POST BARDA
—
Czyż satysfakcja z dobrze wykonanej pracy tłumaczki nie zaspokoi twoich potrzeb? — rzucił z przekąsem Salazar, przechodząc zaraz do reszty konkretów. —
Jeśli kiedyś faktycznie język będzie mi przydatny w praktyce, to na pewno się zastanowię, dziękuję za propozycję. Co zaś się tyczy materiałów, jak mówiłem, podeślę je niedługo do twojego namiotu. Będziesz miała na spokojnie kilka dni na zapoznanie się z nimi, bo Jakuba i tak jeszcze w obozie nie ma. Ja w tym czasie zajmę się przygotowaniem do ekspedycji, bez względu na jego decyzję.
Salazar wkrótce pożegnał Isabellę, odprowadzając ją aż do jej niewielkiego namiotu, w którym rezydowała. Tam pod wieczór faktycznie przyszedł do niej posłaniec, który przyniósł jej cały plik dokumentów, ostrożnie zapakowany w materiały. Rozpakowując go, kobieta od razu zauważyła, że wszystkie ze zwojów i ksiąg jest tak stara, że należało się z nimi delikatnie obchodzić, jak gdyby każde dotknięcie mogło rozpaść w pył stronice.
Przez najbliższe dni miała szansę bliżej zapoznać się z ich treścią. W międzyczasie dostała informację od Stelli, że przygotowano jej stanowisko alchemiczne i niezbędne składniki do ważenia mikstur, chociaż gdyby Czarodziejka zechciała w ogóle spojrzeć na to, faktycznie wyglądało to biednie i prowizorycznie, a elementy dekoktów nie były doskonałej jakości. Co zaś się tyczyło zwojów, większość z nich była zapisana fantazyjnym językiem, który ciężko było zrozumieć nawet jej. Słowa były archaiczne i wręcz na pograniczu zwykłego, wysokoelfiego i starożytnego, przez co czytanie było utrudnione. Tak czy siak pierwsze ze zwojów były czymś w rodzaju dziennika spisywanego przez jakiegoś skrybę, który opisywał kilka ciekawych placówek starożytnych elfów. Wedle jej rozumowania rozmieszczone były po całej Herbii, a miały za zadanie skupiać wiedzę Wysokich Elfów. Coś pokroju bibliotek, baz danych, w których gromadzono przemyślenia i doświadczenia tych istot. Jedna z takich bibliotek znajdowała się właśnie niedaleko od Nowego Hollar. Problemem natomiast był fakt, że nie były one dostępne publicznie, więc znalezienie ich lokalizacji było podwójnie trudne. Nie było w nich nic konkretnego, co pomogłoby w poszukiwaniach świątyni.
Księga, nieco nowsza, chociaż nadal w opłakanym stanie, była zapisana nieco nowszą wersją języka i traktowała o Wysokim Magu, który spędził swe długie życie na szukaniu zapomnianej wiedzy, którą można byłoby wykorzystać później. Wspominał o jednej ze swoich wędrówek przez gęstą puszczę, podczas której natrafił na niejaką świątynię, którą nazwał Świątynią Magii. Wedle jego zeznań zewnętrzna część była zrujnowana, zaś dostanie się do środka wymagało nie lada akrobatyki. Wspominał natomiast o doskonale zachowanym wnętrzu, pięknych muralach przedstawiających historię Wysokich Elfów i przepływającą przez to miejsce potężną magię i sporo ochronnych glifów nietkniętych przez czas. Niestety jego zeznania kończyły się w momencie, w którym ze zgryzotą wspominał o wysokiej cenie, jaką musi zapłacić za dostanie się do faktycznego środka biblioteki. Nie było sprecyzowane, co to może być, ale podług jego słownictwa nie było to coś, co z łatwością jeden mógłby oddać. Jego słowa mogłaby Isabella pięknie przetłumaczyć na Wspólny w ten sposób:
Wiedza wymaga zapłaty, godnej tego, kto żąda jej zyskania. Im wyżej sięgasz, tym trudniej jest jej sprostać.
Ostatnia była mapa Keronu różniąca się nieco od tego, co do tej pory znane było szlachciance. Nie było na nim przede wszystkim Saran Dun i Nowego Hollar, ale też zachodni układ kontynentu był inny. Wydawało jej się, że wybrzeże w okolicach Irios było większe, zaś brakowało paru wysp w okolicy Cieśniny Martwego Ptactwa, która też nie była tam opisana. Przesunięte i narysowane całkiem inaczej były góry i niektóre szlaki, przez co ciężko było zorientować się dokładnie, co gdzie i jak. Było natomiast parę innych punktów, w tym traktów i nieopisanych placówek. Dołączona doń była kopia mapy porysowana ewidentnie przez Salazara, na której wypunktowane było kilka owych miejsc, niektóre były przekreślone, niektóre miały przy sobie znak zapytania, zaś część niedaleko jakiejś rzeki zakreślono całkiem sporym kółkiem.
***
Oczy bolały Isabellę, podobnie do głowy, od ślęczenia od kilku dni nad dokumentami. Jakkolwiek lektura mogła być wciągająca, tak ciężkość, z jaką przyszło jej to wszystko czytać, była wręcz porażająca. Ku jej uldze, piątego dnia do obozu w końcu zawitał cały orszak złożony z kilkudziesięciu rycerzy w lśniących zbrojach, mnóstwo wozów z zapasami i kolejne wojska. Na czele wszystkiego zaś jechał sam Jakub Augustyński. Książę ubrany był w eleganckie odzienie podróżne, na razie nie przywdziewając żadnej zbroi, o ile kiedykolwiek zamierzał to zrobić. Jechał na śnieżnobiałym koniu, prosty, wyniosły. Jego oblicze przez ostatnie lata postarzało się znacznie bardziej i pomimo przystojnej aparycji coraz bliżej przypominał swój faktyczny wiek. Ostatnio Isabella nie miała szansy być z nim wystarczająco blisko, lecz słyszała plotki o pierwszych siwych włosach księcia w jego brodzie i bujnych, kasztanowatych lokach, które teraz trzymała delikatna, złota korona.
Salazar podobno sam zajął się audiencją u Jego Wysokości, pozwalając Isabelli nadal badać starożytne pisma. Dopiero po dwóch dniach od przybycia księcia zawitał późnym popołudniem do jej namiotu, poważniejszy niż zwykle, chociaż nie można tego było nazwać marsową miną. Ukłoniwszy się, przeszedł od razu do rzeczy. —
Książę oczekuje konkretów. Co mniej więcej możemy mu zaoferować oprócz... rytuału, jak długo to zajmie i ile środków nam to pochłonie. Jakieś pomysły, po przewertowaniu chociaż części pism?]