Re: Statkiem do Grenefod [podróż Grimbera]

61
Grimber z ulgą usiadł choć na chwile, nuda, rutyna, powtórka z rozrywki, chwila w której nie słyszał śmiechu reszty obecnych, była motywacją do dalszej pracy, ale niechęć przeważała, w niczym nie przypominało to jego życia, parującego kociołka, zapachu ziół, oczekiwania na zagotowanie wywaru, niebezpieczeństwa przy przelewaniu naparów, satysfakcji w oku klienta, świadomości własnego rozwoju i zysku. Bardzo pożyteczna sztuczka jednak nie była tak prosta, jak gnom miał nadzieję, a opanowanie jej, wymagać będzie jeszcze wiele pracy, nie załamywał się, ale musiał chwile odsapnąć. Gdy usiadł koło kuglarki czuł że nogi wchodzą mu niebezpiecznie w zadek, chwila była najwyższa, z ulgą rozprostował nogi, lecz niemalże w zachwyt, wprawił go smakołyk, jaki dostał od Cynthii. Ciemne czekoladowe ciasteczka, nie widział ich od pamiętnego dnia, gdy ruszył za nią w pościg, po tym ,jak sprowokowała go na rynku. Wspomnienia wypełniły go, wywołały uśmiech, musiał wyglądać komicznie, ale też szybko, wrócił do rzeczywistości, postanowił się podzielić myślami.

Wiesz Cynthio, sprawiłaś mi wielką przyjemność, ale wywołałaś też wspomnienia, nie masz pewnie pojęcia, kiedy ostatni raz, jadłem ten smakołyk. Różnił się tylko posypką, tu jej nie ma, tam był cynamon, nie wiem czy go znasz, wspaniała przyprawa, wspaniały dodatek. Było to w dniu, w którym uciekałaś przede mną, aż do namiotu, dniu w którym oficjalnie się poznaliśmy. Niemal w tym czasie, rozpoczęła się przygoda, wcześniej zrobiliście nalot, no mniejsza o to, jesteśmy tu i teraz, ten los, naprawdę dziwnie nami kieruje. Smacznego, bo ja wiem, że zajadać będę z rozkoszą.

Gnom już po pierwszym kęsie, wiedział że ma rację, smakowało mu nadzwyczajnie, wydawało się, że nic nie zamąci tej chwili. Siedzi w słońcu, obok przychylnej duszy, zajada smakołyk i nie przejmuje się niczym. Co mogłoby zniszczyć ten obraz arkadii? Nawet w najczarniejszych snach, Grimber by o tym nie pomyślał. Chcąc jeszcze raz obejrzeć buteleczkę i jej zawartość, niemalże dostał zawału. Kieszeń okazała się pusta. Zerwał się przerażony z ziemi i zaczął gorączkowo, rozglądać dookoła. Strach ogarnął całe jego ciało i umysł, brak tak ważnej rzeczy, jak buteleczka z czartem, jednoznacznie zatarła wszystkie jego myśli, nastrój, plany, wspomnienia, wszystko wzięło w łeb. Przez ułamek sekundy nie czuł nic, poza rozpaczą. Gdy dostrzegł w końcu buteleczkę, serce podeszło mu do gardła. Z Dzikim wrzaskiem na ustach, rzucił się przed siebie.

Uwaga, łapcie tego diabła, patrzcie pod nogi!

Gnom na krótkich nóżkach, starał się dopaść buteleczki, widział ku swej rozpaczy, że ta nabiera prędkości i zbliża się do burty, a w konsekwencji, twardych krawędzi, albo co gorsza, morskiej otchłani, przyspieszając jak tylko mógł, dosłownie rzucił się w jej kierunku.

Re: Statkiem do Grenefod [podróż Grimbera]

62
Grimber ruszył w pogoń za uciekającą butelczyną. Nogi miał nieco odrętwiałe, toteż bieg przysparzał mu nieco trudności. Szklany pojemniczek toczył się leniwie w kierunku drewnianej barierki, za którą widniała już tylko niebieska płachta bezkresnego morza. Gnom przyspieszył kroku, widząc oczyma wyobraźni demona dryfującego śród rozkołysanych fal. Obecni na deku załoganci spoglądali na niego ze swoich miejsc - nikt nie miał pojęcia za czym biega zdenerwowany alchemik. Dopiero jego zdesperowany wrzask uświadomił im, o co się rozchodzi. Cynthia zareagowała jako pierwsza, momentalnie przechodząc z pozycji stojącej do rozpaczliwego biegu.

Buteleczka dotarła już do burty, była tuż tuż przy krawędzi - wisiała na skraju Muszelki. Grimber rzucił się za nią - dosłownie - szorując brzuchem po deskach. Schwycił szkło w ostatniej chwili, mocno zaciskając palce na gładkiej powierzchni, w obawie przed tym, by znowu nie wypadło mu z rąk.

Chciał zapewne wstać i włożyć flakonik z powrotem do kieszeni, ale nagle... korek zatykający buteleczkę wyskoczył z wąskiej szyjki, uwalniając całą fioletową ciecz. Zawartość pojemniczka wylądowała w słonej wodzie. Morska toń zabarwiła się na fiołkowo, otaczając statek ze wszystkich stron. Kolorowa plama rosła z każdą sekundą...

Cynthia dotarła do alchemika i pomogła mu wstać. Wyjrzała za burtę - wszędzie dookoła fiolet. Strach wskoczył na jej uroczą twarzyczkę, wykrzywiając małe usta w niewyraźnym grymasie. Cyrkówka rzucała w błękitną wodę przekleństwa, bez przerwy spoglądając na jej ametystowe, niespokojne oblicze. Nie wyrzekła nawet słowa, zbyt była chyba przerażona. W tym momencie przez drzwi od magazynu wypadł czarodziej, a tuż za nim ze środka wyleciał Zervan. Mężczyźni pędzili w ich stronę, wrzeszcząc coś niezrozumiałego. Świszczący wiatr skutecznie zagłuszał ich okrzyki, rycząc swoją zwyczajową pieśń. Gdyby gnom rozejrzał się akurat po pokładzie, to z całą pewnością dostrzegłby Pucka i Gutsa, stojących na drugim końcu łodzi - marynarze wbijali oczy w to, co działo się za burtą. Działo się sporo - woda bulgotała, jakby miała zaraz trysnąć w powietrze strumieniem fioletowej cieczy. Statek pruł do przodu, przecinając kolorową plamę, ale ona podążała wciąż za nim - uczepiła się pokrytego wodorostami kadłuba jak oświetlony jasnymi promieniami cień. Cyrkowiec oraz mag byli już na tyle blisko, że Grimber mógł usłyszeć, co tam do niego wykrzykują. Pojedyncze słowa przedarły się jakoś przez wycie wietrzyska i do uszu alchemika dotarły wyrwane z kontekstu wyrazy:
Życzenie... szybko... demon... życzenie, kurwa!

Cynthia skierowała wzrok nieco niżej i spojrzała uważnie na towarzysza. Jeśli gnom nie zdecyduje się wypowiedzieć wkrótce jakiegoś życzenia - ona zrobi to za niego. Czarownik dał im wyraźny znak, że nadeszła ta pora, aby podjąć wreszcie zdecydowane działania.
Nie ma więcej czasu do namysłu.

Jeśli Grimberowi nic nie wpadnie do głowy, kuglarka wrzaśnie: Chcę, aby ta podróż się już skończyła!

.

Re: Statkiem do Grenefod [podróż Grimbera]

63
Rozpaczliwy bieg, w niczym nie przypominał ćwiczeń, presja i niezrozumienie u innych, prysły jak bańka, jego wrzask, inaczej nie da się tego określić, postawiły wszystkich na nogi. Widok uciekającej nadziei i swego życzenia wyzwoliły jednak, kolejny ukryty pokład energii. Grimber w ostatnim wysiłku rzucił się plackiem i zaczął szorować po burcie na brzuchu. Boleśnie doświadczył kontaktu z drewnem, pewnie sporo czasu, będzie lizać stłuczenia, w jego mniemaniu rany. Ku swej niewypowiedzianej radości, buteleczkę, złapał w ostatniej chwili. Jednak wysiłek opłacił się jak myślał. Jednak przerażone wrzaski zza pleców, uświadomiły mu, że jednak coś poszło nie tak. Zabarwione czartem fale gwałtownie atakowały statek. pełzły po nim, chcąc zdobyć pokład. Sytuacja robiła się coraz groźniejsza. Wrzask czarodzieja i Zervana, przywołanych hałasem, dobitnie świadczył, że chwila jest ostateczna. Grimber nie zastanawiał się długo, miał już dość tego wszystkiego. Nie miał też czasu by cokolwiek wymyślić. Wstał z trudem, mimo kołysania statkiem i krzyknął w stronę pełznącej cieczy.

Czarcie, mam już dość tego wszystkiego, kończmy tę zabawę. Przenieś mnie i wszystkie osoby na pokładzie razem ze statkiem, bezpiecznie do celu naszej podróży. Chcę znaleźć się w Grenefod w bezpiecznym forcie, potem nas zostaw i nigdy nie wracaj.

Miał świadomość iż może nie zdobyć tym sympatii ludzi z Muszelki, ale Cynthia obudziła w nim pragnienie stabilizacji już wcześniej. Teraz czekał już tylko, na spełnienie swego ostatniego życzenia.

Re: Statkiem do Grenefod [podróż Grimbera]

64
Szalejący wiatr porwał słowa wykrzyczane przez Grimbera i cisnął je w toń bezkresnego morza. Przepełniony rozpaczą głos odbił się echem od drewnianej konstrukcji statku, a potem wszystko pogrążyło się w otchłani grobowej ciszy. Spienione fale przestały szumieć, a białoskrzydłe mewy zawarły wreszcie swe rozwrzeszczane dzioby. Jakaś nadprzyrodzona martwota oblazła pokład, pochłaniając wszystkie dźwięki. Marynarze stali nieruchomo - jak zaczarowani, ale tak naprawdę, zdjęci byli strachem. Napięcie urosło do olbrzymich rozmiarów i ogromnym ciężarem spoczęło na piersiach załogantów. Jakaś pognieciona pusta narastała wewnątrz każdego z nich i nagle wybuchła...

Fioletowa woda wystrzeliła w górę, zalewając dek deszczem kolorowych kropel. Ściany skłębionej wody otoczyły Muszelkę ze wszystkich stron. Słoneczne promienie sączyły się przez barwną zasłonę, rozścielając na pokładzie ametystowe światło. Morze uniosło się w swym gniewie, zamykając łódź w gigantycznej bańce. Statek stanął. Nie mógł płynąć dalej, kiedy wodna przeszkoda torowała mu drogę. Demoniczna ciecz przesłaniała cały widok - wszędzie tylko ten paskudny fiolet.

Potężna kopuła wyrosła z morskiej toni i zawisła nad statkiem niczym sklepienie w jakiejś pradawnej świątyni. Marynarze podnieśli oczy ku niebu, które pokrywał potężny, ametystowy całun. Wszyscy członkowie załogi stanęli przy sobie, na środku pokładu. Cynthia przytuliła się do Zervana, a Caska - usłyszawszy wrzaski - wyszła z kajuty, aby dołączyć do swego narzeczonego. Morgan wciąż leżał w magazynie, związany ciasno jak prosię i nikt nie zwracał na niego uwagi. Załoganci powstrzymali pierwsze przejawy panicznego zamętu, ale strach nadal zatruwał im krew w żyłach.

Wtem rozległ się głośny pisk - ogłuszający wizgot, przypominający w swej istocie świergot milionów wystraszonych ptaków. Demoniczna bańka pękła, jakby była zrobiona z wydmuchanych pomyj mydlanych. Tworząca ją woda spadła na dek, mocząc zebranych na nim załogantów. W miejscu, gdzie ciecz uderzyła z największą mocą, siedział teraz on - fioletowy czart. Stwór poczekał, aż wszyscy marynarze zwrócą na niego swój wzrok, a potem powiedział tym cienkim głosikiem:

- Czy ja dobrze usłyszałem? Chcesz się znaleźć w bezpiecznym FORCIE? Jak sobie życzysz! *pstryk*

Demon trzasnął palcami i zaczął dygotać na całym ciele. Otoczył go szarawy dym, który pojawił się właściwie znikąd. Pasma ciemnej pary przylegały do jego fioletowej skóry, która sama przybierała lotną postać. Czart dosłownie rozpływał się w powietrzu i już po chwili zniknął. Nie została po nim nawet plama ametystowego płynu. Pozostałości tej cieczy wkrótce wyparowały, jak gdyby ktoś zdmuchnął je z powierzchni statku. Członkowie załogi oraz czarodziej nie wiedzieli, co robić. Wszystkich ogarnęło przekonanie, że ten dziwny spektakl demonicznych mocy nie dobiegł jeszcze końca. Nie było wcale w błędzie. Muszelka zakołysała się, jak gdyby ktoś rąbnął w nią od prawej burty. Wszyscy marynarze polecieli w przeciwna stronę, wpadając na niską balustradę.

Całą łajbą targały narastające wstrząsy. Nikt nie wiedział, że statek oderwał się od wzburzonej, morskiej toni i szybował nisko nad powierzchnią wody... wszyscy stracili przytomność. Zervan przeleciał obok barierki, upadł na kolana i już nie wstał. Cynthia legła obok niego. Grimber leżał, oparty plecami o jakąś skrzynię, którą puściły popękane sznury. Guts z Caską byli przewieszeni przez jedną z beczek. Puck padł na dechy, twarzą zwrócony był do góry. Jedynie czarodziej opierał się jakoś sile, która odbierała mu świadomość. Próbował nie zemdleć, ale w końcu nawet on dał za wygraną. Nim poleciał na podłogę, zdążył jeszcze rzucić okiem w niebo. Dostrzegł tylko wszechogarniającą ciemność.


Ostatnie życzenie zostało wypowiedziane. Grimber wraz z towarzyszami przenosi się TUTAJ.
Spoiler:
.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Qerel”