Puszcza Goryczki

1
Obrazek
Puszcza Goryczki - położony na południu od Qerel - za granicą rzeki Śnieżki - bujny obszar pokryty lasami i częściowo płytkimi bagnami, którego rozmiary nie są dokładnie znane. Jak twierdzą zamieszkujący Książęcą Prowincję ludzie oraz elfowie, dalej na południe rozciągają się zaśnieżona i pokryta lodem tundra, do której zapuszczają się jedynie nieliczni z koczowników. Wznoszące się ponad poziom grube konary mocno zakorzenionych w górskie stoki drzew świadczą o zmieniającym się krajobrazie. Chociaż u podnóża szczytu Irios bele są najgrubsze, najbardziej obitą koronę drzew spotkamy w nizinie. Jest to pasmo rozciągające się praktycznie bez zarysowanej granicy od wybrzeża rzeki Śnieżki, aż po wzrastający grunt górski.

Według miejscowych legend wieczna mgła spowijająca Puszczę Goryczki nie jest naturalnym zjawiskiem atmosferycznym, a wynikiem klątwy. Wiedza z dziada pradziada przetrwała kolejne pokolenia, szerząc strach pośród podróżnych, a nade wszystko miejscowych. Może dlatego zapuszcza się tutaj tak niewielu ochotników. Osnuta bajdą nieznanego pochodzenia puszcza z tego względu w nienaruszonym stanie rozrasta się po dziś dzień. Zagajnik jest domem wielu unikalnych gatunków zwierząt, które można spotkać pośród znanych w świecie rzędów. Swą nazwę zawdzięcza szczególnemu rodzajowi jagód rosnących w głębi lasu. Jagody goryczki - nazwane tak przez znanego w środowisku botanika - Pomelusa von Ebnera. Morfologicznie nie odbiegają od leśnych kuzynek. Mogą osiągać pokaźniejsze rozmiary, zaś ich miąższ nie jest słodki, lecz pozostawia gorzki smak na języku. Jagodom goryczki przypisuje się właściwości lecznice. Podobno łagodzą nerwy i usprawniają krążenie.

W środku puszczy napotkać można wiele problemów. W tym szmalcowników, którzy plądrują niedalekie gałęzie głównych traktów kupieckich. Reprezentowana grupa potocznie nazywa się barbarzyńcami z Goryczki, czyli Gorakami. Ich geneza nie została do końca poznana, ponieważ izolują się od świata zewnętrznego. Pewne natomiast jest to, iż budzą strach i niepokój wkraczających do boru podróżnych. Noszą niepowtarzalne skóry, przyozdabiające ramiona, barki czy też goleń. Plemienni znachorzy czczą wilka - symbol siły i witalności - stąd często Goraków określa się jako plemię wilka. Malują lub permanentnie tatuują twarze, a kombinacji falistych pętli nie można zliczyć. Kolejną osobliwą cechą tych plemion jest styl walki. Goracy słyną ze swych umiejętności bojowych. Łączą zazwyczaj użytkowane obuchy z walką wręcz oraz chytrymi chwytami. Wpadając w szał czerpią energię z bitki, zaś każda rana zdaje się potęgować ich potencjał bojowy.

Barbarzyńskie plemiona Goraków są niezwykle przebiegłe. W całej puszczy, wzdłuż ścieżek, ukrywają znaki pod postacią specjalnie ułożonych kamieni i gruzu. Oznaczają w ten sposób szlaki, ważne miejsca, a nawet zostawiają ostrzeżenia, których nie zrozumie ktoś, kto nie należy do jednego z plemion. Co ciekawe, dla tych, którzy nie nauczyli się rozpoznawać owych znaków, są one nieodróżnialne od zwykłej kupy kamieni.
Obrazek

Re: Puszcza Goryczki

2
Przyjechali znad Śnieżki.

Niedługo jechali, pokonując leśne ścieżki, jakie zdawały się sprzyjać podróżnym. Tenże przedziwny środek transportu, o dziwo, sprawdzał się na zielonym terenie. Złożone żagle nie zahaczały o liczne gałązki lub krzewiny. Wielkie, lecz smukłe koła wartko pokonywały przeszkody napotkane na gruncie. Elfki znały tę ziemię, bez wątpienia mógł to wywnioskować mężczyzna, nawet jeśli znał się wyłącznie na tańcu szablą.

Szabla wciąż wisiała przymocowana do pasa elfki o długich białych włosach. Okryta ciemnym płaszczem z jasnymi wykończeniami na plecach zaczepiony miała łuk wraz z kołczanem i kilkunastoma strzałami o śnieżnobiałych puchatych lotkach.

Zatrzymali się bez ostrzeżenia, po czym lepiej zbudowana przedstawicielka rasy zeskoczyła zamaszyście z wozu.
- Sprawdźmy towar - odparła zwróciwszy wzrok na towarzyszkę, po czym udała się na tyły powozu. W skrzyniach, jak się okazało, znajdował się oręż, liczne wykończenia elementów zbroi, nieco materiałów, barwników i tym podobnych. Przynajmniej tyle i aż tyle dostrzegł kątem oka elf, gdy odwrócił głowę. Skrzyń, beczułek było jednak więcej i nie wszystkie otworzono na raz.

Irina również zeszła z powozu. Dojrzała wierzchowca i bez nadmiernego zainteresowania obserwowała przekładane przez siostrę narzędzia. Wtedy drobna elfka o upiętych do góry włosach, których kosmki delikatnie falowały za jej malutkimi, lecz finezyjnie wrzecionowatymi uszami, podparła się na swym kosturze. Kij był to prosty, z wieloma naroślami u podstawy, a także w trzonie, za który go zazwyczaj trzymała. Część szczytowa zaś rozwidlona na nieliczne gałęzie przypominała opustoszałe po wichrach zimy drzewo. Jedno z wielu tracących koronę na okres zmarzliny.

Może był to odpowiedni moment na zaciągnięcie języka, wszakże Maeglin udał się z tymi istotami w nieznaną podróż przez Puszczę Goryczki, nie znając swego przeznaczenia. Zaś, jak mawiają erudyci tegoż świata - wiedza to potęga - więc warto się w nią zaopatrzyć.

Re: Puszcza Goryczki

3
Podróż mijała zaskakująco przyjemnie i było to zapewne w pewien sposób związane z dobrowolnym przyjęciem elfiej gościny. Leżąc związany na deskach jednego z tych dziwnych wózków raczej nie czułby się wyjątkowo komfortowo a obecnie mógł nawet pooglądać otaczające go piękno natury. Wliczając w to oczywiście chłodne i niebezpieczne, ale wciąż cieszące oko elfki. Oczywiście jego spojrzenie skupiały głównie dwie kobiety. Broń w beczkach nie zaskoczyła wojownika szczególnie mocno ale jej ilość sprawiła, że zaczął się odrobinę martwić.

- Dziękuję. Gdyby nie Ty mógłbym pożegnać się z życiem tan na plaży Irino. Tamta wojowniczka sprawia wrażenie niebezpiecznej kobiety. Mam nadzieję, że dobrze zaopiekuje się moim mieczem do czasu aż go odzyskam. To ważna pamiątka. - Odrobina uprzejmości niewielu jeszcze zaszkodziła. Przez chwilę zastanawiał się jak dyskretnie podpytać czego potrzebuje od niego ta cała "Pani" ale nic nie przyszło mu do głowy. Postanowił postawić zatem na bezpośredniość.

- Wasza Pani. Ta, do której mnie wieziecie. Ma jakość na imię? Jakiś tytuł, którego powinienem użyć? Opowiesz mi coś o Niej, żebym nie wyszedł na starego głupca? - Myślenie i próba nawiązania rozmowy okazały się być czynnościami bolesnymi. Ból w głowie zapłonął na chwilę przynosząc ze sobą nudności i utratę równowagi. Maeglin skrzywił się i podparł o burtę wozu.

- Wybacz, mocno dostałem. Starość zaczyna mnie już doganiać. - Mruknął poważnie zaniepokojony tym, że jego słowa prawdopodobnie są prawdą. Nie jest dobrze. Jeżeli dalej tak pójdzie już niedługo skończy szalony lub martwy jak jego ojciec. Sama myśl o takim upadku przyprawiała go o dreszcze.

- Mamy chyba jeszcze trochę czasu. Opowiesz mi coś o sobie? - Cały konwój, karawana czy też oddział sprawiał wrażenie jak gdyby robili przerwę w pół drogi co oznaczało, że mieli jeszcze sporo czasu na zabijanie go rozmową. Oczywiście starzec mógł się mylić ale nie zaszkodzi przecież spróbować. Najgorsze co może go spotkać to sznur na rękach i knebel w ustach. Postawa podpierającej się na kiju kobiety w dosyć czytelny sposób uświadomiła go, że raczej nie zamierzają robić mu krzywdy. Na razie.
Obrazek

Mowa jest srebrem, milczenie złotem.
Mówiąc, jest łatwiej wyjść na idiotę.

Re: Puszcza Goryczki

4
Kiedy długowłosa elfka infiltrowała kolejne ładunki w tylnej części egzotycznego powozu, drobniejsza z przedstawicielek śnieżnobiałej rasy postanowiła popuścić języka. Kobieta na wstępie nie budziła obaw, w przeciwieństwie do poprzedniczki. Można rzec, iż podczas pierwszego zetknięcia z Maeglinem okazała życzliwość, łagodność, swego rodzaju osobliwość. Mimo wszystko elf o lśniącym w blasku słońca czerepie i długiej, siwej brodzie - poprzez doświadczenia zdobyte na przestrzeni wielu lat - mógł wyczuć pewną dozę kazuizmu. Drobna istota kontrolowała swoje gesty, jak i słowa. Była dogłębnie zimna w środku, co w przełożeniu na łagodne usposobienie oraz okazywaną życzliwość sprawiało wrażenie ścierających się mas o przeciwnych zwrotach.

Pierwsze słowa mężczyzny jakoby ugodziły elfkę, o czym mogło świadczyć zmieszanie na jej delikatnej buźce. Uszka wzniosły się lekko, lokując się nieco bardziej pionowo, niczym nasłuchujący niebezpieczeństwa zwierz. Oczy, jej drobne głębokie błękitne oczy zmniejszyły barwną obręcz dookoła szarawej kulki. Zmarszczyła też brwi, a opadający kącik ust spotęgował tylko całkowity obraz. - Mój Panie - zwróciła się pomimo grymasu dość przyjaźnie - środki ostrożności. Więcej wyjaśniać nie musiała i nie chciała, bowiem temat ucichł, jak świszczący między gałęziami wicher.

Drugie zdanie zmieniło już nastawienie, o czym mogły świadczyć zanikające bruzdy na czole.
- Wielka Kapłanka Orsula jest naszą przewodniczką. Uchroniła nas przed katastrofą spadających gwiazd przez swe objawienia. Nie wszyscy jednak uwierzyli jej słowom, przeto rasa nasza została zdziesiątkowana. Kapłanka Orsula wskaże ci drogę, mój panie. Jej mądrość płynąca z samej łaski Turoniona pozwala widzieć przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Ona wiedziała o tobie, przepowiedziała twe przybycie. - recytowała powoli każde słowo, jak zaczarowana - Dlatego tutaj jesteś. - dłonią wskazała na otaczająca ich puszczę. Odruch ten pozwolił efowi rozejrzeć się po okolicy. W gruncie rzeczy nie było tu niczego nadzwyczajnego poza stertą nienaturalnie ułożonych kamieni i patyczków. Spoczywały niedaleko jednego z drzew o grubszym konarze, przy ścieżce, którą mieli lada chwila podążyć w głąb lasu.

Zza wozu odezwała się długowłosa wojowniczka, a raczej rzucała hasła, bowiem to leżało w jej naturze. Krótki komunikat, iż wszystko jest na swoim miejscu i niczego nie brakuje świadczył o przygotowaniu do wymarszu wcześniej wspomnianą ścieżką. Na co czekali?
Spoiler:

Re: Puszcza Goryczki

5
Starszy mężczyzna z uwagą przyglądał się rozmówczyni dokładnie słuchające jej odpowiedzi. Nie wyglądała na przesadnie szczęśliwą poruszając temat środków ostrożności co zdziwiło mężczyznę w równym stopniu jak rozbawiło. Oddział uzbrojonych po szpiczaste uszy wojowniczek, kapłanka i beczki pełne żelaza a on sam stary i zmęczony. Elfki były chyba odrobinkę nazbyt ostrożne w tym przypadku, albo wiedziały o jego możliwościach bojowych nieco więcej niż powinny. Jak okazało się chwilę później prawdopodobnie to drugie.

Wyrocznia? Nie dobrze. Bycie elementem przepowiedni chyba oznaczało, że któraś z istot wyższych zwróciła na danego śmiertelnika swoją uwagę. Uwaga czegoś tak starego i potężnego zasługiwała zatem na jeden tylko komentarz. O kurwa.

Na szczęście był zbyt zajęty usiłowaniem zrozumieć co poszło nie tak żeby kobiecie odpowiedzieć bo to, mogłoby skończyć się raczej kiepsko. Równocześnie grupka chyba skończyła przeglądać swój towar. Tak niby wynikało z słów narwanej wojowniczki ale cholera wie co tej kobiecie w głowie siedzi, może miała na myśli, że Orsul jest na swoim miejscu? Bo jak on jest na swoim miejscu to wszystko inne... Cóż. Może nie. Mniejsza. Nie chcąc gapić się na kapłankę, która przekazała mu raczej tak średnio dobre wiadomości rozejrzał się po okolicy.

Jego spojrzenie zatrzymało się na podejrzanie znajomej stercie kamieni. Czyżby dostał gdzieś po drodze takim w łeb? Kiedy starał się na nich skupić czuł, że zaraz pęknie mu czaszka. Chociaż to mogło być też zwyczajnie efektem myślenia. Jakoś nigdy nie był szczególnie wybitnym umysłem ale tego dnia używanie głowy do czegoś poza utrzymywaniem równowago szło mu mizernie. Mimo wszystko te kamienie... nie zakręcali przypadkiem wcześniej przy podobnych? Tak? Nie? Może? Ważne, że teraz przy takich skręcają więc wypadało by zapamiętać to i ogólnie wygląd całego miejsca na wypadek, gdyby musiał kiedyś tędy uciekać przed płonącym lasem i bandą wkurwionych elfek. Czy coś takiego. Bo przecież najlepszemu może się zdarzyć a z Bogami i ich wybranymi podobnie różnie bywa.

Ludzie gadają, że ponoć nawet jedzą nie tą dziurą co trza... chociaż o nim też nie jedno gadali i... i trzeba się kurwa skupić! Poważnie! Co jest nie tak z tym dzisiejszym myśleniem, że mu się mózg wyłączał albo takie bzdury z pamięci wracały? Trzeba mu będzie iść do jakiegoś medyka czy innego złodzieja jak już z tego lasu wypełznie. Albo się tą całą Kapłankę Wielką zapyta. Jak wiedziała, że się rozbije zanim on sam się o tym dowiedział to może będzie miała pod ręką jakąś maść na dostanie w łeb wiosłem czy co to tam kurwa w ogóle było. Wspomnienia mgliste, pamięć już nie ta.
Obrazek

Mowa jest srebrem, milczenie złotem.
Mówiąc, jest łatwiej wyjść na idiotę.

Re: Puszcza Goryczki

6
Wojowniczka zarzuciwszy płachtę na ładunek, wartko przeskoczyła na przednią część cudacznego powozu. Transporter zadrżał nieco po uskoku, lecz turbulencje były niemalże niewyczuwalne, a to za sprawą doskonałej aerodynamiki pojazdu. Chłodny gest prawej dłoni świadczył o zbliżającym się odjeździe. Pierwej dostąpiła drobniejsza z sióstr o śnieżnym koku ponad poziomem spiczastych, lecz drobnych uszu. Zająwszy miejsce za silniejszą z dwójki, wskazała siedzisko, do którego w te pędy miał udać się starszy elf.

Cała trójka znajdowała się w wozie, gdy długowłosa buntowniczka zamotała wodzami. Rogacz burknął, zamerdał porożem i począł przebierać masywnymi kopytami. Suche gałązki, krzewinki lub skorupy rozmaitych nasion pękały pod naciskiem odgórnej siły prężnego wierzchowca. Prężnie przewijał nogami, aż buchała para z nozdrzy za każdym razem, gdy powiało chłodem.

Udali się w bliżej nieznanym Meagelinowi kierunku. Jednakże starzec zdawał sobie sprawę, iż coraz głębiej wnikają w zawiłą strukturę zielonego zagajnika. Arogancka przedstawicielka śnieżnego odłamu leśnych elfów prowadziła bryczkę po najłagodniejszym gruncie. Tym samym, który wyznaczyła sterta nienaturalnie osadzonych kamieni pod jednym z rozrastających się ponad głowami drzew. Była to ścieżka stosunkowo płaska, bez zapadlin czy błota. Dlatego podróż mijała im z życiem. Dynamiczna przejażdżka nie pozwalała znudzić się stale zmieniającym otoczeniem. Im dalej w las, tym więcej drzew. Im dalej w las, tym więcej ciekawych zwierząt i owoców, których trwoga doszukiwać się nieopodal ludzkich ośrodków.

Światło z lekka docierało do ściółki, usilnie przeciskając się przez gęsta koronę drzew. Groszkowe ptaszyny wystukiwały leśną melodię. To bijącym w korę dziobem, to kojącym ucho ćwierkaniem. Nagle coś świsnęło. Huknęło. Wóz zatrząsł się od wierzgającego wierzchowca, który niemalże nie wyłamał drewnianego połączenia z kłębem. Irina aż spadła z siedziska, lądując gdzieś pod drewnianą deską i skrzyniami z transportowanym orężem. Wojowniczka ściągała wodze, próbując opanować zwierzę, lecz jej trud był daremny. Kolejny świst, tym razem wyraźniejszy zabrzęczał w uszach Meaglina. Trzask! Coś wleciało z impetem w skrzynię, rozbijając spróchniały konstrukt.
- Orana! - krzyknęła spanikowana Irina, próbując wydostać się spod siedzenia. Wnet Maeglin poznał imię drugiej elfki. Nim czarodziejka zajęła mniej lub bardziej stabilną postawę pionową, dłuższą chwilę miotała się na czworaka, niczym błądzące bez opiekuna dziecię. Zgrzyt! Coś znowu walnęło w wóz.

- Brońcie się! - nawoływała Orana dobierając swego ostrza. Cienkiej, lecz wyważonej i ostrej jak brzytwa szabli o cieniowanej rękojeści. Oręż podstarzałego elfa leżał na wyciągnięcie ręki. Nagłe okoliczności sprawiły, że długowłosa wojowniczka zaprzestała taszczenia dodatkowego żelastwa, co z pewnością utrudniłoby walkę. Wstała gotowa do działania, tak samo jak podpierająca się na kosturze czarodziejka. Orana już miała wyskoczyć z powozu, lecz jej wzrok powędrował na opuszczoną stal. Wnikliwie spojrzała na miecz i Maeglina, który zapewne pragnąłby ją posiąść. W jej oczach dostrzegł dylemat. Musieli się bronić. Czy mogła pozwolić mu walczyć u swego boku? Czasem jedno słowo potrafi zmienić wroga w sprzymierzeńca. Tym bardziej, jeśli przyszło wam odpierać to samo natarcie.

Re: Puszcza Goryczki

7
Podróż śmiesznym pojazdem mijała zaskakująco przyjemnie. Być może była to zasługa żagla do których Maeglin zaczynał mieć coraz większą słabość. Najzwyczajniej w świecie pływające, żaglowe środki podróży były wygodne, tanie i zazwyczaj bezpieczne. Oczywiście biorąc pod uwagę niedawne wydarzenia nie zawsze. Przecież poprzedni stateczek, którym płynął...

Dokładnie w tym momencie ciągnące wóz zwierze postanowiło stać się nieznośne i potańczyć sobie trochę. Żeby nie było nudno pojazd postanowił chyba dotrzymać mu towarzystwa bo mocny wstrząs rzucił starcem w bok. - Kurwa! - Celnie skomentował wydarzenie próbując pozbierać się z podłogi. Co było nie tek z tym dniem? Burze, elfy, teraz jakieś powozy... Coś, co prawdopodobnie było strzałom świsnęło mu niedaleko uda. Już prawie zdołał się podnieść, kiedy kolejny wstrząs posłał go gdzieś między nogi elfki. No, ciężko zaprzeczyć - nie było to wcale takie złe doświadczenie ale wojownik chwilowo skupił się bardziej na gniewie.

- KURWA! JEBANE MARTWIAKI! - wrzasnął właściwie z nawyku ku swojemu zaskoczeniu odkrywając, że właśnie wyskakuje z wozu dzierżąc w ręku własny miecz. Sam nie był szczególnie pewny jak to się stało ale uznał to za poprawny odruch a pora nie najlepsza na rozmyślanie. Równocześnie poczuł jak krew zaczyna w nim wrzeć, tatuaże swędzą leciutko a specyficzne mrowienie rozchodzi się po całym ciele. Wychodzi na to, że magia gniewu weźmie udział w zabawie.

Przez chwilę przyszło mu nawet na myśl, żeby aktywować też magię przepływu ale gniew i wola mordu zepchnęły tę myśl <jak i większość innych> na drugi plan. Teraz władzę nad ciałem przejmowała zrodzona w boju bestia. Pora roztrzaskać kości i przelać trochę krwi. DO BOJU! Skupiony szukał potencjalnych celów kalkulując w myślach jak poruszać się w leśnym środowisku i siać spustoszenie z tak długim ostrzem. Dzikie zwierzęta nie są bezmyślne. Wypatrywał ofiar jak polujący wilk. Ogólne przekrwienie sprawiło, że oczy odrobinę zaszły mu czerwienią a poczucie niepowstrzymanej siły wdusiło na usta szeroki, groźny uśmiech. Niewiele jest na świecie rzeczy równie satysfakcjonujących jak dobre polowanie. No, chyba że wrogiem są martwi. Nie lubił martwych pod żadnym względem. Nawet zabijać.
Obrazek

Mowa jest srebrem, milczenie złotem.
Mówiąc, jest łatwiej wyjść na idiotę.

Re: Puszcza Goryczki

8
Pochopne zachowanie elfa nie zostało dobrze odebrane przez jego obecne towarzyszki. W szczególności długowłosa piękność, która wszakże dopatrywała mężczyzny. Był ich więźniem, jeńcem dobrze traktowanym. W zamian za oszczędzenie odpłaca się bezmyślnym odebraniem oręża. Chociaż znaleźli się w nie lada tarapatach, roztropniej byłoby przekonać ówczesne sojuszniczki o słuszności przekazaniu mu broni. Niestety, starzec postąpił wbrew woli śnieżnych driad.

Ujście z wozu było raptowne. Dynamiczne i pełne werwy, której trwoga doszukiwać się u tegoż dziadunia. Prężnie wspiął się na kolanach, oczekując wyzwania. A i ono przyszło. Wskazane wcześniej znaki były symbolami tutejszych barbarzyńców. Plemię wilka, bo tak ich ochrzczono, stosowało drobne kamienie oraz patyczki do oznaczania dróg. W tym wypadku napotkany wcześniej twór bezsprzecznie musiał określać kierunek osady wyznawców prymitywnego wilkora z lasu.

Ku zdziwieniu nie zastał gromady zbrojnych. Gdzieś w oddali przemykały wrzaski oraz krzyki strzelców, którymi sprawnie zajmowała się lodowa czarodziejka. Chłodne wichry z obłokami mgły efektownie uniemożliwiały zdjęcie celu. Uprzykrzała im życie nie tylko ofensywnymi czarami, nade wszystko mroziła krzewy, za którymi przyszło im się skrywać.
Przed samym Maeglinem stanął zaś potężny kolos, bo mierzył o wiele więcej niż ten podstarzały elf. Odziany w przeróżne skóry i puklerze, na twarzy nosił kościaną maskę. Z niewątpliwie ludzkiej czaszki. Wiele elementów kostnych towarzyszyło jego okryciu. Gdzieniegdzie przywieszonych lub wplecionych w trwalszy konstrukt. Zrzucił co rychlej okrycie z niedźwiedziej skóry, a zza plecach wysunął się równie tęgi, co właściciel, topór. Prawdziwe arcydzieło barbarzyńskiego rzemiosła. Ogromny i diabelnie ostry twór. Ściśnięty masywnymi łapskami wyglądał, niczym zabawka w rękach dziecka, lecz zabawką nie był.

Wnet obok starca stanęła elfia wojowniczka. Zmierzyła mężczyznę wzrokiem, po czym raptownie umknęła w głębie lasu, aby wspomóc siostrę. Ta w gruncie rzeczy nie potrzebowała żadnej pomocy, gdyż biegle władała magią chłodu. Być może brak zaufania do ocalałego sprawił, że rozsądniej było pozostawić go na pastwę losu. Ponadto wiadomym było, iż od początku za nim nie przepadała.

Z odejściem potencjalnej sojuszniczki związane było wzniecenie nieuniknionego. Obudzony tytan, sięgnąwszy po oręż, począł nim wymachiwać. Z każdym ruchem wahadła był coraz bliżej elfa. Ostatecznie stanęli naprzeciwko siebie. Maeglin za sobą miał wóz, więc nie mógł uchylić kroku. Z przodu zaś nadciągał obusieczny atak. Mocny zamach od z lewej strony, skierowany bezpośrednio w lewe podżebrze.

Re: Puszcza Goryczki

9
Sytuacja rozwijała się dynamicznie chociaż nie do końca zgodnie z oczekiwaniami starego wojownika. Przeciwnicy chowający się po krzakach? Walka na dystans? Ależ gdzie w tym wszystkim zabawa? Chociaż to samo w sobie było mu na rękę. Jego szanowna eskorta wydawała się dosyć zajęta chociaż niestety nie na tyle bezmyślna żeby odwrócić się do niego plecami. Szkoda. Władająca magią elfka sprawiała wrażenie niebezpiecznej i chwilowo poza jego zasięgiem więc postanowił skupić się na nienawidzącej go dziwce. W trakcie całego tego zamieszania z lasu wyłonił się jakiś olbrzymi prymityw ale szczęście zaczęło chyba sprzyjać Maeglinowi bo jego cel również znalazł się w zasięgu miecza. Planował skorzystać z ogólnego zamieszania i ściąć wojowniczą elfkę sprzymierzając się z dzikusami ale ta zignorowała go i pobiegła gdzie indziej. Cholera. To może chociaż zdoła dogadać się z dzikusem? Cóż sądząc po jego zamachu chyba też nie.

Jak do tego doszło? Czy rzeczywiście nie było innego rozwiązania niż tylko współpracować ze swoimi ciemiężycielkami? Dzicy nie byli może idealnym sprzymierzeńcem ale zdecydowanie wolałby stanąć po ich stronie chociażby z powodów z jakich chcieli odebrać mu życie. Stojący przed nim kolos zwyczajnie napadał na elfki. Może dla pieniędzy. Może nie. Tak czy inaczej powód musiał być lepszy niż ta czysta nienawiść, jaką darzyła go elfia wojowniczka. Teraz niestety nie miało to już znaczenia bo przeciwnik zaczął brać zamach.

Śmieszna sprawa z takim toporem. Może brzmieć to jak coś oczywistego ale poważnym minusem tej broni był fakt, że nie była ostrzem. Owszem, stalowy kawałek broni stanowił poważne zagrożenie ale drewniany trzonek już nie bardzo. Maeg jakoś nie do końca wierzył, że w jego wieku zdoła w pełni uniknąć ciosu dzikiego olbrzyma o blokowaniu nawet nie wspominając. Nie bezpośrednio. Mógłby jednak skrócić dystans i zablokować topór jak najbliżej ręki agresora czyli tam, gdzie zamach miał najmniejszą siłę. Mógłby tylko to też nie było najlepsze wyjście. Jak przystało na kogoś, komu śmierć nie straszna zdecydował się więc na najskuteczniejsze ale i przy tym najbardziej niebezpieczne rozwiązanie. Kontrę.

Nie bacząc na nadlatujące ostrze uniósł miecz nad głowę i skrócił dystans. To musiało wyglądać skrajnie abstrakcyjnie. Taki rekini atak w którym stary elf próbuje zanurkować pod ręką przeciwnika jak najbliżej jego ciała równocześnie mieczem jak rekinią płetwą przecinając ją od dołu. Coś tak głupiego chyba nie przyszło by do głowy doświadczonego wojownika. O czymś tak śmiesznym raczej nie pomyślał by żaden mistrz miecza. Jak dobrze, że facetowi nie często zdarza się myśleć i zwyczajnie dał ponieść się instynktowi.
Obrazek

Mowa jest srebrem, milczenie złotem.
Mówiąc, jest łatwiej wyjść na idiotę.

Re: Puszcza Goryczki

10
Wysunięty na przód elf roztropnie postąpił próbując wadzić się z nie tylko żwawszym, lecz jakże tęgo zbudowanym barbarzyńcą. Członkowie klanu wilka prezentowali się naprawdę dostojnie. I nie była to zasługa obfitych skór czy pancerzy, a ich dobrobytu anatomicznego.

Syk ostrza rozniósł się echem, jakoby prymitywny topór zdolny był szatkować wiatr. Oscylujące wahadło dominowało u podnóża, próbując ściąć starca z nóg. Mimo to ostateczne uderzenie wymierzone było w podbrzusze. Prosto i od dołu, lekko pod skosem dryfowało od gruntu. Ruch Maeaglina zdawał się więc samobójstwem. Takowa próba unieszkodliwienia oddolnego ataku to istne szaleństwo - pomyślałby kto. Pamiętać należy, że elf nie był już w kwiecie wieku, a jak wiadomo, starcom zdarzało się mylić miód z uryną lub wychodek z spiżarnią. Nie zaiskrzyło, ślepo walone krzemienie, błądząc, głucho mijały się od czasu do czasu. Niemożność odnalezienia antidotum na nieuchronny kres wzburzyła krew w żyłach.

Widział śmierć. Widział, jak topór rozcina okolicę pępka, a flaki, niczym ściśnięta pierwej sprężyna, wyskakują z brzuszyska. Wszyscy dokonujemy wyborów. Przemyślanych lub nie, mądrych bądź głupich. Posunięcie ostrouchego obnażyło bezsprzecznie jego zidiocenie. Żegnaj elfie - szeptał stłumiony wzrok śnieżnej driady.

Nienaganny tor ruchu zadrżał. Ostrze tracąc harmonię, wypadło z równowagi. Topór błyskawicznie zmierzył ku wilgotnej ściółce leśnej, dalej wypadając z ręki wilczego najeźdźcy. Zawył, jak ten wilk! Oczy miał przekrwione, dzikie i przepełnione cierpieniem. Z piersi wysunęło się smukłe ostrze. Gruchot nacinanych żeber ranił czułe elfie uszy, podczas ewakuacji oręża. Zsuwany z klingi barbarzyńca odszedł do krainy Usala. Jego finalny upadek z każdą chwilą ujawniał sylwetkę nieznanego wybawcy.

Solidnie zaopatrzona w puklerz z dodatkami godnymi najmężniejszego rycerza kobieta ścierała posokę z mieniącego się w blasku słońca ostrza. Włosy miała brązowe, niczym kora tutejszych drzew. Spięte w warkoczu nie przeszkadzały w walce. Na piersi nosiła symbol Zakonu Sakira. To samo widniało na materiale zakrywającym kończyny dolne. Znikąd uśmiechnęła się, odsłaniając nieco zażółcone zęby. Wybawczyni, bohaterka z prawdziwego zdarzenia, jak opowiadają lakoniczne kroniki. Taka, o których niosą wiejskie pieśni.

Pozostali członkowie, tejże szaleńczej eskapady nie dostrzegli dodatkowego ostrza. Elfki, oddalone o dobrych kilka stóp, usilnie spierały się z wojującym włócznią wilkiem oraz wspierającym go z dystansu kusznikiem z lisim łbem.

- Nic ci nie jest? - spytała chybko kobieta.
Nagroda z konkursu
Obrazek

Re: Puszcza Goryczki

11
Rozwój sytuacji nie był zaskoczeniem dla szerszej publiki przynajmniej do momentu pojawienia się na scenie uświęconej damy. Dla elfa jednak fakt, że samobójczy skok na ostrze nie był najlepszym pomysłem stanowiło całkowite zaskoczenie. Kto by pomyślał?

Cudem uniknąwszy śmierci, gapiąc się na przypominającą mu teraz anioła nieznajomą wymamrotał pod nosem ciche i pełne niedowierzania "Kurwa." po czym wspierając na mieczu podźwignął do góry.

- Dziękuję za pomoc piękna Pani. Maeglin, miło mi. - Wystartował z uprzejmym aczkolwiek odrobinę oderwanym od sytuacji przedstawieniem się po czym rozejrzał na boki. Co ciekawe w tym momencie akurat nikt nie próbował go zabić co stanowiło niewątpliwą zaletę. obecnej sytuacji.

Teraz wypadało by zastanowić się co dalej. Ehhh ała. Myślenie? Kiepsko. Zdecydowanie łatwiej byłoby wrócić do zabijania ale kogo? Na oko dzikusy miały mniejsze szanse a biorąc pod uwagę fakt, że dla starca najlepiej byłoby gdyby wszyscy obecni poza nim i Damą Sakira wytłukli się nawzajem najmądrzej byłoby zacząć wyrównywać szanse mordując elfki.

Plan brzmiał dobrze ale średnio by było gdyby zamiast korzystać z sytuacji i mordować się nawzajem elfy, dzicy i broń Sakirze jeszcze nieznajoma rzucili się na nikomu nie winnego staruszka prawda? Pasowało by się wycofać.

Tak, to byłoby najmądrzejsze. Niestety nie pasowało to do jego charakteru. - Pani wybaczy na momencik. - Poprosił i chwytając za rękojeść rzucił się w kierunku kolejnych dzikusów. Elfki nie chciały go zabić. Przynajmniej na razie, natomiast dzikusów wybijały aż miło. Szlachetna dama też raczej nie pałała miłością do umięśnionych wojowników więc wyrżnięcie najpierw tej grupy stanowiło najbezpieczniejsze z rozwiązań. Oczywiście jeśli pominąć wszystkie te uwzględniające myślenie zamiast machania mieczem bo one z automatu odpadały.
Obrazek

Mowa jest srebrem, milczenie złotem.
Mówiąc, jest łatwiej wyjść na idiotę.

Re: Puszcza Goryczki

12
Elfki nadal zasypywał grad pocisków. Bełty i strzały spadały nań ze wszystkich stron, raniły, wbijały się w ściółkę leśną i okoliczne drzewa. Wokół słyszał głuche odgłosy. Włócznia dzikusa z wilczego plemienia prawie przeszyła śnieżnej driadzie pachwinę. Ale długowłosa piękność chwyciła ją, wyprostowała się i wyrwała drzewca. Nóż próbował wbić się w jej ramie, brzuch, pierś, szyję, aż w końcu zobaczyła niebo. Silne uderzenie od dołu powaliło białą wojowniczkę. Coś złamało jej żebro: usłyszał trzask kości, czysty i głośny w leśnej bitwie. Próbowała wstać, ale potężny cios w bak obrócił nią dookoła osi. Skryci czciciele wilkora wciąż celowali weń z łuków, podnosili kuszę. Elfka spojrzała w dół na swoje zmaltretowane ciało, a potem na napastnika.

Issabel Kisio Scorupco el Kossaco — odparła przedstawicielka znamienitego Zakonu Sakira. Inkwizycji, której celem jest uporanie się z zabobonem i heretykami. Przepędzenie ze świata ludzi zepsucia, które sprowadza na nich grzech niegodnych.

Wtem ukłonił się szlachetnie Elensar, by co rychlej wskoczyć w wir walki. Wspomóc silnym ramieniem chylącą się ku upadkowi elfkę. Wyciągnąwszy kriegsmessera, zaliczył obrót na pięcie, zwracając wzrok na pobliską zwadę. Nagle ciemność! Maeglin nic nie widział. Nie mógł dojrzeć nawet swoich wyciągniętych rak ani kolczugi grzechoczącej mu na piersi. Leciał w dół jak martwy orzeł, ze skrzydłami złożonymi ciasno na plecach. Krzyk uwiązł mu w gardle. Pęd zimnego powietrza wyciskał łzy z oczu. Starzec zacisnął powieki, ale to nic nie pomogło. Wszystko było czarne. Z każdym uderzeniem serca spadał coraz gorzej. Na kolana. Otworzył oczy i pozwolił łzą płynąć po twarzy.

Issabel Kisio Scorupco el Kossaco, plugawa bestyjo! — powtórzyła złowrogo. Obraz jej twarzy wryty w pamięć wzbudził w nim rozpaczliwą nienawiść; do siebie. Że odwrócił się bokiem nieznajomej, a ta chytrym manewrem wbiła swój szpikulec w jego lewy bok. W linii pachowej na wysokości serca.

Padł na kolana, źle widział na prawe oko. Ból ściskał mu gardło. Sięgnął ręką i namacał rany gdzieś z boku lewej piersi. Usłyszał świst tnącego powietrze ostrza, a potem głuchą ciszę. Szpikulec inkwizytorki padł na ziemię pokryty grubą warstwą lodu. To była Irina. Swą chłodną magią powstrzymała nadchodzące uderzenie. Nie mógł podnieść wzroku, lecz słyszał nadlatujące pociski. Czuł chłód rozpadających się zaklęć. Nasłuchiwał wycofującej się w głąb lasu kobiety z zachodu.
Jestem Issabel Kisio Scorupco el Kossaco i nie spocznę póki was nie powstrzymam. Ha-ha-ha! — echo jej uciekającego głosu dudniło w naznaczonych bólem myślach. Zebrał więc siły, ażeby ujrzeć jeszcze raz, jak magia lodu radzi sobie z okupantami. Najeźdźca, który zaatakował elfią wojowniczkę w tymże momencie spoczywał, umierając. Skóra wisiała na nim w strzępach. Z ręki sterczał odłamek kości. Krew zabarwiła na ciemno piasek u jego stóp. Oddech był chrapliwy i mokry. Wojownik rozchylił spuchnięte wargi, przesunął językiem po luźnym zębie. Kiedy spróbował coś powiedzieć, w jego płucach zabulgotało. Umarł.

Czy jego duch jest wśród nich? — spytała Irina, obejmując konającego Maeglina.

Zostawmy go — odparła poturbowana wojowniczka.

Uratuję go!

Nie możesz tego uczynić, siostro! Twoje sztuki potępiła sama Orsula. Nie ośmielisz się...

Jazgot ucichł, zaś uszom starszego męża zagrała znana nuta śmierci. Czuł jak opuszcza go żywot, lecz ten jeszcze tkwił skąpany w bólu. Śmierć przybyła, napawając okolicę swą mroczną obecnością. Czuł, jak powoli ogarnia śnieżną elfkę. Siostra siostrze. Jak kołyszący w locie ćmy wiatr, jedna zwróciła się przeciw drugiej. Podniósł powiekę, a obok niego leżała sztywno driada. Nadziana lodowym szpikulcem, który powoli topniał w dzień gorącego lata.

Kropelki skapywały z kryształowego sopla, gdy mroczna aura zwróciła się po starca. Dłonie i stopy drętwiały, odmawiając posłuszeństwa. Ból przemijał, zaś widok obejmującej go Iriny leciał w dół. Czy ujrzy ją jeszcze, zanim poczuje uderzenie w skałę, które zakończy jego życie? Leciał w dół, w krainę śmierci. A potem?

Boisz się nocy złych, wietrznych i zjaw. Starą lalkę twoją sen już zmógł. Nie zostawiaj jej samej gdyż znów, przyjedzie śmierć zła dzierżąca złota garść. Poczujesz ból odejdzie sam, poczujesz smak. Życia dawny smak.

Bajeczny śpiew koił go do snu. Znosząc i już strudzone powieki. Prawie zamknięte, prawie z kamienia. Z nagła rozszerzone pochłonęły jasność. Ożywczy powiew napoił serce, które wypompowało karminową juchę. Tak szybko wchłoniętą w mchy i piaski dookoła. Wróciły siły witalne, wróciła żywotność. Skinął głowę, gdy w jego serce zatapiano błękitny kryształ. Płynnym ruchem chował się pod skórą, jak wbijany w masło nóż. Odczuwał każdy jego centymetr, każdy ruch, którym wpychała go w pierś Irina. Kiedy znikł, opuściła go, rzeżąc:
Z wolna ginie słońca blask. I tylko ty nie śpisz duszko ma, bom serce twe wypełnia zima.
*** Nadeszła noc. Irina zniknęła. Nadszedł dzień.
*** W tym momencie Maeglin przypominał okaleczonego anioła. Dziura w piersi z rozległą po lewe skrzydło blizną. Równie martwą, co schłodzone w środku serce. Skórę miał bladą, a z ust zionął chłodem. Starca ogarnęła przyjemna, mroźna aura. Uniósł się z kolan. Nie czuł więcej bólu, ni cierpienia. Dobierając miecza zauważył jak klinga mieni się srebrzystym blaskiem, otoczonym turkusową mgłą. Całego go otaczała ta dziwna mroźna mgła. Ile czasu minęło od tamtej pory? Co uczyniła Irina? Nie wiedział. Wstał i podążył przed siebie.

~ Lato 85 roku, III Ery.

Re: Puszcza Goryczki

13
Obrazek

- Pss...Tahira! Obudź się, wstawaj!

Młoda spała wciąż w najlepsze, gdy poczuła jak ktoś delikatnie szturcha ją w ramie. Wyrwana z objęć nocy niepewnie rozwarła powieki, a jej zaspanym oczom ukazał się znajomy widok obozowiska. Najpierw ujrzała wesołe płomienie skaczące w ognisku, nad nimi zaś prowizoryczny rożen ze zwęgloną wiewiórką, która została im jeszcze z kolacji. Dalej kobieta dojrzała dwa posłania blisko paleniska, Orlą Rzekę pomykającą nieopodal, trzy konie uczepione przy brzegu do złamanego drzewa, po którym został jeno pień i wreszcie dwie postaci górujące nad nią - chłopaka, który klęczał niemal potrząsając nią i wybudzając półszeptem oraz dziewczę w pełnej zbroi z wyciągniętym przed siebie mieczem w pozycji bojowej.

- Wstawaj, ktoś się zbliża! - dodał białowłosy jegomość prostując się na nogach i jednocześnie dobywając za pleców dwóch krzywych sztyletów, a zaraz wbił czujne spojrzenie w ten sam punkt, na który spoglądała jego towarzyszka broni. Wszędzie wokół panował mrok, ale nawet niewyspana Firemirez mogła spostrzec nienaturalny ruch gdzieś tam pomiędzy drzewami, coś faktycznie nadchodziło.

Naraz uderzyła ją fala potu, prawdopodobnie powodowana owym niespodziewanym wyrwaniem z łóżka w środku chłodnej jesiennej nocy i stresem związanym z bezsilnością. Tahira nie miała wszak na sobie pancerza, ani tym bardziej broni u boku, bo jej zmiana zaczynała się dopiero za kilka godzin. Gęsia skórka przebiegła po całym jej ciele - było dość zimno, a do tego wietrznie, o mżawce nie wspominając jednak bądź co bądź taka pogoda zadziałała na nią również otrzeźwiająco, toteż szybko poczęło do niej docierać, w jakiej znalazła się sytuacji - od paru dni była na misji zwiadowczej, chociaż lepszym określeniem byłby "rutynowy patrol". Zespoły uzupełniano o przedstawicieli kompletnie różnych od siebie oddziałów tak, aby poznawali oni inne gałęzie Zakonu i uczyli się współpracy. Zaraz przypomniała sobie imiona pozostałej dwójki - skrytobójcę wołali "Eryk", a zbrojną "Maria" - oboje oczekiwali w napięciu niebezpieczeństwa, tymczasem Greenflame musiała zdecydować o tym, czy zaryzykuje bieg po oręż do koni, spróbuje improwizować, tudzież znajdzie dla siebie inną drogę. Czas na spanie dobiegł końca!
Ostatnio zmieniony 09 wrz 2020, 1:12 przez Iskariota, łącznie zmieniany 1 raz.

Sygn: Juno

Re: Puszcza Goryczki

14
Mrok nocy rozświetlało światło, jedyne w tej okolicy - Ognisko. To od niego biło wszelkie ciepło, które rozchodziło się po najbliższej okolicy. Pokonywał chłód, który unosił się w powietrzu. Słowa, w pierwszej chwili ciche, szybko zaczęły dzwonić w jej uszach. Nie dlatego, że były krzykami, które można było usłyszeć z odległości mili. Tutaj chodziło o ich treść. Z początku, myślała, że nadszedł czas jej warty. Nie musiała długo czekać, by wyprowadzono ją z tego błędu.

Dopiero gdy otworzyła oczy, zaczynała rozumieć sytuacje. Ton, w jakim się do niej zwracano, nie zwiastował spokojnej warty, możliwe, że nie była to nawet jej kolej; coś się stało. Podpowiadało przeczucie. Gdy udało się już jej przebudzić, zwróciła uwagę na swoje otoczenie. Spojrzała na to, co powinno znajdować się niedaleko. Upewniała się. Konie - Były. Ognisko - Było. Maria i Erik, uzbrojeni, również gotowi do działania. Tylko ona, zaskoczona i nieprzygotowana. Taki już był ten los, że zaskakiwał cię w najmniej spodziewanym momencie. Powinna spać lżej, przez myśl przechodziły jej wszelkie niebezpieczeństwa, jakie potrafią grasować w puszczy. Podniosła się, spoglądając w stronę niebezpieczeństwa. Nie odzywała się. Każde kolejne wypowiedziane słowo, działało na ich niekorzyść, póki wypowiadane było bez potrzeby, nim dostrzegą zagrożenie w całej okazałości.

- Coś... Co to jest? - Zadała pytanie samej sobie, gdy wpatrywała się, podczas wstawania. Czy widziała to w przeciągu ostatnich kilku dni spędzonych na patrolu? Ta niewiedza, ten przedziwny gorąc, który z ciepłem miał niewiele wspólnego, a już tym bardziej z buchającym ogniskiem, nie pozwalał zachować spokoju. Ciężko było jej dostrzec to, co przemykało się w cieniu, ten nienaturalny ruch, skryty nie tylko w ciemności, ale i pomiędzy delikatnymi kroplami wody, które spadały na wszystko, na co tylko mogły. Taka to już była mżawka, niepewnym sojusznikiem, na którego, dzisiaj można było liczyć. Mokre kropelki pozwoliły jej na odzyskiwanie trzeźwości po przebudzeniu, znacznie szybciej niż normalnie by to nastąpiło. Nieubłagane zagrożenie, również robiło w tym wypadku swoje.

Zwróciła uwagę na towarzyszy, rzeczywiście byli przygotowani do działania, oboje. To wprawiło ją w zadumę, dlaczego przedtem jej nie obudzili? Nie miała jednak zbyt dużo czasu, już zwłaszcza na myślenie i zastanawianie się nad tym, czyja to była warta. Liczyło się tu i teraz. Eryk i Maria byli gotowi, ona też musiała. Ruch do konia byłby bezcelowy. Nie widziała zagrożenia, mogło nawet nim nie być a jedynie zbłąkanym głupcem, który nie raczył się zidentyfikować w mroku, bądź co bądź, trzeba zachować ostrożność. To przecież mogła być też dzika bestia. Tym razem nie jej, przeznaczona była pierwsza linia. Ubranie zbroi zajmuje sporo czasu, którego nie ma. W najlepszym wypadku udałoby się jej chwycić miecz... Jeśli, w mroku nie czai się coś jeszcze.

Tahira podczas wstawania sięgnęła do swojego pasa, wysunęła z niego sztylet. Nie było niczego dziwnego w tym, że miała go przytroczonego do paska, który przepasał suknię w talii. Nawet w takich okolicznościach, każdy musiał być gotowy z czymkolwiek, do swojej obrony. Miała nadzieję, że podjęła najbardziej bezpieczną decyzję ze wszystkich. Zostać tutaj, na miejscu i gotować się na to, co nastąpi tuż za chwilę. Patrzyła w kierunku, z którego dostrzegła ruch, będąc już na równych nogach.
- Obserwujmy każdą ze stron. Nie wiemy, co czai się w mroku. Każde z nas jedną. -
Szepnęła w kierunku swoich towarzyszy, samemu obserwując jedną z nich. Mogła zaufać im i sobie, na tyle, że w razie problemu, wszyscy zwrócą się w jednym kierunku.

Re: Puszcza Goryczki

15
Gałęzie i krzaki trzęsły się tak, że można by posądzić kogo o nierząd lub przynajmniej o wyjątkowo nieudolną zdolność poruszania w dziczy. Któż jednak mógł nawiedzać ich tymczasowy posterunek o tak nieludzkiej porze? Nie spodziewali się wszak posiłków, bo i do czego? Sedno misji, która bądź co bądź miała prosty charakter, nie zakładało nic ponad drobne interwencje celem godzenia wieśniaków i przepędzania prostych rzezimieszków. Niemniej nikt z pospólstwa nie odważyłby się niepokoić strasznych i okrutnych (jak niosą plotki) sakirowców ani tym bardziej żaden przeciwnik okoliczny nie ośmieliłby się przecież otwarcie zaatakować trzech wyszkolonych żołnierzy, którzy mimo dość krótkiego stażu dobrze wiedzieli jak sobie radzić z tutejszymi zmartwieniami.

Tymczasem wbijając wzrok w ciemności nie umknęły Firemirez cztery ostrza, które zgodnie wyciągali przed siebie adepci czyhając na nieznane. Sztylet nie okazywał się może najokazalszą bronią, ale w tym przypadku nie liczył się kaliber, a sprawność, z jaką dziewczyna mogła zorganizować sobie narzędzie mordu, bo lepiej przecież stać z żelazną wykałaczką w ręku, aniżeli z gołymi pięściami zanosić się na uzbrojonego oponenta, czyż nie? Tuż obok szpikulca brunetki mieniły się w blasku słabnącego ognia dwa siekacze asasyna. Tahira nie była pewna, czy broń nie jest aby nasączona jakąś trucizną lub też, czy nie ma ząbkowanego zwieńczenia celem czynienia większej szkody ofiarom, nie mniej znała dobrze pogłoski o zakonnikach, którzy podobnie jak Eryk parali się skrytobójstwem i wiedziała o nich tyle, że rzadko ograniczali arsenał przez wzgląd na honor jak to miewało miejsce w rycerskim stanie. Celem nadrzędnym było dlań wypełnienie woli zakonu, zwieńczenie zadania wszelkimi dostępnymi środkami. A choć do tej pory dziewczyna nie miała okazji zobaczyć chłopaka w akcji czuła bijącą od niego determinacje, a w oczach dostrzegała bezwzględność.
Inaczej to się jednak miało kawałek dalej, bo w istocie, gdyby mieszaniec spojrzała nieco ku lewej dojrzałaby, że przeważnie pyszna, pewna siebie Maria teraz dygotała jak osika na wietrze. Trząsł się jej miecz, trzęsły się i dłonie skryte pod okazałym pancerzem, na który w żadnym razie nie było stać Tahiry, ani nikogo kogo znała. Trzęsły się nawet jej nogi, co bez spoglądania można było stwierdzić po cichym stukaniu metalu o metal. Czyżby Maria... bała się? Jakby nie patrzeć panie nie miały ze sobą wiele wspólnego, ale ciężko było nie odnotować kąśliwego charakteru rudowłosej, gdy w drodze raz po raz nie omieszkała podzielić się z nimi opinią o stanie higieny plebsu, o tym, jak w jej okolicach drogi są mniej błotniste, a okoliczni nie seplenią przez wzgląd na wybrakowane uzębienie. Oczywiście Maria miała wiele opinii o świecie, rzadko pochlebnych, ale w murach zakonu uchodziła jednak za wzór cnót i obiecującego szermierza, a przynajmniej tyle było wiadomo Greenflame z zasłyszanych wieści, bo rzeczywistość zdawała się nieco odbiegać od jej wyobrażeń.

Nie było jednak czasu na rozmyślanie! Szelest narastał wyjątkowo i wiadomym już było, że intruz zaraz się wyłoni, lecz wtem gromadka zasłyszała szorstki, męski głos dochodzący spomiędzy zieleni:

- Spokojnie! To ja! Mam ze sobą tego gównojada! Zeszło mi z tym, wiem wiem, ale dwa dni czaiłem się na gnojka skryty między mrowiskami...

Wtem z gąszczy wypadł brudny i wyjątkowo podejrzany jegomość, który siłą rozpędu niemal od razu wywrócił się na mokrej trawie lądując usmoloną gębą w kałuży. Widok był to nieprzyjemny, szczególnie że mężczyzna ten począł tarzać się w bagnie bezskutecznie szukając równowagi, próbując podnieść się na równe nogi, czego nie ułatwiał niestety brak jednej kończyny, ani tym bardziej gruby sznur przewiązany wokół gardła. Istota ta, o ile faktycznie była człowiekiem, nosiła na sobie kawałki kory, lichego materiału oraz liście, które pozszywane czymś, co ciężko nawet określić słowami, pełniły rolę prymitywnego odzienia. Nieszczęśnik ten co chwilę podnosił się kawałek nad tafle łapiąc chytrze oddech, by lada chwila poślizgnąć się i znowu zanurzyć w mule jednocześnie wykrzykując jakieś niezrozumiałe frazy.

- ...żeby w końcu złapać go w trakcie posiłku, gdybyście tylko widzieli-

Naraz przed drużyną wyłonił się kolejny niezapowiedziany gość, który w jednej dłoni dzierżył miecz, w drugiej zaś przeciwny koniec liny zawiązanej wokół gardzieli biedaka, który jakby urządzał sobie zawody pływackie w bajorku sięgającym kostek. Facet mierzył całą trójkę z niemałym zaskoczeniem, jednak nie wyglądał w żaden sposób na przestraszonego. Co więcej! Zaraz uniósł klingę na wysokość oczu i burknął na zgromadzonych:

- Dzieci? - rzucił z pogardą w głosie - Coście za jedni, gnojki? Gdzie podziali się zakonnicy?! Gadać! - zagrzmiał surowo, a na to ostatnie uniesienie Maria aż podskoczyła. Sytuacja nie wyglądała zbyt ciekawie - jej twarz zmieniała kolory równie szybko jak zmienną była sytuacja elfów w Keronie. Kto wie, kiedy młódka skompromituje zespół na oczach przybysza? A no tak, nie można też zapominać o owym uzbrojonym mężczyźnie, który stwarzał jeszcze inny rodzaj zagrożenia przybierając jasną pozycję gotowości do walki. Kim była ta przedziwna para i w jakim celu niepokoiła nowicjuszy?
Ostatnio zmieniony 13 lis 2019, 11:20 przez Iskariota, łącznie zmieniany 1 raz.

Sygn: Juno
ODPOWIEDZ

Wróć do „Książęca prowincja”