Sylvius z rana wstał wcześniej niż zazwyczaj, ponieważ wybierał się w podróż na targ w Oros. Potrzebował kilku składników do swoich mikstur. Zazwyczaj produkty sprowadzał z Ujścia, ale ostatniego czasu niezbyt dobrze się tam powodziło. Ze swoim dostawcą nie miał już kontaktu od paru tygodni, a o zamówieniach nie ma co wspominać. Nie można w taki sposób prowadzić biznesu. Zjadł swoje typowe śniadanie, ubrał się i łyknął wina korzennego podczas przygotowywania się do podróży. Przed wyjściem sprawdził, czy sklep jest odpowiednio posprzątany, ile pieniędzy jest w skrzynce oraz pouczył kilka razy Karola. Chłopak jak zawsze był posłuszny poleceniom przełożonego i cierpliwie wysłuchiwał jego gadaniny, kiedy mistrz krzątał się po pomieszczeniach przygotowując się do wyjazdu.
- Pamiętaj, żeby prowadzić dokładne rachunki tego co sprzedajesz. Muszę mieć na oku nasze finanse oraz zapasy. Żadnego targowania się, nie jesteśmy organizacją charytatywną. Zresztą teraz zaczynają się wspaniałe czasy dla naszego składu. Co się teraz dzieje? Śniegi topnieją, deszcze padają i wszystko gnije, a więc ludzie będą chorowali. A z czym to się wiążę? Dokładnie tak jak myślisz. Wszyscy potrzebują lekarstw. A my możemy to zaoferować. Przecież nie ma wygórowanych cen za zdrowie, czy życie. Więc niech płacą! – zapakował zapasowy strój do plecaka, trochę suchego jedzenia w tym suszone owoce, suchary i tarankę. Zapakował również kilka groszy do sakwy, aby mieć na podróż i zakup towarów. –
Pamiętaj, że fiolki mają stać zawsze w równych rzędach, a wszystkie szuflady zamknięte. Przecie jesteśmy najlepszymi w całym mieście. Przywitajmy gości profesjonalizmem. Zamykaj przed zmierzchem. Nie chciałbym, żeby weszli tutaj jacyś rezuni i narobili rozgardiaszu. A gdyby pytano o mnie, to mów zawsze to samo. Nie ma mnie i nie wiesz kiedy wrócę. Nie wcześniej niż za pięć nocy, jeno nie wdawaj się z nimi w dysputy. Zaraz Cię okręcą wokół palca, niczym nić na szpulę. – przeniósł dwie skrzynie z miksturami do przedsionka, skąd drzwi prowadzą na zewnątrz i dokładnie sprawdził co tam posiada. Każdą z nich kolejno stukał swoim złotym naparstnikiem wydając brzęczący dźwięk uderzanego szkła. –
No dobrze wszystko już mam. Aaaaa… zapomniałbym. Pamiętaj, aby przygotować maść na odmrożenia, ponieważ się skończyła. Przecie taka zima była, że schodziła lepiej niż gorące bułeczki u piekarza. Zresztą i tak nie miał z czego piec tych bułeczek – zaśmiał się podnosząc płaszcz, który po chwili pomógł mu założyć uczeń –
I przygotuj napar rozgrzewający na bazie olejku eterycznego z pokrzywy, krwawnika i mięty oraz ten silny wywar na choroby, bo przypuszczam, że lada dzień zlecą się klienci. – założył plecak i otworzył drzwi –
pomóż mi zanieść te skrzynie na wóz. Dwóch znajomych kupców rusza do Oros na targ, więc zgodziłem się z nimi zabrać za niewielki koszt. Razem zawsze raźniej i bezpieczniej. Muszę kupić zapasy bo magowie niezwykły dobrobyt teraz przeżywają, wszelcy handlarze do nich zmierzają, a zima szybciej od nich odeszła niż w innych ziemiach Keronu. Przy okazji sprzedam nasze wspaniałe wyroby. Na pewno ktoś się skusi naszym perfumom, czy eliksirom leczącym. I jeszcze jedno, muszę się zabezpieczyć na podróż.
Przeszedł obok jednego z regału, z którego wyciągnął sześć fiolek z różnymi substancjami. W jednej znajdował się przezroczysty
płyn z lekkim żółtawym kolorem. Niepozorne, ale na szczęście oklejone, aby nikt się nie pomylił co zawiera w środku. Silna trucizna na bazie żmii szafirowych, które nazywa są tak z racji zielonych głów, a potocznie żmije z Nysimo. Ostatniego czasu owe gady w dużych ilościach pojawiły się na Wschodniej Ścianie wraz z innymi. Niewielka ilość odpowiednio przygotowanej substancji, która dostanie się do krwiobiegu potrafi sparaliżować nawet potężnego mężczyznę, zbyt duża zatrzymać pracę serca. Za pomocą odpowiedniej igły Sylvius mógł wprowadzić odpowiednią ilość trucizny, aby pozbyć się natarczywego bandyty. Drugim eliksirem jest substancja w pękatej butelce o intensywnie zielonej barwie. Jest to substancja stworzona na bazie szybko utleniających się substancji, które wytwarzają
trujące opary. Drażnią układ oddechowy i wywołują zawroty głowy i mdłości, a przy dłuższym okresie wdychania nawet omamy. Problemem jej zastosowania jest dość poważny. Działa na duża grupę ludzi, ale jej stosowanie bywa nieprzewidywalne, tym bardziej gdy wieje silny wiatr. Kolejną substancją jest
eliksir życia, który przez długi czas był dopracowywany przez Sylviusa według istniejących już receptur. Nie wiadomo od czego to zależy, ale za każdym razem proporcje magicznego napoju bywają inne. Owa kompleksowa kuracja wzmacniająca organizm, działa na przyśpieszoną pracę serca, zwiększoną produkcję krwi, przyśpieszenie krzepliwości krwi, zwiększa dyfuzję na ścianach płuc ale również zawiera w sobie produkty wzmagające koncentrację i szybkość działania oraz regenerację organizmu. Brzmi jak idealny produkt na wojnę. Cóż. Jedno skorzystanie z takiego eliksiru z pewnością nie ma żadnych poważnych efektów ubocznych, ale już trzecie lub czwarte łyknięcie eliksiru może spowodować śmierć. Czy to serce nie wytrzyma, czy cały organizm. Jednak dobrze mieć jedną fiolkę zawsze przy boku. Kiedy śmierć patrzy w oczy, wpierw człowiek myśli o przedłużeniu życia, niż konsekwencjach tego zachowania. Następną substancją jest
kwas siarkowy trzymany w odpowiednio wytrzymałej butelce. Jest tak intensywny, że z łatwością wypali ludzką skórę. Ostatni był eliksir dualny, który składa się z dwóch bardzo rzadkich substancji. Po połączeniu uzyskuje się na krótki czas
Eliksir Żywego Światła.
- Ruszajmy. – rzekł wychodząc ze sklepu mając wszystko co potrzebne
– Pamiętaj, żeby zawsze rano otworzyć sklep, a wcześniej posprzątać cały dom. Wiesz jak nie lubię kurzu. Klienci też nie lubią kurzu. Nikt go nie lubi. Nie wiem jak można z nim mieszkać. Ach! Chyba nie zapomnisz nakarmić Unisa?
- Oczywiście Mistrzu, że nie zapomnę. Naprawdę nie masz czym się martwić. Nie raz już wyjeżdżałeś i dawałem sobie radę. Zaufaj mi. – jego miły ciepły głos działał nawet uspokajająco na Sylviusa, ale nie mógł przecież zbyt pobłażliwy dla niego.
- Przecież wiem, że ufam wystarczająco, żeby pozostawić pod twoim okiem mój sklep. Nikt inny nie mógłby nawet obejrzeć go przez szybę w witrynie. No pośpiesz się – podniósł niezadowolony głos
– przecież nie mogę się spóźnić. Jeszcze pojadą beze mnie!
Kupcy z Qerel czekali już na Sylviusa. Jeden był stolarzem, drugi kowalem. Nigdy nie darzyli się wielką miłością, aczkolwiek wzajemnie wspierali się w swoich biznesach i wyrażali się na swoje tematy bardzo dobrze. Nie byli przecież konkurentami na rynku. Każdy z nich zajmował inną niszę handlową. Za to mogli sobie pomagać. Każdy z nich kiedyś mu pomógł. Czy przy naprawie destylatora, czy podczas reperowaniu domu, czy ostrzeniu narzędzi. On zaś zawsze dawał im zniżki w swoim sklepie. Każdy czasem się przeziębi czy coś go boli. Ruszyli. Podróż nie nużyła się, ale na szczęście przebiegła bez żadnych wypadków. Nikt nie zatrzymał ich na trakcie, konie były pełne sił, a wóz nawet nie skrzypiał za głośno. Całą podróż gadali. Stąd usłyszał o trupie na dworze Aidana i podejrzeniach, które padły na hrabiego D'arzula. W końcu przybyli do Oros i zawitali z samego rana na tętniącym życiem
targu.