Re: Bursztynowa Dzielnica

16
Mistrz Gry

Służąca, a może podopieczna - ciężko było to określić, chociaż pewnym faktem było to, że opiekowała się domem przynajmniej pod nieobecność adresatki listu, poprowadziła Linusa wgłąb domostwa, aż do niewielkiego salonu, gdzie poustawiana była srebrna zastawa w liczbie dwóch. Narzekając coś na temat miejsca, wskazała hrabiemu miejsce i ruszyła do innych drzwi, zaraz stamtąd wracając z dodatkowym zestawem talerzy, sztućców i kielichem. Kilka sekund później pędziła z kielichem wina, nalewając mężczyźnie całkiem sporo do naczynia, mówiąc przy tym:
Alkohol przepłucze gardło. Dałabym gorzałki, ale panna Alina zawsze gada, że spirytus można po zachodzie słońca, bo inaczej nie przystoi damie czy rycerzowi — uśmiechnęła się do Linusa, postawiła dzbanek na stole i przysiadła obok. — Powinna niedługo, obiecała... oho! O wilku mowa!


Kobieta raźno kroczyła, posprzątawszy uprzednio porozrzucane pod nogami Jedeusa buteleczki i bandaże. Krok, co nawet ślepy by zauważył, miała prosty, elegancki, podobnież do jej ruchów. Gdyby nie potargane lekko włosy i krew na pomiętej sukni, można by ją spokojnie uznać za szlachciankę. I gdyby pół-krasnoludowi wcześniej przyszło spotkać się z opisem dzielnicy, do której podążali, mógłby połączyć fakty, że do najbiedniejszych nie należy ona.
Sytuacja wydawałoby się skomplikowała się na granicy dystryktów, nie na długo jednak, bowiem Alina najwyraźniej miała wszystko pod kontrolą. Straż pomarudziła odrobinę na jej wygląd i towarzysza, ale przepuściła obydwoje. I tak oto Jedeus po raz drugi tego dnia miał okazję pochodzić po nietkniętej zarazą dzielnicy. Kobieta rzecz jasna przemykała chyłkiem, nie chcąc napotkać ciekawskich i przerażonych zarazem spojrzeń. I gdy dotarli do małego, piętrowego domku wciśniętego pomiędzy dwóch zamkniętych teraz, późnym popołudniem, a może i z powodu zarazy na czas nieokreślony, jubilerów, panna Berd pozwoliła sobie na odetchnięcie ulgi.
To tutaj. Wejdź, moja krewna powinna już była przygotować obiad, przynajmniej tyle się odwdzięczę. Dzisiaj naprawdę dało mi po skórze — powiedziała, pukając do drzwi...


Młoda, bardzo młoda nawet dziewczyna o urodzie typowo wyspiarskiej uchyliła drzwi, jednak widząc Alinę otworzyła je całkiem. Oczy miała jak dwa spodki, widząc poturbowaną krewną. Otworzyła usta, lecz nim jakieś słowo z nich wypadło, uprzedziła ją Alina, machając na nią ręką, z jakby lekką niecierpliwością i władczością.
Już już, wiem co powiesz, Eirlayd. Dajże mi spokój dziewczyno i pozwól przebrać się. Woda w balii mam nadzieję nadal gorąca? Oporządź tego tutaj pana, pomógł mi dostać się z powrotem do dzielnicy. Ja potrzebuję oczyszczenia. I nalejże gorzałki, to wyjątkowa sytuacja — nim dopuściła dziewczynę do słowa, a widać było, iż ta pragnęła przekazać coś bardzo ważnego kobiecie, zniknęła w głębi mieszkania. Przeszła przez przytulny salon, pobieżnie, z lekką ciekawością spoglądając na Linusa, jednakże będąc chyba zbyt rozkojarzoną tym, co się stało w biednym dystrykcie, by przejąć się niespodziewanym gościem. Sam gość mógł zobaczyć jedynie, że pani domu nie należała do najczyściejszych, ba, jej ubiór plamiła krew. Tuż za nią wszedł Jedeus ze służącą, którzy to raczyli zatrzymać się u barona. Dziewczę cmoknęło, będąc zmuszonym do przyniesienia kolejnej zastawy, ale nim to zrobiło, zapytała jeszcze:
Przepraszam za małe zamieszanie, proszę pana, ale panna Alina potrzebuje odświeżenia, nim przyjmie pana z należytymi honorami. Och, a to jest... przepraszam, mogę prosić o miano? Przybył z panną Aliną i najwyraźniej i on jest jej gościem. Och. Ja nazywam się Eirlayd Berd. I właściwie nie poznałam pańskiego miana, o ile nie urażę pana tym pytaniem — jej wyspiarski akcent w tak długim wywodzie nieco się wzmocnił, przez co obydwaj panowie mogli go wyczuć. Zarzucając więc czekoladowym warkoczem ruszyła do kuchni, zaraz przynosząc kryształową karafkę i trzy głębokie kieliszki na nóżkach. Tuż po tym rzuciła bardziej do Linusa, że panna Alina jednak postanowiła zrobić wyjątek od reguły, po czym przeprosiła raz jeszcze, wykonując głęboki ukłon i ruszyła do kuchni, do obiadu. Dwoje gości Aliny Berd zostało samych w jednym pokoju.

Dość rzec, że kobieta musiała mieć dziwny gust w doborze gości. Jeden z nich był przystojnym, młodym, dystyngowanym mężczyzną o szlachetnych rysach twarzy, drugi zaś niskim, krępym jegomościem o topornej gębie, w podróżnym płaszczu, z jakimś kijem znalezionym niedaleko ścieżki, a na dodatek... bez butów. I ze szczurem schowanym głęboko w jego płaszczu, jak najdalej od ludzi, chociaż zapach pieczeni mocno kusił Boba. Tak jak ciepłe, przytulne mieszkanie, co sam Jedeus musiał stwierdzić. Nieco zagracone i w bardzo małej przestrzeni, ale przytulne.
Spoiler:

Re: Bursztynowa Dzielnica

17
Gdy zaprowadzono go do stołu i uraczono pokaźną dawką szkarłatnego trunki nastrój Barona chcą nie chcąc uległ znacznej poprawie. Wszak wino i towarzystwo urodziwej niewiasty milsze było mu niźli zaduch panujący w karczmie i kiepskie piwo w towarzystwie owrzodzonego informatora. Uwaga o gorzałce rozbawiła go dodatkowo gdyż przywołała do jego umysłu wspomnienia z Turonu jak i paru innych jego styczności z krasnoludzką kulturą która skwitowałaby taką tradycje jednym bardzo wymownym słowem. Cieszyło go jednak, iż służka rozpoznała w nim człowieka kultury... nie ważne w jakim stopniu by nim nie był.

Kiedy zaś począł delektować się dość intrygującym bukietem smaków do drzwi domostwa zakołatała jego właścicielka. Linus nieco nerwowo zawiercił się w siedzeniu. Nie było to jednak spowodowane młodzieńczą nieśmiałością w obliczu pani domu co raczej... chęcią udania się do drzwi i upewnienia się, iż wiadomość dotarła we właściwe dłoni. Szlachcic zmiarkował się jednak, iż czynność takowa przystoi przecie jeno na polach bitew i w czasach działań wojskowych. Tutaj zaś musiał wciąż przestrzegać etykiety... znowu. Dłoń zacisnęła mu się nieco mocniej na kielichu. Gdy pani domu minęła go w zakrwawionej sukni jeno zerkając nań z zainteresowaniem, Linus czując iż irytacja w nim rośnie... pociągnął dłuższy łyk wina. Zapowiadało się jeszcze dłuższe oczekiwanie. Równie dobrze mógł na chwilę całkowicie zapomnieć o swoich obowiązkach. Kiedy zaś przypomniał sobie o krwi na sukni z jego ust wymknęło się ciche:

- No... to zaczyna się robić ciekawie.

Za Aliną wmaszerowała służka i... żebrak? Pustelnik? Pielgrzym? Mag? Linus wpatrywał się w przybraną w wędrowny płaszcz bosą postać i próbował umiejscowić ją w świecie w logiczny sposób, który mógłby łączyć ją z rodem Berd. Jednak rozmyślania przerwane zostały deklaracją pokojówki. Musi poczekać... to już sam wydedukował. Jednak fakt, iż służka była krewniaczką pani domu i nosiła to samo nazwisko... zaskoczyło to Barona w dość pozytywny sposób. Właśnie przez takie sytuacje wolał być z początku chociaż odrobinę uprzejmy wobec służby. Nigdy nie można było być pewnym jej pochodzenia. Po poznaniu jednak jej miana zmuszony był wyjawić jej i swoje. A skoro zaś był krewną pani domu nie było sensu ukrywać niczego... nawet jeśli ten szemrany jegomość był w tym samym pomieszczeniu

- Urazić? Ależ jakżebym śmiał obrazić się o coś takiego. Zwę się Linus. Linus Virrien.

Tu uśmiechnął się do służki i spoglądając za jej warkoczem śledził dyskretnie jej wędrówkę do i z kuchni. Było to na pewno przyjemniejsze niż obserwacja drugiego gościa domostwa. Ostatecznie jednak pozostawiony został z karafką i owym... człekiem? Im dłużej wpatrywał się w niską postać tym większe miał wątpliwości. Doprawdy... pani domu we krwi, służka wyrwana z egzotycznych kręgów zaś pozostawiony został z... no właśnie... kim!?

Tu Baron zerknął na swój jeszcze dość wypełniony kielich z winem, potem na karafkę przed nim stojącą, na końcu zaś na krępego jegomościa. Następnie nieco flegmatycznym ruchem odkorkował szklane naczynie, nalał nieco gorzałki do jednego kieliszka i posunął go delikatnie w kierunku nieznajomego. Wolał zbić z nim czas ma rozmowie miast na pokonywaniu barier mentalnych i społecznych... wszak mógł on być onieśmielony, nieufny lub po prostu mało gadatliwy. A wszystkie te problemy mógł pokonać ten jeden prosty gest i skutki z niego płynące. Podanie nieznajomemu gorzałki. Szlachcic, cieć, mnich, kupiec czy wędrowiec. Działało to niemal zawsze i na każdego. Dlatego też po odczekaniu chwili zagaił z przesyconym zmartwieniem i troską głosem.

- Więc... mógłbyś mi wyjawić dobry... człowieku czemu Pani Alina miała krew na sukni? Ktoś was zaatakował?

Przy okazji liczył na to, że z kontekstu sytuacji zrozumie kim jest ów... nietypowy gość. A troska i zmartwienie były o wiele bardziej taktowne i subtelne niż chłodne "Kim jesteś do cholery" które rzuciłby najpewniej w kierunku nieznajomego gdyby spotkał go ma trakcie.
Ostatnio zmieniony 05 gru 2017, 18:15 przez Melawen, łącznie zmieniany 1 raz.
Spoiler:

Re: Bursztynowa Dzielnica

18
Idąc z miejsca spotkania z kobietą, myśli Jedeusa zaprzątała tylko jedna rzecz - jak i kiedy dostarczyć posiadane informacje. Notatki dla medyka to nie problem, gdyż do tego mógł wykorzystać swego skrzydlatego posłańca. Mniej ciekawie wyglądała sytuacja z pozostałą częścią. Kruk może i by dał sobie radę, ale ryzyko było zbyt duże. Trzeba będzie to załatwić osobiście. Niestety. Ciężko było krasnoludowi określić jak długo będą iść tam gdzie Alina ich prowadziła, uznał więc, że im szybciej zrzuci z siebie część odpowiedzialności w ważnych sprawach, tym lepiej. Wyciągnął z sakwy trochę dziewanny, zapełnił jak zawsze do pełna drewnianą fajkę i pociągnął kilka porządnych razy. Pocmoktał i zaciągnął się jeszcze, po czym zakrakał. Nie minęła chwila, a zza budynków wyłonił się jego czarny jak noc przyjaciel. Wykonał kilka okrążeń i ostatecznie wylądował Jedeusowi na ramieniu. Co gamoniu, znalazłeś sobie coś do jedzenia? Potrzebna mi twoja pomoc. Dam ci notatki, zabierzesz je do tego miejsca, w którym pierdyknęła ściana. Musisz dać to człowiekowi w masce i stroju, próbującemu cię przypominać. Dziwny jegomość. Wyciągnął kartki z informacjami potrzebnymi medykowi i wzniósł rękę do góry. Ptak uniósł się w powietrze, złapał w szpony powierzony przedmiot i udał się w stronę lazaretu.
*** Po niedługiej chwili znaleźli się w trochę lepszej części miasta. Nie do końca, bo zarazy może tu nie było, ale łatwo było dostrzec chciwość napędzaną bursztynowym szałem. Cudnie, najpierw zaczepia mnie jakaś zakrwawiona kobieta, potem prowadzi do dzielnicy wypełnionej szarlatanami, podającymi się za znawców medycyny i zielarstwa. W momencie podejścia pod właściwe drzwi, mieszaniec miał podejrzliwe nastawienie. Po ostatnich wydarzeniach jego czujność nadal działała na wysokich obrotach. Po zapukaniu otworzyła im jakaś młoda dziewczyna, na szczęście nie wyglądająca na zbira, mającego go zaraz tłuc. Po przekroczeniu progu, okazało się, że był obecny jeszcze jeden człowiek, dość młody. Atmosferę i zachowanie obecnych osób można było uznać jednak za przyjazne. Młodzieniec przedstawił się chwilę po tym jak brunetka zniknęła w innym pomieszczeniu. W kuchni jak mniemam. Pomyślał brodaty gość, gdy tylko wyczuł smakowite zapachy przygotowywanej strawy. Nie to co u tego zakichanego młodzika od ptaszyska.

- Ależ oczywiście, że można prosić, zwę się Jedeus, z klanu Dębogłowych. - Zanim zdecydował się cokolwiek uczynić, dokonał jeszcze szybkich obserwacji i jego oko szybko wychwyciło pełną karafkę. Już miał skorzystać z propozycji kielicha, gdy przypomniał sobie o swych towarzyszach. Skinął głową, dając znać, że za chwilę dołączy i od razu zajrzał głową do kuchni, wpierw oglądając dokonania kulinarne dziewczyny, po czym zapytał. - Czy mógłbym prosić o jakieś okruchy z chleba albo resztki dla moich dwóch małych przyjaciół? Mogą nawet zjeść na dworze, jeśli byłby to problem. - Mówiąc to Jedeus był świadomy, że w przeciwieństwie do kruka, Bob może się obrazić za jego propozycję. No, ale w końcu lepiej, żeby zjedli coś poza domem, niż siedzieli głodni w środku.

- Zaatakowała nas tak jak nas wszystkich zaraza. Na szczęście o dziwo nikt nas nie zaczepiał, poza upierdliwymi strażnikami. Sądziłbym, że akurat w tym mieście z większą dozą zaufania traktuje się nieludzi... No, a co do krwi, to właśnie po ofiarach choroby. - Brodacz oparł laskę o ścianę, po czym rozsiadł się przy stole, uniósł szkło do nosa i wciągnął lekko gryzący zapach oceniając jednocześnie moc trunku. Uprzedzając wypicie wzniósł kieliszek w stronę nowo poznanego młodzieńca. - Niech ci wszelkie bogi błogosławią. Dobry specyfik, lekki w smaku. - Moc nie sprawiła na nim wrażenia, choć zaskoczył fakt, że w takim domu mogą być nalewki mające sześćdziesiąt około procent. Wykazując się genami od strony krasnoludzkiej odznaczał się obyciem w produkcji i spożycia alkoholu, to i łatwo mu przychodziło ocenianie.
"Jeśli myślisz, że jesteś zbyt mały by coś zmienić, spróbuj zasnąć z komarem latającym nad uchem"

Re: Bursztynowa Dzielnica

19
Linus w zamyśleniu zanurzył usta w winie. Nazwisko Dębogłowy mówiło mu równie wiele co wnętrzności ptaka. Jeśli jednak miałby zabawić się we wróżbitę to jego rozmówca miał jakoweś krasnoludkowi korzenie. To z kolei tłumaczyłoby jego... nietypową sylwetkę. Mógł być mieszańcem lub po prostu... olbrzymim krasnoludem. Barona zawsze zastanawiało jak wyglądają krasnoludzkie karły i ile wzrostu mógł mieć najwyższy krasnolud w dziejach. Oczywiście były to przemyślenia jakie nachodzą umysł wyłącznie po spożyciu z brodaczami zbyt dużej ilości alkoholu... ale pewna ciekawość pozostała. Szkoda tylko, iż jego jedyny krasnoludzki przyjaciel był mocno przewrażliwiony na punkcie wzrostu... zresztą jak wszyscy członkowie tej rasy. No cóż. Przynajmniej miał przed sobą kogoś kto dał mu pewne wyobrażenie odnośnie tego zagadnienia... jakkolwiek głupie by ono nie było.

Z owych niezwykle istotnych rozważań jakie jęły nawiedzać umysł rycerza pod wpływem dość... swobodnej atmosfery domostw, wyrwało go dość... nietypowa prośba Jedeusa. Resztki? Mali przyjaciele? Baron potarł lekko skroń rozglądając się po pomieszczeniu czy aby przypadkiem nie przegapił dwóch wygłodniałych krasnoludów. Ale nie. Byli tu tylko w dwójkę. Może zostali na zewnątrz? Jeśli jednak pani domu wpuściła tu bosego krasnoluda... może to psy albo coś w tym rodzaju? Nagle w okolicach domostwa zrobiło się dość tłoczno. Przynajmniej jw umyśle Linusa. Baron począł się martwić, iż krótka rozmowa może przerodzić się w faktyczną niewielką ucztę i zmusić go do przenocowania w mieście. W takim wypadku... winien udać się do karczmy czy opustoszałego książęcego pałacu? Zresztą... o tym pomyśli po fakcie. Bardziej pilną kwestią były słowa brodacza.

- Straż powiadasz? Doprawdy... mogliby się zająć utrzymaniem porządku na ulicach miast narzucać się starcom i niewiastą.

Mruknął z irytacją Linus. Krew miał na sobie co drugi mieszkaniec slumsów, wszak nie tak łatwo było ją wyplamić z ubrań. Ale widać od jego ostatniej wizyty nic się nie zmieniło i dalej żaden patrol nie miał ochoty czynnie pomagać chorym... typowe. Mogliby chociaż stworzyć getto... ale na to z kolei nigdy nie zgodziłby się Książę. W efekcie miasto było w sytuacji takiej a nie innej.

- Dobre słowo przyjmuję i życzę waści tegoż samego. - tu uniósł nieco kielich jakby do toastu - Oby Qerel jak najprędzej wróciło do dni swej chwały... może wtedy odnajdziemy tu owe utracone zaufanie do nieludzi... i ludzi. Wszak w obliczu zaraz barat nie raz nie ufa bratu.

W głosie Linusa przebrzmiewało szczere zmartwienie. Wszak obecny stan miasta komplikował tak wiele w planach jego i jego rodziny. Nie mówiąc już o tym, iż zagrażał jej życiu. No i gdyby nie zaraza to siedziałby obecnie najpewniej w cichych i spokojnych Pływających Ogrodach... miast w domu jakowejś Aliny Berd w środku miasta.
Spoiler:

Re: Bursztynowa Dzielnica

20
Po krótkiej obserwacji mowy ciała, gestykulacji, sposobu mówienia i bycia, zaskoczyło Jedeusa zmartwienie pobrzmiewające w głosie człowieka. Nie był przyzwyczajony do jakiejkolwiek troski ze strony wysoko urodzonych, zarówno u ludzi jak i elfów. Zastanawiał się nawet czy okazywana przyjacielskość u co po niektórych, nie jest tylko pozorna. Taki Jakub mógłby równie dobrze użyć rąk nieludzi, do wygrania wojny, żeby potem się od nich odwrócić. Wcale by mnie to nie zdziwiło... Nie chcąc jednak psuć atmosfery, brodacz uznał, że lepiej będzie podtrzymać rozmowę. Nie zawracając sobie głowy etykietą, sięgnął po karafkę i nalał sobie kolejną porcję trunku.

- Oby Qerel i nie tylko Qerel, nie wracało, lecz szło ku lepszej chwale, gdzie brat ufa bratu nawet w najgorszych chwilach. - mówiąc to, wlał zawartość kieliszka do ust. Oblizał wąsy i dodał. - Toast przy czymś tak dobrym, nie może się nie spełnić. Ahh. Mam w sumie do was pytanie, mości panie.

Zamiast pytania obaj usłyszeli delikatne pukanie czymś twardym, powtarzane po trzy szybkie i dwa wolne razy. Jedeus wstał bez słowa i udał się w stronę źródła dźwięku. Złapał za klamkę i pociągnął. Dało się od razu słyszeć na kraknięcia, na które bosy gość odpowiedział: Na pewno dostarczyłeś paczkę do odpowiedniej osoby? - Trzy kraknięcia. - Może gdybyś robił to szybciej to załapałbyś się na ucztę. - Pięć kraknięć, tym bardziej głośniejszych, po których kruk wleciał nagle na ramię swego rozmówcy. - No pewnie, że się zgrywam. Nie chce się któregoś razu obudzić bez oczu... - Usłyszał jeszcze dwa słowa lub zdania od ptaka, po czym zamknął znów drzwi za sobą i po raz drugi zajrzał do kuchni. - Oto jeden z moich przyjaciół. Mam nadzieję, że może zostać, bo w przeciwnym razie będzie na mnie dość wkurzony.
"Jeśli myślisz, że jesteś zbyt mały by coś zmienić, spróbuj zasnąć z komarem latającym nad uchem"

Re: Bursztynowa Dzielnica

21
Jakkolwiek Linus był osobą, do której to serca czy też umysłu trudno był się dostać, to jednak postać mieszańca z każdą minutą absorbowała coraz więcej jego uwagi. Nie było to jednak skutkiem jakowejś empatii czy też podejrzliwości, z którą zresztą traktował niemal wszystkich jednako. Sylwetka Jedeusa była po prostu interesująca i dość młody szlachcic, choć w swym krótkim życiu widział, aż za wiele nie mógł powstrzymać strzępów pozostałej w jego duszy młodzieńczej ciekawości. Na dodatek krasnoludzkie lico budziło w nim niejasne poczucie melancholii. Czy spotkał kiedyś kogoś o podobnej twarzy? Czy też był to zwykły figiel umysłu, który przesycony najróżniejszymi obrazami od młodzieńczych lat poczynał płatać mu figle? Trudno było powiedzieć. Faktem zaś było, iż Linus odsunął na chwilę na bok swoje obowiązki i kontynuował rozmowę z wędrowcem. A to już coś znaczyło. Jednak twarz jakoby zamgliła mu się po słowach starca i wpatrzony w resztki wina w swym kielichu odrzekł dość ponury i chłodnym głosem.

- Iść na przód... poprzez trudności... wystarczyłoby gdyby jeden brat ufał swojemu bratu i Keron byłby o wiele szczęśliwszym miejscem.

Po chwili otrząsnął się z owego chwilowego transu i dopijając szkarłatny napój wypłukał z gardła odrętwiały i melancholijny ton.

Na pukanie nie zareagował. Boi po cóż gdy Jedeus wstał i począł rozmawiać z... ptakiem. Twarz Barona wykrzywił ironiczny uśmiech. Jego rozmówca był więc albo mędrcem... albo wariatem. Mógł też posiadać dość interesujące umiejętności. Jedno było pewne - nie wdał się w rozmowę ze zwykłym żebrakiem spod mostu. Czuł się jakby wkroczył na scenę mającą przynieść mu rozrywkę i ukojenie od obowiązków. Zaś każdy z domowników był aktorem, który to w sposób wręcz perfekcyjny ukazywał swe dziwne zachowania. Przez chwilę mężczyzna zastanawiał się czy na stół nie wskoczy zaraz pokojówka by odtańczyć egzotyczny taniec, zaś pani domu wyciągnie zwłoki z piwnicy. Lecz całość kontentowała go właśnie dlatego, iż absurd owej sytuacji mieszał się z normalnością w idealnych wręcz proporcjach nie przekraczając owej subtelnej granicy zwanej obłędem. Dlatego też poczekał aż krasnolud zabezpieczy swe gałki oczne przed wydziobanie po czym odstawił kielich i nalewając i sobie gorzałki zapytał i zauważalną nutką zainteresowania.

- No więc, o co chciałbyś się mnie zapytać... Jedeusie? Jeśli będę mógł udzielę odpowiedzi.
Spoiler:

Re: Bursztynowa Dzielnica

22
Dziewczyna była zbyt zajęta przygotowywaniem jedzenia by zwracać uwagę na bosego gościa i jego przyjaciela, co Jedeus z doświadczenia wiedział, bo sam uwielbiał kucharzyć i traktował to jako swój mały rytuał. Możliwe, że coś powiedziała sobie pod nosem nie widząc jednak żadnej paniki, gniewu czy zniechęcenia, uznał, że chyba bezpiecznie można się ponownie usadowić na fotelu. Spokojnym krokiem, aby nie denerwować ptaka, podszedł stołu i zasiadł na swym miejscu. Również polał sobie z karafki, choć tym razem nie po krawędź, a do palca. Zamiast od razu wypijać zawartość kieliszka, złapał za nóżkę i począł powoli obracać naczyniem raz w lewo, raz w prawo.

- Hmm... Chyba o... No wypadło z głowy, czasem mi się zdarza jak za często palę swoje zioła. A przy okazji i on przylatuje jak kopcę, chyba lubi zapach dymu. - Rzekł, wskazując palcem na kruka, który od wejścia przyglądał się człowiekowi. Korzystając z okazji uniósł swoją trzecią kolejkę i wychylił na raz zawartość, przetrzymując chwilę w ustach, coby smakiem się podelektować. E, może oni pomogą z paczką. Przez nieoczekiwane kraknięcie towarzysza, brodacz omal się nie zakrztusił, ale na jego szczęście, trunek poszedł w odpowiednią stronę. Nie będąc jeszcze pewnym czy może ufać tym ludziom, podjął decyzję kontaktu mentalnego z ptakiem. Może, zobaczymy najpierw kim są i czy nam nie zagrażają teraz lub w przyszłości. Na to już nie było odpowiedzi, co pozwoliło wrócić do konwersacji z mężczyzną. - Jako, że przy jednym stole siedzimy i trunek dzielimy, zdało by się poznać lepiej Linusie. Czym się taki młody człowiek zajmuje w obecnych czasach?

Mimo, iż Jedeus często miał do czynienia z ludźmi i nieludźmi, ku jego niepocieszeniu, nauczony ostrożności od dzieciństwa nie był bardzo otwarty przy nowych znajomościach. Zazwyczaj jednak, jedna rozmowa była w stanie przełamać barierę lub utwierdzić go, że kontakt z daną istotą jest absolutnie zbędny. Jednak do spełnienia drugiego warunku, trzeba było być podłą mendą lub skończonym imbecylem. Do tej pory nie dało się o Linusie powiedzieć nic złego, zatem i powodów uniknięcia rozmowy z nim nie było. Nadarzała się nieczęsta okazja, by dowiedzieć się jak to jest patrzeć na świat oczami wysoko urodzonego w Qerel, drugim najważniejszym politycznie mieście w całym Keronie. Co prawda nie obchodziła go polityka w aspekcie aktywizowania się w jakiś sposób, lecz lubił być świadomy co się dzieje wokół niego i jak może to wpłynąć na jego życie. Sam fakt bycia samowystarczalnym w dziczy, nie wykluczał zagrożenia ze strony nadciągających oddziałów którejś z walczących stron jakiegoś konfliktu.
"Jeśli myślisz, że jesteś zbyt mały by coś zmienić, spróbuj zasnąć z komarem latającym nad uchem"

Re: Bursztynowa Dzielnica

23
Baron był dość ukontentowany smakiem gorzałki. Przyjemnie mrowiła w gardle i zdawał się wypierać z organizmu niezdrowe Qerelskei powietrze. Oczywiście starał się nie przesadzić gdyż nie maił ochoty zrobić wrażenia nieokrzesanego gbura na pani domu. Domostwo i jego mieszkańcy byli jak już wcześniej wspomniał dość... kolorowym towarzystwem. Lecz stronnictwo "Jakuba właśnie tak mogło być nazwane... kolorowym. Od zgrzybiały starców po młodych i ambitnych ludzi, na różnych nieludziach kończąc. Książę miał talent do przyciągania doprawdy nietypowych sprzymierzeńców, zaś w pewnym sensie młody szlachcic był tego przykładem. Ciekawiło go jednak co Alina widziała w zwykłym dworzaninie... i dlaczego przesyłali sobie listy. Czyżby nie chciała lub nie mogła zamieszkać w obozie? Oczywiście nie było tam wiele kobiet... lecz niewiasta zdolna do kroczenia poprzez zarazę winna znieść i takie trudy... Cóż... miłość dla każdego ma inne oblicze. A to nie było zbytnio odległe od wizji młodzieńca.

Rozmowa z Jedusem zbiegła na dość przyjacielski ton, co zapewne oburzyłoby niejednego szlachetnie urodzonego. Lecz Linus dawno już wyrobił sobie nawyk rozmowy na poziomie odpowiadającym danej konwersacji. Jaki był sens zachowywania etykiety w karczmie, na gościńcu czy na polu bitewnym? Owszem gdy spotykało się dwóch szlachetnie urodzonych... to co innego. Jednak szlachcic przekładał merytoryczność ponad wiele rzeczy. Tak było prościej... a i w razie czego łatwiej było ukryć swą osobowość. Dlatego też kontynuował rozmowę w owym swobodnym tonie.

- Czym się zajmuję... ostatnio służę Namiestnikowi pomocą dla, że tak to ujmę "dobra prowincji i królestwa". Nie mogę rzec, iż jest to coś pasjonującego... nawet jeżeli tak brzmi. Doglądanie ziemi, pilnowanie porządku... problemy miast się rozwiązywać mnożą się... ciężkie czasy Jedeusie... ciężkie czasy. A pono w reszcie królestwa wcale nie lepiej się sprawy mają.

Cóż... powiedział prawdę. Jakkolwiek nie pełną... ale jednak prawdę. Wszak to co robił można był nazwać doglądaniem ziemi i pilnowaniem porządku... co z tego, że kojarzyły się ona raczej z inwestycjami i patrolowaniem traktu. Uderzył kilkukrotnie i nerwowo palcem wskazującym o kieliszek i jakby z zamyśleniu wpatrzył się w stół. Miał dziwne wrażenie, że zastanie na nim mapę Keronu, w którą to tak często się wpatrywał w Książęcym namiocie. Może własnie dlatego, iż jej nie zastała odsunął kieliszek uświadamiając sobie, iż lepiej nie mieszać emocji z alkoholem. Czekał go jeszcze długi dzień... i musiał pozostać trzeźwy do jego końca. Ehhhh... ciekawe czy ktokolwiek doceni jego poświęcenie w odmawianiu sobie uciech dla wykonania obowiązków...
Spoiler:

Re: Bursztynowa Dzielnica

24
Słowa młodzieńca padły na podatny grunt pod rozmowę, ze względu na niezmierną ciekawość świata przejawianą przez wędrowca. Był świadomy, iż nie posiądzie całej wiedzy świata, mimo to usilnie brnął ku poznaniu różnych profesji, dziedzin, poglądów. W rozmowach jego wuj Bubdusaf często powtarzał, iż dążenie do mądrości jest najważniejszym celem każdej istoty, a przynajmniej powinno być. Niewiedza przynosi lęk, ten z kolei gniew, a na koniec przychodzi nienawiść. Tak mawiał. Jedeus zorientował się, iż ma do czynienia z osobą obeznaną z różnymi ważnymi wydarzeniami, a i mimo wieku, doświadczenie i wiedzę pewno miał. Czyniło go to wartym lepszego poznania.

- Ciekawe, naprawdę. Chociaż szczerze mówiąc, póki nie utknąłem w tym mieście to nie odczułem wielkiej różnicy. Wcześniej nieludź nie był traktowany dobrze i teraz nadal nie jest, a że strawę zazwyczaj organizuję sobie sam to i na brak pieniędzy nie muszę narzekać. Gorzej się żyje tylko tym, którzy są zależni od innej osoby. Ale, zapominam się trochę, wybacz mi taką bezpośredniość. - Zapewne znów napełniłby sobie kieliszek, lecz się wstrzymał gdy jego rozmówca odstawił swój. Jako, że nie miał w zwyczaju picia samemu, swoje szkło również postawił na stole. Zwrócił również uwagę na nerwowe zachowanie Linusa, nie wiedział co mogło być powodem, jednak intuicja podpowiedziała mu by wspomóc atmosferę drewnianą przyjaciółką. Zaledwie myśl ta zakwitła w jego świadomości, a ręka już powędrowała pod poły płaszcza. Z jednej z kieszonek wyciągnął drewnianą fajkę, a następnie z sakwy wygrzebał kilka wysuszonych kwiatów. Rozłożył garść na blacie i przebierając palcem zastanawiał się nad wyborem. Gdy rozeznał się już co akurat mu się trafiło, wygrzebał niewielką sztukę, na średnicę paznokcia, kiedyś będącą zapewne różową, teraz jednak kolor był bliższy jasnemu fioletowi. Znalazł drugą i obie wepchnął w cybuch. Następnie wyciągnął dłoń z fajką ku mężczyźnie.

- Palisz? Mam akurat do zaoferowania kwiaty koniczyny. Lepsze niż zioła zazwyczaj dostępne od handlarzy, bo nie uzależniają, mają łagodny dym i w dodatku wspomagają siły witalne. Zaproponowałbym jeszcze Dziewannę, szczególnie ze względu na epidemię, ale ten tu - kiwnął na ptaka - dostałby chyba pierdolca od dymu. Latałby za fajką, do źródła zapachu. - Już miał sięgnąć po świeczkę ze stołu, gdy przypomniał sobie o kruku na ramieniu, zwrócił się więc do Linusa. - Wybacz, niestety nie mam jak ci podać ognia. A wracając do poprzedniego tematu, to byłbyś w stanie opowiedzieć mi coś więcej? Po wuju lubię wiedzieć co dzieje się na świecie, a nie tylko wokół mnie, żeby go lepiej rozumieć.
"Jeśli myślisz, że jesteś zbyt mały by coś zmienić, spróbuj zasnąć z komarem latającym nad uchem"

Re: Bursztynowa Dzielnica

25
MISTRZ GRY

Służąca zdawała się być bardzo tolerancyjna. Tak bardzo, że pozwoliła nawet wynieść te okruchy przyjaciołom Jedeusa (a dokładniej szczurowi), którzy właśnie siedzieli na zewnątrz i zajadali się owymi resztkami. Nie było tutaj wątpliwości, co rozumiał zarówno druid, jak i szlachcic, iż dom ten nie należał do w pełni normalnych.
Eirlayd Berd, służąca i jednocześnie krewna panny Aliny, weszła z obiadem akurat w momencie, gdy Jedeus odpalał swoje zioło. Wyraz twarzy młodej wyspiarki był zaskoczony, ale potem jakby zobojętniała. Rzuciła krótkie częstujcie się, stawiając wazę ze smakowicie pachnącą zupą i pognała po schodach na górę. Zupa była cebulowa i poprzez zapach mimo wszystko dało się wyczuć, iż młode jagnię zna się na rzeczy.
Niedługo potem powróciła dziewczyna w towarzystwie pani domu. Eirlayd skromnie, jak na służącą przystało, Alina zaś raźno, nieco władczo. Dopiero teraz można było się przyjrzeć kobiecie oraz jej protegowanej i o dziwo dało się wyczuć całkiem spore podobieństwa. Skóra pani domu była ciemniejsza o dwa tony niż u przeciętnej kerońskiej szlachcianki, jakby była nieco opalona albo właśnie miała korzenie wyspiarskie. Wilgotne, rozpuszczone włosy były ciemnobrązowe, ale jaśniejsze od Eirlayd, oczy także brązowe, a twarze w jakiś sposób były podobne do siebie. Alina nałożoną miała na siebie prostą, lnianą sukienkę w beżowobrązowym kolorze, co nieco niwelowało jej aurę damy. Twarz jednak nadal wyrażała nieznoszący sprzeciwu ton. Widać było, iż to konkretna kobieta.
I cóż to się stało, panie Jedeusie? Zjadłam pana, pogryzłam, a może otrułam gorzałką? Mówiłam, że nic panu nie zrobię i dotrzymałam słowa. Trochę wiary w ludzi proszę — rzekła złośliwie, przysiadając do stołu i nalewając sobie zaraz ochoczo zupy. Dosiadła się do nich także jej podopieczna, ale ta pozostała cicha. — Eirlayd mówiła, skąd pan jest, panie baronie. Jestem panu wdzięczna za dostarczenie listu od mojego umiłowanego brata, chociaż jak to z nim bywa, za cholerę się z niego nic nie dowiedziałam, jakby to jakaś tajemnica była. A to przecież żadna tajemnica, że wszystkich chłopów z prowincji ściągają do tej Złotnicy. W ogóle, słyszałam o panu, panie baronie. Nie sądziłam, że taka osobistość została książęcym gońcem. Chociaż sam fakt, że paradowanie po tym mieście jest niebezpieczne samo w sobie, o czym ja dzisiaj się przekonałam, mówi mi, że inny raczej by się zesrał w gacie za przeproszeniem, niż tutaj przyjechał. Och, panie Jedeusie, jeśli można, co pan tutaj robi w tym przeklętym mieście? Wygląda pan, jakby dostał się tutaj kilka dni temu — nie dało się nie wyczuć złośliwości w jej głosie, a także drwiny. Alina była treściwą babą i ledwo zjadła zupę, pogryzając ją bułkami, które doniosła Eirlayd, sięgnęła po karafkę i nalała gorzałki sobie i mężczyznom. Dla wyspiarskiej dziewczyny nalała wina, po czym uśmiechnęła się całkowicie szczerze, wznosząc ozdobny kieliszek do toastu i zaraz wlała zawartość w swoje gardło z równą wprawą jak niektórzy starzy wyjadacze.

Re: Bursztynowa Dzielnica

26
Zachowanie służącej nie zdziwiło już Barona nawet odrobinę. W te kilka chwil przyzwyczaił się do faktu, iż domostwo owe nie będzie zachowywało pozorów normalności. Na dodatek obecna atmosfera niezbyt mu przeszkadzała. Wszak lata wręcz spędził w dość... nietypowym otoczeniu. Zaś podróże nauczyły go jednego - jeśli wchodzisz między wrony musisz krakać jak i one. Dlatego też popijając gorzałkę drobnymi łykami oczekiwał na panią domu. Alkohol, kompania i kobiety... czego chcieć więcej? Pal lich, że gdzieś tam wałęsają się dzikie zwierzęta i jego rozmówca wygląda jak dziad. Bywało gorzej. I dalej było tu o niebo lepiej niż w miejscu spotkania z jego informatorem ze slumsów.

Kiedy pani domu wkroczyła do jadalni Linus przerwał spożywanie gorzałki i już szykował się do powstania aby odsunąć krzesło dla Aliny... jednak kobieta uprzedziła jego zamiary co zmusiło młodzieńca do ponownego uderzenia zadkiem o miękkie siedzenie krzesła. Zmierzył niewiastę nieco beznamiętnym wzrokiem jak gdyby potrzebował chwili by upewnić się, iż ogólny jej zarys zgadza się z zakrwawioną i ubrudzoną osobą sprzed kilku chwili. Podobał mu się wyraz jej twarzy. Jego siostra miewała podobny gdy domagała się od kogoś z rodziny pieniędzy. Wspomnienie tej śmiertelnie oburzonej i poważnej twarzy przywołało na twarz szlachcica uśmiech który dość niefortunnie zrównał się z owym momentem wypowiedzi gdy Alina napomknęła o tym, że już to i owo o Linusie słyszała. Choć czy aby na pewno? Wszak plotki i informacje które o nim krążyły równie mocno go bawiły. Oczywiście tych, którzy je rozsiewali miał ochotę wypatroszyć... ale dalej były one zabawne. Trzeba mieć przecież odrobinę dystansu do siebie... prawda?

— Nie ma potrzeby dziękować Pani. Na moim miejscu najpewniej każdy zrobiłby to samo. Co się zaś tyczy mojej bytności w Qerel. Cóż... wolę już być gońcem niż spędzać wieki w jednym miejscu i obrastać mchem i runem leśnym. Co się zaś tyczy zagrożenie jakie to ze sobą niesie... powiem tyle, że nadmiarem rywali o ową posadę nie musiałem się martwić.

Jednocześnie odkotwiczał sobie, iż adresat listu jest nieeeeeco zbyt gadatliwy jeśli chodzi o sprawy wagi państwowej. Możliwe, że po powrocie będzie musiał szepnąć słówko tu i ówdzie. Chociaż przyjacielska rada może wystarczyć. Po co robić sobie niepotrzebnych wrogów? Dlatego też z pogodnym wyrazem twarzy wykonał toast zainicjowany przez Alinę również opróżniając kielich. Miał nadzieje, że lata doświadczenia w piciu u boku swego krasnoludzkiego oficera pozwolą mu dotrwać do końca. Ale w tej chatce równie dobrze na piętrze mógł być burdel a w piwnicy kostnica. Dlatego też postanowił ograniczyć się do toastów. Na razie...
Spoiler:

Re: Bursztynowa Dzielnica

27
Gdy tylko fajka została odpalona, do salonu wkroczyła Alina, choć pierwszy rzut oka mógł być mylący. Wcześniej skąpana we krwi, kurzu, pyle i ogólnym brudzie miasta, niekoniecznie normalna, teraz okazała się być całkiem urodziwą jak na swój wiek, dobrze sytuowaną i w dodatku o bystrym umyśle. Jej docinki skierowane w stronę chwilowego stróża, nie wywołały żadnej reakcji, a odpowiedzią na nie było mruknięcie oraz wylatujące po sobie obłoki dymu.

Po pierwszych słowach, Jedeus zerkał jedynie na zebrane towarzystwo, mało zainteresowany rozmową między Aliną, a baronem. Kogóż bowiem mogły obchodzić rodzinne koligacje, kto jest czyim bratem, czyja ciotka pisze do czyjej babki i tak dalej, i tak dalej. Lecz z chwilą, gdy padło sformułowanie książęcy goniec, uwaga brodacza się wyostrzyła. Postanowił najpierw dać głos mężczyźnie. Sam natomiast skorzystał z okazji i nalał sobie przyniesionej zupy. Po zapachu od razu rozpoznał cebulową, choć trochę odmienną od wersji znanej z przepisu matki. Jak świetnie, jak wspaniale. Najlepsza zupa na świecie! Mimo sporej temperatury, podmuchał kilka razy i załadował zawartość łyżki do ust. Zbiegło się to z końcem wypowiedzi hrabiego to też nie hamował się w okazaniu swego zachwytu.

- Wyborna! Dawno jużem nie próbował tak dobrze przygotowanej cebulowej. Masz dziewczyno talent na królewskim poziomie. Jeśli kiedykolwiek nadarzy się okazja, będziesz musiała koniecznie zdradzić mi kilka kuchennych sekretów. - Słowa te posłał w stronę młodej kucharki, z tego co mu było wiadomo krewnej Aliny. Zaś razem z komplementem powędrował uśmiech, ale nie w stylu zalotnym, a raczej taki, który ojciec, wuj czy mentor rzuca swemu podopiecznemu. - Ja nie żaden pan, bo i żadnych włości nie mam. A w Qerel jestem dla ziół i innych zapasów. Wiedziałem, że jakaś choroba się tu panoszy, tylko nie myślałem, że aż taka. Nie wiem tylko jakim cudem udało mi się dostać do środka, musiałem być nieźle zgrzany skoro nie pamiętam. Teraz zaś szukam możliwości opuszczenia miasta. Muszę dostać się do księcia, mam bowiem informację, która będzie dla niego wielce interesująca. - Wyraźnie strawa wyjątkowo mu smakowała, gdyż gotów był robić krótkie przerwy w wypowiedzi na rzecz choćby łyżki ciepłej zupy. - Co do wiary w ludzi... Ja jej nie mam w ogóle odkąd ludzie, których moja rodzina leczyła całe lata, posiekali mego wuja na kawałki, a matkę powiesili i z głazem u szyi, wrzucili do Śnieżki.

Wyrzucając z siebie ostatni fragment wypowiedzi sprawiał wrażenie spokojnego, obojętnego wręcz, lecz w środku czuł jak podniosło mu się ciśnienie. Nie lubił pokazywać nikomu dookoła swego bólu, cierpienia oraz wszelkich innych negatywnych emocji. Dla niego była to oznaka słabości, a obiecał wujowi, że zawsze, niezależnie od sytuacji będzie starał się być mocny i twardy. Jak na Dębogłowego przystało. Nie chcąc jednak tworzyć sytuacji mogących przetestować jego charakter, złapał za nóżkę swego kieliszka i wlał w siebie całą jego zawartość. Miał nadzieję, iż będzie to sygnał dla wszystkich zamkniętego tematu. Pyknął jeszcze kilka razy z fajki i nie widząc zainteresowania ze strony reszty, przygasił resztę palcem. Po cholerę w ogóle o tym wspominałem. Trzeba było odpowiedzieć na pytanie i siedzieć cicho...
"Jeśli myślisz, że jesteś zbyt mały by coś zmienić, spróbuj zasnąć z komarem latającym nad uchem"

Re: Bursztynowa Dzielnica

28
Linus odprężył się na chwilę. Dym z fajki, gorąca zupa i ogólnie dość ciepła atmosfera przywodziła mu na myśl... na pewno nie dom. Może jakieś ognisko na Północy? A może karczmę? Gdzie pił i łatał rany po ucieczce przed którymś ze swoich niedoszłych pracodawców... albo i nie. Może po prostu atmosfera działała kojąco? Jakkolwiek by nie było... było dobrze. Rozgrzany alkoholem i zupą czuł, że reszta dnia będzie bardziej znośna... lecz nic nie trwa wiecznie.

Atak na jego wytchnienie uderzył z niespodziewanej strony. Od Jedeusa. Zielarz... czy kim on był... począł ględzić coś o ważnych informacjach dla księcia. Baron mimowolnie skrzywił się na dźwięk tych słów. "Książę musi wiedzieć". Od czasu gdy zagnieździł się w Złotnicy każdy chłop z okolicy przyłaził i domagał się coby Książę poradził, rozwiązał problem, pogodził go z żoną... czy odebrał poród. Jak gdyby Jakub był wcieleniem samego Sulona... czy innego boga.

- Jeśli chodzi o owe zioła to sprawy dotyczące handlu dalej załatwia się w ratuszu. Chyba że natknąłeś się na ślady organizacji przestępczych... to się zgłasza do straży miejskiej. Zrozum Jedeusie ... Namiestnik zajmuje się obecnie utrzymaniem Prowincji w jednym kawałku. Większość spraw Qerel dalej załatwia się w Qerel.

Nie była to złośliwość. Po prostu prośba tego... człowieka znikąd w opinii Linusa skończyłaby albo na stercie papierów w polowej kancelarii... albo Jakub całkowicie by ją zignorował. Przerwał aby dokończyć swój talerz parującej zupy po czym rozsiadając się nieco wygodniej i wkładając lewą dłoń za pas rzekł widocznie ukontentowany potrawą i towarzystwem.

- Jeśli chcesz napisze list polecający do odpowiedniego organu władzy... ale o co ci tak dokładniej chodzi?


Zapytał dla formalności. Coby potem nie okazało się że zignorował szpiega kuzynki czy okazję by dopiec komuś z możnych z otoczenia Aidana. Nie żeby na to szczególnie liczył. Jedeus brzmiał i wyglądał jakby wczoraj wyszedł z lasu. Zaś wyciąganie nieludziobójstwa było... bardzo niesmaczne z jego strony...
Spoiler:

Re: Bursztynowa Dzielnica

29
Zanim młodzian skończył swą wypowiedź, talerz Jedeusa był już pusty. Zerknął błyskawicznie w stronę wazy, celem sprawdzenia czy załapie się na dokładkę. Niestety zawartość była na tyle niewielka, że starczyłoby jeszcze dla dwóch osób i kulturnie należało uznać, że kobiety również mogą być głodne, jak i on. Odsunął więc swoje naczynie, tak by go nie kusiło. Wielce liczył, że zostanie zaproponowana dokładka lub kolejne danie, lecz nie chciał być zbyt natrętny. W zasadzie dostał michę zupy, jego mali towarzysze również otrzymali strawę. Nie często spotykał się z taką gościnnością, postanowił więc pohamować się ze swymi zachciankami.

Reakcja wywołana wcale go nie zdziwiła, wręcz się jej spodziewał. Któż normalny bowiem dopuściłby jakiegoś obcego nieludzia, w dodatku bosego, przed oblicze drugiej najważniejszej osoby w Keronie. Wiedział, iż potrzebny mu dobry argument, nie mógł jednak wyjawić od razu całej prawdy. Obecna sytuacja wymagała od niego bycia dyplomatą, a akurat w tej dziedzinie jego doświadczenie było równe znajomości żeglugi - zerowe. Otaczający go ludzie byli wyraźnie z wyższych sfer, czyli zupełnie nieznanego mieszańcowi świata. Świata, który rządził się innymi prawami jeśli chodziło o komunikację. Zawsze uważał, iż świat byłby znacznie prostszy, gdyby wszyscy mówili to co myśleli. Niestety było to podejście utopijne, jak marzenia o pokoju na świecie, braku głodu czy zgodzie między wszystkimi rasami. No po prostu nierealne...

- Nie chodzi mi o me problemy. Z tymi radzę sobie świetnie sam. Półświatek, czy organizacje przestępcze jak je nazwałeś miał, ma i będzie się miał bardzo dobrze, bo ze strażą miejską współpracują... przynajmniej na razie. Ale, ale, ja wcale nie o tym chciałem. Powiadasz, że książę zajmuje się utrzymaniem prowincji w kupie. Czy nie byłoby to o niebo prostsze znając... em... wiedząc skąd się wzięła zaraza w jego stolicy? Właściwie nie skąd, tylko kto ją wywołał.

Hrabia mógł wziąć brodacza za wariata, o ile jeszcze nie miał o nim takiego mniemania, lecz taka informacja mogłaby być wyjątkowo istotna. Zakładając, że była prawdziwa. Jedeus obstawiał, iż jego słowa znów ulecą z wiatrem, zlekceważone przez jakubowego gońca. Nie mógł wyjawić szczegółów, obiecał sobie utrzymanie tajemnicy przed każdym. W obecnych czasach każdy mógł być szpiegiem, podwójnym szpiegiem, zdrajcą i tak dalej... Najmniej z kolei ufał urzędnikom, osobom na wysokim szczeblu, gdyż to ci najczęściej okazywali się być spiskowcami. Czemu zawsze ci mający najwięcej do stracenia, najczęściej podejmują największe ryzyko? Ambicja wyżera chyba mózg im wyżej w hierarchii się ktoś znajdzie... Co prawda nie był typem osoby angażującej się w politykę i sprzeczki, chyba, że w grę wchodziło bezpieczeństwo zwierząt, a sytuacja nie przynosiła mu pewnej śmierci. Był jednak świadomy konsekwencji wojny, mogącej niedługo nadejść. Na szali był Jakub, cynicznie lub szczerze wspierający wszystkich wiernych popleczników, niezależnie od pochodzenia czy rasy, z drugiej zaś strony Aidan nienawidzący wszystkiego co nie było człowiekiem. Wybór był oczywisty. Jeśli dało się poprawić własną sytuację, trzeba było wykorzystać szansę.

- Prawdopodobnie kojarzysz skąd choroba przywędrowała. Jeśli nie to już mówię. Okręt "Perła Eroli" był źródłem. Mało brakowało, żeby zestrachane ludzie nie puściły go z dymem. Na szczęście im to nie wyszło. Dzięki temu, że łajba przetrwała, udało mi się zdobyć informacje. Jeden ze szczurów przekazał mi podsłuchaną rozmowę między kapitanem, a pewnym jegomościem. I tak, rozumiem zwierzęta. Możesz mi wierzyć lub nie. To już zostawiam tobie.
"Jeśli myślisz, że jesteś zbyt mały by coś zmienić, spróbuj zasnąć z komarem latającym nad uchem"

Re: Bursztynowa Dzielnica

30
Baron siedział dłuższą chwilę wpatrzony w talerz. W zamyśleniu... nie... w osłupieniu. Poruszył parę razy szczęką jakby przeżuwał coś w sobie. Spojrzał na Jedeusa. Spojrzał znów na talerz. Na końcu spojrzał na Alinę ze wzrokiem jasno mówiącym "Przesłyszałem się... prawda?". Ale nie. Nikt nie wyprowadził go z błędu. Więc to zdanie... to twierdzenie naprawdę maiło miejsce. Przejechał całą tą drogę z nadzieją, że tym razem obejdzie się bez słuchania wieszczów, opętanych dziadów i obłąkanych startą najbliższych szlachciców. Ale nieeee. Jeden z owych musiał się przypałętać. Linus splótł palce obu dłoni i zrobił głęboki wdech. Spokój... tylko spokój może go opanować. Przecież nikt by nie chciał aby powtórzył się nieprzyjemny wypadek sprzed miesiąca. Ten ze stukniętym kupcem, zło wróżeniu jego najbliższym, pokazaniem mu alternatywnego wyjścia i płaceniem za wybite okno. Spokojnie...

Szlachcic jakby z zainteresowaniem omiótł wzrokiem pomieszczenie szukając ostrych zakończeń mebli i szkła. Tak na wszelki wypadek gdyby puściły mu nerwy lepiej pamiętać gdzie NIE rzucać "oświeconym" mężem. Tylko trupa brakowało by popsuć ten dzień jeszcze bardziej.

- Więc sugerujesz, iż po jak mniemam dogłębnym dochodzeniu z narażeniem życia i zapuszczeniem się do epicentrum zarazy... odnalazłeś sprawcę. Gratuluje. Co więcej zdobyłeś dowody... - tu zerknął na Alinę wymownie i kontynuował - ... którymi to są rozmowy przekazane ci przez... szczura. Dobrze rozumiem?

Baron potarł czoło dłonią. Co miał zrobić do czorta? Owszem... mógł uwierzyć temu dziadowi. Ale nie było najmniejszych szans, że osoba bez dyplomu, wykształcenia i majątku będzie mogła wiarygodnie posłużyć się argumentami, które to przyniosła jej... magia? Bo magią to chyba było. Równie dobrze mógł wierzyć wróżbitą... ale ciągle nie dostał swojego statku załadowanego ponętnymi dziewicami... więc chyba tamten zboczony dziad z Północy chciał po prostu uratować swoje dupsko przed spaleniem. Spojrzał na Alinę i rzucił z lekkim przekąsem.

- Pamięta może pani może precedens kiedy to w Qerel zwierze postawiono na świadka w jakowejś sprawie?
Spoiler:
ODPOWIEDZ

Wróć do „Qerel”