Re: Plac targowy

46
Gimber w myślach pomstował niewybrednie na swych kompanów.

Gdzie kurwa ich wywiało tym razem,pierdolone magiki

Mimo kilku poprzednich gonitw jego kondycja nie specjalnie się poprawiła. Wycieńczony upadł pod stragan i chciał się tam ukryć, kiedy dobiegł do niego straszliwy dźwięk, zatykła uszy jednak kompletnie nic to nie dało. Gdy xwięk ucich wyjrzał delikatnie, widząc podnoszącego się Zevrana, oraz kilkaciał leżących na kupie gruzu. Momentalnie zbierając się i mocniej ściskając spoconymi paluchami sztylet ruszył w tamtym kierunku. Dookoła panowała powszechna panika,a w każdej chwili mogli spodziewać się większej ilości strażników. Krzycząc do dwójki

tam jest to ona

Zwrócił im uwagę, by podeszli do kobiety. Po ich minach widział że dużo bardziej woleliby ruszyć do bezpiecznego namiotu, dlatego też przestał zgrywać bohatera i ruszył w ich kierunku biegiem. Dopadł dwójki i gorączkowo rzucił.

Myślę że już bardziej jej nie pomożemy, możemy tylko zaszkodzić, o teraz, wiejemy tak jak było ustalone ?

W gruncie rzeczy sam logicznie przyznał ,że żarty się skończyły więc ruchem głowy pytająco wskazał na namiot, jednak decyzja tym razem już nie należała do niego, byli w przewadze, to ich glos decydował o dalszych losach całej trójki.

Re: Plac targowy

47
Grimber wygramolił się spod straganu i ruszył w kierunku swoich towarzyszy. Krzyczał coś do nich, wskazując ręką na kobietę taszczącą skrzynię, ale oni go nie słyszeli - im także szumiało w uszach. Popatrzyli po sobie, potem rozejrzeli się dokoła. Handlarze i ich klienci albo stali w osłupieniu, albo biegali bez namysłu, wrzeszcząc coś o straży, o karze, o przestępcach, o płonącym stosie.

Zervan wstał, widząc, że Grimber się zbliża. Mężczyzna dyszał ciężko, Cynthia musiała go podtrzymywać, żeby nie upadł. Mimo zmęczenia, na jego twarzy wciąż widniał dziwny uśmiech.

- Jestem już na to za stary - rzucił pośpiesznie, gdy już stanął na nogach.

Kobieta w stroju błazna zakaszlała. Kiwnęła głową, gdy gnom wspomniał o ucieczce. Spojrzała w stronę namiotu, a potem po ludziach, którzy tłoczyli się dokoła. Westchnęła, szepnęła coś Zervanowi na ucho i czekała. Mężczyzna w szarfie mruknął coś w odpowiedzi.

Dziewczyna klasnęła, zamknęła oczy i zaczęła bezgłośnie poruszać ustami. Nagle mocniej zawiał wiatr. Silny podmuch gwizdnął, mierzwiąc jej włosy. Potem znikąd pojawiła się mgła. Gęsta, mlecznobiała, zakryła wszystko w okolicy. Była niezwykła, pewnikiem magiczna. Zasłoniła widok na cały plac targowy tak, że gnom nie dostrzegał nic, prócz czubka swojego, jakże długiego, nosa. Wtem ktoś szarpnął go za rękaw. To była Cynthia. Pociągnęła Grimbera za sobą, w stronę namiotu. Szła coraz szybciej, z łatwością wymijając po drodze wszystkie przeszkody. Zervan był tuż za nią.

Spanikowani ludzie krzyczeli jeszcze głośniej niż wcześniej. Ich głosy z pewnością ściągną tutaj więcej strażników. Gnom ledwie nadążał za kuglarzami, choć starał się, jak mógł. Nagle wpadł na coś i prawie się przewrócił. Usłyszał chrzęst. Począł wodzić dłońmi po ziemi. Natknął się na szorstki materiał - worek. Worek z kosztownościami, które wyniósł z domu Martelnsa. Zapomniał o nim, psiakrew, kiedy bawił się w berka z żołnierzami. Na całe szczęście, pośród tego zamieszania nikt nie znalazł go przed nim. Grimber zarzucił wór na plecy i dalej truchtał za swoimi towarzyszami.

Wkrótce poczuł, jak ociera się o jakąś tkaninę. Wcześniej usłyszał jej szelest. Mgła opadła. Trzasnęło krzesiwo. Zagorzała pochodnia. Byli już wewnątrz namiotu. Ciepłe światło rozjaśniło... pustkę. Wszystkie sprzęty, a nawet klatki ze zwierzętami zniknęły. Wielki kwadrat znaczył niezastawioną podłogę. Było cicho, dziwnie cicho. Kuglarze wyszli na środek pomieszczenia. Dzwoneczki Cynthii pobrzmiewały, Zevran wciąż ciężko oddychał. Gnom stał przy wejściu, a oni patrzyli na niego w milczeniu.

- Płyniemy do Grenefod - odezwała się nagle kobieta. - A ty płyniesz z nami.
.

Re: Plac targowy

48
Gnom kolejny już raz dziękował bogom że jego mała fortuna się odnalazła. Truchtając za kobietą wpadł najpierw na nie, a następnie potykał się jeszcze kilka razy o wystającei przedmioty oraz przewrócone kramy. Z olbrzymią ulgą znalazłsię w namiocie gdzie był w stanie cokolwiek dostrzec. Nie był specjalnie zaskoczony tym co zastał. Wiedział że zarówno on jak i pozostała dwójka musza jak najszybciej się ulotnić z zagrożonego obszaru. Był przygotowany na to co usłyszy,jednak mimo wszystko było mu bardzo żal. Jedynym pocieszeniem było to, że w Grenefod obowiązywało prwo króla, a gnom znając się całkiem dobrze na polityce mógł się spodziewać spokoju, dodatkowo był to świeży teren i nowe możliwości. Dlatego zapewne wzbudzając zdziwnie odpowiedział reszcie.

Spokojnie, zgadzam się absolutnie, z jedna uwagą, kapitałem pocątkowym ,musimy o to zadbać jeszcze teraz, musimy włamać się do mojego domu, na pewno nikt go nie obserwuje, zrobicie to wy i wyniesiecie wszystkie kosztowności ,o ile nie zajęła sie tym straż, majątek był spory, pozwoli nam na opłacenie opodróży, oraz wynajęcie czegoś na uboczu w nowym miejscu ,co wy na to ?

Mówiąc to patrzył z nowym blaskiem zadowolenia z obrotu sprawy w oczach.

Jeżeli wyrazicie zgodę, zdaje się co do reszty na was ,musimy sobie w końcu zacąć chociaż trochę ufać, jakkolwiek to dla nas brzmi, relacje był trudne, poprawimy je ,mam taką nadzieję.

Kończąc wyczekująco spoglądał na jedną i drugą twarz.

Re: Plac targowy

49
- Nie ma mowy - odparł Zervan. - Nie możemy ryzykować.

Mężczyzna ze zdeformowaną twarzą zaczął wykładać Grimberowi, jak kiepski jest jego pomysł. Mówił, że taka akcja mogłaby narazić ich na niepotrzebne niebezpieczeństwo. Uważał, że ludzie księcia z całą pewnością obserwują mieszkanie gnoma i nawet im - kuglarzom - nie uda się dostać do niego niepostrzeżenie. Wspomniał przy tym coś o zbędnym ryzyku. Cyrkowcy dysponowali dużymi pieniędzmi, udowodnili to już nie raz, sypiąc złotem na jego zawołanie. Grimber też miał kilka monet za pazuchą i spory wór wypchany kosztownościami. Finanse nie będą problemem. Statek, jak się okazało, też nie. Kuglarze mieli coś w zanadrzu, mieli plan!

- Koszta będą niewielkie - powiedziała Cynthia, rozwiewając wszelkie wątpliwości. - Zabierzemy się towarowym. Trupa aktorska, która przyjechała do miasta kilka dni temu, jutro zabiera się z powrotem. Kuglarze jadą na wozach, traktem, ale ich sprzęt płynie przez morze. Możemy wyprawić się pod cyrkową banderą. Co ty na to, alchemiku?

Po tych słowach zamilkła na dłużej, dając gnomowi czas na przemyślenia. Jeśli mieli mu zaufać i ostatecznie zdecydować się na współpracę... jeśli mieli go wtajemniczyć w tajniki swojego planu, musiał się wcześniej zadeklarować. Albo płynie z nimi, jutro, rano, albo zostaje w Qerel i próbuje ratować swoje nazwisko - oddaje się w ręce straży.

Re: Plac targowy

50
Dobrze już dobrze,spokojnie,chodźmy więc na ten statek,podróż potrwa,więc liczę że przez wspólny czas nareszcie wtajemniczycie mnie w swój plan, chcę wiedzieć czego będe częścią, umysł mam tęgi,więc i ja coś może doradzę, umowa stoi ?

Wyrzucił z siebie bardzo szybko, wolał nie ryzykować że zostawią go tu samego,skoro koszty faktycznie miały być niewielkie... Może wystarczy to co mają, żal mi było diabelnie tylko jego dorobku, obawiał się że zostanie rozkradziony nim książe zdąży go skonfiskować jako ściganemu. Ale nie miał wyboru, gra nie była warta świeczki. smętnie patrząc pod nogi odezwalsię do towarzyszy.

Dobrze, czy możemy już iść na ten wasz statek? Kupmy po drodze zapasy na drogę i ruszajmy, nie czuje sie tu zbyt bezpieczny...

Mówiąc to spoglądał pytająco na nich.

Re: Plac targowy

51
Cynthia i Zervan spojrzeli po sobie, w milczeniu rozważając słowa Grimbera. Kiedy ich oczy się spotkały, dziewczyna otworzyła usta, chcąc coś powiedzieć, ale nie wydusiła z siebie żadnego słowa. Niedługo trwała ta cisza, bo wkrótce przerwał ją mężczyzna w czerwonej szarfie.

- Nie możemy teraz wyjść - powiedział, poprawiając miecze przy pasie. - Zrobiliśmy tam, na targu, małe zamieszanie. Musimy poczekać. Pod osłoną nocy pójdziemy na przystań. Może uda nam się jakoś przemknąć obok strażników.

Kobieta z dzwoneczkami kiwnęła głową, potwierdzając słowa towarzysza. Przeciągnęła się, ziewnęła i usiadła na ziemi, wyciągając nogi daleko przed siebie. Do zmierzchu pozostało jeszcze dużo czasu, przecież słońce niedawno wzeszło nad horyzont. Minie wiele godzin, nim zdecyduje się ponownie opaść i ustąpić miejsca księżycom. Kuglarka pociągnęła Zervana za nogawkę, sugerując, by on też usiadł, ale mężczyzna skrzyżował ręce na piersi i stał dalej, wlepiając wzrok w Grimbera. W końcu zdecydował się, by przedstawić mu pokrótce plan działania. Westchnął i podjął rozmowę.

- W Grenefod czeka na nas przyjaciel, jeśli tam dopłyniemy, on pomoże nam zorganizować jakiś przyczółek. Załatwi sprzęt, wszystko co... - nagle kuglarz przerwał tłumaczenia. - Słyszysz to? - Zapytał Grimbera, wskazując palcem na wyjście. - Co to... O kurwa, uwaga!

Z początku dało się słyszeć tylko słowa wypowiadane przez Zervana. Potem doszły jeszcze ciche szepty, które z trudem można było wyłapać śród wiatru i dźwięku słomy szeleszczącej pod butami. Potem, jak grom, ryknął głośny krzyk: Ciąć liny!

Naprężone sznury świsnęły z trzaskiem, gdy strażnicy siekierami odcięli je od mocowań namiotu. Jak rozeźlone węże, poczęły wić się w powietrzu i spadać na ziemię. Konstrukcja namiotu zakołysała się, zachwiała i po chwili runęła w dół. Drewniany stelaż nie był w stanie powstrzymać zwał grubego, kolorowego materiału. Pofałdowana tkanina zleciała na głowy kuglarzy i zdezorientowanego gnoma, przygniatając ich do podłoża. Cynthia oberwała jakąś belką, która uderzyła ją w głowę, pozbawiając kobietę przytomności. Zervan krzyknął, ale pokrywająca go tkanina pochłonęła wszystkie słowa. Grimber, dzięki swojemu niskiemu wzrostowi, wcisnął się w lukę, która wcześniej stanowiła sklepienie namiotu - otwór, wpuszczający do środka światło. Nie na wiele mu się to jednak zdało. Jego towarzysze tonęli gdzieś w morzu kolorowego materiału, a dokoła stało kilkunastu strażników. Niektórzy mierzyli do niego z kuszy, inni wymachiwali mieczami. Jeden z nich, ten, który wcześniej dał rozkaz, wyszedł do przodu i powiedział:

- Chłopcy, brać tego śmiecia! Zachciało mu się księcia truć, psiakrew!

.

Re: Plac targowy

52
Aleee jjjaaak to, przeeeecież jaaa , jaaa nic nie zrobiłem, pomyłkaa, to wina tej kurwy Martelnsaaa , panie kapitanie spokojnieee.

Przerażony goblin zacął bez sensu dukać ,jego głos zmienił momentalnie całkowicie swoje brzmienie. Szukał wzrokiem dookoła swoich towarzyszy, widział że Zevran udając nieprzytomnego mruga okiem zza pleców strażnika, próbując gorączkowo wymyślić jakiś plan rozłożył ręce i starał sie zająć uwagę żołnierzy. Zrobił krok w ich kierunku,jednak widząc że kusze błyskawicznie ustawiły sobie go za cel zaniechał takich pomysłów. Przemówił starając się zagłuszyć próby oswobodzenia sie olbrzyma.

Panie dowódco, pan tu jest njwżniejszy prawda? Zostałem okradziony oraz szantazowany przez tego starego skurwysyna, a mój przyjaciel Kerst groził że jeżeli nie przepisze majątku na niego ,podrzuci mi do domu zakazane pisam,byle tylko skompromitować mnie, to zazdrość nic więcej miłościwy panie. To pomyłka i z pewnością ja wyjaśnimy prawda?

Mówiąc te słowa z trudem stłumił uśmiech widząc że śliczna kuglarka powoli otwiera oczy, widać że inteligenta bestia pomyslał, mimo bólu od uderzenia nie wydawała żadnych dźwięków, tylko czyniła delikatne ruchy dłońmi, jednocześnie obserwując Zervana. Gnom czuł w kieszeni sztylet, jednak miał nadzieje, że uda im się kolejny raz oswobodzic, tym razem bez rozlewu krwi.

To jak będzie panie dowódco, dogadamy się a spokojnie prawda?

Kończąc zdanie i obserwując kątem oka towarzyszy wpatrywał sie w dowódce,usiłując nadać twarzy spokój.

Re: Plac targowy

53
Grimber próbował wyłożyć kapitanowi straży swoją niewinność. Zachowywał się tak, jakby wcale nie usłyszał kierowanych w jego stronę zarzutów. Kradzież, groźby, nawet jednym słowem nie wspomniał o truciu kogokolwiek. Dopiero po chwili okazało się, że gnom po prostu gra na czas, licząc na to, że jego kompani znów uratują go z opresji. Niestety, Zevran wciąż był zaplątany w kolorową płachtę namiotu, a Cynthia, tak jak wcześniej, leżała na ziemi - była zamroczona, mogła poruszać jedynie dłońmi. Co więcej, kilku kuszników skierowało bełty w stronę kuglarzy - teraz oni również byli w niebezpieczeństwie. Wszystko wskazywało na to, że tym razem jubiler nie może liczyć na ich niezwykłe zdolności. Musiał coś wykoncypować sam. To na nim spoczęła odpowiedzialność.

Dowódca strażników w ogóle nie słuchał, co Grimber ma do powiedzenia. Patrzył na niego obojętnie, trzymając w dłoni list z rozkazem aresztowania. Nawet nie czytał, co było na nim napisane. Ciągle poganiał swoich ludzi, każąc im jak najszybciej pojmać gnoma. Gdy ten wspomniał coś o pomyłce, żołnierz tylko się roześmiał.

- Każdy tak mówi! - Warknął, machając ręką na strażników. - Jesteś oskarżony o trucicielstwo, rozumiesz? Tutaj stoi - wskazał palcem pismo z rozkazem i zaczął czytać na głos zarzuty. - Tutaj piszą, że lek, który podałeś księciu to była jakaś toksyna, czy coś. I od tego pan nasz dostał potężnej sraczki. Cały dzień spędza na swoim tronie, władzy sprawować nie może, a zeźlił się na ciebie tak, jakbyś mu rodzinę wymordował. No, ale nie mnie to oceniać, rozkaz to rozkaz. Chłopcy, do loszku z nim! Tych pajaców też weźcie, zza krat będą się tłumaczyć!

Strażnicy, którzy do tej pory ściskali w dłoniach miecze, podbiegli do Grimbera i kuglarzy. Ci z kuszami wciąż stali kilka kroków dalej, nie spuszczając całej trójki z celownika. Dwóch żołnierzy ucapiło gnoma za ramiona, wyginając je tak, aby nie mógł łatwo wyrwać się z uścisku. Cynthia i Zervan zostali obezwładnieni w podobny sposób, tyle, że w ich przypadku zastosowano dodatkowy środek perswazji - ostrze przyciśnięte do gardła. Gdy cyrkowiec wyłonił się spod plis materiału, strażnicy byli nieco przestraszeni, widząc jego uśmiechnięte lico. Nie zawahali się jednak i doskoczyli do niego, tłamsząc go w żelaznym chwycie. Grimber jako jedyny nie czuł stali na gardzieli, więc, teoretycznie, mógł coś jeszcze zdziałać. Jednak pilnujący go żołnierze nie byli wcale delikatni - ściskali mocno, utrudniając mu wszelkie działanie.
.

Re: Plac targowy

54
Żolnierzu czyżby rozum wam do reszty stępiło?Jeżeli chcecie prowadzić mnie do lochu to oczywiste że muszę dojść am żywy,wasz uścisk blokuje mi dopływ powietrza, niby jak mam dotrwać do końca drogi ,zważ że nie jestem wyoski, a moja szyja to nie ramię. Dowódca nie będzie zadowlony widząc na miejscu trupa ,więc poluzuj conieco.

Mówiąc to czekał na jakiś cud, uważał że tylko to może mu teraz pomóc, nawet zakładając że strażnicy nie weidzą nic o magii pozostałej dwójki. Widział jak nie otiwerany worek z kosztownościami podnosi jeden strażnik, myślał że to pewnie dowód, bardzo dobrze, jest szansa go odzyskać. Czuł nieodkryty wcześnie sztyle, dziwił się że nikt nie pomyślał by go przeszukać, widział w tym promyk nadziei, o ile tylko zdołał by się na chwile wyrwać, jego nadzieją była mała postura i ścisk,na który po cichu liczył. Delikatnie zerkał na to co dzieje sie dookoła ,oraz na dwójkę prowadzoną za nim. Myślał że to niezwykle niesprawiedliwe, wpakował się przez to że pomógł kobiecie,a teraz znikąd wsparcia, wątpił by zebrała siły i pomogła teraz jemu, droga była jeszcze daleka, ale rozwiązań jak na lekarstwo. Przyspieszając krok mimo uścisku specjalnie przewrócił się na kolana, uścisk zelżał,a on wstrzymując oddech i purpurowiejąc na twarzy krzyknął.

Mości dowódco, toż to lekceważenie obowiązków i rozkazów tu jest przez tych ludzi,s spójrzcie na mnie duszę się niemal, potrzebuje oddechu a te dwie pokraki chyba inny rozkaz mają, by udusić ,nie doprowadzić, to mówiąc kolejny raz próbował zwrócić uwagę na siebie, ale też ugrać coś dla siebie i pozostałych.

Zwracając się do dowódcy i ignorując rozeźlonego strażnika, który ani myślał poluzować uścisku i niemal go wlókł za sobą. Widział że idąc żołnierze odjęli miecze od szyji Zevrana i Cynthii , widocznie nie chcieli przypadkowo pozbawić ich życia, bo i wśród ludzi przyszło sie im przemieszczać. Był ciekaw przy sprzyjającej okazji uciekną zostawiając go na opstwę straży, czy przypieczętują nowy układ i też mu pomogą.

Re: Plac targowy

55
Strażnicy śmiali się w głos, słysząc ciągłe narzekania Grimbera. Rozkaz był, żeby trzymać, to trzymają. Nie za szyję, tylko za ramiona, tak, jak było powiedziane. Gdy gnom zaczął się szamotać i runął na kolana, żołnierze szarpnęli nim, stawiając go na równe nogi. Dowódca zignorował jego słowa, dając swoim ludziom do zrozumienia, by nie przestawali pastwić się nad ofiarą. A oni wcale nie potrzebowali zachęty, bo z własnej woli popychali go i krzyczeli nań za każdym razem, gdy zwalniał lub próbował ich zagadać.

Kuglarze byli w nie lepszej sytuacji. Strażnicy, co prawda, nie przystawiali im już brzeszczotów do gardeł, ale za to dźgali ich nimi po plecach. Doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że to oni stanowią największe niebezpieczeństwo i za nic nie chcieli pozwolić im uciec. W razie czego wystarczył jeden zdecydowany ruch, a Cynthia i Zervan skończyliby z ostrzem wbitym miedzy żebra. Cyrkowcy czuli na sobie dotyk stali, dlatego posłusznie maszerowali przed siebie, nie wyrywając się z uścisków. Ręka jednego z żołnierzy -niby przypadkiem- zjechała zupełnie nisko i spoczęła na pośladku dziewczyny. Kobieta zadrżała, szarpnęła się, ale nic nie powiedziała, spuszczając nisko głowę. Cała kompania szła do przodu, będąc bez najmniejszych szans na ucieczkę. O pertraktacjach nie było mowy, żołdacy pozostawali głosi na ich prośby.

Droga do zamkowego loszku wiodła przez główną ulicę. Więzienie znajdowało się tuż za fortecą. Mieszczenie przypatrywali się trójce skazańców z ciekawością, szepcząc między sobą. Ludzie właśnie powyłazili z chat, zmierzając na targ, do kaplic, tłoczyli się na chodnikach. Grimber i kuglarze byli na ich językach; uliczka huczała od plotek i rozmów. Gdy trójka towarzyszy znalazła się za murem odgradzającym kompleks zamkowy od pozostałej części miasteczka, głosy nagle ucichły. Grube, wysokie ściany skutecznie blokowały narastający gwar. Zbrojny pochód wyminął zabudowania, okrążył twierdzę i szybko znalazł się przed więzieniem. Niski budynek, barak, wyglądał ponoru i surowo. Właśnie taki obraz przychodził Grimberowi na myśl, gdy słyszał słowo "mamer". Strażnicy zatrzymali się. Dowódca żołdaków otworzył drzwi loszku mosiężnym kluczem, który w asyście wielu innych kluczyków przyczepił na sznurku do pasa. Wrota skrzypnęły i rozwarły się na oścież.

- Zapraszam, zapraszam - powiedział kapitan straży. - Rozgośćcie się.

Drużyna trafia za kratki.
.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Qerel”