Re: Puszcza Goryczki

46
Robiła co mogła, a mogła bardzo niewiele. Wszystko co się wydarzyło, wydarzyło się kompletnie nie tak, zupełnie nie po jej myśli. - Trzymała się liny którą jej rzucono, niemal jak ten tonący brzytwy kalecząc sobie dłoń - W jej przypadku odczuwając to na plecach, gdy była ciągnięta po kamieniach i tych okrągłych i tych ostrych. O stanie jej przytomności trudno mówić, słyszała jedynie co któreś słowa, jedyne na co było ją stać w tym czasie to by chwycić i ponownie zacisnąć rękę na tej linie, która to mogła ją doprowadzić do totalnej zagłady, lub do jeszcze gorszego cierpienia. Pozbawiona opcji i wyboru, zrobiła właśnie to.

Krwawa ścieżka jaką za sobą zostawiła była znacznie bardziej krwawa niż mogłaby oczekiwać po ranach które jej zadano, nie tak wyobrażała sobie rany, ilość krwi uzmysłowiła jej, że było znacznie gorzej niż myślała i mogła przetrwać - możliwe, że właśnie w tej chwili miała swoją szczęśliwą szansę - o ile dało się to tak nazwać.

Najgorsze miało dopiero nadejść...

Nadeszło...

Wcale nie pod postacią zwierzoludzi którzy mogli odgryźć jej głowę, możliwe, że wypić krew i obedrzeć ze skóry, nie - to nie oni byli tym straszliwym bólem, był to Zyg, który chyba pod chęcią pomocy skrywał sadystyczne upodobania zadawania bólu swoim podopiecznym. Trudno było myśleć cokolwiek od chwili wsadzenia kawałka drewna do ust, który wcale nie był pomocny, a gdyby nie ciągłe utraty przytomności z bólu, mógłby ją bardziej skrzywdzić. Strzały - Przysiągłaby, że bolało mniej gdy została zraniona i ostrze tkwiło w jej ciele. To co robił Zyg było jednym z najczarniejszych koszmarów o jakich nigdy nie chciała śnić ani tym bardziej ich doświadczyć - ku temu nie miała już zbyt wiele do zaradzenia.

Misja... W obecnej chwili była już dla niej nic nie warta - był tylko ból...

W końcu trzaskające płomienie ogniska pozwoliły jej odzyskać świadomość. Ledwo, bo wszechobecny ból, ciała nieprzyzwyczajonego do radzenia sobie z takimi ranami nie pozwalał jej na wiele, otworzyła oczy obserwując wszystko w okół, bardziej leniwie i skrycie niż zwykle, tak jakby zamierzała się skryć pod tym płaszczem i już nigdy spod niego nie wyjść, nie ruszała się za bardzo - czuła się źle, nie tylko przegrana, ale czuła, że zawiodła i splamiła siłę tej drużyny o ile można ją takową nazwać... Zresztą, mówić o porażce... Tylko ona była ranna, a Zyg i inni? Im nic nie było. Podobnie z tym ludojadem, też jakoś się uchował. Nie śmiała się odezwać, wcześniej możliwe, że mówiła zbyt śmiele i zbyt dużo - Może tego właśnie oczekuje Sakir - Ciszy i pokory.

Rozglądała się w koło i o ile z początku pozostawała cicho... To dopiero po krótkiej chwili doszła do siebie, faktycznie odzyskując świadomość. Widziała i Zyga i pozostałych. Skrzywiła się z bólu, który jeszcze nie ustąpił. Widziała groby, zaczęła się zastanawiać kto faktycznie jechał tą karawaną, czy to było w ogóle istotne? Może to przypadek... Może nic takiego. Teraz wiele myśli, zupełnie nowych nie mogło odpłynąć.
— Kim właściwie jest ten Zyg? Nic o nim nie wiemy... — Zapytała w myślach sama siebie, zakładała najgorsze, jego historia to tylko historia, co z tego, że niby kogoś zna jeżeli nie ma na to podparcia. Symbol jednostki - może i coś znaczył, ale co stało na przeszkodzie by był jedynym ocalałym z innej grupy? Boi się wrócić do fortu bez ogłoszenia sukcesu, nawet jeśli za ten sukces zapłaci życiem innych... Kto wie, atak tych stworów na wóz mógł zwiastować wiele rzeczy, a o wielu z nich Tahira wolałaby nie myśleć.
No właśnie, atak kudłatych bestii pozostawił okropne pobojowisko, już trochę uprzątnięte. Teraz dopiero do Tahiry dotarła jedna okropna myśl, możliwe, że zrzucona jej przez figlarnego boga, czy zwyczajne szukanie dziury w całym. Zerwała się nieznacznie i od razu zaczęła przyglądać się swojemu ramieniu, temu w które wgryzała się bestia. Szukała ran i ugryzień. Nie widziała nigdy takich bestii, nie wiedziała co może jej grozić. Prawdopodobnie nikt nie wiedział.
— Czym były te bestie? Kto jechał w wozie? Skąd one się wzięły? Dlaczego tutaj? Dlaczego? Kanibale i teraz to? — Pytała niemal jednym tchem, ciągiem rzucanych słów, bez jakiegoś głębszego uniesienia, na nie zabrakło jej sił, mimo to chciała wiedzieć. Została na miejscu, przyglądając się swojej zbroi i reszcie uzbrojenia - kątem oka tylko, bo wiedziała, że jest najpewniej w okropnym stanie i nie będzie z niej zbyt wielkiego pożytku, możliwe, że wcale albo do wizyty w forcie o ile będzie ją stać na naprawę która tania nie jest. To mógł być równie dobrze znak, że powinna spełnić się inaczej niż na linii frontu.

Re: Puszcza Goryczki

47
Mężczyzna uniósł dłoń dając jej znak, by nie śpieszyła się zbytnio z zadawaniem pytań.

- Spokojnie dziewczyno, nie pali się. - wrócił do dłubania w drewnie - Gnolle... mówimy na nie gnolle. Okoliczni gadają, że to jakaś krzyżówka gnoma i trolla, ale ja podejrzewam, że prędzej tym małym paskudnikom nawinęła się jakaś suka w lesie i stąd ta niecodzienna mieszanka. Normalnie nie stanowią zagrożenia dla podróżników, ale w większej grupie robią się o wiele śmielsze. Czego nie ukradną, nie zedrą z trupa to wyprodukują sami - skórzany pancerz, prowizoryczna broń. - wzruszył ramionami - Niebezpieczne to i dziwne stworzenia, wciąż podlegają pierwotnym instynktom, porozumiewają się warcząc i wyjąc. Nie są zbyt kapryśne w kwestii pożywienia, ale czerpią ogromną przyjemność polowania. Kiedyś nawet słyszałem, że ponoć lubią bawić się swoją zdobyczą, żeby potem ucztować na niej gdy jeszcze dycha.

Podniósł głowę znad kawałka drewna i zapatrzył się chwilę na Marię, Eryka oraz kanibala. Ewidentnie coś mu chodziło po głowie, być może zastanawiał się, czy rozważnie dobrał ekipę do potrzeb misji? A może zaniepokoiły go zniszczenia, jakie spowodowały stworzenia lasu? Tak czy siak, długo milczał.

W końcu westchnął nieznacznie i rzekł:

- Posłuchaj mnie, dziew- - ugryzł się w język, przez chwilę szukał w pamięci odpowiedniego słowa - Tahira. - tu wskazał palcem drogę, którą mieli jeszcze przed sobą, szlak prowadzący do Puszczy Goryczki - Idąc dalej w tym kierunku miniemy starą wieżę strażniczą, a zaraz potem dotrzemy do samej Śnieżki, gdzie wedle moich informacji czeka przewoźnik z łódką. Za odpowiednią opłatą przetransportuje nas na drugi brzeg, nie powinno być z tym problemu, jednak gdy już zejdziemy z łajby znajdziemy się na wrogim terenie, sami. Las, który tam na nas czeka to miejsce wielce niegościnne, wymagające ścisłej współpracy, sprytu.

Oderwał wzrok od drzew, za którymi miała znajdować się wspomniana rzeka i niezbyt subtelnie spojrzał prosto w oczy Firemirez, tak, jakby próbował wejrzeć w głąb jej duszy, ocenić ją:

- Sama musisz zdecydować, czy chcesz dalej podążać tą ścieżką. Na moje oko powinnaś wydobrzeć do rana na tyle, żeby nadążyć za resztą, ale... co innego walka. Oberwałaś najmocniej z nas wszystkich, nie wiem jak sobie poradzisz przy następnym starciu. Jeśli stracisz przytomność albo oberwiesz mocniej niż dotychczas... powiedzmy, że lepiej byś zrezygnowała już teraz.

Zyg wyprostował się jakby rozbolały go plecy od nachylania, obejrzał podwładną szybko od góry do dołu, a potem sięgnął do poł płaszcza i wyciągnął tę samą mapę co kilka godzin wcześniej.
Obrazek
Palcem wskazał małe skupisko chat oraz młyn nieopodal drogi prowadzącej do Saran Dun.

- Na północ stąd znajduje się wioska, w której żyje znajomy zielarz, Albert Senior, powinien zająć się tobą znacznie lepiej niż ja. - uśmiechnął się krzywo, a wyglądał przy tym jakby nie do końca ufał własnym słowom - Pozwolę ci się namyśleć do rana, tymczasem... - zwinął pośpiesznie mapę, kiwnął w stronę karocy i wtem na jego twarzy zagościł szelmowski wyszczerz - Z tamtej grupy nikt nie przeżył zasadzki gnolli, więc nie pozostało nam nic innego jak tylko zaopiekować się ich ładunkiem, cokolwiek nim jest. Idziesz?

Wyciągnął ku niej dłoń oczekując odpowiedzi.

Obrazek
Ostatnio zmieniony 09 wrz 2020, 0:09 przez Iskariota, łącznie zmieniany 2 razy.

Sygn: Juno

Re: Puszcza Goryczki

48
Twierdził, że się nie pali - Dla Tahiry nie było to w zupełności prawdą. Paliło się i to bardzo. Ona paliła się wewnątrz po tym czego doświadczyła, wcale nie energią... Lecz czymś zupełnie innym, bardzo możliwe, że niepewnością do tego co nastąpi dalej. Na słowa wyjaśnień odnośnie gnolli skrzywiła się bardzo wyraźnie. Nie skomentowała i nie wyraziła własnych myśli aczkolwiek wydawało się to jej bardzo nieprawdopodobne, ta cała historia którą opowiedział o powstaniu tych stworów, Zyg. Choć nie mogła zaprzeczać, że bestie były krwiożercze i łaknęły skarbów.

Ostatecznie Zyg miał prawo myśleć co chciał, jednak nie miał wielkich szans wraz z tamtą dwójką. Nie przeciwko całemu oddziałowi kanibali. Pozwoliła mu mówić - najwyższy czas by ktoś w końcu zaczął myśleć i objął dowodzenie - coś, co powinien uczynić już dawno temu, z niewiadomych sobie powodów tego nie zrobił. Możliwe, że już było zbyt późno, lecz nie jej oceniać. – I pełni głodu kanibale. – Dokończyła za niego, mówiąc o miejscu groźnym i wymagającym współpracy, której tutaj brakowało.

Zawiesił spojrzenie na niej, oceniająco - niech patrzy. Niech zobaczy co tylko sobie chce i sobie to weźmie. Już wiedziała, że nie był, ani zbyt dobrym sędzią charakteru, ani zbyt dobrym w ocenie zagrożeń - oczekiwała, że to o czym nie wspomniał, lub tego nie docenił - wciąż czeka gdzieś za tą rzeką... Możliwe, że i po tej stronie wody. Pewna była natomiast jednego - Za rzeką, czeka każdego z nich śmierć. Czy z jej pomocą się tam udadzą czy nie. Nie próbowała nawet oceniać tych szans, to był wóz albo przewóz, choć bardziej przewóz - ale zwłok.

Zawiesiła spojrzenie na swojej zbroi - może wciąż nadawała się do użytku, choć nie była tak dobra jak wcześniej, co do tego nie było żadnych wątpliwości. – Następnego starcia nie przeżyje żadne z nas – Westchnęła ciężko - To było oczywiste, może i odpocznie i będzie mogła iść, co to jednak oznacza? Tylko tyle i aż tyle, że będzie szła, może nawet ich tempem, jednak nie tego potrzebują, potrzebują kogoś kto może stanąć do walki - ona wyraźnie, obecnie nie może. Zyg prawdopodobnie też - chłodna kalkulacja mówiła w tym wypadku wszystko - Odejdź, albo zgiń razem z nimi. Dokładnie tak widziała prezentowany wybór. – Nie trzeba wielkiej wiedzy by zrobić to lepiej niż ty... – Uśmiechnęła się, choć dosyć krzywo, próbowała się faktycznie zaśmiać, choć wcale wesoła nie była. Żart, będący półprawdą, bo dzięki Zygowi się nie wykrwawiła, ale swoimi praktykami możliwe, że pogorszył jej stan, lub w najlepszym wypadku nie poprawił go zbyt bardzo.

Sama znała się jedynie na magii leczącej odrobinę i gdyby miała więcej siły, raczej na pewno by doprowadziła się do porządku, potrzebowała jednak czasu - którego nie miała. – Nie mam się co namyślać. Idę do tej wioski – Jak wyciągnął do niej rękę to zakrywając się trochę tym co jej dał wstała, prawdopodobnie z niezbyt małym bólem któremu nie chciała dać ujścia w postaci innej niż grymas wypisany na twarzy – To niegodziwe, zabierać ich własność. Może i nie żyją, ale wciąż mają rodziny i do nich powinno to trafić. Kim oni byli? Na pewno mieli przy sobie coś świadczące o rodzinie, gildii, przynależności... – Powoli szła z Zygiem, możliwe, że i w kierunku powozu, obserwowała to co zostało z pobojowiska z dosyć smutnym, lecz bardziej smutno-obojętnym wyrazem twarzy. – Najlepiej będzie jak trafi to do Srebrnego Fortu albo Saran Dun. Skoro i tak idę do tej wioski, to sugerowałabym zakopać co się da. Wezmę z tego jakiś niewielki symbol tej masakry, możliwe, że ktoś go rozpozna. Tylko my będziemy znali miejsce, jeśli przeżyję to znajdę właścicieli, może nawet w Saran Dun, o ile Sakir wciąż będzie po mojej stronie, to postaram się o jakieś wsparcie, to nie jest zadanie dla patrolu. –

Re: Puszcza Goryczki

49
Mężczyzna spojrzał na nią z ukosa, ale nijak nie skomentował żartu, w który dziewczyna wplotła kąśliwą uwagę. Zamiast tego prychnął po nosem, choć brzmiało to tak, że równie dobrze mógł się zaśmiać i już ruszył w kierunku zniszczonego powozu.

- Kim byli? - zapytał trochę sam siebie - Tak naprawdę trudno powiedzieć. Nie posiadali ze sobą żadnego pisma, które poświadczyłoby o ich tożsamości, nie nosili emblematów, a ubiór mieli typowo mieszczański. Jeden cywil, kilku... wojowników, same krasnoludy. Oręż i pancerz w większości mieszany, więc obstawiałbym najemników. Na moje oko jechali wzdłuż rzeki z południa, może z Irios? Nie wiem, strzelam w ciemno.


Po tych słowach brodacz obszedł dookoła wóz, a gdy dotarł na jego tyły ich oczom ukazała się metalowa skrzynia, która kiedyś z pewnością była przymocowana łańcuchami do pojazdu. Teraz jednak, jak można założyć nagły wypadek musiał spowodować poluźnienie więzów w następstwie czego pojemnik można było przenieść albo i zakopać jak planowała Tahira. Wtem zniecierpliwiony mężczyzna chwycił za obręcz z przodu i spróbował otworzyć wieko, jednak na nic jego trudy skrzynia nawet nie drgnęła. Dopiero teraz zakonnicy dojrzeli zamek, który bronił dostępu do wnętrza kufra, Zyg przeklął rozczarowany, wyraźnie nie na to liczył. Rozejrzał się wokoło jakby zastanawiając co dalej, a napotkawszy wzrok Tahiry postanowił uprzedzić jej kolejne wątpliwości:

- Nie, nie znaleźliśmy żadnego klucza i tak, sprawdziliśmy ich kieszenie. Równie dobrze mógł im wypaść gdzieś po drodze, mogły go porwać tamte stworzenia, a mogło być też tak, że tamci nigdy nie mieli mieć dostępu do towaru, który przewozili. - wzruszył ramionami roztargniony - Jeśli chcesz bawić się w śledztwo i dochodzić kim byli, dokąd zmierzali, droga wolna, ale pamiętaj, że rano się rozdzielamy, na twoim miejscu oszczędzałbym siły.


Obrazek

To powiedziawszy odszedł w stronę ogniska zostawiając ją samą sobie. Pozornie wyglądał jakby to nowe odkrycie sprawiło mu nawet większy zawód niż sama zasadzka psowatych.

Sygn: Juno
ODPOWIEDZ

Wróć do „Książęca prowincja”