Trakt ku Stolicy

61
POST POSTACI
Isabella Décolleté
Cóż, Isabella musiała zignorować wyimaginowane sztylety wbijające się w jej plecy, choć czuła się przez moment niczym tarcza na strzelnicy i ruszyła przez obóz. W końcu nic więcej do dodania nie było. Przez coraz to bardziej rosnące pole namiotów i tłumu ludzi przedzierała się dobre kilka minut nim zdołała znaleźć namiot należący do Salazara, a doświadczenie to nie było szczególnie przyjemne. Ugh. Ludzie, wszędzie ludzie. To znaczy - tacy ludzie! Wszędzie wokół, biedna, pierdolona piechota, która wyglądała gorzej niż pachniała, a daleko było im do fiołkowego zapachu. Czarodziejka zmarszczyła nos, starając się przy tym unikać fizycznego kontaktu z tymi... ludźmi nim wreszcie dotarła do namiotu swego kolegi po fachu, gdzie pozwoliła sobie na wdech ulgi. Tu zapachy były choć odrobinę przytłumione.
- Cóż, atmosfera po twoim wyjściu zrobiła się tak gęsta, że aż trudno było oddychać. Na zewnątrz jednak wcale nie jest łatwiej odetchnąć pełną piersią. - Isabella przysiadła na wyznaczonym miejscu i zarzuciła nogę na nogę, obserwując przy tym przez dłuższą chwilę Salazara swoimi niebieskimi oczami, gdy ten rzucił się na poszukiwanie kolejnego naczynia. Jeszcze chwilę temu zagniewany, teraz zdawał się rozpromieniony jej wizytą. Czy udawał dobrego gospodarza czy rzeczywiście się ucieszył? Cóż, z całą pewnością chciał wykorzystać jej zdolności językowe, wątpiła jednak czy jest to do końca szczera intencja. Skoro Salazar badał przez ostatnie miesiące wszelkiego rodzaju mapy, zapiski i dokumenty odnośnie tych ruin i tego co tam ma się rzekomo znajdować, to z pewnością sam biegle władał tym językiem.
- Mmm. - Isabella skinęła mu lekko głową, gdy nalał jej wina i podał jej puchar. Będąc jednak wychowana nieco inaczej, do konsumpcji zabrała się o wiele wolniej i mniej żwawo. W sposób nieco bardziej dystyngowany. Musiało to stać w niemałym kontraście, gdy oto dama, będąca zresztą czarodziejką, ubrana w zdecydowanie bardziej męski niż kobiecy strój, w środku obozu wojskowego i graciarni namiotowej, skosztowała wina. - Zdaje mi się, że Stella się zapowietrzyła i nie była wstanie wykrztusić słowa więcej. Chyba też nie wywarłam na niej dobrego wrażenia. Gdyby mogła to cisnęłaby we mnie kulę ognia, ale nie wiem czy potrafi. W każdym razie wychodząc stamtąd czułam, że miałaby ochotę pobiec do najbliższego kowala w okolicy, zabrać wszystko co ma choć pół stopy długości, jest z metalu i ostro zakończone, a następnie wbić mi to w plecy. Sądzę też, że byłbyś następny. - Powiedziała swobodnie, nieco rozbawiona, dając mu o tym znać nikłym uśmiechem na twarzy i rozbawionym uniesieniem jednej z brwi.

Trakt ku Stolicy

62
POST BARDA
Takie już uroki wojny. Brud, smród i ubóstwo — mruknął mężczyzna, akurat stawiając wspomniane puchary. W przeciwieństwie do Isabelli pił sporymi łykami, jakby siedział w taniej karczmie i żłopał tanie wino. Co zaś się tyczyło właśnie trunku, ten smakował nie najgorzej i ewidentnie nie były to siki z najtańszej półki, a porządny rocznik, prawdopodobnie z południowej prowincji. Dzięki sporej ilości winnic alkohol z Oros był jednym z lepszych w kraju.

Nie było innego siedziska w namiocie oprócz prowizorycznego siennika, więc Salazar usiadł na nim, odwracając się twarzą w stronę kobiety i wygodnie rozpierając. Dopiero teraz mogła się mu bliżej przyjrzeć. Salazar Barsk, pomimo wieku zbliżającego się do mocnej średniej – ponoć był starszy od Isabelli – utrzymywał prezencję młodzieńca. Podczas nielicznych rozmów na dworze Jakuba krążyły plotki, których wszakże Czarodziej nie dementował, jakoby paktował z demonami, bądź używał magii do odmładzania swej persony. Oczywiście druga wersja była bardziej prawdopodobna bo oprócz specyfików alchemicznych istniały rytuały i parę licencjonowanych magów było nastawionych na zarobek względem prowadzenia salonu kosmetycznego dla szlachcianek.

Miał elegancko uczesane, miedziane włosy, gęste brwi, zaś pod nimi jasnopiwne oczy. Nie był zbyt wysoki, ani umięśniony, jak na uczonego przystało, ale ewidentnie potrafił czarować osobowością... nie używając do tego magii. Z tego, co kobieta się orientowała, nie należał do szlachty, a burżuazji z okolic Irios, studiując na uniwersytecie w Oros. Specjalizował się w magii ognia i był oficjalnym Magiem Bojowym, lubując się w destrukcji przez pożogę. Nieco kontrastowało to z jego charakterem, aczkolwiek... co kto lubi, prawda?

Mężczyzna zaśmiał się perliście na kwiecisty opis atmosfery w poprzednim namiocie. — Nie wątpię, że chciałaby to zrobić, chociaż mam wrażenie, że umniejszasz w tym moje zasługi. W końcu to ja, niedobry, zaproponowałem alternatywę. A właśnie, może przechodząc do rzeczy, bo podejrzewam, że nie przyszłaś po prostu mnie odwiedzić – co byłoby miłe i tak! — z cichym stękiem Barsk podniósł się z łóżka i podszedł do stolika, zaczynając wertować jedną dłonią dokumenty, w drugiej nadal trzymając puchar z kończącym się winem. — Trochę Stella i Zygfryd mieli racji w tym, że to są moje domniemania, ale przyznanie tego wprost przed jej wysokością książęcą maginią byłoby strzeleniem sobie samemu w twarz. Gdzie ta mapa...

Z niechęcią odstawił naczynie na skraj stołu, sięgając po zrolowaną mapę, którą wcześniej Czarodziejka widziała. Rozłożył ją na stole, przyciskając rogi księgami i kielichem. Przedstawiała ona szczegółową mapę Keronu z pokreślonym obszarem. — Kilka lat temu trafiłem... ciekawym źródłem na zapiski w elfickim. Nie miałem zielonego pojęcia, o czym traktowały i czy nie były to nawet przypadkowe słowa mające brzmieć na elficki, ale po wynajęciu tłumacza okazało się, że wspominają o jakiejś starej świątyni w miejscu, gdzie teraz jest las o tutaj — jego palec wylądował w nakreślonym kółku między wzgórzem Irios a Nowym Hollar. Obszar najmniejszy nie był. — Zajmowałem się tym trzy po trzy przez jakiś czas, mając inne obowiązki na głowie. Dopiero w ostatnim czasie, gdy wojna pukała do drzwi, zacząłem zagłębiać się w to i szukać większej ilości informacji. Podobno mielibyśmy tam znaleźć skarbnicę wiedzy, rytuały, które kiedyś Wysokie Elfy praktykowały, w tym kilka ciekawych propozycji, które moglibyśmy wykorzystać podczas oblężenia. Jeśli chcesz, mogę ci przekazać tłumaczenia, które wykupiłem. W każdym razie, twoją rolą w tym wszystkim byłoby tłumaczenie na bieżąco niektórych rzeczy, które mogłyby się tam pojawić, a przy okazji miałabyś przygodę na pewno bardziej interesującą, niż ważenie miksturek dla rycerzy.

Trakt ku Stolicy

63
POST POSTACI
Isabella Décolleté
Cóż, z całą pewnością nie można było odmówić czaru jego osobowości i młodzieńczej aparycji. Isabella słyszała plotki, że był już dojrzałym mężczyzną, w kwiecie wieku wręcz. Aż trudno było uwierzyć, że miał być starszy od niej! Trudno było udawać, że nie jest zazdrosna o to, że Salazar starzał się jak dobre wino. Czarodziejka skosztowała odrobinę trunku w kielichu. Cóż, to było raczej złe określenie. Wino dojrzewając nabierało szlachetności, Salazar zaś pozostawał zwyczajnie młody. Z ich dwojga to raczej ona mogła zasłużyć na miano szlachetnie dojrzewającego wina i to chyba było najbardziej irytujące. Zwyczajnie wyglądała na jego równolatkę, jeśli nie na osobę starszą o dobre kilka lat. Oh, nie była wcale stara i mogła się cieszyć urodą odziedziczoną i innymi cechami po swej babce, ale czas nieubłaganie płynął i nawet jeśli pierwsze zmarszczki nie pojawiły się na jej idealnej twarzy, to z pewnością już wkrótce, nawet mimo licznych zabiegów jakim się poddawała, w końcu się pojawią.
- Cóż, obawiam się, Salazarze, że w tym całym obozowisku nie ma zbyt wielu osób na poziomie, także alternatywy były dość mierne w porównaniu z twoją czarującą osobowością. Stella chce mnie udusić, Zygfryd duma gdzieś w obłokach, a wątpię, że arystokracja ma ochotę zabawiać czarodziejkę... - Powiedziała swobodnie. - Z całą pewnością fakt, że prezentujesz się przyzwoicie nieco pomaga, choć preferuję szatynów. Nieco lepiej zbudowanych szatynów. - Powiedziała z pewną dezaprobatą w głosie.
- Ale owszem, jestem tu z powodu wspomnianego przez ciebie na naradzie. Zaintrygowałeś mnie, choć nie było to wcale trudne biorąc pod uwagę zadanie w jakie chciano mnie wkopać. Wielce ekscytujące i zajmujące. - Isabella wysłuchała jego sprawozdania i tego czego się do tej pory dowiedział. Starożytna elfia świątynia, stare rytuały i zaklęcia, zapomniana wiedza, tak, z całą pewnością brzmiało to o wiele lepiej niż bawienie się w alchemiczkę ku uciesze Stelli.
- Jeśli ci to nie przeszkadza, wolałabym przyjrzeć się oryginalnym tekstom. Jestem naprawdę biegła w języku. Spędziłam dobrą połowę swego życia studiując go i stosując w praktyce. Choć niektórzy by powiedzieli, że brakuje mi... odpowiedniego wdzięku w posługiwaniu się tym językiem w mowie. Czysta złośliwość z ich strony, nic więcej. - Miała tu rzecz jasna na myśli swoją babkę. Nie pamiętała żeby kiedykolwiek powiedziała do niej słowo w kerońskim, za to zawsze miała coś do powiedzenia czy to coś jej akcencie, składni, a ostatnimi czasy, braku naturalności w jej sposobie wysławiania się. Tak jakby była starym, nienaoliwionym kołem zębatym. - Zresztą odkąd zaczęłam się uczyć języka zdałam sobie sprawę, że tłumaczeniom brakuje... kolorytu. Tłumaczenia tekstów nie oddają złożoności języka, są wybrakowane.
- Muszę jednak powiedzieć, że jestem zdumiona. - Powiedziawszy to spojrzała się z pewną arogancją w oczach i postawie w kierunku Salazara. - Nie spodziewałabym się po czarodzieju, że nie zna wysoko-elfickiego. Całe klasyki literatury, w tym specjalistycznej, tysiące traktatów o magii zostały spisane przez Wysokie Elfy. Oh, cóż... Oczywiście, że ci pomogę. Wciąż jednak jestem w szoku. Nie znasz nawet podstaw?

Trakt ku Stolicy

64
POST BARDA
W jasnych oczach Salazara pojawiły się iskierki rozbawienia i czegoś niezrozumiałego, co mogło być odbierane pejoratywnie. Przeczesał dłońmi swoje włosy, gdy panna Décolleté wspomniała o szatynach i ponownie się roześmiał. — To się nie dogadamy, ja wolę smoliste włosy młodych dziewek z Archipelagu. I ich skóra, och... — mężczyzna zaczął się roztapiać na temat egzotycznych dziewcząt, a Isabella nie mogła oprzeć się wrażeniu, że pojawiła się w jego tonie ironia.

Po jego wstępnej opowieści przyszła kolej na opinię Czarodziejki, której rudzielec nie omieszkał skomentować, uprzednio zabierając ze stołu kielich i dolewając sobie wina. Zapomniał, że puchar podtrzymuje mapę przed zwinięciem się, co oczywiście po podniesieniu zrobiła. Wykonał gwałtowny ruch w jej stronę, ale szybko sobie odpuścił. Pytającym spojrzeniem wskazał na butelkę, a następnie kielich szlachcianki. — Wyślę później kogoś po skompletowaniu wszystkiego. Oprócz oryginalnego zwoju z informacją o istnieniu owej świątyni zlokalizowałem także stare traktaty dotyczące samej okolicy i zabudowań, więc jako takie pojęcie o obszarze poszukiwań mieć będziemy. Wygrzebałem też stare spisy, archiwa, parę rzeczy się znajdzie. A wdzięk i podkoloryzowane słową są mi kompletnie niepotrzebne. Liczą się informacje — wyjątkowo ostatnią sentencję Salazar wypowiedział całkiem poważnie, na chwilę skupiając się na zadaniu.

Na komentarz Isabelli dotyczący nieznajomości elfiego języka Salazar się roześmiał. Po prostu, jakby bez żadnego powodu, zanim po kilku sekundach zamilkł. Przekręcił z czystą ciekawością głowę, spoglądając na kobietę z iskierkami rozbawienia i irytacji. — Na cóż mi podstawy niepotrzebnie złożonego, niepraktycznego teraz i nieużywanego tak często języka, skoro zaoszczędzony czas mogę poświęcić na inne, znacznie bardziej mi przydatne rzeczy, jak udoskonalanie swoich umiejętności? Poza tym od czegoś są te przekłady – chociażby po to, abym nie musiał męczyć się z zawoalowanym słownictwem, gramatyką i metaforami.

Zamilkł, nie spuszczając wzroku z kobiety, by po dwóch, trzech sekundach dodać z szerokim uśmiechem. — Ja więc mogę zajmować się praktyką, a gdy potrzeba mi tekstu, który jest nieprzetłumaczony, najmuję do tego eksperta. Na przykład ciebie.

Trakt ku Stolicy

65
POST POSTACI
Isabella Décolleté
- Oh, ja biedna. Jak ja to przeżyję? - Powiedziała nieco kpiąco, gdy Salazar rozpoczął wychwalać urodę mieszkanek Archipelagu. Cóż, z całą pewnością każdy miał swoje gusta i guściki, ale z całą pewnością Isabellę bawiło w którą stronę ich rozmowa schodziła. Ciężko byłoby to nazwać flirtowaniem, choć jak to niektórzy mówili, kto się czubił ten się lubił. Faktem było jednak, że było to niejakie, wzajemne droczenie się. Dziwne, biorąc pod uwagę, że nie znali się szczególnie długo. Widocznie jednak wspólni wrogowie, choć nazywanie Stelli wrogiem było zdecydowanie na wyrost, miało magiczną zdolność zbliżania do siebie ludzi w sposób błyskawiczny. - Łamiesz mi serce! - Powiedziała pochylając się nieco w jego stronę.
- Cóż, zgaduję, że skoro najmujesz ekspertów, między innymi mnie, to czeka mnie sowite wynagrodzenie? - Powiedziała z uśmieszkiem na ustach i uniesieniem brwi ku górze w pytaniu. Zaraz jednak potem machnęła ręką, jak gdyby zbywając te słowa. - Cóż, jestem gotowa użyczyć ci swoich zdolności językowych. Myślę jednak, że nauka języka mogłaby się okazać ci całkiem przydatna. Dawno w Nowym Hollar nie obserwowało się aktywności politycznej... I aktywnością polityczną nazwaniem tego jest co najmniej eufemizmem.
- W każdym razie, jeśli to nie jest problemem chętnie sama zapoznałabym się z materiałami, które zgromadziłeś. Nie mam chwilowo zresztą nic do roboty. Mogłabym oczywiście warzyć mikstury, ale w obozie wojskowym nie ma warunków, nie mówiąc już o zapasie ziół do ich wytwarzania. Ty zaś, jak mi się zdaje, musisz się udać do mego drogiego kuzyna żeby przekonać go o słuszności swych tez, czyż nie? Będę więc miała chwilę czasu żeby zapoznać się z twoimi badaniami.

Trakt ku Stolicy

66
POST BARDA
Czyż satysfakcja z dobrze wykonanej pracy tłumaczki nie zaspokoi twoich potrzeb? — rzucił z przekąsem Salazar, przechodząc zaraz do reszty konkretów. — Jeśli kiedyś faktycznie język będzie mi przydatny w praktyce, to na pewno się zastanowię, dziękuję za propozycję. Co zaś się tyczy materiałów, jak mówiłem, podeślę je niedługo do twojego namiotu. Będziesz miała na spokojnie kilka dni na zapoznanie się z nimi, bo Jakuba i tak jeszcze w obozie nie ma. Ja w tym czasie zajmę się przygotowaniem do ekspedycji, bez względu na jego decyzję.

Salazar wkrótce pożegnał Isabellę, odprowadzając ją aż do jej niewielkiego namiotu, w którym rezydowała. Tam pod wieczór faktycznie przyszedł do niej posłaniec, który przyniósł jej cały plik dokumentów, ostrożnie zapakowany w materiały. Rozpakowując go, kobieta od razu zauważyła, że wszystkie ze zwojów i ksiąg jest tak stara, że należało się z nimi delikatnie obchodzić, jak gdyby każde dotknięcie mogło rozpaść w pył stronice.

Przez najbliższe dni miała szansę bliżej zapoznać się z ich treścią. W międzyczasie dostała informację od Stelli, że przygotowano jej stanowisko alchemiczne i niezbędne składniki do ważenia mikstur, chociaż gdyby Czarodziejka zechciała w ogóle spojrzeć na to, faktycznie wyglądało to biednie i prowizorycznie, a elementy dekoktów nie były doskonałej jakości. Co zaś się tyczyło zwojów, większość z nich była zapisana fantazyjnym językiem, który ciężko było zrozumieć nawet jej. Słowa były archaiczne i wręcz na pograniczu zwykłego, wysokoelfiego i starożytnego, przez co czytanie było utrudnione. Tak czy siak pierwsze ze zwojów były czymś w rodzaju dziennika spisywanego przez jakiegoś skrybę, który opisywał kilka ciekawych placówek starożytnych elfów. Wedle jej rozumowania rozmieszczone były po całej Herbii, a miały za zadanie skupiać wiedzę Wysokich Elfów. Coś pokroju bibliotek, baz danych, w których gromadzono przemyślenia i doświadczenia tych istot. Jedna z takich bibliotek znajdowała się właśnie niedaleko od Nowego Hollar. Problemem natomiast był fakt, że nie były one dostępne publicznie, więc znalezienie ich lokalizacji było podwójnie trudne. Nie było w nich nic konkretnego, co pomogłoby w poszukiwaniach świątyni.

Księga, nieco nowsza, chociaż nadal w opłakanym stanie, była zapisana nieco nowszą wersją języka i traktowała o Wysokim Magu, który spędził swe długie życie na szukaniu zapomnianej wiedzy, którą można byłoby wykorzystać później. Wspominał o jednej ze swoich wędrówek przez gęstą puszczę, podczas której natrafił na niejaką świątynię, którą nazwał Świątynią Magii. Wedle jego zeznań zewnętrzna część była zrujnowana, zaś dostanie się do środka wymagało nie lada akrobatyki. Wspominał natomiast o doskonale zachowanym wnętrzu, pięknych muralach przedstawiających historię Wysokich Elfów i przepływającą przez to miejsce potężną magię i sporo ochronnych glifów nietkniętych przez czas. Niestety jego zeznania kończyły się w momencie, w którym ze zgryzotą wspominał o wysokiej cenie, jaką musi zapłacić za dostanie się do faktycznego środka biblioteki. Nie było sprecyzowane, co to może być, ale podług jego słownictwa nie było to coś, co z łatwością jeden mógłby oddać. Jego słowa mogłaby Isabella pięknie przetłumaczyć na Wspólny w ten sposób: Wiedza wymaga zapłaty, godnej tego, kto żąda jej zyskania. Im wyżej sięgasz, tym trudniej jest jej sprostać.

Ostatnia była mapa Keronu różniąca się nieco od tego, co do tej pory znane było szlachciance. Nie było na nim przede wszystkim Saran Dun i Nowego Hollar, ale też zachodni układ kontynentu był inny. Wydawało jej się, że wybrzeże w okolicach Irios było większe, zaś brakowało paru wysp w okolicy Cieśniny Martwego Ptactwa, która też nie była tam opisana. Przesunięte i narysowane całkiem inaczej były góry i niektóre szlaki, przez co ciężko było zorientować się dokładnie, co gdzie i jak. Było natomiast parę innych punktów, w tym traktów i nieopisanych placówek. Dołączona doń była kopia mapy porysowana ewidentnie przez Salazara, na której wypunktowane było kilka owych miejsc, niektóre były przekreślone, niektóre miały przy sobie znak zapytania, zaś część niedaleko jakiejś rzeki zakreślono całkiem sporym kółkiem.

*** Oczy bolały Isabellę, podobnie do głowy, od ślęczenia od kilku dni nad dokumentami. Jakkolwiek lektura mogła być wciągająca, tak ciężkość, z jaką przyszło jej to wszystko czytać, była wręcz porażająca. Ku jej uldze, piątego dnia do obozu w końcu zawitał cały orszak złożony z kilkudziesięciu rycerzy w lśniących zbrojach, mnóstwo wozów z zapasami i kolejne wojska. Na czele wszystkiego zaś jechał sam Jakub Augustyński. Książę ubrany był w eleganckie odzienie podróżne, na razie nie przywdziewając żadnej zbroi, o ile kiedykolwiek zamierzał to zrobić. Jechał na śnieżnobiałym koniu, prosty, wyniosły. Jego oblicze przez ostatnie lata postarzało się znacznie bardziej i pomimo przystojnej aparycji coraz bliżej przypominał swój faktyczny wiek. Ostatnio Isabella nie miała szansy być z nim wystarczająco blisko, lecz słyszała plotki o pierwszych siwych włosach księcia w jego brodzie i bujnych, kasztanowatych lokach, które teraz trzymała delikatna, złota korona.

Salazar podobno sam zajął się audiencją u Jego Wysokości, pozwalając Isabelli nadal badać starożytne pisma. Dopiero po dwóch dniach od przybycia księcia zawitał późnym popołudniem do jej namiotu, poważniejszy niż zwykle, chociaż nie można tego było nazwać marsową miną. Ukłoniwszy się, przeszedł od razu do rzeczy. — Książę oczekuje konkretów. Co mniej więcej możemy mu zaoferować oprócz... rytuału, jak długo to zajmie i ile środków nam to pochłonie. Jakieś pomysły, po przewertowaniu chociaż części pism?]

Trakt ku Stolicy

67
POST POSTACI
Isabella Décolleté
Isabella spędziła kilka najbliższych dni intensywnie studiując pisma, które dostała od Salazara, częściowo żałując, że poprosiła o oryginalne teksty. Przebrnięcie przez nie było katorgą, z drugiej jednak strony od razu wskazywały one z jak odległym i tajemniczym tematem przyjdzie im się zmagać. Sam Salazar musiał sobie zdawać z tego sprawę, pytaniem jednak było, jak bardzo zdawał sobie sprawę. Z całą pewnością warzenie mikstur przeszło na zdecydowanie dalszy plan. Co prawda czarodziejka pojawiła się na stanowisku alchemicznym, w ramach przerwy by dać odpocząć oczom i z dużą krytyką oceniła warunki w jakich miałaby pracować nim wróciła do swego namiotu by dalej wertować zapiski. Po pięciu dniach miało dość. Wtedy zjawił się Jakub. Musiała spędzić jeszcze kolejne dwa dni na przeglądaniu zapisków nim w jej namiocie stawił się Salazar, który uzyskał audiencję u jej drogiego kuzyna.
- Co możemy mu zaoferować? - Isabella podniosła zmęczony wzrok na Salazara i przetarła oczy nim wykonała nieokreślony ruch ręką w jedną stronę, a potem w drugą, tym razem wskazując mu na krzesło. - Prawdę mówiąc niewiele konkretów, przynajmniej z tego co udało mi się dotychczas wyczytać z tych dokumentów. Mówimy tu o czymś niewyobrażalnie starożytnym. Ze stanu zwojów musiałeś się już tego domyślić, ja się zaś domyśliłam po języku w jakim został on spisany. To nie jest język Wysokich Elfów, a przynajmniej nie nam współczesny. Komukolwiek dałeś ten tekst do przetłumaczenia albo był prawdziwym ekspertem w swojej dziedzinie albo... nie wiem. Mówimy tutaj o... pierwotnym dialekcie. Pierwszym języku Wysokich Elfów albo coś bardzo blisko jemu. W każdym razie tym zapiskom jest dalej od tego języka jaki znamy współcześnie niż bliżej. O takiej starożytności tu mówimy.
- A o tutaj... - Isabella przesunęła do siebie mapę. - Tego musiałeś się sam domyślić, nie jesteś idiotą. Z czarodziejów idiotów nie robią. Oczywistym jest brak Nowego Hollar i Saran Dun, ale tutaj... - Wskazała na całą zachodnią część mapy. - Tu się robi bardzo interesująco. Istnienie tego kawałka ziemi tutaj wskazuje, że ta mapa pochodzi sprzed roku trzysta dwudziestego czwartego Drugiej Ery. Zaś zaznaczone Irios pozwala uznać, że już w tym okresie było znaczącym miastem. Najwcześniejsze wzmianki historyczne o jakich słyszałam i które mówią o Irios pochodzą z Pierwszej Ery... Roku... 1200... 1205? I mówimy tutaj już o znacznym, politycznym znaczeniu. Miasta nie buduje się z dnia na dzień. Ta mapa mogła równie dobrze powstać w roku 1200 Pierwszej Ery jak i stulecie lub dwa wcześniej, ale nie mam wiedzy by to zweryfikować. Nie widzę też chyba tu Srebrnego Fortu, nigdy jednak nie interesowałam się szczególnie Zakonem Sakira, więc nie wiem czy Fort istniał przed Bitwą Przeciw Śmierci czy już powstał po niej.
- Co zaś się tyczy tej całej, enigmatycznej skarbnicy wiedzy, biblioteki, świątyń... Cóż, niewiele mogę na ten temat powiedzieć. Może ktoś kto się na nie natknął pomylił ją z jakimś zrujnowanym ośrodkiem Wysokich Elfów? Równie dobrze może być to na wpół legendarny Tron Valeasa Złotego, być może dawna Świątynia Sulona lub grobowiec elfiego czarodzieja. Jest to dla mnie zagadka.
Ostatnio zmieniony 03 lip 2021, 22:56 przez Isabella, łącznie zmieniany 1 raz.

Trakt ku Stolicy

68
POST BARDA
Salazar słuchał w milczeniu wywodu Isabelli, krzyżując ręce na piersi i przyglądając się to jej notatkom, to jej twarzy. — Podobną reakcję miał mój tłumacz, chociaż on wspominał o mieszaninie staroelfiego i wysokoelfiego. Jakiś przejściowy język między tymi dwoma, coś jak nasze starsze, ludzkie dialekty. Nie całkiem inny język, a pomieszana składnia i inne znaczenia słów. Dobrze kombinuję? — Faktycznie, kobieta mogła to przyrównać do czegoś takiego. Przeglądając jeszcze na studiach w bibliotece woluminy w prawdziwym starożytnym elfim języku, nie potrafiła nic zrozumieć. Tutaj zaś różnica była zauważalna, ale nie niemożliwa do przeskoczenia.

Och, dziękuję za ten wysublimowany komplement — mruknął mężczyzna, gdy uslyszał informację o tym, że nie jest idiotą. Prychnął, ale słuchał dalej, wodząc wzrokiem po mapie i kiwając co jakiś czas głową. Słysząc jej mały wykład o historii, pozwolił sobie dodać kilka rzeczy. — Mapa jest sprzed Bitwy Przeciw Śmierci, jak pięknie zauważyłaś. Co do Srebrnego Fortu, nie jestem pewien, czy powstał tuż przed, czy już po walkach, ale podejrzewam, że mapa ewidentnie elfia nie przedstawia wszystkich pomniejszych fortów, które mogli budować w tamtym okresie ludzie. I masz rację, Irios powstało w Pierwszej Erze, ale przez długi czas było głównym ośrodkiem ludzkim, więc wprowadzenie go na mapę mogło mieć dla kartografów istotne znaczenie. Tak czy siak, mapa jest sprzed co najmniej tysiąca lat, gdy Wysokie Elfy dominowały, a Keronu nawet nie było na mapach, więc to, czy powstała w Pierwszej, czy Drugiej Erze, jest nieistotne. Ważne jest to, że pokazuje mniej więcej teren poszukiwań — stuknął na zakreślony przez siebie obszar.

Nie wydaje mi się. Z przekładów, które dostałem, wynika, że ci wszyscy tutaj dostali się na miejsce, ale nie mogli przejść dalej. Coś tam o zapłacie, cokolwiek to znaczyło, ktoś jeszcze wspominał o jakiejś magii. Zresztą, czy to ważne, jaką funkcję pełnił budynek? Spójrz na grobowce w Zaavral chociażby. Archeolodzy co chwila wygrzebują z nich nowe artefakty, więc nawet jeśli będzie to tron samego pierwszego Wysokiego Elfa, to na pewno znajdziemy w nim coś przydatnego. Co prowadzi mnie do pewnego rozwiązania, a nawet dwóch... — Salazar założył dłonie za plecami i spojrzał w oczy Isabelli, uśmiechając się przebiegle. — Co powiemy Jakubowi? Że znaleźliśmy świątynię, w której naskładowano gargantuiczną ilość elfiej wiedzy, z której będzie mógł korzystać do woli. Że dzięki twojej wiedzy odnaleźliśmy dokładną lokalizację tych ruin i mamy nawet podstawowe informacje o rytuałach, które tam się znajdują. Powiedzmy, jakiś elfi kapłan spisał pamiętnik o tym, że zostawił w tej świątyni wiedzę na temat... eee... rytuału który kruszy góry, widmowej armii przenikającej przez ściany, deszczu ognia, czy czegoś nie wiem, bardziej finezyjnego, twoja głowa byłaby wymyślić, co to mogłoby być.

Na kolejne słowa jeszcze szerszy, tym razem figlarny uśmiech rozkwitł na jego licu. Coś błysnęło w jego oku. — Ewentualnie, jeśli wolisz nie naginać prawdy, co może być trochę przerażające, absolutnie to rozumiem, możemy wybrać się we dwójkę w romantyczną podróż do lasu w środku nocy w poszukiwaniu nawiedzonych ruin. W pierwszej opcji po prostu pewnie miałabyś więcej żołnierzy, o ile zdołałabyś przekonać swojego... dalekiego kuzyna, jeśli dobrze rozumiem? Chyba, że masz inny pomysł?

Trakt ku Stolicy

69
POST POSTACI
Isabella Décolleté
- Hmm. Tak, faktycznie. To tłumaczenie z pewnością jest o wiele bardziej precyzyjne niż to co ja zasugerowałam. Znam język, ale nie jestem lingwistką. Ekspert którego nająłeś z pewnością znał się o wiele lepiej na tego typu rzeczach, teraz jednak, obawiam się, że jesteś skazany na mnie, Salazarze i na moje niededukowanie w kwestiach języka Wysokich Elfów. Nie zmienia to faktu, że jest to niezwykle stary zapis. Bardzo, bardzo stary... - Isabella popatrzyła się na leżące przed nią dokumenty i pokręciła głową w zamyśleniu. Do tej pory nawet o tym nie myślała, ale w jaki sposób Salazar wszedł w posiadanie tych dokumentów? Były one wręcz starożytne, nie mogły sobie one tak po prostu gdzieś leżeć i czekać aż je ktoś weźmie! Cóż, zapyta się o to później.
- Cóż, mimo wszystko dobrze byłoby wiedzieć co mamy przed sobą i w naszych rękach. Wszelkie dokumenty, zapiski i artefakty z Ery Bogów są niezwykle cenne. Dla niektórych osób, z pewnością Elfów, to co zgromadziłeś byłoby warte zapłaty w złocie. Potrafią oni zazdrośnie strzec swego dziedzictwa i swoich tajemnic. Być może też w przyszłości mogłoby to nam pomóc, w każdy razie na ten moment jest to tylko jałowa dywagacja.
W kwestii namówienia Jakuba na udzielenie błogosławieństwa wyprawie musiała się głęboko namyślić. Nie sądziła, że ma u niego jakiekolwiek chody, nawet jeśli byli rodziną. Wszak podczas wojny domowej Décolletowie stali po przeciwnej strony barykady, zresztą na czym dobrze wyszli. Nie była też szczególnie dobrym kłamcą, ale wsparcie księcia mogłoby okazać się przydatne. Zresztą, jeśli mieli nawet prosić o jego pomoc, to jak dużą ekspedycję planowali ilu ludzi by tak naprawdę potrzebowali? Około setki? Mniej? Ruszali na poszukiwania ruin, a nie na wojnę.
- Nie jestem szczególnie dobrym kłamcą, ale mogę spróbować namówić Jakuba by udzielił nam swojego wsparcia. Koniec końców ilu byś chciał ludzi na taką ekspedycję, hmm? Jestem pewna, że wyznaczenie kilkudziesięciu osób jako naszej eskorty nie nadwyrężyłoby wysiłku wojennego, wszakże wojna jest niemalże wygrana, jak sama Stella zauważyła. Pozostaje też kwestia tego, że po zajęciu Saran Dun pozostaje jeszcze Nowe Hollar, a tu siła oręża może okazać się zawodna. Coś co zostanie znalezione w tych ruinach czy cokolwiek znajdziemy, może okazać się nieocenioną pomocą.

Trakt ku Stolicy

70
POST BARDA
Złota mi nie brakuje, a takie zapiski w niepowołanych rękach mogą wyrządzić więcej szkody, niż pożytku. A wątpię, że jakiś bogaty Wysoki Elf chciałby jedynie dodać do swojej kolekcji stare pergaminy — odpowiedział lekceważącym tonem Czarodziej, wzruszając przy tym ramionami i zbywając dalszą konwersację na temat wartości papierów, które miał przed sobą.

Skrzywił się natomiast, słysząc pewne słowo. — To nie jest kłamstwo, a naginanie prawdy. Nie chcielibyśmy w końcu kłamać w żywe oczy przyszłemu władcy Keronu, prawda? — Pozory musiały najwyraźniej zostać zachowane, a tak perfidne, choć być może niezbyt dalekie od prawdy słowo, stawiało dwójkę magów w niekorzystnym świetle. — Ile żołnierzy? Dwudziestu będzie wystarczające, chociaż może nawet starczyłoby dziesięciu przy dobrych wiatrach. Większa grupa może mieć problemy z przejściem przez puszczę, a tak naprawdę obstawa, której potrzebujemy, miałaby nam zapewnić bezpieczeństwo, z którym nie poradzilibyśmy sobie w bezpośrednim starciu. Magia magią, ale ostrze miecza też jest piekielnie przydatne.

Do Jakuba będziemy mogli wrócić za jakąś godzinę pewno, jeśli nie wygoni nas za nadwyrężanie jego czasu. Wcześniej radziłbym dopracować szczegóły, które nam wcześniej umknęły. W takim razie słucham — Salazar wyprostował się, przybrał iście królewską postawę i udając chyba kogoś ważnego, powiedział niższym tonem. — Panno Décolleté, miło jest cię widzieć. Jakież to wieści i plany przynosisz mi, które mogą pomóc wygrać wojnę? Dlaczegóż miałbym poświęcać środki na niepewną ekspedycję, skoro możesz warzyć mym cnym rycerzom mikstury będące pewnym rozwiązaniem?

Trakt ku Stolicy

71
POST POSTACI
Isabella Décolleté
Isabella miała ochotę parsknąć śmiechem na widok Salazara, który zdecydował się udawać Jego Królewską Wysokość. Cóż, z całą pewnością kolor włosów miał podobny, jeśli nie faktycznie taki sam. Cóż, czemu nie? Mogli spróbować przeprowadzić taką rozmowę, dla rozluźnienia przed ważnym spotkaniem i przygotowania odpowiednich argumentów. Czarodziejka wstała z zajmowanego przez siebie miejsce, wykonała dworski układ w stronę Salazara z odpowiednim utytułowaniem marnej imitacji jej kuzyna.
- Wasza królewska wysokość, jak twoja nadworna czarodziejka raczyła nas poinformować, twoje zwycięstwo przeciw uzurpatorowi jest niczym innym jak pewne. Oderwanie naszej dwójki od chwilowych obowiązków i oddanie nam do dyspozycji dwóch tuzinów ludzi nie sprawi, że twoja sprawa będzie mniej słuszna lub straci na sile militarnej. Ryzyko dla ciebie, królu, nie istnieje, niezależnie od tego czy ekspedycja przyniesie sukces czy porażkę, natomiast w przypadku sukcesu możemy liczyć na wiele. W naszych rękach znalazły się dokumenty sięgające Pierwszej Ery i skrywające tajemnice cywilizacji Wysokich Elfów. Możemy się natknąć na tak przyziemne rzeczy jak skarby materialne, które zasilą skarbiec królewski, ale też na tajemnice magii. O ile bowiem orężnie zwycięstwo nad Aidanem jest pewnie, to przed tobą i twymi poddanymi stoją kolejne wyzwania - Callisto z Nowego Hollar. Nie mówiąc o dotychczasowych katastrofach spadających na królestwo, których moglibyśmy uniknąć będąc uzbrojeni w odpowiednią wiedzę. Kto wie jaką wiedzę mogą skrywać te ruiny? Podejrzewamy, że może to być potężny rytuał. Mogą to być starożytne zwoje z przepowiedniami. A jeśli wierzyć zapiskom zgromadzonym przez Salazara, może być tego więcej, znacznie więcej. Skarbnica wiedzy porównywalna do Oroskiej Biblioteki. - Isabella zamilkła na moment i spojrzała się na Salazara. - Hmm. Brakuje mi tu czegoś, nie sądzisz?

Trakt ku Stolicy

72
POST BARDA
Mężczyzna wypiął pierś, słuchając praktykującej rozmowę z księciem Isabelli. W pewnym momencie zaczął krążyć w miejscu, kiwając z zadumaniem głową i mrucząc coś pod nosem, czasami przytakując. Zatrzymał się w końcu, gdy kobieta zakończyła swą tyradę i milczał kolejną chwilę, myśląc nad odpowiedzią. — Konkretów brakuje. Jakub bezsprzecznie zapyta, jakie potężne rytuały, z czym mogą być związane i jak przede wszystkim pomogą jemu osiągnąć dominację. To nie jest byle władyka z zamku, on codziennie spotyka się z takim laniem wody i potrafi przejrzeć przez nie. Potrzebujemy dać mu jakiś punkt oparcia, dzięki któremu wyobrazi sobie faktyczne profity — zaczął delikatnie zbierać wszystkie dokumenty do tub i zabezpieczać je materiałem. — Skoro znasz język Wysokich Elfów, to na pewno może ci przyjść do głowy jakiś rytuał pasujący do ich aroganckich duszach. Coś przydatnego w trakcie wojny. Nie musisz naginać prawdy w żywe oczy tak mocno, wystarczy, że wspomnisz, że wedle jednego przekładu to może być taki a taki rytuał, wedle drugiego taki i siaki. Sama stwierdziłaś zresztą, że ciężko się to tłumaczyło, więc jeśli wrócimy z czymś innym, to powiemy, że błąd w tłumaczeniu i tyle.

I bez względu na decyzję Isabelli około godziny później wybiła pora na spotkanie z księciem. Dwójka Czarodziejów ruszyła do jednego z większych namiotów obstawionego gęsto strażą. Salazar przedstawił zbrojnemu pilnującemu płachty powód jego przybycia, zaś po niecałej minucie ten wrócił, tym razem odchylając przejście w głąb.

Nie skąpiono ekwipunku do tego namiotu, tego Isabella mogła być pewna. Drogi stół, krzesła sprowadzone zapewne z miasta, wszystko zaś wyłożone mapami, pionkami i listami. Zaś naprzeciwko tego wszystkiego siedział Jakub – przyodziany w purpurowy kubrak, ze swoją koroną na głowie, opierający się właśnie łokciem o krzesło, a dłonią o głowę. Wpatrywał się w stół, kontemplując nad czymś, zaś przy nim stały dwie osoby.

Pierwszą z nich był mężczyzna mocno po czterdziestce, o brązowych, krótko przystrzyżonych włosach, kilkudniowym zaroście i w prostych ubraniach wojskowych. Zerkając na niego, Czarodziejka odrobinę kojarzyła jego twarz, jakby był kimś ważnym, ale nie pamiętała do końcu, kim mógł być. Zaś drugą osobą... była Stella, stojąca po lewicy Jakuba. Widząc wchodzących do środka magów, spięła się, a jej wzrok zlodowaciał. Salazar z pozoru nic sobie z jej obecności nie robił, ale gdy wykonywał dworski ukłon w stronę księcia, przez jego twarz Isabella mogła zauważyć, że przelatuje grymas niezadowolenia.

Wasza Wysokość — powiedział, delikatnie kiwając ku pannie Décolleté. Sam Jakub skierował swe spojrzenie na swą daleką kuzynkę, oczekując czegoś.

Trakt ku Stolicy

73
POST POSTACI
Isabella Décolleté
- Cóż, będę musiała o czymś pomyśleć. - Powiedziała do Salazara. - Mam być może jeden pomysł, szczególnie związany z tym co przeczytałam odnośnie zaklęć ochronnych otaczających te budowle. W kontekście Nocy Spadających Gwiazd czy Deszczu Szkła na Heliar otoczenie budynków, zamku czy całych miast mogłoby być całkiem przydatne. A z bardziej przyziemnych manifestacji magii, o ile przyziemnymi je można nazwać, chroniące przed potężną magią Callisto. - Przez następną godzinę Isabella z Salazarem dopinali ostatnie szczegóły ich naginania prawdy i tego jak rozmowa powinna zostać przeprowadzona, kiedy wreszcie stawili się przed namiotem ich króla i błyskawicznie zostali poproszeni do środka. Wyglądało na to, że byli już oczekiwani. Co gorsza, była też tam Stella, która musiała już opowiedzieć wszystko Jakubowi, że się jej sprzeciwiają i mają swoje własne, nierealne i ambicjonalne pomysły na temat tego co powinni robić.
- Wasza Wysokość. - Isabella nie ociągała się ani chwili i również wykonała dworskie dygnięcie przed królem i spuściła wzrok. W normalnych okolicznościach powinna mieć suknię, ale cóż... to był obóz wojskowy, a nie pałac królewski. W każdym razie, podejrzewając, że Stella mogła wpuścić w uszy księcia odrobinę jadu odnośnie ich dwójki i fakt kim była, zdecydowała się jej ukłon nieco przeciągnąć, uznając, że dodatkowy gest poddańczy z jej strony, choćby symboliczny, zostanie dobrze przyjęty. W końcu jednak się wyprostowała, odczekała stosowną chwilę, gdyby król chciał do nich przemówić bezpośrednio i w końcu sama się odezwała uznając, że wszelkie formalności i etykieta zostały dotrzymane.
- Czarodziej Barsk poinformował mnie o spotkaniu, które się już odbyło między nim i Waszą Wysokością, dlatego też, zdając sobie sprawę, że czas jest cenny, przejdę jak najszybciej do konkretów, których, jak mi wiadomo, oczekujecie. Kilka dni temu dostałam możliwość przejrzenia badań poprowadzonych przez Barska i to co dane było mi się do tej pory dowiedzieć wygląda obiecująco. Zapiski mi przedstawione pochodzą najpewniej z I Ery lub początków II Ery, kiedy to Wysokie Elfy rządziły dzisiejszymi terenami Keronu. Zdobycie takich zapisków jest samo w sobie wyczynem, a ich zapisy i tłumaczenie są interesujące i zajmujące. Mamy powody by wierzyć, że dzięki nim jesteśmy w stanie znaleźć, z braku lepszego słowa, starożytną bibliotekę Elfów, w której zgromadzono ogromne pokłady wiedzy, w tym magicznej. Czarodziej Barsk sądzi, że dostaniemy w swe ręce potężne rytuały i nie wykluczam takiej możliwości Zgodnie z tym co dałam radę przetłumaczyć miejsce to ma być chronione magią, starożytnymi runami i glifami, nie ma więc tu mowy o czymś ordynarnym. Mnie samą zdecydowanie jednak bardziej interesują zaklęcia otaczające kompleks. W ostatnich latach na świecie doszło do wielu niepokojących zdarzeń, w sam Keron uderzył Deszcz Szkła niszcząc doszczętnie Heliar, a ostatnio magiczna plaga trawiąca Saran Dun. Jak czarodziejka Tiannan nas poinformowała i całkowicie wierzymy w jej ocenę, twoje zwycięstwo przeciwko uzurpatorowi jest pewne. Dlatego też oddanie do dyspozycji skromnych środków na wyprawę badawczą nie zagrozi wojnie. Mnie zaś jednak niepokoi sprawa Nowego Hollar i potężnej magii, którą tamtejsza uzurpatorka posiada. Jeśli bowiem dojdzie między tobą, królu, a nią do otwartej wojny, to sam oręż może nie wystarczyć do jej pokonania. Wyobraź sobie do czego może być ona zdolna, choćby nowy Deszcz Szkła spadający na Saran Dun. Gdyby jednak udałoby się nam odtworzyć zaklęcia chroniące kompleks biblioteczny, możliwości stojące przed nami... Otoczenie budynku magią ochronną? A może i całego zamku lub miasta by nic mu nie zagroziło? Starożytne Elfy wiedziały wiele o magii, prawdopodobnie więcej niż my. Nie mówiąc już o innych tajemnicach kompleksu stojącego przed nami. Nawet teraz, w Zaavral, w grobowcach elfów, odnajduje się cenne artefakty, w tym i magiczne. Grobowcach! Zaś w zapiskach, które do tej pory przetłumaczyłam mówi się wręcz o Świątyni Magii. Ryzyko, że ta ekspedycja obróci się przeciwko twej wojnie przeciw Aidanowi nie istnieje, zaś potencjalne zyski, Wasza Wysokość, mogą przejść nasze oczekiwania.

Trakt ku Stolicy

74
POST BARDA
Jakub poprosił Isabellę, aby streszczała się ze swoimi odkryciami, gdy tylko skończyła wykonywać ukłony – wręcz przesadnie głębokie. Twarz księcia, czy króla pozostawała przy tym niewzruszona, więc nawet jeśli wyrobił sobie właśnie opinię o jej zachowaniu, to nijak mogła się dowiedzieć, jaka ona jest.

W milczącej kontemplacji przysłuchiwał się wyjaśnieniom kobiety, nie zdradzając ani przez sekundę żadnych większych emocji. Przesunął się jedynie w swojej pozycji do wyprostowania się, wpatrując się prosto w oczy szlachcianki. Stella z drugiej strony ciągle miała skwaszoną minę, jakby zjadła kapustę i popiła mlekiem. Ewidentnie pomysł się jej nie podobał... chociaż może nie sam w sobie, a fakt swoistej niesubordynacji ze strony dwójki Czarodziejów, którzy i tak postanowili wykonać w ten, czy inny sposób plan. Mężczyzna po lewej chyba słuchał jednym uchem, a przynajmniej niektóre szczegóły zdawały mu się umykać.

Reasumując — zaczął powoli Jakub, przetwarzając kolejne słowa. — Chcecie dostać się do świątyni Wysokich Elfów i odtworzyć chroniące ją glify, a do tego znaleźć wiedzę dotyczącą możliwych kolejnych rytuałów, prawda?

Zgadza się. Jeśli miałbym do czegoś porównać wspomnienia o magii chroniącej tego miejsca, to pierwszym, co przyszłoby mi do głowy, byłaby sieć fortyfikacji Heshua, która jak wiadomo chroni nas przed najazdem demonów. Zastosowań takich starożytnych znaków byłoby nawet więcej, niż przy samych budowlach. Chociażby zaklęte zbroje, czy może nawet bronie, oczywiście przy delikatnych modyfikacjach 1 dorzucił Salazar, nieco pomagając Czarodziejce.

Jakich środków potrzebowalibyście? — oficer odezwał się po raz pierwszy, wyczuwając chyba, że nie proszą tylko o pozwolenie na wyjazd i odłączenie się od armii.

Trakt ku Stolicy

75
POST POSTACI
Isabella Décolleté
Chwilowo wyglądało na to, że szło im dobrze. Jakub nie wydawał się ani zrażony do ich planu, a raczej planu Salazara, ani też nie był szczególnie za nim. Wyglądało na to, że nawet mimo obecności Stelli i tego co mogła mu powiedzieć, przynajmniej pozornie, zachowywał neutralność i nawet w przypadku odmowy będzie ona z pewnością taktowna i delikatna. Na razie jednak Jakub postanowił drążyć temat i Salazar przejął chwilowo pałeczkę, a po chwili dołączyły do dyskusji i kolejne osoby.
- Jeden, dwa tuziny ludzi. Nie chcemy ani zwracać na siebie uwagi ani wolno się przemieszczać. Wstępne miejsca, które uznaliśmy za obiecujące znajdują się w puszczy, także liczymy, że mniejszą grupą będzie nam się łatwiej przedrzeć. Gdy już dotrzemy na miejsce i przeprowadzimy wstępne badania będziemy mogli naprawdę ocenić co będzie nam potrzebne. Z tego co jednak ustaliliśmy do Świątyni można się dostać w sposób, który nie jest siłowy więc chwilowo nie wygląda na to, że będą konieczne wykopaliska na ogromną skalę.

Wróć do „Książęca prowincja”