Re: Statkiem do Grenefod [podróż Grimbera]

46
Wystąpienie Grimbera było jak iskra, która zbłądziła i po wielu latach odnalazła się we fiolce z łatwopalnym, siarkowym roztworem. Jego przemowa wywarła na wszystkich ogromne wrażenie. Skrajnie różne emocje widniały na twarzach zdezorientowanych marynarzy. Puck przez cały czas niemalże kipiał gniewem, bo Zervan nie dał rady nawet odrobinę opanować jego narastającej złości. Guts, nie chcąc brać udziału w ewentualnej awanturze, odszedł nieco w tył, kryjąc się za wysoką beczką. Cynthia patrzyła na to wszystko zza stołu, dojadając nieśpiesznie resztki z obiadu. Jedynie młodzieniec-mag był niezwykle spokojny, jak gdyby całe to zamieszanie nie miało z nim w ogóle nic wspólnego. Morgan wyglądał na wystraszonego, pot spływał mu po policzkach, a pomarszczone ręce drgały nawet silniej, niż przed chwilą. Przyciskał szklaną buteleczkę do piersi i pełnym jadu wzrokiem wpatrywał się we wszystkich załogantów. Postanowił, że łatwo swojego życzenia nie odda.

- Nie mam prawa? Ja nie mam prawa, psiajucho? - Warczał stary marynarz, jeszcze mocniej ściskając flakonik. - Jestem waszym kapitanem, a Muszelka należy do mnie! Ten demon też jest mój, psubraty. Wara mi od niego, wara! Pókim żyw, nie zabierzecie mi butelki. Po moim trupie dostaniecie go w swoje łapy! Niewdzięcznicy, darmozjady, śmierdzące szczury lądowe!

Wychlany wcześniej rum oraz wrodzony temperament Morgana dały nagle o sobie znać. Gospodarz wrzeszczał jak opętany, tocząc pianę z ust. Odepchnął Grimbera i ruszył w stronę drzwi, ignorując spojrzenia zdziwionych załogantów. Chciał wyjść na pokład, ale Puck stanął przed nim i skrzyżował ręce na piersi. Morgan syknął, posyłając w stronę młodzieńca-maga znaczące spojrzenie.

- Nie licz na mnie - odpowiedział tamten. - Ja swoją część umowy wykonałem, resztę zostawiam w twoich rękach. Baw się dobrze i nie narozrabiaj.

Kapitan wycedził kilka brzydkich słów przez zęby, a potem schował butlę z fioletowym płynem do jednej ze swoich kieszeni. Odszedł od drzwi, przeszedł na środek kajuty i położył dłoń na rękojeści miecza. Ostrze wysunęło się do połowy ze skórzanej pochwy, świecąc nagością wypolerowanej stali. Morgan obrzucił towarzyszy krótkim spojrzeniem i powiedział:

- Elf wyłowił skrzyknę, Grimber ją otworzył, a ja wypowiem życzenie. Jak komuś się coś nie podoba, to niech wyciąga brzytwę i staje przede mną, załatwimy to po męsku. No, ktoś ma jakieś...

Stary marynarz chciał coś jeszcze dodać, ale jego słowa zagłuszył krzyk Caski, która dopiero co weszła do magazynu. Kobieta miała w oczach strach, a na moment zabłysło w nich zdziwienie - kiedy zerknęła na białowłosego młodzieńca. Ignorując nie-znajomego, podbiegła do Gutsa i szepnęła mu coś na ucho. Kwatermistrz złapał się za głowę, a potem rzucił utytłaną w sosie łyżkę na podłogę.

- Roy nas... on nie żyje - wydusił z siebie, przełykając gorzkie łzy.

.

Re: Statkiem do Grenefod [podróż Grimbera]

47
Grimber cofnął się po swojej przemowie, szukał jej efektów, reakcji było wiele, ale tylko Puck nadal otwarcie stał po jego stronie. Gdy kapitan wpadł w furię i zaczął rzucać epitety w kierunku załogi, nie trzeba było być geniuszem, by zobaczyć większe poruszenie wśród załogi, a już na pewno u pół orka. Gdy Morgan w przypływie pasji, odepchnął gnoma, ten zatoczył się ładnych parę metrów. Pijacki szał i adrenalina to było jasne, potęgowało jego siłę. Wyjście dowódcy na środek i rzucenie wyzwania mógł się tego spodziewać, ale w starciu był bez szans. Przeczuwał, że jeżeli nie Puck, to nikt tego życzenia nie odbierze. Sytuacja została przerwana wejściem Caski, jej informacja, sparaliżowała załogę, tuż po tym, jak została przedstawiona, przez równie załamanego kwatermistrza. Gnom stracił kolejny argument, teraz w zasadzie, poza tym, że pijak straci to życzenie bezsensownie, nie należało już do nikogo, on był nim średnio zainteresowany. Chciałby, aby ta podróż w końcu się zakończyła, ale nic na to nie wskazywało. Kolejny raz jednak wyszedł na środek i rzucił.

Widzisz, coś teraz zrobił głupcze? Ta śmierć to wyłącznie twoja wina, twoja żądza i zachłanność zapijaczony draniu. Dobra istota straciła życie, przez ciebie. Gdyby dostał to życzenie, mógłby prosić o zdrowie. A ty... Jesteś żałosny, naprawdę żal mi cie, chyba nie tylko mi, nie ja jeden, wstydzę się, za kapitana tego okrętu.

Skończył i ryzykując sporo, wpatrywał się w rozpalone oblicze pijaka, w myślach, życzył mu już, wszystkiego co najgorsze, według nie, powinien jakoś zapłacić, za życie niewinnego elfa.

Re: Statkiem do Grenefod [podróż Grimbera]

48
Sytuacja z każdą chwilą robiła się coraz bardziej napięta. Słowa alchemika nie wywarły żadnego wpływu na Morgana, który w dalszym ciągu stał pośrodku kajuty, ściskając w lewej dłoni butelczynę, a w prawej rękojeść szabli. Gospodarz rzucił okiem w stronę Pucka, który awanturował się najgłośniej i posłał mu pełne gniewu spojrzenie. Orkowy sternik wyminął Zervana, a potem podszedł do gnoma, widząc w nim pewnego sojusznika. Cyrkowiec próbował go powstrzymać, ale zdenerwowany półork całkowicie zignorował jego słowa.

- Grimber ma rację! - Wykrzyknął, a w jego głosie dało się usłyszeć skromną nutę rozpaczy. - Nigdy ci nie ufałem, a teraz wszyscy widzimy, jakim jesteś draniem.

Morgan dyszał ciężko, był zbyt wkurzony, aby wydusić z siebie choć jedno zdanie. Cynthia odłożyła na bok gary i przeszła obok niego, stając tuż przy alchemiku. Zervan, widząc jej decyzję, również dołączył do buntowników. Caska oraz Guts wyglądali na mocno przerażonych, chyba wahali się, nie wiedząc, którą stronę konfliktu wybrać. Z kolei mag był bardzo zadowolony i oglądał całe to przedstawienie z beztroskim wyrazem twarzy. On dostał już to, czego chciał. Wykorzystał życzenie demona, by zyskać drugą młodość.

- Niech wszyscy się uspokoją - powiedział czarownik, z przyzwyczajenia drapiąc podbródek, na którym niegdyś wisiała długa broda. - Na pewno dojdziecie do jakiegoś kompromisu. Panie kapitanie, po co te nerwy, przecież...

Odmłodzony czarodziej chciał przemówić Morganowi do rozumu, ale przerwał, bo nagle w pomieszczeniu rozległ się głośny brzdęk. Gospodarz statku upadł na podłogę, wydając z siebie cichy stęk. Stał nad nim Guts, dzierżąc w dłoni metalową patelnię. Kwatermistrz był cały czerwony, ale jednak uśmiechnięty. Odrzucił naczynie na bok, przyklęknął obok nieprzytomnego kapitana i wyjął mu z dłoni wypełniony fioletową cieczą flakonik. Ostrożnie przekazał buteleczkę na ręce Grimbera.

- Zasłużył sobie - wyszeptał, wciskając demona alchemikowi. - Sukinsyn, podobno dobierał się do Caski.

.

Re: Statkiem do Grenefod [podróż Grimbera]

49
Grimber po swoich słowach, nie spodziewał się żadnych cudów, mimo to jednak, zmusił ludzi do działania i wybrania odpowiedniej strony konfliktu. Reakcja pół orka była oczywista, natomiast bardzo mile, zaskoczyła go Cynthia, zdecydowanie poparła swą postawą jego słowa. W tej sytuacji postawa Zervana była oczywista, nie zostawiłby ukochanej samej, ani nie dał jej narazić na niebezpieczeństwo. Kwatermistrz i jego kobieta, mimo wszystko, nadal pragnęli zachować dystans. Mag mimo początkowej obojętności chciał jednak uspokoić wszystkich, najwyraźniej uznał, że sam statkiem nie pokieruje, skoro wszyscy by się pomordowali, lepiej być mediatorem, taką postawę też przyjął. Efekt jego słów miał uspokoić, ale oszołomienie i kapitana, przez kwatermistrza, zszokowało chyba wszystkich, a już na pewno gnoma. Zdumiony obserwował jego upadek i czerwoną, ale uśmiechniętą twarz Gutsa. Stało się jasne, że wszyscy, są przeciwko kapitanowi, ku konsternacji Grimbera, buteleczkę z demonem otrzymał on. W głowie miał tylko jedną myśl, ryzykowną, ale postanowił się nią podzielić ze wszystkimi. Czując na sobie wzrok, każdego w pomieszczeniu powiedział.

Słuchajcie, nie czuje się szczęśliwy, trzymając tego demona, wątpię czy jestem w stanie uszczęśliwić każdego, a nie zrobiłem nic, by zyskać życzenie wyłącznie dla siebie. Po pierwsze, zabierzmy broń tego wariata, a i jego trzeba związać i zamknąć, myślę, że to priorytet, podejrzewam, że żyje i obudzi się wściekły. Co do życzenia, jedynym moim pomysłem jest zapytanie demona, czy może zwrócić życie naszego Roya, najpierw jednak, o decyzję zapytam was, zastanówcie się nad tym, to bardzo ważne.

Kończąc, nieco przestraszony, obserwował reakcje innych, a sam podszedł i zabrał broń kapitana, był za mały i za słaby, by skrępować go, miał nadzieję, że ktoś to zrobi, a reszta potraktuje poważnie opcję , jaką im zaproponował.

Re: Statkiem do Grenefod [podróż Grimbera]

50
Rzeczywiście, wszyscy członkowie załogi wpatrywali się w osłupieniu na Gutsa, który jednym, celnym ciosem żeliwnej patelni rozładował całe nagromadzone napięcie. Kwatermistrz oddał butelczynę z czartem Grimberowi, który nie był z tego tytułu jakoś specjalnie zadowolony. Dojrzałość alchemika pozwalała mu przewidzieć możliwe konsekwencje płynące z wykorzystywania demonicznej mocy do spełniania życzeń. Wrodzona, albo nabyta podczas podróży intuicja podpowiadała gnomowi, że z tym stworem trzeba obchodzić się nad wyraz ostrożnie.

Zanim Grimber zdążył w ogóle wspomnieć o tym, by jak najszybciej związać nieprzytomnego kapitana, Zervan doskoczył do niego i wraz z Gutsem poczęli krępować jego członki znalezionym w jednej z beczek sznurem. Już po chwili Morgan leżał między dwoma skrzyniami, ciasno okręcony grubą, szorstką liną. Nie odzyskał jeszcze świadomości, dlatego jego ciało było wiotkie, jakby pozbawione wszelkich kości. To znacznie ułatwiło marynarzom robotę.

Roy wypuścił z siebie ducha. Jego ciało było chłodne, choć koc przykrywał go od stóp po samą szyję. Blada twarz młodego elfa przybrała kamienny wyraz, a wąskie usta rozchyliły się nieco, jak gdyby uleciało przez nie ostatnie tchnienie umierającego chłopca. Nawet po śmierci wyglądał na zmęczonego. Gorączka w kilka godzin odebrała mu życie, a wcześniej zrzuciła na jego barki ogromny ciężar - spowodowane chorobą cierpienie. Bolączka ustała dopiero wtedy, gdy serce młodzieńca przestało bić.

Propozycja Grimbera spotkała się z różnymi reakcjami. Alchemik ponownie wprowadził towarzyszy w konsternację. Puck był chyba przeciwny takiemu rozwiązaniu, ale nie odezwał się ani słowem. Można było odczytać to jedynie z jego oczu, które zachłannie patrzyły na wypełnioną fioletem butelkę. Guts i Caska byli zgodni co do tego, że takie użycie życzenia będzie najlepszym wyjściem. Z kolei cyrkowcy milczeli, patrząc na siebie nawzajem i zastanawiając się nad odpowiedzią. Nie dane było im jednak przedstawić swojego zdania. Zanim zdążyli wydać swoją opinię, odezwał się odmłodzony mag, przekreślając nadzieję wszystkich załogantów.

- Nie może - powiedział krótko, wbijając wzrok w alchemika. - To tylko zwyczajny demon, on nie ma takiej mocy. Nawet gdyby przywrócił waszemu przyjacielowi życie, to pewnie zrobiłby z niego bezrozumnego ożywieńca. Czarty są naprawdę podstępne, uwierzcie mi na słowo. Poniechajcie tego życzenia, bo to nie skończy się dobrze.

Marynarze stali w bezruchu, walcząc z tylko sobie znanymi myślami. Ktoś westchnął cicho, oddając tym samym nastrój wszystkich zgromadzonych. Demonolog miał przecież słuszność, ten stwór nie jest dostatecznie silny, a na pewno nie jest godny ich zaufania. Poza tym, tylko czarodziej, jak do tej pory, miał z demonem jakiś bliższy kontakt, toteż pewnie zna go lepiej niż ktokolwiek inny. Z jego zdaniem trzeba się liczyć, ale z drugiej strony - nic nie stoi na przeszkodzie, aby zignorować jego ostrzeżenie. Decyzja należy do nich, a w głównej mierze - do Grimbera, który za sprawą swojej wiedzy, postępowania oraz szklanej butelki stał się jakoby bardzo ważną osobą na statku.

.

Re: Statkiem do Grenefod [podróż Grimbera]

51
Grimber obserwował, jak obaj mężczyźni wiążą Morgana, widać było wprawę w ruchach, wolał udawać sam przed sobą, że na pewno nie trenowali na ludziach, bawił się orężem kapitana, był dla niego trochę za duży, waga była mniejszym problemem, choć faktycznie ciążył mu,gdy usiłował trzymać go dłużej w poziomie. Po skrępowaniu i sprawdzeniu więzów, obserwował kolejno twarze wszystkich zebranych, jego pomysł dość mocno ich zadziwił, jednak poza twarzami Ceski i Gutsa, ciężko było znaleźć entuzjazm. Wizja przywołania zmarłego, no cóż, raczej przerażała ich, gnoma także.Zastanawiał się ciągle, co jak nie to, wizja bogactwa i sławy, poważnie mu ciążyła. Chęć zdobycia dodatkowej wiedzy, a może i nawet uzyskanie kolejnych talentów. Nie miał doświadczenia i piekielnie bał się podjąć jakichś decyzji. Ostatecznie słowa wymłodniałego maga, sprawiły, że jego pomysł został zdecydowanie przekreślony. Nie miał najmniejszej ochoty, ryzykować, że czart coś im wywinie, być może sprowadzi nawet kolejnego demona, takie ryzyko nie wchodziło w grę. Wiedząc, że teraz wszyscy skupiają się na nim, odpowiedział wprost, jeżeli to on ma decydować, to taka jest jego opinia.

Słuchajcie, przemyślałem to wszystko, nie będziemy próbować wskrzeszać Roya, ryzyko jest zbyt wielkie, ten demon, mimo iż nie najpotężniejszy, mógłby spokojnie każde zdanie, zinterpretować po swojemu i sprowadzić kolejne nieszczęście. Czekam na wasze pomysły, ja w obecnej chwili, deklaruje, by życzyć sobie, powrotu demona tam, skąd przyszedł, to demon, sługa ciemności, może spowodować na wolności straszne szkody, proponuję upewnić się, że albo to zniszczymy, albo nikt tego nigdy nie odnajdzie...

Re: Statkiem do Grenefod [podróż Grimbera]

52
Choć był najmniej zaangażowany w tę sprawę, młody mag jako pierwszy zabrał głos. O demonach wiedział najwięcej, a to pozwalało mu wodzić prym w tej dyskusji. Roztrząsano przecież ważne sprawy, w związku z czym jego opinia była jak na wagę złota. Marynarze uważali go jakoby za eksperta, którym po prawdzie był.

- To byłoby straszne marnotrawstwo - powiedział na początek. - To ostatnie życzenie, prawda? Kiedy zostanie zrealizowane, pakt zostanie natychmiastowo zakończony, a wtedy - czart stanie się wolny. Długo już siedzi w tej butelce, więc pewnie dobrowolnie będzie chciał wrócić w zaświaty. Uwierz mi - rzucił do alchemika - to życzenie można wykorzystać znacznie lepiej.

W głowach marynarzy znów zrodziły się skrajne opinie. Żaden nie powiedział, co myśli o uwagach czarodzieja, ale po zachowaniu niektórych łatwo można było wywnioskować, że nie są do końca zadowoleni ze obrotu spraw. Grimber poprosił ich o wyrażenie własnego zdania, ale nikt z załogantów nie kwapił się ku temu. Dopiero Cynthia, po dłuższym namyśle, postanowiła powiedzieć co nieco od siebie. Zervan, kiwając głową, dał wszystkim do zrozumienia, że popiera zdanie ukochanej.

- Słuchajcie, a gdyby tak nie wykorzystywać tego demona? Nie potrzebujemy teraz żadnego życzenia, a niedługo jego moc może nam się przydać. Kto wie czy wieczorem nie zaatakuje nas jakiś kraken, albo inne monstrum. A wtedy taki czart mógłby uratować nam życie.

Na wspomnienie o morskiej bestii marynarze jakby posmutnieli, a cień strachu spowił ich zmęczone podróżą twarze. Oczywiście, nie mieli najmniejszej ochoty na spotkanie z przerośniętą ośmiornicą, o które legendy słychać w każdej portowej tawernie. Argument kuglarki trafił w sedno, wydawał się chyba najrozsądniejszym wyjściem. Mimo to, nie wszystkim przypadł zrazu do gustu.

Puck wysłuchał słów cyrkówki, a potem przedstawił towarzyszom swój własny pomysł, który jakoś przypadkiem zadzwonił mu pod kopułą. Sternik spojrzał na maga, a potem przeniósł wzrok na stojącego obok gnoma. Podrapał się po zarośniętym policzku, wyszczerzył pożółkłe zęby w dziwnym półuśmieszku, a potem powiedział:

- Gdyby jakieś bydle nas zaatakowało, to ten czarownik z pewnością nas obroni - wskazał palcem na odmłodzonego maga. - Jest nam w końcu coś winien, bo dalej nie zapłacił ani jednego gryfa za transport. Powinniśmy jak najszybciej wykorzystać to życzenie, bo nie wiemy, co może się stać. Jest szansa, że demon ucieknie, albo butelka wpadnie do morza... to dopiero byłoby żałosne!

Czarodziej nie sprzeciwiał się temu, co powiedział półork. Widocznie zgadzał się z nim, przynajmniej po części. Trzeba czym prędzej coś zdziałać, żeby nie zaprzepaścić wielkiej szansy, jaką daje marynarzom obecność zobowiązanego paktem czarta. Przecież nic dwa razy się nie zdarza.

Grimber ściskał w łapie szklany flakonik, spoglądając na błyszczącą klingę kapitańskiej szabli. Morgan w dalszym ciągu leżał jak powalona kłoda. Gnom rozmyślał intensywnie, próbując znaleźć jakiś kompromis, albo odpowiednie rozwiązanie powstałego dylematu. Odpowiedzi było niewiele, a pytań cała masa.

- Pójdę się przewietrzyć - rzucił Guts, kierując się w stronę wyjścia. Wciąż był czerwony na twarzy, morska bryza powinna złagodzić nieco jego nerwy. - I tak nic nie wymyślę, to nie na moją głowę.

.

Re: Statkiem do Grenefod [podróż Grimbera]

53
Siedzący w kąciku gnom starał się jak mógłby nie rzucać się w oczy, jednak zadanie było chyba niewykonalne, obarczono go ciężarem podjęcia decyzji, jednak on nie mógł nic wymyślić, owszem miał pomysły, ale dotyczyły wyłącznie jego samego. Nie chcąc by inni byli zawiedzeni, głowił się nad tym, co też mógłby sobie zażyczyć. Sakiewki bez dna, gotowe receptury, nowe talenty, to wszystko przelatywało mu przed oczami. Jego łasa na pieniądze natura, powoli brała nad nim górę. Wracała jego skąpa na pieniądze strona, nie da się ukryć, że trafiła na podatny grunt, podsuwała mu coraz śmielsze pomysł. Głos rozsądku powoli zanikał, stawał się słabszy i ulegał, jego podstawowej formie. Do głowy przychodziły mu, coraz to odważniejsze pomysły, dotyczące jednak, wyłącznie jego osoby. Głos młodego maga, mówiący, iż jego wcześniejsza myśl to strata, ledwo do niego docierał, wizje bogactw przysłaniały mu wszystko. Jednakże był mu bardzo na rękę, pozwalał uspokoić sumienie, w pewnym sensie, dawał wolne pole do działania. Przypomniał sobie jednak, że on już ma plan na dobre pieniądze, ale za to jest daleko od celu, zastanawiał się, co też mogłoby mu jeszcze bardziej pomóc. Pomyślał, że może, uda zaoszczędzić się jeszcze kilka dni, a dodatkowo uniknąć kolejnych niespodzianek. W jego głowie zrodził się pomysł, który być może się przyjmie, miał nadzieję, że tym razem się mu uda. Z tymi słowami, zwrócił się do maga.

Magu, jesteś niekwestionowanym ekspertem w dziedzinie naszego gościa z buteleczki, powiedz no mi, czy demon ma dość mocy, by przyspieszyć naszą podróż? Przenieść nas w okolice portu? Unikniemy kilku kolejnych dni podróży, być może kolejnych niespodzianek, albo bogowie wiedza czego jeszcze, szczerze mówiąc, jestem już zmęczony, jeżeli to też nie, wymyślajcie sobie sami, ja pójdę spać i macie mnie nie budzić...

Przekonany o swym genialnym planie Grimber powiedział to, co miał powiedzieć, zdecydowanie zaostrzając końcówkę wypowiedzi, miał już dosyć tego wszystkiego, a mimo to ciągle pojawiały się jakieś problemy, jeżeli tym razem naprawdę to się nie przyjmie, będzie czekać, aż kto inny coś wymyśli, lub przechowa buteleczkę, ile będzie musiał.

Re: Statkiem do Grenefod [podróż Grimbera]

54
Odezwała się w Grimberze gnomia natura, która przywołała na wierzch jego wrodzoną chytrość. Oczy świeciły mu na myśl o możliwych korzyściach, zaoszczędzonym czasie i pieniądzach, które może zyskać dzięki ostatniemu życzeniu. Kupiecki instynkt, który odkrył w sobie podczas pobytu w książęcym mieście, także dawał o sobie znać. Marynarze wykładali swoje pomysły, ale żaden z nich nie został uznany przez większość. Demokratyczna metoda chyba na nic się tutaj nie zda. Załoganci pokładali najwięcej wiary w Grimberze oraz w młodym magu - bo to oni byli w ich oczach najbardziej kompetentni, byli najodpowiedniejszymi osobami do tego, by zadecydować o dalszych losach Muszelki.

- Bez problemu - powiedział czarodziej, odpowiadając na pytanie alchemika. - Ale jesteś pewien, że chcesz w ten sposób zużyć to życzenie? Przecież za kilka dni bezpiecznie dotrzemy do przystani w Grenefod, bez pomocy demona.

- Wszyscy jesteśmy zmęczeni - dodał swoje trzy grosze Puck - ale jakoś to przetrzymamy. Odpoczniesz sobie już na wyspie, jak wpadniemy do jakiejś portowej karczmy na kufelek grzanego browara.

Członkowie załogi zgodnie przytaknęli czarownikowi. Nikt nie chciał marnować mocy fioletowego stwora na takie głupoty. Kapitan był skrępowany, ale statek może przecież płynąć bez jego dozorowania. Morze było spokojne, fale gładko kładły się na spienionej wodzie, nic nie wskazywało na to, by ta podróż miała skończyć się tragedią. Wszystko szło znakomicie, jak po maśle, tylko sprawa zamkniętego we flakonie demona burzyła myśli marynarzy. Nikt na tę chwilę nie przejmował się śmiercią Roya, ani zbuntowanym Morganem. Życzenie trzeba będzie jakoś mądrze wykorzystać.

Grimber był już naprawdę sterany, a przede wszystkim, bardzo śpiący. Ostatnie godziny dostarczyły mu mnóstwa wrażeń, a ciągłe rozmyślanie o tym, na co zużyć demoniczną moc, przyprawiło go o bolączkę. Ponieważ jego towarzysze nie doszli jeszcze do porozumienia, mężczyzna uznał, że rzuci wszystko w kąt i utnie sobie krótką drzemkę. Skierował się właśnie w stronę wyjścia z magazynu, ale Zervan zatrzymał go, przywołując gnoma do siebie.

- Trzeba sprawić Royowi pogrzeb - powiedział na tyle głośno, by wszyscy słyszeli. - Pomożesz mi przy tym? Nie znajdziemy tutaj żadnych nand'caleen, ale może sklecimy mu jakąś skromną trumnę. Przyjdę po ciebie za parę godzin, a ty postaraj się w tym czasie wymyślić jakiś sposób na tego demona - po chwili zwrócił się do reszty. - Niech każdy wraca do swoich obowiązków, teraz i tak tylko mitrężymy czas! Jeśli jakiś pomysł wpadnie wam do głowy, to idźcie z tym do Grimbera.

Cyrkowiec przyjął rolę samozwańczego kapitana, ale jego charyzma była na tyle duża, że marynarze nie sprzeciwiali się jego poleceniom. Ktoś musiał sprawować pieczę nad statkiem, skoro Morgan się do tego nie nadawał. Załoganci wyszli z magazynu, by znaleźć sobie coś do roboty. Odmłodzony czarodziej został i rozmawiał sobie z Cynthią, która zaczęła znowu zmywać naczynia. Grimber mógł wreszcie się zdrzemnąć, albo zająć ręce czymkolwiek innym. Decyzję odnośnie ostatniego życzenia, zgodnie z radą kuglarki, odłożono na później. Przecież nie ma się co spieszyć.

.

Re: Statkiem do Grenefod [podróż Grimbera]

55
Zdegustowany gnom udał się na pokład, myśl o odespaniu kilku godzin była kusząca, ale perspektywa tego, że za chwilę, może przyjść ktoś z pomysłem również, niespecjalnie na to liczył, ale też nie miał ochoty spać na gołej ziemi, ani też w kajucie z trupem. Usiadł sobie na skrzyni i obserwował pokład, zawstydził się trochę tym, że to nie on pierwszy, pomyślał o pogrzebie. Przyglądał się skrzyniom i wyszukiwał te puste, gdyby je odpowiednio zbić, i wyheblować, nawet bez malowania, byłyby idealny, o ile zabije się zapach jabłek, to akurat nie byłoby problemem. Przyjrzał się tradycyjne swoim narzędziom jubilerskim, jeżeli jakimś cudem, na statku nie znajdzie się pilnika, posłużą się tym, to była ostateczność. Miał służyć, do obróbki kamieni szlachetnych, nieozdabianiu drewna, ale co poradzić. Czas pokaże czy będzie musiał go użyć. Zaczął obserwować pół ork, który znowu dzielnie stał przy sterze, tamten też od czasu do czasu, spoglądał w jego stronę. Rzucił okiem też na broń, jaką zabrał Morganowi, trzeba przyznać, imponująca sztuka. Miecz lśnił i mile błyszczał na słońcu, piekielnie ostry, właściciel musiał dbać o niego, dziwne przy pijackim trybie życia, jaki prowadził, nie gnomowi to oceniać. Po dłuższej obserwacji gnom stracił nadzieję na przypływ nowych pomysłów. Podszedł do zwoju lin, zwinął się w kłębek i zasnął, miał nadzieję, że obudzi go, dopiero nowy pomysł.

Re: Statkiem do Grenefod [podróż Grimbera]

56
Poskręcane sznury wrzynały się boleśnie w skórę drzemiącego gnoma, odbierając mu szansę na odpoczynek. Nie usnął nawet na chwilę, bo przez cały czas przewracał się z boku na bok, szukając choć nieco wygodniejszej pozycji. Męczyły go krzyki skrzydlatych mew oraz szum morza, który dziś był głośniejszy niż zazwyczaj. Grimber tarzał się niespokojnie po zwojach szorstkich lin i dopiero po jakiejś godzinie, wycieńczony niespokojnym leżakowaniem, zapadł na moment w upragniony sen.

Statek pruł przez wzburzone fale, leniwie bujając się na boki. Puck stał wciąż przy sterze, raz po raz rzucając okiem na zachmurzone niebo. Szarawe obłoki zasnuły dużą część błękitu, ale nie zanosiło się na burzę. Muszelka dzielnie mknęła po wodzie, zgarniając wiatr w rozpostarte żagle. Marynarze chodzili wte i wewte, dopełniając swoich zadań, ale żaden z nich nie budził chrapiącego w samotności alchemika. Widać, nikt nie wpadł jeszcze na pomysł, jak wykorzystać pozostałe życzenie. Niektórzy mieli już ciche przebłyski olśnienia, jakieś niewykorzystane idee powstawały w ich głowach, ale dalsze rozmyślenia zawsze prowadziły do spędzenia myślowego płodu.

Cynthia skończyła już dawno mycie poobiednich garów i wyszła akurat z magazynu. Pozostawiła związanego kapitana pod czujnym okiem Zervana i młodego czarodzieja. Mężczyźni zaczęli się dogadywać, choć jeszcze nie pałali do siebie wzajemną sympatią. Cyrkówka przeszła przez dek, zamieniając po drodze kilka słów ze stojącym przy burcie Gutsem, a potem ostrożnie podeszła do drzemiącego Grimbera. Usiadła na niskiej skrzyneczce, tuż obok niego i postanowiła wyprowadzić śpiącego królewicza z krainy wiecznych marzeń. Potrzęsła nim kilka razy, wołając jednocześnie jego imię. Alchemik wstał bez oporów, wybudzony ze swojego niezadowalającego półsnu.

Możemy przez chwilkę pogadać? - Kuglarka posłała mu ciche pytanie, licząc się z tym, że gnom jest jeszcze zaspany i może nie podjąć rozmowy od razu. - Pomyślałam, że to dobry czas na kolejną lekcję. Obiecałam przecież, że nauczę cię podstaw iluzji zanim dobijemy do brzegu. Mam dość tej łajby, wiesz? Chciałabym być już w Grenefod, na stałym lądzie, źle się czuję otoczona wielką wodą. A ty - czego byś chciał najbardziej?

.

Re: Statkiem do Grenefod [podróż Grimbera]

57
Grimber błądząc we śnie słyszał z daleka swe imię, co do licha, mógłby pomyśleć, jednak odganiał to od siebie, jak natrętną muchę. W końcu gdy nim potrząśnięto przebudził się, wystraszony poszukał dłonią ostrza,ale szybko oklapł, to tylko Cynthia, próbowała go dobudzić. No cóż, tak czy inaczej był bardziej zmęczony, niż przed położeniem się, liny wgniotły mu się boleśnie w kilka miejsc, o których, teraz wolał nie myśleć. Jeszcze odrobinę zaspany wpatrywał się w Cynthie i słuchał z uwagą jej słów. Musiał przyznać, że zgadza się z Nią całkowicie, zdecydowanie woda nie była tym czego pragnął, był przyzwyczajony do stałego lądu i ograniczeń narzucanych przez uliczki i mury miasta. Nowa sytuacja, w żadnym stopniu mu nie odpowiadała. Zbyt wielu ludzi, zbyt mało miejsca i ciągła kontrola ze strony innych, teraz dodatkowo wszystko się skomplikowało. Musiał przyznać sam przed sobą, że Cynthia obudziła w nim to ukryte pragnienie. Uznał, że warto być szczerym i odpowiedział jej, jednocześnie, postanowił nie zdradzać, że poza stałym lądem i nowym zakładem, mógłby chcieć też jej.

Widzisz Cynthio, masz rację szczur lądowy ze mnie, ograniczenia tłok ścisk i stare jedzenie, o o wodzie nawet nie wspomnę, to nie jest życie dla mnie. Zdecydowanie masz rację, ja pragnę teraz tylko dotrzeć na miejsce, otworzyć znowu zakład, i ukończyć recepturę, potem po cichu załatwić wszystko tak, by można było ja rozprowadzać i na niej zarabiać. Taka prawda chce powrotu dawnego życia, i dodatkowo skończyć swoje dzieło, czy nam się to uda? Kto to może wiedzieć, tylko bogowie ostatecznie to rozsądzą. Czy możesz mnie uczyć i mówić dalej? Wydaje mi się, że masz coś jeszcze do powiedzenia, jeżeli ćwiczenia będą przeszkadzać, możemy z nimi chwile zaczekać.

To mówiąc, gnom wpatrywał się w Cynthie i w duchu mówił sam do siebie, że faktycznie jest to piękna kobieta,ale gdzie mu tam do Zervana, olbrzym ma szczęście, nie ma zamiaru mu go odbierać.

Re: Statkiem do Grenefod [podróż Grimbera]

58
Cyrkówka zrazu nie zrozumiała tego, co chodziło Grimberowi po głowie. Część słów przyjęła do wiadomości, ale całą resztę jego wywodu potraktowała jak nieskładny bełkot niewyspanego mężczyzny. Między rozmówcami powstała cienka ściana krępującej ciszy, której nikt nie próbował przezwyciężyć. Przeminęła krótka chwilka, trwająca nie dłużej niż kilka leniwych uderzeń serca i dopiero wtedy Cynthia dostała nagłego olśnienia. Pąsowy rumieniec wstydu oblał jej twarz, kiedy z zakłopotania spuściła wzrok, wiercąc nim dziurę w pokładowych deskach. Przez moment intensywnie myślała o tym, jakby tu wybrnąć z tej niezręcznej sytuacji, aż wreszcie dała za wygraną. Uśmiechnęła się do gnoma wesolutko, pozwalając, by ten napatrzył się na jej rozedrgane usta. Przeraziła się nieco, gdy odkryła w oczach alchemika jaśniejący blask. Zervan był jej jedynym, przy nim nie skręcała nigdy w bok. Nie miała zamiaru zmieniać przyzwyczajeń. Odepchnęła od siebie natrętne myśli, a potem powiedziała bardzo radosnym głosem:

- Świetnie! Wygląda na to, że marzymy o tym samym - wstała ze skrzyni i stanęła obok swojego rozmówcy. - Skupmy się na ćwiczeniach, bo mamy poważne zaległości. Czeka nas sporo pracy, będę musiała cię trochę pomęczyć. Na początek, podnieś dupę z tych poskręcanych sznurków...

Cynthia przeszła na środek pokładu, czekając aż Grimber do niej dołączy. Wciąż zaspany alchemik odrzucił na bok sploty grubych lin i dźwignął się na równe nogi. Poczuł w kieszeni ciężar szklanej buteleczki, ale nie pamiętał, żeby ją tam wkładał. Stanął naprzeciw pięknej kuglarki. Kwatermistrz obserwował ich z drugiego końca deku, opierając się o barierkę. Cyrkówka jeszcze przed chwilą stała przed nim, ale nagle jakby zniknęła. Gnom poczuł na swoim ramieniu jej dotyk - stała za nim. Znów ta sztuczka, którą prezentowała mu wcześniej! Zachwycała tam samo, jak za pierwszym razem. Grimber mógł być, tak jak poprzednio, zdezorientowany, ale Guts, który widział całe zajście z boku, nie wyglądał wcale na zaskoczonego. Cyrkówka zaśmiała się cicho, ale jakoś dziwnie.

- Teraz twoja kolej - powiedziała, wracając na środek pokładu. - Skup się bardzo mocno, a potem pomyśl ze wszystkich sił, że chciałbyś stać teraz za mną. Nie ma cię tutaj, jesteś tam - wskazała ręką na przestrzeń z tyłu. - Jak już to zrobisz, po prostu przejdź za moje plecy. Co się tak patrzysz? Normalnie, nogami przejdź...

Guts ruszył się z miejsca i podszedł do stojącego przy sterze Pucka.
Mężczyźni wspólnie oglądali zmagania alchemika, mając z tego niezły ubaw.
Raz po raz wybuchali gromkim śmiechem.
.

Re: Statkiem do Grenefod [podróż Grimbera]

59
Grimber był niezadowolony, miał do tego co najmniej kilka powodów. Twarz Cynthii dobitnie ujawniała, że zrozumiała chyba, jego nie wypowiedziane myśli. Postanowił za wszelką cenę, nie ujawniać już nic więcej. Wiedział że to dobra dziewczyna, po co psuć jej życie i tak miała już często pod górkę. Kolejnym powodem jego złego nastroju, była niechciana widownia, mimo iż wiedział, że o prywatność jest tu niezwykle ciężko, ich gromki śmiech po każdej jego próbie, cóż przeszkadzały mu, ale gnomi rozsądek, kazał mu być ponad tym. Kuglarka kilka razy tłumaczyła mu co ma robić, skupiał się i usuwał z głowy, wszystkie nie związane z tym myśli, jednak wiedział że efekty są mizerne. świadczyła o tym, choćby reakcja członków załogi, mających ubaw po pachy. Gnom systematycznie jednak, powtarzał to, co kazano mu robić. Zamykał oczy, wyobrażał sobie cel, a następnie starał się by jak najszybciej do niego dotrzeć. Twarz kobiety wróciła już do normy, obserwowała go tylko i zasypywała wskazówkami, oraz śmiała wesoło po nieudanych próbach, nie czuł tu żadnej złośliwości, mimo iż język miała bardzo cięty. Po kilku kolejnych próbach oczekiwał już tylko, chwili na odpoczynek, praca fizyczna i psychiczna jednocześnie, była bardzo męcząca, zwłaszcza dla osób, które do niej nie przywykły.

Re: Statkiem do Grenefod [podróż Grimbera]

60
Ćwiczenia, które kuglarka pokazywała gnomowi, sprowadzały się w głównej mierze do powtarzania w kółko tych samych czynności. Chodzenie z jednej strony pokładu na drugą nie było męczące, ale za to bardzo, bardzo nieciekawe. Grimber już po chwili zaczął odczuwać narastającą nudę, aż wreszcie poprosił cyrkówkę o krótką przerwę. Cynthia zgodziła się bez przeszkód, widząc zniecierpliwienie na twarzy swego ucznia. Skromny trening nie przysporzył mu, jak do tej pory, żadnych konkretnych efektów, choć alchemik czuł przecież, że coraz lepiej pojmuje skomplikowaną istotę rzeczy. Magiczne sztuczki, o których mówiła Cynthia, miały przed nim teraz znacznie mniej sekretów, niż na początku. Jakieś tam rezultaty jednakże były - dotychczasowa nauka nie poszła przecież w las.

Cyrkówka przysiadła na ziemi i poklepała otwartą dłonią w zbrązowiałe dechy, zapraszając Grimbera na miejsce obok. Nie było widać po niej nawet cienia zmęczenia. Guts oraz Puck, zauważywszy że gnom skończył na razie swoje wygłupy, prędko wrócili do własnych zajęć. Cynthia nie przejmowała się nimi zupełnie, nie podzielała jego niepokojów. Wyciągnęła skądś małe, otoczone szarym papierem zawiniątko. Rozwinęła paczuszkę i wyjęła z niej dwa słodkie, okrągłe ciasteczka. Wręczyła jedno z nich alchemikowi, a w drugie wgryzła się ze smakiem. Wytarła usta rękawem, oczyszczając je z niewielkich okruszków.

- Zabrałam je jakiejś szuflady, kiedy Guts nie patrzył. Pyszne są, co nie?


Tymczasem czarodziej siedział akurat w magazynie, rozmawiając z Zervanem o sprawie demona. Mężczyzna w czerwonej szarfie miał wiele pytań, bo nie do końca rozumiał jeszcze działanie czarciej mocy. Odmłodzony mag, którego imię wciąż pozostawało tajemnicą, tłumaczył mu wszystkie niejasności. Z tej długiej pogadanki cyrkowiec wyciągnął jedną, arcyważną wiadomość. Otóż czaromiot był bardzo zaniepokojony tym, że ostatnie życzenie nie przypadło kapitanowi statku - Morganowi. Bardziej od buntu na pokładzie martwił go fakt, że nikt z członków załogi nie wpadł na pomysł, jak wykorzystać możliwości dane im przez fioletowego demona. Jak sam zauważył - czas ucieka i nie ma na co czekać.

- Butelczyna oraz skrzynia, w których był przechowywany ten czart, są już bardzo, bardzo wiekowe. Szkatuła była tak stara, że chroniąca ją magia wyparowała. Przypadkiem było to, że otworzyła się właśnie wtedy, gdy trzymał ja ten wasz gnom. Próbując wyważyć wieko osłabiliście zaklęcia, które miały to uniemożliwić. Cóż za zrządzenie losu! Ale, wracając do meritum... butelka też ma już swoje lata i nie będzie więzić demona wiecznie. Prawdę mówiąc, to jest już w dość kiepskim stanie, przez co pieczęć lada chwila może zostać złamana. Powinniście jak najszybciej wypowiedzieć to swoje życzenie i odesłać czarta tam, skąd przylazł. Posłuchajcie mojej rady!


Cynthia wstała i rozprostowała kości. Grimber poszedł w jej ślady i zauważył z przestrachem, że nie czuje w kieszeni obecności szklanej buteleczki. Ogarnięty pierwszym atakiem paniki rozejrzał się dookoła i dostrzegł, jak wypełniony fioletem pojemniczek toczy się szybko po deskach. Kuglarka nie wiedziała, o co chodzi, toteż spoglądała na swojego ucznia z głupkowatym uśmiechem. Butelczyna przemierzała pokład, pędząc w stronę lewej burty statku...

.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Qerel”