[Pałac Królewski]

1
Spoiler:
Cudo kamieniarstwa i roślinności, jeden z monumentów zmyślności i kunsztu goblinów, pałac Baronowej Varulae był miejscem z każdej strony otoczonym przepychem. Większość mebli wykonano z drewna, a większość drewna miała na sobie jakiś złoty element, co świadczyło nie tylko o bogactwie, ale i o umiłowaniu do świecidełek władczyni Varulae. Ciężko uzbrojeni goblińscy i orkowi strażnicy patrolowali dziedziniec i korytarze, a wszechobecna roślinność była tak przycięta, aby nie ograniczała pola widzenia.

Azgurd Grettunk, już mniej więcej rozbudzony po wczorajszej popijawie, nieco chwiejnie, po przebrnięciu przez dwie pary strażników, którzy szczęśliwie go znali, i jednego bardzo wojowniczego kucharza uzbrojonego w drewnianą chochlę, który po spojrzeniu w przekrwione oczy oficera zamknął mordę i czym prędzej uciekł, stanął wreszcie przed podwójnymi drzwiami do sali audiencyjnej Baronowej. Drzwi były wysokie, drewniane, i pięknie zdobione. Złote zawijasy i przeróżne postaci zdawały się opowiadać historię jakiegoś wydarzenia.

Gdy Azgurd zbliżał się do drzwi, zobaczył jak jakiś ubrany w bogate szaty goblin próbował przez nie przejść, ale został brutalnie odepchnięty przez wysokie postaci stojące po obu stronach wejścia. Wizytant wyglądał jak jakiś bogatszy kupiec, albo inny miłośnik świecidełek, sądząc po ilości bransolet, naszyjników i kolczyków w uszach. Bogaty goblin następnie podszedł do jednego z filarów, i oparł się o niego, mamrocząc przekleństwa pod nosem.

Po obu stronach drzwi stało dwóch groźnie wyglądających orków, uzbrojonych po zęby i patrzących się na Azgurda groźnie. Groźnie? Nie, bardziej z pogardliwą ciekawością. Po poprzednich spotkaniach wiedział, że raczej nikt nie został poinformowany o jego przybyciu, a Ci dwaj najwyraźniej byli nowi, albo po prostu nie znali najbardziej nachalnego oficera Baronowej. Korytarzami obok czasem przewijali się przeróżni służący, a czasem nawet jakiś dostojniej wyglądający urzędnik, lecz drzwi do sali audiencyjnej pozostawały zamknięte.
Ostatnio zmieniony 23 lis 2019, 21:15 przez Ernoth, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: [Pałac Królewski] - Sala Tronowa

2
Goblin kontynuował bezwstydnie swój pijacki marsz przez miasto, aż po bramy pałacu. W tym momencie winien prawdopodobnie ogolić się, przebrać, wypróżnić i utopić w beczce perfum. Niestety z braku czasu, środków i chęci do popełnienia samobójstwa wparował w obręby włości w równie "nasączonym" stanie co dotychczas. Miało to może i swój urok... przynajmniej tam gdzie odór dobrego alkoholu, dymu fajkowego i zapach cudzych spoconych ciał oznaczał prestiż. Fakt jednak, że dobrał się w owej formie, aż pod bramy sali audiencyjnej pokazał jednak, że większość urzędujących tu osób była goblinami z krwi i kości... albo bardzo szybko uczącymi się mniejszościami.

A właśnie, o mniejszościach mówiąc. Pierdoleni orkowie i ich zasrane kurze móżdżki. Mogliby się odrobinę wysilić i łaskami zapamiętać czyjaś mordę ale nieeeee. Muszę przeciągać. Muszą mu kazać myśleć. Wparowywał do sali audiencyjnej tyle razy bez pytania, na lewo lub po prostu zaciągany przez innych, że nie potrafił sobie teraz nawet przypomnieć jak się formalnie zapowiadało w ramach nieformalnych wizyt. Był na to protokół? Liczył, że to wina alkoholu i słońca, jednak szereg wątpliwości zdawał się wydłużać z każdą chwilą. Tym samym jego umysł udał się na kilkusekundowe wakacje zostawiając jego ciało samemu sobie... co nie mogło się dobrze skończyć.

Gdy chwilowe zaćmienie przebrzmiało stał praktycznie pod nosem orków. Co nie było trudne przy jego wzroście. Problemem był natomiast fakt, że staną w odległości którą jego przebudzony nagle umysł rozpoznał jako "Jeden krok w przód i nadziejemy cie na włócznie, jeden w tył to będziemy mięli intymną rozmowę dlaczego naruszyłeś naszą przestrzeń osobistą". Słowem - był w czarnym de i musiał jakoś z niego wybrnąć.

Tylko jak wyjaśnić coś, czego nie można zdradzić? Cholera jasna, czy nic nie może być proste dla skacowanego goblina. ?

- Ekhem... tak. Panowie... panie?

Zmarszczył brwi próbując skupić swój wzrok między nogami orków na dłużej nić pół sekundy. Bezskutecznie.

- Drodzy państwo! Przybywam w celu, o którym opowiadać mógłbym wiele, a w zasadzie wcale. I ten tego. Wpuśćcie mnie w imię miłościwie nam panującej bo... kurwa... dajcie mi chwilę. To się inaczej chyba robi.

Wydobył z kieszeni list i zaczął wodzić po nim palcami próbując nie wyjeżdżać poza linie... i poza sam papier. Towarzyszyło mu przy tym dziwne mamrotanie przerwane wykrzykiwaniem absolutnego bełkotu w stronę orków niczym do jakiś zakichanych magicznych wrót zaprojektowanych dla handlarza daktylami, którego czterdzieści razy okradli rozbójnicy. O ile wrota mogłyby mieć niezwykle irytujące mordy, a tajemniczym hasłem były absolutnie losowe skrzeki dobywające się z jego gardła.

- Dobra, ma być dyskretnie, więc coś tu musi być. Pierwsze... litery. AVMP! Nie... nie... za prosto. Erekd... kto nazywa swoje dziecko Erekd. Totalny zjeb chyba. To musi być to. EREKD! Anagram? DKERE! Nieeee. To brzmi jeszcze gorzej. "Wybranka Krinn", "dyskrecja"... mam im dogodzić czy ki pies?

Tu ponownie spojrzał na strażników i pomachał trochę listem z pieczęcią baronowej, spojrzał na niego na nowo jakby z nadzieją, że litery pozmieniają swoje miejsce. Kolejne spojrzenie. Kolejne mamrotanie. Kolejne skrzeki. Na końcu goblin dał za wygraną i sięgnął po swoją kartę atutową. A przynajmniej tak to zagranie postrzegał jego zalany alkoholem umysł.

- Drodzy Państwo, będę szczery. Jestem w kropce i cholernie mi się to nie podoba. Co więcej nie mam na kim się wyładować. Więc albo ruszycie swoje dupy i dacie mi przejść, bez łamania moich rozkazów albo postaram się by dziś w barakach chłopcy... i panienki zgotowali wam ciepły, żółty i pachnący kocyk. Napisałbym skargę... ale oboje wiemy, że huja to da.

Taaaak. Szantażowanie dwóch dwa razy wyższych od ciebie orków falą brzmiało w tej chwili jak szczyt geniuszu. Powinien dostać podwyżkę za swoje zdolności dyplomatyczne na kacu.
Spoiler:

Re: [Pałac Królewski] - Sala Tronowa

3
Orkowie, widząc przed sobą bełkoczącego goblina, spojrzeli po sobie, najwidoczniej zdumieni. Widać niemal było obracające się powoli trybiki w ich móżdżkach, będące prawdopodobnie jedynym powodem dla którego Azgurd wciąż był na nogach, i w stanie bełkotać słowa, oczekując że Baronowa podała dla swoich orkowych strażników jakieś tajne hasło, mające przepuścić go przez zamknięte drzwi. Bez dwóch zdań, jego działania były dokładnie odwrotne do dyskretnych, a machanie tajnym listem przed twarzą zwykłego orkowego strażnika było... No cóż, w sumie szanse że potrafił to przeczytać nie były znowu takie wielkie. Na jego szczęście, orkowi strażnicy mieli bardzo powolny, acz bardzo rozsądny tok myślenia. Myśli, pomysły i kalkulacje ryzyka zderzały się w ich głowach niczym góry lodowe, powodując że niemal można było je dostrzec na twarzach strażników.

"Przyszedł mały goblin. Mały goblin nie chce przejść, tylko stoi przed drzwiami. Mały goblin nawet nie zwraca na nas uwagi. O, coś mówi. W imię panującej? Hmm... Czy ten goblin zna szefową? Może zna, kto to wie. Bełkocze coś. Zaklęcia? Może nas zaklina w żaby!? Rozkazy? Mówił stary wojownik: Rozkaz rzecz święta. No jak mały goblin ma rozkaz przejść przez drzwi... to rzecz święta."

Trzeba było przyznać, że nie jest to najlepsze przedstawienie tego co działo się w tej chwili w głowach orków, ale jest to tak bliskie prawdzie, jak tylko ktoś kto nigdy nie był orkiem potrafi opisać. Na korzyść Azgurda przemawiało również to, że zwyczajnie był pierwszą osobą, która nie mówiła do orków "chcę przejść' tylko "dacie mi przejść". To lingwistyczne zagranie kompletnie rozbroiło mentalne zapory nie tak znowu bystrych orków, którzy spojrzeli na siebie, i wzruszyli ramionami, dochodząc do wniosku że jak rozkaz to rozkaz, i szybko otworzyli mu drzwi, a następnie wepchnęli go niemal do sali tronowej, sprawiając że Grettunk zachwiał się, prawie upadając na puszysty, czerwony dywan. Krzyki protestu ze strony bogatego goblina opartego o filar szybko zostały uciszone przez gwałtowny trzask drzwi za oficerem.

Sala tronowa Baronowej Dayanary nie była największą z sal tronowych, ale zdecydowanie jedną z najbardziej bogato zdobionych. Złoto było wszędzie, poczynając od złotego tronu i gobelinów na ścianie tkanych złotą i srebrną nicią, po kupę złotego żelastwa za tronem, wrzuconą w kwadratowy dół, który Baronowa zwykła nazywać "basenikiem". Całość oświetlały za dnia wielkie, zdobione okiennice, a w nocy wspaniałe złote żyrandole, zwieszające się z sufitu.

Od wejścia do sali, aż do tronu rozciągał się czerwony dywan, a z prawej strony tronu, na ścianie, były ciemne drzwi do prywatnej komnaty Dayanary. Stamtąd też dochodziły krzyki Baronowej, która najwyraźniej już teraz rozmawiała z kimś. Chociaż często rozmawiała też ze swoimi małpkami, to raczej tym razem nie o to tu chodziło, gdyż niektóre słowa które Azgurd zasłyszał to "go rozszarpię" i "jak on kurwa śmiał". Pozostało mieć nadzieję że Baronowa nie ma na myśli jego skromnej, gobliniej osoby.

Re: [Pałac Królewski] - Sala Tronowa

4
Okrzyki bogacza za plecami goblina przywiały na jego twarz uśmiech szerszy niźli ten spowodowany widokiem przepychu sali tronowej. Wszak dobra doczesna należące do kogoś innego nijak się mają do satysfakcji ze słyszenie narzekań cywila... i bycia wolnym od użerania się z nimi. Wnerwiony cywil, tępi strażnicy z problemem na głowie. Grettunk zanucił pod nosem "Marsz Pustynnego Zwycięstwa" zbliżając się do tronu. Przepych pomieszczenia był zdumiewający. I monotonny. Azgurd naprawdę szczerze nie znosił tego pomieszczenia. Wszechobecność złota sprawiała, że czuł iż z każdą chwilą cenny kruszec tracił w jego oczach na wartości. Tym samym miast przybliżając go do marzeń nieodzownie mącąc jego umysł do stopnia, w którym poczynał lękać się o swój pogląd na pojęcie "bogactwa". Dlatego też mrużąc oczy i starając się nie gapić za bardzo we wszystkie strony przeszedł przez salę możliwie szybko zatrzymując się jeno na chwilę.

Dźwięk krzyku Baronowej był zawsze problematyczny. Zwiastował problem. Dla niego lub kogoś innego... a skoro przekazywany jemu w formie krzyku to i tak zaczynał być jego problemem. Na dodatek władczyni Varulae patrzyła na świat ze zgoła wysokiego stołka. Zarówno dosłownie jak i w przenośni. Rozsierdzenie jej wymagało stworzenia dla niej wielkich przeszkód, ugodzenia w jakiś jej czuły i osobisty punkt... lub lat praktyki i natręctwa. Ostatnie kryterium goblin stworzył na własną potrzebę i szczerze wierzył, że swoją skromną osoba poszerzył zakres gniewu baronowej o całkowicie nowe powody. Liczył jednak, iż tym razem będzie on narzędziem tegoż gniewu, nie zaś bezpośrednim celem. Odwlekanie jednak nieuniknionego było głupotą. Biorąc głęboki wdech i licząc, że czuć w nim jeszcze odrobinę miętą goblin podszedł do drzwi, zapukał a raczej niemal walnął w nie trzy razy i po chwili spróbował je otworzyć.

Była to w końcu "sekretna audiencja" na cholerę miałby się zapowiadać? Zresztą... liczył, że jego Pani jest obecnie dość rozsierdzona na inne sprawy by robić mu za złe "drobny" brak manier. Chyba, że o to właśnie się ciskała. W tym wypadku skacowany goblin dolał właśnie oliwy do ognia włażąc z delikatnie wymuszonym uśmiechem na twarzy do prywatnej przestrzeni właścicielki pałacu.
Spoiler:

Re: [Pałac Królewski] - Sala Tronowa

5
Otwierając drzwi, Azgurd zobaczył pokoik, szeroki na około pięć metrów, i tak samo długi. Naprzeciwko wejścia znajdowało się małe okienko z parapetem. Po lewej , tuż przy drzwiach znajdowała się długa, ciemnobrązowa szafa, zaś dalej było widać kominek, zbudowany najwidoczniej tylko dla dekoracji, gdyż widać było na pierwszy rzut oka że nigdy nie było w nim palone. Po prawej stronie pokoju znajdował się stolik wykonany z tego samego drewna co szafa, na którym stał złoty świecznik, dzbanek i dwie szklanki. Jedna z nich była wypełniona jasnobrązowym płynem, który wyglądał nieco jak herbata, ale wprawne oko Grettunka od razu rozpoznało wyborny alkohol. Po obu stronach stolika stały dwa fotele, czerwone i miękkie, tak bardzo że można było się w nich porządnie zapaść.

Na wspomnianym parapecie siedziała cicha, ubrana w szaty koloru piasku goblinka, z pochyloną głową słuchając wrzasków Baronowej. Zaś siedząca na fotelu Dayanara, metrowa, skrzekliwa kulka złości, upstrzona złotymi piegami od stóp do głów, tym razem zamiast przyjaźnie zmrużonych bursztynowych oczu, miała niemal wyskakujące z orbit gały. Bakłażanowe szaty idealnie podkreślały skórę goblinki, a wielki i wysadzany klejnotami złoty diadem na jej czarnych włosach podskakiwał co sekundę, zgrywając się z ruchami goblinki.

Każdy przedstawiciel goblińskiej rasy zaś, nawet w owym stanie, opisałby Baronową jednym słowem. Piękna. Bowiem nawet jeśli dla każdej innej rasy była ona wielce groteskowa, to goblińskie standardy piękna umieszczały ją wyżej niż kogokolwiek Azgurd kiedykolwiek widział. Gdy tylko twarz goblińskiego oficera wychynęła zza drzwi, Dayanara okręciła swoją głowę niemal o 180 stopni, wpatrując się z uwagą w Grettunka.

- Grettunk! Wchodź kurwa i siadaj, nie mamy czasu! - Zakrzyknęła Baronowa. Najwyraźniej to nie oficer był celem gniewu goblinki. Sam fakt że przeklęła natomiast, czego zwykła nie robić za często, był świadkiem, że sytuacja była poważna. Wzięła szklankę w dłoń, wyposażoną w paznokcie rozmiarów porządnych szponów, po czym wypiła parę łyków trunku, najwyraźniej starając się uspokoić. W końcu oderwała się od szklanicy i wymamrotała, najwyraźniej trochę odzyskawszy rezon.

- Dosięgła mnie zdrada. Zdrada najwyższego sortu! - Zakrzyknęła piskliwie Baronowa, po czym napełniła szklanicę na nowo, i poczęła sączyć z niej kolejne łyki złotego trunku. Najwyraźniej samo wypowiedzenie tych słów było zbyt wielkim wysiłkiem dla wkurwionej Dayanary. Jednocześnie Azgurd widział, że z każdym łykiem zdawała się być bardziej spokojna.

Re: [Pałac Królewski] - Sala Tronowa

6
Azgurd wchodząc do komnaty z nie lada ulgą ujrzał trzeciego goblina mogącego odrobinę odciążyć jego zbolałą głowę od wrzasków rozsierdzonej Dayanary. Siedząca na parapecie osóbka nie została jednak przez starego oficera rozpoznana. Była zapewne kolejną służką... albo kimś kogo nie miał okazji lub nie powinien poznać. Podnosiła go jednak na duchu. Niemal na równi z faktem, że okrzyki o zdradzie i problemach zdawały się nie być skierowane na jego głowę. Starając się więc z całej swojej woli nie krzywić z każdym głośniejszym skrzekiem Baronowej zasiadł za stołem z zamiarem zapoznania się z sytuacją.

Problemem jednak pozostawało skupienie. Kac, bóle głowy i co poniektórych innych miejsc, migawki z wczorajszej libacji i fakt, że siedział twarzą w twarz z jednocześnie najpiękniejszą jak i najpotężniejszą osobą w całej Baronii były czynnikami, które potrafiły zwieść umysł na niechciane tory. Zazwyczaj nie było to problemem dla starego bywalca jednak skatowany umysł potrzebował dłuższej chwili patrzenia na pijącą, a raczej pochłaniającą alkohol Baronową by w końcu zaskoczyć i nieco ochrypłym głosem zapytać.

- Czyj zdrada byłaby dość wielka by dosięgnąć Waszą Podniosłą Wysokość? Armia zdezerterowała i zawiązała konfederacje? Ktoś rości sobie prawa do Waszego tytułu? Czy też... - tu zmarszczył i potarł czoło rozważając w swoim dalej odrobinę odurzonym umyśle najgorszy możliwy obrót spraw - ... inne Baronie?

Gdyby cokolwiek takiego zaszło raczej by już o tym usłyszał... gdyby nie spędził całej nocy balując jakby jutra nie było. Ale jutro przyszło i nie miał do czorta pojęcia o co chodzi. A nawet jeśli to coś bardziej błahego to kto wie? Może dramatyzowanie i naprawdę upiorne wizje przez neigo przytoczone pozwolą Baronowej odrobinę zejść z tonu. Tym samym ratując jego kujące z bólu bębenki. Szczerze na to liczył. Inaczej do swojej listy opowieści będzie musiał doliczyć "Gdzie byłem gdy ta baaaardzo ważna wiadomość dotarła do Varulae? Zalany w trupa w morzu spoconych ciał. Tak wiem... bohatersko."
Spoiler:

Re: [Pałac Królewski] - Sala Tronowa

7
Baronowa spojrzała na oficera bystrym okiem. Wydawało się że wizje całkowitego upadku państwa sprawiły że odzyskała część swojej godności i wyprostowała się, odstawiając szklankę. Badawczo przyjrzała się ubraniu Azgurda, zatrzymała się na chwilę na plamach na jego ubraniu i podkrążonych, przekrwionych oczach. Gdyby nie to że sama przed chwilą pochłaniała alkohol w ilościach niewskazanych dla jej lekkiego ciała, prawdopodobnie wytknęłaby mu niechlujstwo. Zamiast być hipokrytką, odetchnęła głęboko i przemówiła dostojnie, spokojnie, siląc się na wymuszony uśmiech.

- Przepraszam Azgurdzie za moje wcześniejsze zachowanie. I za to że wezwałam Cię po najwyraźniej... owocnej nocy. - Powiedziała, lekko zakręciwszy nosem. Możliwe że gdyby oficer nie zastał jej w takim stanie, nie byłby już dłużej oficerem za brak szacunku okazany Baronowej. Ale że ta nie była głupia, toteż nie wracała więcej do sprawy jego wyglądu, i najwyraźniej zapachu.

- Wezwałam Cię bo sytuacja naprawdę jest ciężka. Te mendy z Ujścia śmią kłamać mi w żywe oczy! - Zaczęła wypowiedź spokojnie, aby z każdym słowem podnosić niebezpiecznie ton głosu tak, że pod koniec Azgurd niemal skrzywił się z bólu, słysząc pisk Dayanary.

- Moja wywiadowczyni, Sena - Powiedziała, odzyskawszy spokój głosu za pomocą kolejnego głębokiego oddechu. Skinęła głową w stronę postaci na parapecie, która odwróciła głowę od okna, ukazując goblinkę o czystej, zgniłozielonej cerze, ciemnych, krótko przyciętych włosach i brązowych oczach. - przyniosła mi bardzo niepokojące wieści. Raporty jakie dostawałam z miasta Ujścia, nie zgadzały się ze sobą, dlatego wysłałam ją, aby dowiedziała się o co chodzi. - Kolejny głęboki oddech, po czym wzięła nietkniętą szklankę, i nalała jedną trzecią jej objętości z dzbanka, po czym przesunęła ją w stronę oficera. Sama sobie również polała i wzięła łyk pachnącego miodem trunku.

- Ci parszywi... - Oddech. - Ujście jest w totalnym chaosie. Powiedzieli mi że miasto jest opanowane, że oblężenie zostało zniesione, że ludność spacyfikowana, że Bogobojna nie żyje... WSZYSTKO TO PIERDOLONE KŁAMSTWA! - Naraz spokojna fasada Dayanary znów uległa całkowitej destrukcji, ujawniając w strasznym, piskliwym krzyku jej prawdziwe uczucia. Naraz tak szybko jak jej emocje wybuchły, tak szybko przygasły, i wykończona emocjonalnie Baronowa opadła na fotel.

Re: [Pałac Królewski] - Sala Tronowa

8
Oficer zmrużył oczy na słowa Baronowej. Po części przez wzgląd na naturę problemu, po części zaś z powodu migreny i faktu, że nasilające się słoneczne światło zdecydowanie mu nie służyło. Na wieść jednak, że na parapecie siedzi szpieg nie mógł się oprzeć by nie spojrzeć w stronę owego gorejącego globu unoszącego się powoli nad miasto. A więc osoba, której znać nie powinien. Czyli jednak demencja starcza jeszcze po niego nie przylazła. Trudno było jednak odetchnąć z ulgą gdy umysł goblina uświadomił sobie, że siedzi obecnie w komnacie z nie jedną, a dwoma goblinkami, które prawdopodobnie byłyby w stanie rozwalić całe jego życie kilkoma słowami. Dlatego też z wdzięcznością przyjął ofiarowaną mu szklanicę. Wszak nie było nigdzie w pobliżu lepszego lekarstwa na drżące dłonie. Po przepłukaniu zaś gardła i lekkim wstrząśnieniu głową postanowił zostawić Baronową na chwilę samą ze swoją furią i złością. Miast tego spróbował pozyskać informacje ze źródła, które mogło okazać się mniej krzykliwe i działające jak młot na jego czaszkę. Dayanara zresztą i tak na chwilę osłabła, nie było po co kusić losu aby na nowo ją rozsierdzić. Zwracając więc swą facjatę do parapetu zapytał:

- Więc byłaś tam... jak faktycznie wygląda sytuacja? Z ludnością, oblężeniem i stanem garnizonu? Kto rozsiewa kłamstwa i dlaczego? Winna jest niekompetencja żołnierzy, szpiedzy wroga czy to głowa armii przegniła?

Ton głosu goblina nie był ani miły ani szorstki. Raczej monotonny, ostrożnie dobierający pytania i okraszony odrobiną szacunku. Z wywiadem był ten problem, że albo podlegał pod ciebie albo nie miałeś zielonego pojęcia kto ma większy autorytet. Lepiej było rozegrać to bezpiecznie niż potem tłumaczyć się samemu z "błędnych raportów". Kolejne przechylenie pustej szklanki z nadzieją na kolejne kilka kropel zbawiennego płynu sprawiło, że umysł goblina przypomniał sobie o bardzo ważnym elemencie układanki, który mógł wiele wyjaśnić.

- Kto zasadniczo na obecną chwilę zarządza okupacją?

Ilość plotek, które krążyły po Baronii o Ujściu sprawiała, że nawet Azgurd nie był pewien jaka była odpowiedź. A świadomość który to nieborak tak pokpił sprawę była dla oficera w pewnym sensie nagrodą samą w sobie. Nie żeby miał coś ogółem przeciw najwyższym szczeblom wojskowym. Miał po prostu dużo osobistych uraz do większości osób je wypełniających. Dekady służby sprawiały, że wcześniej czy później kończyło się pod rozkazami tego a tamtego na środku pustyni z zapasem wody na trzy dni i w poszukiwaniu oazy, która mogła istnieć. A przynajmniej tak mówiły zapiski sprzed stu lat. Tak więc ten. Miło było wiedziecie kto właśnie pogrążył się w ruchomych piaskach.

Czekając na odpowiedzi modlił się gorliwie w duszy by nie padło w nich imię Bogobojnej czy jakiegoś innego ważnego członka ruchu oporu. Pozbawiona tchu Baronowa była mu zbyt na rękę.
Spoiler:

Re: [Pałac Królewski] - Sala Tronowa

9
Słysząc słowa Azgurda, goblinka spojrzała na Dayanarę, oczekując pozwolenia na udzielenie odpowiedzi. Gdy ta skinęła głową, wywiadowczyni skłoniła się lekko, po czym zwróciła twarz w stronę oficera, odgarnęła włosy z czoła i zaczęła wyjaśniać.

- Byłam. Sytuacja tam... Nie jest tak prosta do opowiedzenia. Gdy dotarłam do miasta, sama nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Siły naszej armii rozdzieliły się na pięć niezależnych jednostek. Każda z tych małych armii utrzymuje inną część miasta. Nie wiem dlaczego tak się stało, ani co skłoniło ich do wysyłania fałszywych raportów... - Mówiąc to ostatnie zdanie jej oczy na sekundę skoczyły od Azgurda do Baronowej i znów do oficera. Następnie goblinka pochyliła głowę, i zaszurała butami po posadzce. Wreszcie znów zwróciła oczy na rozmówcę, odchrząknęła i podjęła dialog.

- Generalnie każdy z pięciu obecnych generałów kontroluje inną część miasta. Admirał Astar, który zastąpił generała Gerrada, ze swoją flotą kontroluje doki. Cały czas jednak wysyła po parę statków na bezsensowne misje zwiadowcze i łupieżcze, wskutek czego traci powoli przewagę nad obecną flotą Keronu. Generał Pargurd Terran, dowodzący głównymi siłami goblinów, oraz Generał Artez, dowodzący siłami orków, kontrolują większość właściwego miasta, walcząc z rebeliantami i trzymając ich w szachu. Natomiast Generał Terzgod Herterk, będący jedynym z którym udało mi się spotkać, i jedynym który z tego co wygląda nadal jest lojalny dla Wielmożnej Baronowej Dayanary, kontroluje mury. - Wzięła głęboki oddech, jakby musiała chwilę odpocząć od mówienia, po czym dodała jeszcze parę słów.

- Słyszałam również że piąty Generał ukrywa się w lasach i górach, zajmując się partyzantką. Buntownicy bez porozumienia z armią Keronu, która na dobre się zadomowiła wzdłuż jednej z odnóg rzeki Prostej, nie są w stanie zdobyć miasta, ale wygłodzona i pobita ludność cywilna coraz większymi grupami przyłącza się do rebeliantów. Jednym słowem, tydzień temu, gdy opuszczałam to miasto, sytuacja nie wyglądała dobrze. - Zakończyła swoją wypowiedź Sena. W tym samym momencie Baronowa osuszyła naraz swoją szklankę, i uderzyła nią o stół z taką siłą, że wydawało się, że kryształowe szkło zaraz rozpryśnie się na kawałeczki. Podpita Baronowa spojrzała na Azgurda z determinacją w oczach.

- Niestety - Powiedziała cicho - nie mamy wystarczających sił żeby walczyć z tymi zdrajcami twarzą w twarz. I tu wchodzisz Ty, Azgurdzie Grettunk. Byłeś moim podwładnym przez wiele lat. Dzielnie mi służyłeś i nieraz dowiodłeś swojej wartości. Spraw aby Ujście wreszcie było moje, a obsypię Cię złotem. Dam Ci każdą pomoc jakiej zażądasz. Ci którzy Tobie pomogą, otrzymają amnestię. Resztą nakarm Szaszarathy. Pozbądź się wrogiej armii z mojego progu. Jednym słowem Grettunk, masz dla mnie wygrać wojnę.

Re: [Pałac Królewski] - Sala Tronowa

10
Azgurd słuchał słów szpiega marszcząc brwi po części z zamyślenia, po części z powodu kaca i w dużej mierze z satysfakcji jaką dawało mu pochłanianie szlachetnego trunku nawet w stanie w którym połowa jego kubków smakowych leżała martwa. Sam raport brzmiał groźnie... lecz był zadziwiająco mało szokujący. Goblin spotkał się z taką "zdradą" wielokrotnie. Każdy oficer stacjonujący z dala od swojego bezpośredniego przełożonego zaczynał wcześniej czy później mieć pewne... myśli. Szukać wygodniejszych rozwiązań dla siebie. Dawać priorytet dobru swoich ludzi, a nie dobru sprawy. Ale zazwyczaj im wyżej w łańcuchu władzy tym trudniej się wyrwać z dłoni go trzymającej. Tutaj jednak te wysokie ogniwa zostały zamknięte w jednym z najbardziej skorumpowanych miejsc na kontynencie. Rdza poczęła na nich narastać i wreszcie po latach konfliktu... jesteśmy tutaj.

Goblin na kacu słuchający jak admirał floty ignoruje rozkazy na rzecz pozyskiwania dodatkowego zaopatrzenia. Jak okupujący miasto generałowie stali się na dobrą sprawę gangami. I jak jedyny "zaufany" generał na dobrą sprawę też ratuje swoje dupsko bo po prostu przy dzieleniu terytorium jemu dostało się najgorsze i o dziwo dopiero teraz dochodzi do wycieku informacji z miasta którego to on ze swoimi ludźmi tak dzielnie na murach pilnuje. Po prostu traci podwładnych i wie, że w razie ewakuacji czy kapitulacji on najwięcej straci. Niemniej fakt, że pozuje jako "wierny" nasycił Azgurda optymizmem. Oznaczało to, że nienawiść do pozostałych generałów przewyższyła jego pychę. No i piąty. Możliwe, że jedyny faktycznie oddany. A może po prostu naraził się reszcie i go wyrzucili. Tajemnicza osoba... warta dogłębnego zbadania.

Głos szkła uderzającego o stół wywołał lekki spazm bólu we łbie goblina. Podobnie zresztą jej słowa. On. On miał zakończyć wojnę. I na dodatek ją wygrać. Euforia i przerażenie napełniły go jednocześnie. Brak sił, brak walki twarzą w twarz. A więc brak nadziei na dostanie hordy podwykonawców i zapijanie się w trupa gdy ci wezmą miasto szturmem. Nie żeby na to liczył... ale zwód pozostał. Perspektywa kierowania armią w celu zniszczenia własnej armii była tak komiczna, że nie mógł czuć się inaczej. No cóż. Jak się nie ma co się lubi... to się kradnie co się da. A do tego potrzebował planu. Dobrego planu wymagającego dobrego rozeznania w sytuacji. To jest raportu dogłębnego... nie krótkiego paciorka od goblinki. I siły oraz autorytetu by wdrożyć go w życie. No ale trza było rzucić Baronowej kość, że wie co robi zanim będzie wiedział co chce zrobić. Co jak co, ale Azgurd miał swój autorytet do podtrzymania... tak. To wcale nie była próba podlizania się przełożonemu. Trzeba poprosić o coś niezbędnego, zrobić minę do złej gry i zacząć kombinować potem. Kluczem do sukcesu jest proszenie przełożonego o narzędzia do znalezienia rozwiązania udając, że są to narzędzia które rozwiążą problem. Pominął więc całe ceregiele z dziękowaniem za dostanie przydziału, pytaniem czy jest godny i innego "magnackiego biadolenia" na rzecz konkretów wystukując nerwowo palcami marsz wojenny. Głównie dlatego ,ze gdyby zaczął dziękować pewnie nie przestałby do zmierzchu.

- Wygrać... wygrać wojną. Będę potrzebował od Waszej Wspaniałości do takiego wyczynu kilku rzeczy. Przede wszystkim wymiernie bezpiecznego transportu do miasta. Domyślam się, że najłatwiej będzie drogą morską? Do tego pewnie jeszcze oddziału żołnierzy i pewnych pism ale...

Tu spojrzał ku rezydującej na parapecie goblinki z odrobinę figlarnym uśmieszkiem, którego jego rozochocone na myśl o kiełkującym szczwanym planie mięśnie nie były w stanie skryć. W następnej jednak chwili uderzyły go konsekwencje możliwej porażki ii jego twarz ściągnęła się w ponurym grymasie.

- ...drobne szczegóły mogą drastycznie zmienić to o co będę zmuszony prosić by z sukcesem zakończyć ową kampanię. Kluczem więc do zwycięstwa na chwilę obecną będzie dogłębna rozmowa z panienką... Sann? Seen? ...Sena! Jeśli Waszej Łaskawości nuży błądzeniem w szczegółach, które prowadzić mogą donikąd lub są już zaaranżowane spotkania na późniejsze terminy proszę się nie krępować. Zabiorę się stąd natychmiast. To może potrwać... dłużej niż wycie moczymordy. Nie chcę niepotrzebnie w tym celu okupować waszych komnat. Proszę tylko o możliwość pozyskania szczegółowych informacji przed rozpoczęcie przygotowań by potem móc jasno wyłożyć co będzie niezbędne do wygrania. A gwarantuję, że odzyskam Ujście. Stawiam na to swoją głowę.

Odrobinę bełkotu i mglisty zarys czego potrzeba, zwód od natychmiastowych przygotowań przy użyciu formuły "chce więcej informacji". Przypomnienie, że Baronowa ma inne obowiązki i że nie wypada był przesiadywał cały dzień w jej komnacie. Wszystko to prócz przylizania miało jeden, kluczowy cel. Goblin kluczył tak po to by albo zmienić miejsce rozmowy albo jej datę. Najlepiej obie. Skład też był mile widziany. Nie wątpił, że i tak Sena złoży o wszystkim raport... ale lepiej być pijanym i nietaktownym z czyiś ust niż w czyjąś twarz. No i obietnica stawiania swojego czerepu na szali była darmowym zagraniem o dodatkowe względy. Jeśli poniesie porażkę to i tak pewnie zginie... więc co ma tu do stracenia?
Spoiler:

Re: [Pałac Królewski] - Sala Tronowa

11
Baronowa Dayanara skinęła głową, najwidoczniej zadowolona z takiego obrotu sprawy. Może to przez ten błysk w oku, albo niewielkie podniesienie ramion, ale Azgurd miał dziwne przeczucie, że goblinka poczuła ulgę na wieść, że się zgodził. Nie żeby miał inny wybór, oczywiście. Nie jeśli chciał zachować swoją pozycję.

- Oczywiście oficerze. Sena będzie od dzisiaj z wami ściśle współpracować, jak i podąży z wami do samego miasta. Przekażcie jej na piśmie wszystko czego będziecie potrzebować, a każę bezzwłocznie przygotować ludzi i dokumenty. I wierzę w was, Grettunk. W końcu wiem jak bardzo cenicie swoją głowę, więc aby stawiać ją na szali musisz być bardzo pewny siebie. - Uśmiechnęła się cierpko, patrząc na oficera, po czym machnęła na nich odganiająco ręką i po raz kolejny odkorkowała butelkę, nalewając sobie pełną szklankę. Wyglądało na to że Baronowa zamierza urżnąć się przed dziesiątą rano, co dobitnie wskazywało w jakim stanie psychicznym się znajduje.

Gdy wyszli już z komnaty, zamknąwszy za sobą drzwi i rozejrzawszy się po obrzydliwie złotej komnacie, Sena zwróciła się do goblina.

- Odpowiadając na wasze pytanie, to tak, najłatwiej będzie drogą morską, ale w ten sposób oznajmimy wszystkim nasze przybycie. Mimo że wody są pod naszym panowaniem, wszystkie statki dopływające do miasta są dogłębnie przeszukiwane. Generał Herterk zaoferował pomoc w dostaniu się do miasta niepostrzeżenie drogą lądową, gdyby zaszła taka potrzeba, a co dwa tygodnie do miasta wyrusza karawana. Jednakże te często są napadane przez ludzkie ścierwa z miasta, więc niesie to ze sobą pewne ryzyko. - Agentka przeciągnęła się lekko, po czym spojrzała znowu na Azgurda.

- W każdym razie, jestem do waszej dyspozycji, oficerze.

Re: [Pałac Królewski] - Sala Tronowa

12
Złote obietnice, złote groźby, złote obietnice, złote sale i złote sranie. Goblin dreptał przez salę tronową z miną pełną zawiści i zazdrości. Ta pierwsza wynikała ze stanu jego własnego czerepu, ta druga zaś ze świadomości w jakim stanie znajdzie się niedługo czerep Baronowej. Zrzuciła na niego los połowy jeśli i nie większości Prowincji? Pół biedy. Ale tym samym nakazała mu być trzeźwym przez co najmniej większość misji. Z tym mogły być już problemy. Dlatego też im dalej znajdował się od ucieleśnienie goblińskeigo majestatu tym bardziej miał ochotę zacząć wykrzykiwać bluzgi na Baronową za odebranie mu jednej z nielicznych dających mu radość w życiu czynności. Niemniej stary alkoholik przemógł się do stopnia w którym na deklaracje goblinki prychnął i nachylając się do goblinki rzucił rozbawionym głosem.

- Oczywiście, że obwieścimy wszystkim nasze przybycie. Przynajmniej moje. Przecież nie mam niczego do ukrycia. Prawda? - tu skleił i rozkleił swoja niewyspaną powiekę w imitacji mrugnięcia.

"Kiedy idziesz między elfy musisz srać po krzakach jak one". Zadziwiające jak ludowe przysłowia powstałe z użyciem zdecydowanie zbyt dużej ilości bimbru czasami idealnie wychwytywały naturę otaczającego nas świata. Miasto pełne skorumpowanych żołnierzy? Cóż, Azgurd spełniał definicje skorumpowanego żołnierza co najmniej w połowie. Teraz wystarczyło wmówić komu trzeba, że spełnia całość. I miał do tego narzędzie kroczące u jego boku. Ehhh... życie czasami daje ci w mordę i każde wytrzeźwieć tylko po to by poklepać cie po plecach i zachęcić do opicia genialnego pomysłu. Wiernego generała nie trzeba już namawiać. Wystarczy wkupić się w łaski jednego z niewiernych. Trzeciego się....

Tu goblin potrząsnął energicznie głową. Samo myślenie o stworzeniu powikłanej siatki zależności, zdobyciu zaufania, zdrad i osób potrzebnych do osiągnięcia tych celów przyprawiało go o zawroty łepetyny. Musiał usiąść, otrzeźwieć i dobrze to przemyśleć. No i równie dobrze mógł wyciągnąć z zielonej panienki u jego boku dodatkową wiedzę. w tym ostatnim przeszkadzała mu teraz jednak jego żołnierska paranoi drąca się do wnętrza jego skacowanej głowy "Nie w środku sali audiencyjnej pijany baranie!".

- Do usług powiadasz... wyśmienicie. To zacznij może do zaprowadzenia mnie do jakiegoś bezpieczniejszego, zaciszniejszego... i mniej złotego miejsca. Gdzieś gdzie będziemy mogli wymienić się wiedzą i planami. Z wygodnymi krzesłami jeśli można.
Spoiler:

Re: [Pałac Królewski]

13
- Hm... Za mną w takim razie - Powiedziała goblinka kierując się szybkimi, acz zgrabnymi krokami w stronę wielkich drzwi wyjściowych. Otworzywszy drzwi mocnym pchnięciem, mijając lekko pochylających głowy wskutek jej nagłego pojawienia się strażników. Wyminęła zgrabnie leżącego na ziemi z wielkim siniakiem na łysym czole bogatego goblina, po czym skierowała się do najbliższego służącego, który właśnie pomagał małej goblince zbierać z podłogi świeże pranie, i wrzucać je do kosza. Goblin ubrany był praktycznie i elegancko, a ikona Baronowej wyszyta złotą nicią błyszczała mu na piersi. Był to jeden z dwóch "wyższych" służących Dayanary, sprawujących pieczę nad wszystkimi służącymi w zamku. Drugi zwykle zajmował się zaopatrzeniem i kuchnią, sprawami zapleczowymi. Od pouczania młodej służącej oderwał go rozkaz ubranej na piaskowo goblinki.

- Iten! Wolny pokój gościnny na piętrze, wiesz który. I wyślij tam kogoś z kawą. - Powiedziała, całkowicie zmieniwszy swój ton głosu tak, że przypominał rozkazo-szczeknięcie, bardziej niż rozmowę. Służący aż podskoczył, i szybko wyjął zza paska pęk grubych kluczy, od których oddzielił jeden, i cały czas mamrocąc przeprosiny za swoją powolność, wręczył go Senie. Ta, bez sekundy zwłoki, przeszła obok, i nie czekając na Azgurda zaczęła podążać korytarzem na piętro. Gdyby obejrzała się za siebie, zobaczyłaby jak klucznik wystosował w stronę jej pleców parę przekleństw i środkowy palec, po czym wrócił do zbierania ubrań, wrzeszcząc na młodą służkę dwa razy głośniej niż przedtem.

Po przejściu na wyższe piętro, i przemierzeniu paru krótkich korytarzy, dotarli w końcu do wyznaczonego pokoju gościnnego. Kluczyk szybko obrócił się w zamku, po czym Sena przytrzymała drzwi dla oficera.

Pokój nie był duży, acz wystarczający aby zadowolić nawet najwyżej postawionych gości. W głębi widać było ukryte za parawanem łoże z kolumienkami, przy ścianach stały rozmaite rośliny i małe drzewka, zaś centralną część pokoju zajmowały stojące na zielonym dywanie dwie skórzane kanapy, i mały stolik, z miską herbatników i innych, różnych ciastek. Światła z okna było na tyle dużo, aby oświetlić pokój, lecz wstawione zostało pod takim kątem, aby snopy światła słonecznego nie sięgały stolika. Zaskakiwał zaś zupełny i absolutny brak złota. Gdyby ktoś się rozejrzał, zobaczyłby że w istocie, w całym pokoju nie ma nic, co byłoby sens kraść. Sena zamknęła za nimi drzwi, po czym, zachowując się w sposób iście przeczący jej dotychczasowej osobowości, rzuciła się na jedną z kanap, lądując z hukiem na miękkich poduszkach.

Re: [Pałac Królewski]

14
Droga po schodach okazała się być istną męczarnią dla otumanionego błędnika goblina. W całej tej sytuacji jedynym pozytywnym aspektem było stonowane pod względem kolorów wnętrze pokoju i nieprzytłaczająca atmosfera. Słowem - pokoik był miejscem gdzie oczy nie bolały i gdzie dało się przeklinać bez obaw, że zza rogu wyjdzie lada moment jakiś rozpuszczony młody gówniarz zafascynowany zagraniczną "etykietą". W tej drugiej myśli utwierdziła go sama Sena nurkując niemal dosłownie w kanapie. Brwi staruszka uniosły się mimowolnie próbując dociec czy jest to miejscowa moda, czy też trafił mu się za współpracownika jeden z tych szpiegów co przedawkowali podszywanie się pod innych. Aż mu się przypominała opowiastka jednego z jego emerytowanych podwładnych... "Zapominają skurwysyni kim są i nim się obejrzysz tańczy taki po pijaku na moim kurniku. A jak go z niego skopałem to padł mi w ramiona i ryczał, że tylko tak potrafi wyrazić samego siebie.".

Azgurd podrapał się po głowie próbując dociec czy to narrator owej opowieści był pijany, domniemany szpieg na kurniku czy też jego otumaniony czerep myślał zdecydowanie za dużo o goblince rzucającej się na kanapę. Doszedłszy na końcu do wniosku, że pewno się po prostu starzeje sam osunął się na drugie siedzisko z cichym stęknięciem. Tyłek i obolałe nogi odetchnęły zostawiając tylko zmęczone oczy, lekko cieknący nos i lekkie odrętwienie w okolicach karku, które zdało się sięgać aż po czubek czaszki i wgryzać w mózg. Przez ciało oficera przeszedł krótki spazm gdy rozluźnione od siedzenia mięśnie zdawały nie chcieć poddać się wygodzie. Na końcu jednak poczuł się dość rozluźniony by dość swobodnie rozpocząć tą nieformalną naradę.

- Dobrze więc... Sena? Tak Sena. Zacznijmy od oczywistości. Nie jestem szpiegiem i szczerze wątpię, że nim dotrzemy do Ujścia nim zostanę. Dlatego jak już mówiłem nie mam zamiaru ukrywać swojego przybycia. Zamiast tego ukryjemy twoje... wasze przybycie pod moim. Mama zamiar pozyskać od baronowej niewielki oddział, który nazwiemy "posiłkami" dla miasta. Szczerze byłbym wniebowzięty gdyby był to oddział bezgranicznie oddany Baronowej, który nie sypie że ta obdarzyła mnie zaufaniem... ale jak tego zabraknie zadowolę się zwykłą bandą, która nie będzie niczego świadoma. Jak by to...

Po chwili cichej kontemplacji goblin przysunął się do stołu po czym sięgnął po tackę z ciastkami leniwym ruchem... po czym jak gdyby nigdy nic wywrócił ją do góry nogami wysypując herbatniki i inne słodkości na stolik. W jednym z herbatników wydłubał z grobową miną dziurę przy pomocy paznokcia po czym ustawił go na środku stolika. Następnie ze stosu ciasteczek wynalazł jedno pokryte wierzchu cienka warstwą stwardniałego już przecieru owocowego i postawił je za dziurawym ciastkiem. Resztę herbatników ustawił w luźnym pierścieniu tak by otaczały ciastko pokryte przecierem zaś dziurawy herbatnik był najbardziej wysuniętym w stronę goblinki. Następnie chwycił trzy korzenne i znacznie ciemniejsze ciastka i ustawił je naprzeciw kręgu w równym szeregu. W trakcie zaś całej tej zgoła absurdalnej szopki brwi oficera ściągnięte były w wyrazie najwyższego skupienia... jedno jego wargi momentami nie wytrzymywały i drgały spazmatycznie. Na końcu chwycił garść różnorakich ciastek i potrząsając nimi w zaciśniętej pięści jak gdyby były kośćmi, które lada moment miał cisnąć na stół. Zapatrzony tak w szereg ciastek rozpoczął swój wywód.

- A więc oto co proponuję. Przybijemy do portu do miasta jako grupa herbatników... tfu... kurwa... znaczy... żołnierzy. Wysłanych przez Baronową aby "wesprzeć wysiłki szlachetnych generałów"... czy jak tam to lalusiów pisze. Tak będą nas postrzegać wszyscy. Przynajmniej mnie i tą kupę mięśni które z sobą przytacham. Oszczędzi mi to nieudolnych prób udawania bycia kimś kim nie jestem... i pozwoli na łatwiejsze przemycanie kłamstw w prawdzie. Do tego zrobi się jakiś ładny wyciąg z mojego żywota o laniu po mordach cywilów w ramach rekomendacji i będę wymiernie nie kopany po jajach na każdym kroku przez generałów. A właśnie korzenne ciastka... generałowie. Tylko trzej stanowią problem jak pamietam? No to w papierach odda się mnie pod komendę jednego z tych cudaków we właściwym mieście. Najlepiej tego nie orczego. Spróbuję zrobić z niego porządnego goblina. A jak się nie uda to ujście ma dość ciemnych uliczek. Grunt to, że będą się do niego usilnie zbliżał. A ty... wy mi w tym pomożecie.

Tu goblin wysypał kilka odkształconych już ciastek w środek kręgu herbatników tak, że otoczyły i częściowo przykryły pokryte przecierem ciastko. Następnie przesunął po jednym z wysypanych ciastek do dwóch korzennych. Sam zaś ustawił dziurawego herbatnika przy trzecim. Patrzył przez chwilę na formacje ciasta i okruchów na stole po czym chwycił w swoje pomarszczone palce ciastko pokryte przecierem i wyciągnął je w stronę Seny.

- Nie wiem ilu tobie podobnych pozwoli mi Baronowa zaprząc do tej małej szopki ale będę potrzebował umiejętności kogoś kto jest faktycznie członkiem wyw... a zresztą walić owijanie w bawełnę. Szpieg. Będę was potrzebował Panno Owocowa. Potrzebował was i waszych pokruszonych przyjaciół by zostać zausznikiem jednego ze zdrajców i wyruchać pozostałych. Pozyskanie informacji o buntownikach dla wpływów u goblina, sprzedawanie informacji buntownikom by wrobić i osłabić orka. Może nawet doprowadzić do zatopienia jednego z ukochanych statków admirała by zaczął siedzieć na tyłku i pilnować portu. Huj wie czego będę od was wymagał i czy na końcu mnie za to nie powieszą... ale oto plan. Wpłyniecie ze mną na łajbie pod przykrywką załogi, parobków, niewolników czy kurw - wszystko mi jedno jak długo wasze doświadczenie podpowie wam, że to najlepsza "postać" jaką macie w zanadrzu. A potem zaczniemy wodzić wrogów Baronii za nos do momentu gdy przeciągniemy większość sił w mieście na naszą stronę. Pytania? Od razu powiem, że plan jest jak najbardziej do spożycia.

Oparł się o obicie kanapy z głośnym jęknięciem. Garbienie się nad stolikiem i ciasteczkami sprawił, że zdecydowanie za dużo krwi spłynęło mu do pochylonej głowy. Ból karku taż wzmagał się niemiłosiernie. Oficer poruszył nerwowo szyją na lewo i prawo po czym począł się leniwie przeciągać na kanapie przerywając ciszę krótkim chrupnięciami dobiegającymi z wnętrza jego ciała.
Spoiler:

Re: [Pałac Królewski]

15
Gdy tylko Azgurd zaczął wysypywać ciastka na stół, Sena zrobiła zdziwioną twarz, ale gdy tylko zaczął objaśniać szczegóły planu, zrzuciła wyluzowaną fasadę i usiadła poprawnie na sofie, przyglądając się stołowi, i starając zapamiętać każdy szczegół planu. Choć był on zrobiony z ciastek, ogólnikowy i sklecony naprędce, nie był to plan zły. I przy tym, jak powiedział oficer, w pełni zdatny do spożycia. Po wysłuchaniu słów goblina, agentka przybrała myślącą twarz, jak gdyby chciała poukładać sobie to wszystko w głowie. Jej oczy, półprzymknięte, latały z jednej strony pokoju do drugiej, jakby czytała jakiś widoczny tylko dla siebie dokument. Po parunastu sekundach takich dziwnych myślących aktywności, Sena otworzyła oczy i usta, zamierzając coś powiedzieć, jednak przerwało jej pukanie do drzwi. Szybko zerwała się z sofy i podeszła do drzwi, za plecami trzymając zakrzywiony sztylet, który wzięła znikąd.

- Przyniosłam kawę dla gości Baronowej Dayanary! - Rozległ się piskliwy półkrzyk zza drzwi, słysząc który, postawa Seny, wcześniej spięta, rozluźniła się nagle, a sztylet zniknął gdzieś pod szatą goblinki. Po krótkiej wymianie zdań z małą służącą za drzwiami, Sena na powrót zamknęła drzwi na klucz, a kawa wylądowała na stole.

- Proszę, to powinno wam nieco pomóc. - Powiedziała z półuśmiechem, podając mu kubek ciemnego jak smoła napoju z łyżeczką w środku, i przysuwając wolną ręką cukiernicę. Następnie sama wzięła łyk napoju, i spojrzała na Azgurda, tym razem już całkowicie poważna.

- Znając wojów baronowej, jeśli chodzi o zabranie całego oddziału, lepiej będzie jeśli weźmiemy tych, którzy nic nie wiedzą. Goblinów w tym pałacu którzy potrafią nie chlapać jęzorem można policzyć na palcach jednej ręki, a i tą liczbę musimy uszczuplić, ponieważ nawet dla tak ważnej misji nie można narażać bezpieczeństwa baronowej. pięćdziesięciu żołnierzy na dwóch statkach powinno wystarczyć. Obecnie w gotowości mamy, łącznie ze mną, siedmiu szpiegów, zarówno mężczyzn jak i kobiety. Przemyceniem ich do miasta zajmę się osobiście, toteż zadania dla nich również będą przekazywane przeze mnie. Jeśli chodzi o wojowników, z personalnej straży Baronowej zostali wyznaczeni czterej, którzy z pewnością spełnią wasze standardy, jeśli będzie potrzeba użyć czystej siły, bądź też pokazać się gdzieś ze strażnikami. Mam natomiast pytanie o naturę przekazywania rozkazów, gdyż rozumiem że posiadanie szpiega w swojej świcie ze względu na naturę misji może nie być najlepszym rozwiązaniem, zatem trzeba ustalić jakieś metody komunikacji. Następnie, oprócz owego papieru zapewniającego że jesteście posiłkami przysłanymi przez Baronową Dayanarę, czy będą jeszcze jakieś inne papiery, które należy przygotować?

Sena wzięła jeden z generalskich herbatników, i ze skupioną twarzą zaczęła go pogryzać, przygotowując się na przyjęcie kolejnej porcji informacji, i powoli sącząc gorzki, czarny napój.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Varulae”