Re: Plac targowy

31
Gimber budząc się z samego rana jego pierwszą myślą było to, że gorzej już chyba nie bęzie,zastanawiał się tylko czy gdyby złapała go straż zdąży wbić sztylet w serce,miał serdecznie dość wszystkiego,jednak energiczna gnomia natura nie dawała mu się poddać całkowicie. Nie budził swego gospodarza,lecz popijając mleko zagryzał chleb,od czasu do czasu maczając go w w napoju. Lepsze to niż nic pomyślał, baczenie obserwując drzwi od sypialni Martelnsa i nasłuchując dźwięków ulicy. Zastanawiał się co stało się z jego wózkiem, był pewny że jest już stracony,jednak w obliczu utraty pracowni i warsztatu,zobojętniał odrobinę na to. Zwykłe poranne rozmyślania na temat jak tu dorobić, zastąpił smętny wzrok i obmyślanie gdzie tu prysnąć, ewentualnie jak załągodzić sprawę. Po cichu marzył że po skonataktowaniu się z Kertsem przez Martelnsa, uda sie jeszcze jakoś wszystko wyprostować, a przedewszystim zemścić na tamtej pierdolonej dwójce cyrkowców. Drgnął na dźwięk otwieranych drzwi,a widok handlarza wywołał dawno nie widziany szczery cień uśmiechu, krzyknął szybko w tamtym kierunku.

Witaj mój druchu, czy masz plan jak skontaktować się z Kerstem,by nie wzbudzić podejrzeń?

Po tych słowach patrzył wyczekująco na twarz gnoma.

Re: Plac targowy

32
- Plan? A na co mi plan? Pójdę do niego, tak po przyjacielsku i powiem, w czym rzecz.

Martelns znał Kersta bardzo dobrze, bratał się z nim nawet dłużej, niż Grimber. Ufał mu bezgranicznie. Próbował przekonać przyjaciela, że on też może się na niego zdać. Z rana zaserwował mu kolejną porcję pocieszenia. Rzucał pokrzepiającymi sloganami, klepał go po plecach, upewniał w przekonaniu, że wszystko będzie dobrze. Był bardzo sympatyczny. Chciał, aby Grimber jak najszybciej zapomniał o tym wczorajszym zajściu z Marią - prostytutką. Przede wszystkim to było w jego interesie, choć przecież martwił się o towarzysza i współczuł mu z całych sił.


Cynthia wstała wcześnie rano, zanim jeszcze wzeszło słońce. Znów miała na sobie błazeński strój, znów brzdąkała dzwoneczkami. Pobiegła pod dom Martelnsa. Przyczaiła się za winklem, czekała, aż gnom opuści mieszkanie. Doczekała się. Handlarz skończył gadać z Grimberem i ruszył w kierunku zamku, mając na dzieję, że gdzieś po drodze spotka Kersta. Szedł powoli, uważnie spoglądając na boki. Był ostrożny, w końcu wypatrywał niewielkiego gnoma w wielki mieście, ale i tak dał się zaskoczyć. Kuglarka doskoczyła do niego, zagrodziła mu drogę i powiedziała:

- Źle traktujesz swojego kota, staruchu.

Ruszyła z miejsca i szybko podbiegła do gnoma. W jej dłoni znikąd pojawiło się ostrze - małe, cienkie, dziwny szpikulec. Kobieta z niezwykłą gracją doskoczyła do mężczyzny i wbiła mu broń w ramię. Mężczyzna, mimo swej wrodzonej zwinności, nie zdążył uniknąć ataku. Był na to za stary, a może zbyt naiwny - nie przypuszczał, że "Marta" może zrobić mu krzywdę. Ale ona mogła. Kuglarka doskonale wiedziała, jak wyprowadzić cios. Uderzyła szpicem w splot mięśniowy. Handlarz w jednej chwili poleciał na ziemię i leżał tam w bezruchu, był jak spetryfikowany. Obszedł go paraliż taki, jakby się tojadu najadł. Dziewczyna stanęła nad nim, kiwając głową - dzwoneczki zabrzmiały.

- Poleżysz sobie tutaj przez jakiś czas. Nie pozwolę ci donieść na Grimbera, on musi z nami pracować - wykrzyknęła. - Taki z ciebie przyjaciel, śmieciu? Dobierałeś się do mnie - kuglarka kopnęła znieruchomiałego gnoma po żebrach. - Dobrze, że on wtedy zapukał do drzwi. Całe, kurwa, szczęście, że nam przerwał. Facet powierzył ci swoje wszystkie tajemnice, a ty go sprzedałeś. Przybiegłeś do mnie jak pies, wystarczyło, że zdjęłam z siebie ciuchy... ty zapluty zboczeńcu! Powiedziałeś nam o narkotyku, wydałeś przyjaciela. Powinnam cię teraz pociąć, ale nie chcę taplać się w twojej śmierdzącej jusze! - Cynthia uniosła się, już dawno nie targał nią taki gniew. - Chciałeś go wydać w ręce straży, gnido. Ty i ten... Kerst. Dobrze żeście się dobrali, psiekrwie. Żerujecie na Grimberze odkąd się poznaliście. Co, zdziwiony? Mam w mieście mnóstwo szpicli, wiem o wszystkim. A teraz, bywaj. Muszę ostrzec tego głupka, że jego przyjaciele to brudne świnie.

Było jeszcze wcześnie, ludzie jeszcze spali lub dopiero szykowali się do wyjścia z domów. Pusta ulica, bezbronna ofiara - plan dziewczyny wypalił. Powiedziała, co miała powiedzieć. Zrobiła, co miała zrobić. Pozostała niezauważona... Martelns nie doniesie straży o współpracy jublilera z kuglarzami. Ich interes był bezpieczny, tylko Grimber nie do końca. Straż szukała go po całym mieście.

Co zaszło między Cynthią i Martensem poprzedniego wieczora? Czy to, co mówiła, było prawdą? Gnom leżał na ulicy i krwawił, ale jego życiu nic nie zagrażało - wkrótce odzyska władzę nad ciałem. Kuglarka zostawiła go w takim stanie i pobiegła drogą, którą przyszedł. Gdy pędziła naprzód, jej kroki biły miarowo o bruk. Gdzieś za jej plecami zapiał kogut. Raz, drugi, trzeci.
.

Re: Plac targowy

33
Goblin mimo nakazom przyjaciela by nie ruszał się nawet na krok nie był w stanie usiedzieć w domu chwili dłużej, krązył tam i z powrotem, co chwila w jego dłoni to pojawiała się duża sakiewka, to dla odmiany sztylet, a w akcie desperacji zaczął nawet korzystając z osełki będącej na zapleczu ostrzyć go , zręczność i młody wiek sprawiły że szło mu to bardzo dobrze, starał się zabić czas pilnie nasłuchując kroków pod drzwiami domu. Nie mogąc już dłużej wytrzymać zaczął wertować pierwszą z brzegu książkę. Zaciekawił go jej tytuł "300 sposobów na zdobycie wpływów". Jakież było jego przerażenie gdy podczas kartkowania jej znalazł kartkę z donosem na siebie. Jego włosy stanęły dęba,gdy zaczął czytać na głos, nie mogąc w to uwierzyć.

Karst, tak nagroda za próby tworzenia nielegalnych mikstur jest olbrzymia, nawet ja przy moim dorobku to widzę. to co pisałem ostatnio o naszym znajomym Gimberze jest jeszcze bardziej akutalne, z tego co wiem receptura jest niemal gotowa, proponuję,poniformuj swych ludzi i zajrzyj do jego mieszania, ja w miedzyczasie uoewnie sie, że on będzie u mnie,da wam to czas by spokojnie je spenetrować i zebrać dowody.

Bohater czytac te słowa podziękował wszystkim bogom, że zwróconą receptę nadal trzyma przy sobie, i nie mozna było znaleźć jej w jego domu, nie była to jednak żadna poprawa, wiedział że jest poszukiwany,eraz był tego pewien, że nie a ani jednej jednostki ,której może ufać, Myśląc błyskawicznie podjął decyzję, rzucił się by znaleźc wszystkie kosztowne rzeczy i jak najszybciej uciec.

Ty kurwia zakałamana padlino, ufałem Ci i niemal jak brata kochałem a Ty tak,wróć ty ścierwo,zastaniesz dom a jakże, ale bez najcenniejszych rzeczy, módl się bym znalazł jak najmniej.

Niemal wrzeszcząc rzucił się do pracy,jego zwinny wzrok przesuwał sie w poszukiwaniu dobrej broni i jak najwiekszej ilości pieniędzy,ale też mniejszych drobnych rzeczy, które mógł zabrać. Adamentowy sztylet, który sam mu podarował na jego ostatnie urodziny trafił do pasa jako pierwszy,porywając torbę zaczął starannie zgarniać pierścienie i kilka drobny które znalazł. Obiecując sobie że zemsta będzie słodka oddał się swej pracy, wiedząc że lada chwila musi uciekać, prawdopodobnie poza miasto.

Re: Plac targowy

34
Gnom drżącym głosem odczytał znalezioną w książce notatkę. Wodził wzrokiem po literach i nie dawał wiary własnym oczom. Z pewnością nie podejrzewał Martelnsa o coś takiego. Do tej pory pokładał w nim przecież całą swoją nadzieję, ufał mu jak bratu, przy sercu go trzymał... a ten parszywiec go zdradził! Straży chciał go wydać, z Kerstem się dogadał! No cóż, takie już jest życie. Wszędzie fałsz i obłuda! Od tej pory Grimber będzie wiedział, że musi mieć się na baczności. To już nie są przelewki, koniec zabawy - czas na dojrzałe decyzje.

Wciąż nie do końca rozumiał, jaką rolę w tym wszystkim odgrywa para kuglarzy, ale nie tym się teraz przejmował. Był wściekły na handlarza, był zdesperowany. Musiał ratować swoją skórę, ale znalazł też chwilę, aby choć trochę odegrać się na niewiernym przyjacielu. Latał po domu, pakując wszystkie znalezione kosztowności do wora. Zabierał wszystko, co przejawiało jakąś większą wartość - jako jubiler, miał o tym dość spore pojęcie. Błyskotki, biżuteria, a nawet broń, wszystko, co znalazł pod ręką, lądowało w torbie. Adamantowy sztylet też. W jednej z szuflad, tej koło łóżka, znalazł drugie dno. Drewniana deseczka odchyliła się i ukazała malutką skrzyneczkę. Szkatuła była ciężka, pewnie wypchana jakimiś kosztownościami. Ją Grimber także zapakował do wora, który potem przewiązał jakimś rzemieniem, tak dla pewności, żeby nic nie wyleciało. Następnie zarzucił torbę na plecy - nie była lekka - i ruszył w kierunku drzwi. Musiał się stąd wynosić i to rychło. Tylko dokąd? Dokąd miał pójść, skoro nigdzie nie był bezpieczny?

Gnom złapał za klamkę, chcąc wydostać się na zewnątrz.
Poprawił worek i już miał pchnąć za drzwi, gdy nagle od zewnątrz rozległo się głośne pukanie.
Ktoś walił w deski, walił mocno.

- Hej, Grimber, otwórz - usłyszał znajomy głos i cichy brzdęk blaszanych dzwoneczków. .

Re: Plac targowy

36
Rozsierdzony do granic możliwości gnom tym razem już nie zdzierżył. Z workiem, w którym skromnie liczył znajdowało się kilka tysięcy gryfów, nowym ostrym jak brzytwa sztyletem otworzył znienacka drzwi, do których dobijała się Cynthia, te dzwonki utwierdziły go bezwarunkowo. Spodziewał się że do niedawna uważana za przyczynę wszystkich nieszczęść wpadnie, ta jednak stała pewnie w drzwiach, o dziwo nie uśmiechała się kpiąco, widać było że jest czymś bardzo zaniepokojna, a ponadto gorączkowo rozgląda się dookoła. Patrząc na nią, do głowy przyszła mu myśl. Może jednak uda mu
się z nimi dogadać, z dwojga złego mogli by mnie chronic, w zamian za udział w zyskach, sam i tak by z tym nie ruszył. Jego inteligencja i ich siła oraz magia,mogły zdziałać więcej,niż wynajęty żołdak jako odźwierny. Gorączkowo zastanawiając się ruzcił w jej kierunku

No kochana,za często sie chyba widujemy, tak sie składa że pewne okoliczności każą mi szukać nowego domu, z dala od mojega wiernego przyjaciela.

Słowa wychwalające pierdolonego zdrajce ledwo wychodziły z jego ust, jednak starał się robic
dobrą mine do złej gry i ciągnął dalej podobnym tonem.

Zasadniczo, może źle zaczeliśmy, spróbujmy dogadać się jeszcze raz, współpraca i podział zysków, porozmawiamy może o tym w jakims spokojniejszym miejscu ?

Mówiąc to i udając spokój bacznie obserwował ulicę , i prosił wszystkich bogów o to by kobieta była zainteresowana jego propozycją, oczywiście nie miał najmniejszego zamiaru opowiadać jej o najnowszych wydarzeniach, pragnął zemsty na obu zdrajcach ,ale w obecnej chwili miał inne,bardziej naglące sprawy i pogoń na karku.

Re: Plac targowy

37
- Zdejmij maskę, nie musisz udawać. - powiedziała dziewczyna, opierając się o framugę. - Wiem o Martelnsie.

Kobieta, naturalnie, nie sądziła, że Grimber będzie świadomy zdrady przyjaciela. Przyszła, aby go ostrzec. Na szczęście, sprawa załatwiła się sama. Gnom nie był zdziwiony jej wizytą, ale spodziewał się innego przyjęcia. Zamiast kpiącej, beztroskiej Cynthii, spotkał pewną siebie, zamyśloną Cynthię. Widział w niej teraz potencjalnego sojusznika. Imponowała mu jej magia, w końcu miał już okazję doświadczyć mocy iluzji na własnej skórze. Kuglarka przez długi czas milczała, rozważając jego słowa. W końcu jednak klepnęła go w ramię, uśmiechnęła się i powiedziała:

- Wreszcie zacząłeś myśleć. Chodźmy do namiotu, Zevran już tam na nas czeka.

Cynthia pociągnęła gnoma za rękę. Szła dość szybko. Grimber musiał truchtać, aby za nią nadążyć. Zwolniła dopiero za rogiem, gdy weszli w jakąś wąską uliczkę. Wtedy też puściła jego dłoń. Nie zatrzymała się jednak, utrzymując naglące tempo. Nagle podskoczyła, a po chwili z powrotem opadła na ziemię. Dla gnoma takie zachowanie mogło być irracjonalne, ale ona nie zwracała na to uwagi. Śmiech, podskoki, dziwne gesty - dla niej to była normalka. W pewnym momencie, nie zwalniając kroku, zapytała:

- Okradłeś go? Nieładnie! - Wybuchnęła śmiechem, spoglądając na worek. - Żartuję tylko, na twoim miejscu zrobiłabym to samo.

Teraz znaleźli się na szerszej ulicy. To była główna droga biegnąca od zamku. Szybko przeszli na drugą stronę, chcąc pozostać niezauważonymi. Ponownie weszli w jakiś ciemny zaułek. Grimber zobaczył przed sobą jakąś niską postać. To był Martelns. Handlarz siedział pod ścianą, miedzy beczkami, z ramienia sterczał mu kawałek drutu, albo jakiś pręt. Gdy zbliżyli się do niego na odległość kilku kroków, Cynthia przyspieszyła.

- Nie zwracaj na niego uwagi - powiedziała, odwracając wzrok.

Martelns podniósł na nich oczy. Opierał się plecami o mur, miał brudną od błota twarz. Z połamanego nosa leciała mu krew. Podarte ubranie wisiało na nim jak na strachu ze słomy. Ktoś go najwyraźniej pobił, może nawet obrabował - to tłumaczyło by krew i porwane ciuchy. Widząc Grimbera, kupczyk chciał coś krzyknąć, ale głos uwiązł mu w gardle.

Gdyby jubiler spojrzał przed siebie, zobaczyłby pierwsze stragany i górujący nad nimi, kolorowy czubek cyrkowego namiotu.
.

Re: Plac targowy

38
Gimber niemalże biegnąc za Cynthią miał spory dylemat, pierwszy raz od dawna, zawiodła go jego inteligencja i wrodzony spryt,do tego stopnia, że musiał zdać się na innych,czuł się bardzo nie komfortowo. Obciążenie jakie niósł nie pomnaghało mu zbytnio, jednak uznając że pierwszy raz od kilku dni los sie do niego uśmiecha ignorował rosnące zmęczenie i wytrwale podążał za dźwiękiem dzwoneczków urodziwej jak sam przyznał kobiety. Postanowił że za wszelką cene musi dowiedzieć się jak najwięcej o swoich przyszłych bogowie dopomóżcie wspólnikach. Pierwsza informacja, było imię tajemniczego mężczyny, gnom wiedział już jak może ich nazywać. Chcąc uilić sobię droge, zapytał Skąd wiedzieliście o intryd...

Dalsze słowa zamarły mu na ustach, zobaczył w tym momencie małą postać, może dla innych rozpoznanie jej było by problem, ale nie dla niego, w oczach pojawiły się złośliwe ogniki, gdy ignorując polecenie Cynthii ruszył w jego stronę. Podchodząc wyciągnął sztylet, i z szczerym uśmiechem na twarzy,nie obejmującym ust powiedział.

No bratku, jesteśmy niemal sami, jest ciemno, ciebie nikt nie usłyszy, jesteś na mojej łasce. Daj mi jeden dobry powód by nie wbić ci tego pod żebra, a wiesz że potrafię, znasz mnie całkiem nieźle. Coo? Nie rozumiem cie.. Ojoj nie płacz, Pan Ciemności wytrwale czeka na każdego z nas. Sprawię że na ciebie dłużejj nie będzie musiał.

Uniósł dłoń i uderzył... Jego sztylet o parę centymetrów minął głowę głowę Martelnsa, patrząc tym samym wzrokiem powiedziałdo niego.

Potraktuj ten akt litości, jako ostatnie ostrzeżenie, nie radzę Ci próbować mnie szukać, bądź mi przeszkadzać, jak życie mi miłe następnym razem nie zawach się uderzyć tam gdzie zaboli ty skurwysynu..

Po tych słowach obrócił się,napotykając zdziwione spojrzenie towarzyszki bez słowa podszedłdo niej i powiedział.

Musiałem zostawić mu ślad, prowadź dalej moja droga.

Po tych słowach odczekał chwile, a następnie ruszył za Cynthią.

Re: Plac targowy

39
Cynthia nie spodziewała się po Grimberze takiego wybryku. Nie myślała, że jest zdolny do czegoś podobnego i jeśli była zdziwiona, to właśnie dlatego, że gnom jej zaimponował. Mimo to, nie dała nic po sobie poznać, zamiast tego prychnęła ostentacyjnie i powiedziała:

- Skamlącego psa należy dobić.

Po tych słowach kobieta przyspieszyła jeszcze bardziej, a gnom musiał pobiec, aby ją dogonić. Wkrótce wyszli na plac targowy, zostawiając Martelnsa gdzieś daleko z tyłu. Rynek świecił pustkami, kupcy dopiero rozkładali swoje stoiska i wystawiali na nich świeże towary. Było ich niewielu, bo o tak wczesnej porze schodzili się tylko ci, którzy handlowali żywnością. Ryby z wczorajszych połowów, chleb i bułki prosto z piekarni, warzywa dostarczone bezpośrednio z portowych magazynów - ich zapachy krążyły po targowisku. Krążyły po nim też psy. Kundle wszelkiej maści jak obłąkane snuły się między straganami, przywabione smakowitym woniami. Jeden z nich wpadł pod nogi kuglarki, a ona przeskoczyła nad nim, ocierając butem o sierść na jego grzbiecie.

- Nienawidzę psów - powiedziała. - Ich też nie lubię - dodała po chwili, wskazując palcem przed siebie.

Z budynku naprzeciwko wyszło kilku strażników. Zwyczajny patrol, jakich wiele krążyło po mieście. Uzbrojeni byli w krótkie miecze, czterech ich było. Dwóch z nich trzymało w dłoniach niezapalone pochodnie, a pozostali nieśli w łapach dużych rozmiarów skrzynię. Zaraz za nimi wyleciała na ulicę jakaś kobieta. Krzyczała coś, ale była za daleko i ani gnom, ani kuglarka nie mogli nic zrozumieć. Z jej gestów jednoznacznie wynikało, że nie chciała oddać zbrojnym tego kufra. Kładła się na nim, szarpała mężczyzn, ale oni na nic nie zważali. Odepchnęli ją tak, że upadła na ziemię i ponieśli skrzynię w stronę zachodniej części placu - stał tam zaprzęgnięty wóz.

- To nie nasza sprawa - rzuciła Cynthia. - Są zajęci, możemy się przekraść do namiotu.

Re: Plac targowy

40
Zaczekaj Cynthio,nie tym razem,jesteś iluzjonistką , pomóżmy tej kobiecie, to zwykli strażnicy,nie maja pojęcia o magii i świecie, byle widok ich przerazi, niech ukciekna a kobieta zabierze ten kufer, może kiedyś okaże sie, że warto było jej pomóc, w ostateczności Twoja iluzja nas gdzieś schowa, a ja też nie noszę tego sztyletu do dłubania w zębach. Poza tym jestem bardzo ciekawy co w nim może być, skoro kobieta aż tak o niego walczyl. Z dużo dziwnych rzeczy dzieje się w świecie by przejść obojętnie, namiot jest blisko, gdyby było naprawde źle jest jeszcze Zevran, w jego wypadku by strażnicy zwiali, nie jest potrzebna nawet iluzja.

Mówił to ponieważ widok kobiety przypominał jego samego, odebrano mu dom zakład i wszystko na co całe dotychczasowe życie pracował. Miał nadzieję że kobieta sie zgodzi i wspólnie dadzą radę odzyskać ten kufer dla spazmującej nieznajomej. Uważał że żal tak wielki ,jasno wskazywał iż w kufrze nie mogły leżeć zwykłe ubrania, czy też jakieś drobiazgi. Emocje brały w nim góre, a porównywalna sytuacja między nimi potęgoewała ten efekt.

To jednak ty decydujesz ty i twoje sumienie, twój przyjaciel jest tuż obok, sam rozprawił by się nawet z tą żałosą eskortą. Wybieraj Cynthio, czas ucieka.

Re: Plac targowy

41
- Przeceniasz moje możliwości - powiedziała kobieta.

Zamiast iść dalej, przystanęła w miejscu i zaczęła nad czymś dumać. Tylko kilka chwil trwały jej rozważania i gnom nie zdążył nawet jej pospieszyć, choć strażnicy byli co raz bliżej wozu. Skrzynia nagle wyślizgnęła im się z rąk i z hukiem uderzyła o ziemię. Jeden z nich zarechotał, widząc, że pudło przygniotło stopę jego kompana. Ten krzyknął i zaklął szpetnie. Potem żołnierze ponownie podnieśli kufer i ruszyli w dalszą drogę.

- To nie moja sprawka - odparła kobieta, widząc zdziwiony wzrok Grimbera. - Nie lubię bawić się w bohaterkę, ale... psiakrew. Stałam się miękka, jak kotek. Zajmij ich czymś, a ja sprowadzę pomoc.

Z tymi słowami na ustach, kuglarka pobiegła pędem w stronę namiotu. Przedzierała się przez cienie, wymijała kupców, kundle i stragany. Wkrótce zniknęła gdzieś w porannej mgle, albo za jakimś budynkiem. Grimber stracił ją z oczu. Teraz przyszła kolej na niego. Miał odciągnąć uwagę strażników, zająć ich do czasu, aż Cynthia wróci z odsieczą. Dywersja, to dało się zrobić. Ale był pewien problem... Gnom był obecnie poszukiwany, każdy strażnik miał gdzieś za pazuchą list z rozkazem od księcia. List, na którym czerwonymi, drukowanymi znakami Jakub nakreślił: ZŁAPCIE TEGO GNOMA!

Re: Plac targowy

42
Gimber widząc że Cynthia znika musiał działac błyskawicznie, chowając się przed wzrokiem strażników zaczął wyciągać drobne monety z sakiewki, oraz rozglądać się dookoła. Widząc po swojej lewej sporą gromadkę dzieci w jego oczach znów zaświeciły niepokojące złośliwe ogniki. Podszedł do grupy i pokazując garść gryfów zwrócił się do młodych.

Ej wy, chodźcie tu prędko, albo lepiej ty w niebieskim, no już, chcecie zarobić? Widzisz te 30 gryfów, dostaniesz 5 teraz a kolejne 25,ale musicie zrobić szum dookoła tych strażników, nie maja prawa dojść do końca tej alejki zrozumiano? Bawcie się w berka, co chcecie, stawajcie na drodze, przewróćcie któregos,czy nawet rzućcie pomidorem,to wasza sprawa, musicie ich zatrzymać na parę minut, to będzie taki psikus i to zostaje między nami jasne? Jak dobrze się spiszecie, może dostaniecie jeszcze coś ładnego. a teraz do roboty.


Odchodząc agrzechotał głośno pekatą sakiewka, by utwierdzić dzieciaki w tym, że warto poświęcic się dla tej olbrzymiej jak dla nich nagrody. Sam natomiast zięki małej posturze skutecznie schował się za straganem z warzywami,gotów sam rzucać jeżeli cos by nie wypaliło, obbserwując teren z napięciem czekał co dalej..

Re: Plac targowy

43
Dzieciaki spojrzały po sobie, ciszą odpowiadając na ofertę Grimbera. Potem zaczęły szeptać coś miedzy sobą, rechotać, szturchać się łokciami. Na widok pełnej sakiewki oczy poczęły im błyszczeć, ale szybko straciły swój niezwykły blask. Gromada małych, biednych dzieci po jednej stronie placu, a po drugiej czterech rosłych, okutych w stal facetów... to nie miało prawa się udać. Bachory owszem, zgodziły się na propozycję gnoma. Zabrały od niego po pięć gryfów, pobiegł nawet w kierunku strażników, ale nagle skręciły w bok i uciekły. Tak po prostu, zwiały. Pewnie wystraszyły się krzyków przewróconej kobiety, a może widok mieczy w pochwach i chrzęst zbroi je tak przeraził.

Gnom ukrył się właśnie za straganem i wychylił głowę, aby sprawdzić, jak dzieciaki sobie radzą. Zdążył w sam raz, by zobaczyć, jak rejterują gdzieś w boczną alejkę. Nie mógł ich nawet gonić, nie mógł krzyknąć za nimi, bo wtedy naraziłby się żołnierzom. No cóż, Grimber utopił właśnie dwadzieścia gryfów w błocie. Został sam. Stał przy stoisku z warzywami, a strażnicy byli już niedaleko wozu. Dzieliło ich od niego ledwie kilka kroków, choć ciężka skrzynia znacznie spowalniała ich ruchy. Jeśli jubiler wymyśli na szybce jakiś inny, lepszy plan, to może uda mu się przetrzymać ich dość długo. Wykorzystywanie dzieci nie było jego mocną stroną. Ale miał przecież inne atuty! W ostateczności mógł po prostu zwyzywać ich od najgorszych i liczyć na to, że nie potrafią zbyt szybko biegać. No, coś wykoncypować musiał. Cynthia wciąż nie nadchodziła.

Re: Plac targowy

44
Przeklinając własną naiwność rzucił na stół kilka srebrnych i porwał kilka dorodnych pomidorów, wchylając się rzucił jednym i drugim, nie sprawdził nawet czy trafił, słyszał wyłącznie wściekłe okrzyki straży. Pędem głową do przodu rzucił sie w tłum, przewracając jakąś młodą kobietę, słyszał ruch za sobą, obrócił się w biegu i złapał nieznaną mu z nazwy okrągłą roślinę, znacznie większą niż pomidor, miał po fakcie dowiedzieć sie że to egzotyczny owoc, arbuz. Rzucił nim za siebie i tym razem dookoła słychać było wyłącznie przekleństwa i śmiech obserwatorów. Be zbędnych kombinacji kluczył jak mógł i przedzierał się zgrabnie przez ciągle gęsty tłum. Błogosłaiąc swój niski wzrost co chwila atakował zagubionych strażników, denerwując ich coraz bardziej. W międzyczasie obserwował okolice, spodziewając się swoich nowych kompanów, ewentualnie jakieś dziwne i nietypowe zjawiska, mogące zwiastować ich pozycję.

Re: Plac targowy

45
Chyba sam Sulon prowadził rękę Grimbera, kiedy ten ciskał pomidorami w strażników. Trzy wielkie, czerwone kule poleciały w ich stronę i wszystkie trzy dosięgnęły celu. Jeden z żołnierzy oberwał w ramię, a dwóm innym warzywa ubrudziły nogawki skórzanych spodni. I chociaż byli zaskoczeni, to nie od razu ruszyli w pościg. Dopiero gdy czwarty z nich, ten czysty, dostrzegł w napastniku poszukiwanego gnoma, cała gromada rzuciła się biegiem w jego kierunku.

Grimber rzucił się do ucieczki - tak, jak zakładał w planie. Wbiegł między stragany i pędził przed siebie co sił w nogach. To, co wcześniej wydało mu się tłumem, było jedynie garstką stłoczonych przy stoisku z rybami ludzi. Mężczyzna wpadł w nich z impetem, przewalając kogoś na ziemię. Posypały się bluzgi, ktoś warknął jakąś soczystą "kurwą". Żołnierze obiegli zbiorowisko i leżącą na bruku osobę, a gnom, widząc to, nabrał tempa. Nie spodziewał się po sobie, że potrafi tak szybko przebierać nogami. Nagle skręcił w bok, obok jakiegoś kramu z egzotycznymi towarami. Porwał z niego zielonego, niedojrzałego arbuza u upuścił go na ziemię - owoc okazał się zbyt ciężki. Gnom ruszył dalej, ale jeden ze strażników niechcący nadepnął na opuszczonego kawona*, stracił równowagę i upadł na glebę. Tak niefortunnie wyrżnął głową w jakiś kamień, że na miejscu stracił przytomność. Jego kompani zignorowali ten fakt, widocznie często widzieli swojego kompana nieprzytomnego. Trójka żołnierzy nadal pędziła za Grimberem, byli wściekli, byli co raz bliżej.

- Zatrzymaj się, jesteś aresz... Kurwa twoja zafajdana mać, stój!

Gnom, biegnąc bez tchu, kątem oka dostrzegł, jak kobieta, której dobytek był uratował, ciągnie swoją skrzynię z powrotem do domu. Kufer był nielekki, ale ona radziła sobie wcale nieźle - no cóż, desperacja dodawała jej sił. Mężczyzna odwrócił wzrok. Nie chciał oglądać się za siebie, ale czuł pogoń na karku. Nagle rozległ się głośny pisk. Jazgot trwał tylko chwilkę, ale był tak donośny, że Grimbera literalnie rozbolały uszy. Zakrył je dłońmi, ale to nie pomogło. Przez kilka chwil nic nie słyszał. Gdyby właśnie teraz spojrzał przez ramię, to zobaczyłby, jak trzej strażnicy, odepchnięci jakąś dziwną siłą, odlatują w bok, na stertę gruzu. Mógłby też dojrzeć stojącego z boku Zevrana. Kuglarz klęczał kawałek dalej, wyciągając dłonie w kierunku obalonych żołnierzy. Cynthia była przy nim.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Qerel”