu idea konfederacji, w której każda z dzielnic miałaby własną autonomię, ale jeden cel. W obecnej chwili różnice kulturowe i niezdrowa chęć wciśnięcia wszystkim jednej prawdziwej woli Sakira, była kpiną z narodu. Dostał od Lorda Harmonta błogosławieństwo, aby poprowadził rewolucją. Ponury ptak, który przystanie na oparciu królewskiego tronu, zwiastować będzie zimę, w której najsłabsze bydle wymrze.

- Lojalność jest pierwszą kartą, którą warto byłoby rzucić na stół. – powiedział jakby do siebie, aczkolwiek prosto patrząc w oczy czarownika – Czas zacząć działać. Co powinniśmy najpierw uczynić? Porozmawiać z Księciem Jakubem, czy zacząć działać jeszcze bez jego wiedzy, aby móc go przekonać do sprawy? Od długiego czasu nasz Wspaniale Panujący Książę bywa zbyt ostrożny i nie podejmuje się drastycznych kroków, gdy nie jest pewien zwycięstwa. Nasza prowincja jednak nie jest tak potężna jak dawniej, a śmierć zarazy zebrała swoje żniwa. Nowe Hollar szykuje się do wojny. Warto byłoby porozmawiać z namiestnikiem Grenefod. Ogień sam się nie rozprowadzi.

Re: Lazaret

39
- Pozwoli Pan, Panie Aurinuget - czarodziej nawet nie poruszył się z dość niewygodnej pozycji, którą przyjmował - że to ja, zaufany przyjaciel Księcia, wezmę na siebie miły obowiązek namawiania Jakuba do podjęcia odpowiednich kroków.

Teraz, gdy co rusz w głowie rozpalały się nowe pomysły, w jaki to sposób umocnić pozycję Książęcej Prowincji, trochę się bał. Alchemik odetchnął głębiej.

- Grenefod jest cienień swojej dawnej chwały. Mieszkańcy wyspy obarczają nas za swe niepowodzenia. Nie sądzę, aby ten wrogo nastawiony zlepek morski zechciałby z nami współpracować. - skontrował pomysł mężczyzny bez zwłoki.

Grenefod aż wibrowało od złej ,wrogiej atmosfery. Wrogość do Qerel przenikała wyspę, penetrowała, jak pasożyt pełzła po wnętrznościach. Od czasu do czasu wylewając żale w książęcych portach, gdzie cumowali nieliczni z mieszkańców księstwa Grenefod.

- Udam się do zamku, a Pan. Niech Pan pomyśli nad poprawą sytuacji. Może w laboratorium posiada Pan, Panie Sylvius'u, jakieś alchemiczne składniki, z których idzie coś zsyntetyzować. Ludzi mamy mniej niż Aidan, lecz nasze warsztaty nie próżnowały. Mobilne tarany, balisty, katapulty, onagery na smołę czy wieże oblężnicze czekają, ażeby ich w końcu użyć.

Harmont w trzech krokach znalazł się przy wyjściu. Oburącz chwycił za uchwyt i po dostojnym skinięciu głowy, błyskawicznie zniknął w lazarecie.

Sylvius wiedział, że miał rację. Dokończył pracę, by kolejno udać się do swojej pracowni
ODPOWIEDZ

Wróć do „Qerel”