Zamek "Oko Lwa"

1
Wzniesiony przez Hrabiego Domenica Wiekowego na przestrzeni niecałych czterech lat a tuż po wojnie domowej zamek z szarego kamienia „Oko Lwa” zabezpiecza oraz kontroluje wschodnie ziemie rodu Gwynllew, mając także baczenie na trakt łączący Saran Dun z Qerel.
Od północy i południa, położony na wysepce zamek właściwy łączy się z lądem za pomocą dwóch mniejszych konstrukcji obronnych, które zwać można dziedzińcami zewnętrznymi, a które to stanowią pierwszy etap zmagań dla każdego szturmującego. Pierwej nieprzyjacielowi przyszłoby mierzyć się z koniecznością pokonania fos i zdobycia bram, gdzie czekają na niego okute żelazem brony i machikuły umieszczone w gardłach owych bram. Wojsko szturmujące pozostawałoby pod stałym ostrzałem prowadzonym zarówno z trzech okrągłych wież – dwie w bramie i jedna wbudowana w mur – jak i obudowanego hurdycjami chodnika bojowego. Należy nadmienić, że odcinki murów, z których nie da się prowadzić obrony nie są do tegoż przystosowane, aby w razie zdobycia pierwszego przyczółka, nieprzyjaciel nie mógł umocnić pozycji przeciwko zamkowi właściwemu, z którym to przyczółki łączą jeno wąskie groble i podnoszone mosty. Tutaj, z południowej strony, z wiadomych powodów, znajdują się karczma oraz burdel.
Przypuszczając samobójczy atak groblą, nieprzyjaciel ani chybi natknie się na podniesione mosty i na wąskiej przestrzeni ostrzelany zostanie zarówno z poziomu muru środkowego jak i wewnętrznego. Ten pierwszy to kamienna kurtyna trzymając w sobie zwały ziemi międzymurza. Dla obrońców chodnik dostępny jest z poziomu dziedzińca, jednak dla napastnika to całe sześć metrów piętrzących się w górę problemów, tak ściśle przylegających do tafli wody, iż żaden desant łódką nie jest możliwy. Położony na planie boków prostokąta mur z krenelażem flankują cztery otwarte bastiony, a dostępu zań bronią masywne bramy opatrzone wieżami.
Zdobycie terenu międzymurza równa się wstąpieniu na przedsionek Krainy Mroku. Przed napastnikiem bowiem teraz już wznosi się górujący nad dziedzińcem mur wysoki na piętnaście metrów a flankowany przez okrągłe wieże wysokie na prawie dwadzieścia. Prawie cały chodnik osłania kamienny ganek z którego otworów strzelniczych oraz machikuł niechybnie posypią się pociski. Sam ogrom i siła obydwu bram zniechęcają do forsownych prób ich wyłamywania – przejścia są wąskie, spadziste, skrętne a brony w każdym aż trzy.
Coś – szeroka ale niska budowla na planie prostokąta - co w tym zamku uchodzić by mogło za donżon, wcale nim nie jest. Ów budynek, pierwotnie zaplanowany właśnie jako donżon, służy dziś w roli garnizonu oraz dodatkowego magazynu a także zbrojowni. Wchodzi się doń poprzez rampę i opuszczaną kładkę, tedy służyć może jako punkt ostatniego, naiwnego oporu.
Kasztelan zamieszkuje hall, gdzie mieszczą się także kuchnie lorda oraz jego prywatne spiżarnie i piwniczki. Reszta budynków na dziedzińcu to zakłady rzemieślnicze, stajnia, lazaret oraz kaplica.

Re: Zamek "Oko Lwa"

2
Georg uśmiechnął się. Ba, nim raczył odpowiedzieć, wstrząsnął nim śmiech. - Bo widzisz, chłopcze... Załoga tego zamku baczy na wschodnie ziemie rodu, a ów ma w herbie białego lwa. Nie dość tego, ten zamek, jego centrala część na jeziorze, przypomina źrenicę w oku. Powiedz mi jednak... - Wyszczerzył zęby. - Skoro na wschodzie jest oko, to także łeb, nie? Czyli lew, rozumiesz, wypina dupę na Qerel. Hahahahaha! - Chwilę mu zajęło nim się uspokoił, ale w końcu otarł ostatnią łzę i pociągnął nosem, doprowadzając się do porządku i względnej powagi. - Tylko nie rozpowiadaj tego, dobra? Bo rozumiesz... To pewnikiem żadna obelga, ale władcy to wszędzie się ich dopatrują.
*** Na czele z Georgiem transport zatrzymał się pod zewnętrzną bramą południową. Z okienka samborzy wyłonił się łysy, oblany czerwienią nadciśnienia łeb. - E, to wyście, panie Georg?! Kolejny transport? - Wykrzyczał - tak go nazwijmy - sierżant Burak.
- A jakże! Solone mięsko dla dzielnych wojów! - Odkrzyknął rycerz.
- Mhm... - Burak zniknął i zaraz dało się go słyszeć wewnątrz. - A wy co?! Głusi?! Raz dwa,
migiem bramy rozwierać, most opuszczać!

- Ta jest, panie sierżancie!

Po drugiej stronie gardła bramy obaczyli dziedzinie a na nim zaś żołdaków. Jeden przy studni zagadywał do dziwki, inny rżnął z kolegą w kości, a z kolei spory wianuszek zebrany obok karczmy patrzył, jak dwóch takich się napierdala po ryjach.
- Z lewej! NAPIERDALAJ Z LEWEJ! Nie z tej, kurwa, lewej! Z drugiej lewej!
- W mordę go!

- No... Ja się zgadam z kim trza i potem zabierzecie się ze mną. Tylko ten... Robert jest na polowaniu, to nim wróci, może czasu trochę zlecieć. Zjedzcie coś w karczmie, poczekajcie. - Już miał ruszać do sprawunków, ale odwrócił się jeszcze. - Aha, powiedzcie, żeście ode mnie. Od Georga znaczy, to wam lepiej usłużą.
*** Karczma jak karczma, tylko pełno wojaków. Tu i ówdzie chłop z dziewką na kolanach - podszczypuje, łapy wsadza, a kurwa udaje, że ją to bawi. Reszta scenerii to ławy, stoły, dzbany i puste michy.
Stary znalazł dla nich zaciszniejsze miejsce i poszedł rozmówić się o żarcie. Wrócił rychło, z całym kurczęciem na zimno, twardym serem, ewidentnie wczorajszym chlebem i stągwiom piwska.
- Piękny zamek, prawda? - Zagaił, siadając naprzeciw młodzika. Podsunął mu jedną z desek a sam wyciągnął nóż i na jego deseczce zaraz wylądowało udko. Potem wskazał nożem na upieczonego ptaka, zachęcając giermka do urżnięcia sobie kawałka.
- Jedz, jedz... Musisz zdrowieć i nabrać sił.

Re: Zamek "Oko Lwa"

3
Coś nie tak? Pomyślał niezręcznie giermek w tej całej sytuacji, bo nie rozumiał tego całego śmiechu do końca, ale mimo to uśmiechną się mimowolnie, bo sam dźwięk śmiechu często wywołuje taki efekt, że drugi człowiek sam się śmieje. Giermek słuchał i przytakną na pytanie, że lew także miał tam głowę.- Wiadomo, Sir. - Odrzekł blondasek z lekkim uśmiechem, a potem rycerz prawie się nie udusił ze śmiechu. Nie łapię. To było miasto mości pana Księcia Jakuba, a miano seniora trzeba szanować, no ale cóż zrobić, raczej nie będzie krzyczał na rycerza za takie coś bo i po co?
- Słowo Deraza.- Powiedział z ciepłym uśmiechem młodzieniec do rycerza co do tematu z możliwością wygadania się innym.

Zaraz potem młody miał szansę ujrzeć dwóch tłukących się żołdaków, więc nie lada widok dla takiego giermka jak on. No powiedzmy sobie szczerze, większość chłopaków w tym wieku lubi patrzeć się na sporty związane z walką. W dodatku miał on do pooglądania zamek! Oglądał on każdy szczegół murów oraz systemów jego budowy, porównując przy okazji go z jego rodową siedzibą "Fosą Deraz", która była połączeniem dwóch różnych brzegów rzeki Deraz. Ciekawe czy... Nagle miał zadać jakieś pytanie rycerzowi, ale Georg całkowicie go rozkojarzył.
- Oczywiście, Sir. Będziemy czekać. - Dopowiedział jednooki chłopak, po czym próbował swoim kulawym ruchem zejść ze Skocza, z którego sobie te ostatnią godzinę pozwolił przejechać. Zaraz potem spróbował go jako oporządzić w stajence, ale już resztę zostawił stajennemu, o ile oczywiście takowy był.
*** - Przyjemnie. - Rzekł giermek do rycerza gdy weszli do karczmy. Młody próbował swoim to niezdarnym teraz krokiem jakoś zwinnie na ile tylko mógł wymijać kelnerki oraz większych typów, co by chętnie spuściliby mu wpierdol. Drugie oko mi jeszcze miłe, heh. Wystarczy, że z tym bandażem na oku to wyglądałby pewnie jak zawodowy cień bosmana, tylko brakuje, by mu dłoń ucięli. W końcu dostrzegł on ławę obiecaną, więc z uśmiechem ruszył ku niej, żeby to w miga usiąść. Gdy już posadził swój tyłek na drewnie, to odetchnął z ulgą i wyciągnął na tyle nogę, żeby to ona była w jakieś wygodnej pozycji, ponieważ była zbita. Za momencik pojawił się rycerz z jedzeniem, więc na chłopaku było widać oznaki zadowolenia. Lubił jeść.
- Ano, prawda, Sir. Aż mi się zrobiło tęskno za moim.- Tutaj spojrzał na kuraka i sobie urwał porządny kawałek nóżki ptaszyny w obu dłoniach, po czym sięgnął za kawałek sera i chleba, robiąc w ten sposób kanapkę bez masła.- Mnie namawiać nie trzeba, heh. - Rzucił z najweselszym tonem oraz wyrazem twarzy jaki tylko miał w swoim zanadrzu. Gdy tak pojadł i popił dobre piwko, zrobił lekką przerwę.
- Muszę się przejść do jakiegoś lepszego felczera, Sir, dzisiaj, bo te oko mnie martwi trochę.- Tutaj poklepał swoim palcem wskazującym prawej dłoni na bok głowy, gdzie był przywiązany bandaż okrywający oko.- Przynajmniej będę miał klawą opaskę na oko...hehe

Re: Zamek "Oko Lwa"

4
Zamek stanowił przykład ciekawy, albowiem pomimo rozmiarów był bajecznie łatwy w obronie nawet dla niewielkiego garnizonu - szturmowanie go to atakowanie obwarowanych bram przez wąskie przejścia, bez możliwości skutecznego podprowadzenia ciężkiego sprzętu. Skuteczny ostrzał wymagał dużej siły machin i odrobiny taktycznej gimnastyki, nie gwarantując przy tym powodzenia. Jedynym czego tak naprawdę winni obawiać się odpowiednio liczni obrońcy był głód.

Stajnia w zewnętrznym posterunku była częścią karczmy i służyła głównie gościom, albowiem w czasach pokoju południową część otwierano dla przejezdnych. Dziś, naturalnie, w przybytku przesiadywali jeno żołnierze a narastające napięcie zmusiło zamek od odmawiania gościny wędrowcom.

- Poszukamy, gdy tylko Georg powróci. On z pewnością będzie wiedział. - Staruszek nie potrafił podzielać jego entuzjazmu, podzielał natomiast obawę o stan rany.
- Szukacie medyka? - Usłyszeli. Obok nich, jak z pod ziemi, wyrósł szczupły człowiek o pociągłej gębie, włosach w kolorze słomy i tożsamego koloru bródce, odznaczającej się rudymi skupiskami kosmyków. Na jego licu odciskały się trudy licznych podróży i dwie blizny, biegnące kolejno, pierwsza po prawym poliku, a druga przez kawałek głowy i na lewy skos po czole.
- Arthur z Lisiej Polany, herbu... no herbu lis. Witam... Panie. Młody człowieku. - Lekko skinął głową, kolejno dla każdego. - Mogę? - Zapytał, wskazując na ławę.
- Zapraszam. - Odparł rycerz.
- A dziękuję... - Szpakowaty uśmiechnął się do nich, pokazując żółtawe, trochę uszkodzone uzębienie. - Przybyliście razem z Georgiem, prawda? Słyszałem już, że transport napadnięto... Niechybnie złe czasy idą, oj złe. - Przeleciał po nich wzrokiem. Zatrzymał się na Derazie. - A... to po to wam medyk. Jasny czort... cóż wam się stało, młodzieńcze? - Odwrócił się. - Piwa! - Krzyknął do jednej z dziewek. - No... mówcie.

Re: Zamek "Oko Lwa"

5
- Harman Deraz z herbu pantery, giermek pana Raina.- Przedstawił się miłym tonem i skiną głową na możliwość dołączenia się, w końcu człek wyglądał jako tak...ufnie.
- No właśnie my ten konwój pomogliśmy obronić przed najemnikami prawdopodobnie.- Młody całkowicie zignorował uwagę, że z tymi ranami wygląda jak siedem nieszczęść.- W sensie nie podróżowaliśmy od samego początku z nimi. Tylko traktem żeśmy jechali, jak to wszytko się działo. No ja z panem Sir Rainem myślimy co czynić, ale nagle żeśmy zauważyli herb rycerski Sir Georga, więc od razu ruszyli z pomocą.- Tutaj młody przeciągną sobie po stole swój kufel piwa i upił małego łyka. Ciekawe czy dobre.- Na początku ze zbrojnymi jeźdźcami żeśmy się bili, co oni to nas w szarży z włóczniami jechali i wiecie co panie Arthur? Sir Rain najzwyczajniej odbił tę włócznię mieczem na bok! - W tych słowach było słychać istny podziw dla rycerza.- Wracając już, to my w końcu się przebili do konwoju pana rycerza i prosił on sam o mego Skoczka, bo chciał on wycieczkę poprowadzić na nich, więc użyczyłem. Teraz żałuję, że sam nie pojechałem. Tak czy siak, wtedy zeszliśmy obaj na walkę pieszą z rycerzem. Do drugiego przeciwnika dotarłem i od niego dostałem taką niespodziankę w formie pchnięcia topora w oko, gdzie zaraz mnie w nogę trafił i mam niezłe zbicie. Stąd to wszystko.- Wyjaśnił krótko giermek, może po paru kuflach by opowiedział wszystko ze szczegółami, ale teraz to wolał coś z tym okiem zrobić.- A ten medyk co wy znacie, czy sami się na tym znacie? Hmmm? - Spytał blondasek, kończąc swego kurczaka z dodatek chleba z serem.

Re: Zamek "Oko Lwa"

6
Piwo... jasne, mętne, to akurat delikatne z niewielką ilością piany.

Lis wysłuchał opowieści, odrywając skupione spojrzenie od giermka jeden tylko raz, kiedy to usłyszał o wyczynie jego pana rycerza. Doprawdy, taki kunszt w tym podeszłym wieku, kiedy nie wszystko raczy w ciele i umyśle funkcjonować sprawnie - to zasługiwało przynajmniej na niemą gratulację, którą w tym wypadku stanowiło uniesienie brwi i ciche "mhm".

- Mówicie, że stawaliście w obronie naszej sprawy? W takim wypadku Robert z całą pewnością nie zostawi was bez należytego podziękowania. No, na pewno zapewni wam opiekę. A powiem wam, że ściągnął tutaj kilku medyków na wypadek oblężenia. - Spojrzał po nich pobieżnie. - Bo wiecie, że sytuacja jest napięta, prawda? I robi się coraz nieprzyjemniej... Słyszeliście może o Nowym Hollar?
- Coś się o uszy obiło. Podobno sposobią się do wojny. Ha! - Stary parsknął.
- Ano, to ponoć najszczersza jest prawda. Powiada się, że zakonnicy tam jakiś mord uczynili, ale jeśli byś waść mnie pytał, to ja tam myślę, że to te ich elfie sztuczki. Gdzie by Zakon miał się skrytobójstwem parać? Przecież to nie do pomyślenia.
- Dobre Bogi... Jak nie urok to sraczka albo elfy.
- Słyszałem ja też, że na dworze jakubowym o pomoc żebrali. Tak gadają.
- Bezczelne psy... - Warknął Rain.
- A tam... Książę prędzej zakonnikom dopomoże niźli tym szachrajom. Już raz nieludzi popierał i co mu z tego przyszło, hę? No... z nieludzi to tylko krasnoludy, bo stal i wojaczka, wiadomo. A i swojego się trzymają, nie mącą.
- Prawda to. Prawda...
- A wyście, młodzieńcze. Co myślicie? Z elfami wojna będzie czy nie będzie?

Re: Zamek "Oko Lwa"

7
Młodzik tak słuchał i słuchał, ale ta caaała polityka jakoś go nie pochłaniała. Jak Senior zwoła chorągwie, to jak najbardziej taki Harman pójdzie na wojnę, ale mącenie w tych wszystkich intrygach jest takie niesmaczne, że aż głowa mała. W dodatku pytają go zdanie. Ten kurczak wydaje się ciekawszy. Rzekł w duchu połykając ostatni kęs owego kuraka i odkładając kość na talerz, wytarł ręce i odrzekł. - Jeśli bogowie pozwolą to będzie, jak nie pozwolą, to nie będzie.- Powiedział z mniejszym uśmiechem niż poprzednio, bo nie było z czego się cieszyć. Jedynie kurczak był tutaj ciekawy.- A tak na poważnie, to kto to wie, za dużo pytań bez odpowiedzi mam w głowie jeśli chodzi o te sprawy. - Giermek wzruszył na to ramionami, po czym powoli planował wstać od stołu. - Sir, mogę na chwilę odejść i poprosić, by karczmarz posłał kogoś po tego pana medyka? Bo ja wolę mieć pod kontrolą nad tą raną.- Jeśli rycerz go nie ciągnął do stołu z powodu takiej odpowiedzi co do tematu walki z elfami, to młodzik skiną grzecznie głową.- Panowie wybaczą, zaraz wracam. - Na te słowa powoli wstał od stołu, bo nie lubił, jak ktoś coś za niego robi, po czym ruszył swym kulawym ruchem do oberżysty.
- Niech Bogowie błogosławią panie karczmarzu.- Zaczął blondynek z miłym uśmiechem.- Mógłbym prosić, by posłałby pan kogoś po tutejszego medyka? - Tutaj uniósł dłoń, gdzie był sygnet rodowy chłopaka, co ma jasno powiedzieć paniczowi, kto przed nim stoi. - My od Sir Georgia i w przyszłej gościnie u Panicza Roberta.

Re: Zamek "Oko Lwa"

8
Wojna to sztuka podstępu, takoż i polityka -tedy właśnie człek mieniący się uczciwym będzie miał zawsze pod górkę. To jednak już własne życzenie a obrona honorem i uczciwością to mierna zasłona. Bo czy honorowym jest w takim razie stawać przeciwko gorzej wyekwipowanemu przeciwnikowi? Czy honorowym w walce jest stosować fint?
Intrygi są i będą - bo działają. Kiedyś przyjdzie mu to zrozumieć, albo i nie. Choć, czy akurat ta sytuacja miała coś wspólnego z intrygami?

Arthur rzucił na młodego przeciągłe spojrzenie. - To lepiej szukaj odpowiedzi i patrz w tamtym kierunku, bo jak ta banda magów się na nas rzuci, wesoło nie będzie. - Ostatecznie uśmiechnął się.

Stary przytaknął, pozwalając odejść od stołu. Potem wrócił do rozmowy z Arthurem.
*** - I wam, młody człowieku. W czym mogę pomóc? - Przysadzisty, żylasty człowiek o sumiastych wąsach, nieco rybich a rozjechanych oczach oraz mocnych dłoniach oderwał się od przecierania kubka. - Georgia?... - Powtórzył - Aaa... Georga? Nom słyszał, że wrócił już. I wy mówicie, że z nim byliście, tak? Pewnikiem w napaści ucierpieliście, tak dumam. No i... Em... - Oblizał dolną wargę. - Nas to mało kiedy na zamek proszą. A medyk zagląda tutaj zawsze w pierwszy i czwarty dzień tygodnia... czyli, no czyli nie dziś. Tak to mają oni swoje rozporządzenia, tam w lazarecie - tak mówi. A jak wam pilno, to poproście Sir Arhura, siedzicie z nim. On może wchodzić i wychodzić, kiedy wola.

Mieli tutaj czekać. Ale... jeśli faktycznie bardzo chciał szybko skontaktować się z medykiem, to chyba stary sam mógł poczekać na Georga, prawda?

Re: Zamek "Oko Lwa"

9
- No tak, przejęzyczyłem się.- Młodzik odwrócił tak wzrok spowrotem do Arthura. A to rycerz jest? Spytał samego siebie z ciekawością, po czym skiną głową ku karczmarzowi.- Dziękuję.- Po czym oderwał się od szykwansu, by móc tak swym kulawym krokiem wrócić do stołu. Przystaną tak obok niego kierując wzrok do Pana lisa.- Panie Arthur, karczmarz mówi, że macie dostęp do lazaretu. Proszę Moglibyście mnie tam przeprowadzić, by medyk mógł moją ranę obejrzeć, panie? Sir Rain, nie będzie nic w tym złego? Wybaczcie, że sami będziecie musieli czekać. - Tutaj spojrzał na swego pana rycerza pogodnym wyrazem twarzy i czekał na odpowiedź. Gdy Lisek się zgodził, to ruszyli oni w drogę do uzdrowiska. Czy ów Pan miał pas rycerski?

Re: Zamek "Oko Lwa"

10
Czy był rycerzem? Równie dobrze mógł być rycerzem niepasowanym czyli wojującym szlachcicem - co w sumie dla byle chłopka byłoby pewnie oznaczało to samo. Z drugiej jednak strony... tutaj nie był to taki byle sobie chłopek roztropek tylko karczmarz, a oni przeważnie mieli rękę na pulsie w kwestii informacji.
Najpewniejszym rozwiązaniem byłoby zapytać, czy jest rycerzem czy też nie.

Jeśli po nim spojrzeć, to ani pasa ani dostojnych szat oko nie uświadczyło, ale to jeszcze o niczym przecież nie mogło świadczyć.

Tek czy siak...

- Naturalnie. - Odparł Lis. Stary także temu przytaknął, godząc się zaczekać tutaj na Georga.
*** Przeszli przez dużo mniejszą bramę w szczupłym murze oddzielającym tyły wyspy pierwszego posterunku od grobli. Potem musieli pokonać długi drewniany most - dość wąski, szybki przy rozbiórce.

Przed nimi pierwszy pierścień fortyfikacji centralnej wyspy - niski mur, bastiony i aktualnie zagospodarowane międzymurze.
- O, dezerterzy... - Wskazał mu palcem cztery trupy kołyszące się na sznurach tuż ponad wejściem. Powieszeni przyodziani byli w jutowe worki i nic więcej, a jeśli młody dobrze wytężył wzrok dostrzegł mocno pocięte batogiem klatki piersiowe i plecy u jednego z obróconych twarzą do muru nieboszczyków. - Musieli wywiesić niedawno. Widać chłopaki Czarnego mieli udane polowanie. Ha. Aha... nie wchodź im w drogę, jeśli cenisz życie. Czarny to baron, z Robertem są sobie jak bracia. Jego ludzie są zuchwali, ale niewielu może się z nimi równać. - Przystanął. Rozejrzał się, czy za nimi nikt nie idzie. - A sam Czarny... znaczy się Daniel. Jak mu się przypodobasz, pewnikiem na tym nie stracisz - o swoich dba. Jak mu podpadniesz, co odradzam szczerze... No, ponoć miał konflikt z własną matką i wujem - ona się powiesiła, a wuj wpadł kilkanaście razy na sztylet. - Lis spojrzał młodemu prosto w oczy. Poważnie. - Młody jesteś, tedy tak rzekłem... żebyś pomny był, co mówisz do ludzi. O nietakt łatwo. - Zakończył lekkim uśmiechem, który to być może miał być formą pokrzepienia. Potem machnął ręką i poprowadził ku bramom.

Pod pierwszą trochę postali, bo Lis musiał zamienić kilka słów ze strażnikiem. Gardłem szli lekko w górę, trochę po skosie i wyszli na teren międzymurza oraz lekko opadającą drogę. Z kolei następna brama, podobnej konstrukcji ale dłuższa, powiodła ich już bezpośrednio wewnątrz najmocniej obwarowanej części zamku, gdzie ujrzeli zabudowania rzemieślnicze, stajnię, donżon, trochę innych przybudówek oraz siedzibę pana. Po placu kręciło się sporo żołdaków, w postawionych szrankach ścierali się rycerze a na udeptanej ziemi wojowali zwykli żołnierze.
Lis poprowadził go do całkiem sporego namiotu, gdzie krzątali się medycy oraz ich pomoce - chorych tutaj nie trzymano ale ze względu na naświetlenie, często przeprowadzano operacje. Szlachcic zostawił go na chwilę i poszedł się rozmówić z kimś kompetentnym dla ich potrzeb, także chwilę młodzik mógł pooglądać stoły i kubeł z zakrwawionym materiałem.

- Co tu mamy? - Głos, przyciszony a szorstki należał do szpakowatego jegomościa w czerwonej bluzie i białym kitlu bez rękawów. Medyk ewidentnie przekroczył już czterdziestkę, miał spore zakola i wyraźnie się odznaczające na tle kruczej czerni paski siwizny na skroniach. Gębą nie budził zaufania - głęboko osadzone oczy, orli nos, pociągła twarz.
Bez ceregieli podszedł i ściągnął opatrunek. Przyjrzał się, zacmokał, pokiwał głową. - Nie jest źle. Kładź się tu... - Pokazał na jeden ze stołów. - Tylko pierwej to wypij. - Pokazał mu flaszkę z białym płynem, który źle pachniał.
- Przygotujcie mi narzędzia! - Zakrzyknął.

Chyba... Chyba będą operować.

Re: Zamek "Oko Lwa"

11
- Dezerterzy? Gdzie panie? - Spytał nerwowo chłopak, bo nie wiedział przez chwilę o co chodziło i czy ma dobyć sztyletu. Może gdyby miał drugie oko, to sprawa byłaby dla niego od razu jasna. Dopiero po paru szybkich ruchach okiem zorientował się, że chodzi o tych na górze.- Aaa, tacy dezerterzy.- Młody przegryzł wargę i odciągnął dłoń od głowni sztyletu, czując ulgę, że nie straci zaraz drugiego oka.
Spojrzał tak, marszcząc brwi na jednym z nich, po czym szybko wrócił spojrzeniem do liska.
- Że "Czarny" nazywa się Daniel i jest godności Barona? Że Taki "Czarny Baron"? - Spytał trochę zakłopotany chłopak, bo było widać, że mu się pomieszały informacje mocno w głowie. Samemu się wcześniej rozejrzał, czy na pewno nikt nie idzie. Tak jak opowiadał pan Arthur, to ten szlachcic to jaki straszny człek musi być! Pewnie ma bardziej srogie spojrzenie od mego własnego ojca.- Usłucham waszej rady, ale czemu zowią go "Czarnym"? Czarne włosy? - Spytał zainteresowany giermek, bo na moment obecny nie kojarzył z heraldyki kogoś takiego. Ech, Harman, jesteś tępy jak buzdygan. Blondasek przytakną na koniec końców paniczowi, że będzie uważał.- Na Etykiecie się znam panie, ale wędrówki odzwyczajają. Więc...dziękuję za ostrzeżenie.- Rzekł Deraz z ciepłą nutą w głosie, aż go nagle po paru minutach naszło pytanie.- Panie Arthurze(Nie wiem jaką końcówkę dać) mam takie pytanie, jeśli można. Jesteście panie statusu rycerza? - Przed samym pytaniem odczekał chwilę na zgodę panicza, a na odpowiedź z uśmiechem skiną głową. No cóż, pozostało jedynie tuptać w kierunku Lazaretu.

Gdy tak wędrowali, chłopak na moment zatrzymał się w miejscu, by móc obejrzeć rycerzy w szrankach. Na jego twarzy pojawił się spory uśmiech, który przejawiał istną ekscytację takim widokiem. Woooow! Szranki! Jak ja ich dawno nie oglądałem! Rzucił z niedowierzaniem giermek, bo całe te rycerskie rzemiosło wręcz nim płonęło. Zaraz spojrzał na pana Lisa.- ...już idę! Przepraszam.- Rzucił pośpiesznie, po czym spróbował nadgonić kroku za starszym.

Po dotarciu do namiotu młodzieniec nieśmiałe rozejrzał się po pomieszczeniu, a potem dopiero zrobił krok do środka. Miał nadzieję nie zobaczyć jakieś gołej starej baby, bo takie widoki wręcz miotały nim na bok. O matko, akurat jedna mi się przypomniała, fuja! To była stara i gruba karczmarka, którą ujrzał może ze dwa miesiące temu w pobliskim jeziorze, gdy on sam brał kąpiel. Piwnookiego nagle coś wyrwało z zamyślenia, a był to głos "Co tu mamy". Mały wojownik obrócił się powoli na ów kierunku i dostrzegł strasznego cyrulika. Posłał tak szybko spojrzenie Lisowi, czy nie zostawi go samego tutaj.- Młodą Panterę z ra...- Tutaj poklepał paluszkiem w swój wyszyty herb obok piersi na kurcie. Oczywiście zdania nie dokończył, bo medyk już ściągał z jego oka opatrunek.- ...raną od pchnięcia topora w oko.- Medyk pewnie nie zważywszy na jego słowa, podał mu fiolkę, którą blondasek obejrzał i powoli ruszył w kierunku stołu.- Że całą wypić? - Spytał dla pewności, po czym odkorkował, powąchał i zrobił nietęgą minę. Raz się żyje. Następnie zaczął pić te świństwo. Z tego, że wolę nasz giermek miał niezłą, to się ugiął przed możliwym beznadziejnym smakiem tego czegoś. Potem odłożył butlę na bok i ułożył się na stole. Zaraz, jakie narzędzia do jasnej? Pantera miała sporą odwagę, więc starał się zachowywać...mężnie jak na rycerza przystało. Nawet przed cyrulikiem. Trzeba pokazać przykład odwagi! Czyż nie?

Re: Zamek "Oko Lwa"

12
- I tak i nie. - Odparł Lis. - Prawda, że włosy ma jak smoła albo krucze pierze. Ale... To pretekst, bo tak po prawdzie, to jego dusza jest czarna. Znaczy... tak mówią wszyscy ci szlachetni panowie. Zaś jeśli mnie byś pytał, to jest on okrutny ale i wierny sprawie. Tak... em, lepiej już o nim nie mówmy.

- E?... - Spojrzał na niego. - A nie wyglądam? Cholera... - Uśmiechnął się. - Ale jestem. Przybyłem tutaj razem z Robertem, tylko nie mogłem mu towarzyszyć. Miałem coś innego do załatwienia.
*** Nie... Nie zostawił go, a przynajmniej nie bez słowa. Zaczekał, aż młodzieniec się położy, ale potem za zaleceniem medyka wyszedł z namiotu, aby po prostu nie być tutaj zawadą dla operującego. Ten natomiast wydawał się Harmanowi coraz bardziej rozmyty... W ogóle cały świat stał się jakiś taki niewyraźny i falujący. Powoli ogarniała go senność a ostatnim co dane mu było swym okiem zobaczyć była łyżka. Chyba łyżka. No... takie coś jakby łyżka.

Potem był sen...
*** Obudził się na sienniku, w miękkiej pościeli, nakryty kocem - otępiały, z mdłościami, sztywny i bólem w miejscu, gdzie kiedyś miał oko. Za wąskim okienkiem widać było pomarańczowe niebo, znak niechybnego końca pory dziennej. Blisko stało kolejne łoże, mieli tutaj także dwa kufry i jeden stół.
- Harmanie. - Zauważył go dopiero, gdy przemówił. Stary siedział przy ścianie i przeglądał gruby wolumin oprawiony w skórę. Dopomagała mu świeca, ale pewnikiem starczy wzrok i tak niewiele widział.
- Georg ugościł nas w swojej komnacie. - Klicie, ale to i tak całkiem nieźle jak na tylu gości.Opasłe tomisko pełne zapewne jakiegoś religijnego pierdolenia odłożył na stół. - Niebawem podadzą wieczerzę. Czujesz się na siłach? - Zapytał, badając go uważniejszym spojrzeniem.

Właściwie nie było powodu dla którego byłby miał być niedysponowany. Na lekkie mdłości pomoże trochę świeżego, pachnącego koniem i brudnym żołdakiem powietrza - albo przejdą, albo wyjdą. Natomiast w kwestii ran... Nogę mu obandażowano i ewidentnie czymś posmarowano, albowiem mniej bolała. Oko trochę dokuczało ale przez gruby opatrunek i brak jakiegokolwiek zwierciadła nie mógł obaczyć, co też się z nim dzieje dokładnie.
Stary w trakcie ubierania wyjaśnił, że usunięto mu uszkodzoną gałkę oczną.
*** Posiłek był skromny - jak przystało na ciężkie czasy. Podano groch w paprykowej polewce, tłuczoną brukiew, mięso upolowanego dziś jelenia przyrządzone z grzybami. Do picia mieli piwo - delikatne jednak smaczne.

U szczytu siedział Robert, syn hrabiego i obecnie pan na zamku. Choć młody, miał już iście bujny zarost, lecz to nie on sprawiał największe wrażenie... Chłop mierzył grubo ponad dwa metry, a posturę miał taką, że ani chybi by w uścisku mógł niedźwiedzia zadusić.
Przy Robercie siedziała postać prawie równie wysoka ale zdecydowanie mniej umięśniona. Czarne włosy, ponure spojrzenie, wąskie usta. Wiadomo, kto to był.
Wokoło zebrali się najważniejsi podlennicy starego hrabiego, a poniżej najznaczniejsi rycerze, których czyny pozwalały im tutaj przebywać a także... oni, giermek i starzec. Za kompanię mieli Georga, znalazł się także Lis. Wesoły Alyn, Henryk z Toporów, Brodaty Jon zwany przez kompanów "Kurwiarzem" - rycerze przeróżni, weseli i poważni, waleczni i sprytni.

Robert im podziękował za bezinteresowną pomoc a także przyobiecał, iż nie zostanie im to zapomniane. Mniej więcej oznaczało to tyle, że dostaną wikt, opierunek i być może jakąś skromną nagrodę... prezent, znaczy się.
*** Dni mijały... Medyk raz za razem przybywał i zmieniał opatrunki, zapewniając chłopaka, że rana się zagoi a na nóżce to skakał będzie jak górska kozica. Wprawdzie nie mógł jeszcze pohasać i podokazywać z innymi giermkami, którzy na wzór rycerzy stawali między sobą do pojedynków, ale mógł za to podziwiać, jak inni wojują w szrankach.
Najmłodsi, paziowie jeszcze, chętnie pytali go o ranę. W ich oczach można było dostrzec coś na wzór podziwu. Z rówieśnikami było różnie... od podziwu dla odwagi, przez brak zainteresowania, aż po przyganę za brak rozwagi.

Tak czy siak... Widział, jak Lis dostaje solidne bęcki od wiele silniejszego Jona "Kurwiarza"; jak Georg sprał nieznanego mu z imienia rycerza tak, że ten oprzytomniał dopiero kilkanaście minut później i porzygał się w hełm. Na jego oczach Czarny jakby od niechcenia złoił pana Henryka , potem zgniótł Lisa jakby kartkę papieru, a udany dzień przypieczętował ostrym wychłostaniem dwóch żołdaków załapanych na myszkowaniu w zapasach.

Trochę też o okolicy posłyszał... że ciągle napadane są wioski, że ponoć potwory w gęstych lasach coraz częściej się spotyka, że elfy coraz śmielej sobie poczynają, że jakaś zaraza zbiera żniwa na wchodzie. Ludziska sporo mówili, choć nie zawsze była to całkiem taka prawda, szczególnie gdy źródłem wiadomości byli inni giermkowie o równie wybujałej co on wyobraźni.

W końcu jednak nastał kres jego męczarniom i noga nie sprawiała już absolutnie żadnych problemów. Oko co prawda będzie trzeba jeszcze kilka razy medykowi pokazać, ale niebawem opatrunek zastąpi jakaś łata z przepaską i będą mogli ruszyć ze starym na szlak.
Także... to był pierwszy dzień, kiedy czuł się w pełni zdrów i stary postanowił mu dać się tym dniem nacieszyć. Znaczy to tyle, że miał wolne od obowiązków i mógł uczynić, co tylko zechce, kiedy jego pan będzie się zajmował planowaniem dalszej podróży.
Ostatnio zmieniony 06 lut 2018, 23:25 przez Kanel, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: Zamek "Oko Lwa"

13
-Ach, Przepraszam za nietakt w takim razie z mej strony, Sir, heh. Przywyczajony jestem, że pas i ostrogi zawsze widzę.- Odrzekł z uśmiechem giermek, po czym tupał dalej za lisim rycerzem.

Łyżkaaaa? Aaaa naaa co Ci... Spróbował Spytać, lecz skończyło się to jedynie na błogim śnie...

Gdy młody się obudził, rozejrzał się dla pewności, czy oby na pewno jest w świecie żywych. Zauważył on kątem swego oka rycerza, więc dusza zaczęła mu tańczyć z ulgi. Ja żyję! Łuhu! Dziękuję Bogowie! Blondasek podparł się tak łokćmi o łóżko i odpowiedział na swoje imię bladym uśmiechem.- Sir Rainie.- Przywitał tak Rycerza Dziadka i rozjerzał się jeszcze na na około po pomieszczeniu. Dziwaczne to wszystko było bez drugiego, a na dodatek dziwniejsza była wyczuwalna...pustka. Deraz z ciekawości pomuskał trochę miejsce opatrunku obok blizny, by czego to tam złego nie narobić. Ale dziwne. Myśląc o tym, typowego młodzika by pewnie aż przekręciło w duchu, ale Harman należał do tych bardziej zahartowanych duchem, więc nie stresował się.- Znaczy się...słabo? Ja? Nigdy w życiu, tylko...dziwne odczucia. Czuję się, jakbym miał...dziurę w głowie? Na dodatek czuję się jakbym miał zaraz wyzionąć coś z buzi. Ciężko to opisać, na dodatek boli, ale pewno mogę chodzić! - Tutaj spróbował wytarmosić się z łóżka i zejść na ziemię. Wykonując przy tym obrót, by pokazać, że jest w stanie się ruszać. Po usłyszeniu, że medyk mu ów oko wydłubał, lekko go zamurowało. Teraz wiem po co ta łyżka. Giermek jednak szybko rozegnał te obrzydliwe myśli w swojej głowie i zajął się ubraniem godnie na posiłek, gdzie mogli oni zasiąść do stołu z innymi rycerzami! Ależ splendor! W dodatku był pod wrażeniem sylwetek obu gwiazd dworu. Wielcy są jak dęby, a Sir Daniel ma bardziej srogie spojrzenie od ojca mego. Taka była opinia giermka na obydwu panów.

Deraz oczywiście przed chłopakami trochę polepszał historię, dodając, że tamten topornik był o pół stopy wyższy od oryginalnego, a na dodatek szerszy. Do tych, którzy mówili, że to nierozwaga, odpowiadał im, że musi po prostu bardziej wyćwiczyć gardę.

Giermek rzecz jasna oglądał wszystkie walki z zapałem i obiecał sobie, że musi osobiście pokonać lisa w sparingu, bo wydawał się porządnym gościem do tego. Obserwował on tak styl walki każdego oraz jego styl zachowania na dane ruchy, by móc tak wyciągnąć coś z tego, co mogłoby mu w przyszłości skórę albo pomóc w przyszłym obiciu ich na tutejszym placu.

Co zrobiła Pantera gdy tylko dostała pozwolenie, by pobiegać? Zrobiła sobie rundkę wokół placu i cieszyła się, że ponownie może się sprawnie ruszać. Ależ ja zastygły po tylu dniach bez ruchu. Trzeba się rozruszać! Jednooki wykonał po rundce dalszą rozgrzewkę, w której miał przygotować ciało do sparingu. Szukał on podczas tego wzrokiem lisa, którego chciał prosić o wspólny sparing.- Chcielibyście Sir? Ubiorę swoją zbroję i możemy skrzyżować tępe miecze. Dawno tego nie robiłem i może co wyniosę z tego nowego? Tylko w głowę mnie nie bijcie, heh.
Spoiler:

Re: Zamek "Oko Lwa"

14
No coś tam się dowiedział, obserwując. Lis nie był najlepszy w mieczu i nie miał, jak to mówią kobiety, tego czegoś - niemniej, nadal miał nad młodzikiem przewagę przynajmniej kilku lat. Taki Georg czy Jon byli to agresywni panowie, zdecydowani w działaniu i zdolni. Daniel natomiast miał to coś właśnie - wyrobioną technikę, ciało prawdziwego wojownika, refleks i stanowczość.
Tyle mógł tam zauważyć, ale posiadanie takiej jednak nie sprawi, że nagle kilka lat praktyki zniknie. Ba, większość z tych starszych panów mogła go względnie spokojnie zlać, a niektórzy, tacy jak Czarny, spuściliby młodemu wpierdol srogi jak samo piekło. I nie była to jego wina, bo sporo z tutaj obecnych miało miecz w ręku, kiedy jego jeszcze nie było w planach.

Lis... Lis przyodziewał się tak, jak na to pozwalał mu jego stan majątkowy. Także miał na sobie: kolczugę długą do połowy uda; kołnierz kolczy wiązany w połowie szyi; brygantynę; płytowe osłony kończyn - pełne naręczaki i nogi bez trzewików; barbutę. Naturalnie, pod spodem było odzienie i pikowany kaftan grubości stosownej do typu opancerzenia.
Tak oto wyglądał jego potencjalny przeciwnik.

- Jesteś pewien? Dopiero co wstałeś z łoża i już Cię goni do walki? - Zapytał, ale nie oczekiwał odpowiedzi. Po prostu wzruszyła ramionami i uśmiechnął się. - Jak tam chcesz... Wybieraj, czym będziemy wojować.
Odwrócił się, rozejrzał i zakrzyknął do jakiegoś pachołka. - Ej... przynieś mi kawał czystego materiału! Tylko długi, przynajmniej łokieć.

Re: Zamek "Oko Lwa"

15
- Pewnie. Muszę poprawić kontrataki z zasłoną, a siedząc tego się nie nauczę, heh. - Rzekł młody z uśmiechem, po czym ruszył ubrać swą pełną kolczugę z kapalinem.- Zaraz wracam, Sir!
*** Młody wrócił z mieczem sparingowym, przyczepioną tarczą sercową do lewej ręki oraz już zaczął zasłaniać swe usta kolczym policzkiem. Tak wedy pojawił się przed Lisem w pełnym rynsztunku. Odchrząkną tak spod zasłony i kiwną głową na bok, że jest już gotowy się udać na wyznaczone miejsce na placu, gdzie ścierano się pieszo. Blondasek szedł tak uradowany, że w końcu może poćwiczyć walkę, a nie tylko siedzieć. Ba! Zamierzał dać z siebie wszystko tym razem. Postukał tak mieczem w bok tarczy, na znak, że jest gotowy, po czym odsuną się na dwa metry od przeciwnika, wychylając tak lekko swą tarczę do przodu, a miecz unosząc nad prawę ramię. Oczywiście nie zapomniał o odpowiednim rozstawieniu stóp. Jeśli walka się poczęła, to młody zaczął powoli okrążać przeciwnika od swojej lewej strony. Lepsza lewa, będę lepiej widział.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Książęca prowincja”