32
autor: Melawen
Linus był w pełni świadom, iż przestawał powoli kierować się uprzejmością i ogładą. Ale jego cierpliwość miała granice. Dziad mógł być ciekawą personą jednak jego wywody były warte dla niego nie warte funta kłaków jeśli nie przenosiły ze sobą merytorycznej treści. Co prawda nie wypadł najlepiej w obliczu dam... ale z drugiej strony... była wszak tylko jedna osoba, przed którą bał się cokolwiek nieopatrznie powiedzieć. A owa obłudna Pani domu, choć zdecydowanie intrygująca nie miała w sobie nawet połowy owego wyrazistego uroku... tak, Baron westchnął z tęsknoty i niezainteresowany wywodami gospodyni zapatrzył się w wiszący na ścianie pierwszy lepszy obrazek. Po chwili odrzekł melancholijnie w przestrzeń. Być może była to pewna niekontrolowana reakcja po wyczuciu sarkazmu w słowach szlachcianki... tego nie wiedział sam.
— Magia... nie magia. Udowodnienie tego bez innego czarodzieja jest niemożliwe... a i ci w koło Macieju mówią, że dla każdego moc płynie inaczej... fakt. Niestety tylko żelazne fakty są w dzisiejszych czasach coś warte...
Zamilkł gdy jak na zawołanie magia zadziała się sama przed jego oczyma. Coś mignęło przed jego oczyma. Podążył za tym wzrokiem... i poderwawszy się chciał sprawdzić gdzie owe... coś się udało. Jednak widok szczura jak i późniejsze wręczenie mu listu przez Alinę zatrzymało go na chwilę. Miał zamiar przebiec po kartce wzrokiem i zbadać niecodzienne zjawisko... a potem może aresztować krasnoluda. Wszak użył magii przy stole! To mogło być coś niebezpiecznego. Tak dokładnie myślał... jednak po chwili zapomniał o wszystkim. Absolutnie wszystkim... poza trzymanym w dłoni listem. Treść była... szokująca. Obrażająca. Okropna i obrzydliwa. Skoro zaś w nim wzbudzała uczucie obrzydzenia... nie istniało na tym świecie miejsca w którym byłaby akceptowalna. Wszystko zaskoczyło w jego umyśle. Enigmatyczność krasnala, dygresja o okręcie... całość nabrała sensu. Dlaczego jednak to ukrywał? Bał się? Chciał coś ugrać? Szantażować tak bogaty ród? Tyle pytań... a jedyne słowem które wypłynęło z ust Pana Mglnicy było nazwisko ...wypowiedziane drżącym i ochrypłym z wściekłości głosem.
— Strad...ford...
Spojrzał na krasnoluda... na panią domu... na pokojówkę. Obłęd... ten dom był jego pełny. Nie był w stanie nawet jeszcze w pełni pojąć jak straszliwe pismo miał w dłoni... ale czuł jak go pali. Tak... to była pochodnia. Pochodnai, która mogła rozpalić serca i umysły. Musiał działać. Musiał... wiedzieć więcej. Podniósł list i trzymając go między kciukiem a placem wskazującym rzekł do Jedeusa.
— Jak mówiłem... fakty. Fakty są takie, że posiadasz materialne dowody a ukrywasz je pod bajeczką o szczurach mości krasnoludzie. Nie wiem czemu... dlaczego... i po co. Nie wiem też, czy nie sfałszowano tego w takim czy innym celu. I nie mi będziesz się z tego tłumaczył. Jedziesz ze mną... nie. Jako urzędnik Namiestnika nakazuje ci mi towarzyszyć... i masz mi po drodze powiedzieć WSZYSTKO co wiesz. Dla własnego dobra. Jeśli powiesz prawdę zostaniesz sowicie nagorodzony.
To ostatnie zdanie znaczyło w ustach Linusa tyle, iż żebrak nie zostanie ścięty. Życie wszak jest największym darem. Jeśli zaś nie będzie współpracował... zabierze go siłą. Dłoń jego delikatnie musnęła rękojeść miecza.... jednak szybko rozluźnił spięte mięśnie. Był w gościach. Krasnalem zajmie się gdy już wyprowadzi go z domu... tym czasem...
— Pani Alino... radziłbym albo udać się tobie wraz z krewną niezwłocznie do Księcia.... albo zapewnić sobie jakowąś ochronę. Autor listu jest... problematycznym człowiekiem. Nie chciałbym by z naszego powodu spotkały twe domostwo niepotrzebe... przykrości. O tym, że jestem zmuszony opuścić ten posiłek wraz z owym jegomościem mówić chyba nie muszę... rozumie Pani... mam pewne obowiązki. Ah... i proszę o dyskrecję... dla bezpieczeństwa.
Zacisnął mocno wolną pięść. Kipiało w nim straszliwe uczucie. Tłumił je na razie... lecz wiedział, iż niedługo eksploduje. Spojrzał jeszcze raz na kartkę i wypuścił nerwowo powietrze z ust. Przed wyjściem zerkną jeszcze czym był ten pierwszy magiczny błysk i przeprosił gospodynię za kłopoty. Następnie podszedł do krasnoluda i zapytał chłodno jednak z cieniem uśmiechu na twarzy.
— Idziemy?
Nie żeby Jedeus miał jakiś wybór...