Re: Knieja Prastarych Żniw

91
Mężczyzna przyciskał do piersi półświadomą i majaczącą elfkę. Milczał gdy ta zadawała sama sobie ból pytaniami bez odpowiedzi. Zresztą nawet nie wiedział jakby mógł jej ulżyć w niedoli.

Szli tak czas jakiś, pośród szumiących drzew i przygrywających im ptaszków. Telionowi błoga wydawała się to być chwila. Żadnego stukotu kół o wybrukowaną jezdnie, żadnych przechodniów i przekrzykujących się wzajemnie straganiarzy. Tylko on i spoczywająca w jego ramionach śnieżna panna, odziana jakby dopiero co wyszła spod ślubnego kobierca.

- Czasem lepiej jest nie wiedzieć co przyniesie nam przyszłość i jaką rolę w niej odegramy – wydusił z siebie kilka skromnych słów, gładząc wierzchem dłoni po bladym licu elfki.

Przystanąwszy na krótki odpoczynek, rozejrzał się po okolicy. A oto coś przykuło jego uwagę. Najpierw odblask, później ruch, a wytężywszy słuch i odgłos słanych przekleństw, i złorzeczeń. Oto bowiem znajomo wyglądająca sylwetka obijała się od drzewa do drzewa.

- Kadrim... – rzekł przeciągle.

Jeśli Avellin, a właściwie jej nienarodzonego dziecka było mu żal, to dla Kadrima i jego kumpla nie miał tyle litości, o ile w ogóle. Na jego nędzny widok niemal się ucieszył. Kącik ust drgnął mu nieznacznie do góry. Cała duma olbrzyma, którą niegdyś prezentował, prysła. Co prawda nadal budził strach swoimi rozmiarami, jednakże nie robił już takiego wrażenia jak przed rozpoczęciem wyprawy.

- Ciekawe kto go tak załatwił? - zastanawiał się.

Na myśl przyszły mu dwie, a właściwie trzy osoby. Martwy już rudzielec, zaginiona Asyia lub, któraś z jej sióstr. Nie ważne kto, ważne, że całkiem nieźle zdołał poharatać wielkoluda. Zupełnie oślepiony i pozbawiony wyposażenia stanowił łatwy cel nawet dla średnio-zaawansowanego łowcy. Wystarczyło wymierzyć i sieknąć go w stopę, by zwiększyć jego męki lub bezpośrednio w łepetynę.

Przyklęknąwszy na chwilę Telion pozbierał kilka kamyków. Tym razem to on chciał wymierzyć sprawiedliwość nieco się przy tym zabawiając w ten czy inny sposób.

- Czy w tej swojej magii, znasz zaklęcie by skuć jego nogi lodem? Zakończę to szybko jeśli będzie trzeba. Albo przeciągnę jak długo się będzie dało... - mówił z radością spoglądając na czubek ostrza od kosy.

Re: Knieja Prastarych Żniw

92
Śnieżnobiała elfka wyszła przed szereg. Ominąwszy poległe kłody pod nogami, przemykała przez gęste krzewy niczym duch. Bezszelestnie, szybko i z ciągnącą się nań białą togą. Telion widział jak dotąd strapiona towarzyszka powoli wraca do aktywności. Z każdą chwilą dzieląca ją oraz olbrzyma odległość ulegała zmniejszeniu. Mógł pomyśleć, że Esildra ślepo mknie w łapska ludzkiego zabijaki, lecz śnieżna driada zdawała się wiedzieć, co czyni.

Nagle zatrzymała się. Wysuniętą przed pierś ręką zatoczyła dwa koła wychodzące z siebie.

Vereisung — z otwartej dłoni ulotnił się błękitny obiekt przypominający drobnego ptaszka. Otoczony śnieżną aurą malował szaroniebieską smugę za sobą. Z sykiem przeciął powietrze, ostro lądując w stopach błądzącego na ślepo mężczyzny. Jak tylko zaklęcie dotknęło Kadrima, gruba warstwa lodu spiętrzyła się na podudziach obejmując i stopy i kolana. Kolos ryknął przerażony, a następnie padł niczym świeżo ścięty dąb.

Esildra triumfowała. Zbliżała się do poległego dumnie, lekko stawiwszy kroki, jakoby kroczyła po upolowaną zdobycz. Lecz zapomniała, że Kadrim wcale nie był martwy. Nagle szum, krzyk, ciemność przed oczyma. W żyłach zawrzało, gdy mężczyzna sękatymi łapami pochwycił kostki elfki i przewrócił ją na ziemię. Nim zdążyła wezwać pomoc wielkolud wspiął się na nią, dogniatając do ziemi brzuchem tak, że zabrakło w piersi tchu. Poczuła jak grube palce błyskawicznie przylepiają się do jej trupio bladej szyi. Wciągnęła ostatni wolny oddech, a potem... Potem ręce zacisnęły się. Nic nie mogło już wejść ani wyjść z płuc.

Re: Knieja Prastarych Żniw

93
Jak na rozkaz elfka pomknęła w stronę ślepego mięśniaka, wnet czyniąc to co zostało jej powiedziane.

Kadrim runął jak długi na ziemię a jego upadkowi towarzyszył żałosny skowyt. Wysatarczyło go dobić. Niestety zbytnia pewnością siebie elfki kosztowała ją wiele. Niedźwiedzie łapska zdesperowanego ślepca zdolały w ostatnim akcie rozpaczy pochwycić i zacisnąć się na jej krtani.

- Esildra! - wrzasnął przeraźliwie młodzieniec.

Jego reakcja była natychmiastowa. Biegł w stronę duszonej kobiety jakby niesiony na niewidzialnym rydwanie. Nie zdołał nawet wychwycić momentu kiedy ją dobrał, ale w rękach lśniła mu już ulubiona kosa i właśnie obierał punkt, w który miał zamiar wycelować jej czubek.
Ręce - nie. Za długo by trwało obcinanie zacisniętych palcy. Cios od góry w korpus - też odpada, ostrze mogłoby przebić osiłka na wylot i dosięgnąć delikatnego ciałka pod nim. Głowa - to było to. Zdecydował na uderzenie w sam czubek sklepienia czaszki.
W biegu ustawił ostrze w prawidłowym kierunku. Nieco nad wysokością ciała elfki, ze sztychem skierowanym na wprost. Dzięki temu mógł wykonać potężny zamach przy minimalnym narażeniu Esildry na przypadkowe zranienia. W najgorszym przypadku posunie Gładkim grzbietem kosy po jej piersiach i brzuchu, nie wyrządzając jakiejś krzywdy, a dzięki większej stabilizacji, celniej zada cios.

- Łapy precz od niej! - zagrzmiał tuż przed wykonaniem morderczego ruchu.

Ostrze ze świstem przecięło powietrze. Cała uwaga młodzieńca została skupiona na głowie Kadrima i pędzącemu ku niej kawałkowi żelaza. Nie miał dla niego litości. Uwlonić elfkę zanim ta straci ostatni dech. Tylko to się liczyło.

Knieja Prastarych Żniw

94
Ostrze z sykiem przecięło powietrze, zatrzymując się na szyi bydlaka. Wątłe ramiona Teliona miały zbyt mało siły, by jednym cięciem stracić Kadrima. Metal ugrzązł gdzieś między krtanią a kręgami. Z szyi ciekła krew, barwiąc brodę na kolor karminu. Każdy upust zmywał z twarzy różowy kolor, który ustępował miejsca trupiej siniźnie.
Esildra wyczołgała się spod mężczyzny, nim krwisty potok splamił jej białą suknię doszczętnie. Włosy miała rozburzone, suknię rozdartą na samym dole, jej małe dziewczęce piersi unosiły się ostro w rytm ciężkich oddechów. Z nosa ciekły jej smarki. Wzbierały też pręgi od paznokci na szyi, wokół których rosła opuchlizna.

Kadrim charknął groźnie po czym splunął krwią. Runąwszy z podpartych rąk na ziemię, wykrzesał z siebie ostatnie słowa:

Przeklęta łowczyni, żeby cię ogary wychędożyły w tym zasranym lesie. Znajdę cię w piekle... — po czym zadygotał mocno, zacharczał, zaświszczał i zazgrzytał. Potem ścichł i znieruchomiał.

Knieja Prastarych Żniw

95
Osiłek krwawił jak zarzynana świnia. Pompowana przez serce krew zamiast do głowy, ulatywała na zewnątrz przez niemal całkowicie rozerwaną tętnice, a szarpanie zakleszczonego między kręgami ostrza tylko pogarszało sprawę.
Siły życiowe opuszczały poturbowanego ze wszystkich stron Kadrima z sekundy na sekundę. Zaciśnięte na szyi elfki dłonie prędko poluźniły uścisk pozwalając by ich ofiara mogła bez większych trudów się uwolnić.

Obficie zroszona szkarłatnym płynem kosa zalśniła w słońcu. Spływające po trzonku czerwone krople ochrzciły dłonie właściciela barwiąc je na kolor jego płaszczu.

- Zdychaj - warknął z pogardą i pełny nienawiści do zapewne martwego już mężczyzny.

Zakończywszy rozrachunek ze starym kamratem, wnet doskoczył do podduszonej Esildry biorąc ją w objęcia. Odgarnął jej włosy z twarzy i przejechał delikatnie dłonią po fioletowych odciskach grubych paluchów, zrazu przysłuchując się czy z niewielkich usteczek dmucha powietrze.

- Nigdy nie podchodź do niedźwiedzia jeśli nie wiesz czy jest zupełnie martwy - prawił morał wciąż tuląc białowłosą.

Pieszcząc długouchą przypomniały mu się agonalne słowa siwego powodując, że kolejny kamień spadł z młodzieńczego serca. W swych ostatnich słowach wspomniał o jakiejś łowczyni. Prawdopodobnie sprawczyni wydłubania mu jego jedynego oka.
Asyia gdzieś krążyła, po kolei eliminując intruzów. Dwójkę miała juz za sobą. Ostał się ino jeden. Dla Teliona było to nie lada pocieszenie.

- Chodźmy, już niedaleko - zagrzewał dziewczynę do drogi tak jak ona to robiła na zboczu wysokiej góry i na płaskowyżu.

Tym razem wziął ją na barana. Przerzucił jej ręce przez swoje barki, swoimi podpierając jej uda. Kosę natomiast przewiesił przed siebie i tak okrążył zakrwawione ciało szerokim łukiem.

Knieja Prastarych Żniw

96
Telion poczuł, jak krew z serca odpływa mu do nóg. On już wiedział, że coś jest nie tak, a jak być powinno. Nie był typem wiejskiego giganta tudzież muskularnego rycerza. Historie o odważnych mężach niosących z lekka księżniczki na rękach lub plecach tutaj prysły jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Kruczowłosy dżentelmen, pomimo chęci, nie mógł dłużej walczyć z promieniującym bólem w łydkach i stopach. Żyły rwały w środku, jakoby wołając "postój"!. Przemierzyli całe zbocze, lecz sielanki nadszedł kres. Esildra musiała kroczyć o własnych siłach.

Nad szczytem Irios wzeszło czerwone słońce. Ciemne jak nigdy dotąd. Przepełnione karminową poświatą, emanujące krwawym blaskiem, tak pełnym, że przypominał niedawny potok z bebechów Avelliny. Wieśniacy powiadali, że czerwone słońce wschodzi po nocy, w której przelano krew. Telion nie mógł oprzeć się wrażeniu, że ta prosta legenda ma w sobie nieco prawdy.

Przeszli na drugi brzeg lasu po stosie kamieni ułożonych w łuk, który sprawiał wrażenie tak niestabilnego, że śnieżna elfka boczyła się, nim odważyła się nań wstąpić. Była poddenerwowana i spięta, mimo to rozglądała się pilnie, nie chcąc przegapić niczego, żadnego widoku, żadnego znaku. Ciekawość po wizji Turoniona wręcz ją paliła. Ciało żądało więcej, wypatrując proroczych znaków to na ziemi to w powietrzu. Nie przestawała myśleć o wizji, ale i o słowach Teliona, aż zza krzewu...

Asyia! — powiedziała wreszcie, nie mogąc znieść milczenia panującego po ujrzeniu siostry.

Łowczyni stąpała niezręcznie, zakurzona, spocona i nieświeża po wyjściu z ukrycia. Esilda wstrzymała oddech. Im Asyia była bliżej, tym jej widok mocniej chwytał kapłankę za serce, mocniej ściskał za gardło, sprawiał, że łzy gromadziły się w kącikach oczu. Dumna wojowniczka przypominała przepędzoną z wioski przybłędę. Białe futra pokrywało zewsząd szare błoto, a spod włosów usypywała się ziemia.
Asyia wpadła w ramiona kapłanki.

Esildra! Esildra, to naprawdę ty. — powtarzała roztrzęsiona.

Co się stało, siostro? — spytała, odsłaniając jej spuchniętą od płaczu twarz.

Aaa — zaryczała, a następnie poczęła jeszcze głośniej lamentować.

Płacz, skarga i rozpaczliwe zwodzenie. Krzyk i rozpacz były w jej oczach. Oczach osoby skrzywdzonej. Ograbionej, zbitej...

Bandyci! — jęknęła w końcu między pociągnięciami nosem. — Dopadli mnie, siostro. To... To co uczynili. Nie zranię tym twego serca, kochana Esildro.

Kapłanka podniosła opadającą w płaczu łowczynię. Wsparła ją silnym ramieniem, a wtem Asyia nachyliła się nad jej uchem i szeptała. Telion zasłyszał wyłącznie pojedyncze słowa, tylko krótkie frazy: wandale... każdy jest taki sam... nie ufaj... zdradzi...

Esildra podniosła ogorzałą twarz, rzuciwszy spojrzeniem spod rzęs na mężczyznę obok.

Knieja Prastarych Żniw

97
Dobra passa trwała nadal. Grupa morderców prawie została rozbita, a i podczas następnych godzin podróży nic się złego nie przydarzyło.

Kroczyli ramię w ramię dopóki twarz elfki nie rozpromieniała a z jej usteczek rozebrzmiało imię zaginionej towarzyszki. Radość udzieliła się również i Telionowi. Puścił się zaraz za białowłosą, aby wraz z nią przywitać poturbowaną Asyię.

- Dobrze cię widzieć - rzekł rozweselony i niemal natychmiast pożałował wypowiedzenia przyjaznych słów.

Oto bowiem doleciały do niego szczępki zdań rozmowy śnieżnych driad.
Nie wiedzieć czemu łowczyni po raz kolejny zaczęła tłoczyć jad w uszy siostry. Tym jednak razem kruczowłosy nie zamierzał puścić tego mimo uszu i postanowił wybadać sprawę.

Jak gdyby nigdy nic zbliżył się do dziewcząt wyrażając swe zadowolenie z powodu widoku niegdyś rozochoconej elfki.

- Świetnie się spisałaś - chwalił ją. - Kobieta i wielkolud nie będą stanowić już problemu, zadbaliśmy by nigdy więcej nie nękali tych ziem. Ostał się tylko jeden - relacjonował. - Powiedz nam lepiej co się z tobą stało po rozdzieleniu w jaskini. Tak nagle zniknęłaś. Mam nadzieję, że nie chciałaś czegoś dowieść i postanowiłaś pokonać wrogów sama. A wielką szkodą by było cię stracić - Cała sprawa wydała się mu nazbyt podejrzana.

Najpierw zniknięcie, następnie polowanie na bandytów, aż w końcu nieoczekiwane spotkanie i kolejna próba podburzenia czystości jego intencji. Intuicja mężczyzny podpowiadała mu, że coś było na rzeczy. Odnosił wrażenie, że Asyia skrywała pewną tajemnicę, nie znał tylko motywu jej działania.

Knieja Prastarych Żniw

98
Okryta lisim futrem elfka rzuciła spojrzeniem spod gęstych rzęs. Oczy miała dzikie, przekrwione, dokładnie tak, jakby rzucone w jej kierunku słowa rozwścieczyły drzemiące wewnątrz zgrabnego acz tęgiego ciała zwierzę. Opadła teatralnie w dół, w ostatniej chwili łapiąc jednak równowagę, gdy siostra kapłanka nie zdążyła przechwycić jej na czas.

Zostałam przezeń pojmana — wysyczała przez zaciśnięte zęby z wyrzutem niczym najstraszliwszy gad, a z warg pociekła jej piana. Mężczyzna wiedział, że w przekładzie na mowę ludzi cywilizowanych znaczyło to: zostaw nas w spokoju, padalcu! Wiedział też, że Asyia pogrywa w swoją własną grę. Nie wiedział tylko jaką i w jakim celu ją prowadzi.

Musisz się położyć, umiłowana siostro — Esildra kucnęła, powoli ściągając rękę łowczyni ze swego ramienia i układając ją wygodnie w poziomie na miękkiej trawie. Słońce muskało ich białe skóry zza szczytu Irios.

Ale — nie dawała za wygraną Asyia.

Dwójka nie żyje, obronimy cię — przerwała kapłanka.

Lux'orus — kiedy nieznana kruczowłosemu nazwa opuściła gardziel łowczyni, Esildra stanęła prosto. Przerażenie sprawiło, że jej nogi zmieniły się w dwa wbite w ziemię słupy. Asyia kontynuowała — Najmniejszy z nich ukradł go mi.

Byłaś jego powierniczką. To jeden z ostatnich fragmentów, Asyio.

Dobrze o tym wiem! — warknęła łowczyni.

Esildra stała nad nią podparta na biodrach. Negująco kręciła głową, jak chcący skarcić zwierzę pan.

Knieja Prastarych Żniw

99
Słowa mężczyzny podziałały na elfkę jak święte sentencje na demona. Ledwie zaczął mówić a z wyczuwalną agresją krągła driada wystękała obrzydliwe słowa, by zaraz po tym paść na ziemie niczym rzucona pacynka kuglarza.

-Lux'orius? - powtórzył najlepiej jak umiał.

Nie miał pojęcia czym był ten przedmiot, ani z czym wiązała się jego utrata, ale sądząc po reakcji zarówno jednej jak i drugiej elfki, sprawa jego kradzieży musiała nieść za sobą poważne konsekwencje.

- Co to? - zadał bezpośrednie pytanie.

Jeśli okazałoby się, że skarb to jakaś potężna broń, w bezwzględnych rękach Finna mogła stać się jeszcze groźniejsza. Telion dobrze pamiętał z jaką łatwością tamten zamordował biednego strażnika w Irios. Chłopak bał się pomyśleć do czego kurdupel mógł się posunąć, gdyby odkrył bojowe właściwości Lux'oru.

- Kiedy i gdzie ostatni raz go widziałaś? Musimy go dopaść - nie było czasu użalać się nad stanem Asyi.

Zamiast tego kruczowłosy przyjął konsekwentne stanowisko Esildry, która swoją drogą przypominała obecnie karcacą niesforną córkę, matkę.

Jeszcze lepka od wsiąkającej w drewniany trzonek kosy posoka ponownie uwidoczniła w blasku słońca swe ścieżki. Już po raz drugi zabarwione na czerwono ostrze zalśniło gotowe do przyjęcie kolejnej dawki śmierdzącego żeliwem płynu.

- Pozwólmy jej tutaj odpocząć - skierował chłodne słowa do Esildry - Nic jej tutaj nie powinno zagrażać - rzucił z udawaną troską - Zajmijmy się razem ostatnim. Ona będzie nas tylko spowalniać - Jeśli Asyia miała co do niego wątpliwości, on nie zamierzał pozostawać jej dłużny. Do czasu, aż sam nie odkryje co elfia łowczyni kombinuje, postanowił trzymać ją na dystans, bacznie przyglądając się jej zagrywką, a nóż zdoła coś odkryć.

Knieja Prastarych Żniw

100
Te dziadowskie opowieści śnieżnych elfek sprawiły, że Telion zaczął pragnąć czegoś więcej niż garb i harówka, marzyć o czymś więcej niż urodzaj, żona, dzieci. Wszedł do elfiego bagna po same uszy. Począł żyć ich problemami, myśleć o Alasheadur i tym całym mistycznym Lux'oriusie. A kim był, jak nie zwykłym chłopem w nieodpowiednim miejscu i nieodpowiedniej porze. Czy wyróżniał się czymś na tle pozostałych? Czy władał magią? Nie. I choć można by spisać go na straty, historia zna przypadki, gdy najmniejsze stworzenie odwraca losy świata. Bo, jak mawiają erudyci, nic nie dzieje się z przypadku.

Czym jest Lux'orius — pytał rządny wiedzy. Wtem elfki spojrzały po sobie cierpko. Niegodny pragnął posiąść wiedzę nie jemu przeznaczoną. Asyia wyrobiła już zdanie na temat człowieka, a przynajmniej o tym mogła świadczyć jej postawa wobec niego. Dobrze o tym wiedział. W jej oczach był i jest czarcim plugawcem, tak suczym chwastem, że ani o wyglądzie Lux'oriusa ani o elfich obyczajach gawędzić nie będą, albowiem szkoda tracić słów na tego człowieka. I Esildra nie popuściła pary. Z przeplecionymi w wstęgę rękoma na piersi, spoglądała nieufnie w kierunku kruczowłosego. Zupełnie jakby wcześniejsze szeptane na ucho kalumnie łowczyni osiągnęły zamierzony cel.

Próba odciągnięcia Esildry była godna podziwu. Elfka odstąpiła siostrę na krok, wciąż jednak pozostając w zasięgu jej wzroku, ale i słuchu.

Zostawcie mnie samą — parsknęła Asyia, powoli podnosząc się z ziemi o własnych siłach - cudownie ozdrowienie, pomyślałby kto. Telion zawiesił na chwilę głos. Zdawało mu się, że w lazurowych oczach łowczyni dostrzega błysk nienawiści. Całe szczęście, Esildra wciąż skupiała uwagę na mężczyźnie, całkowicie ignorując powracającą raptownie do zdrowia siostrę.

Nadszedł czas kolejnego rozdania.
Spoiler:

Knieja Prastarych Żniw

101
Mężczyzna wyczuł, że swoim pytaniem o tajemniczy Lux'or wprawił elfki w nie małe zakłopotanie zupełnie jakby zapytał każdą z nich o datę ostatniego krwotoku. Ku wielkiemu zawodowi w zaspokojeniu dziecięcej ciekawości, zarówni Esildra jak i Asyia nie śmiały pisnąć nawet pojedynczego słówka. Jednego zdania, które mogłoby naprowadzić go na trop.

- Nie zamierzacie mi odpowiedzieć co...- rzekł lekko pretensjonalnym tonem. - Jak tam chcecie, ale wiedzcie, że poznałem bezwzględność złodzieja. Czymkolwiek by nie był wasz skarb, tamten z pewnością użyje go do niecnych celów - przestrzegł.

Jeśli siostry krwi nie chciały podzielić się tajemną wiedzą po dobroci, należało je do tego zmusić podstępem. W swej lisiej przebiegłosći Telion postanowił nieco podburzyć brać między elfkami tak, aby co kolwiek się nie zadziało, na końcu to on miał z tego odnieść kożyść. Do tego celu nie mógł już dłużej zgrywać czułego i delikatnego chłopca.

I wymyślił istnie cwany plan. Gdyby teraz spojrzeć na niego przez pryzmat ukazujący zwierzęcą naturę, twarz jego pokryłaby się rudawą sierścią lisa, a z pleców wyrósbył mu puchaty ogon.

- Asyio- zwrócił się bezpośrednio do dziwnie pokrzepionej elfki. - Wyczuwam, płynącą od ciebie wrogość - Rozpoczął grę. - Moja najdroższa Esildro, też to czujesz? - atakował to jedną, to drugą.

Nie spodziewając się odpowiedzi od kapłanki, wywinąl ręce do tyłu, łącząc je razem dłońmi wspartymi o okość ogonową i począł przechadzać się spokojnym krokiem wokół dziewcząt, kątem oka wciąż mając je w polu widzenia.

- Poprzednio nie miotałaś we mnie takimi emocjami. Zmieniło się to po tym jak... - zrobił chwilę przerwy dla dodania dramatyzmu całej akcji. - odrzuciłem twoje, nazwijmy to, nadwyraz śmiałe zaloty. Na tamtym płaskowyżu, podczas gdy Esildra udała się na modły, pamiętasz - Zadał pierwszy cios. - Bo ja tak. Wciąż pamiętam ciepło twoich ud i miękkość piersi kiedy owinęłaś się na mnie jak wąż i później twoje gniewne spojrzenie, po tym jak cię odtrąciłem - Telion był bezlitosny. Bił w to, co rzekomo dla śnieznych driad było najważniejsze.

- Tak, moja Esildro - Przystanął tuż za nią. - Zdaje się, że śnieżne elfy i ludzie się tak bardzo nie różnią - z istnie diabelską pasją obalał wszelkie jej stwierdzenia o wyższości rasy elfiej nad ludzką.

Skończywszy mówić odskoczył od białowłosych jakby spodziewając się otrzymania ciosu. Nie znaczyło to jednak, że skończył swoje gierki. Mógł je podburzyć, ale do pełni sukcesu brakłowało czegoś jeszcze. Czegoś, co przekonałoby kapłanke Turona do siebie. Ziarna zwątpienia zasianego w umyśle długouchej ulubienicy co do jej pobratymca.

- Nie chciałbym tu rzucać bezpodstawnymi oskarżeniami, ale jeśli Asyia bez ogródek była w stanie mi się oddać, to czy byłaby też zdolna do oddania Lux'oru w zamian za możliwość realizacji tej przyziemnej przyjemności? A może to Lux'or zdecydował, że jego ostatnia powierniczka nie była go godna, hmm? - Tura bruneta dobiegła końca. Jak sądził udało mu się chociaż nadszarpnąć wiarygodność wiecznie go oskarżającej elfki. Reszta zależała już od reakcji drugiej strony. I nawet jeśli nie otrzymałby od razu odpowiedzi na zadane wcześniej pytanie, miał szansę na złamanie woli zdruzgotanej elfki i otrzymania tego, co od początku pragnął.

Knieja Prastarych Żniw

102
Ziarno goryczy zasiano, i wygląda na to, że padło na bardzo podatny grunt. Z każdym kolejnym atakiem, mur przyzwoitości elfiej maści kapłanki pękał, a z nim w zapomnienie odchodził otaczający ją spokój i opanowanie. Wróg rozniecił nienawiść w ogniu słownej wojny. Ich oczy płonęły młodzieńczą naiwnością, nim to ponure ziarno niezgody nie zapuściło korzeni.

Zamilcz — rzekła stanowczo Esildra głosem innym niż dotychczas. Tym razem elfka podniosła twarz, ogorzałą, siną jak grobowa skóra. Zaburczała, ruchem smukłego podbródka uciszyła mężczyznę. Przekonana najwidoczniej, że wyjaśnienie było wyczerpujące, podniosła ponownie głos. Był cierpki, szorstki i tak do znudzenia nudny jak przydrożny kamień o idealnych proporcjach.

Zachowywałaś pozory wyniosłości, wyższości i dumny wobec tego człowieka — wyrzuciła pogardliwie kapłanka, próbując zapanować nad gniewem.

A co? Chciałaś go dla siebie! Myślisz, że nie widzę jak na niego patrzysz? Że jestem ślepa? — skonstatowała Asyia, podnosząc głos jeszcze głośniej. Tembr jego był bardzo wojowniczy, zaś sama łowczyni doskoczyła do siostry niczym ujadający na przechodnia kundel.

Esildra nie pozostała jej dłużna. Zamachnąwszy się zdzieliła łowczynię siarczystym policzkiem. Ręka sięgnęła twarzy na tyle mocno, że włosy rozburzyły się i opadły za drugim uchem. Asyia oddychała ciężko. Ręką przyłożoną do zbitego lica próbowała uśmierzyć ból. Lekko pochylona do przodu nie zmieniała pozycji. Była zszokowana. Nogi odmówiły posłuszeństwa, jak dwa wbite w ziemię słupy, nie chciały ani drgnąć.

Odejdź siostro — milczała przez chwilę. Esildra nie spuszczała siostry krwi z oczu. Emocje opadły, lecz gniew pozostał. — Odejdź. Nie chcę cię więcej widzieć. — powtarzała spokojnie. Budziła podziw skromną, lecz dystyngowaną elegancją.

Asyia syknęła.

Na twoim miejscu milczałabym z pokorą — dodała poważnie Esildra.

Pożałujesz tego! Ty i twój ludzki zwierzaczek.

Precz! — przerwała kapłanka.

Łowczyni sięgnęła pod nogi po swój długi łuk i leżący obok niego kołczan ze strzałami. Wyglądała strasznie. Oczy miała przekrwione, jakby dzikie. Usta z lekka rozwarte, gdzie kącikach zbierała się biała piana. Telion nie miał wątpliwości - tego był pewien - tak wyglądał prawdziwy drapieżnik. Wtem zakręciła się na pięcie i pognała ile sił w nogach w bujne ciemne lasy kniei.

Esildra odetchnęła z ulgą. Stres zmył się z jej pięknej twarzyczki, lecz nie ozwała się ani słowem. Zupełnie jakby złożyła śluby milczenia. Telion zrozumiał wtedy, że kapłanka najwyraźniej nie chce wracać do tematu Asyi nigdy więcej. Odeszła w przeciwnym kierunku, lekko chwiejąc się na nogach. Byle dalej, byle z dala od łowczyni.

***
Esildra nie zwalniała kroku, szła, a twarz i wzrok miała zimne i całkowicie obojętne.

Lux'orius — podjęła zaskakując Teliona. — Po Nocy Spadających Gwiazd, Turonion wziął nas pod swą protekcję. Abyśmy mogły się bronić i wypełniać jego wolę, zesłał nam Lux'oriusa. Potężny artefakt magiczny - kryształ - z cząstką samego Turoniona. O sile zdolnej pokryć lodem cały kontynent, a nawet uchronić od śmierci. Kryształ został jednak zniszczony przez bandę heretyków, która wtargnęła podstępem do lodowego pałacu jaśniepani Orsuli. Nikczemny czarownik Mordred przy pomocy plugawego demona ognia zniszczył Lux'oriusa. Wypełnia on wolę pradawnego demona, potężnej istoty, która od setek lat usilnie próbuje, aby na ziemiach Herbii zapanował chaos. Po Lux'oriusie ostały tylko fragmenty, a my utraciłyśmy większość mocy...

Kim był Mordred? Dlaczego zniszczył dar Turoniona? I jakiemu pradawnemu służy? Być może na te pytania też znała odpowiedź.
Spoiler:

Knieja Prastarych Żniw

103
Poszło nadzwyczaj łatwo. Celując w drażliwy punkt śnieżnych elfek Telion poznał i tajemnicę Lux'oru, i pozbył się mącącej w umyśle Esildry , Asyi. A przynajmniej na pewien czas, gdyż odnosił wrażenie, że przyjdzie się im jeszcze spotkać.

- Ona nam jeszcze namiesza- wypowiedział proroctwo na głos, które z całego serca pragnął, aby się nie spełniło.

Na ten jednak czas mógł o niej zapomnieć.
*** Esildra kroczyła prężnie przed siebie. Sprawa lubieżnego zachowania siostry wytrąciła ją z równowagi. Mężczyzna nie chcąc jej ponownie rozdrażnić, nie od razu zdobył się na wypowiedzenie jakiegokolwiek słowa. Dał dziewczynie czas na dojście do siebie, o ile było to w ogóle możliwe.
Ponadto zdał sobie sprawę z czegoś jeszcze. Podważając wiarygodność dotychczas bliskiej sercu elfki osoby, sam zaskarbił sobie w jej mniemaniu wyższą pozycję, co zresztą potwierdziło zdradzenie tajemnicy kryształu boga. I wbrew wszelkim opinią, to nie on miał zostać pieskiem elfiej kapłanki, a wszystko wskazywało na to, że to ona w coraz większym stopniu miała się od niego uzależniać, by w końcu jej ufność wobec niego osiągnęła najwyższy pułap, z czego zresztą zamierzał obficie czerpać na wszystkich płaszczyznach.

- Bezgranicznie wierna elfka na moich usługach - Kącik mięsistych ust nieznacznie uniósł mu się do góry, a w oczach zaiskrzyło i nie wiedzieć dlaczego, począł spoglądać często i chętnie na kroczący przed nim obiekt pożądania.

- Nie. Uspokój się. Nie mogę jej tak wykorzystywać - Dwie strony, jasna i ciemna toczyły w umyśle młodzieńca bój. Jedna mówiła Korzystaj i baw się nią druga natomiast Powstrzymuj się. Zachłanność i obłuda sprowadzi nieszczęście.

Konflikt pozostał nierozstrzygnięty, chociaż z zewnątrz zdawało się, że wygrała dobra strona. Mężczyzna bowiem odegnał od siebie pokusy i na powrót przywrócił trzeźwość umysłu.

- Czarownik kierowany przez demona? dziwił się. - Skoro dar Turoniona miał moc skucia lodem całego kontynentu, a domeną mrocznej siły był chaos, to dlaczego zniszczył coś, czego pierwotnie mógł użyć do realizacji swoich planów? - Szybka analiza prędko wychwyciła niezgodność. Na obecnym.poziomie wiedzy Teliona, układanka nie składała się w logiczną i spójną całość. Brakowało jednego elementu, który rozjaśniłby całą sprawę i być może sprawiła, że to co wydaje się nielogiczne, stanie się jak najbardziej poprawne w swoim rozumieniu. Oby tylko białowłosa była skora do dalszej rozmowy.

Knieja Prastarych Żniw

104
Dar Turoniona miał powstrzymać nadchodzącą zagładę, malanore — Esildra spojrzała na niego przez ramię, a potem stanęła, by mógł ją dogonić. Od południa pchał ich chłodny wiatr. Włosy miała rozburzone, suknie podwiewało od samego dołu, jej małe dziewczęce piersi unosiły się ochoczo w rytm głębokich oddechów.

Pradawny demon, niegodziwiec, który kryje się pod wieloma imionami, tuż po migracji elfów na zachód postanowił zadać kolejny cios ludzkości. Uśpione dotąd pod Berdstan istoty pokonały morzę i dotarły na kontynent. Te wynaturzenia — mówiła pełna odrazy — mogły zalać miasta i wioski bez większego wysiłku. Wtedy Sprawiedliwy ostrzegł umiłowaną Orsulę. Przekazał jej swą wiedzę na temat drzazgonogów. Zesłał cząstkę siebie, byśmy mogły zahamować marsz potworów. Wiedz, że chłód ogranicza ich funkcje, aż ostatecznie zapadają w wieczny sen - śmierć. Skułyśmy kontynent lodem, żeby powstrzymać plagę, której nie dorównuje głód i z którą nie można traktować.

Małymi rączkami chwyciła Teliona za jego długie i grube palce.

Demon wysłał czarownika, który cofnął efekt zaklęcia Lux'oriusa. Na jego nieszczęście było już za późno. Marsz drzazgonogów dobiegł końca. Zima odeszła, a Keron pogrążony w konfliktach nie wie, ile zawdzięcza śnieżnym elfom. Jesteśmy strażniczkami sprawiedliwości, malanore. Gdybym tylko odnalazła tego heretyka! — ryknęła gniewnie, puszczając dłonie mężczyzny. Piersi podskoczyły w takt tupnięcia.

Zapewne czai się gdzieś w cieniu, szukając okazji do uderzenia. Wiarołomca. Cały czas wymyka się naszemu Panu, a jego wyznawcy szerzą na tych ziemiach tumult. Śmieją się z nas... — syknęła. Ręce przełożone w wstęgę oparła o piersi. Z wysuniętym ostro podbródkiem wypatrywała niewiadomego pośród chmur. — Tak bardzo chciałabym odszukać Mordreda, żeby odpowiedział za swoje grzechy.

Knieja Prastarych Żniw

105
Kruczowłosy przysłuchiwał się uważnie opowieści o dziwach jakich nigdy w życiu nie przyszło mu słyszeć. Dotąd sądził, że wszelkie anomalie pogodowe, jak nagłe wystąpienie małej epoki lodowcowej, wynikają z nieznanych maluczkiemu człowiekowi prawideł, a nie z powodu walki bóstw z demonami, na dobrą sprawę toczącymi się tuż obok, jednakże nie wiedzieć jak, pozostając niezauważonymi przez zwykłych śmiertelników. To wprawiło go w zadumę. Mieć władzę nad żywiołami i czynić je sobie poddane. Doprawdy władza godna królów, ba nawet kogoś więcej niż nawet najdoskonalszego z nich. Z drugiej jednak strony wielka władza, to też wielka odpowiedzialność. Co prawda elfki może i powstrzymały najazd drzazgonogów, ale przyczyniły się równocześnie do poświęcenia setek istnień, ofiar długoletniej zmarzliny. Czy nie było innej drogi by przeciwstawić się potworą nie sprowadzając, rzekomo, mniejszego nieszczęścia na CAŁY Kontynent? Oceną tego zajmą się historycy, oczywiście jeśli, którykolwiek z nich zdoła dotrzeć za kulisy tego osobliwego wydarzenia.

- Jeśli rzeczywiście zasłużył na karę, wcześniej czy później zostanie mu ona wymierzona - zakończył temat zupełnie neutralnie.

Bądź co bądź słuchacz nie chciał pochopnie oceniać tego, który rozproszył moc zaklęcia Lux'oru. Nawet jeśli służył niegodziwemu, to przyczynił się do zakończenia panowania lodu i śniegu, niosąc tym samym ulgę niewinnym mieszkańcom zmrożonych ziem, bo kto wie ile jeszcze trwała by ta magiczna zima i czy w ogóle śnieżne elfy pozwoliłyby kiedykolwkek na przywrócenie naturalnego stanu rzeczy.
*** Czas wędrówki parł leniwie do przodu. Chociaż Telion mógł cieszyć się towarzystwem niecodziennej panny i upajać się jej opowieściami, to w końcu i to zaczęło go nużyć. Od wielu dni nic tylko kroczyli przed siebie, chwila odpoczynku i znowu w drogę, a do tego co rusz konfrontacja z przeciwnościami losu i wyrównywanie rachunków. Monotonia zaczynała się wkradać w młodzieńcze i żądne przygód życie bruneta.

-Ech - westchnął.

Biedny miał w coraz większym stopniu dość. Już niemal zapomniał jak smakuje ciepły posiłek, jak przyjemnie jest się wylegiwać w ciepłym łóżko i jak kojąca potrafi być gorąca kąpiel. Oj tak. Tego było mu teraz trzeba. Zapach przepoconych ubrań i samego siebie przeszkadzał nawet jemu samemu, a w dodatku świąd u nóg niezwykle działał mu na nerwy. Z braku laku rozglądał się na wszystkie strony. Wyczekiwał ujrzeć najmniejszą sadzawkę, najwęższy strumyk, byle tylko nieco sobie ulżyć. Na myśl o kawałku mięsa momentalnie zaczynał się ślinić i z pewnością pokusiłby się na świeżą padlinę, nawet jeśli miałby zawalczyć o nią z jakimś ścierwojadem. I tak zaprzątał sobie dla zabawy głowę..

Wróć do „Książęca prowincja”