Re: Bursztynowa Dzielnica

31
Mistrz Gry

Tocząca się między Jedeusem a Linusem interesująca konwersacja została skwitowana przez Alinę jedynie enigmatycznym uśmiechem. Interesująca, pewna siebie kobieta spoglądała z rosnącą ciekawością na towarzystwo zebrane w jej skromnych progach, na razie nie pokazując, czyją stronę trzyma. Podobnie zresztą Eirlayd, która zachowywała iście stoicki spokój, popijając swój posiłek winem i umiarkowanie zainteresowanie obserwując toczącą się dysputę.
Cokolwiek mógł Jedeus rzec, nie zrobił tego, bowiem Szkarłatny Baron odezwał się do gospodyni tonem pozostawiającym wiele do życzenia w kwestii uprzejmości - ba, zabrzmiał teraz jak typowy szlachcic, który nabija się z prostszego, ubogiego mieszczanina, z którym przyszło mu rozmawiać. Kobieta zaś ożywiła się i spojrzawszy po obu mężczyznach, odpowiedziała.
Nie, przykro mi, nie przypominam sobie takiego procesu, aczkolwiek nieładnie tak naigrywać się z magii! Jakkolwiek brzmi to niedorzecznie - a nuż ów jegomość mówi prawdę? — ton, którym Alina się posłużyła maskował się bardziej, ale i Linus wyczuł tam ledwo słyszalną nutę sarkazmu krytego przez szczere chęci. Nim jednakże arystokrata mógł coś odpowiedzieć, zdarzyło się coś nieoczekiwanego.
Magia sama w sobie, można by rzec. Raz, coś mignęło mu przed oczami, jakby śmigając przez pokój. Dwa, to coś zaczęło buszować po kieszeniach Jedeusa, ale nim ten zdążył zareagować i złapać złodzieja, Bob, bo był to właśnie ten plotkarz Bob, czmychnął z płaszcza krasnoluda z czymś w pyszczku. Mignął między nogami stołu, a następnie upuścił zwitek papieru tuż obok stóp Aliny, zaraz gdzieś znikając. Ta podniosła tajemniczy skrawek, a następnie w milczeniu przeczytała chyba trzy razy, nim zdecydowała się na przekazanie go Linusowi, wpatrując się dużo bardziej poważnie, niż przed chwilą, wyraźnie oczekując jakiejś odpowiedzi odnośnie treści tego listu.
Spoiler:

Re: Bursztynowa Dzielnica

32
Linus był w pełni świadom, iż przestawał powoli kierować się uprzejmością i ogładą. Ale jego cierpliwość miała granice. Dziad mógł być ciekawą personą jednak jego wywody były warte dla niego nie warte funta kłaków jeśli nie przenosiły ze sobą merytorycznej treści. Co prawda nie wypadł najlepiej w obliczu dam... ale z drugiej strony... była wszak tylko jedna osoba, przed którą bał się cokolwiek nieopatrznie powiedzieć. A owa obłudna Pani domu, choć zdecydowanie intrygująca nie miała w sobie nawet połowy owego wyrazistego uroku... tak, Baron westchnął z tęsknoty i niezainteresowany wywodami gospodyni zapatrzył się w wiszący na ścianie pierwszy lepszy obrazek. Po chwili odrzekł melancholijnie w przestrzeń. Być może była to pewna niekontrolowana reakcja po wyczuciu sarkazmu w słowach szlachcianki... tego nie wiedział sam.

— Magia... nie magia. Udowodnienie tego bez innego czarodzieja jest niemożliwe... a i ci w koło Macieju mówią, że dla każdego moc płynie inaczej... fakt. Niestety tylko żelazne fakty są w dzisiejszych czasach coś warte...

Zamilkł gdy jak na zawołanie magia zadziała się sama przed jego oczyma. Coś mignęło przed jego oczyma. Podążył za tym wzrokiem... i poderwawszy się chciał sprawdzić gdzie owe... coś się udało. Jednak widok szczura jak i późniejsze wręczenie mu listu przez Alinę zatrzymało go na chwilę. Miał zamiar przebiec po kartce wzrokiem i zbadać niecodzienne zjawisko... a potem może aresztować krasnoluda. Wszak użył magii przy stole! To mogło być coś niebezpiecznego. Tak dokładnie myślał... jednak po chwili zapomniał o wszystkim. Absolutnie wszystkim... poza trzymanym w dłoni listem. Treść była... szokująca. Obrażająca. Okropna i obrzydliwa. Skoro zaś w nim wzbudzała uczucie obrzydzenia... nie istniało na tym świecie miejsca w którym byłaby akceptowalna. Wszystko zaskoczyło w jego umyśle. Enigmatyczność krasnala, dygresja o okręcie... całość nabrała sensu. Dlaczego jednak to ukrywał? Bał się? Chciał coś ugrać? Szantażować tak bogaty ród? Tyle pytań... a jedyne słowem które wypłynęło z ust Pana Mglnicy było nazwisko ...wypowiedziane drżącym i ochrypłym z wściekłości głosem.

— Strad...ford...

Spojrzał na krasnoluda... na panią domu... na pokojówkę. Obłęd... ten dom był jego pełny. Nie był w stanie nawet jeszcze w pełni pojąć jak straszliwe pismo miał w dłoni... ale czuł jak go pali. Tak... to była pochodnia. Pochodnai, która mogła rozpalić serca i umysły. Musiał działać. Musiał... wiedzieć więcej. Podniósł list i trzymając go między kciukiem a placem wskazującym rzekł do Jedeusa.

— Jak mówiłem... fakty. Fakty są takie, że posiadasz materialne dowody a ukrywasz je pod bajeczką o szczurach mości krasnoludzie. Nie wiem czemu... dlaczego... i po co. Nie wiem też, czy nie sfałszowano tego w takim czy innym celu. I nie mi będziesz się z tego tłumaczył. Jedziesz ze mną... nie. Jako urzędnik Namiestnika nakazuje ci mi towarzyszyć... i masz mi po drodze powiedzieć WSZYSTKO co wiesz. Dla własnego dobra. Jeśli powiesz prawdę zostaniesz sowicie nagorodzony.

To ostatnie zdanie znaczyło w ustach Linusa tyle, iż żebrak nie zostanie ścięty. Życie wszak jest największym darem. Jeśli zaś nie będzie współpracował... zabierze go siłą. Dłoń jego delikatnie musnęła rękojeść miecza.... jednak szybko rozluźnił spięte mięśnie. Był w gościach. Krasnalem zajmie się gdy już wyprowadzi go z domu... tym czasem...

— Pani Alino... radziłbym albo udać się tobie wraz z krewną niezwłocznie do Księcia.... albo zapewnić sobie jakowąś ochronę. Autor listu jest... problematycznym człowiekiem. Nie chciałbym by z naszego powodu spotkały twe domostwo niepotrzebe... przykrości. O tym, że jestem zmuszony opuścić ten posiłek wraz z owym jegomościem mówić chyba nie muszę... rozumie Pani... mam pewne obowiązki. Ah... i proszę o dyskrecję... dla bezpieczeństwa.

Zacisnął mocno wolną pięść. Kipiało w nim straszliwe uczucie. Tłumił je na razie... lecz wiedział, iż niedługo eksploduje. Spojrzał jeszcze raz na kartkę i wypuścił nerwowo powietrze z ust. Przed wyjściem zerkną jeszcze czym był ten pierwszy magiczny błysk i przeprosił gospodynię za kłopoty. Następnie podszedł do krasnoluda i zapytał chłodno jednak z cieniem uśmiechu na twarzy.

— Idziemy?

Nie żeby Jedeus miał jakiś wybór...
Spoiler:

Re: Bursztynowa Dzielnica

33
Cała szopka, która wydarzyła się tuż przed oczami Linusa, była dosyć komiczna. Rzecz jasna przed oczami miał pieczęć oraz podpis rojalisty, którego nazwisko raczej było jego osobie znane, aczkolwiek jak sam stwierdził - fakty były solidną podwaliną pod całe zajście. Należało więc upewnić się, iż obecny tutaj druid rzeczywiście nie sfałszował listu, a także dowiedzieć się, dlaczego krył, jeśli owe informacje były prawdziwe, takie fakty. Należało więc wyruszyć niezwłocznie do Księcia, aby ten ocenił ich wiarygodność, a następnie... cóż. Jeśli okaże się to prawdą, będzie to kamieniem milowym w planach, jakie Jakub szykował względem Aidana.
Na jego słowa Jedeus burknął jakieś potwierdzenie - nie widziało mu się najwidoczniej podporządkowywanie się cudzym rozkazom, ale nie miał innego wyjścia w tej sytuacji. Alina natomiast bez zbędnych, gładkich słów wstała, kazała się swej protegowanej spakować i oznajmiła, że wyruszą wraz z mężczyznami do obozu, gdzie odda się pod pieczę Crastera. Wkrótce zaś cała czwórka niezwłocznie udała się aż do Złotnicy, gdzie w otoczeniu rozlokował się cały obóz wojskowy. Przedtem jednak do Linusa udał się jeden z chłopców na posyłki z wiadomością, iż ma do przekazania Księciu jakiś list, z zastrzeżeniem, że ma on najwyższy priorytet i musi zostać przekazany do rąk własnych Księcia jak najszybciej. Z treści, do której dostęp miał Linus wynikało, jakoby nie dość, że znaleziono sprawcę tejże zarazy, to na dodatek dzielni naukowcy z Qerel zdołali odkryć jej tajemnicę i stali o krok od sporządzenia antidotum. Nazwisko nic nie mówiło Linusowi, aczkolwiek Jedeusowi tak - podobno ów spotkał tegoż Sylviusa i przez chwilę z nim współpracował. Wyjawił przy tym, że przesłał mu odnalezione zapiski dotyczące samej zarazy, mając nadzieję, że ten coś z nich wyciągnie. Najwyraźniej udało mu się to. Pozostało więc zanieść dobre wieści Jakubowi.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Qerel”