Re: Statkiem do Grenefod [podróż Grimbera]

16
Cynthia i Caska przypatrywały się pracującemu gnomowi z zaciekawieniem. Nigdy wcześniej nie widziały go przy robocie. Z pewnością chciały pomóc mu w przyrządzaniu specyfiku, ale szybko zrozumiały, że nic tu po nich - Grimber radził sobie znakomicie. W mgnieniu oka posiekał i oprawił rośliny, zmieszał wszystkie ingredienty, a potem zalał je wrzątkiem, kończąc tym samym gotowanie wywaru.

Roy rozchylił lekko wargi, przyjmując lekarstwo z rąk Grimbera. Mieszanina ziół, gorącej wody i tajemniczych składników wypełniła jego jamę ustną, a potem popłynęła w głąb gardzieli, aż do żołądka. Elf zrazu zachłysnął się naparem, ale po chwili przełknął specyfik, krzywiąc przy tym twarz - medykament smakował okropnie. Mężczyzna, wciąż leżąc na pryczy, przycisnął mocno dłoń do ust. Przez moment myślał, że puści pawia, ale ostatkiem sił zdusił w sobie tę potrzebę. Przetarł spocone czoło wierzchem dłoni, a potem ciężko opadł na poduszę. Wszystko poszło zgodnie z planem.

Racja, skrzynia nadal była otwarta, a mężczyźni, tak jak poprzednio, stali nad nią, spoglądając do jej wnętrza. Grimber skończył zajmować się Royem i mógł wreszcie sprawdzić zawartość niezwykłego pudełka. Wciąż nie wiedział, jak doszło do tego, że zamknięcie odskoczyło akurat wtedy, gdy on wziął je w swoje łapy. Może tak właśnie miało być? Czyżby któryś z bogów tak zadziałał? Czy to jakiś Patron miał po prostu taki kaprys? Może, a może nie. Nie to zaprzątało w tamtej chwili głowę alchemika. Nawiedzały go zgoła inne myśli. Mężczyzna zbliżył się do szkatuły, pochylił nad nią czoło i spojrzał na niewielki, szklany pojemniczek leżący na drewnianym spodzie.

Załoganci zaczęli szeptać między sobą, gdy Grimber powiedział im, że w tej małej buteleczce znajduje się najprawdopodobniej silna, orkowa trucizna. Nikt z marynarzy nie był biegły w toksynach, a tym bardziej nikt z nich nie znał się na alchemii. W ich oczach gnom urósł do rangi eksperta, prawdziwego rzemiechy. Żaden członek załogi nie protestował, gdy Grimber zaproponował, że zbada właściwości dziwnej, fioletowej cieczy. Co więcej, kapitan Morgan obiecał, że udostępni mu swoją małą kajutę, aby mógł urządzić w niej prowizoryczne laboratorium. Z kolei Caska zaproponowała, że może mu towarzyszyć i pomagać - znała się nieco na zielarstwie, toteż uważała, że dobrze sprawdzi się w roli asystenta.

Jeśli ktokolwiek pomyślał, aby zapytać Roya, co o tym wszystkim myśli, to w tamtej chwili milczał. Nikt nie zwracał zbytniej uwagi na, śpiącego wtedy, elfa. Guts, jako jeden z tych odważnych, zamknął pokrywę skrzyni, wziął ją na ręce i ostrożnie zaniósł do kapitańskiej kajuty. Załoganci odprowadzili go wzrokiem, który potem spoczął na Grimberze.

- Bierzmy się do roboty - powiedziała Caska, podchodząc bliżej gnoma.

- Ja i Cynthia zostaniemy z Roy'em, ktoś musi mieć na niego oko - powiedział Zervan.

- A my wracajmy na pokład - rzucił Morgan do Pucka.

Wszyscy rozeszli się w swoje strony.
.

Re: Statkiem do Grenefod [podróż Grimbera]

17
Casko, z łaski swojej zabierz tą paczuszkę paczuszkę do kajuty, ja pójdę po fiolki, odczynniki oraz księge, zobaczymy co tam się kryje, jeżeli moje przypuszczenie jest błędne, może tam być dosłownie wszystko.

Rzucił szybko polecenie pewien że kobieta je wykona i pędem ruszył po swoje narzędzia, po drodze złapał jeszcze odpaloną świece, parę czystych kart pióro i atrament. Tak wyposażony ruszył do kajuty kapitana, zastanawiając się czy ma wszystko, dotarł na miejsce, rozłożył wszystko na ławie i założył wcześniej przyniesioną rękawice. Zwrócił się do Caski.

Mam prośbę, zacznę teraz przelewać krople tego płynu do pojedyńczych fiolek, po kolei będą się one zabarwiać, twoim zadaniem będzie zapisywać na jakie kolory, dzieki temu dowiemy się co też kryje sie w środku. Czy wszystko zrozumiałaś? Musze coś powtórzyć? Jeżeli nie, dodam teraz odczynniki a następnie będe szybko rozlewał pojedyńcze krople do tych 5 fiolek, prosze, bądź bardzo uwazna, inaczej możemy sie okrutnie pomylić.

Mówiąc to cały czas czyścił fiolki oraz sprawdzał czy dziewczyna rozumie co do niej mówi, liczył się z mozliwościa powtórki, ale miał też nadzieje, że nie będzie ona konieczna. Otworzył sakwę z sprzetem i po kolei dolewał odpowiednie odczynniki do każdej fiolki, kolejno: Pył Tytanu, yciąg z Zagryszcza, wyciąg z Tojadu, Sproszkowana babka, oraz ostatni olejek zawierający Fenoloftaleinę. Według tego co było w książkach w zależności czy będzie to trucizna, 3 z dczynników przybiorą barwę zieleni z żółcia, jeżeli właściwości będa pozytywne, kolory są opisane w księdze, pytanie pozostaje tylko jedno, co tak naprawdę kryje w sobie ta substancja....

Re: Statkiem do Grenefod [podróż Grimbera]

18
Narzeczona Gutsa bez chwili zwłoki zrobiła to, o co prosił ją Grimber. Wzięła torbę z ziołami pod pachę i przeszła do kajuty kapitana, przepuszczając w drzwiach olbrzymiego Pucka. Półork wypadł na pokład, idąc za Morganem. Kobieta była bardzo podekscytowana, stawiała duże, zdecydowane kroki. Kiedy oglądała gnoma pracującego nad medykamentem dla Roya, nie mogła oderwać od niego wzroku. Odnalazła w sobie niezwykłe zainteresowanie alchemicznymi praktykami. Dotychczas zajmowała się jedynie amatorskim zielarstwem, ale znała tylko te rośliny, które rosły w okolicach jej domu, w Qerel. Kiedyś wybranek przyniósł jej z targu jakąś książkę traktującą o polnych ziołach właśnie. Była wtedy wniebowzięta - czytała ją co wieczór, przed snem. Caska weszła do ciasnej, kapitańskiej klitki i położyła sakwę na okrągłym stoliku. Zrzuciła z niego biały, upaćkany obrus oraz wszystkie misy z żarciem. Zanim gnom dołączył do niej, zdążyła już nieco ogarnąć w pomieszczeniu. Nagle zrobiło się jakby więcej miejsca, mały pokoik nabrał przestrzeni.

Kobieta z uwagą wysłuchała instrukcji Grimbera, chowając każde zdanie gdzieś w zakamarkach swej pamięci. Jak to dobrze, że ojciec nauczył mnie pisać i czytać, zanim mu się zmarło - rozmyślała sobie w duchu. Przejęła od gnoma plik kartek oraz pióro zamoczone w inkauście. Odrobina atramentu wyciekła jej na rękę, ale wcale się tym nie przejęła. Była zafascynowana swoim zadaniem. Kiedy alchemik skończył gadać, Caska kiwnęła energicznie głową, dając znać, że zrozumiała wszystkie polecenia. Spoglądała mu na ręce, gdy z wprawą wypełniał fiołki różnymi odczynnikami. Na stoliku, w żeliwnym stojaku spoczęło pięć szklanych ampułek, a w każdej z nich znajdowała się inna substancja. Dla postronnych te proszki i olejki wyglądały wcale zwyczajnie, ale Grimber był naukowcem - widział w nich spory potencjał.

Magiczna natura tych preparatów jeszcze nie dawała o sobie znać. Dopiero w kontakcie z dziwną cieczą, która, zdaniem gnoma, była trucizną, miały zacząć odpowiednio reagować. Grimber podszedł do skrzyni, którą Guts postawił pod bulajem. Otworzył drewniane, zniszczone przez wodę wieczko. Znów rozległ się skrzyp zawiasów. Mężczyzna chwycił pewnie spoczywającą na dnie szkatuły buteleczkę. Była zimna w dotyku, lodowata. Fioletowa ciecz przelewała się wewnątrz szklanego pojemniczka. Była mętna, nieprzejrzysta, miała intensywny, fiołkowy kolor. Gnom podszedł bliżej okna - słoneczne promienie, odbite od morskich fal, oplotły niewielki flakonik rozświetlonymi palcami. Alchemik podszedł z powrotem do stołu. Caska stała przy nim.

Jednym, pewnym ruchem pociągnął za korek, a drugim przechylił flaszkę tak, aby przelać kilka kropel ametystowego płynu do najbliższej fiolki. O dziwo, nic z niej nie wyleciało. Fioletowy roztwór przylgnął do denka butelki i nie chciał ulecieć przez wąską szyjkę. Nagle ze środka pojemnika wydobył się przeciągły odgłos - przypominał wężowe, przepełnione jadem syczenie. Dźwięk ustał po kilku sekundach, ale gnom oraz Caska słyszeli go dość wyraźnie. Nagle ciecz z butli wystrzeliła silnym strumieniem, zalewając cały stolik, aparaturę i skrawek podłogi. Kapitańska kajuta zabarwiła się na fioletowo - przynajmniej po części. Alchemik oraz jego asystentka stali w osłupieniu, ze zdziwieniem obserwując zachowanie niezwykłego płynu. Tajemniczy roztwór zachowywał się nadzwyczajnie. Najsampierw nie chciał wylecieć z pojemnika, potem wybuchł z wielką siłą, a teraz leżące w całym pokoju drobinki cieczy zaczęły się do siebie przybliżać i na powrót łączyć w jedno. Fioletowa kałuża wyrosła na środku kajuty, a z niej wynurzyła się jakaś zdeformowana postać. Małe bajorko przeistoczyło się w jakąś bezkształtną kreaturę - to coś pełzło z wolna w stronę stołu i stojących za nim marynarzy. Na jego cielsku wciąż zachodziły jakieś przemiany - coś formowało się na jego grzbiecie. Ręka? Noga? Inna kończyna?

Od momentu odkorkowania flakonika do tej chwili minęło raptem kilkadziesiąt sekund. Grimber nie zdążyłby nijak zareagować, Caska również. Oboje znajdowali się teraz przed obliczem pełzającego, fioletowego stwora o nieznanych intencjach.
.

Re: Statkiem do Grenefod [podróż Grimbera]

19
Niech to diabli uciekaj kobieto

Wrzask gnoma bez wątpienia postawił na nogi wszystkich z poza kajuty, Gnom pchnął kobietę by ta ruszyła sie w stronę drzwi, uznał że pewnie nie mają najmniejszych szans, lecz zza pazuchy wyrwał swój sztylet, ukradziony jeszcze z domu eks przyjaciela. Trzymając za sobą kobiete z rosnącym przerażeniem obserwował jak zupełnie nieznana mu substancja przybiera kształt, dało sie odróżnić kończyny, nie były bynajmniej ludzkie, ale na pewno pełniły taką rolę. Nie tracąc czasu gnom chciał wychylić się i złapać świecę, myslał że jeżeli to ciecz, to bogowie miejsce litość, może źle reagująca na ogień, miał taki zamiar i postanowił to zrobic, postanowił sięgnąć i spróbowac, jeżeli stwór by go zablokował ciąłby wtedy sztyletem ale nadal osłaniał kobietę, by miała szanse uciec, choc raz w końcu może pomyslec, o kimś innym.. Zaraz, nawet drugi, no cóż do trzech razy sztuka, wola bogów to wszystko co teraz ma decydującą rolę. W jego głowie nawet nie pojawiła się myśl, by przerażające cos wyłaniające się z kropelek substancji i na bierząco kształtujące się, mogło mieć jednak dobre zamiary. Nie śmiał spojrzeć też w stronę drzwi, by nie zwracać uwagi na kierunek w których chciał się udać, gdyby faktycznie nic innego już mu nie pozostało...
Ostatnio zmieniony 29 maja 2014, 23:15 przez Grimber Indorau, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: Statkiem do Grenefod [podróż Grimbera]

20
Głośny krzyk rozniósł się po statku, stawiając na nogi wszystkich członków załogi. Zervan i Cynthia odeszli na chwilę od schorowanego elfa, a potem wyjrzeli z kajuty, spoglądając w stronę prowizorycznego laboratorium. Guts oraz Morgan, posłyszawszy wrzask gnoma, od razu rzucili się biegiem w stronę kapitańskiej izdebki. Puck przerwał pracę i patrzył zza steru na pokład. Tylko Roy nie zareagował wcale - wciąż tkwił na pryczy, zdjęty bardzo wysoką gorączką. Targały nim silne, narastające drgawki.

Fioletowa, bulgocząca maź nieprzerwanie pełzła w kierunku alchemików. Na jej pozbawionym kształtów cielsku nadal zachodziły różne przemiany - z bezpostaciowej masy zaczęła wyłaniać się jakaś konkretna, fizyczna forma. Dziwna kreatura nic nie robiła sobie z pokrzykiwań Grimbera. W równym stopniu ignorowała również płomień świecy, którą gnom tak nerwowo wymachiwał przed sobą. Nagle ametystowa substancja zaczęła rosnąć i piąć się do góry, tworząc niewysoki, ociekający filar. Słup fioletowej brei przybrał teraz bardziej wyrazistą formę. Wyglądał mniej więcej tak, jak przeciętny człowiek - oblany od stóp go głowy fiołkową farbą. Ta quasi ludzka postać była wzrostu Grimbera, ale na pewno go nie przewyższała. Cały proces kształtowania jej ciała trwał nie więcej, niż cztery minuty, wszystko przebiegało naprawdę szybko! To, co w tamtej chwili stało przed wystraszonym gnomem, wcześniej było tylko cieczą na dnie starej, szklanej butelki. Alchemik był zdziwiony, nie dowierzał własnym oczom. Cała ta sytuacja była dla niego wielce absurdalna.

Caska nie czekała na gnoma ani chwili. Gdy z flakonika buchnął ten dziwny płyn, kobieta wystraszyła się tak, że mimowolnie zaczęła odchodzić w kierunku drzwi. Stawiała małe, nieśpieszne kroki, ale kiedy z ametystowej mazi wyszedł ten dziwny, człekopodobny stwór, runęła nagle w stronę wyjścia. Wypadła przez próg, wpadając po drodze na swego narzeczonego i kapitana Morgana. Guts został z nią na zewnątrz, a właściciel statku postanowił zajrzeć do środka.

To, co zobaczył w niewielkiej kajucie, przerosło jego wszelkie oczekiwania. Nigdy nie spodziewałby się, że ujrzy na swojej łajbie takie rzeczy. Morze zakołysało Muszelką, gdy stary marynarz wszedł do izdebki. Stanął naprzeciw Grimbera, który ściskał w dłoni króciutki sztylet. Odruchowo dobył zawieszonej przy pasie szabelki. Potem skierował wzrok nieco w prawo i jego zdziwienie osiągnęło jeszcze wyższy poziom. Obok bulaju, przy okrągłym stole, znajdowała się dziwna, niska postać - cała fioletowa. Wyglądało to tak, jakby jakiegoś człowieka szczelnie okryto fioletową, przylegającą do ciała szatą. Gnom wpatrywał się w nią, a ona gapiła się na niego - a przynajmniej takie wrażenie odniósł Morgan. Nie mógł być tego do końca pewien, bo osobliwa kreatura nie miała jako takiej twarzy - żadnych oczu czy nosa. Dziwny stwór nie poruszał się, tylko tkwił w miejscu, wydając z siebie ciche, ledwo słyszalne pomruki. Gnom też był w bezruchu i dyszał ciężko, coraz mocniej oplatając palcami rękojeść adamantowej brzytwy.

- Co to, kurwa, jest? - Wykrzyknął Morgan, nie mogąc znieść tego wszystkiego.
.

Re: Statkiem do Grenefod [podróż Grimbera]

21
No przecież to Ty tu jesteś do kurwy nędzy wilkiem morskim, teraz mi powiedz, co to się w tym twoim morzu mogło kurwa wylęgnąć, panie Morgan, śmiało.

Przerażony gnom kompletnie przestał zwracać uwagę na kulturalne wyrażenia, przestał zwracać uwagę na autorytet i doświadczenie kapitana, jedyne co teraz go interesowało to, co za diabeł wyszedł z tej butelki. Nie miał już wątpliwości, że cokolwiek to jest, konwencjonalnie, ani ogniem się tego nie pozbędą. Ostrożnie zgasił świeczkę, którą machał przed stworem i sztylet skierował ku ziemi. Miał wolną drogę do drzwi, jedyną przeszkodą był kapitan, jednak nie widział u obcej istoty żadnych znaków, świadczących o potrzebie ucieczki. Niewyrażny bulgot i pomruki, to wszystko, co słyszał, oprócz tych dźwięków słychać było tylko oddech jego i kapitana, oraz nerwowe ruchy stóp. Morgan z wyciągniętą bronią nie miał chyba najmniejszego zamiaru brać przykładu z gnoma, trzymając ją przed sobą i nerwowo wodząc wzrokiem, po ciele stwora.
Guts, chodź tu, no chodź tu szybko, niech cie diabli, nie stój za tymi drzwiami.

Gnom słyszał też nerwowe szepty zza drzwi, wiedział też, komu kobieta zdawała relację z przebiegu wydarzeń. Wolałby, by Guts ujrzał to coś na własne oczy. Przyglądał się teraz już na spokojnie temu, co stało przed nim. Zauważył kończyny, zauważył brak oczu, włosów, zębów, czy w końcu ust. Przeoczył umyślnie bądź niekoniecznie nawet brak narządów rozrodczych, nie mógł wskazać płci, choć wydawało mu się, że mimo wszystko, będzie to mężczyzna. A w każdym razie była to wspaniale odwzorowana forma osobyjakby oblanej farba, ewentualnie, o nietypowym kolorze skóry. Mimo usilnych prób nadal nie miał bladego pojęcia, co może stać przed nim, ani tym bardziej, czemu nic się nie dzieje.

Re: Statkiem do Grenefod [podróż Grimbera]

22
- Pierwszy raz widzę takie ścierwo! - Wydarł się Morgan, krzykiem odpowiadając na zaczepkę wystraszonego gnoma. Kapitan wodził wzrokiem po kajucie, próbując nie patrzeć na fioletową kreaturę, ale jego oczy i tak co chwilę spoglądały w jej kierunku. Było w tych quasi człowieczych kształtach coś niezwykłego, intrygującego, magicznego nawet. Grimber także nie mógł oderwać spojrzenia od tej niby-ludzkiej postaci, ale kierowało nim coś innego niż zwyczajna ciekawość. Gnom czujnie śledził ruchy dziwnego stwora, gotując się na ewentualny atak lub do wyprowadzenia szybkiego ciosu. Sztylet ciążył mu w dłoni.

Alchemik zawołał Gutsa, który do tej pory stał na zewnątrz razem z Caską. Kwatermistrz od razu usłyszał jego głos, ale zwlekał długą chwilę, zanim ostatecznie zdecydował się wejść do środka. Nie chciał zostawiać narzeczonej - była przecież całkiem przerażona, a i spotkanie z tajemniczą poczwarą nie napawało go optymizmem. Caska zdążyła pokrótce opowiedzieć mu o niezwykłej, fioletowej cieczy, ale to, co mężczyzna zobaczył po przekroczeniu progu kajuty, zupełnie zbiło go z pantałyku. Guts sięgnął do pasa po miecz, wysunął ostrze częściowo z pochwy, ale zatrzymał rękę w połowie drogi. Im dłużej spoglądał na fioletowego stwora, tym większe ogarniało go przekonanie, że ta kreatura wcale nie jest groźna. Grimber i Morgan tego nie czuli, ale on owszem.

- Panowie, przecież on nic nam nie zrobi... - Guts zdążył wyrzucić z siebie tylko kilka słów, bo nagle drzwi, przy których stanął, zamknęły się z wielką siłą - głośny trzask przerwał mu wypowiedź.

Ametystowa postać zrobiła kilka kroków na swoich wykształconych już do końca, krótkich nogach. Obeszła okrągły stolik z prawej strony, zbliżając się do gnoma. Od kilku minut była nieruchoma, ale teraz odżyła - wyglądało to tak, jakby trzaśnięcie drzwi obudziło ją z dziwnego, niechcianego snu. Przez cały czas wydawała z siebie ciche pomruki, ale z każdą chwilę te niezrozumiałe odgłosy zaczynały brzmieć coraz wyraźniej. Marynarze byli nadal na swoich miejscach - byli przy broni. Ciche mruczenie nie ustawało nawet na moment, ale wylewało się z poczwary szybciej. Dziwne dźwięki przypominały teraz warczenie. W pewnym momencie ustały zupełnie. Nikt się tego nie spodziewał. Kapitańską kajutę wypełnił, wpadający do środka przez otwarty bulaj, narastający szum morskich fal. Przez niegłośne szumienie przedarł się czyjś piskliwy, przerywany głos. Żaden z załogantów nie nadawał takim falsecikiem.
To filetowa kreatura przemówiła - choć przecież była bez ust.

- Dobrze, panie, zostały ci jeszcze dwa życzenia... Zaraz, chwila, nie jesteście moim panem! Kim wy...? Gdzie ja...? Co do... - Gdyby dziwna, ametystowa istota miała twarz, to w tej chwili widniałby na niej wyraz bezgranicznego, przemożnego zdziwienia i niedowierzania.
.

Re: Statkiem do Grenefod [podróż Grimbera]

23
Gnom obserwował stwora, wcale nie czuł się zbyt pewnym, dopiero pojawienie się kwatermistrza, oraz jego słowa, sprawiły, że poczuł się pewniej. To, co nastąpiło po trzasku drzwi, jednak gnoma kolejny raz już przeraziło, przestał myśleć, rozdziawił usta,wybałuszył oczy i w milczeniu obserwował powstające rysy, przemieszczenie się postaci. Do życia, pobudziły go dopiero słowa płynące od w pełni uformowanej poza twarzą postaci. Słysząc jej wstęp o życzeniu, stało się jasnym z kim mają do czynienia. W głowie gnoma pojawiły się teraz dwie myśli, pierwsza z nich było, że jest to istota rozumna i nie zaatakuje swego pana, drugą ,zdecydowanie gorsza, był fakt, że oni nim nie byli, djiin nie był zobowiązany do słuchania ich, Choć z dwojga złego, to on go uwolnił. Według legend miałby 3 życzenia, Tylko jak wytłumaczyć stworowi nowe okoliczności?

Niech to wszyscy diabli, przecież jakiś djinn, owszem, jest butelka, jest kurwa zakrętka, ale hmm to ducha nie przypomina.

Wyrzucił z siebie, następnie przypomniał sobie, że ktoś zadał im wszystkim pytanie, a niebezpiecznie było igrać z ogniem, pospieszył więc z odpowiedzią.

Widzisz, znajdujesz się na statku, w drodze do Grenefod, mamy poranek, właściwie, nawet południe, ten czas tak szybko biegnie. Twój pan zginął bądź cię porzucił, wyłowiono Cię z morza, chyba teraz to my mamy nad Tobą pieczę. Ten z odsłoniętą bronią jest kapitanem tego statku, obok znajduje się kwatermistrz. Poza drzwiami znajdziesz resztę pasażerów i załogi. Myślę jednak że nie interesują Cię takie szczegóły. Jesteśmy na otwartym morzu, niedługo dopłyniemy do celu, Wierz lub nie, my też nie spodziewaliśmy się takiego gościa. Może powiedz nam teraz, jakie posiadasz ostatnie wspomnienia,być może ustalimy, co mogło się wydarzyć, choć jestem tylko alchemikiem, to jednak może znajdziemy rozwiązanie dla ciebie i dla nas z tej sytuacji.

Mówiąc to, schował broń i spojrzał na kapitana, przeczucie kwatermistrza sprawdziło się, na chwilę obecną atak nie powinien nastąpić. Gnom był ciekaw co usłyszy od djina, lecz w międzyczasie zastanawiał się, czy naprawdę nie mogli bez dodatkowych atrakcji, dopłynąć spokojnie do portu.

Re: Statkiem do Grenefod [podróż Grimbera]

24
Słowa Grimbera nie wywołały na fioletowym stworze żadnego wrażenia, a nawet jeśli, to nie było tego po nim widać. Brak twarzy był, w tym przypadku, bardzo kłopotliwy, bo gnom nie mógł w żaden sposób przewidzieć jego intencji. Jedynie cichy, wyrażający zdziwienie głosik zdradzał zakłopotanie i spokojne usposobienie poczwary. Niska, ametystowa postać nie wykonywała zbędnych ruchów - jej statyczność od razu rzuciła się wszystkim w oczy. Załoganci bez przerwy robili jakieś nieistotne gesty, ale ona nie poruszała się wcale - jakby była martwym posągiem, pomnikiem wykutym w litej skale. Morgan przecierał spocone czoło, Guts przestępował z nogi na nogę, a Grimber co rusz poprawiał uścisk na rękojeści sztyletu.

Marynarze byli, z oczywistego powodu, bardzo zdenerwowani, ale istota z butelki nawet w najmniejszym stopniu nie podzielała ich emocji. Nie przerywała, kiedy gnom tłumaczył jej wszystkie zaistniałe okoliczności. Nikt nie przerywał - jego towarzysze byli zszokowani i nie mogli uwierzyć, że alchemik w takiej sytuacji sprawnie włada językiem. Ich własne ozory były jakby odrętwiałe z przerażenia. Fioletowa kreatura zamyśliła się chyba, bo przyjęła dość specyficzną pozę. Przyłożyła prawą dłoń w to miejsce, gdzie normalny człowiek miałby pewnie podbródek, a potem oparła się plecami o okrągły stolik. Morgan i Guts nie wydawali z siebie żadnych dźwięków, tylko kwatermistrz już zupełnie schował broń do pochwy.

Grimber skończył opowiadać o swoich przypuszczeniach i pogrążył się w rozmyślaniach, ale niedługo było mu dane pomarzyć. Ametystowy stwór zamruczał znowu, opuścił ramię i przemówił tym swoim cienkim głosem.

- Ty tam, kapitanie - zwrócił się najpierw do Morgana. - Skoro statek należy do ciebie, to pewnie wiesz, co stało się z moim panem? Co mówisz? Ach, nie wiesz... Cholera, mam nadzieje, że ten bydlak już dawno gryzie ziemię. Jeśli zdechł, to pakt powinien przestać działać... - postać z butelki znowu zaczęła rozmyślać i przybrała tę samą, co wcześniej, pozycję. - Alchemiku, przyznaj się, to ty mnie wypuściłeś, prawda?

Gnom zdążył w międzyczasie zatknąć sztylet z powrotem za pas - nie spodziewał się już ataku ze strony dziwnej poczwary. Mogło zdziwić go to, że fioletowa istota nie zainteresowała się tym, co jej powiedział. Jej zachowanie wskazywało na to, że głęboko w nosie miała to, dokąd płyną, na czym płyną i po co zmierzają właśnie do Grenefod. Nie obchodziło jej, jaka jest pora dnia, ani kim jest "reszta pasażerów i załogi". Myśli ametystowego stworzenia koncentrowały się wokół jego pana. Kimkolwiek był, jeśli jeszcze w ogóle chodził żyw po świecie.

- Powiedz mi, panie alchemiku, dlaczego chciałbyś mi pomóc? I co to jest ten... djinn?\\

.

Re: Statkiem do Grenefod [podróż Grimbera]

25
Gnom słysząc kolejne pytania padające w jego kierunku, schował w końcu ostrze. Wpatrując się w miejsce, gdzie powinny znajdować się oczy, zastanawiał się nad odpowiedzią, jednocześnie opierając się o ścianę.

Widzisz, nawet nie wiem, od czego zacząć, może jako gość usiądziesz? Zakładam, że nie jesteś zmęczony, ale to może taki mały pokojowy gest, lepiej by nam się rozmawiało.

Mówiąc to, przeszedł kawałek i usiadł na jednej z ław, nie spuszczając oka z postaci, ani tez nie zmuszając do niczego. Uznał, że skoro to myślące stworzenie, niech sam decyduje co ma zrobić.

Zacznijmy od początku. Tak to ja wypuściłem cię z butelki, i to mnie oraz kobietę zza drzwi śmiertelnie wystraszyłeś, byłeś dla nas bardzo nie codziennym widokiem. Pierwszy raz spotkałem się z taką sytuacją, choć kiedyś w jednej z ksiąg, czytałem o tym, stąd też pojawia się słowo " Djinn" o które pytałeś, tak opisywano istoty, lecz były one duchami. W twoim wypadku nie mogę jednak użyć tego określenia, nie jesteś chyba duchem. Co do ostatniej kwestii pomocy... No cóż... Jestem alchemikiem, obcuję z magią, w pewnym sensie oczywiście, każda mikstura, eliksir, wszystko, co tworzę, zawiera ją. Ty powstałeś z nieznanej mi substancji, poza tym jesteś istotą magiczną. Uważam, że kwestia pomocy jest oczywista, o ile nie będzie całkowicie kolidować z naszymi planami, pojawiłeś się nieoczekiwanie, a o ile będę mógł, to na pewno pomogę, nie chce opuszczać moich towarzyszy, ani tym bardziej statku, a już na pewno chce dotrzeć do Grenefod, oczywiście do tej pory postaram się pomóc lub wyjaśnić co będę mógł. Może teraz ty opowiedz swoją historie, wiesz już,czemu chce pomóc, opowiedz co się dzieje o swoim panu i wszystko, co może nam pomóc, a szczególnie, o swoich ostatnich wspomnieniach.

Re: Statkiem do Grenefod [podróż Grimbera]

26
Stwór zupełnie zignorował propozycję Grimbera i w dalszym ciągu stał przy stole. Gnom usiadł na jednej z ław, naprzeciw niego, przypatrując mu się z niekrytą ciekawością. Poczucie zagrożenia minęło, zastąpiła je dziwna, narastająca fascynacja. Mimo, że niebezpieczeństwo odeszło w niepamięć, Morgan oraz Guts przeszli nieco do tyłu, na kilka kroków wyjścia. Zatrzaśnięte drzwi były teraz dla nich jedyną drogą ucieczki. Co prawda, pozostawał jeszcze otwarty bulaj, ale okienko było na tyle małe, że jedynie Grimber miałby jakąkolwiek szansę, żeby się przez nie przecisnąć, a nawet wtedy czekałaby go kąpiel w zimnej, słonej wodzie. Kwatermistrz był niespokojny, choć próbował oddychać głęboko, aby uciszyć rozkołatane serce. Kapitan natomiast, widząc beztroskie zachowanie gnoma, nabrał nieco opanowania i schował swój brzeszczot z powrotem za pas. Istota z butelki nie reagowała na ich poczynania, wciąż stojąc w charakterystycznym dla siebie bezruchu. Minęło kilka chwil, podczas których Grimber wyłożył fioletowej kreaturze całą sprawę. Wyjaśnienia były na tyle dokładne, że nie prowokowały dalszych pytań. Zamiast męczyć gnoma niejasnościami, tajemnicza kreatura zwróciła nie-twarz w jego stronę i powiedziała:

- Djinn... Nie podoba mi się to słowo, nie nazywaj mnie tak. Żaden z ciebie czarodziej, a twoja moc jest naprawdę znikoma. Nie wiem, dlaczego uważasz, że byłbyś w stanie mi pomóc. Czuję, że na tym statku znajdę kogoś o większym potencjale. Jest gdzieś tutaj prawdziwy mag?

Morgan i Guts wymienili się znaczącymi spojrzeniami. Kapitan pokręcił głową, ale nie odezwał się nawet słowem. Fioletowy stwór westchnął cicho, niemal niezauważalnie. Gutsa w dalej dziwiło to, jak takie monstrum może mówić lub oddychać bez nosa, bez ust, bez twarzy. Ta zagadka pochłonęła go na tyle, że szybko pogrążył się w myślach, zapominając na chwilę o otaczającym go świecie. Grimber nie dostrzegł tego, bo siedział odwrócony do towarzyszy plecami. Widział przed sobą jedynie fioletowe ciało tej niewysokiej, tajemniczej postaci.

- Chcesz poznać moją historię... Nie wiem czy jest o czym opowiadać. Nie jestem żadnym duchem, jak trafnie zauważyłeś, ale czymś bardzo podobnym. Serpico Magistralis, tak miał na imię mój poprzedni pan. Przywołał mnie do tego świata, bydlak, bez mojego pozwolenia i zamknął szklanej butelce. - Powiedziała poczwara, wskazując fioletowym palcem leżącą pod okrągłym stolikiem fiolkę. - Podpisałem z nim pakt, ale byłem nieostrożny, dałem się wykorzystać. Nie mogę wam powiedzieć, jaka była nasza umowa, bo zabrania mi tego... hm, mój kodeks. W każdym razie, ten pieprzony demonolog przez wiele lat trzymał mnie w pojemniku, czekając na dobry moment. Któregoś dnia, to znaczy, jakieś dwa tygodnie temu, pozwolił mi wyjść i wtedy wypowiedział to durne, bezsensowne życzenie. Powiedział, że chce mieć milion kolejnych życzeń. Dosłownie, taki z niego był cwaniak, przebrzydły staruch. Oczywiście, powiedziałem mu wtedy, że z życzenia nici, bo nie takie warunki stawiał w naszym małym cyrografie. On się wtedy wściekł, zapakował mnie z powrotem do butli, butlę do skrzyni, a skrzynię... wrzucił, przygłup, do morza. Dalszą część przygody możecie sobie dopowiedzieć. Oczywiście, któryś z was wyłowił mnie z wody, a ty, gnomie, wypuściłeś mnie ze szkła. Pewnie myślisz, że powinienem być ci teraz wdzięczny? Prawdę mówiąc, to trochę jestem. Mógłbym nawet zawrzeć z tobą nowy pakt, ale obawiam się, że nie masz tyle magicznej mocy, żeby temu podołać. A szkoda, szkoda, bo te dwa pozostałe życzenia będą musiały się zmarnować...

Fioletowa istota, która okazała się być w istocie przywołanym do Śmiertelnego Wymiaru demonem, skończyła wreszcie swoją przydługą tyradę. Opowieść o demonologu zainteresowała marynarzy na tyle, że przez cały czas w skupieniu słuchali jej piskliwego głosu, mocno wytężając słuch. W powietrzu znów zawisła głęboka cisza, bo żaden załogant nie wiedział, jak ma skomentować całą tę historię. Gutsowi, na przykład, takie rzeczy w ogóle nie mieściły się w głowie. Choć kajuta była zalana milczeniem, to nikt nie czuł niepokoju. Grimber, po wysłuchaniu niezwykłej opowieści, wiedział więcej i więcej rozumiał, dlatego był jakby spokojniejszy. Morgan nie pojął wszystkiego, ale też odłożył na bok wszystkie nerwy. Ten, nieco beznamiętny nastrój, zburzyło nagle głośne walenie do drzwi. Ktoś z członków załogi dobijał się od zewnątrz, od strony pokładu.

- Hej, wszystko w porządku? Nic wam nie jest? Cynthia, zajmij się Caską! Puck, do mnie! - To Zervan krzyczał tak donośnie, zaniepokojony długą nieobecnością towarzyszy. Caska wspomniała mu o dziwnej, fioletowej mazi, więc cyrkowiec porzucił na chwilę opiekę nad Royem, aby sprawdzić czy jego przyjaciołom nic nie grozi. Pukanie nie ustawało.

Ametystowy demon najwyraźniej wystraszył się Zervana, bo gdy tylko usłyszał walenie w deski, to od razu na powrót zaczął przybierać swoją dawną, płynną postać. Fioletowa ciecz zalała podłogę, tworząc obok stoły całkiem sporą kałużę. Cała "przemiana" trwała tylko kilka sekund - nikt nie zdążył zareagować. Geimber odruchowo odwrócił głowę w stronę drzwi, a gdy ponownie spojrzał na dziwnego stwora, ujrzał na deskach fiołkowe bajorko.
.

Re: Statkiem do Grenefod [podróż Grimbera]

27
Gnom słuchał uważnie słów teraz jak sie okazało ostatecznie demona, no cóż świat idzie do przodu, dziwactwa jest coraz więcej, w życiu nie domyśliłby się pochodzenia tej substancji przed nim. Słsząc o swoich znikomych zdolnościch magicznych, kompletnie się nie przejął, taka była prawda, nie ma powodu by się ubrzać. Bardzo szybko natomiast, domyślił się, kto może być magiem, którego wyczuł demon. Pewnym potwierdzeniem też, była reakcja na to gdy właśnie Zervan, zaatakował drzwi, próbując się do nich dostać. Widział już jego próbkę możliwości. Jednak to mógł być też , jakis inny ukryty talent, na chwilę obecną, obstawiał najbardziej oczysisty wybór.

Spokojnie, to tylko jeden z pasażerów, mój kolega, martwi się co tu się dzieje, otwórz z łaski swojej te drzwi i przybierz swoją postać. to wszystko by ułatwiło.

Wdział że sytuacja może poważnie się przeciągnąć, jeżeli nikt nie zareaguje. Dlatego też ruszył powoli w kierunku drzwi. Stanął na ławie i maszerował przed siebie. Fioletowa substancja rozlana była w tamtym miejscu, wątpił by demon był zadowolony, odciskiem jego butów na swej płynnej formie. Tak jak się domyślał, Nikt nie utrudniał mu drogi, dotarł do drzwi i odkrzyknął.

Zervanie,spokojnie nic się nie dzieje, jeżeli to nie magia, spróbuję otworzyć te drzwi, twoje łomotanie nam tu nic nie pomoże. Na wszelki wypadek odsuń się jednak, diabli wiedzą co się stało z tymi drzwiami, oby to była wina przeciągu.

Kończąc zdecydowanie pociągnął za drzwi.

Re: Statkiem do Grenefod [podróż Grimbera]

28
Dotychczas Zervan niejednokrotnie szarpał za klamkę, chcąc czym prędzej dostać się do kajuty, ale drzwi, mimo jego starań, pozostawały zatrzaśnięte. Zamek nie puszczał, choć kuglarz naciskał na uchwyt ze wszystkich sił. Rozważał nawet wyważenie wrót, gdyby zaszła taka konieczność. Na szczęście, obeszło się bez zniszczeń. Kiedy Grimber przekonał demona, że cyrkowiec nie ma złych zamiarów, jakiś zatrzask w drzwiach przeskoczył i deski uchyliły się nieznacznie. Gnom podszedł do nich i energicznie pociągnął za żeliwną rączkę.

Zervan wleciał do środka, z trudem wymijając w przejściu zdezorientowanego alchemika. Wbiegł z rozpędem na środek pomieszczenia, ściskając w dłoni jeden ze swoich długaśnych mieczy. Stanął tuż przed fioletowa kałużą, prawie na nią nadepnął. Morgan i Guts rzucili się, aby odciągnąć go do tyłu. Kto wie, jak zareagowałaby ametystowa poczwara, gdyby cyrkowiec tak bezceremonialnie ją zdeptał...

- Co robicie? Puśćcie mnie! Guts, kurwa! - Wykrzyknął kuglarz, wyrywając się z uścisku.

- Patrz, na podłodze!

Fioletowe bajorko zaczęło znów bulgotać, a po chwili przed oczami Zervana wyrósł niewysoki, pozbawiony twarzy demon. Mężczyzna odskoczył w bok, pod ścianę, oswobadzając się mocnego uchwytu kwatermistrza. Runął do przodu i chciał zaatakować poczwarę, ale Morgan w ostatniej chwili zastąpił mu drogę. Potężne ramię kapitana spoczęło na głowie cyrkowca. Grimber stał w tym czasie obok rozwartych drzwi i spoglądał na to wszystko wielkimi oczyma.
Sytuacja zrobiła się niebezpieczna, ponownie.

- Spokój! - Wysoki, gwiżdżący głos demona przerwał przepychanki. - Wojowniku, nic ci nie grozi, możesz już schować broń.

Zervan opamiętał się i spojrzał na swoich towarzyszy, którzy kiwali głowami, potwierdzając słowa fioletowej kreatury. Puściły mu nerwy, ale teraz zaczynał co raz lepiej rozumieć zaistniałą sytuację. Obnażony miecz wylądował za paskiem. Kuglarz spojrzał przez ramię, na gnoma i powiedział:

- To jest ta twoja orkowa trucizna? Niech cię diabli porwą, Grimber!
.

Re: Statkiem do Grenefod [podróż Grimbera]

29
Sytuacja z groźnej zrobiła się komiczna, obserwowanie zapasów obu potężnych mężczyzn było ciekawe, wręcz bawiło Grimbera. Wiedział jednak, że co za dużo to nie zdrowo, dlatego też nie odzywał się, aż wściekły Zervan, nie zwrócił się wprost do niego. Szczerząc zęby, ale też nie będąc pewnym czy nie oberwie po głowie, zaryzykował żart.

Drogi przyjacielu, skąd u diabła miałem wiedzieć, co orkowie napychają do swoich butelek, a tak konkretniej, to nikt nie był w stanie, przewidzieć takich cudów. Nawet w cyrku nie ma takich atrakcji, może dopiszecie to do programu ?

Asekuracyjnie stanął jednak bliżej drzwi, tym bardziej że twarz kuglarza nie wyrażała zbytnio ochoty na żarty. Widząc, że jednak schował broń, demon się ponownie ujawnił, a nawet przemówił, stwierdził, że może spokojnie usiąść i przysłuchiwać się rozmowie, chyba że demon postanowi inaczej, zasadniczo, mimo iż był gościem, to on dyktował wszelkie warunki. Jak pomyślał tak zrobił, uważając, by nie trafić w zasięg dłoń Zervana, spokojnie i z uśmiechem, usiadł ponownie na ławie.

Re: Statkiem do Grenefod [podróż Grimbera]

30
Zervan obrzucił gnoma nienawistnym spojrzeniem, które miotało w jego kierunku błyskawice. Nie dosłownie, oczywiście, ale żart Grimbera widocznie nie przypadł cyrkowcowi do gustu. Mężczyzna uspokoił się już, ochłonął, a teraz czekał na rozwój wypadków. Stanął pod ścianą, a potem przysiadł na jednej z szafek, nie spuszczając fioletowej postaci z oczu. Zerknął tylko ukradkiem na Gutsa i polecił mu, żeby poszedł czym prędzej do Cynthii, żeby pomógł jej przy chorym elfie. Kwatermistrz był bardzo rad, że może wreszcie opuścić kajutę - obecność demona przyprawiała go, ze zrozumiałych powodów, o szybsze bicie serca. Marynarz wybiegł przez drzwi, nikt go nie zatrzymywał i poleciał do swojej narzeczonej. Zabrał ją z pokładu, a po chwili we dwoje podeszli do Cynthii, która szykowała Royowi kolejny okład z nasączonej ziołami ścierki. Język Gutsa rozwiązał się nagle i mężczyzna zaczął opowiadać kuglarce o wydarzeniach z kapitańskiej izdebki.

Stwór z butelki zdążył na powrót uformować swoje ciało. Fioletowy "człowieczek" skupił uwagę na Zervanie, ignorując obecność gnoma i Morgana. Przepasany czerwoną szarfą mężczyzna znalazł się nagle w centrum zainteresowania tej dziwnej poczwary. Przynajmniej na chwilę obecną.

- Twoja moc jest większa niż jego. - Oznajmił piszczącym głosem, wskazując dłonią na Grimbera. - Ale to nie ciebie czuję, o nie. Na tym statku jest ktoś jeszcze, jakiś mag. Wiem to na pewno!

Kapitan i jego marynarze słuchali słów demona w osłupieniu.

- Jak to, na pokładzie jest mag? Jakiś niechciany pasażer? - Zachodził w głowę Morgan, pytając nie tyle towarzyszy, co samego siebie.

Nikt mu nie odpowiedział, ale on wcale nie czekał na wyjaśnienia. Skoro nie Zervan był tym czarownikiem, to kto? Podejrzenie padło na Cynthię, ale kuglarz szybko przekonał przyjaciół, że jej moc nie jest wcale taka duża. Następnie mówiono o Royu, Casce, a nawet o Pucku, który przecież nawet nie wyglądał na takiego, co to z magią miał kiedykolwiek do czynienia. Kapitan słowem ręczył za swoich załogantów i zaklinał, że żaden z nich nie jest wcale potężnym magiem. Ciekawość i napięcie rosły równomiernie, marynarze niecierpliwili się, ale fioletowa poczwara pozostawała niewzruszona.

- Chodźmy - powiedziała nagle i ruszyła w kierunku drzwi.

Mężczyźni popatrzyli po sobie, nie mogąc powstrzymać zdziwienia. Nikt nie próbował nawet powstrzymać demona przed wyjściem na pokład. Stwór przeszedł przez próg i zaczął stąpać po deku. Jego ametystowe, zniekształcone stopy szorowały po drewnianych dechach. Załoganci wyszli na powierzchnię zaraz za nim. Gnom, jako że był najbliżej wrót, wydostał się na zewnątrz pierwszy. Z przejęciem obserwował, jak czart podąża w kierunku rufy, na której stały różne skrzynie oraz paczki - tam członkowie załogi składowali swoje towary i cyrkowe sprzęty. Magiczna kreatura podeszła do jednej z większych beczek i stanęła obok. Grimber, Morgan i Zervan zatrzymali się tuż przy niej. Puck obserwował ich zza steru, wlepiając wzrok w fioletowego stwora. Nic nie mówił, nie krzyczał, ale jego twarz wyrażała przemożne zdziwienie, niedowierzanie. Półork kurczowo ściskał koło steru, nie spuszczając demona z oczu.

- Beczka - przemówił czart, ruchem głowy wskazując na najbliższą baryłkę.

Morgan przełknął ślinę i zrobił dwa kroki do przodu. Schwycił okrągłą pokrywę, a potem poderwał ją do góry. Beczka zaczęła się kołysać, a kapitan odskoczył od niej jak poparzony. Pozostali wpatrywali się w nią, jakby byli zaklęci. Po chwili pojemnik runął na deski i zaczął szybko toczyć się w kierunku prawej burty. Zervan zatrzymał beczkę, stopując ją butem. Z jej wnętrza dobiegł ich cichy głos, czyjeś nieeleganckie przekleństwo. Jakaś postać wypełzła na pokład z czeluści baryłki. Porwane szaty, siwe włosy, pomarszczona skóra - Grimber przyjrzał się jej bardzo dokładnie, od razu poznał w tym człowieku starca, który zaczepił go jeszcze w porcie, w Qerel. Pasażer, który podróżował na gapę, został odkryty. Wszyscy byli równie zdezorientowani, nikt nie wiedział, co należy powiedzieć. Tylko łachmaniarz nie nabrał wody w usta i rzekł do nich pewnie, hardo:

- Czemu się tak na mnie gapicie? Dziada nie widzieliście?

.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Qerel”