Tawerna "Bezdenny Sztorm"

1
Obrazek

Jest taka forteca, której naturalna fosa urąga najbardziej niedostępnym warowniom. Terra incognita, której jeno odległy zarys z lądu trwogi przyprawia najśmielszym tuziemcom. Śród mgły i krzyków mew, w bliskości portu, acz w mało uczęszczanej części wód przybrzeżnych, „Bezdenny Sztorm” łypie nieprzychylnym okiem na qerelskie gmaszyska.
Stary statek osiadłszy ongiś na mieliźnie, w onych czasach stał się siedzibą Fedora, który stąd niepodzielnie panuje nad swymi dominiami. A jest ich wiele, bowiem pojawiwszy się na arenie qerelskiej swołoczy, w krótkim czasie szelma ta krwawo zagarnęła tutejszy półświatek, wpisując się w poczet nieoficjalnych panów tego miasta. Lęka się gangu Fedora straż miejska, truchleją i insze paduchy, co bez jego zgody śmieliby nielegalną działalność podejmować. Destylacja lewych trunków, środki odurzające i haracze to ino najważniejsze spośród szerokiego spektrum „usług”, które łotr ten oferuje.
Ani chybi nie chcesz z własnej woli wstępować w te złowrogie progi, atoli gdy potrzeba taka wbrew Twej intencji zaistnieje, jeno wyprawa łodzią z wyznaczonych miejsc ku statkowi jest możliwa.
Obrazek

Re: Bezdenny Sztorm

2
[Przybył z Karczmy]

Stasiu nigdzie po drodze nie szedł. Chwycił za miecz, łuk i poszedł prosto na statek o dość interesującej nazwie, na “Bezdenny Sztorm”. Siedzibę niejakiego Fedora, z którym niejaki Fabian von Rothaariger zadarł zabijając w spółce z czarnowłosą Kaliente dwóch jego ludzi. Mieli wręczyć mu haracz, to jest przykre. Walczył tylko i wyłącznie o swoje życie a oni mu karzą zanieść mu pieniądze. Te ich sprawy do cholery. Polityka, najgorsze gówno na świecie. Jeżeli Stasiu będzie miał dzieci czy wnuki to zawsze będzie je uczył “nie mieszajcie się w tą cholerną politykę”. Można spokojnie uprawiać ziemię, najlepiej we Wschodniej Prowincji, żyć swoim życiem, płacić podatki i cieszyć się piękną pogodą i krajobrazami. Ale nie, przyjdzie dłuuuuuga zima i ludzie zaczną się buntować, żeby znaleźć żarcie pójdziesz do jakiegoś zgrupowania chcącego obalić władzę króla. Potem już smród polityki ciebie nie zostawi. Najgorsze co może być.
Nie wiedział czego może się spodziewać kiedy tam będzie się zbliżał, nie wiedział czy nie zestrzelą od razu jak go zobaczą. Być może szedł na pewną śmierć, a być może ten Fedor nie jest takim osiłkiem jak jego ludzie. Kto to wiedział? Może nawet będzie miał jakąś przyzwoitą pracę dla Fabiana? Schować się pod kolejnym imieniem, nałożyć na swoją twarz kolejną warstwę kamuflażu. Co szykował dla niego los?

- Cokolwiek by się nie stało… - Spojrzał prosto w oczy Kaliente - Musisz zachować spokój. -

Mężczyzna spokojnie zbliżał się do potężnej sylwetki “Bezdennego Sztormu”, który stał jakby na nich czekał, widząc ich i przyglądając się im.

Re: Bezdenny Sztorm

3
Idąc za radą Clarisse, niechętnie, pozostawiła Lotkę przy Oberży. Przewodniczka wyjaśniła, że do siedziby Fedora dostać się można jedynie łodzią i nawet, jeśli droga przez port mogła zostać przebyta na końskim grzbiecie, uwiązanie klaczy na brzegu równało się z jej utratą. Qerel, jak każde nadmorskie miasto, było pełne złodziei, rzezimieszków i mętów społecznych. Takich, co to Kaliente ochoczo wyeliminowałaby z tego świata.
Przez port szli w ciszy. Kala milczała z natury, Clarisse najwyraźniej chciała okazać im pogardę, a Fabian dumał nad tym, co ich czeka. Półelfka nie przejmowała się zbytnio całą sytuacją ani historyjką o strasznym bandycie, jakim miał być Fedor. Może i trząsł cały Qerel, ale poza nim był nikim. Nikt o nim nie słyszał, a już na pewno się go nie bał. Kaliente też nie miała zamiaru. Wiedziała, jak postępować w obecności tego oprycha. Przynajmniej taką miała nadzieję. Podążała zatem za Falarem i Clarisse z tym swoim nieodgadnionym wyrazem twarzy, raz po raz mechanicznie przygładzając włosy przy uszach.
W końcu ich oczom ukazał się statek, który kolebał się złowrogo wśród pienistych fal. Z okien biły blade światła rzucane przez płomienie palących się świec. Zniszczone żagle łopotały poruszane wiatrem, nadając łajbie jeszcze bardziej złowieszczy wizerunek. Przewodniczka wskazała ramieniem na okręt. „Bezdenny sztorm” – oto jest siedziba Fedora i tam mieli się udać, by z nim pertraktować. Fabian westchnął i patrząc w oczy Kaliente, prosił ją o rozwagę i spokój. Półelfka wzruszyła jedynie ramionami, poprawiając pasek miecza na piersi.
U brzegu, do którego przywiodła ich kurtyzana ironicznie zwana przez Kalę „Ślicznotką”, znajdowała się łódź. Przycumowana czekała na „gości”, którzy ośmielą się odwiedzić Fedora i jego szajkę. Strach się bać.
- Ruszamy czy stoimy, licząc, że Fedor wyjdzie nam na powitanie? – spojrzała na towarzyszy. – Płyniesz z nami jako przyzwoitka? – spojrzała na Clarisse. Widać było, że obie kobiety nie przepadają za sobą. Kaliente nie lubiła dziewczyn, które udawały bohaterki. Przewodniczka nie była wojowniczką. Jej fachem była prostytucja i jedyną bronią Clarisse był nie miecz, a krocze. I to było dla Kali obrzydliwym.
The Fortune favours the Bold

Re: Bezdenny Sztorm

4
Clarisse, w istocie pogardzająca obecnością zarówno Kaliente oraz Falara, maszerowała na przedzie małego pochodu skazańców, co parę kroków bacznie patrząc przez ramię. Przeprawa przez portową drogę obradzała w różne widoczki - rzucające wodą w górę fale roztrzaskujące się o bele wchodzącego w niebieską toń mola, brudne nierządnice stojące w brązowawej masie błota, popękane beczki unoszące się na mętnej powierzchni brzegowego morza - różne atrakcje kłaniały się oczom zmierzającej na drugi kraniec portu kompani. Dmące wraz z wiatrem zimno niosło ze sobą smród charakterystyczny dla tego fragmentu miasta, smród mewiego gówna, butwiejącego drewna i ponurego sposobu na dopełnienie żywota. Fabian, jako że znajdował się na końcu, za obiema paniami, oprócz wspomnianych wcześniej widoczków mógł podziwiać coś jeszcze. Kala, pałająca do przewodniczki niechęcią i zarazem chęcią mordu, szła z boku. Kontur statku, będącego przecież celem ich przechadzki, przecinał swą czarną postacią poziomą krechę widnokręgu. Nawet z brzegu dało się dostrzec żagle Bezdennego Sztormu - prostokątne połacie materiału wcinające się z mocą w szarość pochmurnego nieba.

Udawana bohaterka Clarisse, wraz ze swoim kroczem, stanęła w końcu przed jakimś pomostem, dając ręką znak do zatrzymania się. Druga ręka przewodniczki powędrowała w prawo - wskazując palcem dwu facetów sterczących na kładce. Pod nimi, na lekko wzburzonej wodzie, bujała się smętnie tratwa abo raczej mała łódź - ale taka mizerna. Para drabów, jako że tak właśnie nazwać ich trzeba, patrzała na nich z zaciekawieniem narysowanym na szerokich mordach.

- To z nimi winniście pogadać - powiedziała ta, którą Kaliente nazwała Ślicznotką. - Bawcie się dobrze.

Bez większego wyboru, tudzież sposobności innego działania, Falar oraz Kala udali się na spotkanie z dwoma mężami. Panowie, rośli w barach tak, że ustawiwszy się obok siebie zagradzali całe przejście przez pomost, powitali ich odpowiednio mruknięciem i warknięciem. Rothaariger postradał już nadzieję na to, że choć jeden z nich zachował jęzor w gębie abo zdolność mówienia, lecz wtem gość sterczący po prawej - obok łodzi - rozwiał jego obawy.

- Macie pewnie interes do Fedora, co? A czego to od niego chcecie?


Ja tu w zastępstwie za Vesperę. Jeden post i znikam. Osa wróci niedługo.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Qerel”