POST POSTACI
Vera Umberto
Zacisnęła usta w wąską kreskę, nie zamierzając kłócić się teraz z Sovranem. Harlen nie było dużą wyspą. Przeczeszą każdy zakątek, każdy wrak statku i kawałek lasu. Znali to miejsce jak własną kieszeń, a mroczny był na obcym terytorium. Choćby Vera miała sama przeszukać wszystko, wytropi tego wesołka i zetrze mu zadowolony uśmiech z jego czarnej gęby. Vera Umberto
Widziała też, że jej słowa nie przekonały maga, ale nie miała dla niego niczego więcej poza tym, co już powiedziała. Nigdy nie była dobra w takie rzeczy, w swoje własne relacje, a co dopiero cudze. Nie wiedziała, jakie słowa mogłyby upewnić Sovrana w przekonaniu, że Umberto mówi prawdę. Że choć nadal z niego drwili, to w ich słowach nie było już strachu i nienawiści. Drwili z każdego, gdy tylko mieli ku temu powód i odpowiednie okoliczności, tak to już tutaj działało. Mogli się wzajemnie wyzywać, dawać sobie w pysk i przerzucać przez burtę, kiedy ponosiły już emocje, ale to nie znaczyło, że nie staną ramię w ramię, jeśli przyjdzie taka potrzeba. Że nie popłyną do Tsu'rasate po uzdrowiciela, żeby ocalić umierającego. Sovran stał się częścią załogi, nawet jeśli tego jeszcze nie czuł. Nawet Pogad przecież zaczęła go już tolerować. Takie rzeczy potrzebowały czasu, wciąż z pochodzenia był przecież wrogiem.
- Spytaj Corina. Spytaj Gerdy. Ja nie potrafię ci tego lepiej wytłumaczyć - westchnęła. Nie miała też do tego głowy w tym momencie. Chciała, żeby elf czuł się dobrze na statku, ale to nie był w tej chwili jej priorytet i niestety prawdopodobnie nigdy nie będzie. Yett powinien się o to martwić bardziej, to on traktował Sovrana jak najbliższego przyjaciela, nawet jeśli z jej perspektywy była to przyjaźń wyłącznie jednostronna.
Przetarła twarz dłońmi i wstała. Czy miała traktować tę odpowiedź jako zapewnienie, że obecność maga na Harlen nie ściągnie tam kolejnych przypadkowo zagubionych zwiadów? Chyba tak. Przez chwilę spoglądała na niego z góry zmęczonym spojrzeniem, ale takim, w którym nietrudno było doszukać się też ulgi. Ulgi, że jemu nic nie było. Że ich wyspa była w mniejszym niebezpieczeństwie, niż zakładała jeszcze kwadrans temu. Nieważne, jak dramatycznie zakończył się dzień ich ślubu, wczorajsza noc mogła mieć dużo gorsze konsekwencje.
- Dobrze, że czujesz się już lepiej, w każdym razie. Teraz... nie wiem. Odpocznij - westchnęła.
Zostawiła mrocznego, pozwalając mu w spokoju dochodzić do siebie, a sama ruszyła w poszukiwaniu Tripa, chcąc zlecić mu wysłanie kogoś po ewentualne zapasy, bo nie wiedziała, kiedy następny raz mieli pojawić się w jakimś mieście. Potem zamierzała wrócić do Yetta, przekazać mu najświeższe rewelacje.