Knieja Prastarych Żniw

106
Śnieg na polach leżał tylko w bruzdach i zagłębieniach, ale było dość zimno. Wąskie ścieżki usłane z kamienia prowadziły między górami na kolejne poziomy. Zgubiwszy się w końcu w obliczeniach, lecz świadom, że przeszedł więcej niżeli górska kozica, na widok górskich jakby schodków zginął się w odruchu wymiotnym. Ale miast wymiotować obejmował spękaną od zimna dłonią bebechy, które raczyły o sobie przypomnieć. Nie widział już kniei czy wzgórz, wszystko zlewało się jak jedno, a przed oczami częściej przemknęły zwidy. Ozór z chrzanem na zimno. Bulion z kapłona z pulpecikami z móżdżku. Zraziki wołowe zawijane, do tego kluski kopytka i kapustka... Tak właśnie malowała się kraina Alasheadur wygłodniałemu Telionowi. Zarzekłby się, że jakaś paskudna wróżka szepce mu do ucha, jakoby przydrożne kamienie były ciepłymi bułeczkami. Paranoja!

Gdzieś między gęstwiną drzew, dywanem z mchów i paproci, a skalistym zboczem złapał ich deszcz. Ulewa, prawdziwe oberwanie chmury, które powitali jak prawdziwe przekleństwo. Deszcz był zimny i kuł w całe ciało acz w zamian zmywał z nich brud, oczyszczał. Na dłuższą metę stało się to monotonne, przesadne oraz nie do zniesienia. Woda, która obmywała, po jakimś czasie zaczęła dokuczliwie moczyć, lać się za kołnierz i wrednie ziębić. Wynieśli się więc z tego przeklętego miejsca.

Na zboczu rósł wielki cis. Jego wypiętrzone korzenie rosły nieco prostopadle do gruntu, rzucając na okolicę cień jakoby kapelusza. Biała elfka z mężczyzną wartko dobiegli do prowizorycznej nory, gdzie skryli się przed ulewą. Telion odchylił głowę, która skomponowała się z omszałą poduszką na ścianie pod drzewem. Potrzebował odpoczynku. Nie mógł dalej iść. Wiedział, że pęcherze na stopach, które tak męsko znosił skrywając je pod obuwiem i nie piszcząc ani słówkiem, rozlały się wszerz. Że zainfekował je ten sam grzyb, który najpierw zażółcił paznokcie, a potem rozległ się między palcami. Stopy pulsowały tak jakby były rozżarzoną stalą, którą kowal bije ciężkim młotem.

Nagle chłopak zrobił się senny, a gdy ciężkie jak ołów powieki opadły raz, coś mignęło. Zerwał się niemal z kocią gracją, rozszerzając na w pół zaspane ślepia. Przed oczyma lewitował dorodny motyl. Jasny, biały, prawie że transparentny, z którego bufiastych skrzydełek sypał się złoty pył. Drobinki proszku powoli opadały na obuwie, skórzane spodnie, koszulę i twarz mężczyzny. Pyłek był lekki, a jego woń przypominała pieczoną gęś. Dygotał przed Telionem skrzydłami i nie wiedzieć, w którym momencie, ruchy skrzydeł ustały, zaś Telion uświadczył wizji iście niebiańskiej. Wędzone palie, ryby tak smaczne, że pociekła ślina. Kilkanaście rodzajów warzyw, były też grzyby gotowane i duszone w sosie. A pośrodku gęsi o złocistej skórce, otoczone równie złocistymi ziemniaczkami z koperkiem, znad których unosiła się para.

Sio! — usłyszał i wtem obraz znikł. Złocisty motyl zawirował wkoło, a potem przepadł w deszczu. — Przeklęte Ariale — kontynuowała Esildra.

Obrazek

Telion przypomniał sobie, że gdzieś już spotkał się z tą nazwą. Ariale, zwane złotymi motylami pochodziły z samego Nowego Hollar. Czytał o tym w starym przewodniku młodego magika, który przywłaszczył sobie po odebraniu mu życie. Gdzieś w rozdziale o magicznych istotach, gdzie odnalazł wzmiankę o Sirtuinach, ale też Xarinach czy Jadokłach. Książkę miał przy sobie, zawsze mógł do niej zaglądać. Głosiła nadto o podstawach magii, alchemii oraz zielarstwie.

Jesteś głodny? — spytała, widząc jak widok uczty rozmywa się na skrzydłach złotego motyla. Powolutku na klęczkach zbliżyła się. — Hmm ? — wymruczała, pieszcząc pierś, która prześwitywała przez zmoczoną białą suknię.

Knieja Prastarych Żniw

107
Spoczęcie pod korzeniami drzewa stankwiło istne wybawienie dla utrudzonego podróżą Kerończyka. Mech świetnie spisywał się jako prowizoryczna poduszka. Nieco gorzej natomiast wyglądała sprawa okrycia. Przemoczone ubrania smagane zimnym wiatrem były istnyn utrapieniem.
Chcąc nieco osłonic się od zimowych podmuchów zdjął płaszcz i przewiesił go przez korzeń tak, aby przynajmniej w niewielkim stopniu móc się przed nim osłonić.
Głowa mimowolnie odchyliła się w tył, a powieki z trudem można było od siebie rozdzielić. Rozpial kilka guzików przy uwierajacym kołnierzyku odsłaniając blade obojczyki.

Później pamiętał już tylko wizje. Wizje tego, co akurat mu grało w duszy, a raczej marzenia pustych kiszek. I chociaż piękne były to widoki, to na jego nieszczęście miały swe źródło w przeklętej istocie magicznego motyla. Ale nie musiał się tym zamartwiać, bo oto czuwała nad nim postać w biel przyobleczona, jego elfia opiekunka i wnet zwodnicze stworzenie przegnała.

Wizje niewymownej uczyty zniknęły, a na ich miejsce zawitał obraz nie mniej wyborny. Esildra siedziała przy nim na nie więcej niż wyciągnięcie ręki. Jej przemoczona szata straciła moc skrywania delikatnego ciałka i przywierając doń ściśle, stała się niemal przezroczysta. U wciąż sennego bruneta nie wywołało to jednak wielkiego wrażenia. Skrajnie zmęczony, przygladał się białowłosej jakby oswojony z jej nagością. Nie od razu też odpowiedział na drugą już ofertę posilenia się pokarmem jaki ta mu proponowała. Odwrócił lekko głowę, chcąc uniknąć jej jasnych oczu. Było mu wstyd. On, dorosły mężczyzna miał ponownie skosztować odżywczego nektaru, z góry przeznaczonego dla niewiniątek. Fakt ten bił w jego honor, a prócz tego czuł się niesfojo. Od wielu dni czy już nawet tygodni - sam nie był pewien upływającego czasu - nie miał okazji do pełnego odświeżenia twarzy. Początkowy meszek już dawno przybrał formę pełnoprawnego zarostu, który z łatwością mógł podrażnić jedwabistą skórę długouchej.

Wzmagające łaknienie w końcu przemogło silną wolę Teliona. Delikatnie skinął gąową, zrazu poprawiają swoją pozycję. Złączył uda, aby elfka mogła na nich wygodnie usiąść i wyciągnął w jej stronę ręce jak dziecko chcace objąć własną matkę.

- Będę delikatny - wyszeptał.

- Zioła - powiedział niby bez sensu. - Zioła na zwalczenie zakażenia. Znajdę je tu gdzieś? - dopowiedział zaraz.

Jak gdyby głód nie był jego jedynym problemem, rozwijająca się dolegliwosć stóp stawała się coraz bardziej nieznośna. I co prawda nie dbał oto zbyt mocno, to świadomość zaniemognięcia w tym terenie i przez taką przyczynę pobudziło go do dzialania. O ile było to jeszcze możliwe, chciał zażegnać probelm nim Esildra byłaby zmuszona go taszczyć na plecach, robiąc jej tym samym kolejny problem.

Ale to za moment. Obecnie pragnął ciepła jej ciała, w zamian oferując ciepło swojego.

Knieja Prastarych Żniw

108
Zarost ukuł delikatną skórkę na piersi, aż elfka wzdrygnęła mocno, obejmując swymi smukłymi dłońmi ramiona mężczyzny. Po chwili czuł jak wbijane w barki palce odpuszczają, jak powoli odpręża się. Objęta mięsistymi wargami brodawka od razu upuściła życiodajnego napoju. Telion ciągnął go subtelnie, za każdym razem muskając zakończenie językiem. Wielce się ów zabawa kobiecie podobała. Widział to na jej błogiej twarzy i słyszał pod postacią urywanych westchnień, jakby co rusz traciła tchu.

Milczała, choć serce mocno zakołatało jej się w piersi.

Sztywny gniot, dokładnie taki jak rozstawiany namiot, zjawił się nie wiadomo skąd, otarł o spodnie, prężąc grzbiet na kroczu. Upojona chwilą pogłaskała go, a ten lekko tryknął łebkiem w jej dłoń przez spodzień. Wtem elfka obrzuciła go spojrzeniem, które mówiło wiele brzydkich rzeczy. I ponownie ochoczo objęła go za szyję. Pachniała nieuchwytnie kobiecością. Była mokra, a to przenikało jak grot. Była miękka, a miękkość ta parzyła i drażniła palce. Uniosła biodra, tym razem lekko, tak aby wyglądało to na ruch niezamierzony. Odciągnęła go od piersi i wymownym spojrzeniem kazała na siebie patrzeć. Twarze zbliżały się z ociąganiem, zupełnie jakby nie chciała spłoszyć jakiejś bardzo płochliwej istoty. Rozłożyła nogi zupełnie jak do dosiadu. Wzrok powędrował w dół, na odbijającą się na spodniach stwardniałą część ciała. Dotknęła jej jeszcze raz i jeszcze. Z każdym razem coraz dłużej napawała się dotykiem przyrodzenia. Widział, że się niecierpliwi, że jego spodnie zaczynają ją drażnić...

Knieja Prastarych Żniw

109
Druga już porcja elfiego mleka wypełniła wnętrze mężczyzny poprawiając bardzo mu humor. Nie spodziewał się jednak, że elfka raczy go dopuścić do trzeciego, jednakże zgoła odmiennego rodzaju konsumpcji. Jej nieśmiałe ruchy dłonią w okolicach jego krocza przypominały zaczepki skorego do zabawy kotka, który trącając nogę właściciela, oczekiwał na reakcję zwrotną.

- Wielce wywyższona rasa mająca za nic intymne stosunki - zakpił w myślach.

Nie ulegało jednak wątpliwości, że powściągliwa w okazywaniu emocji i uczuć Esildra ewidentnie zachęcała go do skosztowania zakazanego owocu.

- Widzę jak na niego patrzysz - w umyśle zawtórowały mu ostatnie słowa Asyi.

Czyżby naprawdę był, aż taki ślepy, że nie dostrzegł ukrytych zamiarów elfki w okazywanej jemu dobroci? Zdaje się, że kruczowłosy musi jeszcze sporo się nauczyć w obchodzeniu się z kobietami i odczytywaniu przesyłanych przez nie dyskretnych sygnałów.

Blada i koścista, aczkolwiek niezaprzeczalnie męska dłoń powędrowała pod strzępki sukni snieżnej driady podciagając ją ku górze, druga natomiast przybliżała resztę jej ciała do jego ciała. Byli blisko. Ich usta niemal się stykały i tylko milimetry dzieliły, aby dwa, skrajnie różne oblicza złączyły się poznając wzajemnie swoją słodycz.

- Tego właśnie pragniesz? - zawahał się na chwilę przed tym jak języki obojga zatańczyły wspólny taniec.

Na początku wędrówki Telion nawet nie wyobrażał sobie jakich przygód przysporzy mu posiadanie niepozornej mapy, ile wysiłku, potu i krwi będzie go kosztowało podążanie naznaczoną ścieżką. Ciekaw był czy i jej poprzedniemu właścicielowi sprawiła tyle problemów. Gdyby tylko mógł go o to zapytać. Ale to przy okazji. Kiedyś. Obecnie przeżywał swój pierwszy raz. Co prawda bardziej by mu odpowiadało, gdyby działo się to gdzieś w przytulnym pokoiku, na wygodnym łóżku i w otoczeniu miłego dla oka kominka, a nie, pod pierwszym lepszym drzewem, dodatkowo będąc skrajnie zmęczonym i przemoczonym niczym wydra. Jeno na partnerkę nie mógł lepiej trafić.

Nieco skryta, aczkolwiek śliczna elfka spoczywała w jego objęciach. I nie wiedzieć kiedy, stali się jednym ciałem. Wdychali i wypuszczali chłodne powietrze niemal w tym samym momencie a ich ruchy sprzęgły się ze sobą. Świat zewnętrzny na moment przestał istnieć i nawet ziąb, i zmęczenie nie miały znaczenia.

Długo trwali w ekstazie, w czasie której szczytowali wielokrotnie, aż emocjonalne upojenie zmalało na sile przywracając oba umysły do zrównoważonego stanu.

Knieja Prastarych Żniw

110
Dzień zleciał im szybko na uciechach, jak piasek przesypany przez palce. Byli zmęczeni, ale szczęśliwi, wszak każdy wie, że dobra jazda konna satysfakcjonuje. A po chyżym rajdzie, gdy frenezja powraca do stanu przed zetknięciem, wtedy przychodzi śpik. Moc zbawcza snu po romansie. Błogi sen, tak go nazywają.


***


Dookoła była noc, ciemna i wietrzna, jednostajnie i melodyjnie szumiąca koronami sosen, poskrzypująca pniami. Nie było już pożaru i krzyku cielesnych uciech, była tylko ta szumiąca kołysanka wtulonych w siebie kochanków.


***


O świcie pulsowało blaskiem i ciepłem górującego olbrzyma. Płomień połyskiwał na jedwabnej sukni kapłanki, czule gładził strudzone stopy swym ciepłem. Ręka dotykająca jego policzka pachniała skórą i paprocią. Telion zadrżał silnie, kurcząc ramiona i nogi.

Dzień dobry — rzekła melodyjnie Elisdra, wybudzona przeciąganiem się partnera. Poranny wiatr halny doszczętnie przegonił wilgoć wczorajszego dnia. Był ciepły, suchy, porywisty wiejący ku dolinie, w której się skryli. Suche ubrania, z lekka zasklepione pęcherze cienką błoną na powierzchni stóp. I suchość, suchość w ustach. Jedyna mankament górskiego podmuchu ciepła.


***

Południem znaleźli potok. Piętrząca się w korycie woda chlustała nim zdążyli się nań pochylić. Ożywcza acz sroga była to kąpiel. Niemniej niezbędna.

Co teraz będzie? — spytała kapłanka wycierając jędrne dziewczęce piersi. Świat stał przed nimi otworem. Czy oddana sprawiedliwemu elfka była gotowa porzucić doczesny żywot w imię miłości? Czy Telion tego chciał? Uciec z nią. Być może podróż do serca Alasheadur nie była tak złą alternatywą. Może, gdyby nie fakt, że śnieżne driady zabijały każdego napotkanego obcego. I w tym przypadku mogło nie być wyjątku. Co z Finnem? Szukają go tak długo. Gdzie skryłby się samotny kanciarz na obczyźnie? Tak wiele pytań rodził dzień po miłostkach. Gorycz znowuż gościła w doczesnej egzystencji.

Knieja Prastarych Żniw

111
Przepełniona zmysłową rozkoszą noc dobiegła końca, a wraz z nią jeden z niewielu momentów, gdy można było zaczerpnąć chwili relaksu. Pluskając się radośnie w chłodnym strumyku mężczyzna rozmyślał o minionych wydarzeniach i tym, co mogło na nich jeszcze czekać. Opłukując ciało z resztek potu i mchu przypatrywał się z miłym uczuciem pląsającej partnerce. Wydawało się, że nie skrywali już przed sobą żadnych tajemnic, toteż wszelkie przemyślenia wygłaszali na głos i bez krępacji, tak jak bez krępacji wpatrywali się we własne ciała.

Trudy podróży wyryły się na mężczyźnie twardym rylcem. Rysy twarzy nabrały ostrzejszego wyrazu, a kształt mięśni zaczynał się wyraźnie zarysowywać pod warstwą nieco już opalonej skóry. Wciąż jednak dokuczały pęcherze na nogach. Przysiadł więc na miękkiej trawie i najlepiej jak umiał, oczyścił obolałe stopy, raz po raz rozglądając się za przydatnym w kuracji zielem.

- Odprowadzę Cię do Alasheadur. Jeden zbrodniarz wciąż gdzieś tutaj krąży z Lux'orem a i Asyia stanowi niewiadomą. Musisz ostrzec resztę - postanowił.

Telion nie chciał narażać Esildry na dalsze niebezpieczeństwo. W jego oczach stała się zbyt cenna, aby pozwolić jej na uganianie się za przestępcami, których przecież on sam poniekąd przyprowadził. Co prawda los do tej pory im sprzyjał, lecz nie wiadomo, kiedy szalki Fortuny zamienią się pozycjami. Ryzyko było zbyt wielkie. Ponadto opierając się na wcześniejszych doświadczeniach, wątpił, że pozostałe elfki przyjmą go z takim otwarciem jakim przyjęła go aktualna towarzyszka. Spodziewał się raczej przywitania w stylu łowczyni, z tą różnicą, że strzał w jego udzie mogło znaleźć się dużo więcej, nie mówiąc już o ryzyku zostaniu żywym bałwanem z powodu magii użytej przeciw niemu.

- Ja w tm czasie postaram się ich wyśledzić. A gdy już to zrobię i rozprawię się przynajmniej z mężczyzną, wezmę mapę i spełnię złożoną Tobie obietnicę, przy szczęściu i Lux'or odzyskam. Później odejdę, by nie napędzić Ci biedy, gdyby ktoś nas razem zobaczył. Wątpię, aby wasza mistrzyni, Orsula, zezwoliła na nasz związek - mówiąc to podszedł do elfki i wziąwszy jej delikatne dłonie, ucałował je czule, następnie przeszedł do aksamitnych usteczek.

Odświeżony i ożywiony górskim potokiem wciągnął na siebie portki, narzucił koszulę i płaszcz, oczyścił klingę z resztek rdzawych śladów i tak przyszykował się do pokonania ostatniego odcinka drogi.

Knieja Prastarych Żniw

112
Po ostatnich słowach elfka jakby spochmurniała. Bolał ją sceptycyzm, a raczej pragmatyzm kruczowłosego kochanka. Zakazana miłość bezsprzecznie namieszała jej w głowie. Uczucia bywają cholernie silne, cholibka. Mogą wznieść się na wyżyny lub trącić w otchłań. Kto o tym zapomina, ten się sparzy. Lecz takowe racjonalne dywagacje nie dla panny Esildry. Jeśli miłość zaprowadziła ją tak daleko, czy miała w ogóle kontrole nad swoim życiem? Zachowywała się jakby nie potrafiła odróżnić suchego żwiru od miodu.

Orsula, nawet komitywa nie wyrazi zgody, by obcy przekroczył próg Alasheadur. — z trudem wypowiedziała te słowa, obejmując się w uścisku.

Dzień wszedł w najjaśniejszą fazę. Korony drzew rzucały chłodny cień pod stopy. Nie mogli zmarnować takiej pogody. Na zewnątrz snuł się i płoził ciepły wicher, a śnieg na zboczach ułatwił obserwację terenu. Mieli większe szanse na znalezienie Finna i odzyskanie Lux'oriusa niż kiedykolwiek wcześniej. Przynajmniej teoretycznie, bo w tej szaleńczej eskapadzie wrogowie i sprzymierzeńcy wyskakiwali niespodziewanie, niczym grzyby po deszczu.

Esildra wspina się po drobnych skałkach, szumią poruszane wiatrem iglaki. Rozcięta do pół uda biała sukienka powiewa wysoko, zlewając się z okolicznym śnieżkiem. Gdyby nie ten zimny skurwysyn na ziemi, zapewne chędożyliby się raz czy dwa, a może więcej, tak jak ostatnim razem, kiedy bliskość zawładnęła nimi całkowicie.

Spójrz — syknęła z cicha. Kolistym ruchem nawoływała partnera.

Gdy w końcu do niej dotarł, palcem wskazywała pod swoje bose stópki. Wyglądały pięknie na białym puchu, takie delikatne, malutkie i słodkie... — Spójrz — powtórzyła przybliżając palec wskazujący do pokrywy śnieżnej. Ślad ludzkiej stopy, a raczej podeszwy ciężkich onucy odbity prosto na zboczu skały. — Wygląda jakby ktoś wchodził na górę — rozejrzała się po szczytach i zakamarkach między nimi, gdzie jaskiń było co nie miara. — To nie są elfie ślady, Malanore.

Knieja Prastarych Żniw

113
W porównaniu do białowłosej, Telion nie dawał kierować się uczucią bez końca. Nie omieszkał też twierdzić, że czasem warto dać im trochę swobody, jednakże wszystko musi mieć swój kres. Chwile spędzone sam na sam z Esildrą z pewnością odczuwał jako pozytywne, pomimo tego, że tak wiele razem było im wycierpieć. Mógł z nią pozostać na wieczność. Tylko czym była wieczność? Dla niego skończy się za kilkadziesiąt lat, o ile będzie mu dane tego dożyć. A dla niej, dla niej wieczność to tysiąclecia. Cóż więc znaczy te kilka dni czy nawet tygodni razem. Patrząc z perspektywy elfki była to zaledwie krótka chwila, która przyszła i przeminie, i którą zupełnie zakryją inne sprawy, jakimi będzie się zajmowała przez te wszystkie długie lata.

Z odmętu bolesnych myśli wyrwał go jej dźwięczny głosik. Spochmurniała twarz bruneta rozpromieniała na moment. Przystaną tuż przy niej, posłusznie i bez słowa kierując wzrok w wyznaczony punkt. Tuż obok zgrabnych nóżek elfki widniał głęboko wyryty ślad współczesnego obuwia. Nie ulegało wątpliwości do kogo mógł owy odcisk należeć. Okrutny morderca Finn przechodził tędy i to niebawem. Ślad jego buta jeszcze nie został zatarty świeżym śniegiem, a i wiatr nie zdążył go rozmyć. Finn był blisko.

- Miejmy to za sobą- westchnął ciężko jakby nie do końca miał ochotę na spotkanie starego kamrata.

Z odciśniętej podeszwy buta Telion przeniósł uwagę na towarzyszkę. Obawiał się o nią. Chociaż dysponowała magicznymi zdolnościami, wciąż istniało ryzyko, że coś pójdzie nie tak, a wtedy... aż bał się pomyśleć co mogło ją spotkać.

- Jeśli będziesz tego chciała, po wszystkim spędzimy ze sobą jeszcze trochę czasu. A nawet, gdy twoi upomną się o ciebie, zawsze pozostaje polana, na której poraz pierwszy się spotkaliśmy. W miarę możliwości wybuduję tam małą i przytulną chatkę, gdzie nikt nam nie będzie przeszkadzał - objąwszy ręką ramię Esildry przybliżył ją do siebie i pocieszał ciepłymi słowami, bardziej jednak robiąc to w strosce dla siebie, gdyż wielka trwoga o partnerkę zaczynała napełniać jego serce.

Słodkie słówka i snucie planów na przyszłość nie mogły odwieść nieuniknionego. Wiedząc o tym dobrze Telion wyprostował się niczym dumny paw i zrobił pierwszy krok na spotkanie przeznaczeniu.

Knieja Prastarych Żniw

114
Śnieżnobiały owal twarzyczki zapłonął jasniej, promieniujące z oczu, ust i zmarszczonego czoła światło zalało Teliona, jak rwący potok. Tyle że radości, której nie szło opisać słowami. Miód na serce, powiedziałby kto, widząc w jaki sposób słowa kruczowłosego męża działają na jeszcze do niedawna zagorzałą kapłankę Turoniona. Nieprzegadaną, zimną w osądach - często niesprawiedliwych - kurczowo trzymającą się dawnych prawd. Prawd narzuconych przez najwyższą, najświętszą i umiłowaną druidkę Orsulę.

Zgubić ich mogło jedno spojrzenie w dół, ale z resztek nadziei Esildra szyła bezpieczny strój.

Muszę odzyskać Lux'orius — rzekła, a głos jak i cała twarz nagle spochmurniały. Wróciła ta sama stara Esildra, dokładnie ta, którą poznał w obozie bandytów.

Recherche — dotknęła dłonią śladu, a ten zapłonął zielenią. Za nim kolejny i następny. Ślady połyskiwały jeden po drugim, niczym puszczone w obieg domino. Droga była kręta i wyboista, lecz ślady stóp prowadziły wysoko między szczyty. Do skrytej w cieniu skały groty.

Bez namysłu podciągnęła suknię powyżej kolan, by rozpocząć pogoń za złodziejem.

Knieja Prastarych Żniw

115
Zmiana priorytetów elfki zmieniała się tak szybko jak zmienia się kierunek przechyłu targanej wiatrem trzciny. Raptem kilka słów wystarczyło, aby z oddanej kochanki na powrót stała się w pełni służalczą kapłanką i obrończynią świętych praw.

-Nieźle - Esildra już po raz kolejny zaskoczyła bruneta swoimi magicznymi zdolnościami.

Ślady pozostawione przez Finn'a rozświetlały się jeden po drugim i prowadziły w głąb kolejnej groty na szczycie wzniesienia. I pomyśleć tylko, że gdyby zechciała użyć tej umiejętności od samego początku, być może, że wszyscy zbrodniarze gryźliby od dawna piach, bez potrzeby uganiania się za nimi i znoszenia zbędnych trudów pościgu. Na skargi było jednak za późno, a i nie można było mieć żadnych pretensji w stosunku do śnieżnej driady. Wszakże, jej pomoc okazała się nieokiełznana i kto wie jakby szukający zemsty skończył nim jeszcze pierwsza z osób poniosłaby zasłużoną karę.

- Bądź ostrożna. Ten jest zręczniejszy i podstępniejszy niż pozostała dwójka - przestrzegał, nadganiając pędzącą niczym wicher kapłankę.

I tak dotarli pod samo wejście skąpanej w mroku jaskini. Nieprzyjemny chłód zawiał w ich twarze, chcąc powstrzymać parę niestrudzonych wędrowców przed zagłębieniem się w mroczne czeluści, gdzie prawdopodobnie przebywał ostatni z bandziorów.

- Wejdę pierwszy - mężczyzna wepchnął się przed elfkę, w ten sposób zmniejszając ryzyko, iż ta zostanie zaatakowana jako pierwsza.

Knieja Prastarych Żniw

116
Grota przypominała wyżłobiony w ziemi tunel. Coś na wzór wielkiego kopca kreta, który wystaje na powierzchnię, by dalej sięgnąć pod ziemię, zwężać się i rozszerzać. Bo przewężenia były najgorsze, gdy skały przylegały do siebie na tyle mocno, jakby ktoś je zaczarował bądź tęskniły po sobie tak silnie, że aż zapragnęły się spotkać. Ledwo szło przejść tędy, a wszelkie odzienie zahaczało o ostre krawędzie, o torbie nie zapominając. To była istna udręka. Zimno, wilgoć, gwizdy wiatru niesione echem oraz wąskie zakamarki. Wtedy człowiek czuje, że jest sam, bezbronny, nie mogąc się poruszyć, nie mogąc nawet wydobyć dźwięku ze skurczonego gardła. Na szczęście, że grzech obżarstwa nie dla nich, bo czym mieliby wypełniać żołądki w tej szaleńczej wędrówce? Chudziny o zapadniętych brzuchach, wymoczki suche mogły przejść. Ale grubasy nikczemne tutaj miejsca by nie znalazły.

Zaklęcie Esildry przestało działać po przekroczeniu progu groty. Jak ciemność po pojawieniu się słońca o wschodzie - prysło. Teraz Telion zrozumiał dlaczego. Czary Elfki działały wyłącznie na śniegu, nie odwrotnie. To dlatego nie mogli wykryć pozostałej dwójki, gdyż tamci sprytnie skrywali się w lasach, gdzie śnieg co rusz prześciga się z mchami i trawami.

Koniec, ostatnia cieśnina, tym razem ze zlewających się od góry i dołu stalagnatów. Zawiał porywisty wiatr z przeciwnej strony. Tunel był ciemny jak melasa mroku, ledwie widzieli swoje kontury. Ledwie błyskotki odbijały światło przeciskające się gdzieniegdzie przez skalne szpary i nadchodzące zza pleców. Szli, szli przed siebie zawiłym jak wąż tunelem bacznie stawiwszy kroki.

I nagle wychyliwszy się, Telion widzi odblask pożaru na szerokiej klindze miecza trzymanego w nisko opuszczonej dłoni. Widzi w nim szalejące języki płomieni znad ogniska, które rzucają jasność na niespotykanie szeroką jak do tej pory grotę. Znajome onuce odbijają się w klindze. To Finn - tego był pewien. A za onucami widzi rozłożony koc, bukłak na wodę i plecak, który miał ze sobą jeszcze w Irios - podczas gdy wyruszali tutaj jako kamraci jednej sprawy.

Ty podły łupieżco - i tyle z elementu zaskoczenia... Nie wytrzymała narastającego w niej gniewu. Przetoczyła się przez jaskinię jak burza, dzierżąc błękitny płomień w otwartej dłoni, na chwilę rozjaśniając bladą, rozfalowaną od cieni poświatą jaskinię.

Huknęło, błysnęło, skała, zza której w ostatniej chwili zdołał odskoczyć Finn zamarzła. Malutki szron rozrastał się w formie długich lodowatych kolców, wtem trzon złamał się gruchając o ziemię. Z sykiem poleciał kolejny lodowaty strzał. Chybiła. Finn odbiegł od swego obozowiska pozostawiając je same. Ile sił w nogach skakał między stalaktytami, co rusz pokrywanymi przez zabójcze zaklęcie domeny lodu. Powoli zaczynało brakować mu miejsc do ukrycia. Był zajęty wyłącznie Esildrą i niczym więcej. Tak jak ona nim, z tą małą różnicą, że tym razem to elfka miała przewagę.
Spoiler:

Knieja Prastarych Żniw

117
Niespodziewany wybuch gniewu elfki, wprawił bruneta w niemałe osłupienie. Nigdy by nie pomyślał, że dotąd oschła w okazywaniu emocji śnieżna wiedźma porwie się na atak godny berzerkera, bezmyślnie prąc przed siebie i wymachując, w tym przypadku, nie tyle mieczem co lodowymi bombami.

- Esildra! - kruczowłosy porwał się za nią.

Efekt zaskoczenia mieli za sobą. I pomyśleć, że gdyby elfka zachowała jeszcze odrobinę zimnej krwi, zamach na życie oprycha przebiegłby szybko i sprawnie. Co prawda jej nagła napaść wytrąciła go na moment z równowagi, ale to nie wystarczyło. Zgodnie z tym, przed czym przestrzegał Telion, konus zręcznie unikał słanych ku niemu lodowych pocisków. Na jego nieszczęście pole manewru szybko mu się zmniejszało. Nie znaczyło to jednak, że jego przegrana nastąpi wraz z pokryciem ostatniego skrawka pieczary lodem. Przyparty do muru szczur staje się niebezpieczniejszy. Nie mając drogi ucieczki, jedyną szansą na wyjście z sytuacji cało jest ślepe uderzenie na kota. Tego właśnie obawiał się Telion. Ręce Finn'a wciąż dzierżyły zabójcze ostrze. Pomniejszająca się odległość między nim a elfką, wbrew pozorom grała na jego korzyść. Wystarczyło wyczuć odpowiedni moment. Międzyczas, w którym kolejny pocisk formował się w ręku białowłosej, ułamek sekundy na zebranie sił, chwila na wzięcie głębszego oddechu. Nie zapowiadało się dobrze.

W czasie, gdy Esildra zaczęła uganiać się za obiektem nienawiści, jej partner przystaną przy ognisku. Pośpiech sprawił, że bandzior zapomniał o swoich rzeczach. Manierka z wodą, zagrabiony plecak, jakiś kawałek cieplejszego materiału. Na widok tych rzeczy młodzieniec się ucieszył. Spojrzawszy z ukosa jak mają się sprawy, capnął torbę i zręcznym ruchem założył ją na siebie z takim impetem, że ta zatoczyła w powietrzu okrąg i zamiast na plecy, w ostateczności wylądowała na klatce piersiowej, jak to się czyni w mieście pełnym złodziei, gdzie dobytek należało mieć zawsze na oku. Pojemnik z wodą okazał się być istnym wybawieniem. I nie, nie dlatego, że dręczyło go pragnienie, a z wiedzy jaką posiadł na temat arkanu magii władanej przez elfkę. Aby jej użyć, potrzeba było śniegu lub lodu. A w osłoniętej zewsząd jaskini próżno go szukać. Nic jednak straconego. Telion wiedział, iż śnieg czy lód to nic innego jak zmrożona woda. Toteż odkręciwszy korek, podrzucił pod nogi towarzyszki manierkę licząc, że w jakiś sposób da radę wykorzystać sączącą się z wnętrza ciecz.

Sam zaś sięgnął po kosę. Stosunkowo niewielka przestrzeń uniemożliwiała wzięcie pełnego zamachu z obawy przed natrafieniem ostrza na wystający odłamek skalny. Z tego też powodu dotychczasowe narzędzie rolnicze przeistoczyło się w niestandardową pikę. Skierowawszy ostrze do przodu ruszył co sił w nogach, żeby odgrodzić Finn'owi drogę dostępu do bezustannie męczącej go wiedźmy.

Knieja Prastarych Żniw

118
Wiaterek zmarszczył parujące jak kocioł od skoku po łup czoło. Mężczyzna popędził niezauważony, sięgając wszystkiego, co wpadło w jego lepkie i długie paluchy. Manele zgromadzone w torbie dudniły i skrzypiały, kiedy Telion szarpnął nią energicznie. Zarzucony na ramie worek zakręcił się raz, ale jakże fikuśnie, tocząc okrąg dookoła wysuniętego ramienia. Z tak rozhulanego materiału przez dziurę uleciało kilka bibelotów aż zabrzęczały bijąc w skalne podłoże. Mały kozik, łyżka i pozytywka o kształcie piramidy. Rzeczy w istocie do zignorowania, gdyby nie siejący gradem błyszczący między nimi element. Połyskujący własnym światłem kamyk o odcieniu wschodniego oceanu, malutki o nierównych kształtach na wzór obgryzionej gruszki. Z rzemykiem doczepionym do szyjki leciał prosto pod nogi chłopaka, jakoby sam wybierał trajektorię lotu - niedorzeczne. Zawrzał zimno, buchając błękitem. Esildra zajęta była miotaniem śmiercionośnych zaklęć, a Finn ujściem przed nimi. Nie widzieli Teliona, choćby chcieli, nie mogli.

I wtem przeszła przez niego myśl - może lepiej gdyby kryształ nigdy nie został odszukany. Wszakże za jego sprawą sprowadzono na kontynent Wieczną Zimę, co jeśli elfki ponownie zbiorą większość elementów. Jakim kataklizmem powitają świat w imię szerzenia sprawiedliwości Sprawiedliwego? I co będzie z Esildrą. Wieść o kamieniu postawiła ją na nogi, zmazując okrutnie doczesną przemianę. Dobro, które wyrwał z niej siłą Telion na chwilę przepadło, gdy na ich drodze pojawił się Lux'orius. Przez to szanująca życie kapłanka teraz inkantuje ostre jak żądła lodowe bronie, które chętnie zatopiłaby w złodzieju.

To zależało tylko od niego.

Dalej Telion dobył bukłaka z wodą. Żeliwna puszka powędrowała pod bose stopy śnieżnej driady. Gdzieś w oddali kruczowłosy konfrater odcinał kosą drogę ucieczki, coby zyskać pewność, że tym razem zaklęcie nie chybi. Finn miotał się między stalaktytami jak zapędzone w kozi róg zwierzę, na które polują myśliwi.

Czego chcecie? Nic nie zrobiłem, ona sama mi to dała — głos Finna drżał lekko, ale wciąż dźwięczały w nim zawziętość i upór.

Esildra wylała wodę na ziemię. Bukłak huknął odbity od ściany. Od srebrnoszarego spojrzenia powiało chłodem i grozą, którą podkreślały lewitujące na boki włosy. Podnosiła się i suknia, lecz delikatnie do linii pośladków. Elfka rozłożyła ręce jakby mieli ją ukrzyżować. W nieznanym języku szeptała napawające lękiem słowa, które prędzej przypominały syczenie węża niżeli bojowe zaklęcia. Woda wezbrała się formując bliżej nieznaną materię. Nagle zrobiło się dziwnie zimno i chłodu tego nie godziły ani gobeliny ani grube kożuchy. Biała kula oscylowała między piersiami elfki. Ryknęła głośno, aż zawyło echo. Czar ruszył jak huragan. Leciał, a ziemia drżała, nie mogła równać się z nim żadna żywa istota. Nim Telion mrugnął, Finna już nie było, a miast niego stała lodowa rzeźba do znudzenia przypominająca człowieka.

Gdzie jest kamień? — wciąż syczała przez zaciśnięte zęby. Nie poznawał jej.

Knieja Prastarych Żniw

119
Współpraca między dwojgiem kochanków przyniosła owocne efekty. Zagoniony do kąta morderca nie miał szans na ucieczka i w końcu dosięgła go karząca ręka kapłanki Turoniona. Trójca rzezimieszków była już tylko przykrym wspomnieniem.

Nim elfka zdążyła ochłonąć na tyle, żeby móc podjąć zdroworozsądkowe działania, nieco zaniepokojony jej nad wyraz agresywnym zachowaniem brunet wycofał się w stronę rozsypanego dobytku Finna, który wypadł z torby. Nożyk - zawsze się przyda, łyżka - bezużyteczna, pozytywka - chociaż ciekawa z wyglądu, na niewiele mogła się przydać. Co najwyżej umilała by samotne wieczory, gdy przyjdzie czas powrotu do Irios, bez towarzystwa Esildry czy nawet czteronożnego stworzonka.

Wybrane fanty włożył na powrót do torby przy okazji przeszukując resztę jej zawartości. Miał nadzieję znaleźć swoją zagubioną mapę, by czym prędzej wywiązać się z umowy wrzucając ją do ogniska.

-Lux'orius? - - powtórzył za nią jakby pierwszy raz usłyszał tą nazwę.

W rzeczywistości domyślał się o co chodzi. Kamyk bezpiecznie spoczywał w jego dłoni. Pochwycił go w czasie, gdy Esildra kończyła wymawiać magiczną inkantację. Opętańcza żądza posiadania klejnotu była nazbyt niebezpieczna, to więc postanowił zataić na pewien czas fakt jego posiadania.

- Jak myślisz, dlaczego Asyia postanowiła go oddać. To dziwne, że powierniczka takiego skarbu się go pozbywa? - próbował zmienić tok rozmowy.

Wbrew wcześniejszym zarzutom wyjaśniającym utratę Lux'oriusa, sprawa wydała się mu nazbyt dziwna. Szczególnie jeśli brało się pod uwagę ostatnie słowa Finn'a. Sama mi to dała(...). Brzmiały. Jeśli rzeczywiście nastąpiło pokojowe przekazanie klejnotu, to dlaczego sama kłamała mówiąc, że została okradziona. Czyżby chciała specjalnie zataić prawdę?

Telion siedział blisko ogniska, skierowany tyłem do wściekłej partnerki, w dłoni dyskretnie obracał potężnym kryształem uważając, by elfka przypadkiem go nie wykryła. Ach, gdyby tylko wtedy nie postąpił tak pochopnie i nie naubliżał łowczyni do tego stopnia, że ta postanowiła uciec. Z drugiej jednak strony, dlaczego wciąż nastawiała Esildrę przeciw niemu, zamiast od razu wyjaśnić mu o co chodzi i dyskretnie powierzyć cenny odłamek.

- Pokręcone - rzekł sfrustrowany ni to do siebie, ni w otaczającą przestrzeń.

Ułożywszy się na kocu nakrył ręką zmęczone oczy, drugą, z wisiorkiem włożył do kieszonki spodni i postanowił trzymać tak długo, aż śnieżna elfka zupełnie nie wyciszy emocji.

- Zguba się znajdzie. Uwierz mi. Jest blisko. Czuje to - zapewniał. - A teraz przyjdź do mnie. Ciepło ogniska ukoi nerwy - mówił najzupełniej spokojnym głosem.

Knieja Prastarych Żniw

120
Gdy emocje już opadły, przyszedł sen. Powieki stały się ciężkie, a głowa sztywna. I chociaż w Esildrze wciąż gotował się rzadki jej usposobieniu gniew, to przyziemne zmęczenie brało nań górę. Walka z mordercą wyczerpała elfkę niesamowicie. Tak silnie, że ledwie pożegnała się z ukochanym, a już odpłynęła do krainy snów. Tańczące języki płomieni rozświetlały grotę, otulając splecionych w uścisku kochanków ciepłem żarzącego się drewna. Pozostało nie dać marom sennym wiary i tej nocy nie kroczyć drogą złudy.

***

Tchnęło zimnem od kamiennych ścian. Przeraźliwe zimno poczuł na przegubach rąk, na kostkach nóg, które we śnie stykały się z dolną powierzchnią. Ognisko zgasło. Zimna nie godziło żadne okrycie, bo zimnem górskim nie było, tego był pewien. Coś przeraźliwego naszło go z zewnątrz, próbując jakoby wykurzyć z ciemnej groty.

Gdzie jest Esildra? Rozejrzał się dookoła, gdy elfka lekko i zwiewnie, na paluszkach oddalała się od miejsca spoczynku. Na nic były wołania, bo te uciszyła sztywnym ruchem dłoni. Na nic przygotowania, pakowanie - szła przed siebie. I tak poczynić musiał też jej ukochany.

Z trudem wstrzymał narastający w nim dreszcz. Ciało dygotało, a zęby strzelały o siebie niczym podkowy o kamienny trakt. Przetoczyli się przez grotę jak chmury, powoli lecz bez utrudnień. Im bliżej wyjścia się znajdowali tym chłód stawał się coraz bardziej nieznośny.

Esildra przekroczyła próg jaskini, za nią podparty kosą mężczyzna.

Wysoka kapłanka Leidora? — cfnęła się przerażona, a wtem głębokim skinieniem z poddańczym spuszczeniem oczu odpowiedziała na spojrzenie czcigodnej Leidory.

Było cicho, ale zrobiło się jeszcze ciszej.

Kobieta miała ostry i zadarty nos, a jej jasnozielone oczy były przenikliwe i jakby lekko zgorączkowane. Siwe włosy miała upięte w misterną, iście artystyczną, podbudowaną aksamitnymi rzemykami układankę, dopracowaną w najmniejszych niuansach, wliczając w to bezbłędnie geometryczne warkocze po bokach, które scalały się w jeden ku tyłowi opinając górę włosa w podniesiony kok, spod którego rozlewała się fala mieniących się w blasku słońca srebrnych pasem na ramiona. Góra wydekoltowanej sukni mieniła się białą nicią na granatowym tle, dół był siwo-czarny, gęsto usiany regularnym deseniem maleńkich srebrnych wzorków. Szyi i dekoltu - niby skomplikowane rusztowanie albo klatka - nie więził żaden naszyjnik, który zapewne wpadałby między małe, podparte obcisłym stanem piersi. Karo dekoltu było duże i głębokie, odsłonięte częściowo ramiona kobiety zdawały się nie gwarantować dostatecznego oparcia - Telion w każdej chwili oczekiwał, że suknia zsunie się z biustu. Ale nie zsuwała się, utrzymywana we właściwej pozycji przez tajemne arkana krawiectwa i bufory obcisłych rękawów.

Leidora dorównywała Esildrze wzrostem i bladą cerą. Na tym podobieństwa się kończyły. Miała na wargach ciemną pomadę koloru niedźwiedziej skóry i spiżową tiarę z morskim kryształem na środku wysokiego czoła.

Obrazek

Co wielka kapłanka Leidora robiła tak daleko od serca Alas'headur? Nie tylko było to nieroztropne, ale i wielce niebezpieczne dla społeczności śnieżnych driad. Wysokie kapłanki stanowiły najwyższy stan zaraz po najwyższej kapłance - Orsuli. Jakie zrządzenie losu przywiało tutaj wysoką kapłankę? No tak - Asyia...

Zapomniałaś drogi do domu? Tłumacz się! — odparła iście mentorskim tonem, przeplatając dłonie we wstęgę na piersiach.

Esildra zaniemówiła, nie mogła wydobyć z siebie najmniejszego dźwięku. Strach chwycił za gardło, jakby ściskając struny głosowe.

Wróć do „Książęca prowincja”