Re: Karczma pod Kogutem

16
Staśkowi nie wyszło dokładnie tak jak planował, ale przynajmniej cięcie miecza osiłka minęło głowę dziewczyny. Ten od razu zwrócił się w stronę rudowłosego i już chciał go przebić mieczem. Czarnowłosa nie chciała długo czekać, żeby się odwdzięczyć i zasztyletowała agresora. Uff, pomyślał i przyczepił miecz do pasa znowu. Spojrzał na swoją zupę, jak ciekła już ze stołu na zimię i była nie do zjedzenia, niestety.
Karczmarz już zaczął płakać za ich plecami, w sumie nic dziwnego, w jego oberży zabito dwóch osiłków jakiejś zgrai. No cóż, nie musieli rozlewać zupy rybnej. Fortuna bywa suką, no cóż.

- Uspokój się przyjacielu, jak na razie to tylko oni nie żyją. To jest ważne. -

Fabian spojrzał na czarnowłosą i zobaczył jej szmaragdowe oczy… Spodobały mu się, żeby nie powiedzieć, że były piękne. Czuł pytanie, to znaczy, tak myślał, wydawało mu się, że dziewczyna chce go zapytać ”Czemu? Dlaczego to zrobiłeś?”, ale jej usta nie drgnęły, więc i on nie odpowiedział. Szturchnęła go i poszła w kierunku swojego ekwipunku. Na jego twarzy pojawił się uśmiech, ale tak jak szybko się zjawił tak zniknął. Jego oczy utknęły w dwóch truchłach. Nie chciał tego, do cholery nie chciał. Mimo, że zagrażali jego życiu nie chciał śmierci. Schylił się i zabrał się do pracy. Dwa ciała ułożył na ziemi obok siebie, przeszukał ich kieszenie, jeżeli znalazł jakieś mieszki pełne gryfów to położył je na blacie, tak samo jak ich miecze.

- Sprzedaj je, albo zrób z nimi co chcesz, kase weź na pokrycie szkód… no i oczywiście na rybę i wino dla pani… dwie ryby! -

Stanisław klęknął nisko i dwoma palcami zamknął powieki jednego z osiłków. Zamknął swoje oczy i wymówił modlitwę.

- Turonionie, Ojcze Krasnoludów, nie proszę ciebie o litość dla tej duszy, gdyż wiem, żeś ty właśnie sprawiedliwy i zimny jak lód. Wiem, że wydasz wyrok na podstawie czystości duszy tego nieszczęśnika, jeżeli dane mu będzie gnić na dnie samego piekła niech tak będzie, jeżeli dane mu będzie pławić się w blasku bogów zaświatów, niech tak będzie. Jedyne o co proszę to o sprawiedliwy osąd. -

Kiedy skończył powtórzył to samo z drugim osiłkiem. Nie wiedział czy zasługują na pogrzeb, teraz przestał o tym myśleć, jeżeli tak jest to Turonion o to już zadba. Fabian podniósł głowę i spojrzał na Kaliente siedzącą z wyłożonymi nogami. Nie odezwał się słowem i sięgnął po resztę swojego ekwipunku. Łuk oparł o ławę, miecz trzymał blisko siebie, kiedy się zorientują, że dwóch oprychów Fetora nie wróciło z oberży? Może za chwilę, może dopiero jutro. Jednak wolał być gotów.

- Fabian… Fabian von Rothaariger, a Ty? -

Re: Karczma pod Kogutem

17
Obserwowała ruchy rudzielca, kiedy metodycznie przeszukiwał kieszenie martwych drabów. Szkoda, że sama na to nie wpadła, aczkolwiek pieniądze dłużne hersztowi tej sztywnej dwójki z pewnością przewyższały wartością ich skromne sakiewki. Poza tym rudowłosy wielkodusznie przekazał znalezione skarby przerażonemu oberżyście. Przewróciła oczyma i zdjęła nogi ze stołu. Wyciągnęła z torby skórzane paski i wolno i pieczołowicie zaczęła owijać nimi swe dłonie. Gdyby trzeba było wkrótce chwycić za miecz, wolała, aby nie ślizgał się w rękach i nie poniszczył skóry szpetnymi obtarciami. Kaliente zachowywała jakieś szczątki dbałości o urodę.
Jak się spodziewała rudy młodzieniec przysiadł się do jej stołu, również gotowy do ewentualnej potyczki, gdyby reszta kompanii tych dwóch zbirów zawitała „Pod Kogutem”. Widać nie była to dla niego pierwszyzna. I do tych myśli półelfka uśmiechnęła się szelmowsko pod nosem. Gdy kończyła owijać dłonie paskami, nie poświęcając ani chwili uwagi nowemu towarzyszowi, ten niepewnym, żeby nie rzec bardzo niepewnym, a może nieśmiałym głosem ujawnił swe imię i dopiero wówczas uraczyła go swoim spojrzeniem. Teraz mogła się mu wreszcie dokładniej przyjrzeć, wiedząc że i on badawczo prześledzi każdy centymetr jej twarzy. Machinalnie przygładziła włosy w okolicach uszu. Był to zabieg wyuczony i całkowicie pozbawiony sensu, bowiem sam kształt jej twarzy zdradzał mieszane pochodzenie. Zlustrowała lico mężczyzny – od rudej czupryny, której grzywa opadała mu na oczy barwy nieba. Nie były one jednak pogodne. Wręcz przeciwnie – bił od nich chłód lodu. Samą twarz posiadał szczupłą, dzięki czemu rysy miał wyraźne, męskie i w tej męskości pociągające. Cerę upstrzoną miał piegami, jak to zwykle bywa u rudzielców takich jak on. Na ustach błąkał się uśmiech zdenerwowania? Podniecenia? Ironii? Nieistotne.
- Kaliente. Bez nazwiska – powiedziała bez ogródek. Wszak jako sierota nie mogła go posiadać. – Narobiło się tu trochę…bałaganu – zauważyła, chcąc pociągnąć rozmowę, co w przypadku Kali było rzadkością. Po prawdzie miała ochotę na towarzystwo. Zbyt długo była sama. Osoba Fabiana wydała się jej godną zainteresowania. Jeśli okaże się to błędem... Umiała sobie z tym poradzić.
- Mam nadzieję, że nie sprawiłam wielkiego kłopotu – rzekła z udawaną skromnością. Oczywiście, że dwa trupy były problemem tak zbytecznym jak zbyteczne są majtki kurwie. Kaliente jednak uśmiechnęła się do tych słów jakby przepraszająco i spuściła wzrok niczym płocha panna. Co za hipokryzja! Musiała jednak zjednać sobie rudowłosego, gdyby zaszła konieczność walki. Lepiej, żeby ochraniał jej plecy, aniżeli wbił w nie nóż. Co innego ona…ale tego przecież Fabian o półelfce wiedzieć nie mógł. Jeszcze.
The Fortune favours the Bold

Re: Karczma pod Kogutem

18
Kaliente… Nie, nie spotkał się jeszcze z takim imieniem wcześniej, może przez to, że prowadził życie wśród chłopów i motłochu, a może nie. Kiedy odezwała się do niego Fabian spojrzał na nią, ich losy są jako tako teraz połączone. Do cholery, czemu on się musi we wszystko mieszać? By siedział spokojnie to by mógł znowu zamówić zupę rybną i na spokojnie ją konsumować. Ale nie! Stanisław nie odpuści i wystąpi w obronie “słabszych”... Kaliente, czy ona na pewno była słabsza od tych dwóch? Ten sztylet wyglądał jak przedłużenie jej dłoni, a rany zadawała bez chwili zawahania, za… rozlanie zupy rybnej.
Fabian zmrużył oczy a przez jego głowę przebiegła jedna myśl ”Kim ona jest?”. Czarne, długie włosy, luźno zwisające, niczym… krucze pióra. Szmaragdowe, piękne oczy. Pociągła, trójkątna twarz, spiczasto zakończone uszy. Teraz ich nie widział to prawda, dziewczyna dobrze je zasłaniała włosami, ale w trakcie dziurawienia osiłków udało mu się to zauważyć. Elfka? Albo mieszaniec. Wiązała bandażami dłonie, nie miała ich zranionych więc to była tylko i wyłącznie prewencja, pamiętał jeszcze czasy jak praktykował w kuźni i po paru pierwszych dniach miał całe dłonie w pęcherzach. Ha, miał racje, największym przyjacielem Kaliente był miecz. To był już drugi sygnał, żeby na nią uważać. Fabian jednak wciąż miał nadzieję, że ona okaże się jego sojusznikiem. Kogoś takiego teraz potrzebował.

- I tak miałem zamiar coś z tymi dwoma typami zrobić, więc nie, nie sprawiłaś problemu. -

Skłamał, ah jaki świetny sposób na zaczęcie znajomości. Jednak było to wymagane, tak sądził, ponieważ nie miał zamiaru od razu zaufać dziewczynie zabijającej bez zastanowienia, która sprawia, albo chce sprawić wrażenie, że jest jej z tego powodu niejako przykro. Oby to było kłamstwo do cholery,bo jeżeli ma ona tak zachwianą równowagę i działa pod wpływem nawet najmniejszego impulsu to w przypadku ewentualnej konfrontacji może być to gwóźdź do ich trumny, a Stasiu nie chce zginąć. Nie z rąk bandytów.

Re: Karczma pod Kogutem

19
Daremne okazały się próby okiełznania mistrza szynkwasu przez półelfkę i jej rudego kompaniona, bowiem nie lza było tak łacno zmitygować tej swoistej antropomorfizacji paniki i trwogi. Gdy Staś jął układać ciała rzezimiechów na podłodze, czerwona smuga bezwzględnie podążyła ich tropem, wyznaczając krwawą drogę, którą od tej pory ten nieroztropny rudzielec miał podążać. Cóż z tego, że położył kalety i miecze zbirów na blacie, skoro stojący za ladą mężczyzna nawet ich nie dotknął, zaś ichniego oręża nie obdarzył choćby mignięciem oka? Jak gdyby w przestrachu, iże za sprawą ciemnych mocy te zaraz same się wzniosą, gotowe w akcie wróżdy poszlachtować gawiedź wokół…

Zmówiwszy modlitwę do Turoniona, która prędzej Stanisławowi spokój sumienia zapewniała niźli tym potępionym jeszcze za żywota łajdakom, rudzielec dosiadł się do czarnowłosego uosobienia gwałtownej śmierci. Rozgorzała konwersacyjka dość niefrasobliwa jak na okoliczności, które po chwili wsparte zostały rybą i winem przyniesionymi przez domniemanego karczmarza - snadź wolał nie ryzykować kolejnej chryi z tą impulsywną wysłanniczką Usala. W tym też momencie dźwierza karczmy otworzyły się dosadnie, a w interlokutorach zagnieździł się niepokój – czyżby nadeszła dintojra ze strony Fedora?

Wpierw do karczemnej izby wkroczył mężczyzna podpierający się laską, którego niektórzy ze zgromadzonego tu tałatajstwa pozdrowili skinięciem głowy. Za nim wkroczył jego popielatowłosy towarzysz, którego bogowie obdarzyli nazbyt sporym wzrostem, potem zaś do środka wtłamsił się brązowowłosy jegomość ze swą czarnowłosą towarzyszką. Ta ostatnia trójka wyglądała na takich, co bez ochyby znają się na machaniu mieczem…

Pierwszą niepokojącą rzeczą, która uderzyła w Derka był blady Jens podający coś do stolika czarnowłosej krasawicy i jej rudego towarzysza. Jego wzrok powędrował dalej, by ze zdumieniem skonstatować morze krwi prowadzące do dwóch trupów, których przestępczą proweniencję Fedora dość łacno mógł wywnioskować.
Tym zaś, co uderzyło w Atleifa zaraz po wejściu do karczmy był… drewniany kubek, na którego trajektorii akcydentalnie znalazł się czerep najemnika. Rzut wymierzony został przez dość podpitego blondyna, którego pierwotnym celem najwyraźniej miała być jazgotliwa mordeczka fałszującego tu wniebogłosy barda.
Spoiler:
Obrazek

Re: Karczma pod Kogutem

20
Stanisław pochodzący z… no właśnie stamtąd, przedstawiający się dumnym nazwiskiem brzmiącym Fabian von Rothaariger, spojrzał na karczmarza a potem na miecze i mieszki. Chciał być miłym człowiekiem, no cholera, chciej chociaż trochę wynagrodzić mu to, że na jego podłodzę leżą dwa pieprzone trupy a ich czerwone peleryny ciągnęły się przez sporą część lokalu. No ale chciał mu pomóc, normalnie koleś do problemów nie dostałby nawet grosza, a teraz by coś dostał.

Zrozum miastowych…

Ryba była dobra, zjadł wszystko szybko… Dawno nie jadł tak dobrego żarcia, w sumie tak naprawdę ostatni dobry posiłek jadł w Meriandos w siedzibie Ruchu Ludowego, co to byli za ludzie. Dobrze, że ich zostawił odpowiednio wcześnie, bo gdyby zaszło to dalej to Zakon Sakira pewnie by ich zaczął infiltrować, a Stasiu nie chciał mieć z nimi do czynienia, nigdy. Kiedy skończył pić zupę chwycił za dzban wina i zaczął się nim rozkoszować.
Wtedy oni weszli do wnętrza oberży. Po kolei, mężczyzna, chodzący o lasce, jego wejście sprawiło, że ludzie obniżali lekko głowy, witali go. To był ktoś znany i raczej lubiany w tym miejscu. Raczej to nie był Fedor, na prawie sto procent. Jakby wszedł tu gangster to raczej by będący tu ludzie się przestraszyli, a przynajmniej większość z nich, a tak się nie stało. Następnym był jakiś wysoki człowiek, ten już dużo bardziej wyglądał na Fedora/jego człowieka, ale Stasiu jakoś to wykluczył. Potem weszli kolejni, jakoś nie wyróżniający się bardziej mężczyzna i kobieta. Wesoła kompania czy przypadek? Rudowłosy tego nie wiedział. To go denerwowało, chciał wiedzieć czy musi wyciągnąć miecz czy może go zostawić na ławie. Nienawidził niepewności.
Jego dłoń spoczęła na rękojeści miecza, mimo to kontynuował picie wina. Spojrzał w stronę drzwi i jedynym co zobaczył był drewniany kubek lecący w kierunku jednego z grupy, która właśnie weszła do karczmy.

Re: Karczma pod Kogutem

21
Przekraczając próg swego dobytku, otrzepał buciory ze śniegu, który się pod nimi zebrał. Było to na tyle bezcelowe, gdyż reszta goszczącego tu portowego łajdactwa, czystość karczemnej posadzki miała w głębokim poważaniu. Zapewne nie było inaczej z nowo przybyłymi gośćmi, którzy tutejszych aparycją nie przypominali, lecz manierami – jak będzie się mógł przekonać – już tak.
Widok pobladłego służalca niczym nowym dlań nie był, gdyż ów do dziarskich nigdy nie należał i byle rozbity dzban z winem mógł przysporzyć mu ataku nagłej histerii. Cennym był on dla Derka towarzyszem, gdyż miał pewność, iż nigdy nie znajdzie jego sztyletu między swymi żebrami.. szczególnie, iż z pensji wypłacanej mu przezeń, nie jest on w stanie takowego zakupić.
Tym razem jednak szkarłatna ciecz nie wylewała się z rozbitego naczynia, lecz ze świeżo podziurawionego truposza. „Ile jeszcze śmierci ten dzień przyniesie?” Rzucił w myślach pytanie do bóstw, widząc zwłoki zdobiącego jego posiadłość. Nadzieję miał, iż to tylko niefrasobliwie zakończony spór pewnych mało znaczących jegomościów.. których rozpoznanie w takim stanie, to było nieliche zadanie.Zapominając o dzierżącej przezeń lasce, dając wrażenie jakoby jej nie potrzebował, pośpiesznie oddalając się od kordonu, który prowadził jeszcze z przystani - podążył w kierunku Jensa. Ignorując witających go stałych bywalców, mijając chłystka szarpnął go za ramię i pociągnął w kierunku szynkwasu.
- Co to za jedni? Co tu się wydarzyło? Mów. – Zalał służalca serią pytań, oddalając się wraz z nim od stolika zagospodarowanego przez dwójkę nowych gości.

Re: Karczma pod Kogutem

22
Obaczywszy, co za afront spotkał Atleifa ze strony drewnianego kubka, Vlangrer podszedł do barda, dłoń mu na ramieniu położył i z niezwykłą sugestywnością charakterystyczną dla ludzi noszących ostry topór za pasem rzekł doń jowialnie:

- Przyjacielu, zamknij mordę.

I zamknął bard mordę, a zdarzyło się to w piątej minucie bytności jakobińskiej osobistości w karczmie „pod Kogutem”.

Następnie Vlangrer rozsiadł się swobodnie przy stoliku w najbliższym sąsiedztwie Kaliente i Falara, temu ostatniemu zaś facjata nowo przybyłego, by nie rzec morda, wydała się jakaś znajoma. Popielate włosy przerzedzały się gdzieniegdzie na zmierzwionej czuprynie Reynarda Vlangrera, która harmonizowała z dość nieporządnym zarostem. Niespokojny duch przemawiał przez sposób bycia tej szelmy, przez te nadpobudliwe ruchy, przez błyszczące niezdrowym blaskiem oczy. Te zwrócił ku Atleifowi i Clarisse, wyczekując ich dołączenia do stolika, pragnąc poznać godność i umiejętności brązowowłosego. Falar zaś wiedział już, gdzie to oblicze miał okazję wcześniej widzieć, choć w bardziej rysunkowej wersji. Na listach gończych, które mijał zmierzając tutaj ulicami Qerel.

Co zaś tyczy się karczmarza, zgromadzeni w tawernie ujrzeli, jak zaraz po wejściu ciągnie swego pomocnika za szynkwas i tamże ucina sobie z nim jakowąś osobistą pogawędkę, której treści zasłyszeć nie wydołali i tym samym materiału do lokalnych komeraży nie otrzymali.

INGEBORG:
Jens przełknął ślinę, spojrzał na Derka tępo i zaraz począł wyjaśniać frapujące jego pracodawcę kwestie.

- Tamci dwaj... to wysłańcy Fedora, szefie. Dziś mija termin spłaty, no to byli trochę podenerwowani, szukali cię wszędy i odgrażali się rybkami w dokach. Kiedy te paduchy jęły mną szarpać na dobre, ten z brzydszą mordą przy okazji wywalił żarło tamtej czarnej. A ta jełopa miast własną rzyć chronić i siedzieć spokojnie, niespodzianie ożeniła mu kosę na zimno! Drugi kurwi syn oczywista nie pozostał bierny, wtedy jednakże do akcji wkroczył rudy gnojek i uratował łeb niezrównoważonej. Psia go mać, potem jeszcze bezczelnie położył ich sakwy na ladzie, coby wyglądało, jakbyśmy to my zlecili rzeź, by móc zaiwanić sobie szmal przydupasów Fedora! Ta czarna to chyba myśli, że będziemy jej wdzięczni za wpakowanie nas w kabałę, bo stwierdziła, że szef to teraz jej wisi tamtą gotówkę, co wcześniej Fedorowi.

Jens w tym momencie ani chybi splunąłby na brudną posadzkę, gdyby nie drobna niedogodność w postaci braku śliny w gębie, której niewiele mu ostało przez nerwowe jej przełykanie.
Obrazek

Re: Karczma pod Kogutem

23
Derek oparł się o ladę i będąc tylną stroną do wypełniającej jego przybytek gawiedzi, drapiąc się po zaniedbanej brodzie słuchał Jensa wpatrzony w obłoconą podłogę. Wiedział, iż musi szybko coś wymyślić i jeszcze szybciej wprowadzić to w życie, gdyż plotki o zajściu mającym tu miejsce, prędko znajdą miejsce w uszach Fedora. To, że się dowie było nieuniknione, ważniejsze z czyich ust i w jakiej wersji. Mógł polecić Reynardowi wyrżnięcie do nogi świadków obstawiających stoły karczmy i liczyć na uciszenie całej sprawy, jednak mimo swojej lubości do krwi przelewania, Vlangrer mógłby nie być skory do zmniejszania liczby swych popleczników.
Gdy kompan jego zakończył swą opowiastkę, sięgnął po pozostawione przez ognistowłosego mieszki. Następnie schylił się pod ladę, odsunął pewien dzban i wyjął stamtąd kwotę, która zapewne miała trafić w ręce tych, których martwe cielska teraz zdobiły posadzkę. Podczas zbierania złota, co jakiś czas zerkał na drzwi. Jednak bardziej się obawiał, iż ktoś przez nie opuści lokal i zacznie gadać, aniżeli wejdzie i rozłupie im czaszki.

- Podaj na stół naszego przyjaciela Reynarada dzban lepszego wina i trzy kufle.. i zajmij się tymi truchłami. - Wskazał spojrzeniem na wspomnianych, trzymając w ręku mieszki wypełnione gryfami.

Nie czekając na odpowiedź służalca, powrócił do stołu winowajców. Powrócił do niego równie szybko, jak się od niego wcześniej oddalił i rzucił nań zebrane mieszki, nie zważając na jadło na nim leżące i ponowne jego rozlanie. Gwałtowny dźwięk monet obijających się o drewno przeszył całą salę, z pewnością zwracając uwagę kilku osobników.

- Weźmiecie gryfy, udacie się na spotkanie z Szefem tych, których obaliliście i spróbujecie go udobruchać w moim imieniu. Skoro śmierć wam niestraszna, to dam wam sposobność spotkania się z nią lico w lico. Możecie zrobić to, albo opuścić to miasto, gdyż kiedy się o wszystkim dowie z ust swoich ludzi, urządzi sobie na was polowanie, a to miejsce puści z dymem i wierzcie mi, nie ujdziecie z tego w jednym kawałku.

Re: Karczma pod Kogutem

24
Stanisław spojrzał się na właściciela oberży, w której właśnie się znajdował. Przerzucił wzrok na sakiewkę pełną pieniędzy. Kiedy mężczyzna skończył utkwiły na nim niebieskie, lodowate oczy rudowłosego. Wiedział, że wpakował się w niezłe kłopoty, wiedział jak działają wataszkowie trzymający w garści, dzielnice, miasta czy całe prowincje. Takowy już kiedyś mu zawadził i w pogodnej duszy Stanisława już od dawna tliła się iskierka rządna zemsty. Gniew to iście ciekawe uczucie, gdyż jeżeli się go nie kontroluje to można niespodziewanie przerzucić go na innych, zupełnie niewinnych ludzi. Tam musiało być sporo pieniędzy, naprawdę sporo. Ciekawe czy wystarczyłoby żeby wynająć jakiś pułk doborowych żołnierzy na jeden dzień? Raczej nie, ale porządnych rębajłów już tak, a gdzie ich szukać jak nie w Kerońskim porcie?
Stanisław podniósł swoje cztery litery, spojrzał na Kaliente, Dereka i ruszył w stronę niejakiego Vlangrera. W dłoni miał sakwę. Usiadł na przeciwko poszukiwanego.

- Nie wiem kim jest szef tych, których nasza czarnowłosa koleżanka, z moją drobną pomocą, podziurawiła. Jakiś Fedor czy coś w tym stylu. Rozumiem, że jest kimś kogo można się bać, ale nie sądzę żeby był kimś kogo zdecydowanie trzeba się bać. Nie wiem kim jesteś ty, ale wyglądasz na kogoś komu może on się nie podobać, dla kogo ten typ może być wrzodem na dupie. Nie chce zgrywać bohatera, ale dopiero co tu przybyłem, zjadłem ciepły, kurewsko dobry posiłek i nie zamierzam stąd spieprzać na śnieg mając na sumieniu tego dobrego tu karczmarza i jego dobytek. Jestem zdania, żeby mu wpieprzyć, podzielić się haraczem i ewentualnymi łupami. Co o tym sądzisz? -

Stasiu nie chciał wyjeżdżać, nie chciał uciekać przed kolejnymi ludźmi, a ten człowiek wydawał się jego szansą.

Re: Karczma pod Kogutem

25
Nim Reynard zdołał do głosu dojść, sędziwy karczmarz wtrącił się, wyrażając swój przeciw wobec planu Falara.

– Nie! – warknął na rudowłosego, nietypowo jak na człeka, który niewielu w umiejętności opanowania ustępował.

Błyskawicznie jednak obniżył ton i kontynuował tak jak już swych rozmówców zdążył nieraz sromotnie zanudzić.

- Nie chcę Fedora wroga, nie chcę Fedora trupa.. chcę go jako sojusznika. Po tym, czego zdążyłeś o nim zasłyszeć, z pewnością sądzić, iż postradałem zmysły. Jednak wiem jak to osiągnąć i uda mi się to, jeśli zechcesz swe pragnienie mordu odłożyć na bok i postępować według mej dyrektywy. Naszego gościa w to nie mieszaj, wystarczając już dziś zrobił dla tego miasta, a złoto należy do mnie, tak jak i decyzja – rzekł opierając się o stół, którego dane mu było wcześniej obdarować pokaźną sumką w złocie.

W dość bezpośredni sposób starał się odsunąć Vlangrera od tego całego zamieszania. Kolejny rządny krwi siekacz był ostatnim, czego potrzebował, by wyprowadzić relacje z Fedorem na korzystny grunt.

- Towarzystwa wam dotrzyma nasza kompanka. – dodał i wskazał oczyma czarnowłosą przyjaciółkę świeżego nabytku jakobinów - Clarisse.
Ostatnio zmieniony 01 kwie 2015, 23:19 przez Ingeborg, łącznie zmieniany 2 razy.

Re: Karczma pod Kogutem

26
Mężczyzna uśmiechnął się kwaśno na widok swojego niedawnego zlecenia i ruszył za Reynardem oraz siwym. Nie podobało mu się to za bardzo, lecz czasami trzeba wejść między wrony, by dojrzeć szerszą perspektywę. A on nie ma zamiaru sobie spierdolić mety w Qerel. Było to dość przyjazne najemnikowi miasto. Jak nie możesz ich pokonać to się do nich przyłącz. Lecz czy na pewno było to odpowiednie wyjście? Cóż. Czas pokaże. Jest łowcą głów, lub jak niektórzy lubią mówić. Pracownikiem na umowie o zlecenie. Brzmiało to o wiele lepiej, niż bezmózgi siepacz, za których większość społeczeństwa ich brała. Gdyby dobrze popatrzyć to jeden najemnik, był więcej wart niż setka żołdaków. Łowcy tacy jak Atleif byli przeważnie doskonale wyszkoleni i przygotowani. Żyli ciągłą walką i nie mieli stałej pensji oraz czasu na zapuszczenie brzucha. Z obiegu wychodziło się nogami do przodu, albo odkładając spory grosz na starość. jednak do obydwu rzeczy brązowowłosemu było daleko. Chyba.
Droga z portu nie trwała zbyt długo, choć wiatr dmący z nabrzeża trochę utrudniał sprawę. Wojownik si nawet ucieszył, kiedy znaleźli się w ciepłej izbie. Niestety. Trwało to tylko chwilę, gdyż kiedy tylko przekroczył próg to jakiś debil postanowił, że głowa najemnika jest idealną tarczą. No cóż. Szermierz oberwał, lecz rany raczej nie zagrażały jego życiu. Gorzej było z pijakiem, który postanowił się tak zabawić.
-Śmieszne. Nad wyraz. - powiedział mężczyzna schylając się po kubek i oddając nowemu koledze jego własność. Niestety nie mógł do niego podejść, więc użył tej samej drogi i odrobinę za dużo siły. Dlatego też kubek rozkwasił nos pijanemu mężczyźnie, a Atleif spokojnie usiadł obok Reynarda.
-Bardzo miłe powitanie. Tego nie można powiedzieć. No dobrze. Zapewne chcesz wiedzieć co mogę ci zaoferować. Najpierw chcę wiedzieć czy moje usługi są tego warte Reynardzie Vlagrerze. - powiedział spokojny tonem szermierz.

Re: Karczma pod Kogutem

27
Gdy tajemna pogwarka toczyła się między Derkiem a Jensem, Atleif porachowawszy się stosownie z niesfornym opilcem, wespół z Clarisse zasiadł wreszcie do stolika Reynarda. Jak na profesjonalistę wśród najemnych przystało zainicjował rozmowę w odpowiednim tonie, na co Vlangrer wpierw zapytał go o imię, a gdy respons otrzymał, tymi słowami zwrócił się do wybornego szermierza:

- Nie słyszałem, byś zatrudniony był w tutejszej Gildii Najemników, Atleifie, co daje mi nadzieję na owocną współpracę. Wiedz bowiem, że my dość kategorycznie odcinamy się od działań tej skorumpowanej konfraterni. – Echo pogawędki ze Spencerem przemknęło we wspomnieniach łowcy nagród - czyżby fakt, iże jego kamrat „przypadkiem” przemilczał kwestię pracy Clarisse u jakobinów miał z tym coś wspólnego?

- Zadanie związane jest z możnymi szlachty kerońskiej, toteż potrzebna mi persona niezależna i odporna na ich wężowe języki, a przy tym niezgorzej potrafiąca machać mieczem. Konieczne będzie aresztowanie pewnych osób, a nawet ich eliminacja, gdyż niekiedy cele agresywnie reagują na próbę ich aresztowania. Zapłata? Cóż, przyjacielu, tyle, ile zdołasz wynieść, bowiem efektem tych działań będzie konfiskata ichnich majątków.

Wtenczas pomocnik karczmarza postawił przed nimi dzban wina i kufle, jednak nie dane było Reynardowi kontynuować podjętego wątku, oto bowiem Derek powrócił i pośrednio spróbował otrąbić zgromadzonej tu hurmie, iże nie on stoi za zabójstwem Fedorowych typków. W efekcie tego nie wiedzieć kiedy rudowłose stworzenie dosiadło się do nich, wystosowując względem jakobińskiego siepacza tak bezczelną propozycję, że ten aż śmiechem parsknął.

- Dawno nikt mi takiej uciechy nie przysporzył co ty, nasz ryży koleżko – odrzekł Vlangrer z błyszczącymi oczyma. – Hucpę to ty masz, trzeba przyznać. Świetna propozycja, ja jednak mam lepszą. Razem z twoją czarnowłosą przyjaciółką udacie się teraz do Fedora i zrobicie dokładnie to, co wam Derek każe. Clarisse pokaże wam drogę, a jeśli zabłądzicie i przypadkiem skierujecie się do wyjścia z miasta, równie przypadkiem rynsztokiem popłyną wasze ciała. Czy wyraziłem się dostatecznie jasno?
Spoiler:
Obrazek

Re: Karczma pod Kogutem

28
Jak na poszukiwanego przystało, koleś robi trochę wrażenie. Vlangrer, szef Jakobinów czy jak oni się nazywali. Teraz sobie przypomniał, szef tych którzy nie lubią władzy. Jedz spokojnie rybę, szukaj pracy, a będziesz w dupie. Życie, życie… Nigdy proste nie będzie dla potomka Białopól.
Stanisław spojrzał prosto w oczy Vranglerowi, poszukiwanemu na terenie Prowincji Książęcej.


- Jak to jest, że człowiek, który przyszedł do tejże przyjemnej oberży zjeść sobie rybę jest zagrożony mieczem, który latał mu nad talerzem zupy. Kiedy ten ów człowiek zaczyna dbać o siebie i podejmuje decyzję, że nie zamierza jeść posiłku kiedy pół metra od niego śwista żelazo to zostaje wplątany w jakąś politykę. Nie przybyłem tutaj, żeby sprawiać kłopoty ani temu dobremu oberżyście, który dba o swój przybytek, ani temu pomagierowi pracującemu w pocie czoła. Przybyłem tu żeby zacząć żyć i przestać do cholery głodować, przez tą pieprzoną zimę trawiącą cały Keron. -

Rudowłosy spojrzał na karczmarza stojącego przy stole, na innego towarzysza Reynarda Vlangrera siedzącego przy nich. Odwrócił się i spojrzał na Kaliente siedzącą dalej w tym samym miejscu. Czarnowłosa zepsuła całkowicie jego plany w Qerel. Nie kręcił głową, nie pokazywał zdenerwowania. Wrócił oczyma do rozmówcy, położył obydwie dłonie na drewnie i wziął leciutki wdech. Stanisław nie bał się tego człowieka, jest coś zdecydowanie straszliwszego niż miecz i śmierć w rynsztoku. Nie, nie chodziło mu Zakon Sakira. Chodzi mu o głód, niesprawiedliwą śmierć, ułomność tego świata.

” Czy ty, człowieku poszukiwany przez strażników, wielki, potężny wojowniku, Reynardzie Vlangrerze, wiesz jak ten świat cierpi przez śmierć niewinnej osoby? Nie sadzę. Jednak może się mylę, może doświadczyłeś tego wszystkiego i stwierdziłeś, że taki jest ten świat? Takie podejście jest łatwe i dla tchórzy.

Stanisław spojrzał na pieniądze i oberżystę.

- Gdzie znajdę tego Fedora? -

”Nikt nie zginie za mnie. Nigdy.”
Sory za czas w jakim odpisywałem, ale świąteczny leń ze mnie jeszcze nie wyszedł! haha :D

Re: Karczma pod Kogutem

29
Długo. Bardzo długo. Za długo siedziała w milczeniu i cieniu nowoprzybyłych. Zupełnie tak, jakby jej nie było. Albo jakby słowa mężczyzn nie miały dla niej żadnego znaczenia. Żaden z obecnych nie był w stanie odgadnąć, o czym myśli i czy w ogóle ich słucha. Najpierw zajęta posiłkiem, przeciągała każdy kęs, delektując się strawą nazbyt wyraźnie, potem wychyliwszy dwie czarki wina, wykrzywiła twarz, uznając jedynie, że jest nieco za cierpkie. Otarła wierzchem dłonią usta i ta sama dłoń machinalnie przygładziła włosy przy uszach. Posiliwszy się niedbałym ruchem odsunęła od siebie półmisek i rozsiadłą się na ławie, opierając plecy o ścianę. Jadowicie zielone oczy lustrowały każdego z przybyłych. Od zwalistej postaci Vlangrera, przez zgarbioną postać prawdziwego karczmarza, postawnego najemnika i smukłą kobietę o ładnej twarzy. Co za dziwna zgraja. Patrzyła na nich spod przymrużonych oczu i w istocie słuchała ich słów, ale sama nie rzekła nic. Nie sięgnęła po rzucone na stole monety. Nie trudziła się nawet by nań spojrzeć. Siedziała i siedziała. To powiodła wzrokiem po wnętrzu oberży, to po naradzającej się grupce. Ich konwersacja nudziła ją. Wreszcie sięgnęła to torby po skórzane paski i zaczęła nimi pieczołowicie owijać dłonie. Rozkazy starca nie robiły na niej wrażenia, tak jak i groźby Reynarda. Jakże głupio postępowali wołając siebie po imieniu przez całą salę. Rudowłosy wreszcie przysiadł się do stołu nowych gości i jął z nimi knuć, po czym posłusznie zgodził się na „grzeczne” prośby oberżysty i zabijaki.
Wtedy wreszcie odepchnęła się lekko od ściany i wstała. Sięgnęła po oręż. Zarzuciła miecz na plecy, sięgając pas i starannie zapinając klamrę. Poprawiła, by leżał wygodnie. Wyglądało to tak, jakby szykowała się do wyjścia. Sztylet wsunęła do pochwy, czemu towarzyszył metaliczny szczęk. Monety zgarnęła ze stołu i wrzuciła do swojej sakiewki. Przecież nie mogą tak leżeć. Kaliente nie lubiła marnotrawstwa. Postąpiła kilka kroków, po których widać było tę taneczną grację Elfów. Usiadła wśród zebranych, jakoby jedna z nich, by wreszcie odezwać się.
- Nie będę długo mielić ozorem, jak wy, bo mnie to nuży – w jej postawie i głosie nie znać było strachu. – Przekabacić tego…Fedora…żaden problem. Fedor dla Was, flota dla mnie– wbiła szmaragdowe sople oczu w oberżystę i zdawało się, że już skończyła swoją przemowę, kiedy skierowała to spojrzenie na Vlangrera. – Proszę mi nie grozić, panie. Możeś ty lepszy zabójca, sprytniejszy i silniejszy. Wszak jestem tylko dziewczyną i tylko tchórze biją dziewczyny – z tymi słowami wstała od stołu i zwróciła się do czarnowłosej kobiety. – Prowadź, Ślicznotko, jeno po Lotkę skoczę.
Kala sięgnęła po płaszcz.
- A ty – rzekła do rudowłosego – Idziesz, czy raczysz się jeszcze tą niezwykle ciekawą konwersacją?
The Fortune favours the Bold

Re: Karczma pod Kogutem

30
Wielkie było zadowolenie Derka po słowach wydalonych przez usta Jakobińskiej szychy, mimo iż jego decyzja wydawała się dla niego być oczywista. Właśnie takiej kontroli nad sytuacją pragnął, kiedy wszelkie kontr-propozycje były brane za kiepski żart. Kiedy wszystko szło po jego myśli, czuł się szczególnie pewnie, bardziej niźli każdy jeden rębiczerep zakuty w swą stalową puszkę.

Karczmarz z oczami wbitymi w lichej jakości drewno od stołu, słuchał ognistowłosego i zaciskał zniecierpliwiony ręce na krawędziach stołu, wystukując co jakiś czas pewną krótką melodię. Coś było w nim, co wyprowadzało nawet tak spokojnego człowieka jakim on był z równowagi. Nie chodziło nawet o wyzywającą barwę jego nagłownego owłosienia, które w jego rodzinnych stronach było często brane za zły omen, a gdy mu podobni zjawiali się w okolicy, była to zapowiedź niechybnego nadejścia pożaru. Jednak mimo iż opowiastki z dzieciństwa i zabobony jeszcze w jego głowie miały swoje miejsce, to od dawna traktował je z dystansem, odkąd zderzył się z brutalną, miejską rzeczywistością. W tym wypadku bardziej na to wpływ miał sposób jego postępowania, wbrew zdrowemu rozsądkowi, które mogło wynikać z młodzieńczej porywczości, bądź najzwyklejszej głupoty.

- Zbierasz tylko to, co sam nasiałeś - skwitował w końcu słowa Fabiana półgłosem, zbijając swoją myśl w krótką wiejską mądrość.

- Tak, dobrze mówi panienka.. czas na was. - Pogonił kompanię dyskretnym, trochę leniwym gestem ręki przed oblicze drzwi. Czas był w tej sytuacji kluczowy, a każde kolejne słowo nieubłaganie, kawałek po kawałku go zabierało.

Czując, że z towarzyszką rudego mogą być problemy, podszedł pewnym krokiem do Clarisse. Z przejęcia całkowicie zapomniał o swej markowanej dolegliwości, targając za sobą zbędną już laskę. Będąc w pobliżu wspomnianej, schylił się do niej schylił delikatnie, by cichcem rzucić jej polecenie.

- Dopilnuj aby żaden gryf nie pozostał w ręce tej zuchwałej elfki.
Ostatnio zmieniony 26 kwie 2015, 1:58 przez Ingeborg, łącznie zmieniany 3 razy.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Qerel”