Knieja Prastarych Żniw

1
.
Obrazek

Knieja Żniw to gęsty wielki las, w którym przebywa charakterystyczna dla środkowo-kontynentalnego klimatu zwierzyna. Są to drobne lisy o bufiastych rudych kitach i białych pyszczkach. Ten psopodobny gatunek od zarania dziejów dziejów poluje na zające szaraki, lecz, co ważniejsze, przysmakiem dla rudego złodziejaszka są bobry, których niemało nad leśnymi bajorkami czy strumykami. Bobry budują tamy, a przez to wiele zbiorników wylewa w konsekwencji podtapiając las. Poza ssakami o łopatkowatym ogonie i dwóch wielkich siekaczach w pyszczku, nad muliskami piętrzą się chmary krwiopijców. Wielkie, jak nigdy dotąd, komary uprzykrzają życie zwierzynie z leśniczymi włącznie, nie zapominając o szalonych poszukiwaczach przygód. Chociaż tych ostatnimi czasy do kniei nie przybywa. Za nadnaturalny rozrost populacji komarów przyrodnicy z Oros i Nowego Hollar winią zmiany klimatyczne, a dokładniej długą nienaturalną zimę, która na kilka lat pogrążyła cały kontynent w głodzie i chorobie. Kiedy mrozy puściły, a śnieg począł topnieć, ziemia nasiąknęła wilgocią, tym samym stwarzając idealne warunki do rozwoju komarom i innym insektom, których metamorfoza jest ściśle powiązana ze środowiskiem wodnym.

Za sprawą plagi krwiopijców regularnie maleje liczba parzystokopytnych; jeleni i saren. Przyrodnicy w mniejszym stopniu odnotowali zmiany w strukturze populacji żubrów czy choćby kabanów. Niekorzystne warunki ograniczyły destruktywne wpływy człowieka w kniei, a co za tym idzie, zachowano naturalną florę i faunę. Zwierzęta mają dostateczną ilość pokarmu, co korzystnie wpływa na ich rozwój. Okres po wielkiej zimie doprowadza zatem do starcia dwóch frontów: niekorzystnej plagi komarów oraz naturalnego dobrobytu kniei bez ingerencji człowieka.

Knieja prastarych żniw nazwę swą zawdzięcza niegdyś budowanym na tych terenach wiatrakom i polom uprawnym. Dzień umarłych objął swym działaniem i ten skrawek ziemi, zmieniając ją w pogorzelisko. Z wiatrakami, deskami oraz wszelką pozostałością wyrobu ludzkiego natura uporała się chyżo. Dziś jest to gęsty las z miękkim dywanem z mchów, porostów, grubych konarach i wielkich koronach drzew. Miejscem, gdzie z trudem doszukiwać się można ingerencji ludzkiej, bo jak to powiadają znawcy przyrody: natura zawsze zwycięża.

Jak wspomniano, las ten zamieszkują głównie zwierzęta. Na północ od głuszy rozciąga się zaś zaśnieżona i pokryta często lodem tundra wyżyny Irios, która przechodzi w szczyt Irios – masyw górski biegnący od polan za Orlą rzeką niemalże do wzgórz Rhion nad jeziorem Keliad. Stanowi to naturalną granicę pomiędzy Zachodnią a Książęcą prowincją.

Re: Knieja Prastarych Żniw

2
Przez resztę drogi i podczas popasu, Telion trzymał się zawsze nieco na uboczu, starając się nie wchodzić nikomu w drogę, ani też z nikim nie zamieniać więcej zdań, niż było to wymagane. Pomimo tego, że należał do tej samej grupy, nie zamierzał się z nią utożsamiać, a świadomość wszelkich strat w ludziach, jakie mogły nastąpić, nie wiedzieć dlaczego, niezwykle go radowała...
Obrazek
Wyruszyli kilka dni temu z Irios. Telion, Avellina, Kadrim i Finn. Początkowo nie sprzyjała im pogoda. Wicher z deszczem zdawał się rzucać kłody pod nogi, ale dzięki temu nie napotkali nikogo na trakcie tudzież w lasach. Sypiali pod gołym niebem oraz w opuszczonych szopach, które współdzielili z właścicielami - szczurami. Przed knieją zwiedzili wielką osadę z rozpadającymi się wiatrakami, pełnymi starych rupieci i dzikiej roślinności. Natura zdominowała i to miejsce, a osada małymi krokami wchłaniana była przez knieję.
Obrazek
W południe rozłożyli się na kamieniach, gdzieś między starym wiatrakiem a zaczątkiem kniei. Było ciepło. Słońce stojące w zenicie przyjemnie nagrzało kamienie. Leciutki wiaterek zmarszczył taflę pobliskiej kałuży. Tu czekała ich przymusowa przerwa w podróży.

- Wchodzimy do Kniei Żniw. A gdzie ten, który miał rozwikłać zagadkę mapy? Bo jakoś nie widzi mi się wchodzić do tego bagna krwiopijców - wtrącił Finn ścierając z szyi zabitego chwilę temu komara.

- Wszystko w swoim czasie - tembr głosu Kadrima zdawał uspokajać sytuację. Był przekonany o swej racji. Tak jakby wszystko miało stać się w odpowiednim miejscu i o odpowiedniej porze. Jakby siła wyższa spisała wszystko na pergaminie w punktach.

- O wilku mowa - podniosła twarz Avellina.

I wtem na horyzoncie, gdzieś zza drzew wyłoniła się sylwetka mężczyzny. Żywym krokiem mijał coraz to liczniejsze kłody i pozostałości po rolnikach. Pierś okrywała mu purpurowa szata, gdzieniegdzie przetarta. Brudna, zapewne z surowca niskiej jakości. Zwieńczona ku górze kapturem tego samego koloru, przepleciona była pasmem ni to brązu, ni czerwieni w obrębie brzucha. Pod spodem brązowa koszula i brązowe spodnie. Te zszywane po bokach grubą wełnianą nicią, niejednokrotnie rozdarte z zaciekami na kolanach. Przedudzie okrywały metalowe tarcze. Szczupły mężczyzna o kręconych brązowych włosach i pociesznym błękitnym spojrzeniu, w dłoni dzierżył iście czarodziejski kostur. Wyciosana z białego drzewa laska przypominała tańczące węże, których pyski zbiegały się w pocałunku. A między ich kłami osadzony ognisty klejnot o kształcie kuli. Przy pasie podwiązana na pasku brązowa księga o pożółkłych kartkach. Na plecach nosił niewielki materiałowy worek, równie brązowy co pozostała część uniformu.
Spoiler:
Zbliżył się. Telion spostrzegł na twarzy młodzieńca, bo nim niewątpliwie był, kilkudniowy zarost i zaniedbane krzaczaste brwi. Liczył sobie dwadzieścia parę wiosen, nie więcej.

- Avellina - spojrzał na kobietę, tak jakby cały świat przestał istnieć.

- Miło cię widzieć, Geksag - odparła.

- Ciebie również - uśmiechał się od ucha do ucha.

Kadrim zaparł dłonie o kolana i powstał dysząc głośno. Finn z kolei dłubał sztyletem w pazurach, rzucając wyłącznie głupie spojrzenia w kierunku Teliona.

Re: Knieja Prastarych Żniw

3
Słońce przyjemnie grzało. Po kilkudniowej wędrówce pośród błota i będąc bezustannie smaganym zimnym wiatrem i deszczem, widok rozpogodzonego nieba poprawił wszystkim humor. Nawet Telion przestawszy się w końcu dąsać, po zobaczeniu na własne oczy, jakim świat potrafi być brutalny, teraz stąpając lekko po pozostałościach kilku gospodarstw, snuł się tam i sam, między zgliszczami, przeczesując co bardziej zachowane ruiny w poszukiwaniu czegoś przydatnego, raz po raz schylając się przy tym po jakąś znaną mu ze swych właściwości roślinę oraz rosnące dziko jeżyny, które następnie zawijał z najwyższą pieczołowitością w większe liście lub strzępki znalezionej wikliny, wkrótce wypełniając wolną przestrzeń torby kolejnymi leśnymi skarbami, które mogłyby się kiedyś przydać.

Czas z wolna upływał. Znudziwszy się myszkowaniem po okolicy, początkujący w swym fachu zielarz wgramolił się na wyższy murek, który jakimś cudem ostał się pomimo próby czasu i pogody, a następnie zanurzywszy się w myślach, bacznie obserwował, to swych wspólników, to najzupełniej nieprzenikniony gąszcz wysokich drzew i porostów, w trzewia, których mieli się niebawem zagłębić.

Z jednej strony czuł ekscytację lasem, z drugiej, coś kazało mu okazywać należyty szacunek i pokorę, zupełnie tak, jakby przechodząc przez granicę drzew i pół, wkraczali do królestwa jakiegoś tajemniczego władcy, pozostającego w ukryciu, jednak mającego oko na wszystko i wszystkich, i w razie awantury, gotowym do wypędzenia lub nawet zgładzenia intuzów.

Ze świata marzeń i domysłów wyrwało go poruszenie wśród pozostałych, spowodowane przybyciem z długa oczekiwanego gościa. Mężczyzna, będący na oko w jego wieku, wyrósł nagle przed nimi, radośnie witając się, jak się zdawało, ze swoją dobrą znajomą. Długie włosy, niechlujny zarost i odzienie, nie wspominając już o grubej księdze przypiętej do pasa i białym kosturze, to pierwsze co przykuło uwagę bruneta. Prawdę powiedziawszy, wydawał się on bardziej przypominać ulicznego szarlatana czy nawet przebierańca, a niżeli prawdziwego maga, ale jak to mówią, nie ocenia się książki po okładce.

Dalej siedząc na murku, Telion świdrował swoim zimnym spojrzeniem przybysza, przypatrując mu się z równie wielkim zaciekawieniem, jak sokół przypatrujący się namierzonej w polu myszy. Nie śmiał jednak odezwać się ni słowem. Zamiast tego, z całym możliwym skupieniem czekał na rozwój wydarzeń, od czasu do czasu rzucając szybkie spojrzenie w stronę łysej łepetyny Finna, który nie spuszczając uprzednio wzroku z kosyniera, teraz popadł w dziwne roztargnienie , jakby miał pewne wątpliwości co do młodzieńca określającego się mianem Geksag, który tak ochoczo podejmował dialog z królewską córą.

Re: Knieja Prastarych Żniw

4
Powitanie powitaniem, ale robota czeka. Pożółkły kawałek pergaminu z nabazgranymi niezbyt dokładnie zarysami góry Irios wypełzł z kieszeni Kadrima. W sękatych łapskach potężnego wojownika prezentował się jak rodzynek. Maleńka karteluszka. Po chwili rozwinął ją dokładnie i odłożył na głaz o do znudzenia równych krawędziach. Dokładnie tak, jakby został przygotowany przez naturę pod tę tajemniczą mapę.

Kadrim chrząknął co sił w płucach, chcąc zwrócić uwagę młodego magika na siebie, tym samym mapę. Ten podówczas szczerzył kły do Avelliny. Poprawiwszy rozpuszczone loki posyłał jej pełne radości uśmiechy. Na tyle głębokie, że szpary w zmarszczkach między nosem a wargą zdawały się pochłaniać światło.

- Hola! - krzyknął olbrzym, a Geksag odwrócił ku niemu twarz. Uśmiech znikł równie szybko co głuszone przez drzewa echo wołania. Kadrim przełknął ślinę i zmarszczył czoło. Zdrowym okiem rzucił na magika, potem mapę i znów magika. Powtórzył naprowadzenie jeszcze kilka razy nim Geksag pojął przesłanie. Wyraz twarzy głównoprzewodzącego tej szaleńczej eskapadzie napawał nie tyleż respektem, co strachem. Nic dziwnego, że przerażenie sprawiło, że jego nogi zamieniły się w dwa wbite w ziemię słupy. Ledwo doczłapał się do mapy, popędzany złowrogą miną Kadrima.

Nie odpowiedział na wołanie, kiwnął tylko głową w stronę dowódcy i przeszedł do czynów. Sprawnie przekręcił w dłoniach kostur, w taki sposób, iż głowami węży skierowany był prosto na mapę. W gruncie rzeczy płomienny klejnot dotykał pergaminu na skale.

- Ukaż swe oblicze! - rzucił pewnie, lecz nic się nie stało. No może poza raptownym krakaniem wron, które brzmiało jakby zasiadające na gałęziach ptaki wyśmiewały nieudolnie inkantowane zaklęcie.

- Ukaż swe oblicze! - powiedział jeszcze głośniej, próbując zagłuszyć rechot zwiastunów śmierci.

- Ukaż swe oblicze - powiedział trzeci raz, a w głosie jego było coś, co sprawiło, że przestali mu ufać.

- Proszę, proszę - zadrwił Finn, zbliżając się i klepiąc chłopaka po plecach. Avellina stała obok i ze smutkiem w oczach przyglądała się temu cyrkowi. Z przeplecionymi w wstęgę na piersi rękoma wyglądała niczym mentorka żądna wyjaśnień. Kadrim milczał.

Cóż, wszystko wskazywało na to, że mapa nie chce odkryć swej tajemnicy. Mag był przekonany o pomyślności zaklęcia, powtarzał je kilkakroć, mimo iż nie przynosiło oczekiwanych rezultatów. Tak jakby czegoś zabrakło, jakby zaczarowanej mapie brakło magicznego pokarmu. Swego rodzaju eterycznego nośnika, który przełamałby barierę między tajemnicą a wolą wężowatego kostura. *

Spoiler:

Re: Knieja Prastarych Żniw

5
Przypatrując się ze swojego orlego gniazda na całe przedstawienie, brunet załamał ręce, chowając między nie swoją głowę. Zdawało się, że magik, w którym wszyscy pokładali nadzieję, najzupełniej w świecie spartaczył robotę. Kilkukrotnie powtarzając zaklęcie, nie wskórał nic, prócz podejrzliwych spojrzeń, jakie teraz na niego skierowano z każdej strony. Biedaczek, jeśli prędko czegoś nie wymyśli, kto wie, do czego w swej złości mogli posunąć się Kadrim i Finn.

- „Ja już znalazłem swoje miejsce, ale Tobie może się jeszcze przydać.” - nie wiedzieć dlaczego, właśnie w tym momencie, Telionowi przypomniały się słowa kapitana, posłyszane w dzień, w którym tamten podarował mu mapę.

-Ja już znalazłem…mapa... - powtórzył, tym razem na głos, jak gdyby słowa te poruszyły jego podświadomość i skłoniły do pewnego, aczkolwiek szalonego w swym zamyśle toku rozumowania.

Po chwili namysłu, nagły błysk w jego oczach zasugerował, że obudziła się w nim nowa nadzieja na rozwiązanie problemu. Przypomniawszy sobie starą bajkę, o pierścieniu, który sam wybiera swojego właściciela, spojrzał z ukosa na kawałek pomiętego pergaminu. Może i pergamin nie był legendarnym pierścionkiem, ale przecież, to właśnie JEMU został powierzony i kto wie, może tylko on, zdoła zmusić zaklęte znaki do współpracy.

I bijąc się po głowie, że wcześniej na to nie wpadł, zgrabnie zeskoczył z murku na równe nogi, żeby zrobiwszy kilka kroków naprzód, znów napotkać kolejną, mentalną przeszkodę.
A co jeśli, sama wola właściciela nie wystarczy? A jeśli tak, to przecież nie posiadał żadnych magicznych umiejętności, więc próba poszłaby i tak na marne. Idąc tym tokiem, nawet jeśli mapa rzeczywiście należała do niego, nie spodziewał się uzyskania większego efektu, niż wywołał ów czarodziej. Musiało być coś jeszcze. Wertując wśród swej płytkiej wiedzy na temat odprawiania rytuałów i innych magicznych sztuczek, jedynie co mu przyszło na myśl, to kilka mało istotnych i ogólnikowych faktów na temat samych przygotowań, potrzeby zebrania najróżniejszych przedmiotów, wypowiedzenia odpowiednich inkantacji i tak dalej.

- A co, gdyby… - znów plotąc coś do siebie, otworzył torbę i chwile w niej grzebiąc, wyciągnął woreczek z białym proszkiem, który został mu wciśnięty u jednego z alchemików.

Nasypawszy trochę na dłoń, rozsmarował po niej biały był tak, że wyglądała ona jakby cała jej spodnia część była upaćkana od mąki.

- To może być za mało – stwierdził. - Myśl chłopie, myśl – przymuszał szare komórki do wytężonej pracy.

Zaraz też w drugiej dłoni pojawił mu się sztylet. Wszakże, słysząc kiedyś o mrocznych rytuałach, w których do odprawienia konkretnego czaru, mag używał większej lub mniejszej ilości krwi, Telion delikatnie naciął swój palec, myśląc, że być może mapa potrzebuje tego do autoryzacji właściciela.

Poczyniwszy już wszystkie, znane przygotowania, powoli zbliżył się do kamienia i korzystając z chwilowego roztargnienia zebranych, prędko ułożył swoją dłoń na mapie i pełen pokory oraz pewności siebie, powtórzył słowa zaklinacza:

- Ukarz mi swoje oblicze!

Re: Knieja Prastarych Żniw

6
Sypki proszek zasypał stronę, jak śnieg przykrywa trakty między miastami utrudniwszy podróż karetą. Ustawiona w rządku kolejności, tuż za nim, spłynęła świeżo uwolniona krew z naciętego palca. Ta jednak w przeciwieństwie do pierwszego składnika wsiąknęła w zażółcony papier. Kartka chłonęła tłoczony przez czerwone serce płyn podobnie do materiałowej szmaty bądź szczoty ze zwierzęcego włosia. Przy czym ten niewątpliwie zaklęty fragment papieru nie nasiąkał czerwienią - z wolna upuszczane krople niknęły w oczach, nasycając niezmieniający się pergamin.

W ślad za magiem amantem, Telion wytężył zmysły, by głośnym i donośnym tenorem zawołać nad zaczarowaną mapą. Ukarz mi swoje oblicze, powtarzał coraz głośniej i głośniej. Wszystkiemu przyglądał się Kadrim. Cała zgraja skierowała swe spojrzenia na Teliona. Przykuł uwagę Finna, a także Aveliny, co nie spodobało się Geksagowi. Ku uciesze tego ostatniego wypowiadane słowa nie przyniosły oczekiwanego rezultatu. Mówiąc oględniej, nie wyzwoliły niczego. Wtem uradowany, z piersią pełną świeżo zaciągniętego powietrza, Geksag odtrącił Teliona łokciem. Ruchem nienoszącym sprzeciwu odepchnął chłopaka od mapy, samemu nad nią stając. Ponownie objął oburącz kostur i przystawiwszy go do kartki papieru, powtarzał słowa zaklęcia: Ukaż swe oblicze, ukaż swe oblicze, ukaż swe...

Natenczas Telion pojął, że nigdy nie sięgnie po magię ani inne środki mogące kształtować rzeczywistość siłami drzemiącymi wewnątrz ciała. Był zwykłym w swej niezwykłości mężczyzną. Zwykłym, bowiem pozbawionym magicznego daru. Talentu, z którym rodzą się tylko wybrani.

Stali nad pergaminem w zadumie i milczeniu, pogrążeni w myślach tak głęboko, że prawie umknął ich uwadze wyłaniający się nagle napis. Pierwsza spostrzegła go Avellina, a za nią reszta. Były to runy wskazujące drogę na konturze szczytu Irios. Niewielkie znaki namalowane jakby fragmentem księżyca. Mieniły się i biły blaskiem najprawdziwszego z nocnych gospodarzy nieba.

- Widziałem, że mi się uda - rzucił Geksag, dziarsko obracając kostur w rękach, ale ten zamiast zarysować obrót dookoła spadł niezdarnie na ziemię. Finn prychnął. Avellina pokręciła w negujący sposób głową. Kadrim podniósł mapę.

- Dobra robota - zwrócił się do Teliona, a przemądrzałemu magikowi posyłał arcygroźne spojrzenie.

Zgodnie z wyeksponowanymi przez czary oraz magiczny katalizator znakami, należało udać się wprost do kniei. Stamtąd przez jaskinie i szlaki, aż do skrytej w dolinie górskiej osady śnieżnych elfek. Prościzna, pomyślałby kto.
Spoiler:

Re: Knieja Prastarych Żniw

7
Radość w sercu chłopaka była nie do opisania. Kierując się raczej intuicją niż rozsądkiem czy wiedzą, z pozoru dziwaczny zabieg skropienia własną krwią starej mapy, przyniósł o dziwo zamierzony rezultat. Z wolna pojawiające się symbole, klarownie wyznaczały ścieżkę, którą należało podążać. Według powstałych linii, droga nie wydawała się zbyt trudna do przebycia. Prowadząc przez knieje, groty, dość łatwe do przebycia ścieżki, aż w końcu osiągając cel podróży – tajemniczą wioskę elfów. Nic bardziej prostego, mogłoby się rzec. Jak jednak będzie naprawdę, trudno powiedzieć.

Najpierw jednak należało zadbać o sprawy doczesne. Przez całą tą ekscytacę, chłopak zapomniał, że kiszki zaczęły grać mu marsza jeszcze przed przybyciem młodego maga. Podejrzewając, że teraz Kadrim nie da im chwili wytchnienia przynajmniej do momentu, aż nie staną u wrót ziejących mrokiem i chłodem jaskiń, wyciągnął z torby bochen chleba i przedzieliwszy go na pół, dodał doń kilka kęsów peklowanej szynki, delektując się uzyskanym połączeniem niczym najdoskonalszym z dań, które przyszło mu spożywać. Na koniec zaś, godząc sobie paroma zebranymi malinami.

Po sycącej i jakże szybkiej uczcie, był gotów do drogi. Włożył na plecy tobołek i upewniwszy się, że sztylet wrócił do pochwy uczepionej u pasa, a kosa dumnie błyszczy w dłoni, dołączył do reszty grupy.

Wszyscy wydawali mu się teraz być bardziej przyjaźni. Nawet na twarzy Finn'a, malowało się coś na kształt zadowolenia, czego nie można było raczej powiedzieć o nowo przybyłym Geksag'u.
Rozważając jego bezczelne, a wręcz podchodzące pod lekka agresję zachowanie, odpychając Telion'a od mapy, jak natrętną muchę od kawałka placka, brunet zwracał teraz na niego większą uwagę. Intuicja podpowiadała mu, że ten karierowicz począł chować do niego jakąś urazę, nie bardzo wiedząc czym spowodowaną.

Czymkolwiek nie byłaby ona jednak spowodowana, od tego momentu pomysłowy kosynier wolał trzymać się blisko przywódcy. Nawet jeśli okazałoby się, że wszelkie troski to tylko urojenia, spowodowane ogólnym poddenerwowaniem młodzieńca, wolał zachować margines bezpieczeństwa i rezerwy w zaufaniu.

- Ten las wygląda na bogaty w zwierzynę łowną i inne skarby – ośmielony na duchu pochwałą na wpółślepego wojownika, odważył się zasugerował mu do czego zmierza. - Może przed wkroczeniem w czeluści jaskiń, warto uzupełnić zapasy i przygotować przynajmniej kilka pochodni?

Re: Knieja Prastarych Żniw

8
- Nie jest to zły pomysł - odwiódł głowę za ramię Kadrim i rzekł.

- Proponuję się rozdzielić - dodał Finn nie wyciągając głowa z wora, w którym, jak mniemał Telion, szukał ostatnich sucharów z Irios.

Avellina wciąż z zapartymi na piersiach rękoma wyczekiwała dalszego rozwoju wydarzeń. Słońce zawieszone na nieboskłonie grzało w plecy, ale wszyscy wiedzieli, że najwyższy punkt osiągnęło już dawno. Teraz, powolnymi krokami snuło się ku zachodowi, a wtedy nastanie ciemna noc. Ciemna leśna noc.

- Zapolujmy - zwinął swoją torbę kapitan eskapady. Chybkim kiwnięciem wskazał na ognisko, które jakimś rozklekotanym wiadrem z kałuży gasił Finn. Rudowłosa piękność poprawiwszy kaptur, tak, aby nikt nie spostrzegł jej twarzy, zbliżyła się do Kadrima.

- Z Geksagiem poszukajcie jakiś jagód - oznajmiła tonem nieznoszącym sprzeciwu. - Ja z Kadrimem i Finem spróbujemy zapolować.

- Świetny pomysł - wtrącił się Geksag. - W razie potrzeby wystrzelę czerwoną flarę z różdżki. Tam nas szukajcie. Chodź, Telios - klepnął Teliona w ramię jak brat brata - choć nimi nie byli - i zapierając się różdżką wkroczył prosto do kniei, jak najprawdziwszy podróżnik.
*** Nie łudził się, że zazna spokoju. Tuż po minięciu pierwszych drzew gaju, Geksag popadł w monolog, a w nim skupił się na daremności powierzonego im zadania. Lokowany pudel uważał bowiem, że to on - najlepiej sam - winien polować. Przyniósłby wszystkim mięso wilka bądź samego niedźwiedzia z środka puszczy. Odważnie i z werwą opowiadał o poznanych w trakcie mężnych przygód czarach. O potworach, z którymi walczył oraz bandytach, których przepędzał. Niemal zachłysnął się swym ego, przeto omijając obficie porośnięte jagodami krzewy. Cały wysyp ciemnych, soczystych kuleczek gdzieniegdzie zwilżonych jeszcze przez poranną rosę.

Wtedy Telion poczuł jak niedający się określić odór gryzie go w nozdrza. Kwaśny i lepki smród roznosił się po okolicy szczypiąc w oczy, podobnie do dymu z ogniska. Z tym wyjątkiem, że żadnego dymu nie spostrzegł. Nawet Geksag począł ciągać nosem i pokasływać. Coś zaszeleściło, gdzieś strzeliła gałązka. Z krzewu wygramoliła się para czarnych łapek, a za nią zielony pyszczek.

Telion próbował zapanować nad zdenerwowaniem, pojęcia nie miał, cóż za istota nawiedza go z towarzyszem. Czy był to Leszy? Obrońca lasu. Może wilk, którego swym gadaniem wykrakał Geksag?
A jednak z jagodowego krzaka wyszło coś niewiele większe od wiejskiego kota, przygarnianego coby łapał gryzonie. Łapy przednie miało czarne, twarde, zakończone płaskimi palcami. Reszta ciała przypominała bardziej mięsisty liść niżeli skórę. Wszystko w odcieniach zieleni z domieszką szmaragdowej szarości. Szyję oplatały czerwone płatki, a na czole wisiało brązowe ziarenko zawieszone na turkusowym cypelku. Wąskie, nieco znużone złotożółte ślepia dopełniały się z szerokim słonecznym liściem, swego rodzaju ogonem leśnej istoty.
+ [img]https://i.imgur.com/cLyGc6k.png[/img] Obcy Telionowi gatunek stał w bezruchu uważnie przyglądając się nieproszonym w kniei gościom.
Ostatnio zmieniony 06 lut 2020, 14:27 przez Callisto, łącznie zmieniany 2 razy.

Re: Knieja Prastarych Żniw

9
Odkąd dwaj, podobni sobie z wyglądu towarzysze ruszyli w głąb lasu, uszy jednego z nich, nie mogły nacieszyć się chwilą spokoju i relaksu, wsłuchując się w świergotanie tutejszych ptaków, które swoim śpiewem działały wyjątkowo kojąco.
Bezustanne przechwałki najwspanialszego maga działały mu na nerwy, czego jednak starał się nie zdradzać po swoim wyrazie twarzy i najzwyczajniej w świecie puszczał je mimo ucha, tak samo, jak brzęczenie natrętnej muchy.

Podziwiając okoliczną przygodę, pozbawiony zdolności magicznych partner nie mógł się nadziwić rozmaitością tutejszej flory. Jeszcze chyba nigdy w życiu nie widział tak bujnej przyrody i nie widział tylu drzew w jednym miejscu. Gdyby tylko posiadał odrobinę więcej wiedzy na temat roślinności i zielarstwa, z pewnością nie prostowałby grzbietu, aż nie opuściłby granic lasu. Teraz tylko schylał się po napotkane na drodze nieznane mu rodzaje kolorowego kwiecia, skąpo rosnące jagody, które wielki znawca wszystkiego i wszystkich omijał, jak gdyby nie różniły się od źdźbeł pospolitej trawy, od czasu do czasu też się prostując i skrobiąc sączącą się z drzew żywicę, która miała posłużyć jako paliwo do pochodni.

Snując się tak po buszu, do nozdrzy spacerowiczów doleciał nieprzyjemny i gryzący odór. Telion odruchowo wetknął nos pod własną pachę i pociągnąwszy kilkukrotnie, starał się wybadać czy może to nie i on jest źródłem smrodu. Prawdę mówiąc, minęło już trochę czasu odkąd ostatni raz miał szanse wziąć gorącą kąpiel. Źle się z tym czuł. Szybkie tempo nadane przez Kadrima i stosunkowo krótkie popasy, nie pozwalały troszczyć się dostatecznie o sprawy higieny. Czasu raptem starczało na ochlapanie spoconej twarzy i szybkie zamoczenie obolałych nóg w przyjemnie chłodnym strumieniu, nie wspominając nawet o ściągnięciu reszty ubrań i choć krótkim zanurzeniu się w jednym z napotkanych potoków czy chociażby poświęcenie chwili na skrócenie drażniącego zarostu.

Pomimo swych obaw, to nie on tak cuchnął. Coś innego generowało palącą gardła woń.
Wtem, bogate w owoce krzaki jagody zaszeleściły, a z ich wnętrza wypełzła przedziwna istota.
W pierwszej chwili, istota przypominająca wielkouchego kota z rozdeptanym ogonem i odzianego w przedziwny strój, narobiła sporo strachu chłopakowi, który w pierwszej chwili chwycił za sztylet, w porę się jednak opamiętując.

- Gaksag – szepnął do wciąż mielącego ozorem chwalipięty. - Gak – powtórzył.

W końcu machnąwszy na niego ręką, skupił całą uwagę na uroczym stworku. Nie wiedząc najzupełniej jak powinien się w tym przypadku zachować, powoli obniżył swoją pozycję, jedną ręką przytykając płaszcz do ust, gdyż smród zdawał się potęgować, drugą zaś grzebiąc w kieszeni spodni, z której wyciągnął kilka zebranych wcześniej jagód, jednocześnie próbując przy tym rozkminić czy przyszło mu do spotkania z drapieżnikiem czy też roślinożercą.

- Hej malutki śmierdzielu– cichutko powitał mieszkańca lasu, zrazu rzucając pod ciemne łapki stworka, kilka okrągłych kuleczek.

- Pozwolisz oberwać te krzaczki, obiecuję, że się z tobą podzielę?
- bezsensownie plotąc do zwierzaka, otworzył dłoń, odsłaniając kopczyk pozostałej części jeżyn.

Re: Knieja Prastarych Żniw

10
Idąc dalej przybyli do wnętrza kniei o zieleni pod stopami rozlanej i pięknej. A po środku samego onego jeziora mchów zobaczył leśną istotę. Malutką nieznaną, lecz wielce intrygującą.

Gdy wystawiwszy dłoń pełną jagód zainteresował wcześniej konsumujące rozrzucone owoce zwierzątko. Gdy leśny kot wychylił czarną łapkę chcąc zbliżyć się do Teliona, Geksag odwrócił ku niemu twarz. Pełen entuzjazmu szeroki uśmiech wartko obrócił się w nie lada konsternację. W pierwszym odruchu wzdrygnął na widok egzotycznej, zapewne także magicznej, istoty. Drobny ssak o mięsistej jak liście spichrzowe aloesu skórze ignorował oddalonego mężczyznę, skupiwszy całą swą uwagę na garści soczystych, świeżych jagód na otwartej dłoni kruczowłosego.

- Cofnij się, Telios! - krzyknął odważnie Geksag, jakoby bił w tarabany. - Przeklęta maszkaro, zdychaj!

Oburącz zaciśnięty kostur powędrował nad głowę, dalej za plecy. Lewą ręką przeciągnął go w przód i zakręcił przed twarzą trzy razy.

- Hokus pokus simsalabim - pomarańczowy klejnot w apikalnym fragmencie kostura powoli rozbłyskał, kiedy niebieskooki przystojniak mamrotał pod nosem zaklęcie. I chociaż słowa te kierował do siebie były jednak o tyleż głośne, co donośne, że zwróciły uwagę leśnej istoty.

Czworonóg przekręciwszy łepek, wartko ugiął przednie kończyny by skierować tułów na wprost Geksaga. Spod różowych liści dookoła szyi wypełzły dwie cienkie acz elastyczne liany. Mieszkaniec kniei gibko wydłużył swego rodzaju macki wyuczonym rytmem posyłając je w kierunku Geksaga. Czym prędzej owinęły się wokół kostura. Wystarczyło jedno szarpnięcie a leśny stwór pozbawił wielkiego czarodzieja laski. Zamachał nią w powietrzu, potrząsnął i spuścił na łeb mężczyzny. Solidny łomot raz, drugi, trzeci. Echo bitego o łepetynę drewna niosło się dookoła i nie godziły go nawet gęste korony drzew, tak jakby czaszka czarodzieja była pusta.

- Pomocy! Ratunku! - krzyczał zakrywając głowę i kuląc się przed kolejnymi uderzeniami swojej własnej różdżki.

Re: Knieja Prastarych Żniw

11
Ujarzmianie dzikiego stwora szło nadzwyczaj dobrze, nawet dla kogoś, kto nigdy w życiu nie musiał opiekować się niczym więcej, jak tylko starą szkapą pociągową. Kierowany instynktem, młody mężczyzna zwabił do siebie zwierzątko, posługując się jedną z najprostszych sztuczek, jaką była "przez żołądek do serca", świetnie sprawdzającą się zarówno w przypadku oswajaniu zwierząt jak i mniej wybrednych panienek.

I wszystko szło by dobrze, gdyby nie najodważniejszy z magów, Geksag. W swej bezmyślności, szybciej zaczął recytować magiczną formułę, niż zdał sobie sprawę z faktycznego poziomu zagrożenia, niosącego przez leśna istotę, teraz, pokutując za swoją głupotę.

Z początku przestraszny obrotem spraw, Telion odskoczył odruchowo, gdy z okolić szyi magicznego kota, wystrzeliły pnącza i kierując się wprost na agresora, z niebywałą łatwością wyrywały mu kostur, który stał się powodem jego skomleń.

- Łał – chłopak, będąc pod wielkim wrażeniem, tylko tyle zdołał z siebie wydusić. Widok zręcznie przecinających powietrze pnączy, był dla niego nie lada pokazem, któremu poświęcił całą swoją uwagę.

- Może jednak mu pomóc? - zastanawiał się.

Kara jaka spotkała tamtego, wydawała mu się słuszna i zabawna do tego stopnia, że na powrót zbliżywszy się do istoty, podśmiechiwał się z ukrycia patrząc na męki chwalipięty.

- W sumie, spełnił zadanie. Po co on nam dłużej? – brunet kontynuował refleksję, podczas gdy jęki i błagania wzmagały się, a może przechodziły już w płacz.

Przysiadłszy nie dalej, niż metr obok stworzonka, rozważał nad konsekwencjami stojącego przed nim wyboru. Gdyby pozostawiłby biedaczka na pastwę zwierzątka, tamten z pewnością nie wyszedłby z tego cało, o ile w ogóle. Kto wie, jak reszta ekipy mogłaby na to zareagować. Z drugiej jednak strony, pozostawiając zuchwalca przy życiu, mógł przecież napędzić jeszcze większej biedy, nie wliczając to tylko siebie, ale i resztę zespołu, a to z kolei, było poważnym argumentem.

- Odpuść mu, to niegroźny głupek – kierowany litością – może i niesłusznie – zagaił do koto podobnego stworzenia, rzucając mu przy tym kilka ostatnich jagódek, które zostały mu w ręce. - Jeśli następnym razem coś wywinie, sam go zatłukę. Zgoda? - i rozkoszując się chwila, spokojnie czekał na reakcję kreatury.

Re: Knieja Prastarych Żniw

12
Geksag kiwał głową, gdy kruczowłosy odciągał uwagę leśnego stworzonka. I cofnął się w tył na klęczkach, zatrzymując się pod masywnym konarem dębu. Nad nim bujna korona drzewa, pod nim puszysty dywan z mchów, w oddali krzewy - korowód cieni.

Drobny kocur spojrzał na jagody, potem na Teliona, a jego złote spojrzenie było nadzwyczaj wymowne. Z miejsca połapawszy się w czym rzecz, młody mężczyzna zachęcał dalej leśną istotę do konsumpcji zebranych jagód. Kiwnięcie łepkiem, krok, Telion poczuł jak przeszywa go dreszcz. Wyciągnięte ku magicznej różdżce ramiona zniknęły pod sercowymi liśćmi dookoła szyi. Kostur spadł pod nogi magika.

Kociak zjadł rozsypane owoce i zbliżył się do Teliona. Bardzo powoli sięgnął po pierwszą jagodę na dłoni. Po chwili wziął drugą, trzecią, aż zatopił calusieńki pyszczek w ręce. Wtedy mężczyzna mógł mu się przyjrzeć dokładnie. Skóra istoty miała kolor mętnej zieleni, gęsto przybranej czerwonymi oraz różowymi liśćmi w kształcie serca w okolicy szyi. Szeroki ogon usypany był żółtymi kwiatami, wyglądał niemal jak łąka.

- Aaa! - krzyknął ile sił w piersi Geksag sięgnąwszy po kostur. Nim Telion zdążył mrugnąć mężczyzna pędził prosto na magiczną istotę. Gdy mrugnął drugi raz mięsista macka łupnęła w popiersie maga. Mrugnął trzeci raz, a wtem Geksag rąbnął z impetem o drzewo. Huk rozniósł się po okolicy płosząc ptaki. Jak tylko trzepotanie skrzydeł ustało, nastała niewyobrażalnie dziwna cisza. Bez ćwierkania, bez szelestów liści, bez łupanych przez rude wiewióry orzechów. Nic. Zamarło wszystko, w tym oddech Geksaga...

Re: Knieja Prastarych Żniw

13
Próba udobruchania leśnego stworka skończyła się powodzeniem. Na całe szczęście, pokusa sięgnięcia po soczyste owoce okazała się silniejsza niż chęć wymierzenia sprawiedliwości porywczemu magowi, któremu jakoś udało się oswobodzić spod pręgierza.

Atmosfera na nowo powróciła do stanu sprzed próby zatłuczenia niewinnej istoty, która ponownie delektowała się smakiem jagód, tym razem jedząc je prosto z człowieczej ręki.

- Aleś ty uroczy
– młody mężczyzna zachwycił się majętną szatą stwora, gdy ten się do niego zbliżył. Bogactwo kształtów i mieniących się kolorów było wręcz niespotykane i budzące podziw, niczym najwspanialszy klejnot królewskiej korony.

Telion chłonął ten widok jak nic innego w świecie, nie mając jednocześnie pojęcia, że osobnik, któremu podarowano drugą szansę, nie zamierzał odpuścić i w szaleńczym napadzie złości, właśnie sięgał po kostur z zamiarem natarcia.

Nim poskramiacz lokalnej fauny zdążył się zorientować na co się właśnie zanosi, kolorowy kociak wypuścił nagle jedną ze swych macek, która ze świstem ominęła jego twarz i potężnie przygrzmociła w nacierającego Geksag’a, odrzuconego siłą impetu daleko w tył.

- On chciał zabić mnie czy ciebie? - przez głowę chłopaka przeleciała straszna myśl.

Zarówno on jak i stworzonko, znajdowali się na jednej linii, gdyby tamten chciał zamachnąć się jedynie na czworonoga, istniał wysoki procent szans, iż na drodze rozpędzonego kostura, stanęłoby nie tylko ciało kruchej istoty, ale i głowa bruneta i kto wie, jakby mogło się to skończyć.

Ciało czarodzieja gruchnęło zaś o napotkane drzewo, a następnie bezwładnie osunęło się na jego korzenie.

- Idiota do samego końca – prychnął karmiciel.

Poczekawszy, aż ostatnia jagoda zniknęła w pyszczku kwiecistego kota, w końcu i nieśpiesznie zdecydował się podejść do ciała najwaleczniejszego maga, i szturchając go nogą, a także kierując w jego stronę kilka obraźliwych komentarzy, upewnił się, czy aby nie powstanie po raz trzeci.
Stercząc tak przez krótką chwilę, wpatrywał się nad wyraz pustym i obojętnym na śmierć wzorkiem, w lokowatą czuprynę mężczyzny, po czym jak gdyby nigdy nic, przywłaszczył sobie jego księgę oraz torbę, a następnie odszedł od niego w stronę najbliższego krzaczka jeżyn, zrywając ostrożnie każdą z kulek, co jakiś czas podrzucając, którąś, zaprzyjaźnionemu stworkowi.

- Pewnie zaraz przybędą inni – blady chłopaczyna uśmiechnął się do czworonoga, jakby ten rozumiał jego mowę. - Radzę Ci zmykać lub jeśli chcesz, trzymaj się przy mnie - kontynuował niecodzienną konwersację, wypełniając kieszenie i plecak sporą ilością leśnego dobra.

Re: Knieja Prastarych Żniw

14
Z trudem odpinał książeczkę z brązowego obicia. Podczepiona do pasa w dziwnym mechanizmie nie nadawała się do odpięcia. Telion bez zwłoki sięgnął wtem po nóż z pochwy i brutalnie odciął magiczny podręcznik. Machinalnie przewrócił kilka pierwszych stron, nie rejestrując treści. W oczy rzuciły się dalej namalowane okręgi, dziwaczne wykresy oraz koślawe dopiski piórem po bokach. Musiał być to przewodnik dla początkujących - o tym był przekonany. Mocno zaakcentowane rozdziały o domenach magii. Podstawowe zaklęcia. Dwa rozdziały o magicznych stworzeniach, a na końcu jeden o alchemii z podstawami zielarstwa. Brakowało kilku stronic, ale mimo to podręcznik nadawał się do użytku.
Obrazek
Rozdział, na którym na chwilę zatrzymał się Telion:
Legenda głosi, że Sirtuiny odpowiadają pięciu domenom magii: energia, ziemia, wiatr, ogień i powietrze...

...do każdego szkicu na drugiej stronie od myślników odnotowane były informacje, a raczej ogólne hasła dotyczące kotopodobnych istot.
Aequor
Obrazek
- chłodne wody
- jezioro Mroźne
- spokojny
- żywi się rybami, skorupiakami
- ciało pokryte niebieskozielonymi łuskami
- jego bąbelki pozwalają oddychać pod wodą
- kontroluje temperaturę dookoła ciała
- trudny do oswojenia
- przyjacielski i oddany


Ventum
Obrazek
- wyspa Kryształowego Powiewu
- szpiczasta żółtobiała sierść
- grzmot
- nieprzewidywalny
- nieprzyjemny w dotyku
- lata?
- zadziorny

Silva
Obrazek
- Fenistea
- las
- zielona mięsista skóra
- czarne przednie łapy do kopania w ziemi
- żółty ogon w kształcie liścia, lepki pył
- czerwone płatki dookoła szyi
- brązowe nasiono na czubku głowy
- kapryśny
- żywi się jagodami
- rozbryzguje trujący pot gdy jest zdenerwowany
- długo wyleguje się na słońcu

Ignis
Obrazek
- Czarcie Góry
- temperamentny
- duże płatkowate uszy o odcieniu jasnego beżu
- sierść ogona waha się od ciemno do jasno czerwonego
- brązowe umaszczenie
- wielkie czerwone oczy
- wierny
- podczas zagrożenia ogon zapala się
- zasypia w zimnie

Arcalion
Obrazek
- opanowany
- spokojne miejsca z widokiem na księżyc
- jasne niebieskie oczy z białymi źrenicami
- krótka fioletowa sierść
- na ciele osadzone srebrzyste kamienie i czerwony na czole
- nie lubi wdawać się w walki
- dużo śpi/medytuje
- potrafi przewidzieć pogodę
- telekineza?


Na kolejnych stronach znajdowały się dywagacje autora i jego przemyślenia. Skupiał się na naturze istot i ich kontaktach z nim samym. Opisywał Sirtuiny jako oddanych, lecz trudnych, "przyjaciół". O wpływie środowiska na zdolności, które można rozwijać. Na samym końcu odnotował zaś: ... dlatego najlepszym sposobem na złapanie Sirtuina jest zaprzyjaźnienie się z innym. Chociaż żyją w odmiennych środowiskach, potrafią się odszukać. To wspaniali kamraci, należy tylko okazać im dobroć i szacunek...
W torbie z kolei nie znalazł niczego nazbyt przydatnego. Stara ściera, skórzany spodzień i biała koszula. Zapakowane w liście suchary, kilka pustych fiolek.

Nikt nie przybywał. Był sam. On i magiczne zwierze. To nie opuszczało go ani na krok, tak jakby został członkiem jego dwuosobowego stada. Nie słyszał też ludzkich odgłosów, gdzieniegdzie nad koronami drzew latały spłoszone ptaki. Dalej w oddali.
Spoiler:

Re: Knieja Prastarych Żniw

15
Torba wypełniła się wreszcie słodkimi jagodami, a i na krzaczku nie ostała się chyba ani jedna. Wykonawszy swe zadanie, mężczyzna powrócił na główną ścieżkę, zostawiając za sobą żałosny widok pozbawionego życia kamrata, przed samym jednak odejściem, kierowany przyzwoitością, próbując ułożyć zwłoki w pozycji leżącej i choć częściowo nakryć je leśnym runem - bądź co bądź, czarodziej też człowiek.

Na nieszczęście, zmarudziwszy zbyt wiele czasu na zbieraniu jagód, ciało zdążyło już stężeć, będąc teraz nie do ruszenia, tym samym stając się "żywym" znakiem ostrzegawczym przed zbyt pochopnym działaniem.

- Trudno – westchnął. - Jesienny liść przykryje twoje ścierwo - I oparłszy na ramieniu trupa jego kostur, jeszcze raz przyjrzał mu się dokładnie, po czym odszedł w swoją stronę.

W lesie panowała magiczna cisza, przerywana od czasu do czasu dźwięcznymi kołysankami lokalnych ptaków, szykujących się do snu. Dziwiąc się, że żaden z pozostałej części załogi nie zjawił się zaalarmowany ostatnim krzykiem Geksag’a , Telion parł niestrudzenie wąską dróżką, po drodze zbierając grubsze gałęzi i obwiązując ich końce strzępkami porwanych ubrań denata, przygotowując w ten sposób kilka sztuk pochodni, które już całkiem niebawem mogły okazać się przydatne.

Słońce już przybrało pomarańczowy odcień i właśnie zaczynało muskać sobą odległy horyzont.
Idąc wciąż tylko w towarzystwie Czarusia, bo tak nazwał nowego pupila, brunet zaczynał się niepokoić. W czasie wędrówki nawoływał po parokroć resztę towarzyszy, ale nikt nie ważył mu się odpowiedzieć, zupełnie jakby pozostawali poza zasięgiem jego głosu lub z samej tylko złośliwości, nie chcieli wydusić z siebie żadnego słówka czy chociażby gwizdu.

- Nie będę płoszył im zwierzyny
– pomyślał.

Opierając się na podpowiedziach własnej przezorności, postanowił, że co jakiś czas będzie się zatrzymywał i rył w ziemi butem strzałki obranego kierunku wbijając obok nich paliki ozdobione mniejszymi strzępkami białej tkaniny, pozostałościami po koszuli Geksag’a, od tak, gdyby okazało się, że to jednak on wyprzedził łowców.

Jak postanowił tak zrobił. Przystając średnio co dwieście kroków, wbijał w ziemię paliki i rył wokół nich wymowne znaczki, wkrótce, pozostawiając za sobą cały, rozciągnięty na wielką odległość sznur.

Przeszedł tak nie wiadomo jaką odległość, kiedy słońce niemal w trzech czwartych schowało się za linią drzew, pozwalając, by mrok powoli ogarniał knieję.

Chłopak przyśpieszył kroku, chciał bowiem dotrzeć do wejścia jaskini, nim ciemność zupełnie go pochłonie i poczekać tam na pozostałych lub co lepsze, spotkać ich, jako tych, w roli oczekujących na niego. Dalej też nie zamierzał się zapuszczać. Niezbadane jaskinie mogłyby okazać się pułapką bez wyjścia. Nawet z mapą ciężko się po nich poruszać, a co dopiero kierować się w ich czeluściach zupełnie na oślep. Zresztą, nawet jeśli udałoby mu się przedrzeć przez kręte korytarze skalne, dalej trop się urywał. Starając się jak mogąc, próbował przywołać pamięcią dalszą ścieżkę, biegnącą dalej za podziemnym przejściem, ale mętny obraz pozostawał rozmazany i niejasny, skutecznie uniemożliwiając mu obranie właściwej drogi

Wróć do „Książęca prowincja”