Speluna Herzgoda.

1
Obrazek
Speluna Herzgoda. Gdyby było się goblinem, "urokliwa" to słowo którego szukałby każdy bywalec przybytku. Sami swoi, gobliny, z rzadka orki, pierdoleni niewolnicy którzy za wolno podają wcale-nie-rozwodnione-zaklinam-się-na-życie-matki trunki, wcale nie pierwszej czystości narkotyki, czy też w przypadku tych co ładniejszych, za wolno kręcą różnymi częściami ciała na specjalnych podwyższeniach poustawianych w strategicznych miejscach lokalu. Dla bardziej wysublimowanej rasy pomieszczenie było przestronne. I na tym kończyły się zalety tego przybytku, bo było też zadymione, pełne wszelkiej maści awanturników i ciemnych typów, co było definicją większości goblinów, a deski podłogi były tak przesiąknięte rozlanym alkoholem że nie były w stanie wsiąknąć już ani kropli więcej. Barmanem był wąsaty goblin w meloniku, a właściciel, Herzgod, stary i zrzędliwy goblin, często był widziany ćpając i oglądając swoje niewolnice razem z klientami.

Azgurd podniósł głowę, widząc że trafił pod same wejście do przybytku. Poobijane drzwi były mimo wszystko solidne, a szyldu, oświetlanego wieczornym słońcem już dawno nie dało się odczytać. Goblin właśnie wracał z banku, gdzie deponował swoje przychody z misji, zostawiając sobie tylko około stu monet na pomniejsze wydatki. Wydatki, które głownie obejmowały piwo, narkotyki, i dziewczynki. Jak na porządnego goblina przystało.

Uchyliwszy drzwi speluny można było dojrzeć kłęby mgły w przestronnym pomieszczeniu, wypełnionym po brzegi zielonoskórymi, a zapachy uderzały w nozdrza z taką mocą, że samo wdychanie mieszanki różnych substancji w powietrzu wystarczyłoby do wprowadzenia przeciętnego klienta w piątą gęstość. Barman jak to barman, gawędził z jakimś pijanym w trzy dupy goblinem, jednocześnie wycierając szklanki szmatką. Constansem każdego uniwersum było bowiem, że barmanowi nigdy nie kończą się brudne szklanki do wycierania. Pijak wyburczał coś o "pierdolonych kurwach", i zasnął na blacie. Śmiechy, przekleństwa, piwo i niewolnice. Raj każdego goblina, w przystępnej cenie.

- Zamknij kurwa te drzwi! - Rozległo się standardowo z któregoś ze stolików, mimo że goblin stał w owych nie więcej niż pół sekundy. Po gobliniemu "witaj w domu", aż Azgurdowi prawie się łezka w oku zakręciła.

Re: Speluna Herzgoda.

2
— A ty swoją gnijapę gówniaku! - odskrzeczał rzewnie spod drzwi starawy żołnierz wchodząc w progi ukochanego wysypiska trunków, prochów i zielonoskórych odpadów.

Przez krótką chwilę goblin walczył z chęcią padnięcia na kolana i pocałowania podłogi. Nie tyle z rozrzewnienia co w nadziei na znalezienie w szparach podłogi darmowej pierwszej kolejki. To jednak było w tym przybytku hazardem większym niż zamówienie przy barze "Zielonej Niespodzianki". Raz zanurzało się tak usta w kałuży wódki, raz szczyn. A na te drugie nie miał ochoty. Nie zaraz po powrocie. Potem... potem przyjdzie czas gdy będzie dość mocno wstawiony. Miast tego niemrawo ją wpychać się w głąb lokalu wciągając nosem hipnotyzujący aromat pomieszczenia. Jego błyszczące ślepia tymczasem strzelały we wszystkie strony wyszukując znajome twarze, niechciane mordy i co ciekawsze nowe okazy, które kierowane boską dłonią wylądowały w tej przytulnej norze. Co prawda kilka ludzkich ryjów popsuło mu nieco humor... jednak rozpacz jaka malowała się na niektórych z nich szybko balansowała niesmak. Patrzył też na wolne siedziska i marszcząc czoło oraz filozoficznie dłubiąc w nosie szukał miejsca, tudzież kąta gdzie mógłby rozpocząć swą zasłużoną libację bez obaw na utratę ucha lub oka. Szybko jednak porzucił ową durną nadzieje i przepychając się do lady wsunął swój zad na stołek obok szczęśliwca, który zdołał ululać się do snu tutejszym rozcieńczonym sikaczem i ułożyć wygodnie głowę na krzywej ladzie. Następnie skinął na barmana i warknął by przekrzyczeć okrzyki co tam bardziej rozochoconych gości.

— Dwa razy Cycki Krinn!

Co prawda napój widniał jako kwiatowa nalewka, ale jak każdy bywalec i rozsądny goblin Azgurd wiedział, że niemal każda "wyrafinowana" pozycja w asortymencie spelunki była najzwyklejszym bimbrem pędzony przez właściciela w piwnicy. Jedyną faktyczną różnicą było to czego użył do stworzenia iluzji różnicy smaku. A po przeżuwaniu piasków pustyni przez ostatnie dni oficer miał przemożną chcicę na poczucie echa herbaty rumiankowej na podniebieniu... lub jakiegokolwiek kwiatu. Przy jednoczesnym wstawieniu się by zapomnieć zarówno piasku jak i o kwiatkach. Jeśli jednak była już mowa o zapominaniu... rozmowa z melonikiem zdecydowania mogła w tym pomóc.

— Odstrzeliło się tu coś figlarnego ostatnio!? — zagadnął nalewającego trunek wąsacza.
Spoiler:

Re: Speluna Herzgoda.

3
Barman, nie spojrzawszy nawet na gościa, odstawił polerowaną szklankę, i wyjął cztery okrągłe, kuliste kubeczki, i postawił je na barze. Sięgnął za siebie po walcowatą, niczym nie wyróżniającą się od pozostałych butelkę. Już już miał nalewać, gdy dosięgły go słowa rozmówcy. Wąsacz podniósł głowę, po czym widząc twarz stałego bywalca, mało płuc nie wypluł krzycząc na cały przybytek.

- Azgurd! Ty stary kurwiszonie! Myślałem że Cię zarżnęli gdzieś na tej pustyni! - Rozległ się głos melonikowego jegomościa. Rzucił gdzieś za siebie zielonkawą butelczynę, która cudem tylko uchroniła się przed potłuczeniem, by klepnąć w ramię oficera, po czym zanurzył głowę pod ladę. Chwilę potem wrócił, tym razem z przeźroczystą butelką. Była to jedyna butelka w tym przybytku, z której trunek nie wyglądałby jak trucizna, ale jak porządny alkohol. Wiele to mówiło o czystości trunków w tym lokalu, ale Azgurdowi zawsze nalewano z lepszego sortu, a przynajmniej z oddzielnej butelczyny. Do czasu aż nie schlał się tak aby nie odróżniać smaku, oczywiście.

Reakcja barmana nie była zaskakująca, biorąc pod uwagę że gówniarz dorósł słuchając jego historii. Gobliński oficer był swego rodzaju idolem dla młodego zielonoskórego, i zatrudnił się w tym lokalu tylko i wyłącznie dlatego że ten tu często bywał. Co nie znaczy że musiał sobie czegokolwiek odmawiać, o nie. Z każdą wizytą Grettunka pomieszczenie było większe, bardziej pełne, a wybór trunków powiększony, co oznaczało że barman dobrze trafił z zatrudnieniem.

- Co ja kutwa będę lał Ci tego sikacza co reszcie... - Wymamrotał pod nosem, polewając cztery małe, okrąglutkie kubeczki świeżej nalewki, wyglądającej jak zwykły spirytus, poza tym że palił mniej niż zwykle, i smakował niezwykle świeżo. Wtem za bar weszła jedna z ludzkich niewolnic. Biała, z czarnymi, wyraźnie kontrastującymi z cerą włosami, piersiami wylewającymi się spod skąpego niewolniczego stroju, i cała ubrudzona czymś co wyglądało jak wymiociny średniej wielkości orka.
- Panie Razg? - Powiedziała bardzo cicho niewolnica, widać było że jest jeszcze nowa, gdyż w jej łzawych oczach nadal można było dostrzec wstyd.

- Kurwa mać ile razy mam Ci powtarzać że masz mi nie przerywać jak rozmawiam z klientem! Pierdolona suka! - Podbiegł do czarnowłosej i trzasnął ją otwartą dłonią w tyłek, powodując że ta upadła na kolana. - Idź się obmyć do cholery i wracaj do pracy! Głupia dziwka. - Podczas gdy brudna niewolnica zbierała się z kolan, szlochając lekko, i kierując się w stronę zaplecza, barman wrócił do baru, i zwrócił się w stronę Azgurda.

- Ano, psia mać, figlarnego to nie za bardzo. Nie dalej jak wczoraj przyszedł do nas jakiś bogaty kurwiszon z obstawą i zażądał pieniędzy. Za ochronę kurwa. Wyobrażasz sobie? Herzgod zaśmiał mu się w twarz, i kazał mu się odpieprzyć bo zaraz zrobi to za niego stołkiem. W skrócie najęliśmy sobie dwóch shar’udde, i teraz mamy własną ochronę. - Mówiąc to skinął głową w kierunku stolika przy drzwiach, gdzie dwóch masywnych orków w skórze i z toporkami opartymi o krzesła siedziało i popijało piwo. - To mi przypomniało, Herzgod mówił że jak przyjdziesz to mam Cię do niego skierować. Jest tam, w rogu. A płatne osiem zębów. - Powiedział, pokazując paluchem na stolik w głębi, gdzie trzech goblinów, dwóch dosyć szykownie ubranych, i jego stary kumpel z wojska grało w kości na pieniądze.

Re: Speluna Herzgoda.

4
Azgurd krótką jeno chwilę wzbraniał się przed przyjęciem normalnego napitku. Jeśli oczywiście wzbranianiem się można nazwać zbłąkaną myśl w głowie, mówiącą że przyszedł się tu przecież zeszmacić, nie degustować. Ta jednak szybko zastąpiona została radosnym nawoływaniem, że tym napojem szybciej się dorżnie i nie będzie musiał pięć razy lecieć się wykocić od nadmiaru płynów w pęcherzu. Zaś pojawienie się cuchnącej orczymi wnętrznościami dziewki dosłownie popchnęło jego rękę do kieliszka by schować w nim usta i choć odrobinę zasłonić nos. Może i całe pomieszczenie pachniało jak tyły latryny w koszarach ale nawet on miał pewne standardy na temat atmosfery. Zaś orcze rzygi zdecydowanie znajdowały się w rzeczach, z którymi wolałby użerać się tylko w robocie... a i to niechętnie.

Następny kieliszek poszedł w ruch gdy barman jął rozgadywać się o tutejszych gangach, haraczu i gdy służalczy i zdecydowanie nie dość wstawiony umysł goblina jął zastanawiać się czy Herzgod nie zataja przed nim jakiegoś źródła dochodu. Niewolnicy nie byli już tak powszechni jak za dni jego młodości, do tego dwóch drabów. Ceny niskie, duże wydatki możliwe, że sprzedaje... i gdzieś tutaj opary drugiej dawki alkoholu rozluźniły odpowiednie partie mózgu na tyle, że Grettunk był w stanie w spokoju powiedzieć sobie "Kogo to obchodzi?".

— Mówił to na trzeźwo czy bardzo był na mordzie podhajcowany? A zresztą... dzięki za wiadomość. Inaczej sam by na mnie się gdzieś tu zatoczył.

Następnie sięgnął do sakiewki i wyjął z niej osiem zębów. Położył je ostrożnie na ladzie bacząc by nie stoczyły się po nierównym blacie i nie wpadły w niepokojąco szerokie szpary między deskami w podłodze. Odsunął odrobinę swój stołek, wstał raźno i stwierdziwszy, że jeszcze się nie przewraca chwycił po kieliszku trunku w dłoń i ruszył we wskazaną mu stronę. W miarę jak szedł jednak tracił animusz i pewność ruchów. Możliwe, że był to po części alkohol... jednak sam goblin pewien był, iż główny sprawcą jego zwolnienia był widok dwóch strojnisiów przy stole z Herzgodem.

— A ten w co znowu się wpierniczył? -Mruknął sam do siebie podchodząc do starego znajomego.
Spoiler:

Re: Speluna Herzgoda.

5
Azgurd podszedł do Herzgoda, omijając uwijające się "kelnerki", i dobrze bawiących się goblinów. Dwa razy niemal wylał na siebie słodki trunek, lecz w końcu jakoś dotarł do stolika. Z bliska dostrzegł więcej szczegółów, takich jak to że tak naprawdę tylko podstarzały strojniś po lewej grał w kości z Herzgodem, zaś siedzący naprzeciw niego młodzik jedynie siedział na dupie i patrzył jak jego kompan przegrywa pieniądze. Herzgod zakręcił kubkiem, po czym z zamachem trzasnął nim w stół, ujawniając że trzy z pięciu kości miały na sobie sześć oczek, a pozostałe trójkę i dwójkę. Zadowolony okrzyk jego starego znajomego rozległ się po sali, gdy ten zgarnął paręnaście zębów leżących na środku stołu. Jego przeciwnik, mniej zadowolony z siebie, potoczył wzrokiem po lokalu. Napotykając Azgurda, zmarszczył brwi.

- A Ty tu kurwa czego? Po godzinach jestem, pożyczek nie daję. - Odezwał się zaczepnym głosem. Herzgod podążył za wzrokiem partnera do gry, a gdy zobaczył osobę stojącą nad stolikiem, oczy mu się rozjaśniły. Wyjął mu z rąk trunek i postawił na stole, a następnie szczerze uściskał oficera.

- Azgurd! Czemużeś wcześniej nie przyszedł? A zresztą, siadaj, zajebiście Cię znowu zobaczyć. Panowie, to mój stary znajomy z czasów gdy jeszcze byłem na usługach tego miasta, Azgurd Grettunk, oficer samej baronowej! - Po wypowiedzeniu tych na wpół tylko zrozumiałych słów, najbliższą okolicę wypełnił jego rubaszny śmiech, pokazujący jak bardzo był zadowolony z wizyty. Azgurd poczuł że wzrok kilku najbliższych stolików skupia się na nim, tym szóstym zmysłem właściwym tym, którzy za długo narażali swoje życie. Wtem starszy ze strojnisiów powstał, a młodzik, widząc to, pospiesznie podążył w ślady kompana.

- Ach, przepraszam za siebie, zbyt łatwo oceniam, pozwól że się przedstawię, jestem Gasper Erret, partner biznesowy Herzgoda, a to mój syn, Darren. Lubi pan grać w kości? -Głos nieznajomego złagodniał, wydawał się też wyrażać z większą rewerencją w używaniu wulgaryzmów. Ewidentnie był to ktoś jeśli nie wykształcony, to na pewno obyty w świecie. Herzgod prychnął pod nosem i, lekko zirytowany na twarzy, klepnął zadkiem na stołek, wołając niewolnicę żeby przyniosła kolejkę piwska.

Re: Speluna Herzgoda.

6
Po zignorowaniu zaczepki jednego ze strojnisiów obdarowując go jedynie tym wyrobionym przez lata słuchania narzekań wzrokiem mówiącym "A huj mnie to" goblin miał wątpliwą przyjemność oddania uścisku swemu staremu znajomego. Westchnął przy tym cicho i jakby z odrobiną bólu w głosie. Po części przez wzgląd na sam uścisk, po czyści przez rozstanie się ze swoimi kieliszkami... no i przede wszystkim przez rozwiązły jęzor gospodarza. Miejscowa sława w tej zatęchłej dziurze to jedno, ale naprawdę trudno było czasami nie ubolewać nad każdym wykrzyczanym przez tego ukochanego i zapijaczonego durnia "przedstawieniem" jego osoby. Zwłaszcza osobą z którymi naprawdę nie miał ochoty mieć do czynienia poza pracą. Koniec końców jednak... ten stary zgred był jego przyjacielem. Szybko więc delikatny grymas przerodził się w uśmiech gdy Azgurd oderwał się wreszcie od właściciela przybytku i stanął nos w nos z domniemanym Lichwiarzem.

— Kości? Grywam czasami. W dużej mierze zależy jednak o co toczy się gra... i z kim.

Tu spojrzał na Herzgoda, a potem na leżące na stole kostki. Zależy z kim, ale i z czym. Hazard, hazardem, ale ufał kościom tutaj tak bardzo jak elfowi w chędożonej dżungli. To jest wcale. Szpiczastouche kurwistrzały były mniej groźne od tego co mogły zrobić z jego planami na starość ważone klocki. No i jak się już ich złapało to można było na tym zarobić. Tutaj? Złapanie Herzgoda na oszukiwaniu nie było w interesie nikogo i niczego. No i tym razem przyszedł tu poprawić swój humor, nie jego. Tę robotę wspaniale odwalał strojniś ze swoim pomiotem.

— Osobiście preferuję usłyszenie dobrej opowiastki przy kuflu piwa... ale to pewnie moje spaczone gusta.

Parsknął następnie bliźniaczym do Herzgodowego śmiechem i klepnął na siedzisku obok starego żołdaka. Chwilę potem jego ręka sięgała po trzeci kieliszek, jednak zmarzła w połowie drogi. Mrowienie na karku nie ustępowało emerytowany piechur wiedział, że kuszenie losu to jedno... proszenie się o śmierć to drugie. Trafiały tu mendy z całej Baronii i po przywitaniu jego serdecznego przyjaciela zaczynał mieć wrażenie, że urżnięcie się przyjdzie mu ciężej niźli zakładał. Musiał więc znaleźć inne zajęcia dla zbicia czasu i strząśnięcia tej przeklętej uwagi. Możliwie nudnych.

— Więc? Szukałeś mnie ponoć. Tylko się stęskniłeś czy coś odpintoliłeś jak nie patrzyłem?

Zagadał swobodnie do staruszka. W końcu pofatygował się tutaj miast ululać się przy blacie z butelką w dłoni. Chciał znać powód do cholery. I jeśli nie był nim alkohol to lepiej niech ten powód będzie dobry. Nie żeby był jakiś lepszy od darmowej kolejki.
Spoiler:

Re: Speluna Herzgoda.

7
- Hm. I ja nie wzgardzę dobrą opowieścią. No, ale na nas już pora, zbieraj się synek. Nie chciałbym przeszkadzać starym przyjaciołom. - Powiedział szykowny jegomość, wstając i zabierając kości ze stołu. Poprawił poły płaszcza i otrzepał dupę, jakby się bał że pobrudził sobie czymś spodnie. Nie było czego się bać, ale po prostu należało ten fakt zaakceptować i spalić ów element odzienia. Albo kupować brązowe spodnie.

- Gdyby kiedyś potrzebował pan pomocy finansowej, niech moje imię zostanie w pamięci. Adres poda panu Herzgod. Miłego wieczoru! - Kroki obu goblinów szybko zginęły w zgiełku tawerny, który trwał, nieznacznie tylko zmącony obwieszczeniem starego kompana Azgurda.

Herzgod, machnąwszy na pożegnanie lichwiarzowi, zaczął pakować monety do mieszka. Gdy usłyszał zadane mu pytanie, spojrzał na Azgurda ze zdziwieniem, marszcząc brwi. Zanim jednak jego usta zdążyły się w pełni otworzyć, olśnienie jakby spłynęło na jego twarz.

- Kuurwa, mówię Ci, ta młodzież to ma pamięć! - Zarechotał pod nosem, nadzwyczaj ubawiony jakąś niejasną dla oficera rzeczą. Poklepał się po kolanie, jak gdyby dla pokazania jak śmieszna była zaistniała sytuacja, po czym zaczął wyjaśniać.

- Nie dalej jak dwa miesiące temu, jak wyjeżdżałeś, powiedziałem dla młodego: "Jak wróci, masz od razu go do mnie wysłać.". Kurwistrzał zapamiętał, a nawet ja zapomniałem! - Kolejna salwa ochrypłego śmiechu potoczyła się po spelunie, częściowo zagłuszając zgiełk goblińskich gardeł i pisków niewolnic wokół. Wtem jedna z niewolnic, półelfka, sądząc z wyglądu, postawiła na blacie cztery wielkie kufle, pełne pieniącego się piwska, i to nie rozcieńczonego, co było rzadkością w tym miejscu. No ale w końcu Herzgod był właścicielem, więc samego siebie nie miał co orzynać na trunkach.

- No, ale żeby nie było że przebyłeś taką długą drogę od baru tutaj na próżno, to składam Ci propozycję nie do odrzucenia. - Powiedział Herzgod, poważniejąc nagle, i zbliżając swoją pomarszczoną, starą twarz do twarzy przyjaciela. Odchrząknął, spojrzał mu w oczy, i rzekł, głosem zupełnie wypranym z emocji.

- Napierdolmy się tak, jakby nie było jutra.

Re: Speluna Herzgoda.

8
Goblin mruknął coś na pożegnanie dwóch strojnisi po czym gdy ci zabrali swoje cztery liter odwrócił się do Herzgoda i przewrócił oczyma. Czyli jednak lichwa. Pamiętał jak jeden taki oferował mu pomoc gdy swego czasu po trudnościach w związku wszystko leciało mu z łap. I jeśli dobrze pamiętał skończył przez to na ulicy. Niby potem podjął swoją najlepszą życiową decyzję - wstąpił do armii. Lecz z drugiej strony... wstąpił do armii. Zadziwiające jak niektóre rzeczy bywają błogosławieństwem i przekleństwem zarazem. Ciekawe jak wysoki procent dałoby się wycisnąć w tym fachu...

— Dwa pierdolone miesiące temu i ani jednego "A gdzie mój kochany Azgurd" od tego czasu? Srasz mi na serce przyjacielu. — rzucił z przekąsem po czym sięgnął po trzeci kieliszek

Tutaj jednak ponownie przeznaczenie postanowiło przeszkodzić mu w konsumpcji gdy Herzgod przybrał zadziwiająco dostojną i poważną twarz. O ile stary ochlajmorda mógł wykrzesać z siebie choć skrę dostojeństwa. Przez krótką chwilę lewa dłoń goblina drgnęła w stronę pasa wiedziona latami utarczek, pułapek, zasadzek i katastrof, które zaczynały się od zwykłego żula przyjmującego poważny wyraz twarzy. Gdy jednak propozycja została mu przedstawiona niemal zakrztusił się własną śliną, parsknął i chwytając wreszcie kieliszek wzniósł go ponad swoją łysinę skrzecząc radośnie.

— I taką ofertę rozumiem

Zabawę było czas zacząć.
Spoiler:

Re: Speluna Herzgoda.

9
Zabawa rzeczywiście się zaczęła. Jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, po wypiciu kielicha i połowy pierwszego z wielu piw jakie miały przejść przez jego organizm tej nocy, mrowienie na karku zniknęło, pozwalając Azgurdowi w spokoju oddać się libacji. Oczywiście, zapewnienie jego przyjaciela że za wszystko płaci pomogło jeszcze bardziej. W końcu nie ma goblina, który przepuściłby okazję na darmowy alkohol. Wśród picia, wciągania, palenia i oglądania orientalnych dziewek miło mijał mu czas. Wokół rozbrzmiewały śmiechy, rechoty i żarciki, aż w końcu nadszedł ten magiczny czas, gdy większość karczmy była tak najebana, że wszystkie niesnaski odchodziły w niepamięć, a każdego pijanego zielonoskórego łączyła więź wspólnoty. Wtem, jeden dziarski goblin wspiął się na stół, strącił stopami parę pustych drewnianych kufli, i zaczął śpiewać gromkim głosem pieśń, której słowa brzmiały w sercu każdego obecnego w lokalu pijaka. Toteż naraz dołączały do niego ochrypłe głosy, jeden po drugim, aż w końcu cała karczma ryczała:
Hej! Hej! Bracia pustynni, co ukryci wśród oazy,
Polej wody, polej wódy, gorzałki dawaj bez skazy!
Dawaj mięsa, daj daktyli, nie szczędź nam kurwa niczego,
W imię Krinn, dla niej to, najebiem się do upadłego!
I gdy pokotem będziem leżeć, jak kurwa trupy po wojnie,
Najebani bez pardonu, ale chociaż bogobojnie!
I choć będziemy rzygać, i choć jutro będzie kac,
To dzisiaj się bawimy, dziś chleje każdy z nas!
Głosy pijanych goblinów niosły się nocą nad śpiącym miastem, śpiewając kolejne, coraz to bardziej wulgarne i sprośne wersje tej popularnej piosenki, zupełnie jakby ci co ją stworzyli, byli coraz bardziej pod wpływem nieznanych substancji, im dalej dążyli w wymyślaniu słów i rymów. Wśród ryków, śmiechów i padających jak muchy od nadużycia alkoholu goblinów, wydawałoby się, że tylko Razg zauważył jakiegoś posłańca, który chyłkiem wszedłszy do speluny, powiódł oczami po pijanym tłumie i zrezygnowany zostawił barmanowi świstek papieru, po czym wychlał kufel piwa, i wyszedł.
*** Azgurd przebudził się, w ustach mając niebywałą suchość. Leżał na miękkim materacu, chyba wypełnionym pierzem. Otworzył oczy. Nad sobą, w ciemności, zobaczył belki sufitowe, a na ramieniu poczuł jakiś ciepły ciężar. Odwracając głowę w stronę owego ewenementu, jego czaszkę przeszył ból, jakiego w życiu doświadczył ledwie parę razy, za każdym na polu bitwy. Jeśli zwykły kac w skali byłby 3/10, to to zdecydowanie była 9. Ciężarem na ramieniu okazała się głowa nagiej, ciemnoskórej piękności, jednej z niewolnic Herzgoda, którą widział tańczącą niedaleko jego stolika. Grettunk był pewien trzech rzeczy, gardło wyschło mu na wiór, wspomnienia wczorajszej nocy sięgały jedynie gdzieś do połowy imprezy, a każdą próbę wstania okupi parokrotnym wzmocnieniem bólu głowy. Chociaż był pewien, że miał o coś zapytać Razga, tylko nie potrafił sobie przypomnieć o co.

Re: Speluna Herzgoda.

10
Goblin obudził się czując w ustach rozczarowujący brak wyśnionej kwiecistej łąki. Zamiast tego zdawały się ona zanurzone w piaskach wschodnich pustyni oraz pełne żywej i żerującej szarańczy. Próbował przekląć lecz jedyne dźwięki jakie uciekły z jego ust opisać można było jako charczenie konającego. Łeb mu pękał, kończyny była jakieś niemrawe, a i mógł przysiąc, że stracił w trakcie snu węch. Gdy jednak jego stary, żołnierski czerep uporał się z mroczkami zaś ciało zdołało zmusić galaretowate mięśnie do ruchu kolejna niespodzianka powitała skacowanego goblina. Ciężka, ciemna jak kupa wielbłądziego łajna i pachnąca najpewniej równie powabnie. Na trzeźwo pierdoliłby coś pewnie o hebanie i połysku, ale czując się jak gówno i widząc dziewkę w nie lepszym stanie jedyne co szło mu na język to kolejne przekleństwa. I cholernie nieprzyjemne wspomnienia z młodości. Na końcu bezceremonialnie zepchnął twarz niewolnicy ze swojego ramienia znajdując przypadkiem punkt zaczepienia w jej nosie. Gdy zaś jej głowa i przepocone włosy zjechały z jego ciała podjął się jednej z najtrudniejszej misji jakie spotkać mogły goblina. Oporządzenia się gdy niebo chce ci spaść na głowę po upojnej nocce.

Trudno wysłowić mękę i poświęcenie z jakim Azgurd zbierał swoją odzież i dobytek. Czołgając się przez pobojowisko alkoholu i rozpusty. Liczba potknięć o spocone ciała i własne nogi, upadków na podłogę i straszliwych zdrad w postaci chociażby takiej bielizny Grettunka założonej na czyjąś głowie starzałyby na goblinią epopeję narodową. Na końcu spróbował zaś się wyprostować... i wtedy rozpoczeło się prawdziwe piekło. Chwilami myślał, że ktoś wbił mu topór w potylicę, kwestionował własne istnienie, zaczynał nawet podważać sens picia alkoholu jako takiego. Ostatecznie jednak wytrwał. Obity, pokonany i poniżony... lecz niezłamany rozpoczął wędrówkę w stronę jedynej oazy na owej pustyni kaca i konających ciał. Ostatniego wodopoju. Baru. Coś mu we łbie kołatało, że miał o coś zapytać, ale ilekroć myślał o Razgu słyszał rozpaczliwy głos w odmętach swojego umysłu krzyczący...

— ...dy... woo... dy

Szeptał ochrypłym głosem zataczając się w stronę lady i próbując nie nadepnąć na niczyją głowę. Tempo owej wędrówki trudno było nazwać nawet skradaniem się, raczej dreptaniem paralityka. Parł jednak naprzód za ostateczny cel biorąc sobie położenie się na barze i czekanie, aż źródlana wróżka w meloniku uzdrowi jego konające gardło i umysł.
Spoiler:

Re: Speluna Herzgoda.

11
Porozrzucane wokół części garderoby powoli znalazły swojego właściciela. Niektóre znalezione w przeróżnych, nawet najdziwniejszych miejscach, inne ładnie złożone na podłodze czy stolikach. Na oko na ziemi znajdowała się może z jedna czwarta kilenteli, która była tutaj poprzedniej nocy, reszta musiała wyjść zanim na dobre zaczęło się tu wyprawiać... cokolwiek się tu wyprawiło.

Speluną rządziła cisza, i całe szczęście, bo każdy, nawet najmniejszy dźwięk brzmiał jak młot uderzający w kowadło jego jestestwa.

Za oknami dalej było ciemno, choć w oddali można było dostrzec pierwsze promyki świtu. I dobrze że było ciemno, inaczej biedny goblin zataczałby się z zamkniętymi oczami, na ślepo szukając swoich rzeczy z powodu światłowstrętu.

Wreszcie jego oczy zlokalizowały wybawcę. Razg, z typowym sobie profesjonalizmem, stał za barem i polerował szklanicę za szklanicą. Niczym śmierć, która pod koniec wszystkiego miała posprzątać, i ustawić scenę, tak i barman sprzątał po dobrej zabawie jaka miała tu miejsce, niezmiennie, niewzruszenie. Widząc zbliżającego się oficera, goblin zacmokał, po czym poprawił melonik, i wyjął dwa kubki spod baru. Jeden malutki, wypełniony jakimś gęstym, maziowym płynem, a drugi wielkości kufla, pełen źródlanej wody pachnącej miętą.

- Najpierw mały, potem szybko popij wodą, stary przepis babuni. - Szepnął barman, mrugając do zbliżającego się goblina, po czym, widząc że starania Azgurda zaczęły budzić pozostałych, wziął wielki dzban pełen wody i liści mięty, i zaczął nalewać do szklanek, jednocześnie stawiając na barze plakietkę głoszącą, że woda kosztuje dwa zęby. Zdzierstwo? Może. Ale czy ktoś z obecnych mógł sobie pozwolić na odmowę?

Re: Speluna Herzgoda.

12
Dotarcie do baru wprawiło Azgurda w stan istnej euforii. Zapach mięty, widok melonika i perspektywa zmoczenia ust, nie zaś portek łechtała jego umysł równie jeśli nie bardziej niż wczorajsza czy też dzisiejsza libacja. Nie patyczkując się w prawienie niepotrzebnych pochwał i lizanie tyłka barmanowi o zniżkę, wycharczał:

- Ja... cię chyba kurwa... kocham.

Po czym wyciągnął swą łapę po mniejszy z kielichów zwodzony przez umysł, iż ma przed sobą darmowego drinka. Nawet podstępny jęzor z początku nie sygnalizował niczego podejrzanego... by następnie uderzyć zwiędłe kubki smakowe goblina z siłą dość dużą by nawet jego wyćwiczona żołnierska morda zgięła się w spazmie męki. Resztką swego skacowanego instynktu przetrwania sięgnął gwałtownie po drugie kielich niemal wbijając go sobie w efekcie w nos i usta. Połowa życiodajnej cieczy polała się na blat. Czy to rozlana czy wycharczana przez Azgurda z resztkami mazi ostałymi mu w ustach. Jednak wraz z owymi okazjami otarcia się o śmierć w postaci otrucia i utopienia umysł Grettunka rozjaśnił się na tyle by począć przypominać sobie o swoim istnieniu i funkcji. Pamiętaniu. Niemrawo sięgnął do mieszka by wyłuskać z niego dwie monety i strząsnąć je ze spoconej dłoni na blat. Dwie... a przynajmniej tak mu się wydawało. Momentami widział cztery. Ufał jednak swym uszom gdy dwa brzdęknięcia metalu o blat rozgrzmiały w jego czerepie niczym dzwony. Skrzywił się więc na powrót i zamilkł w usilnej próbie oczyszczenia umysłu.

Medytacja. Cholernie trudna i przydatna sztuka, której nigdy nie zawracał sobie dupy by opanować. Teraz żałował gdy z żołnierską precyzją odkopywał resztki wczorajszych wspomnień w celu pozbycia się owego natrętnego uczucia wibrującego mu we łbie od wybudzenia. Co to było... Widział pełne kielichy, wykrzywione twarze, tańczącego nago starego goblina... na pewno nic z tego. Potem przypomniał sobie jak krzyczał coś o ukoronowaniu kogoś swoimi portkami. Hmmm. Nie. To był materiał na anegdotę. Z każdą kolejną myślą kolejne grymasy wtaczały mu się na twarz. Oznaki rozbawienia, irytacji, bólu i zmęczenia... wszystko jak na tacy. W końcu twarz Grettunka zastygła w lekko figlarny uśmieszku na wspomnienia czarnoskórej dziewki w objęciach której się obudził. Miło było spotkać człeka oddanego Baronii duszą i ciałem. To zawsze poprawiało humor. A czy oddany był dobrowolnie czy nie... lizał to pies. Jednak i to nie okazało się być myślą której szukał. Pozostawało jedno. Pytać.

- Razguniu... ja i ty... coś u ciebie... masz... miałem? Miałem coś... zrobić?– wybełkotał nie wiedząc na dobrą sprawę o co pyta.
Spoiler:

Re: Speluna Herzgoda.

13
Życiodajny napój, mimo że w praktyce tylko woda z miętą, smakował Azgurdowi jak prawdziwy pokarm bogów. Zaś wykręcająca mordę mikstura, mimo że stanowiła połączenie najgorszych smaków znanych Azgurdowi, sprawiła że jego umysł troszeczkę oprzytomniał, i niektóre fragmenty z poprzedniej nocy powoli zaczynały wracać. Niektóre zabawne, niektóre smutne, a na wspomnienie innych chciał tylko zapaść się pod ziemię z zażenowania.

To że jego umysł był na powrót mniej więcej sprawny, nie znaczyło jednak że kac minął, o nie. Ten podstępny gad zadomowił się na dobre w głowie goblina, i walił wielkim młotem o ściany jego czaszki z taką mocą, że oficer chciał momentami tylko położyć się i umrzeć. Starość nie radość, jak to głosi stare powiedzonko.

Inne gobliny, zebrane już przy blacie, całkowicie zajęły uwagę Razga, który pilnował aby interes się kręcił, nawet jeśli nie na sprzedaży alkoholu. Co ciekawe, Herzgoda nigdzie nie było widać. Może wyszedł wcześniej, a może spał w małej izdebce na tyłach? Oficer nie miał pojęcia. W chwili gdy goblin w meloniku usłyszał zadane mu pytanie, zmarszczył brwi, jakby nie wiedział o co pyta Azgurd, po czym na jego twarzy zawitało olśnienie. Sięgnął pod bar, i rzucił szybko w stronę goblina kwadratową kopertę, po czym wrócił do serwowania wody, wzruszywszy ramionami.

Papier koperty był prosty, niezdobiony, zaś koperta nosiła tylko trzy słowa: "Azgurd Grettunk, Pilne!" Gdy zaś ją odwrócił, pierwsze światło świtu nieśmiało wchodzące przez okiennice oświetliło pieczęć Baronowej Varulae.

Re: Speluna Herzgoda.

14
Moment powolnego dochodzenia do siebie i względnego relaksu przy barze przerwało goblinowi wschodzące słońce padające na jego przekrwione oczy, skrzywioną twarz i list. Same słowa nie miały na oficerze wielkiego efektu. Dopiero gdy niezgrabnie obrócił papierek w dłoniach i w oczach błysnęła mu pieczęć Baronowej Azgurd zwrócił swą twarz w stronę okiennicy. Słońce wschodziło nad chaotyczną zabudową miasta goblinów. Budziło żebraków w ciasnych uliczkach, zapędzało robotników do pracy, a służbę do szykowania majątku pod wybudzenie się magnatów. Rozgrzewało skostniałe połacie prerii wyparowywało wilgoć z dżungli. Rozpoczynał się nowy dzień, nowe wyzwania, dla niektórych istot nawet nowe życie. W obliczu zaś tego cudu rozbudzenia i daru nowej energii dla świata Grettunk zdobył się na jedno, głębokie, ociekające filozoficznym wręcz zamyśleniem i głębią tysięcy beczek słowo.

- Kurwa.


List trafił w jego dłonie w możliwie najgorszym momencie. Doprawdy co za debil doradzał Baronowej by ciągle zawracała mu dupę? Po chwili rozważania musiał powstrzymać się od wyrżnięcia głową w blat gdy jego skacowane szare komórki przypomniały mu, że to on jest owym debilem. Grettunk zacisnął jednak zęby i jął dłubać paznokciem przy pieczęci próbując ją złamać. Patriotyzm wymagał poświęcenia. Czasami była to chwalebna śmierć na polu bitwy... czasami odbieranie rozkazów na kacu i pięć minut po zdjęciu gaci z czyjejś głowy. Z dwojga złego wolał to drugie. Na dodatek okaleczony umysł goblina zaczynał poganiać go tekstami pokroju „to pewno nic ważnego”, „po pijaku nie takie rzeczy robiliśmy” i „he he he... list... ładny... kochana Baronowa”. W międzyczasie goblin stoczył się z blatu i zataczając się jął leźć w stronę okna. Czytanie wymagało światła. Tyle wiedział. Szkoda, że nie wziął poprawki na stan swojej głowy...
Spoiler:

Re: Speluna Herzgoda.

15
"Azgurd Grettunk zapraszany jest na osobistą audiencję u Czcigodnej Dayanary, wybranki Krinn i Baronowej Varulae. Audiencja odbędzie się godzinę po świcie, dnia następnego po powrocie Pana Azgurda Grettunka do miasta. Audiencja jest tajna, toteż dyskrecja jest wskazana.

Podpisano: Erekd Ru'gg, sekretarz Baronowej Varulae."


Wielce wysublimowanym, jak na goblinów, oficjalnym pismem została napisana ta krótka notka, będąca żywym przedstawieniem tego, że służba nie czeka na nikogo. Nawet na tak wysokiego w hierarchii goblina, jakim był Azgurd Grettunk. Droga do pałacu zajmie mu około pół godziny, może krócej, jeśli znajdzie na ulicy jednego z tych młodych goblinów z wózkami, którzy przewożą ludzi za opłatą. Tłum na wpół pijanych, a na wpół skacowanych goblinów zaczął powoli opuszczać lokal, za wyjątkiem paru starych wyjadaczy, którzy wiedzieli że najlepszym lekarstwem na kaca jest ciągły stan nietrzeźwości.

Razg bez słowa schował źródlaną wodę, zaserwował parę drinków i zaczął znowu przecierać szklanki, najwyraźniej zamyślony, a może zmartwiony? Kto to wie, jakie problemy mógł mieć młody, i jak na ludzi w jego profesji, dziany goblin. Tak czy owak, Azgurda czekała niezbyt przyjemna audiencja na kacu z krzykliwą i połyskującą złotem baronową. Żyć, kurwa nie umierać.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Varulae”