Re: Puszcza Goryczki
16Wzrok wlepiony miała w stronę, którą obrała, główną osią swojego spojrzenia. Skupienie na wszystkim byłoby niemożliwe, dlatego właśnie, obrała kilka najważniejszych punktów w swoim otoczeniu. Tych najmniej pasujących do zwyczajnego, nocnego zachowania, leśnej natury. Choć, nie znała się na tym zbyt dobrze, wiele z tego wydawało się jej nie pasować do ogółu... Być może, zwyczajnie się bała, ale nawet jeżeli tak było i wszystko zamierzała, dostrzegać jako zagrożenie, to wciąż nie mogła okazać tego zbyt mocno.
Każda chwila słabości, pokazanej towarzyszom i przeciwnikowi na pewno zostanie wykorzystana i przywołana w najmniej odpowiedniej z chwil. Na swoje szczęście bądź też nie, każde z nich zapamięta trzęsącą się Marię. Jak wiele, rzeczywiście musiałaby zrobić Tahira, by przebić klekoczącą zbroję " niedoszłej " rycerki? Być może upomnienie jej, wspomnienie o każdej przechwałce i wywyższeniu się, przemówiłoby jej do rozsądku? Ustawiło ją do pionu? Bardzo możliwe, że nie. Pogorszyłoby tylko stan, trzęsącej się rycerki. Nie poprawiłoby niczego. Czas był istotą, marnowanie go na takie błachostki, zwłaszcza teraz, mogło skończyć się co najmniej źle.
Zakon miał swoją własną reputację.Czy każdy zdawał sobie sprawę kogo niepokoi? Na pewno nie. Zwłaszcza gdy symbole, mające identyfikować oddział ze świętą organizacją, są niedostrzegalne lub trudno widoczne. Czasami są to wymogi misji, czasami psikusy warunków atmosferycznych. Dzisiaj, była to mikstura obydwu zdarzeń.
- Gdyby ją teraz widzieli... Na pewno rzuciliby się na nas. -
To było jasne, że nie byli doświadczeni. Stali przecież pośrodku obozu, jedna trzęsła się jak galareta, prawdopodobnie wypłoszyła tymi blachami, wszystkie robaki z ziemi. Zabójca? Czekał... Tylko na co? Na pozwolenie? Które z nich tutaj właściwie dowodziło... A może, każde z nich miało pilnować jedynie siebie? Nie miało to najmniejszego znaczenia, nikt tego nie zweryfikuje. Nikt nie udzieli reprymendy. Efekty pokażą, czy dowodzenie było skuteczne, czy też nie.
Sztylet był tylko na pokaz. Tahira umiała sobie radzić i bez niego. Jak słusznie, każdy jest w stanie zauważyć, dziewczę ze sztyletem jest bardziej intymidujące, niżeli dwie puste dłonie, które nawet nie miałyby, gdzie się w tej chwili podziać. Zastraszenie... Nie chodziło tutaj przecież o bezpodstawny mord. Proste sprawy, prości ludzie, prości wieśniacy. Ilu z nich tak naprawdę napatoczyłoby się w mrocznej puszczy, gdy pojawił się, rzeczywisty problem? Trudno stwierdzić. Wieśniacy to bardzo ciekawa, pod względem zachowawczości banda. Jednego dnia, boją się bożego gniewu, by drugiego. Przebijać człowieka widłami, za kradzież snopka jakiegoś żyta, czy innego owsa. Wielu nie grzeszy rozumem i dają się manipulować. To właśnie dlatego w świecie istnieje plaga złej magii.
Erykowi wypadałoby nadać jakiś przydomek. Być może siepacz? Białowłosy? Może bezdusznik? Na pewno, był jednym z tych którzy wypełniali swoje zadania, bez względu na cenę. Jego bezwzględność, przynajmniej pozorna, mogła być bardzo użyteczna, nie tylko w tym " oddziale '' ale i również w tej chwili, jako jedyny, sprawiał, jakiekolwiek wrażenie. Wyglądał groźnie, spełniał swoją funkcję, w przeciwieństwie do Marii. Dygoczące ostrze, dokładnie zdradzało, nie tylko strach, ale i brak doświadczenia, który ich trawił. Sięgnęła w kierunku stojącej obok dziewczyny, wolną dłonią zamierzała dotknąć okolic jej przedramienia, utrzymać ten trzęsący się miecz w ryzach, choć przez chwilę.
- Nie trzęś się, to tylko jakiś brudny wieśniak... Nie boisz się wieśniaków, prawda? -
Z każdą, niewielką przerwą pomiędzy słowami, zaciskała swoją dłoń, najmocniej jak mogła. Gdy skończyła cicho wypowiadać słowa, puściła i ponownie, całą swoją uwagę, poświęciła krzakom, które zwróciły uwagę wszystkich. Strach i Tahirze nie był obcy, teraz jednak jej nie pożerał. Były straszniejsze rzeczy na tym świecie, niżeli niewiedza, brak informacji o tym, co nastąpi. Ładna zbroja Marii pokazywała jak wielką kupą gówna, są pod tą ładną, metalową puszką. Pełną fałszu i tchórzostwa. Skoro trzęsła się teraz, w dodatku tak bardzo, jakie były szanse, że nie ucieknie jako pierwsza, gdy rzeczywiście Sakir wystawi ich na próbę? Możliwe, że to właśnie była ich wspólna próba. Pewnie nie dziś, lecz w przyszłości.
Głos wydobywający się z zarośli, wprawił Tahirę w lekkie osłupienie. Ten osobnik kogoś poszukiwał, ale czy chodziło mu, rzeczywiście o nich? Możliwe, że zwracał się do kogoś innego, ale kto inny obozowałby o tej porze, w miejscu takim jak to? Chyba jedynie leśni barbarzyńcy, którzy swoją drogą, byli pewnym problemem w tym rejonie. Nastąpił chlust. Ludzka sylwetka wpadła w błoto. Tahira wykonała krok w tył, miała wyciągnięty sztylet przed siebie, na wyprostowanej ręce. Gotowej, by ją wycofać i zadać pchnięcie. Nie musiała tego robić... Ciało wiło się bezwładnie albo z tak niewielką " władzą ", że po chwili, problemem było odróżnić je, od jakiegoś podziemnego robala, który wygrzebał się po deszczu. Oczywiste było dla niej, że głos, który słyszała, nie należał do wijącego się robala, który teraz przypominał bardziej błotnego potwora, niżeli istotę ludzką.
Wreszcie wyłonił się on, posiadacz głosu którego słowa, docierały do uszu trójki zakonników. Wydawał się prowadzić błotniaka na smyczy jak uwiązanego psa. Gdy jego klinga uniosła się do góry, Tahira również wykonała nieznaczny krok do przodu, podnosząc swój sztylet ciut wyżej, mniej więcej na wysokość mostka, jeżeli miałaby dźgać.
- Ej, ej, ej. -
Zaciskała dłoń na rękojeść noża.
- Uważaj z tym mieczem, lepiej powiedz, kim ty jesteś i dlaczego poszukujesz sług Sakira? -
Nie przestawała obserwować wyciągniętego miecza, najważniejsze teraz było, by nie spuścić go z oczu. Bezpodstawny atak w stronę tego człowieka byłby głupotą, w obecnej chwili każde z nich mogło ją popełnić. Każdy z innych powodów.
On, nieznajomy bo nie wie, w co wdepnął.
Maria ze strachu.
Eryk z poczucia obowiązku.
Tahira z kolei, by sprowadzić bezpieczeństwo w okolice ogniska.
- Jakie znowu dzieci? Do kogo mówisz? Pilnuj tego błotniaka, zaraz ci się utopi. Czym jest? -
Na człowieka to jej nie wyglądał, nie w pełnym błocie i tej imitacji ubrania. Pozwoliła sobie na chwilę nieuwagi, spojrzała na Eryka i Marię. Każde z nich stało, jakby na kolczastym dywanie, w zakonie było inaczej.
- Nie róbmy niczego pochopnie... -
Szepnęła do nich, gdy obracała twarz w ich kierunku.
Jeżeli mężczyzna, zdecydował się zidentyfikować i podać powód swojej wizyty, zwłaszcza wspominając o swojej zdobyczy, to Tahira wtedy przesunie nieco dłoń na rękojeści długiego sztyletu, ukazując rękojeść zakończoną symbolem Boga Wojny, Sakira.
- Znany ci to symbol, starcze? -
Nazwał ich gnojkami. Nie doceniał ich, Tahira nie zamierzała popełniać tego błędu. Pozwoliła sobie jednak na pewną dozę zgryźliwości, w odpowiedzi na jego początkowe słowa.