Kiedyś mogłeś dosiąść konia i jechać śmiało przed siebie lub przewiesić kij przez plecy i na bosaka pomaszerować ku niekoniecznie lepszej przyszłości w którymś z większych miast, a jedyne czego wypadało się obawiać to bandyci. Dziś, w przededniach wojny, napięta sytuacja rodzi konflikty, a z konfliktów powstają niepochowane trupy, a niepochowane zwłoki i opustoszałe gospodarstwa to zwiastun rychłego nadejścia bestii. Wciągu ostatnich dni słyszy się pogłoski o bezwzględnych najemnikach, znikających ciałach, dziwnych światłach w opustoszałych jaskiniach i porzuconych wieżach.
*** Wczoraj, we wsi Czerwonka, przybyły na targ drwal zarzekał się, iż w ich rodzimych Konarach coś rozszarpało na strzępy dwóch jego ziomków, rosłych byków. Zarzekał się chłopina na wszystkich bogów, jednak stary rycerz musiał odmówić mu pomocy - gdyby nie wiek, może rzekłby coś innego, teraz jednak zbyt był leciwy na takie wyprawy po dzikich ostępach.
Dziś, od samego ranka, byli już w drodze. Staruszek, jak przystało na jego wiek, nie sypiał długo natomiast bardzo często. Uznawszy, że jego młody giermek dość miał nocy tego późnojesiennego dnia, aby się wyspać, zbudził go bezlitośnie o samym świtaniu, gdy świat był nieprzyjemny i szary. Pierwej przykazał, ażeby Harman udał się po śniadanie - dziś gospodyni "Pijanego Podróżnika" miała dla nich jaja na zimno, trochę zimnego kurczaka i, dla odmiany, po misce rozgrzewającej polewki grzybowej. Po posiłku stary przykazał sobie pomóc w przyodzianiu rynsztunku - pikowańca, kolczugi oraz żelaznych nagolenników wraz z nakolannikami. Syci, przygotowani i należycie odziani mogli ruszać w drogę...
Pierwsza godzina upłynęła im na samotnej wędrówce okraszonej lekką mżawką, później deszcz ustał ale niebo nijak nie poweselało, a bynajmniej, trwało w pochmurnym a jesiennym nastroju, ciągle wygrażając możliwością spuszczenia kolejnej porcji wody. Z tego ponurego, nieco zaspanego nastroju wyrwał ich dobiegający z naprzeciwka, zza wniesienia, krzyk. Pierwszy był ewidentnie okrzykiem bólu, drugi to, ani chybi, zagrzewający do boju okrzyk, wydobyty ewidentnie z męskiej, silnej piersi.
Stary rycerz spojrzał na swego giermka niepewny, czy powinien pakować młodego w takie tarapaty. Niemniej, wspólna natura tych dwojga w końcu zwyciężyła w leciwym rycerzu i pchnął on swego konia do przodu, kwitując decyzję krótkim. - Obaczmy.
Na pagórku młode oczy giermka mogły dostrzec więcej, bo i podczas gdy jego pan widział starcie dwóch zbrojnych grup, gdzie jedna atakowała niewielkie, otoczone niezbyt gęsto wyładowanymi bekami wozami obozowisko, on mógł wyraźnie dostrzec, iż wśród obrońców którzy wychynęli za wozów widniała tarcza z białym lwem na czarno-szkarłatnym tle, zaś wśród atakujących od strony zabłoconej, schodzącej się z traktem drogi nie było widać żadnego herbu. Póki co trudno było wyłonić zwycięzce; obrońcy dzielnie odpierali natarcie, wspierani przez, zapewne, kuszników, natomiast atakujący z trudem przesuwali swą pozycję, popierając natarcie luźno rozrzuconymi łucznikami oraz kusznikami. Na tyłach napastników, koni dosiadało czterech zbrojnych. Ogólna liczba widocznych walczących mogła plasować się w okolicy czterech tuzinów, większość opancerzona za pomocą przeszywanicy , a tu i ówdzie widać było kolczugę czy płaty. Wśród dostrzeganego uzbrojenia dominowały włócznie, tasaki oraz topory, czasem trafił się też jaki miecz. Padły już pierwsze trupy, choć więcej było rannych niż zabitych.
Stary wyglądał na nieco skonsternowanego. Milczał, obserwując sytuację. Wzrok pierwej skierowany na główny ogień bitwy szybko powędrował bardziej na prawo, gdzie dalej na polanie popasały konie oraz woły, a dwóch zbrojnych właśnie rychtowało tam swe koniki do walki. Wycieczka odcięła atak skierowany na pastwisko, lecz już włócznia jednego z czterech jeźdźców tam wskazywała, zwiastując rychły zapewne atak w celu rozpędzenia bydła oraz koni.
Spoiler: