Re: Knieja Prastarych Żniw

76
To inkantacja Figrus ignis, malanore. – machnęła dłonią przed jego zdziwioną twarzą, a wtem poczuł bijący od płomienia chłód. Oczy zapiekły od niego, rzęsy i brwi pokrył lśniący szron.

Wieczny chłód, który dał nam sam Turonion przekuty w prostą magię. Nauczyła nas go wielebna Orsula. – imię kapłanki zarecytowała nutą ociekającą uwielbieniem. Od momentu rzucenia zaklęcia wydawała się jakby pełniejsza. Oddychała głęboko, tak jak wtedy, gdy dotykała go pierwszy raz. Wiara rozbudzała w niej coś, czego nie był w stanie pojąć. Coś nieopisanego, ale na pewno ogromnego.

Och – jęknęła, przykładając wolną dłoń do sterczącej pod skąpą narzutą piersi – gdybyś tu była czcigodna Orsulo. Ty, wielka, nie pozwoliłabyś na zniknięcie Asy'i.

Re: Knieja Prastarych Żniw

77
Wytłumaczenie powstania mroźnego ognia było skąpe, aczkolwiek na tym etapie wystarczające. Mężczyzna wsłuchiwał się w elfkę z niebywałym zaciekawieniem, łakomy dalszych informacji o darach otrzymanych od Turoniona jak i samych śnieżnych elfach. Gdyby sytuacja na to pozwoliła, prosiłby choćby i na kolanach, aby elfka opowiedziała mu wszystko o swojej rasie jak i posiadanej wiedzy na temat otaczającego ich świata. Czas niestety naglił. Wprawdzie burzę pozostawili za sobą, lecz wciąż pozostała sprawa nagłego zaginięcia Asyi, a i trzeba było przecież powstrzymać trzech siewców chaosu przed dalszymi rozbojami.

Miał już zaproponować kontynuację podróży, kiedy Esildra napomknęła o niejakiej Orsuli. Telion mógł się tylko zastanawiać kim owa Orsula była, ale sądząc po reakcji białowłosej, musiała stanowić jakąś ważną osobistość dla śnieżnych kapłanów, dość ważną, aby na samą myśl o niej, elfka odzyskała pokój ducha i dobry humor.

- „Ale wiedz, że Esildra nigdy cię nie zechce (...) bezmierna bywa wiara kapłańska. To jest wszystkim o co dba. (…)” - nagle w głowie ludzkiego samca zawtórowały słowa zaginionej łowczyni.

Czyżby niesforna Asyia nie łgała? A w jej zamiarach nie było podstępu zawrócenia w głowie ludzkiemu samcowi? Mężczyzna zyskał wreszcie jakiś dowód w tym temacie. Skoro Esildra dążyła takim uczuciem swoją mistrzynię, cóż więc mógł on znaczyć. Zwykły malanore czy jak go tam zwała.

- Mhm – odburknął spochmurniały. - Musimy się pośpieszyć. Nasi nieprzyjaciele mogą stać już u bram miasta. Asyi’a musi sobie poradzić – rzekł oschle.

W istocie jednak nie traktował tak obojętnie losu zaginionej. Żałował, że z początku traktował ją jak natrętną pannicę z lokalnej karczmy. Na akt skruchy było już za późno. Mała kokietka znikła i tylko wiara w cuda nie pozwalała dopuścić najgorszych myśli. Gdyby jej tak nie olewał, być może, że teraz byłaby z nimi i kto wie, sprawiła mu małą radochę.

Chcąc się wyrwać z tych przykrych myśli, Telion całą uwagę skoncentrował na realizacji celu dotarcia do grupy zbójów, zanim ci zdołają jeszcze bardziej narozrabiać. Natomiast temat wspólnych relacji zakopał głęboko w składowisku mniej ważnych spraw.

Re: Knieja Prastarych Żniw

78
Wiaterek przygnał ze szczytów i popędził po nich strzępki rozwiewanej mgły. Lśniące z oddali błyskawice skrzypiały i dudniły rytmicznie. Wynurzywszy się z czarnego jak melasa mroku niebios, grzmoty siały gradem błyszczących wstążeczek. Esildra wystawiała objętą błękitnym ogniem dłoń przed siebie. Szli tak szybko, że nie wiedzieć kiedy woda minimalnie skapywała, aż przestała. I niebo zdawało się przejaśniać, już nie blaskiem nocnych piorunów, a nadchodzącym znad horyzontu świtem.

Zza skał, jakoby rzeźb płaczących, gęstych jak grzyby po lesie na tej górskiej stróżce, Telion zobaczył dolinę. Nigdy w życiu nie widział niczego podobnego. Chatki, choć wykonane z złotego drewna, były ażurowe jak altany, wydawały się tak delikatne, ulotne i zwiewne, jakby to nie były budynki, ale zjawy budynków. Otoczone gęstwiną drzew. Pięknych cisów i świerków, których konary porósł gęsty mech. Nad koronami niosły się białe ptaki przypominające gołębie, choć nimi nie były. Miały długie ogony i bufiaste kołnierze z piór. Drewniane domki wystawały z przedsionka lasu. Gdy wiatr powiał, gdy opar znikł, gdy poruszyły się gałązki i zmarszczyła rzeka, altany nie znikły i znikać nie myślały. Zyskiwały tylko na urodzie. Mężczyzna z zachwytem patrzył na pływające po licznych stawach kwiaty, na drewniane mostki wiszące nad rzeką jak festony bluszczu, na schody, schodki z korzeni wiekowych drzew. Brakowało tylko śnieżnych driad, które - jak mniemał - skryły się głęboko w centrum lasu. W samym sercu góry, swej stolicy - Alashe'adur. To i wiele innych bajecznych miejsc było kolejnym krokiem ku domowi Esildry. I gdzieś tutaj skryli się bandyci...

Re: Knieja Prastarych Żniw

79
Widok rozpościerającej się przed nimi osady był doprawdy bajeczny. Młody mężczyzna jeszcze nigdy nie widział równie malowniczej krainy, chyba że w kolorowych książeczkach dla dzieci. Całość wręcz kipiała harmonią i spokojem. Jak okiem sięgnąć drewniane chatki wspaniale wkomponowywały się w górski klimat, nieskalany destrukcyjnym wpływem prowadzonych u podnóża pasma górskiego wojen. Krystalicznie czyste jeziorka, kolorowe kwiaty, majestatyczne ptaki, wszystko to wprawiało w niebywały zachwyt gościa, którego oko nigdy nie widziało nic poza kamiennymi budowlami, wokół, których brukowymi ulicami płynęło wszelkie miejskie paskudztwo. Ach, gdyby nie nagląca sprawa pojawienia się trójki dewastatorów, chłopak mógłby pozostać tu dłuższą chwilę, rozkoszując się błogą chwilą i bliskością natury.

- Wasze osiedla zawsze są takie puste?
- zapytał, badając podejrzliwym spojrzeniem puste ulice i ogródki.

Pomimo całej tej otoczki, coś nie dawało mu spokoju. Było cicho, za cicho nawet jak dla odosobnionej, górskiej wioski. Prócz pląsającej gdzieniegdzie zwierzyny, nie mógł doszukać się ni żywego ducha, ani nawet ciała, z którego by wyszedł. Wszystko wydało mu się nienaturalne, wręcz podejrzane.

- Coś jest nie tak – wyraził na głos obawę.

Czyżby ostrzeżeni za w czasu mieszkańcy postanowili uciec w stronę głównego miasta? A jeśli tak, to gdzie w takim razie są ci, którzy im napędzili takiego, zresztą słusznego stracha. O dziwo urocze budynki stały nietknięte i nawet nie można było dojrzeć śladu ich obecności. Gdzie więc zarówno jedni jak i drudzy się podziali?

- Jest jakaś osłonięta ścieżka, którą moglibyśmy się zakraść niezauważeni?
- w głowie rodził mu się właśnie prosty plan.

Jeśli naprawdę na coś się zanosiło, wolał nie ryzykować zbyt wczesnego wykrycia. Chowając się między zaroślami, mogliby przynajmniej optycznie przeszukać teren przed nimi, bez potrzebnego zwracania na siebie uwagi i w razie potrzeby, oddalić się od czyhającego na nich niebezpieczeństwa.

Re: Knieja Prastarych Żniw

80
Z początkiem zimy zbieramy się w Alashe'adur, by czcić sprawiedliwego nad sprawiedliwymi – objaśniła, krocząc przed siebie.

Jakby Telion nie zauważył zbierało się na kolejne białe miesiące. Dni robiły się coraz krótsze, a noce chłodniejsze. Jeszcze nie spadł pierwszy śnieg, lecz było to tylko kwestią czasu. A jeśli lodowe driady przepowiadały jego nadejście, mógł domyślać się, iż dojdzie do tego na dniach. Może nawet wcześniej.

Tak więc wszelkie leśne domostwo na peryferiach opustoszało. Otulone szelestem zielonych igiełek sosen i cisów, wyczekiwało na gospodynie z Alashe'adur, jak tylko obrzędy religijne dobiegną końca.

Wzdłuż wpadającego do rzeki potoku, spływającego ze stromego, gęsto zalesionego zbocza, wiodły w dół schody wykonane ze złomów omszałego piaskowca. Schody były strome, spękane, porozsadzane korzeniami drzew. Zygzakowały w dół, niekiedy przecinając strumień mostkiem. Dookoła był las, dziki las, pełen leśnych chatek, starych grabów, cisów, jaworów i dębów. Dołem zmierzwiony był gęstwiną leszczyn. Pachniało mokrym kamieniem oraz pleśnią.

Esildra szła w milczeniu, spiesząc się i usilnie kontrolując oddech. Była zdenerwowana - tego był pewien - lecz panowała nad tym. Telion również przeczuć nie miał najlepszych. Weszli z marszu w puszcze wysokich iglaków, gdzie słońce ledwo przedzierało się przez gęsto przeplecione gałęzie. Chaty z drewna dawno mieli za plecami, a gęsty mech porastał ziemię zewsząd - wiedział, że nikt tędy nie kroczył. Obok zielonego dywanu, ciągnęły się wysokie krzewy spowite białymi kwiatkami, jakoby dmuchawców. W dole - oddali - widać było korony niższych drzew. Esildra przystanęła, kucając za żywopłotem z białym kwiatem. Bezszelestnie rozdzieliła smukłymi dłońmi gałązki. W malutkiej dziurce ujrzała coś, co zaparło dech w piersi. Poprosiła Teliona. Widok, którym go uraczyła był doprawdy zaskakujący. Czerwonowłosa złodziejka błądziła między drzewami, goniąc je ile sił w nogach. Wyglądała strasznie. Włosy miała brudne, zlepione. Spodnie poszarpane i zachlapane błotem. Najważniejsze, że kierowała się ślepo w ich stronę...

Re: Knieja Prastarych Żniw

81
Intuicja po raz kolejny nie zawiodła mężczyzny. Namawiając elfkę do opuszczenia ubitej ścieżki i podążenia mniej wygodną, aczkolwiek bardziej okrytą drogą natrafili na coś, czego nie spodziewali się ujrzeć, a przynajmniej nie teraz. Siedząc przyczajonymi za krzewem, ich oczom ukazał się niezrozumiały widok, biegającej to tu, to tam kobiety. Wyglądała jakby ledwo co z piekła uciekła. Potargane włosy, podarte ubrania, obłąkańcze ganianie bliżej nieokreślonych rzeczy, zdawała się być mocno zakłopotana. W umyśle bruneta od razu zagościło setki pomysłów na realizację zemsty jaką pałał od feralnego wieczoru do każdego członka swojej zdradzieckiej drużyny. Niemal od razu chciał ruszyć w jej stronę i rozliczyć się z nią za doznane krzywdy, choćby przyszło mu gonić ją po całej kniei, niczym wygłodniały wilk polujący na przestraszonego zajączka. Ręce same rwały mu się do sięgnięcia po kosę z zamiarem wbicia ostrza w trzewia rudzielca. Przez moment myślał również o pojmaniu jej żywcem i wyładowaniu na niej całej nagromadzonej frustracji. Spojrzawszy jednak na białowłosą towarzyszkę, odrzucił tą głupią myśl, nie chciał jej bowiem utwierdzać w przekonaniu, że rasa ludzka dąży tylko do zaspokajania swoich potrzeb, wykorzystując do tego wszelką nadarzającą się okazję.

Z nagłego wybuchu gniewu zaczął szczękać nerwowo zębami. Głębokie zmarszczki pojawiły się w okolicach nosa i oczu. Przypominał teraz drapieżne zwierze na chwilę przed atakiem. Gdyby nie kojąca obecność Esildry, momentalnie rzuciłby się na Avellin z wielką furią.

Nie tracąc czasu, zdjął prędko płaszcz i przyszykował się do skoku. Plan miał prosty. Gdy ofiara podejdzie odpowiednio blisko, narzuci na nią płaszcz i powali na ziemię poprzez podcięcie nóg. W razie czego, był też mentalnie przyszykowany na małe podduszenie zdobyczy. Ustawiwszy w dogodnej pozycji, dał niemy sygnał białowłosej, aby i ta mogła przyszykowała się do ataku. Zostało już tylko czekać, aż córa króla podziemi sama wpadnie im w ręce.

Re: Knieja Prastarych Żniw

82
Telion milczał długo, obu dłońmi wsparty o omszałe podłoże, wpatrzony w rudowłosą niewiastę kroczącą pośród wiecznie zielonych cisów. Za plecami szumiała rzeka, wstęgą roztopionego srebra wijąca się dnem górskiej kotliny. W powietrzu czuło się nadchodząca zimę. A w tym utopijnym ujęciu nieświadoma przyszłości biegła cura króla rzezimieszków wprost w zasadzkę.

I hyc! Wyskoczył kruczowłosy jak pantera za antylopą, dosięgnąwszy długimi przedramionami wątłych barków kobity. Padła jak moralność gorliwych wyznawców Sakira po butli wina - znaczy szybko. Z hukiem rąbnęła o zwilgotniałą glebę. Opatulana płaszczem bezwiednie machała rączkami niczym dziecię po narodzeniu. Chybko poddając się woli napastnika poprzestała wierzgać.

Nad krępującym rudowłosą mężczyzną stała już Esildra. Skąpo okryta śnieżnobiałą wstęgą elfka doglądała aktu napaści. Czym prędzej zdarła fragment okrycia z twarzy kobiety, a wtem do ich uszu dobiegł gorzki koncert histerii. Rudzielec zawył w niebo głos. Z zamkniętymi usilnie oczyma wołała o pomoc, wyrywając resztki kobiecego tembru z wnętrza gardzieli. Głos jej się załamał, dotąd piejący skowyt przypominał już tylko chrapiącą agonię. Biała gorączka - pomyślał Telion.

Avellina otwarła oczyska i gdy jej rozchwiany wzrok ulokowano na twarzy Teliona, wtem nastała cisza. Przełknąwszy ślinę normowała oddechy. I zdawało się, że zaprzestała szamotaniny aż kątem oka spostrzegła Esildrę. Wzdrygnięcie, krzyk i myjące zakrwawione policzki łzy. Histeria wróciła z podwojoną siłą. Jak płachta na byka działał widok śnieżnej driady na obezwładnioną Avellinę.

- Zostaw mnie! - krzyczała.

- Puść! - prosiła przerażona.

Re: Knieja Prastarych Żniw

83
Z długa wyczekiwany moment wreszcie nastał. W objęciu bruneta znalazł się jeden z obiektów jego największej nienawiści. Okropnie poturbowana przez los i prezentująca istnie żałosny widok kobieta, miotała się we wszystkie strony, bezskutecznie próbując wyrwać się z jego uścisku. Obecność śnieżnowłosej elfki tylko spotęgowała jej histeryczne spazmy, ale w niczym to nie pomogło. W tym samym czasie nieprzyjemna aura emanująca od mężczyzny zgęstniałą do tego stopnia, że wydawałoby się, iż można by ją zobaczyć gołym okiem w postaci ciemnego obłoku.
Telion bił się z własnymi myślami. W przeciągu chwili zdołał wymyślić dziesiątki sposobów na wyładowanie na niegdysiejszej księżniczce podziemia Irios, całego nagromadzonego w nim zła.

- Stul dziób! – wrzasnął, a właściwie zawarczał jak wściekły ogar. - Gadaj! Gdzie reszta? I dlaczego wyglądasz jak sponiewierana dziwka, koledzy cię tak urządzili, hę? – nie przebierał w słowach.

Z jego gardzieli rozbrzmiał szyderczy i maniakalny chichot. Z jednej strony wręcz nie mógł się doczekać, żeby wymierzyć sprawiedliwość, z drugiej natomiast nawet ręką nie ruszył, aby spoliczkować skowyczącego rudzielca. Czyżby obecność elfki jednak go powstrzymywała przed przekroczeniem tej cienkiej granicy?
[img]https://i.imgur.com/WvpDgd1.jpg[/img] Przycisnął Avelii, całym ciężarem swojego ciała, do ziemi. Siedząc na jej udach, swoimi nogami unieruchomił jej nogi, a ręce poprzez chwycenie za nadgarstki. Była całkowicie zdana na jego łaskę.

- Co z nią zrobimy? - nim jednak wcielił, którykolwiek ze swoich złowieszczych planów w życie, nie wiedzieć czemu najpierw postanowił zapytać o zdanie Esildrę. Bądź co bądź, to jej wyrządzono największą krzywdę. Pobicie, spalenie strażnicy i wyrżnięcie zwierząt, a kto wie i co jeszcze. Miała za co się mścić.

Re: Knieja Prastarych Żniw

84
Hmm — warknęła z wyrzutem na zadane wcześniej pytanie, nieporuszona męczarniami rudowłosej złodziejki.
Musi zapłacić za rzeź w Alasheadur. — dodała, podnosząc z wolna wzrok na Teliona, który dociskał do wilgotnego gruntu dawną towarzyszkę.

Dopiero gdy na chwilę zwrócił ponownie spojrzenie na Avellinę, ujrzał przerażenie w najczystszej postaci. Jej ciało wygięło się, a ręce zwarły wbite w ziemię. Głos podniósł się i opadł, z jej piersi dobywał chrapliwy oddech przerywany gorzkim lamentem.

Nie zjadajcie mnie, proszę! Nie zjadajcie mnie — powtarzała do znudzenia.

Śnieżna elfka przygarbiła się ignorując wołanie. Zamaszyście włożyła parę pęków ziół w człowiecze usta o wąskich wargach. Avellina wzdrygnęła się pierw, po chwili opadając. Oczy zrobiły się jej mętne, jakby cierpiała na ostatnie stadium zaćmy. Telion mógł poluźnić uchwyt. Niczego więcej prócz chwilowej sedacji nie osiągnięto. Wystarczyło to jednak na swobodne zejście z pojmanej złodziejki. Kruczowłosy wciąż więził jej nadgarstki, lecz bez dosiadu. Musiał ustąpić miejsca Esildrze.
Kapłanka pochyliła się nad napiętym ciałem, dalej ścinając drobnym kozikiem zbędną odzież z kobiety. Pierw rozcięła skórzaną kamizelkę, potem białą koszulę, kończąc na przylegających do ud brązowych bryczesach. Cięła szybko, ale dokładnie. Oburącz spuściła resztę spodni do kostek. Wtem Avelina z lekka wierzgnęła nogą. Telion zauważył, że Esildra żuje jagody, barwiące jej sine wargi na czarno. Wprowadziła kciuk do ust, oblizując go dokładnie, a dalej naznaczając nim na skórze linię tuż nad spojeniem łonowym. Potem ujęła kozik wysoko nad głową.

W rozstrzygającej godzinie, w której jej hart i zdecydowanie mogły się zachwiać, oparła się na swej wierze w sprawiedliwego Turoniona i kulcie natury.

W chwili gdy kapłanka wykonała pierwsze cięcie i przekroiła skórę, głos Avelliny zachwiał się. Jej ciało ponownie wygięło się pokracznie. Mimo cierpienia nie zmieniała pozycji. Esildra przedarła się do warstwy powięzi. Dolna pokrywa brzuszna była silnie wzdęta. Przecięła czerwone i jakże grube pasma macicy. Jak wypchnięte pięścią, wnętrzności wypłynęły na trawę. Część tworów usiłowała wrócić z powrotem przez ranę, ale im się nie udało. Guz w kształcie gruszki, który wypełniał większą część jamy, zamykał drogę. Elfka przebiła otaczającą go błonę, z której raptem ulała się szarozielona i nieco mglista ciecz. Odłożyła ostrze na bok. Objąwszy oburącz guz, wpakowała w niewielki otwór smukłe palce, bestialsko poszerzając dziurę. Masa tkwiła na elastycznym sznurze z wnętrza brzucha jak przejrzały, potężny owoc na szypułce. Wtedy Esildra ujęła sznurek zębami i przegryzła od strony macicy. Ze sznurka wypłynęła galaretowata masa, a kolejno żywo czerwona krew. Karminowe wężyki naznaczyły brzuch Avelliny. Wargi zbielały. To, co wydobyło się z jej gardła, było już tylko karykaturą ludzkiego krzyku. Można to było wziąć za skargę i protest umierającej.

Esildra usunęła otaczające guz błony. Odszukując jej zakrwawione ręce wzrokiem, kruczowłosy wychwycił, że to co trzyma w dłoniach wcale nie jest guzem. To było dziecko... Malutkie, o cienkiej skórze, bez włosów i paznokci. Bez wykształconych w pełni uszu czy ust.

Życie za życie — powiedziała cichutkim głosem, kierując spojrzenie pełne spełnienia na ledwie przytomną Avellinę.

Re: Knieja Prastarych Żniw

85
Pijany gniewem młodzieniec zrobił miejsce elfce dając jej zupełny dostęp do rudowłosej kobiety. To co się następnie stało pamiętał jak przez mgłe. W pierwszej chwili uczuł jak mimowolnie jego libido wzrasta. Rozprute ubranie ludzkiej kobiety odsłoniły jej jędrne piersi i część zakazaną poniżej pasa. Następnie przyszło brutalne otrzeźwienie. Dotąd łagodna elfka przystąpiła do okrutnego rytuału. Rozcinała kolejne warstwy ciała pozwalając by wnętrzności wypłynęły na zewnątrz. Jakby tego było mało, najgorsze miało dopiero nadejść. Widok rozrywanej macicy i wyciąganego z niej płodu przyprawił mężczyznę o mdłości i tylko dzięki wyjątkowo silnej woli zdołał powstrzymać skromne treści żołądka przed opuszczeniem jego granic.

Drżąc na całym ciele puścił nadgarstki umierającej w męczarniach Avellin i przysiadłszy tuż przy jej głowie, schował własną makówkę między kolana nakrywając ją od góry chudymi rękoma.
Powracająca powoli równowaga emocjonalna zaczęła dopuszczać do świadomości chłopaka strach. Strach przed tą, która bezustannie wydawała się mu być najczulszą istotą jaką w życiu poznał.

- C-co z tym zrobisz? - wyciągnął pobladłą jak trup dłoń w stronę abortowanego dziecka.

Odkąd wyruszyli z Irios nawet nie pomyślał, że jego dogasająca towarzyszka może być w ciąży. Jej wygląd, zachowanie w niczym nie zdradzały, że może nosić w sobie życie, które zakończyło się wcześniej niż rozpoczęło. I ciekawe jak na to zareaguje ojciec, kimkolwiek by nie był. Finn, Kadrim? Nie miało to jednak znaczenia w tym momencie. Co gorsza w tej całej sytuacji Telion zdał sobie sprawę jeszcze z jednej rzeczy. Za nic w świecie nie może już nigdy pojawić się w rodzinnym mieście. Przecież ojciec dziewczyny jest szefem lokalnej grupy przestępczej, aż strach pomyśleć co mogłoby się wydarzyć, gdyby dowiedział się, że ten niepozorny świeżak maczał palce w śmierci jego córki i nie chodziło tu tylko o los jego samego, ale również i pozostałych członków rodziny.

Z odcieniem twarzy przypominającym teraz świeży śnieg, ludzki samiec powstał na nogi, które wydawały się być zrobione z waty.

- A niby to ludzie są potworami- rzucił w stronę elfki głosem łamanym co drugie słowo.

Oczywiście nie miał nic przeciwko samej idei wymierzenia kary, zwłaszcza dla tych, którzy na nią zasłużyli, jednakże sposób w jaki się ona ziściła na ciężarnej kobiecie odbiła się w nim dogłębnie.

- Opłakiwała bezbronne zwierzęta, sama porwała się na niewinne życie - majaczył.

Szok wywołany krwawym widokiem oderwał go od rzeczywistości. Biały jak chmura, rozdygotany na całym ciele, wspierał się o trzonek kosy i zataczając się niczym pijaczek, podeptał chwiejnym krokiem w stronę nakreślonym mu przez przeklętą mapę, nie zważając zupełnie uwagi na obecność białowłosej morderczyni.

Re: Knieja Prastarych Żniw

86
Sprawiedliwy jest nasz pan każdy zbierze to, co siał. — odparła beznamiętnie, układając płód na dwóch otwartych dłoniach, jakoby niosła przenajświętszy artefakt. Usytuowane na wysokości piersi ręce nie drgnęły ani razu. I chodź były splamione schnącą krwią, dostojny marsz elfki wynoszącej martwy płód przypominał religijny obrzęd, jakie Telion miał okazję widzieć w oddanym pod protekcję Sakira Irios.

Ale sakirowcy nie składali dzieci w ofierze. O tym pisano wyłącznie w prastarych księgach, z tego słynęły szamańskie plemiona orków lub odmieńców z Archipelagu. Ofiary spełniały ważne zadanie — miały uchronić kraj od nękających klęsk suszy, powodzi, wybuchów wulkanów, trzęsień ziemi i naturalnych katastrof. Sama śmierć nie była końcem - wierzono w życie pozagrobowe, zabijane w ofierze dzieci dołączały do bogów i swych przodków, a ich kult i wznoszone do nich modlitwy mogły wyprosić łaskę u bóstw.

Czy było tak w przypadku śnieżnej elfki?

Esildra powoli wędrowała przez las, nie bacząc na rozsiane pod stopami kamienie czy gałęzie. Kroczyła niewzruszona, zaczarowana można rzec. Ślepo minęła obficie krwawiącą z rozpłachtanej macicy kobietę. Jej rumiane dotąd usta utraciły dawny koloryt. Ciało było zimne, a powieki ciężkie. Avellina umierała.

Telion krążył dookoła bez celu. Zagubiony, zdezorientowany, rozbity. Pod jego stopami ziemia chłonęła świeżą krew, chlupiąc z każdym kolejnym krokiem coraz głośniej. Z każdym kolejnym spojrzeniem na niedoszłą matkę zginał się w odruchu wymiotnym. Za każdym razem coraz słabiej, aż przyzwyczaił organizm do tego widoku. Czy mógł przyzwyczaić także duszę?

Esildra odgarnęła zmarznięte liście, które okrywały malutkie oczko wodne. Niewiele większe od kreciej nory. Z wyrwanym z brzucha płodem na dłoniach uklęknęła dostojnie, jak na kapłankę przystało. Woda w oczku była mętna, na powierzchni unosiły się resztki oszronionych listków skąpanych w blasku górującej gwiazdy. Dookoła sadzawkę porastała zielona gęstwina traw.

Plum!

Wypuszczona z rąk ofiara zniknęła pod powierzchnią, a wtem horyzont zapłonął złotem i czerwienią. Takiej samej barwy pręga kładła się na wodzie sadzawki. Najpierw czerwona przeszła w zieleń i na końcu w błękit. Z światła wyłonił się zarodek. Niewielki kryształ, prawie że płatek śniegu. Stopniowo począł powiększać swe rozmiary. Telionowi wydawało się, że coś słyszy, lecz głos ten stłumił porywisty wiatr nadchodzący od północy. Nagle całą sadzawkę pokrył lód i dalej okoliczną ziemię. Zamarzały drzewa, trawy, wszystko to, co stanęło na drodze magicznej fali zestalał mróz. Kruczowłosy czuł, jak zmarznięta ziemia drży pod stopami.

Znad sadzawki zawołała Esildra, wpatrująca się w jej skute lodem wnętrze.

Lód jest przejrzysty jak szkło, jak na niektórych czystych górskich jeziorach, gdy kamienie na dnie i pływające ryby widać przez sążniowej grubości taflę. Tam w dole, głęboko pod lodem skryta jest prawda. I prawdy dostąpić może tylko sprawiedliwy duch — spojrzała przez ramię na mężczyznę. — Sprawiedliwy nie jest zły i nie jest dobry. To, co uczyniliśmy... To tylko przywrócenie odwiecznej równowagi. To sprawiedliwość, malanore.
Obrazek

Re: Knieja Prastarych Żniw

87
Słowa elfki były dla młodzieńca zupełnie niezrozumiałe. Sądził, że to on dostąpił utraty zdrowego rozsądku na skutek traumatycznych wydarzeń, ale posłyszane brednie na temat równowagi, czystości lodu i mozliwości odczytania w nim prawdy wydawały się mu być paplaniną odurzonej psychotropami osoby.
Nie mógł znaleźć analogii między wybebeszeniem ciężarnej kobiety a przywróceniem ładu w świecie. Sprawiedliwość - mężczyzna prychnął na ten wyraz.

- Chore- skomentował krótko.

Zdezorientowany zupełnie podszedł do białowłosej. Następnie padłszy za nią na kolana, ułożył dłonie na jej ramionach, czoło opierając o podstawę karku.

- Co to za pan, który żąda krwi niewinnych? Gdzie tu widzisz sprawiedliwość? - chciał pojąć to co wydawało mu się nie do pojęcia. - Czy jeśli jedna z twoich sióstr zawini, to też wypruwacie jej flaki?- uszczypnął.

Jego dłonie powędrowały niżej. Objął on Esildrę niczym dziecko szukające pociechy w ramionach matki. Czuł się zupełnie rozbity. Nie wiedział już, po której stronie powinien stanąć. Rzezimieszków czy śnieżnych elfów. Zarówno jedni jak i drudzy wydawali mu się być obecnie siebie warci. Tu siewcy śmierci i tu. Co za róźnica, kogo przyjdzie mu uznać za sojuszników. Cena będzie taka sama.

Docisnął elfkę do siebie. Zanurzył twarz w jej włosach, kątem oka spoglądając w powstały znikąd przezroczysty lód.

-Nic nie rozumiem - żalił się. - Mam dość tego wszystkiego - wyczerpanie psychiczne dawało mu się we znaki, a nawet nie dotarli do celu podróży. Potrzebował odpoczynku.

Re: Knieja Prastarych Żniw

88
Mrówka, która słyszy słowa króla, może nie zrozumieć tego co powiedział... A przed obliczem Turoniona, wszyscy jesteśmy mrówkami — skonstatowała wątpliwości mężczyzny, nie reagując na objęcie w talii. Była zimna, nieruchoma, jakby opętana. W transie, z którego nie może lub nie chce wyjść.

— Powiem ci, malanore — dotknęła jego dłoni, która spoczywała na jej płaskim jak deska brzuchu — że niegdyś i ja błądziłam. Błędnie brałam ostrzeżenie za proroctwo albo proroctwo za ostrzeżenie. Ale pamiętaj, winien jest czytelnik, nie książka. Pytasz więc, czy jest to sprawiedliwe? — elfka odchyliła głowę do tyłu tak, że jej oparła się o ramię Teliona i odwrotnie. — A czy sprawiedliwe było wkroczenie do świętego Alasheadur, by je grabić? Czy sprawiedliwa jest rzeź niewinnych? Czy sprawiedliwy był deszcz spadających gwiazd zesłany przez Sulona na Fenisteę?

Nie znasz odpowiedzi — szepnęła. — Bo odpowiedzią jest sprawiedliwy. To on jest naszym głosem. Wielki on ma prawo decydować o tym, co jest i nie jest sprawiedliwe. Jedno jest czarne, a drugie jest białe. Istnieją lód i ogień. Nienawiść i miłość. Gorycz i słodycz. Pierwiastek męski i żeński. Ból i przyjemność. Zima i lato. Dobro i zło. Wszędzie napotkasz przeciwieństwa. On jest sprawiedliwością, malanore. On decyduje, w którym kierunku przesunie się waga.

Nagle Telion poczuł, jak ogarnia go niepojęty strach. Bał się potwornie, strach pełzał mu po kiszkach, zdawało mu się, że ma w wątpiach coś oślizgłego. W cichości ducha liczył na to, że problem przeminie, że rozsądek zdusi lęk, lecz lęk ten nie pochodził od niego. Gęsia skórka wysypała przedramiona, spostrzegł ją i na karku kapłanki. Oddychała głęboko, szybko wciągając coraz zimniejsze powietrze do płuc.

Z zamarzniętej sadzawki umknęła łuna światła.

Esildra pochyliła się nad nią, opuściwszy objęcie mężczyzny.

Widzę — powiedziała. — Widzę! Pan dopuścił mnie do źródła. — zatopiła wzrok w mglistej jasności.

Widzę krainę północy. Wielka bitwa naszych czasów. Wierny sługa Turoniona prowadzi armię niepokonanych przeciwko demonom. Zwycięstwo! Nie... Jest też zdrada, śmierć...

Głos elfiej widzącej zachwiał się.

Widzę Keron spowity mrokiem. Widzę zarazę daleko stąd. Krew niewinnych spływa ulicami miast. Głód i martwa ziemia... Na wschodzie. Na wschodzie zrodzona z łaski Osureli zaprowadzi nowy porządek. Natura nigdy nie zazna spokoju, więc sama zawalczy o swoje prawa... Nie rozumiem. W sercu kontynentu zepsucie. Z zachodu niszczycielski ogień, na wschodu dzika natura. Ale nie widzę nas. Nie ma nas w wielkiej wojnie o Keron. Dlaczego? Nie! Powiedz mi, panie. Nie!

Tafla pękła, a blask rozproszył się w wypełniającej sadzawkę wodzie. Mróz puścił i wszystko wyglądało tak, jak kilka chwil temu.
Spoiler:

Re: Knieja Prastarych Żniw

89
Cogito ergo sum - to motto przyświecało młodzieńcowi przez długie lata. Trzymał się go jak noworodek matki a wszystko co wyłamywało się z tej zasady brał za banialuki i przesądy. Dziś jednak całe dotychczasowe życie i jego zasady zatrzęsły się w posadach. Dziwów jakich był świadkiem było zbyt wiele jak na jeden raz. Ofiarowanie płodów, niewytłumaczalne gry świateł i bredząca od rzeczy elfka.

- Tak najwidoczniej musiało się stać - podsumował część związaną z określaniem definicji sprawiedliwości. - Wszelkie zaistniałe sytuacje są konsekwencjami naszych czynów, a nie wydarzeniami nakreślonymi przez bogów - skontrował wyjaśnienia długouchej w czysto scjentyczny sposób.

Telion nie lubił gdy ktoś dyktował mu warunki. Zwłaszcza jeśli mistrzem gry było jakiś wszechmocne bóstwo traktujące żywe istoty jak zabawki i przestawiające je według swojego upodobania.

Temat nagle został przerwany. Dziwnym zrządzeniem losu zarówno on jego jak i ją ogarnęło przytłaczające uczucie.

- Co ci jest? - mężczyzna zaraz doskoczył do pochylającej się nad taflą wody zdyszanej dziewczyny. - Czy to cena jaką musisz ponieść za służenie temu bożkowi? - dopytywał się, kiedy pogrążona w transie Esildra zaczęła przemawiać.

Słuchał jej przemowy dokładnie starając się zapamiętać jak najwięcej szczegółów. Co prawda o kilku z wymienionych wydarzeń słyszał, jednakże pozostałych przypadków nie mógł logicznie wytłumaczyć. Skąd bowiem Esildra mogła wiedzieć, że Północ wreszcie zostanie oczyszczona z potworów, jaką miała pewność, że wybuchnie kolejny pożar na Zachodzie czy cokolwiek miała na myśli mówiąc o niszczycielskim ogniu, i co miało znaczyć u licha (...) nie widzę nas. Nie ma nas w wielkiej wojnie o Keron. O kogo jej chodziło?

- Dobrze się czujesz? - Telion ponownie objął jej delikatne ciało, gdy wizji nadszedł kres. Nie na żarty zaczął zamartwiać się o towarzyszkę. - Opuśćmy to przeklęte miejsce. Ponieść Cię czy dasz radę sama? - nie wiedział co ma zrobić. Jeszcze nigdy w życiu nie był świadkiem takiego czegoś. Chociaż sam przeszywał go strach, starał się jak mógł dopomóc Esildrze w chwili przedziwnego i niewytłumaczalnego stanu.

Nie czekając jednak na reakcję zwrotną postanowił przejść do działania. Jedną ręką wsparł plecy śnieżnej driady, drugą wsunął pod kolana i tak powstał z nią z zimnej ziemi.

- Cokolwiek tam zobaczyłaś, zachowaj dla siebie i tego całego Turoniona - rzekł niosąc ją jak najdalej od oczka wodnego - Każdy jest kowalem swojego losu i nikt ani nic nie ma prawa w to ingerować - prawił. A teraz chodźmy, Alasheadur czeka.

Re: Knieja Prastarych Żniw

90
Nie protestowała, gdy podjął ją pod udem. Nie protestowała, gdy wstawał z kolan. I nie protestowała, gdy stanowczo stawiał kolejne kroki oddalając się od źródła wiedzy. Z ledwie zarzuconymi rękoma na szyi mężczyzny, śnieżnobiała elfka dała nieść się w nieznane. Bezbronna i czysta, nieobecna jak nigdy dotąd. Jej przepełnione pustką oczy błyszczały niczym gwiazdy na bezchmurnym niebie. Z lekko rozwartych ust ulatywała chłodna para, ginąc zaraz po ewakuacji na bladych policzkach. Nie reagowała na pytania Teliona. Po ostatnich słowach męża rzuciła ku jego spochmurniałej twarzy spojrzenie, lecz było ono nieme, jak to przeklęte źródełko po wróżbie.

Zniknęli na pagórku, a potem szli leśną ścieżką otoczeni drzewami o coraz grubszych korach.

Nie widziałam nas w wielkiej wojnie — wydukała przez zaciśnięte zęby. — Nie widziałam białych elfek. Czyżby miał nas ominąć nadchodzący kataklizm? Czy świat poradzi sobie bez nas? — pytała samą siebie pod nosem, nie zważając na dźwigającego ją mężczyznę. Aż nagle ocknęła się z transu. Tęczówki zamigotały dawnym błękitem, a źrenice zwęziły jak u łowcy.
*** Wielki Kadrim stąpał ciężko w oddali. Odbijawszy się od drzew, krzyczał złowieszczo. Był brudny, w poszarpanych łachmanach. Krew ściekała mu po policzku, brudząc całą pierś i niegdyś białą koszulkę. Brakowało mu lewego buta i kolejnego oka... To stąd wypływały karminowe wężyki. Rana musiała być świeża.

Suko! Znajdę cię. Gdzie jesteś? Ty suko... — krzyczał, po każdym słowie ochryple kaszląc.

Wróć do „Książęca prowincja”