Re: Gospoda "Książęce Wyro"

16
Kiwnął głową przytakująco, gdy karczmarz zapytał o to, czy strażnicy mieli psy. Pomysł ze zmianą ubrań nie spodobał mu się. Co z tego, że facet i dziewczynka zmienią ubranie, psy i tak wyczują trop, może zapach nie będzie tak intensywny ale to tylko kwestia czasu.
Przyglądał się okolicy wypatrując strażników i co jakiś czas wracał spojrzeniem na karczmarza, który objaśnił jak można stąd się wydostać. Nie był zbyt ufny w stosunku do nieznajomego właściciela gospody, w końcu wiedział, że dla takich ludzi często liczą się zyski. Ale skoro ich nie wygonił to raczej nie ma złych zamiarów, jednak nigdy nic nie wiadomo.
Loras podszedł wraz z mężczyzną i dziewczynką do drabiny, która prowadziła na dach. Widział jak ta szybko i posłusznie wchodzi po drabinie. Patrząc na ich ubrania i zachowanie Loras miał coraz większe wrażenie, że uciekają już od dłuższego czasu. Nagle mężczyzna zapytał go kim jest, i dlaczego chce im pomóc. Było to trafne, pytanie, którego najemnik spodziewał się już od jakiegoś czasu, a odpowiedź może nie być zadowalająca.
- Ciekawość... czysta ciekawość, chciałem dowiedzieć się dlaczego spory oddział ugania się w pośpiechu za dwojgiem ludzi. Nie przepadam też za zboczonymi synalkami z bogatych rodzin, więc mogę pomóc odstawić ją w bezpieczne miejsce.

Re: Gospoda "Książęce Wyro"

17
-Odstawisz w bezpieczne miejsce... Pieniądze nie grają roli, prawda? Ech, wy, najemnicy nie umiecie dobrze kłamać. I tak nie mamy nic do stracenia, chodź z nami, jeśli taka twoja wola.

Weszli na górę po drabinie, Loras dopiero teraz zauważył, że dziewczynka trzyma w dłoni wyjęty z kieszeni kawałek szkła, chyba jakąś kulkę czy coś podobnie dopasowanego do dłoni. Pamiątka? Nie wiedział.
-Zawrócili.

Głos miała równie obojętny co ruchy i twarz, lecz na swój sposób wzbudzający sympatię. Zdawałoby się niewidzące oczy skierowały się w konkretnym kierunku, a dłoń wskazała coś poza budynkiem, w stronę, gdzie ponoć bła drabina od karczmarza. Magia? A może po prostu dziecko jest chore na omamy? Co by nie było dziewczynka zawróciła na dachu na drugą stronę.

A tam... była zaspa, do której można było bezpiecznie wskoczyć. Co też ostatecznie zrobiła. Mężczyzna nieco popatrzył co robi dziewczynka, a następnie wskoczył obok niej i wyciągnął ze śniegu dziecko. Zdawała się tam zastygnąć. W każdym razie nie mając specjalnie nic innego do roboty tam też wylądował i Loras. Po otrzepaniu się i ogólnym ogarnięciu wylądowali na jednej z głównych ulic miasta. W lewo brama do centrum, w prawo do wyjścia z Qerel. Tylko czy tak raniutko ją już podnieśli?

Re: Gospoda "Książęce Wyro"

18
Nic nie odpowiedział. Wspiął się na dach po drabinie. Kiedy już tam wszedł zauważył, że dziewczynka trzyma jakąś szklaną kulę w dłoni, którą przed chwilą wyjęła z kieszeni. Nie wiedział co to jest, ale wyglądało na jakąś pamiątkę.
Nagle dziewczynka, powiedziała, że zawrócili. Loras zaczął się zastanawiać skąd może to wiedzieć. Jej zachowanie było dosyć dziwne. Jednak nie było czasu na zastanawianie się nad jej zachowanie, trzeba było się przemieścić.
Dziecko zeskoczyło w zaspę, za nią zaraz skoczył tajemniczy mężczyzna, a po nim była kolej Lorasa. Nikt ich nie przyuważył gdy skakali i wychodzili z zaspy. Najemnik szybko zorientował się gdzie się znajdują. Byli na ulicy prowadzącej do wyjścia z miasta. Problem był w tym, że strażnicy przy bramie też mogą ich szukać. Nie wiadomo również czy brama jest otwarta.
- Musimy jak najszybciej wyjść z miasta. Pójdę przodem i zobaczę czy brama jest otwarta. Starajcie się nie przykuwać uwagi.
Po tych słowach Loras przyspieszył kroku i poszedł w prawo do bramy, którą można opuścić miasto. Miał nadzieje, że będzie otwarta i nikt nie będzie próbował ich zatrzymać.

Re: Gospoda "Książęce Wyro"

19
- … swarzcie się o co chceta, panowie, lecz powiadam ja wam - klęska takowa za rządów Jakuba miejsca by nie miała!
- Prawda to, druhu, głód wszędy, a teraz wojna na domiar złego. Nieudolnych rządów Aidana to przewina, aliści co zrobić możemy? Utyskiwać jeno, stąd miarkuję smutno a defetystycznie, że Twa czczość żołądkowa do czczych słów się ledwo sprowadza.
- Łeż! – rozsierdził się na dobre ten pierwszy. – Wy nic nie wiecie! Pożałuje jeszcze Aidan zwycięstwa nad nami sprzed dziesięciu laty. Udajcie się ze mną tego wieczora do…
- Ciszej! – syknął milczący dotąd trzeci, na co reszta posłusznie ściszyła ton i na tym skończyło się bierne uczestnictwo Atleifa w tejże politycznej dyspucie.

Łowca głów tem czasem spokojnie spożywał zupę rybną przy akompaniamencie kwękania pochodzącego z sąsiadującego stolika, przy którym zasiadywała trójka jegomościów uśrednionej aparycji. Ledwo co po południu przybył zdrożony do Qerel, a tu do wieczornej pory zdążył się już na dobre oporządzić, a nawet na spotkanie z pewną osobą godzinę wyznaczyć.

Przybył w rejony Qerel w poszukiwaniu roboty, jednakowoż list gończy, za którym podążał do pewnej wiochy stracił swą ważność, gdyż jego antybohater przemienił się już w truchło toczone przez czerwie. Cóż, taka praca, a konkurencja spora. We wspomnianym siole usłyszał za to o innej ofercie z Qerel, która swą intratnością przewyższała wszystkie z lat ostatnich, z jakimi miał dane się stykać. A jakby nie patrzeć 2000 gryfów było dostatecznym spiritus movens nie tylko, żeby się zainteresować, lecz nawet tu pojawić.

Jak na profesjonalistę przystało, przed wzięciem zlecenia postanowił wpierw rozmyślnie zasięgnąć języka i w tym celu umówił się ze Spencerem, znajomą szychą z lokalnej Gildii Najemników. Relacje między nimi były znacznie więcej niż poprawne, toteż zgadawszy się z nim uprzednio jeszcze tego popołudnia, Atleif oczekiwał go teraz w karczmie. Ten zaś zrazu pojawił się w drzwiach gospody i zlustrowawszy wnętrze, odnalazł wzrokiem najemnika, minął antagonistów politycznych króla Aidana i nie mitrężąc zasiadł do jego stolika.

- Witaj, Atleifie, miło mi widywać Cię nadal wśród żywych – zagaił rozmowę ciemnowłosy mężczyzna na oko przed czterdziestką, którego zarost na facjacie wskazywał na zaniedbanie rzędu tygodnia. Konwenanse wymagają chyba, by gościa, od którego zaraz zażąda informacji choćby trunkiem ułaskawić?
Obrazek

Re: Gospoda "Książęce Wyro"

20
Qerel. Miasto, z którym miał bardzo wiele wspomnień. Nie wszystkie były kiepskie, lecz większość na pewno nie należała do tych, które Atleif wspominał z rozrzewnieniem. Dlaczego więc zjawił się w tym pięknym mieście? Odpowiedź jest prosta, zresztą jak zawsze w przypadku łowcy głów. Zlecenie. Okoliczna wieś dawała całkiem lukratywny jak na owe czasy kontrakt. Wytyczne były bardzo proste. Znaleźć, zabić i przywieźć dowód. Doświadczony łowca nie powinien mieć z czymś takim problemu prawda? Otóż nie zawsze doświadczenie i umiejętności, idą w parze ze szczęściem. Po przybyciu do wsi mężczyzna został bardzo brutalnie uświadomiony, że przedmiot zlecenia gryzie ziemię od dobrych kilku dni. No nic. Brązowowłosy mógł tylko przeklinać samego siebie za opieszałość. Wiedział przecież doskonale, że na tym terenie działu wielu łowców głów oraz najemników. Nie wszyscy będą czekać, aż szacowny pan się zjawi. W tym fachu była zasada, że kto pierwszy ten lepszy. Jednak cała podróż nie okazała się zupełnie bezowocna. Mieszkańcy dali mu cynk o pewnym zleceniu, nad którym warto się zastanowić. A było nad czym. Dwa tysiące gryfów dało by mu olbrzymiego kopniaka finansowego. Jednak najemnik nie poleciał za świeżym tropem, jak pies z wywieszonym jęzorem. Z doświadczenia wiedział, że takie misje nie są proste i trzeba dobrze się przygotować przed nimi.

„Idioci” prychnął w myślach Atleif, biorąc kolejną łyżkę zupy rybnej do ust. Jego uwaga była skierowana w stronę stronników, księcia Jakuba, którzy byli tak zakonspirowani, że połowa karczmy wiedziała o czym rozmawiają. Lecz to nie była jego sprawa. Dopóki jego zlecenia nie zaczną dotyczyć czynnej polityki Keronu, dopóty nie będzie się w to mieszał. Wziął kolejny łyk zupy i westchnął. Spencer się spóźniał. Atleif wiedział, że niektórzy najemnicy mają dość swobodne poczucie czasu i trzeba to uszanować. Gdyby był to ktoś inny to wojownik by już pewnie wyszedł, lecz do tego człowieka żywił dość przyjazne uczucia. Po za tym, wiele razy udowodnił, że warto czekać na niego. O wilku właśnie mowa.
- Spóźniłeś się Spencer. Jeszcze chwila i bym poszedł. A co bycia wśród żywych to jest różnie. Zależnie od tego ile mi płacą. – powiedział łowca głów, dając znak karczmarzowi, żeby przyniósł im coś do picia i jakąś zakąskę. Zupa może była niezła, lecz przy omawianiu zlecenia trzeba wyciągnąć cięższą broń.
- No dobrze. – rzekł Atleif odkładając łyżkę i splatając palce na blacie stołu. Jego oczy były wbite w rozmówce, lecz uszy w dalszym ciągu słuchały tego co się dzieje w knajpie.Stare zwyczaje i uczulenia. – Co masz dla mnie?

Re: Gospoda "Książęce Wyro"

21
- Nie poszedłbyś. – Spencer wyszczerzył swe zęby w uśmiechu zaiste bezczelnym. – Zbyt jesteś ambitny, zbyt w swym fachu dobry, Atleif, by tak pokaźny trzosik darować sobie bez zaszczycenia go atencją. Dość jednak wdzięczenia się niczym cnotki niewydymki, do rzeczy.

I jak na zawołanie wspomniania rzecz zmaterializowała się przed nimi, dając do porzygu powód przedniejszy niźli wcześniejsza minoderia. Karczmarz ostawił im okowitę i śledzie w zalewie octowej, powodując tym samym równie spory zapał Spencera, co szczerą nienawiść kiesy Atleifa do jej właściciela. Żądny informacji łowca głów bez zwłoki nalał im trunku, a jego kamrat ze stolika ochoczo podjął zamiar wspólnej popitki.
- By ci kurażu starczyło, coby zlecenie przyjąć i pomyślnie zakończyć – wzniósł toast querelski najemnik i haustem opróżnił kielona, który finalnie tak mu gębę wykrzywił, że aż język w niej tkwiący ku zadowoleniu Atleifa rychło rozwiązał.

- Sprawa jest delikatna i niedelikatna zarazem – podjął wreszcie właściwy wątek Spencer. – Zlecenie jest na niejakiego Reynarda Vlangrera, za którego czerep wyznaczono 2000 sztuk urępnych i błyszczących krążków. Sedno w tym, iż ten list gończy ino wisi i wisi, a jego bohater jakoś zawisnąć nie może. – Najemnik westchnął z żalu nad tym grzechem, którego najemnicza konfraternia dopuścić się miała.
- Widzisz, bracie, cała smuta w tym, iż zadanie to wcale łacnym nie jest. Diabelec ten dawnemi czasy wiernie służył Aidanowi i po jego stronie w wojnie domowej się opowiadał, potem jednakowoż coś się zdarzyć musiało, bowiem nie wiedzieć czemu w tym samym konflikcie przeszedł na stronę Jakuba, a z takim okrucieństwem zwalczał niegdysiejszych towarzyszy broni, iż do dziś jego miano zakazuje się wypowiadać w ichniejszych kręgach. Po wojnie ludzie Aidana list gończy na niego wyznaczyli, atoli tenże krwawy urwipołeć przepadł bez wieści na lat wiele. Tuszono, iż któryś z jego rozlicznych wrogów dorwał mu się wreszcie do rzyci, bujda to jednak pewna, gdyż nasza lokalna znakomitość powróciła ostatnio do Qerel i ani chybi kombinuje coś poważniejszego.

Spencerowi snadź zaschło w gardziołku, gdyż przerwę poczynił, jak gdyby ku spotęgowaniu napięcia, acz w rzeczywistości po to ino, by polać im następną kolejkę oraz wtrajać śledziki.

- Nie znam twych politycznych przekonań, Atleif, jednak wiedz, że zlecenie pochodzi od szpicla Aidana, który do nagrody dorzuca „dozgonną wdzięczność króla”- ot, taki gratis do podtarcia sobie rzyci. A nie jest łatwo ożenić kosę Vlangrerowi z tego względu, iż powiada się, że nieoficjalnie znajduje się on pod auspicjami samego Jakuba. Znasz obecną sytuację w kraju – społeczne niepokoje, głód, wojna, a niepowodzeniami obarcza się króla Aidana. Nagle po 10 latach pojawia się w Qerel bohater przegranej strony wojny domowej, który gromadzi wokół siebie ludzi i zaczyna tworzyć coś na kształt wręcz ruchu oporu. Pojmujesz tedy, co z tego może wyniknąć dalej, jeśli w czas nie podejmie się prewencji.

Spencer zamilkł wreszcie, dając odpocząć starganym uszom łowcy nagród i pozwalając mu na przetrawienie dawki informacji. Co zaś tyczy się inszych rzeczy, które działy się w karczmie – pustoszała ona z wolna, jednakże ulubieńcy Atleifa kontynuowali swe knowania, tym razem prowadząc je w szepcie, z którego łowca nagród zdołał ino wychwycić w przerwach paplania Spencera, iż udadzą się spotkać z resztą bezzwłocznie po wyjściu z karczmy. Acz gdzie wspomniane „tam” miałoby się znajdywać, tego już ustalić nie podołał.
Obrazek

Re: Gospoda "Książęce Wyro"

22
- Z pewnością, lecz musisz wziąć pod uwagę jeden mały szczegół. Nie wszyscy są tak mili i cierpliwi jak ja. – powiedział Atleif, po czym uśmiechnął się delikatnie. Lubił Spencera. Był jednym z ostatnich prawdziwych najemników, którzy jeszcze mieli jakieś granice. Nie zrobiłby wszystkiego za pieniądze. Podobnie jak Atleif posiadał jeszcze honor. Karczmarz zadziałał dość szybko i praktycznie chwilę po zamówieniu, na stole pojawił się napitek i jedzenie. Rozlewając trunek do kubków, łowca głów zastanawiał się po cichu ile mogą go kosztować te informacje.
- Wolę pracować na trzeźwo, ale twoje zdrowie Spenc. – rzekł mężczyzna i również wychylił kieliszek alkoholu. Teraz mógł zająć się słuchaniem tego co jego chodząca informacja ma do powiedzenia. Zlecenie nie należało do łatwych, a dokładniej mówiąc było cholernie ciężkie. Lecz nagroda i prestiż za wykonanie go były bardzo ciekawe.
- Słyszałem o nim. – powiedział polewając znów trunku i biorąc gryza śledzia. – Podobno umie walczyć i wie jak zabić. Nie jest to jakaś płotka. Dobrze, będę miał jakieś wyzwanie. Ostatnie zadania były dość banalne. Wyobraź sobie, że musiałem załatwić jakiegoś szejka bandy. Bandy, która liczyła pięciu obdartusów z kijami. To nawet nie było śmieszne, lecz żałosne. Reynald ma w sobie to coś, do czego ciągną ludzie, a szczególnie zwolennicy Jakuba. Na dodatek jesteśmy na jego terenie, więc jest o wiele ciężej.
Powiedział ostatnie słowa półgłosem i na chwilę zamilkł. Do jego uszu doszedł kawałek rozmowy stronników księcia namiestnika. Ciekawe czy te dwa fakty są w jakiś sposób powiązane?
- No dobrze. Ale nie stawiam ci kolejki, byś mi opowiadał o historii. Chce coś bardziej użytecznego. Na przykład gdzie znajdę naszego kolegę? Ktoś go chroni? Chyba nie muszę ci mówić czego od ciebie oczekuję bracie? – powiedział brązowowłosy delikatnie się uśmiechając, lecz jego uśmiech prędzej przypominał wyszczerz wilka, gotowego na polowanie, niż radość człowieka.

Re: Gospoda "Książęce Wyro"

23
Spencer aż parsknął śmiechem, usłyszawszy, jakich to trudów doświadczał Atleif podczas swej ostatniej roboty.
- Cóż, przyjacielu, ani chybi to zlecenie w pełni ci zrekompensuje hańbę ambicjonalną poprzedniej roboty – rzekł najemnik wesoło, jako że akwawita poczynała mu już w łepetynę uderzać. Jego rozszerzone źrenice zdawały się potwierdzać ten fakt, toteż Atleif mógł mieć pewność, iż w pełni spotka się ze szczerością Spencera. Wszak jak to mówią - in vino veritas, in aqua sanitas, zasię aqua vitae przezeń opróżniona łączyła w sobie oba przysłowiowe przymioty, zarówno prawdy jak i zdrowia.

- Co się tyczy konkretów, o które pytasz. Zdaje się, że Vlangrera chronią przez zaniechanie wszytcy sprzymierzeńcy Jakuba, którzy przymykają oko na pewne wynikłe z jego przyczyny zdarzenia. Zresztą sam wkrótce zoczysz, że Reynard to nie byle przechera, a co się z tym wiąże - wyniuchać go niełacno. Nie wiada, gdzie się jego lokum znajduje, nieoficjalnie powiada się jednak, że jego domeną jest dzielnica portowa. Tam to pono wśród doków i magazynów ten frant rezyduje.

Karczmarz z zadowoleniem obaczywszy, że panowie trunek w całości opróżnili i z tego tytułu jego kiesy znacznie przybyło wagi, polał jeszcze jedną kolejkę dla sowitych klientów na koszt oberży i zaraz wrócił do szynkwasu, pozwalając Spencerowi dokończyć wątek, acz oczywista najemnik uczynił to dopiero po wypiciu kolejnego. Tym razem jego tempo mówienia znacznie spowolniło, tak że ostatnie słowa Atleif musiał wręcz tłumaczyć z bełkotu na nasze.

- Niby w straży miejskiej dopytywać o niego możesz, lecz jeśli mogę coś po starej przyjaźni podszepnąć, skuteczniej ci będzie dorwać jakichś aktywistów księcia Jakuba, którzy z Vlangrerem działają i ich tropem podążywszy, tak się do źródła dostać. Przek..nasz się zan...długo, że od groma tu tera polityczniaków, co to się za zmiaaa...nę prządku społ..cznego bie...biorą, psia… psia ichmać.

… na przykład takich jak szanowna trójka mężczyzn znana Atleifowi z sąsiedniego stolika, którzy najwyraźniej skończyli już chytrzyć i wielce z siebie zadowoleni powstali, z wolna kierując się ku wyjściu z karczmy. W przeciwieństwie do Spencera, który chyba miał ochotę położyć się na chwilę na drewnianym blacie, co z solennym przyrzeczeniem "nie będę blochał" zaraz uczynił.
Obrazek

Re: Gospoda "Książęce Wyro"

24
Atleif już chyba wiedział, że nie będzie miał ze Spencera zbytniego pożytku. Alkohol, który spożył najemnik z Qerel zaczynał go powoli otumaniać. Dlatego też Atleif musiał jak najszybciej wypytać o wszystkie potrzebne informacje. Zaczynało być to trudne, gdyż mężczyzna zaczynał słabiej kontaktować i delikatnie plątał mu się język. Brązowowłosy nie pił prawie wcale, więc nic dziwnego, że Spenc zalał się w trupa. Pijany zabójca na zleceniu to dupa, a nie zabójca.
- Czyli ma obstawę i się kryje. Może być dość ciekawie. Postaram się nie pozabijać zbyt wielu głupców, którzy mogą mi wejść w drogę. Dzięki wielkie Spencer. – powiedział Atleif i nalał jeszcze jednego kielicha swojemu kumplowi. Ta dawka już chyba zupełnie przebiła wytrzymałość najemnika na trunki, gdyż jego informator, po wyrzuceniu jeszcze kilku informacji zasnął na stole. „Tym się właśnie kończy picie w pojedynkę.” pomyślał łowca głów patrząc na śliniącego się Spenca, lecz kątem oka obserwował politycznych stronników księcia Jakuba, którzy wychodzili z karczmy. Sadząc po ich kroku też sobie nie żałowali. Ja na razie to zlecenie nie było najgorsze.
- Karczmarzu. Zanieście go do jakiegoś pokoju. Na mój koszt. – powiedział szarooki podnosząc się z krzesła i rzucając kilka monet na blat. Wolał nie ryzykować, złego humoru ciemnowłosego najemnika. Jeszcze by mu wypominał to, że obudziłby się w chlewie. A czy to Atleif namawiał go do spożywania trunku?

Poprawił swój płaszcz tak by przykrywał jego zbroję i uzbrojenie. Nie miał na sobie napierśnika, lecz kolczuga, lekkie karwasze i naramienniki połączone z jego zwinnością i doświadczeniem powinny dać odpowiednią ochronę. Keronczyk upewnił się, że jego rękojeść jego miecza nie jest widoczna, a sztylet znajduje się w łatwo dostępnym miejscu na plecach. Zawsze nosił krótkie ostrze przypięte na pasie, z tyłu. Dzięki temu jednym ruchem mógł zaskoczyć oponenta w klinczu.
- No dobrze. Gdzie mnie zaprowadzicie? – mruknął cicho najemnik idąc kilkanaście kroków za poplecznikami księcia namiestnika.

Re: Gospoda "Książęce Wyro"

25
Quid pro quo - Atleif zdobył interesujące go informacje, Spencer rozgrzewające procenty we krwi. Ta uczciwa wymiana pomroczności jako dodatku nie obejmowała, jednakże najemnik z Qerel sobie ino po przebudzeniu mógł czynić wytyk. Przynajmniej do Atleifa pretensji mieć nie będzie, brązowłosy bohater bowiem jak na porządnego kamrata przystało nie ostawił druha w potrzebie samemu sobie.

Wyruszywszy tropem konspiratorów, którym okowita zmysły jeszcze bardziej niźli na trzeźwo poplątała, wpierw chłód ze zdwojoną siłą owionął sylwetkę Atleifa, mróz jednak za słabym był przeciwnikiem, by tak wprawnego łowcę lada tchnieniem zniechęcić. Prolongowana zima zapewne zdominowałaby swą wagą uciążliwości wszelkie listy gończe, nie była jednak tym rodzajem przeciwnika, który zręczny najemnik mógł pokonać swym mieczem, toteż w reakcji na nią ten ino opatulił się szczelniej płaszczem i tak się przygotowawszy do drogi, podążył czujnie śladem buntowników.
Obrazek

Re: Gospoda „Książęce Wyro”

26
Podczas swoich podróży przemierzyłeś kraj jak długi i szeroki natrafiając na wiele zleceń, ogłoszeń oraz plotek. Jedną z nich przekazał Ci tutejszy oberżysta wspominając, że jego najlepszy klient - lokalny szlachetka z niewielkiego rodu poszukuje człowieka sprawnego, silnego, o celnym oku i nie zadającego zbyt wielu pytań. Kiedy Cię zobaczył poznał w Tobie szemranego typa skrytego za maską i czarnym pancerzem. Pytałeś o robotę a robota znalazła Ciebie. Od grubego faceta za ladą dowiedziałeś się, że umówi Cię z Twoim potencjalnym pracodawcą na wieczór jeszcze tego samego dnia.

Po zmroku knajpa była zatłoczona i pełna zgiełku. Masa ludzi wlewała się do środka i wyczołgiwała pijana do nieprzytomności. Nie był to może najbardziej szlachetny przybytek w okolicy ale i Ty nie należałeś do szlachetnie urodzonych więc nie powinno Ci to szczególnie przeszkadzać. Kiedy przyszedłeś na umówioną godzinę szlachetka już na Ciebie czekał. Wskazany przez barmana mężczyzna siedział w koncie i popijał miód. Był wysoki i w całości skryty pod mdłym, brązowym płaszczem z kapturem. Strasznie przy tym odstawał nosząc kaptur w gospodzie ale chyba nie był tego świadom. Zawołany per "szary" odwrócił się do Ciebie i oberżysty przywołując Cię gestem do siebie.
Obrazek

Mowa jest srebrem, milczenie złotem.
Mówiąc, jest łatwiej wyjść na idiotę.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Qerel”