Folwark Cassiva

1
Patrzysz, widzisz, wieś. Ściślej, trzy wsie malowane na bukolicznym krajobrazie, jak to powinno wyglądać. Dwie z nich widać z głową lokowane, zwane Piórkiem i Brzytewką, znalazły się po dwóch stronach rzeczki tak małej, że nikt się w niej nigdy nawet nie utopił. Nie nachodziły na się pola, bo i rozciągnięte były w przeciwnych kierunkach od rzeczki, to i konfliktów było mało, i granice jasne, i kraść sąsiadom się nie dało.
Wsie łączone były folwarkiem, wąskim a długim, tak że tworzył klin wbity między dwie grupy. Na terenie folwarku znalazła się droga wsie łącząca, skromna, kamienna, z drewnianym mostkiem, pod którym kiedyś, podobno, zamieszkiwał troll. Do dziś chłopi pod mostem zostawiali kaszę i piwo. Tak na wszelki wypadek, gdyby troll jednak wrócił. Troll nie wracał i nie wiadomo było, czy to dobrze, czy źle. Piwo, ma się rozumieć, znikało. Ileż w legendzie o trollu było prawdy, sami Dwugryfowie nie wiedzieli, ale była to legenda pożyteczna. Co dzień ktoś musiał się na folwark wybrać, tak z jednej jak i z drugiej strony, i przynajmniej wiadomo było, że pańszczyzna jest odrabiana.
Drogę z mostu przecinała na krzyż druga prowadząca prosto do dworku. Ta była brukowana. I bardzo rzadko uczęszczana. Od niej szła odnoga do nieco oddalonej od pozostałych trzeciej wsi, Osełki, już nie folwarcznej, ale wyspy czynszowej, której mieszkańcy cieszyli się złą opinią i bardzo rzadko widać ich było w sprawie innej niż danina. W Osełce ponoć żyło się lekko i stąd tamtejszej młodzieży zostawało czasu na próżniactwo. A to, jak wiadomo, zła maniera, by młody nie miał się czym zająć. Jakby tego było mało, w Osełce od lat panował matriarchat sołtysowych. Kto kobietę daje w zarząd, musowo nie grzeszy rozumem.
Była jeszcze plotka o Osełce i ichniejszych przywilejach u maga, ale nieładna, więc lepiej jej nie przytaczać szczegółowo. Nieszczegółowo plotka mówiła, że Osełka oddaje swemu panu więcej niż tylko czynsz i stąd jest łagodniej traktowana. W wersji z Piórka tym czymś były młode dziewice, w wersji z Brzytewki młodzi chłopcy. W wersji Osełki Piórko i Brzytewka były wsiami zazdrośników.
W każdym razie, psy po wszystkich trzech wsiach szczekały, czyli było dobrze.




Cassivellanus i Ghardak przenoszą się z [Książęca Prowincja] Letnia rezydencja Dwugryfów

Dziś jednak, inaczej niż zwykle, brukowaną drogą sunęły sylwetki.
- Wieś. Kędy spojrzysz, życie! - mag uśmiechnął się radośnie. I w tej jednej chwili nie zachowywał się jak żaden mądrala czy badacz tajemnic wszechświata, ale jak zwykły człek, mogący pochwalić się przyziemną przecież rzeczą.
- Patrz, Ghardaku. Od starego tartaku po naszej lewej aż do tamtych sosen... tak, tych dalszych, których zieleń ledwie dociera do naszych oczu, to moja ziemia. Od miejsca w którym stoimy przed się jak strzelisz oczyma, dalej niż podobna widzieć jest, zaufaj mi, droga, to jeszcze za tą drogą należy zrobić wiele kroków. Wszystkie wzgórza, pola, nawet las, to moje - Cassiv prezentował swój majątek nie tyle z dumą, co z jakimś bogobojnym szacunkiem do ziemi samej w sobie. - Sam nie wiem, ileż tego tu jest, pewnikiem ze cztery łany. Nigdy nie miałem czasu ni głowy, by choćby obejść ziemię. I leży, a wypracowane jest tylko tyle, ile trza na podstawowe potrzeby. Gdyby dobrze tu gospodarować, co noc karmilibyśmy kopę rosłych wojaków i jeszcze by nam zostawało. Nie ma komu, nie ma komu...
Czarodziej zwrócił się przodem do trzech kolejnych stron świata. Spojrzał na majaczące w oddali zabudowania Piórka, później na chatki w Brzytewce, wreszcie na to co pośrodku. Ziemia pośrodku była zaniedbana. W każdym razie nie tak dobrze gospodarowana, jak ziemie chłopów.
- Nie myślałeś, barbarzyńco, o czymś takim? Kiedy już będziesz stary i siwy... - tu Cassiv spojrzał na towarzysza i w zakłopotaniu cmoknął - mam na myśli, kiedy już naprawdę będziesz stary i siwy, a pomarszczona dłonią nie będziesz w stanie unieść miecza, cóż wtedy? Czy nie dobrze byłoby mieć takiego skrawka, by nie martwić się o strawę? Zastanawia mnie to, Ghardaku, co się dzieje z barbarzyńcą, gdy nadchodzi jego czas emerytury? Czy macie własną gildię, która dba o weteranów? Stowarzyszenie barbarzyńców?

Re: Wsie spokojne, wsie wesołe - Folwark Cassiva

2
Ghardak szedł przez sielankowy wiejski krajobraz nie przywiązując większej uwagi do piękna otaczającego go świata. W sumie zastanawiał się gdzie się podziała ta dziewka ze zgrabną dupcią. Taką w śliwkę, nie za grubą i nie za chudą, kształtną za to i z pewnością jędrną... Rozmyślania brutalnie przerwało marudzenie maga. Cóż, wypadało słuchać co mag prawi gdyż przypadkiem mogły to być słowa klątwy jakiejś.
- E no zwykle panie to my do Emerutyry... Ermetury... starości kurwa, nie dożywamy. Jak masz szczynście to cie usieką we bitwie. Jak pecha to zwierz jakowyś rzyć rozerwie. Żadnych gildiów barbarzyńce nie mają bo i po co. Plemię jest to se radzim. - Ghradak wzruszył wątłymi ramionami, z oznaką totalnej obojętności. Barbarzyńca nie przywiązywał wagi do filozoficznych wywodów swego towarzysza, liczyło się dla niego tu i teraz. - Kaj są ci co ich prać mielim?

Re: Wsie spokojne, wsie wesołe - Folwark Cassiva

3
- Ale przecież musi być coś, co was łączy - nie dawał za wygraną Cassivellaunus. Srebrny rycerz z opisu jak dotąd nie zjawiał się w polu widzenia. - Coś, co sprawia, że macie wspólną tożsamość. Ty sam, gdy tylko zawitałeś do mego domostwa, powiedziałeś "jestem Ghardak barbarzyńca". Czyli identyfikujesz się ze swoimi. Masz, jak to się nazywa, poczucie przynależności do grupy.
Dało się poznać, że w głowie maga świat jakaś myśl, być może jeszcze niesformułowana, ale taka, którą można sobie zachować na później. Gildia barbarzyńców? Czemu nie? Jeśliby płacili składki...
- Sami siebie nazywacie barbarzyńcami, a przecież to nic nie znaczy. Czy chodzi o to, że ludzie, którzy uważają siebie za bardziej cywilizowanych was barbarzyńcami okrzyknęli, czy o coś innego? Może o styl życia? Miłość do wojaczki, do miecza, do złota i rozrywki? Nie każdy wojak jest barbarzyńcą, prawda? A mimo tego, gdy ktoś rzecze słowo "barbarzyńca", stawia dziś przed oczyma obraz rosłego mężczyzny zaprawionego w boju. Tak, jakby było to coś więcej niż tryb życia. Swoista profesja, klasa, zawód wręcz. Skąd się to wzięło ludziom?
Cassiv wykonał gest jak w teatrze, naśladując aktora zbliżającego się do wielkiego finału w akcie.
- Czemu Ghardak barbarzyńca nazywa się Ghardakiem barbarzyńcą? - zanucił cicho, choć i tak zafałszował.

Re: Wsie spokojne, wsie wesołe - Folwark Cassiva

4
Przemowa Cassiva zrobiła by wodę z mózgu znacznie bardziej rozgarniętego niż ten, należący do Ghardaka. Barbarzyńca wszedł więc w tryb tak-nie ułatwiający mu podejmowanie wszelkich decyzji. Tryb ten polegał na zadawaniu sobie prostych pytań i odpowiadaniu na nie przecząco bądź twierdząco. Dzięki temu był w stanie w stosunkowo krótkim, jak na barbarzyńcę, czasie podjąć wiążącą go w skutkach decyzję.
- czy Mag mnie wkurwia?
- tak,
- czy rozsądne jest walenie maga w ryj?
- nie,
- czy mogę go jakoś inaczej uciszyć
- nie,
- walenie w ryj jedyną opcją?
- tak,

Nieświadom wewnętrznego dialogu barbarzyńcy Cassivellanus zaczął podśpiewywać okropnie fałszując. Ghardak postanowił rozejrzeć się jeszcze zanim zrealizuje swój ratujący zmysły plan.
Nagle spostrzegł w oddali odblask słońca. Tak to zdecydowanie nie pochodziło z naturalnego źródła. W ten konkretny sposób świeciła się wypolerowana blacha miecza bądź zbroi.
Wyciągnął więc rękę i miast prasnąć w łeb wskazał na oddalony na horyzoncie punkt.
- Rycerz panie, może być że ten co go szukamy...

Re: Wsie spokojne, wsie wesołe - Folwark Cassiva

5
Wsi spokojna, wsi wesoła ... Tak, tak można było powiedzieć o tej okolicy. Żyzne pola, ładne, odmalowane chaty, zdrowi czerstwi chłopi i śwarne dziewki, chętne do dawania. Tak, życie w tej części prowincji Dwugryfow należało do tych idyllicznych. Można powiedzieć kraina mlekiem i miodem płynąca.
W tej właśnie części jeden z członków tego zacnego rodu, Cassivellanus, pokazywał swojemu towarzyszowi, srogiemu mieszkańcowi Północy, Ghardakowi, swoje włości. Młody dziedzic chciał zabawić barbarzyńcę filozoficznymi rozmowami o sensie jego istnienia. Dziad jednak nie był skory do podjęcia jakże metaforycznej dysputy. Zamknął się w swoim, świecie, w swoich rozmyślaniach. Zaczął także wypatrywać swojego przeciwnika - mitycznego wręcz księcia z bajki, na białym rumaku, w lśniącej zbroi, który jest przedmiotem opowiadań i snów młodych dziewic. I w zasadzie Ghardak zobaczył ucieleśnienie wielu kobiecych marzeń.
Przed Cassem oraz barbarzyńcą w dość długiej odległości od siebie, na pewno około 20 metrów, dość wielką postać, która oślepiała pod słońce. Promienie odbijały się od zbroi przybysza, która była błyszcząca, srebrna, z mocnego metalu. Rycerz siedział na wielkim, białym rumaku, z wielką kopią i tarczą przy sobie.
Skąd on się tutaj znalazł? Czego szukał? Tego nasi bohaterowie nie wiedzieli ... Jeszcze...

Spoiler:

Re: Wsie spokojne, wsie wesołe - Folwark Cassiva

6
- No i mamy suczego syna - uradował się Cassivellaunus, podwijając rękawy bardzo równo, ze starannością polowego chirurga gotującego się do operacji. - Nie widać jednak nigdzie obstawy.
- Ejże, ty tam! - huknął, całkiem głośno, jak na osobnika swej postury. Jego głos dudnił w powietrzu, jak gdyby sama natura niosła zawołanie dokładnie do celu. Cassiv właściwie nie krzyczał, choć słowami trafiał na odległość bełtów puszczonych z kuszy o dobrym naciągu. Ghardak słyszał go wyraźnie, słyszały go pola, słyszały go drzewa i sam rycerz, a wszyscy z jednakowym natężeniem. - Ty tam, rycerzu! Wiedz, że postawiłeś stopy... a ściślej końskie kopyta na mej ziemi. Jam jest Cassivellaunus z Dwugryfów, wasal księcia Jakuba, możny z rodu możnych, wnuk słynnego Alma zwanego Mądrym, również mistrz magii Uniwersytetu w Oros, czarodziejski regent Prowincji Książęcej, et cetera. Jak mówiłem, jam jest Cassivellaunus, po mej prawicy dumnie staje... kuzyn Ghardakus z rodu Nanoc, chwilowo walczący w znaku Gryfa o Dwóch Głowach, czyli tutejszego, z którym pewnikiem za pacierz staniesz na ubitej ziemi. A ty, mości obcy, ty możesz nam się przedstawić nie inaczej niż "rycerz w czarnej dupie", bo od teraz będzie to twe miano!
Cassiv popełnił pauzę.
- Jeśli masz jakieś roszczenia i pretensyje, przedstaw je rychło. Załatwmy to migiem: papiery, żale i lamenty, ja ci każę się chędożyć, znów lamenty, nie dostaniesz piędzi ziemi, wsadzimy ci tę kopijkę w rzyć i pogadamy o nawiązce za mego podwładnego. Jeśli nam sprawisz krotochwilę, to może na cię nie doniosą Panu. Staraj się, tedy. Żywo, złaź z konia, zasrańcu, bo cię stopię z siodłem na stałe.
Ostatnio zmieniony 25 mar 2013, 21:39 przez Cassiv, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: Wsie spokojne, wsie wesołe - Folwark Cassiva

7
No wypucował zbroje jak nie wiem co. Psu jaja się tak nie świecą, choć chuj z niego zacny - przemyślenia barbarzyńcy na temat rycerza z pewnością nie należały do politycznie poprawnych za to zachowanie jak najbardziej. Staruszek począł kroczyć spokojnie w kierunku pana oczojebnego z ewidentnym zamiarem przypierdolenia. Zapewne na rycerzu pokraczna i wychudzona postać starca nie zrobiła należytego wrażenia ale słowa które wypowiedział mag z pewnością do zakutego łba docierały.
- Jak kurwa Na noc? Toć zaraz mu jebnę i szybko wrócim, za dnia tego no... skarbu mielim szukać nie?. - Ghardak warknął mijając bełkoczącego coś o herbach tytułach i innych etceterach maga.
W każdym razie niepozorny staruszek minął maga i nie spuszczając wzroku z pana oczojebnego nadal zmierzał w kierunku rycerza przygotowany na ewentualny atak tego ostatniego...

Re: Wsie spokojne, wsie wesołe - Folwark Cassiva

8
Nasz zaciężny woj świecił się w słońcu niczym klejnoty najprzedniejszej metresy króla Jakuba. Złoto, srebro, miedź - to wszystko nie oddawało blasku jakim kroczył dzielny wojak. Tak było w tym przypadku. Rycerz jechał stępem w stronę Cassivellaunusa i Ghardaka, nie przejmując się jakby ich obecnością. Wojak otworzył swoją przyłbicę, zdjął swój hełm i trzymał go w prawej dłoni, przy pasze. Kiedy zdjął tą ochronę oczom bohaterów ukazało się niezwykłe młode i gładkie lico rycerza. Biała, nieskazitelna cera, półdługie włosy sięgające nieco za szyję koloru jasnego i dojrzałego zboża. W podobnym odcieniu rycerz posiadał równie przyciętą brodę i wąsy jakby wrócił od najlepszego golibrody w całej Herbii. Rysy twarzy wojaka były ostre, wydane, harmonijne ułożone. Wysokie czoło było poorane delikatnymi zmarszczkami, które uwydatniały się kiedy mężczyzna myślał. Najciekawsze jednak były oczy woja. Wielkie, okolone długimi jasnymi rzęsami, o niesamowitej turkusowej barwie. Po chwili jasnoniebieski kolor został zmieniony na ciemnogranatową. Dosłownie w jednej chwili. Ktoś, kto widział całe zjawisko mógł przypuszczać, że to sztuczka magiczna albo kuglarska.
Niemniej rycerz prezentował dostojne oblicze w lśniącej zbroi, mocarnie i pewnie Także koń, na którym jechał rycerz musiał pochodzić z najlepszych stajni herbiańskich. Wielki, biały koń kroczył spokojnie, niezwykle spokojny pod swoim panem. Rycerz zaś zupełnie nie zwracał uwagi na słowa Cassa, które to dziedzic wymawiał w jego kierunku. Młodzian zupełnie nie zawracał sobie głowy naszymi bohaterami, tylko spokojnie oglądał sobie okolicę, rozglądając się to w jedną, to w drugą stronę. To musiało być ciosem dla Cassa.
Za rycerzem, na mule jechał zapewne jego giermek. Niski, krępy i mocno owłosiony chłop, o kolorze skóry podobnym do ziemi. Ubrany był on w skórzaną kurtkę z zwierzęcej skóry, chłopskie spodnie, wymiętą niekoniecznie czystą koszulę, a także buty, które świetność była dawna za sobą. Człek ten kolebał się jednostajnie na swojej kobyle, od czasu do czasu pociągając z bukłaczka, który posiadał przy sobie. Czasem picie kończyło się donośnym beknięciem. Giermek jechał w znacznej odległości od swojego pana, któremu najwyraźniej to nie przeszkadzało. Dopiero w momencie postoju, rycerz spojrzał w na swojego giermka i rzucił w jego kierunku masę inwektyw, których nie przytoczymy tutaj, bo są one zbyt nieprzystojne.
Rycerz, po zmieszaniu z błotem swojego giermka, dopiero raczył spojrzeć na Cassa i Ghardaka. Spojrzenie ciemnych i złych oczów zatrzymał dłużej na barbarzyńcy, który nie pałał sympatią do wojaka. Kiedy zaś rycerz spojrzał na dziedzica tych włości. Jego wyraz twarzy był nieprzenikniony, nie dało się z niego wyczytać emocji.
Niemniej wojak stanął przed naszymi bohaterami, jednak nie zsiadł z konia. Przemawiał z niego:
- Wybaczcie waćpanowie moją nieprzystojną mowę do tego obszczymordy. To parszywa istota, która pije jedynie strasznie słabe cienkusze, zakupione w tawernach, które mijamy zaledwie za parę zębów. A co do was jegomościowie, wybaczcie, ale nie wiem co do mnie mówiliście - było to oczywiste kłamstwo, gdyż Cassiv mówił bardzo wyraźnie i dobitnie - Przejeżdżam przez tą jakże zacną i piękną okolicę w poszukiwaniach mojej pięknej wybranki, nadobnej Dulcynei, która musi znajdować się w tym czarownym miejscu. Ponadto wybaczcie szanowni panowie, że się nie przedstawiłem. Jestem Don Alessandro z Keronu, Herbu Zatrutego Jabłka, okrzyku "Janas". Czy szlachetnie urodzeni - tu Don Alessandro spojrzał z ukosa na barbarzyńcę - wiecie gdzie spotkam moją damę serca?

Re: Wsie spokojne, wsie wesołe - Folwark Cassiva

9
Rycerz podjechał do Ghardaka, ignorując jego obecność. W sumie mag mówił coś o zatrzymywaniu i zsiadaniu z konia, za skoro zaś sam i po dobroci zsiąść nie chciał a i plugawym językiem giermka znieważył, który zaś wydał się Ghadrakowi bliższy niźli rycerz bez skazy i zmazy. Barbarzyńca postanowił więc zgodnie z zaleceniem zastosować kurację wstrząsową. Bacząc by nie oberwać mieczem od rycerza, jeszcze nim ten skończył mówić, chwycił konia za uzdę i solidnym sierpem przywalił biednemu zwierzęciu tuż nad okiem. Potężne uderzenie nie pozostawiło zbytniego manewru biednemu stworzeniu.

Re: Wsie spokojne, wsie wesołe - Folwark Cassiva

10
Myśl pierwsza - może to nie ten rycerz? Zrazu myśl druga - a właściwie co za różnica? Cassiv wzruszył ramionami. Nie chciało mu się powtarzać wypowiedzi. I faktycznie był w duchu nieco zdenerwowany faktem, że jego popis elokwencji, uwzględniający przecież w całej rozciągłości decorum tradycji oralnej, nie został doceniony.
Rycerz był albo głupcem, albo cwaniakiem, albo był niewinny i po prostu znalazł się w złym miejscu o złej porze. Każdy z tych przypadków prowadził do tego samego - należała mu się nauczka. Choćby pro bono publico. Cassiv był wielkim zwolennikiem bólu, jeśli tylko miał on charakter dydaktyczny.
Ponadto, Ghardak nastawił się na sport. Mag wierzył, że jeśli barbarzyńca nie znalazłby odpowiedniej metody na zaspokojenie jednej ze swych podstawowych potrzeb - zwanej przez podmiot "waleniem w ryj" - mógłby znaleźć nieciekawy substytut. Chłodna logika zaprowadziła czarodzieja do jedynego słusznego wniosku: lepiej by po mordzie dostał rycerz niż ja.
- Tak to gadać nie będziemy - Cassivellaunus pokręcił głową i zrobił minę wyrażającą niechcianą konieczność, jak poborca podatkowy ściągający z biednego kupca zaległe należności. Postąpił jeden krok w bok, jeden do tyłu, dwa w miejscu i pozwolił, by towarzysz zajął się resztą. Uśmiechnął się ciepło na tyle, na ile pozwalała pogoda, rozłożył ręce w geście bezradności. - Szlachetny Donie Alessandro, ponieważ masz wyraźne kłopoty ze słuchem, musimy go najpierw rozwiązać. Wytłuczenie mózgu przez uszu powinno być dobrym początkiem.

Re: Wsie spokojne, wsie wesołe - Folwark Cassiva

11
Nasi bohaterowie dość sceptycznie i nieprzychylnie przyjęli Don Alessandra w lśniącej zbroi i na białym, mocnym rumaku. Cassivellaunus postawił na bardziej dyplomatyczne metody, którymi chciał przekonać wojaka do opuszczenia konia i pokory. Barbarzyńca postanowił skorzystać zaś z szybszego i skuteczniejszego sposobu. Jako że Ghardak został zupełnie zignorowany przez Don Alassandro postanowił przypomnieć o swojej obecności. Rycerz oczywiście nie zwrócił uwagi na to, że dziadek na kaczych nóżkach podszedł do konia i go uderzył.
Rumak stał się niespokojny przez tym, wiercił się nerwowo i strzygł uszami. Przebierał także nogami i chciał odejść do tyłu. Alessandro jednak nie zwracał uwagi na sygnały dawane przez swojego wierzchowca. Kiedy koń zaczął bardzo nerwowo przebierać nogami i iść do tyłu, Don wreszcie raczył zwrócić na niego uwagę.
- Karino, sta ... - nie dokończył, gdyż spojrzał na to, co tak przeraziło jego wierzchowca. Barbarzyńca podszedł bardzo blisko nich postanowił uderzyć konia w głowę czy też miejsce nad okiem. Zwierze jednak głupie nie było, zwietrzyło to, że ktoś chce mu zrobić coś niedobrego i postanowiło uciec. Kiedy to Ghardak podszedł dostatecznie blisko, koń zarżał ze strachu. Wtedy również Don Alessandro zwrócił uwagę na to co się dzieje. Na interwencję rycerza było już jednak za późno. Koń stanął dęba. Zaczął wierzgać przednimi nogami, dość niebezpiecznie dla karła. Jeśli Ghardak nie zareaguje dość szybko może dostać z kopyta dość mocno, żeby nie powiedzieć, że śmiertelnie.
Rycerz zaś nie trzymał wodzy za dobrze. Po stanięciu dęba przez Karino, Don Alessandro spadł z hukiem na ziemię. Pieprznięcie było mocne. Don Alessandro w pierwszej chwili nie dawał żadnych oznak życia. Po chwili jednak dało się słyszeć ciche jęczenie. Po paru minutach rycerz próbował wstać, ale to nie dało żadnego efektu.
Tymczasem na mule zza rycerza przyjechał jego giermek. Człek kołysał się wdzięcznie i nie zwrócił żadnej uwagi na swojego przewróconego pana. Podjechał w kierunku Cassivellaunus. Muł szedł wolno bez pośpiechu. Sam mężczyzna widać był już dobrze wstawiony. Człek był mały, przysadzisty, o ciemniej karnacji, bujnych brązowych włosach, przyciętych dość niedbale, brodzie oraz wąsach. Ubrany w prosty, chłopski strój.
Giermek w ogóle nie przejął się losem swojego pana. Podjechał do Cassa, następnie, nie zsiadając z muła, pogrzebał chwilę przy sakiewce, którą miał przy sobie i wyjął z niej manierkę z winem.
- Może waćpan zechce skosztować? - powiedział do Cassivellaunusa bełkotliwym tonem, trzymając w ręce manierkę, z której wydobywał się kwaśny zapach.

Re: Wsie spokojne, wsie wesołe - Folwark Cassiva

12
Koń miotał się i bił kopytami co dla prymitywnego mózgu barbarzyńcy oznaczało zagrożenie zdrowia i życia. Jak powszechnie wiadomo barbarzyńcy są mistrzami defensywy, wyznającymi jedyną słuszną i niepodważalną prawdę mówiącą iż najlepszą obroną jest atak. Tym razem również nie zamierzał ryzykować kopyta w ryj. Gdy tylko plecy i mniej szlachetna część ciała rycerza zetknęły się z niegościnnym gościńcem włości Cassivellaunusa. Ghardak wyszarpnął z pochwy potężny miecz. Długie i ciężkie obosieczne ostrze jednoznacznie wskazywało na miecz dwuręczny, zaś ponadprzeciętna szerokość głowni zawężała liczbę miejsc z których broń mogła pochodzić do kilku kuźni północnych szczepów. Niestety koń nie był w stanie zrozumieć faktu, że stanął naprzeciwko maszyny do mordowania kawalerii, piechoty i paru innych rodzajów wojska. Ghardak w sumie też nie, w przeciwieństwie do konia zdawał sobie jednak sprawę z potencjału drzemiącego w broni.

Wszystko rozegrało się w ułamkach sekundy, której początkiem był upadek rycerza. Barbarzyńca jednym płynnym ruchem uchylił się przed końskimi kopytami i rzucił do przodu wzdłuż końskiego boku. Miecz skierował ku tylnym nogom zwierzęcia na których spoczywał cały ciężar rumaka. Prawie bez zamachu za to wykorzystując impet ruchu barbarzyńcy śmiercionośny kawał stali przecinał powietrze zbliżając się do celu.

Re: Wsie spokojne, wsie wesołe - Folwark Cassiva

13
- Nie, dziękuję - czarodziej wykonał ręką obronny gest i na wszelki wypadek odszedł od giermka jeszcze o dwa kroki. Nie bał się o swoje zdrowie, a jedynie o sprawność receptorów olfaktorycznych.
Cassiv jednym okiem spoglądał na scenę w której uczestniczyli: rycerz, barbarzyńca, przerażony koń i wielki miecz; drugim na giermka. I marudził jak stara panna, przewracając oczami.
- Jak świat światem, bystrego rycerza spotyka się tylko li w literaturze ku pokrzepieniu serc. No jak świat światem, gdy widzisz zbroję, masz szanse trzy do jednego, że zakuty w nią jest idiota. Źle to wróży naszemu pięknemu krajowi, skoro jego los spoczywa w ćwierćinteligentach ze wsobnymi genami. Tracimy czas, rusz się, Ghardaku. Uważaj z lewej na kopyto!
Mag w zniechęceniu pokręcił głową. Coś mu zaświtało, mrugnął kilkukrotnie. Gwałtownie obrócił się do jeźdźca na mule i oskarżycielsko wskazał go palcem.
- Byłbym zapomniał! Moi poddani byli mówili, żeś ranił chłopa na tej ziemi. Czy to prawda?

Re: Wsie spokojne, wsie wesołe - Folwark Cassiva

14
Karino miał pecha mówiąc najkrócej. Zwierzę było jedynie niczym nie świadomą istotą, wiozącą nieco przytępawego rycerzynę, który nie potrafił odpowiednio wyłapać zachowania swojego wierzchowca. A teraz właśnie zwierzę miało płacić za głupotę jeźdźca? Tak niestety był urządzony świat, że w bitwach, wojnach, starciach i potyczkach to własnie zwierzęta obrywały najmocniej.
W tym przypadku nie było tez inaczej. Barbarzyńca, kierowany instynktem przetrwania, uskoczył przed kopytami Karino i dupnął na ziemię, mówiąc mało przystojnie. Następnie śmieszny dziadek wyjął wielki, trochę za duży miecz z swojej pochwy. Uratai rzucił się przed siebie nieznacznie, chcąc ciąć tylne nogi konia. To mogło być śmiertelne dla zwierzęcia.
Jeśli chodzi o sam cios zadany w tylne nogi konia – Ghardak był na tyle silny mimo swojej małej postury, ze potrafił unieść tak wielki miecz. Co do zadania ciosu i celności – tutaj pomógł fakt, że zwierze było przestraszone i chciało uciekać. Upadek Don Alessandro pogłębił tylko chaos i strach konia. Cios barbarzyńcy nie był za mocny, ostrze nie weszło za głęboko w ciało wierzchowca. Na pewno jednak spowodowało ból zwierzaka. Karino zakwiczał z bólu i strachu, a następnie zwalił się całym ciężarem na, będącego już na ziemi. Don Alessandro.
Tymczasem Cassiv mógł w spokoju oglądać całą scenę kuriozalnej walki albo też spożyć kwaśnie i cienkie wino z giermkiem rycerza o dość przygłupawej twarzy. Dało się to poznać w trakcie monologu dziedzica odnośnie poziomu inteligencji stanu rycerskiego. Po tym jak Cassivelaunus skończył swoją tyradę, kmiotek zrobił jedynie głupi wyraz twarzy i rzekł, jakże wiele mówiące:
- Hę?
Dalsza „rozmowa” między „mężami stanu” została przerwana przez działania barbarzyńcy i jego działania wobec wierzchowca Don Alessandro. Giermek przyglądał się całej scenie z otworzonymi oczami i ustami wyrażającymi zdziwienie. Kiedy knyp zobaczył, że rycerz został przygnieciony przez konia nie posiadał się z radości. Nie bacząc na innych, wykonał mały taniec w kółku, klaszcząc w dłonie i coś nucąc pod nosem. Wyśpiewywął coś na kształt „Wreszcie, wreszcie, Grunn jest wolny”.
Sam stan rycerza nie był dobry. W zbroi, przywalony dodatkowo ciężarem wierzgającego i kwiczącego konia nie miał wielkich szans na ratunek. Huk przy ostatniej akcji był znaczny. A na ziemi leżały dwie zranione istoty. Czy nasi bohaterowie pomogą im?
Giermek Don Alessandro, Grunn, był wyraźnie zadowolony z tego, że jego pana spotkał taki los. Kmiot spoglądał na całą sytuację i szczerzył się w bezzębnym uśmiechu. Oczy przejawiały dziką radość.
- Grunn wreszcie wolny! Skończyło się bicie i pomiatanie! Grunn wreszcie wolny! – pachołek powtarzał to wkoło, niczym wioskowy przygłup. Z radości doszedł do swojego spokojnie stojącego muła, wziąć kolejny bukłaczek kwaśnego wina wiszącego przy tobołach narzuconych na zwierzę, otworzył je i wypił jednym haustem. Następnie beknął sobie dość głośno.
Po tym wszystkim zwrócił się do Cassivelaunusa, który pytał przed całym zajściem o pobicie swojego poddanego:
- Tak, tak panie! Ten pokręcony rycerz zranił twojego chłopa. Ten nie zszedł mu z drogi, więc ranił go swoim wielkim mieczem, który posiada przy zbroi! Widziałem to na własne oczy panie, widziałem, a jeśli zełgałem możesz mnie przeciąć mieczem tego dziwnego i małego chudzielca! Jak mój bóg, w którego wierzę! – Grunn w trakcie swojej wypowiedzi (nota bene dość skomplikowanej i długiej jak na jego umysł) o mało co nie padł do nóg Cassa, chcąc całować buty w których chodził włodarz tych terenów.


Spoiler:
ODPOWIEDZ

Wróć do „Książęca prowincja”