Plac targowy

1
Bure niebo wisiało nad miastem; wolne od chmur, było gładkie niczym szklana tafla. Czarne ptaki, wirując na tle szarości, w skupieniu szukały schronienia przed deszczem. Brukowane uliczki, po których pełzały brudne, zagłodzone psy, pokrywała gruba warstwa śliskiego błota. Ludzie chodzili wte i wewte, brodząc po kostki w ziemistej brei. A najwięcej ich było na targu, gdzie wespół cisnęli się między straganami, stojąc obojętnie śród wielkiego zgiełku. Nawoływania wycwanionych kupczyków i turkot sunących wzdłuż ulicy wozów zlewały się w nieprzyjemny dla ucha jazgot. Wszyscy handlarze siedzieli przy ławach, gorliwie pilnując rozłożonych na nich towarów; ciężar rozlicznych artykułów skłaniał drewniane stoły ku ziemi. Miastowi cierpliwie sprzedawali swoje wyroby, kupowali to, co szło niedrogo i dobijali pokątnych targów. Pokrzykiwania przekupek z łatwością przygłuszały ryk rozhulanej zawieruchy.
[img]http://digart.img.digart.pl/data/img/vo ... 269212.jpg[/img] .

Re: Plac targowy

2
Odkąd książę Jakub osiadł w mieście, Qerel zaczęło podnosić się ze zgliszczy, zupełnie jak ten feniks, co to po śmierci wstaje z popiołów. Przyjazd dynasty zapoczątkował gospodarczy i kulturowy renesans. Mieścina tętniła życiem, było to widać, słychać i czuć. Na ulicach pojawiło się więcej ludzi, a wszyscy mówili głośno, wysoko zadzierając głowy. I choć w powietrzu nadal dało się wyczuć tę paskudną, zimną aurę, która wraz z morskim wiatrem leciała ku wybrzeżu, to nikt nie zwracał na nią uwagi. Nie dziś. Mieszkańcom co innego było w głowie. Do miasta zjechali artyści!

Jakaś duża trupa, prawdziwy ensemble! Niemal przy każdym kramie stał jakiś grajek albo sztukmistrz, który zabawiał markotną, zgorzkniałą publiczność swoim występem. Mnóstwo tancerzy, żonglerów, połykaczy ognia i kuglarzy szwendało się po placu targowym. Ludzie robili zakupy, chodzili od jednego straganu do drugiego, w międzyczasie oglądając niezwykłe pokazy.

Grimber przeciskał się przez stłoczoną gawiedź, co z uwagi na jego wzrost i posturę nie było wcale łatwym zadaniem. Pomagał sobie łokciami i parł do przodu w tylko jemu znanym kierunku. Spoglądał dokoła, wodził bystrym wzrokiem po ludziach i nieludziach, od czasu do czasu spoglądając też na odgrywane spektakle. Dzień był jeszcze młody, ale zimowo-wiosenna słota zakryła miasto szarym całunem. Zima powinna była się już dawno skończyć, a tymczasem przymrozek wciąż ścinał nocami wodę w kałużach. Przed gnomem rozciągał się cały plac targowy. Multum możliwości.

Re: Plac targowy

3
Psiamać, taka pogoda, co to ma znaczyć, chłod mi najlepszych kupców odstrasza..

Myśli Gimbera jednoznacznie określały jaki ma stosunek do pogody. Tłok i hałas dobiegający go z każdej strony nie poprawiały mu nastroju. Już od wczoraj planował gdzie kupi najtańsze zioła i co z nich wytworzy w swoim skromnie urządzonym domu z warsztatem i pracownią. W jego wyobraźni przewijały sie już grube sakiewki pełne gryfów, zarobione za mikstury miłosne dla młodych podlotek, przekonanych że zdobęda swego kwalera, ale też eliksiry wspomagające siły witalne dla wszelkiej maści czarnych charakterów, przybywających do jego domu po zakupy nocą. Drepcząc prędko czujnie rozglądał się w każdą stonę, a dłonie nieustannie nerwowo zaciskał to na trzonku ostrza sztyletu ,to wypchanej zyskami z poprzednich dni sakiewce.

Pewnie jeszcze ten wydrwigrosz z cyrkowymi sztuczkami poprosi mnie o drobne, może zapomnieć, za ciężko pracuje na to co mam .

Tak podsumował ulicznych artystów zabawiających tłum i zbierających datki. Przyspieszył kroku i dotarł do stoiska z ziołami,oraz olejkami sprowadzanymi do portu z innych części świata.
Co my tu mamy, czy cena będzie warta mojego czasu, czy zyskam na tym odpowiednią ilość gotówki? Jak nie skończę do nocy zlecenia na leczniczą maść na rany to mnie ludzie księcia ze skóry obedra szakale przeklęte.

Mruczał sam do siebie uważnie lustrując towar.

Hej Panie Martelns, podejdźcie do mnie i przedstawcie swój towar, a może jakie nowiny ciekawe dla mnie macie? Nie przywiozłes mi przyjacielu jakich nowych dzieł traktujących o mej dziedzinie?

Tak przemawiając do swego starego przyjaciela,który pomógł mu by dzis mógł z dumą stwierdzić że sam jest sobie panem,zastanawiał się czy poza towarem zyska od niego coś jeszcze.

Re: Plac targowy

4
Grimber zarobił kilka sińców i zadrapań podczas przeciskania się przez tłuszczę, ale przynajmniej nie stracił swojej sakiewki, która w dalszym ciągu wisiała przy pasie. Ludzie, tak tłumnie zgromadzeni dokoła, nawet nie zwracali uwagi na gnoma, byli pochłonięci podziwianiem ulicznych artystów.

Kiedy Grimber stanął przed straganem, jego oczom ukazała się spora kolekcja rozmaitych słoiczków i flakoników. Pojemniki, wykonane głównie z kolorowego szkła, zawierały przeróżne oleje, kremy, balsamy i inne mazidła. Nawet przez dobrze zakorkowane buteleczki ulatywały słodkie, nęcące zapachy. W wiklinowym koszyku, w rogu drewnianej ławy, leżały wiązki suszonych ziół i roślin. Gnom zauważył kilka pęków świetliszki i tojadu. Nic specjalnego, ot, zwyczajny alchemiczny asortyment.

Kupiec Martelns pozdrowił gnoma skinieniem głowy. Nie odpowiedział na pierwsze pytanie, ale za to wskazał dłonią na porozkładane towary.

- Wybierz coś sobie - rzekł krótko. - Nie mam nic nowego, wybacz. Tylko to, co widzisz - handlarz widocznie nie miał ochoty na rozmowę. Tkwił za ladą i przyglądał się stojącemu opodal kuglarzowi, który wdział kolorowe przebranie i odgrywał właśnie jakąś komediową scenkę. Publika klaskała i raz po raz wybuchała gromkim śmiechem.

- Świetni są, ci cyrkowcy - powiedział po chwili. - Dziś rano zajechali na rynek. Cztery furmanki się tutaj wtoczyły, a za nimi oni, na koniach, w powozach. Tacy pstrokaci, ogniem zieją, na skrzypkach grają. Mówią, że sam książę ich tutaj zaprosił, bo usychał z nudów. Kto wie, przyjacielu, może dobrodziej wpadnie tutaj, na targ, coby sobie pooglądać.

Grimber, wysłuchawszy słów Gornela, przypomniał sobie o pewnym zleceniu. Był u niego ostatnio ktoś z dworu, jakiś parobczak. Mówił, że książę potrzebuje maści leczniczej. Łatwy zarobek, tylko problem w tym, że czas nagli. Wieczorem przyślą kogoś po odbiór, a podobno płacą dobrze, bo to sprawa pilna.

Re: Plac targowy

5
Grimber mruknął odrobinę zaskoczony chłodnym przyjęciem, i utratą uwagi na rzecz trupy aktorów. Rozłożył listę zakupów na stole przed sobą, jednocześnie sakiewkę przenosząc przed siebie i kładąc na niej swoje długie palce. Słowa jak zwykle bez wysiłku wypływały z jego ust gdy czytał, a on z przyjemnością przeskakiwał z pozycji na pozycję, dając czas na przygotowanie zamówionego towaru.
Dobrze,choć towar dobrej jakości nie jak te portowe łajdaki,sprzedjające resztki w dzielnicy biedy... Daj mi proszę łodygi kleofonu,najlepiej mięsiste, 4 pęki świeżych lokalnych ziół,dodatkową porcję beozaru,może być sproszkowany, dwie garśćie niebieskiego,oraz garść czerwonego pyłu magicznego, tylko się nie pomyl! Oczywiście 2 silne katalizatory,na wszelki wypadek ,oraz kilka Twoich specjalnych składników,może znowu pojawią się dodatkowe właściwości ,a może skończy się na uzdrowieniu.

Widząc szybko powiększający się stosik poprosił kupca o ten sam zabieg co zwykle. Wskazując na duże i mocne opakowania które leżały na sąsiednim stoisku rzekł.

Przyjacielu mój, bardzo proszę zapakuj to starannie, a następnie wyślij do mojego domu, niech dotrze tam najdalej za godzinę, a teraz czy płacę tyle co zwykle? Czy też może dla stałego klienta znajdzie się jakaś ulga.

Zaśmiał się przy tych słowach wiedząc że i tak kupuje tu towar po najniższych cenach,nie płacąc jak inni głupcy grubych kroci,za często stary i pozbawiony wartości towar, tak ,dobrze jest mieć choć paru zaufanych ludzi,gdy dookoła stoją chciwe i pazerne hieny czychające na twoją krwawicę. Przerwał swe rozmyślania widząc niecierpliwy wzrok Martelnsa, konfidencjonalnie zniżając głos do szeptu,wyjawił sekretny powód dla którego przybywa tu nie tylko po tradycyjną dostawę, ale też poprosić o kolejną dawke,silnych magicznych odczynników, mogących wbudzać zaawansowane halucynację i wizję dla badanych. Przy okazji uznał, że warto pochwalić się kolejnymi postępami w swych pracach nad jak go nazwał Uśmierzaczem Codzieności, płynnym eliksirem,przybierającym też barwę proszku,a będącym jego unikalnym wieloletnim projektem, a jednoczęsnie najwiekszą tajemincą, którą znali tylko oni dwaj. Nazwa ta może nie była odpowiednia,ale przysiągł sobie wymyślić lepsza, jak tylko uda mu się już wytworzyć pierwsze fiolki lub gramy specyfiku.

A na koniec mój drogi rzecz najważniejszą tradycyjnie zestaw który biorę u Ciebie co tydzień, myślę że zrobiłem postęp w wiadomej sprawie, zwierzęta się uspokajają, są leniwe i nawet agresywny pies sąsiada mniej ujada gdy się zblizę. Jeśli jeszcze zatrzymam wpływ szkodliwych właściwości niektórych odczynników,zacznę testy na ludzkich osobnikach,kilku żebraków za garść srebrnych zje i wypije wszystko co im podam, brak dowodów brak świadków,a inters dochodowy,byłbym tu pierwszym producentem i stworzył bym przeciwieństwo dla Zefiru.Powiedz mi kto nie ma ochoty odciąć się w spokoju własnego domu, i oddać zbawiennej wizji swych największych marzeń, gdy to pozwoli mu się odprężyć i spędzić kilka godzin z dala od świata codzienniego? To złota recepta dla tych którzy chcą uciec a nie mają dokąd..

To mówiąc dyskretnie złapał paczkę,leżącą do tej pory pod księgą rachunkową, a teraz podawaną mu pod stołem przez Martelnsa.
Wyrzucając szybko i cicho kolejne wiązki zdań uważnie obserwował okolice, na szczęście aktorzy wzbudzali duże zainteresowanie, i nikomu nie chciało się tracić czasu na gnoma rozmawiającego z handlarzem. Kończąc to rzucił tylko na pożegnanie

Dobrze pilnuj straganu,złodziej może trafić się wszędzie, powodzenia w intresach przyjacielu.

Nie czekając na odpowiedź ze specjalnym zamóweniem pod ubraniem szybkim krokiem ruszył do domu,który na szczęście był bardzo blisko.

Re: Plac targowy

6
Martelns, chcąc nie chcąc, zainteresował się wreszcie swoim towarzyszem. Niechętnie oderwał wzrok od popisów aktorzyny i przystąpił do wydawania towarów z listy. I choć normalny handlarz miałby kłopot z rozpoznaniem niektórych składników po tych dziwnych nazwach, których używał Grimber, to ten kupczyk radził sobie świetnie. W kilka chwil uwinął się z pakowaniem, wrzucając do wora wszystkie ingredienty z listy. Dodał nawet dwie, spore porcje sporyszy - specjalny komponent, o który prosił gnom.

- Wyślę pachołka, żeby ci to przyniósł do zakładu - powiedział, kiedy całość była już gotowa. - Dla ciebie stała cena. Jak tak dalej pójdzie, to niedługo zaczniesz płacić łajnem, a nie gryfami. Puścisz mnie z torbami! - Odparł, łapiąc się pod boki i śmiejąc w głos. Zapomniał o kuglarzu i znów zobaczył w Grimberze starego przyjaciela.

Gdy gnom-jubiler powiedział o Uśmierzaczu Codzienności i poprosił o kolejną dawkę silnych, magicznych specyfików, handlarzowi nagle zrzedła mina. Był widocznie niezadowolony.

- Musisz z tym trochę przystopować - pouczał Martelns. - Nikt nie przejmie się psem, który nagle przestanie szczekać, ale jeśli z ulic zaczną znikać ludzie, nawet brudni żebracy, to ktoś wreszcie nabierze podejrzeń. Bawienie się halucygenami to jak igranie z ogniem! Będziesz płakał, jeśli straż siadzie ci na tyłek. Wiesz, Qerel to nie Ujście, tutaj narkotyki nie są na porządku dziennym.

Mimo ostrzeżeń i wszelkich uwag, kupiec podał Grimberowi paczuszkę z magicznymi faktorami, jednocześnie odbierając od niego należne pieniądze. Ufał swojemu przyjacielowi i wyłącznie z troski o jego bezpieczeństwo odrzucił go tymi niepewnymi radami. Sam również lubił eksperymentować, a jakże, w końcu płynęła w nim gnomia krew! Jednak Martelns, w odróżnieniu od Grimbera, przejmował się ewentualnymi konsekwencjami.

Po chwili panowie rozstali się, prawie bez słowa. Kupczyk rzucił coś na do widzenia i wrócił do oglądania występu przebierańca. Tymczasem gnom-jubiler oddalił się szybko i raźnym krokiem ruszył do swojego zakładu, ściskając pod pachą niewielki, okręcony rzemieniem pakunek.

Re: Plac targowy

7
***

Grimber wyszedł ze swojego domu z samego rana. Udał się na targ, aby kupić sprzęt alchemiczny.

Wolałbym dłoń stracić niż te notaki, kurwa ich mać połowiczne gotową recepte zabrać mi zabrali

Tak jęcząc i klnąć maszerował przed siebie do stoiska ze sprzętem alchemicznym. Wiedział już że tylko Kali,podła suka z Ujścia jest odpowiedzialna za jego krzywdę. Po opróżnieniu mieszka, oraz zebranie każdego gryfa jaki znalazł,oraz oczywiście pieniędzy,które miał odłożone, a dziwnym trafem nie zostały zabrane uskładał niecałe 500 monet. Zabrał z domu kawałki adamentu gotów oddać je i przepłacic, byle uzupełnić swoje narzędzia, Będąc coraz bardziej zły modliłsię do wszystkich bóstw o to by wrócic do domu i otrzymać zlecenie na wykonanie mikstur, biżuterii czy też sprytnie skonstruowanego mechanizmu, mechanika mechaniką, coś tam w końcu wiedział na ten temat.. Nie obejrzał sie nawet gdy był już na miejscu. Ściągając czapke z głowy zwrócił sie do sprzedawcy.

Witam was panie Drezan, nietypową transakcje mam dla Pana, potrzebuje kupić ponownie to samo co przed 2 latya, poza wielkim kotłem i poza wagą, powiedz że Pan , 500 gryfów i 3 kawałki adamentu warte przeszło 200 wystarczą na zakup?

Ufał że dzięki umiejętnościom i doświadczeniu w handlu,uda mu się zakupić cały sprzęt,a może i dostać coś dodatkowo, w końcu to nie pierwsze jego zakupy u starego Drezana..

Re: Plac targowy

8
Jeszcze wczoraj gnom obarczał winą konkurencję, a dziś podejrzenia kieruje na Bogobojną Kali. Heh.

Gribmer podszedł do straganu, za którym stał podstarzały mężczyzna. W kieszeni czuł ciężar swoich ostatnich pięciuset gryfów, a w dłoni trzymał woreczek z trzema grudkami adamantu. Nie lubił się przed nikim płaszczyć, z chęcią patrzyłby na wszystkich z góry, co z oczywistych powodów mogłoby być trudne. Zdjął z głowy wysłużoną czapkę i rzekł do sprzedawcy to, co miał rzec.

Kupiec popatrzył na niego spod krzaczastych brwi, zamyślił się przez chwilę i odparł krótko:

- Da się zrobić. Młody, choć no tutaj! - Krzyknął na pachołka, a dzieciak przybiegł na zawołanie. - Przynieś mi no tutaj dwie ampuły, kilka menzurek, eksykator, zestaw koleb, ssawkę, zlewkę, rozdzielacz... no i całą resztę sprzętu. Ale rychło! - Chłopiec pobiegł do wozu i zaczął grzebać w worach, wyjmując i pakując do torby wymienione elementy aparatury.

W tym czasie między handlarzem i gnomem wywiązała się rozmowa. Drezan wypytywał go o samopoczucie, o zdrowie też pytał.
W końcu nie wytrzymał i rzucił:

- To prawda, co ludzie na mieście gadają? No, że podobno chatę ci okradli? Skurczybyki, pod samym nosem straży. To prawie na pewno któryś z tych kuglarzy, ja ci mówię. Łażą po mieście, drą te ryje, skaczą, a człowiekowi spokoju nie dają. To pewnikiem któryś z nich, chlejusy!

Grimber nie zdążył zebrać myśli i odpowiedzieć, kiedy do stoiska wrócił chłopiec. Ciągnął za sobą drewniany wózek, na którym stała duża skrzynia, po brzegi wypełniona szkłem i różnymi odczynnikami. Młody stanął przy kupcu i czekał.

Gnomowi pozostało zapłacić i odebrać towar. Drezan oparł się o ladę, kiwał głową, mruczał coś pod nosem i czekał na odpowiedź. Staruch lubił mleć ozorem, tedy chciał, żeby Grimber wyjawił mu jak najwięcej informacji. W końcu plotki posłyszane z pewnego źródła są najlepsze i najszybciej rozchodzą się śród miejscowych nowinkarzy.

Re: Plac targowy

9
Gnom zbaraniał słysząc o podejrzeniach starca,ale szybko odzyskał świadomość i pospieszył z satysfakcjonująca jak uznał odpowiedź.

Tak tak,to bezwzględnie ich wina, magiczne sztuczki psia ich mać i pierdolone podchody, jak można tą hołotę do miasta było wpuścic powiedz mi.

W myślach dodał tylko, ciekawym co byś powiedział gdybys usłyszał co kurwie syny mi ukradły dziadku.. A na głos dodał..

Dzięki Ci za to że ratujesz mnie z tej opresji, byłbym zgnił bez twojej pomocy i moich narzędzi, za co miałbym żyć, dzieki ci wielkie raz jeszcze i mam nadzieje że twój interes rozkwitnie. Na mnie już czas, muszę zabrać się do pracy i ponownie rozstawić cały sprzęt, oraz oczywiście przygotować go do użytku.Żegnaj więc i do ponownego spotkania

Po tych słowach oddalił sie z zamiarem urzeczywistnienia tego co powiedział. Wiedział że teraz będzie prosił każde bóstwo o zlecenie, im trudniejsze tym droższe,obiecał sobie że odrobi swoje straty. Planował też jak wypełni czas oczekiwania. Kolejnym punktem jego dnia było odtworzenie straconej receptury,w duchu myślał tylko o tym że, musi umieścić w nowej recepcie poprawki, jakich nie zdążył dodać w skradzionej wersji. Popychając wózek ruszył w stronę domu.

Re: Plac targowy

10
Drezan pokiwał głową, dając gnomowi do zrozumienia, że całkowicie się z nim zgadza. I choć nie był świadom powagi sytuacji - w końcu to nie jemu sprzątnięto sprzed nosa bezcenne notatki - to szczerze współczuł Grimberowi jego losu. Odebrał od zapłatę i nakazał parobkowi wydać towar. Gnom przejął od chłopca wózek, podziękował kupczykowi i ruszył w drogę, ciągnąc jaszczyk za sobą. Ładunek był wcale ciężki, toteż mężczyzna musiał się nieźle namęczyć, żeby w ogóle ruszyć z miejsca. W końcu pojechał.

Ludzi na targu było chyba jeszcze więcej, niż dnia poprzedniego. Zewsząd schodzili się gapie, coby popatrzeć na wygłupy kuglarzy. Ci, którzy byli tutaj wczoraj, przyszli znowu, a cała reszta tłumnie gromadziła się przy straganach, z zaciekawieniem oglądając występy. Tylko Grimbera jakoś niezbyt pociągały te popisy. Gnom przepychał się przez gawiedź, a wyładowany wózek wcale mu w tym nie pomagał. Uważnie baczył na wszystkich dokoła, ale najdokładniej przypatrywał się tym wstrętnym sztukmistrzom. Dużo ich było, całe mnóstwo. Jeden z nich bawił się ogniem, pluł nim jak żmij, podrzucał płonące kule ku uciesze tłuszczy. W pewnym momencie zionął żarem w stronę gnoma i prawie osmalił mu czoło. Ludzie, widząc to, ryknęli śmiechem. Pajac nie przeprosił, tylko odwrócił się na pięcie i poszedł dalej zabawiać publikę.

Drezan zaszczepił w Grimberze ziarenko niepewności, teraz każdy kuglarz wydawał mu się podejrzany.
Nie była to jeszcze paranoja, ale gnom z przestrachem patrzył na każdego z nich.

Tłum stał się rzadszy, tak, że Grimber już z łatwością parł do przodu.
Droga była wyłożona kocimi łbami, toteż wóz przez cały czas podskakiwał na nierównościach.

Nagle drogę mężczyźnie zagrodziła kolorowo ubrana postać. Miała na sobie pstrokaty kombinezon, zapinany ciasno pod szyją. Na głowie nosiła dziwną, czerwoną czapę ze wstęgami, na końcach których wisiały maleńkie, blaszane dzwoneczki. Strój ściśle przylegał do jej ciała i w taki sposób uwydatniał wszystkie kształty, że gnom z łatwością rozpoznał w postaci przedstawicielkę płci pięknej. Bardzo urodziwej. Była to ludzka kobieta. Panienka uśmiechnęła się do Grimbera, pokazując sznur perłowych ząbków. Tanecznym krokiem podeszła bliżej jaszczyka, a poruszała się z taką gracją, że jubiler nie mógł oderwać od niej wzroku. Kołysząc biodrami, przeszła obok mężczyzny, a kiedy zrównała się z nim, szepnęła mu wprost do ucha:

- Skrytka w szafie, hihi.

Potem kuglarka w jednej chwili odskoczyła od gnoma. Wyglądało to tak, jakby przez chwilę zawisła w powietrzu. Wylądowała o jakieś pięć kroków dalej. Śmiała się, wprawiając w ruch dyndające na tasiemkach dzwoneczki. Nie spuszczając bystrych oczu z Grimbera, zaczęła się oddalać. Była bardzo rozbawiona i rozochocona. Gdyby mężczyzna ruszył za nią, z wielką chęcią pograłaby z nim w berka. A w jego interesie było, aby ją jakoś dorwać.

- Złap mnie, jeśli potrafisz! - Krzyknęła na gnoma, gotując się do "zabawy".
.

Re: Plac targowy

11
W jednej chwili w Gnomie odżyły wszelkie instynkty mordercy jakie tylko mogły pojawić się na świecie, wściekły porwał swój wózek i pod wpływem adrenaliny zaczął ciągnąc swój wózek truchtać za ofiarą. Niemalże tracił panowanie nad sobą gdy w głowie pojawiały mu sie wizje, co stanie się z kobietą gdy ją dopadnie, bynajmniej nie miał na myśli obcowania z Nią, mimo olśniewającej urody. Jego myśli prędzej ukazywały rozrywane szczypcami na kawałki cało, które z wrzaskiem i łaczem odpowiadało na każde, nawet nie zadane pytanie...

Ty suko, ty nędzna ludzka suko, nie wyobrażasz sobie co zrobię gdy cię złapie, módl się by wózek mnie zwyciężył, bo zabiję, zabiję i już.

Niemalże syyczał oślepiony pasją, nie zwracając uwagi na fakt że w tym tłoku każdy może go usłyszeć, złapal za swój sztylet,który wisiał mu u pasa i przełożyłdo rękawa, a następnie zbierając wszystkie siły pociągnął wózek jeszcze szybciej ,i rzucił się za ofiarą. Barwna postać w charakterystycznej czapce pojawiała sie i znikała co chwila w tłumie, on jednak zobaczył nową nadzieję w stoisku po swej lewej drodze, był tam nie kto inny, jak jego przyjaciel Martelns, zdumiony widokiem gnoma niemal biegnącego z wózkiem,w którym z powodzeniem sam by się zmieścił.

Martelns bracie mój i przyjacielu, łap ten wózek i nie spuszczaj z niego wzroku, to wszystko co mi zostało, miej litość i nie odwracaj swej uwagi, ta kurwa z czapką ,gonie ją, obrabowała mój dom.

Krezyknął w jego stronę, patrząc jak zbaraniały łapie wózek, rzucił się pełen sił i bez balastu w pogoń, a jego zwinne ruchy, ułatwiały mu zadanie, mały wzrost sprawił że mógł liczyć,iż zajdzie droge kobiecie,która go nie zauważy. Nie zwracając uwagi już na nic poza ofiara usłyszał za plecami odpowiedź starego przyjaciela

Bądź spokojny, ten wózek jest w dobrych rękach.

Uspokojny tym ,skupił sie na swym zadaniu.

Re: Plac targowy

12
Grimber krzyknął na Martelnsa, powierzył mu wózek i z zapałem rzucił się w pogoń. Był czerwony na licu. Nie to, że zmęczyło go ciągnięcie jaszczyka, nie. On po prostu kipiał złością. Sztylet, skryty w rękawie, ściskał bardzo mocno, aż rozbolały go palce. W głowie mu szumiało, krew tętniła w żyłach jak szalona. Świat jakby zwolnił, gdy gnom poderwał się z miejsca i skoczył w kierunku kuglarki. Biegł tak szybko, jak pozwalały mu na to krótkie nóżki. Czyli niezbyt szybko. Za wolno.

Zewsząd dobiegały go śmiechy, zdziwione głosy, pogróżki, pokrzykiwania... i dźwięk dzwoneczków. Czerwona czapka migała mu przed oczami raz po raz, ale cały czas pozostawała poza jego zasięgiem. Gnom rozpychał się, deptał ludziom po stopach, chcąc jak najszybciej dopaść uciekinierkę. Parł naprzód, nie zważając na nic. Oszalały, pędził przed siebie, ogarniał go amok. Myślał tylko o tym, jak ukarze złodziejkę, kiedy już ją dorwie.

Nawet nie spostrzegł, gdy stanął przed wielkim, cyrkowym namiotem. Wcześniej nie zauważył tej konstrukcji, ale nic w tym dziwnego, toć miał inne sprawy na głowie. Kątem oka dostrzegł, jak kobieta odchyla płachtę materiału i daje pod nią nura, wślizgując się do wnętrza namiotu.

Namiot był duży, sklecony na planie kwadratu. Wyrastał do góry na kilkanaście metrów. Został obszyty grubą warstwą kolorowej tkaniny, którą podtrzymywały długaśne, naprężone liny, belkami przymocowane do podłoża. Ze środka dobiegały dziwne odgłosy... ciche pomruki, urywane wycie oraz brzęk blaszanych dzwoneczków. Naraz rozległ się też donośny, dźwięczny śmiech.

- Skrytka w szafie, wściekły gnom! Zniszcz mu sprzęty, splądruj dom! - Zawołała kuglarka gdzieś z głębi tajemniczego namiociku.
.

Re: Plac targowy

13
Gnom stanął jak wryty przed namiotem,wiedział jakie jest ryzyko wparowania tam bez wcześniej wymyślonego planu. Powoli przeszedł kilka metrów w prawo a następnie w lewo,szukajaą choćby małej dziurki,którą mógłby wślizgnąć się do środka i zaskoczyć napastnika,który jak uważał czaił się przy wejściu. Idąc tym trope zauważył że na bocznej stronie namiotu pekły szwy,z zaciekawieniem wsadził tam delikatnie sztylet, i sprawdził jak duże są odstępy,ocenił że płótno jest jednak zbyt grube,by tak małe,choć ostre ostrze dało sobie z nim radę..

Pomyslałaś o wszystkim wredna babo, muszę podążąć twoim trope i grać pod twoje dyktando,ale czekaj ja też mam sztuczkę.

Szepcząc do siebie zauważył stojącą obok namiotu deskę, nie namyślając się już dł€żej złapał ją i rzucił w przejście,jednocześnie samemu wpadając tuż za nią, spodziewał się że jeżeli kobieta lub jej towarzysze czają się w środku, kupią się na pierwszej rzeczy,którą wpadnie do środka...

Re: Plac targowy

14
Grimber dokładnie obejrzał namiot ze wszystkich stron, próbując wymyślić na szybko jakiś dobry plan. W końcu zdecydował, że zanim sam wkroczy do środka, rzuci w przejście deskę - coby odwrócić uwagę potencjalnych napastników. Pomysł całkiem niezły, wykonanie też niezgorsze. Stało się.

Deska wleciała do wnętrza namiotu i uderzyła o coś z trzaskiem. Zaraz za nią wparował gnom, przyszykowany na ewentualny atak. Jubiler wylądował na równych nogach, spoglądając dookoła, próbując przebić wzrokiem wszechobecny półmrok. Nikt nie mierzył do niego z kuszy, nikt nie leciał nań z brzeszczotem. Do niczego nie doszło. Deska leżała opodal, przełamana na dwie części.

Jedynym źródłem światła w namiocie była maleńka szczelina w sklepieniu. Przez wyciętą w tkaninie dziurę do środka wpadało słoneczne światło, które następnie wpełzało na ściany, sprzęty, wiło się po wyłożonej sianem ziemi. Kurz unosił się w powietrzu, a jego drobinki wirowały niczym płatki śniegu. Nagle do uszu Grimbera dobiegł niepokojący dźwięk. Z jego lewej strony podniósł się głośny ryk. Wielki kot uderzył łapą w metalowe pręty klatki i ponownie zaryczał, szczerząc wielkie kły. Z przeciwnej strony rozbrzmiał inny, równie złowrogi odgłos. Przeciągłe wycie wypełniło pomieszczenie. Na całe szczęście, rozwrzeszczane zwierzęta tkwiły w zabezpieczonych kojcach. Na razie...

Śród tego hałasu rozbrzmiał, ledwie słyszalny, brzęk dzwoneczków. Kuglarka wyłoniła się z ciemności, stając naprzeciw mężczyzny. W dłoni trzymała gorejącą pochodnię. Nie podeszła do gnoma, zamiast tego usiadła na skrzyni, która stała z boku i powiedziała:

- Pertraktujmy! - Jej głos rozbrzmiał w głowie jubilera mocnym sopranem. - Odłóż żelastwo, wojownik z ciebie żaden. Ty się tutaj pieklisz, a ja mam dla ciebie radę. Na nic mi potrzebna niekompletna receptura, jakaś bzdura, wielka bzdura!

Rozśpiewana kuglarka ucięła po tych słowach i zamilkła. Zza jej pleców wyłonił się jakiś mężczyzna. Stanął obok niej i szturchnął palcem jeden z wiszących przy wstążkach dzwoneczków. Położył dłoń na jej ramieniu, a ona przytuliła do niej swój policzek. Cień zakrywał jego twarz, tak, że Grimber nie mógł jej dojrzeć. Po chwili przemówił niskim, donośnym brzmieniem:

- Jak z dzieckiem. Pięknie się spisałaś, Cynthio - powiedział do dziewczyny, gładząc ją po twarzy. - Zagoniłaś go tutaj jak wieprzka. Trafiła świnia do rzeźni, wyśmienicie. Ty, gnomie! - zwrócił się do Grimbera - Zechciej ze mną porozmawiać, tak na spokojnie. Wyjmij nożyk z rękawa, podejdź tutaj, rzeknę ci to słowo, może kilka, jak nam się dobrze gadać będzie.

Choć ubrana w wyzywający strój kobieta nie była uzbrojona - no, może poza pochodnią - to mężczyzna stojący obok niej nosił przy pasie nie jedno, a dwa ostrza. Długie, cienkie, pozbawione pochew miecze, ozdobione małymi, błyszczącymi kamieniami. Gnom wprawnym okiem wybadał, że były to djewality, potocznie zwane cyrkoniami. Zarówno on, jak i Cynthia milczeli, czekając na reakcję Grimbera. Kot po jego lewej znów zaryczał, cicho, a potem tylko ciągle mruczał.
.

Re: Plac targowy

15
Gnom wpadł do środka i niemal serce wyskoczyło mu z piersi,ggy poza teraz dużo potężniejszym rykiem, zobaczył paszczę kota. Jego głowa spokojnie by się tam zmieściła, podejrzewał że nie tylko ona,ale wolał nie analizować tego dłużej, teraz miał dużo gorsze powody do zmartwienia. Olbrzymi mężczyzna,oraz jego zwinna towarzyska, stanowili żywy dowód, że jednak naprawdę miał pecha.

Jak ktoś ma pecha,to i w dupie palec złamie

skwitowł zrezygnowany i podszedł pare kroków do przodu, nie uśmiechało mu się podchodzić na odległość ostrza mężczyzny,wiedział też że ucieczka nie ma sensu, jego krótkie nogi izapałka w dłoni, porównując do ostrzy tamtego,nie dawały mu najmniejszych szans, musiał zdać się chyba na ich łaskę, przez mrok starał się dostrzec więcej szczegółów z twarzy mężczyzny, i starając się unikać lękliwych spojrzeń, próbował przybrać hardą postawe, jednak z bardzo mizernym skutkiem. Stając i patrząc w prosto w jak mu się wydawało niebieskie oczy odpowiedział w końcu.

Widać że faktycznie żeście mnie złapali w sidła, pułapeczka niczego sobie,jej mechanizm mózg,pewnie też.

Rzucił komplement,starając się co nieco poprawić sytuację, a jednocześnie nadal udawać odważniejszego niż się czuł

Przynajmniej spotkałem się twarza w twarz z tymi,przez których straciłem tak zacne pieniądze, na morderców nie wyglądacie, na zwykłych złodziejaszków też, inaczej byście wszystko wtedy wynieśli, kim u Garona jasnego jesteście huncwoty ? Czymżem sobie zasłużył, że to ja trace tak wiele, i skąd wiedzieliście że receptura jest, przecież na nic wam ona, wyjaśnijcie pokrótce w czym rzecz..

To mówiąc wyjął sztylet z rekawa i w widoczny sposób przypiął go do pasa,jednocześnie odsuwając od niego dłonie, ufał że ten gest zjedna mu cokolwiek dwójkę stojącą przed nim.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Qerel”