Re: Karczma „Pod rżniętą suką”

16
Jak można było się domyślić kolejne pozytywne komunikaty Knara odbijały się echem od kobiety, która skutecznie zagłuszała je w sobie i przeinaczała je na swój specyficzny sposób. Kolejny już raz spróbowała pokonać kolejne granice absurdu, pnąc się na wyżyny w byciu nieokiełznaną prostaczką i niewyedukowanym brutalem. Jej sugestywny język i agresywne gesty nie dawały złudzeń, że kobieta z pewnością szuka okazji do wypróbowania swoich umiejętności w walce. Było to dla niej w tej chwili bez wątpienia rzeczą nadrzędną, bo dogadanie się z pannicą mogło graniczyć z cudem, a jedynym argumentem jaki by do niej przemówił byłaby pięść. Knar jednak nie zamierzał wykazywać się brawurą i zgrywać wobec niej samca alfa, który bez trudu poskromiłby tę nieposłuszną ladacznice. Nie przeceniał się, a nawet pesymistycznie spoglądał na swoją drobną posturę, zdając sobie sprawę, że pojedynku raczej nie mógłby wygrać. Sukces w walce można odnieść na wiele sposobów, jednak jedyny jaki w tej chwili mógłby wykorzystać, zapewniający mu szybkie zwycięstwo, odpadał. Podejrzliwe oczy Kazuq nie umożliwiały mu wykonać ataku z zaskoczenia, mógł teraz jedynie czekać na rozwój sytuacji i wykazać się nieprzeciętną inteligencją. Przynajmniej byłoby to najrozsądniejsze rozwiązanie, aczkolwiek duma i niebanalne wzburzenie goblina nie przyzwalały mu z niego skorzystać. Tak jak kobieta zmieniała swój humor z sekundy na sekundę, tak i Knar nie mógł pozostać z tyłu. Jego strach powoli przeobrażał się w irytacje i zniesmaczenie. Wciąż te same bodźce i sygnały wysyłane przez kobietę przestawały robić na nim wrażenia, a zaczęły budzić niezrozumienie i bezradność. Nie mógł pogodzić się z tym, że osoba tak bardzo utalentowana fizycznie może być tak bardzo ułomna i niewydatna psychicznie. Nawet logika kobiet z przeróżnych szowinistycznych dowcipów jest nie do porównania z tą, którą reprezentowała Kazuq. Jedyne co miał ochotę zrobić to wyjść i trzasnąć drzwiami, jednak problem z jakim tu przyszedł nie pozwalał mu tego teraz uczynić.

- Najpierw kurwa poszukaj swojego, bo ci jebany chyba gdzieś spierdolił – odpowiedział jej mocno zirytowany. – Księżniczka się kurwa znalazła, myślała, że na romantyczną kolacyje książę zaprasza. Nie kpij sobie ze mnie i spójrz w lustro. Z takim ryjem to się co najwyżej do cyrku nadajesz. – Wyszczerzył wszystkie zęby w niezgrabnym uśmiechu. – Bądź tu kurwa miły i co? I gówno, bo i tak będziesz miała jakieś pierdolone wąty! – Odetchnął głośno próbując się uspokoić. Od razu zrobiło mu się nieco lepiej na sercu, a wypowiedziane słowa prawdy smakowały słodko niczym miód. Knar czuł się dumny, wręcz spełniony, że zgwałcił logikę kobiety w tylko kilku krótkich zdaniach. Niczym zwycięstwo nad znienawidzonym wrogiem, który pewny swej potęgi całkowicie zlekceważył zagrożenie. Złe towarzystwo nauczyło go kiedyś używać języka również do wypuszczania jadowitych słów, które jak woda drążą dziurę w skale. Był nawet gotów ponieść karę za wypowiedzianą opinie, aby tylko nie okazać jej słabości. Był świadomy, że tej autorytarnej kobiecie się to nie spodoba, a bunt spróbuje spacyfikować najbardziej dotkliwymi sposobami.

-Aaaa, jeśli cenisz sobie swoje życie i cnotę to lepiej uważaj. Dotknij mnie, a dotkną cię moi znajomi, a nie są to płotki jak organizacja. Wytropią cię szybciej niż ty zdołałaś wytropić mnie. W Karlgardzie pracują naprawdę szczwane lisy. Nawet nie zdziwiłbym się, jakby – wykonał niewielki gest ku drzwiom – stali za drzwiami i przysłuchiwali się naszej, jakże zabawnej rozmowie. – Po tym spojrzał jej głęboko w oczy z kamienną twarzą, aby nawet przez chwile nie zwątpiła w jego słowa. Poza tym sam Knar nie był do końca pewien, czy to tylko blef, nigdy nie wiadomo na co stać zawodowców. – Nie ostrzegam cię, bo się o ciebie martwię, ale jedynie z obawy, że mogłem cię za bardzo zranić moimi niesympatycznymi uwagami. Poza tym nie chce, aby ucierpiały na tym nasze wspólne interesy.

Re: Karczma „Pod rżniętą suką”

17
Kazuq zatrzymała się wpół kroku, słysząc tą jakże barwną, przepełnioną emocjami, pełną wybuchów wypowiedź goblina. Niemałe zaskoczenie pojawiło się na jej brzydkiej twarzy, dając Knarowi możliwość dokończenia swoich słów, ostrych niczym pieprz. Najwyraźniej nie spodziewała się sprzeciwu ze swojej strony. Być może dziewczyna chciała nastraszyć chemika, bawiąc się nim. Nawet jeśli, niespecjalnie jej się to udało, gdyż chłopak wyrzucił z siebie istny potok, dając upust emocjom. Przekleństwo sypało się za przekleństwem, co nie było nawet tak bardzo zaskakujące, szczególnie, że gobliny miały w swoim zwyczaju bardzo dużo przeklinać, na dodatek tak barwnie, że najwięksi ludzcy czy elfi pijacy nie mogli się tym poszczycić. Dlatego też to nie klnący Knar zaskoczył Kazuq, ale ten butny i w gruncie rzeczy głupi Knar, który postanowił wyładować swoją złość na biednej kobiecie.

I nie byłoby w tym nic złego, ba, dziewczyna była gotowa uszanować goblina, za to, że jednak nie był takim siusiumajtkiem i tchórzem, ale powiedział on coś, co ją mocno zdenerwowało. Chyba żadna kobieta nie lubi komentarzy o tym, że jest brzydka, na dodatek wyplutych prosto w jej twarz. Nawet tak brzydką jak jej. Żadna. A szczególnie taka szalona, nieobliczalna i agresywna kobieta jak ona. Naturalnym było więc, że wściekła się nie na żarty. Zrobiła się purpurowa, co śmiesznie zlewało się z jej kolorem skóry - dwa kolory zlały się pomarńczowopodobny odcien, dając zabawną kombinację. W pierwszej sekundzie wyciągnęła ostrze, z takim wzrokiem, co do którego Knar mógł być pewny, że tym razem to nie czcze groźby. Ona teraz naprawdę mogła coś mu zrobić. Zaraz jednak szaleństwo ustąpiło zimnej furii i opanowania. Ogień zamienił się w lód, a Kazuq schowała broń, po czym zacisnęła pięści i rzuciła się na goblina, siłą rozpędu popychając go na drzwi i zadając pierwszy cios zamkniętą dłonią w twarz. Głowa Knara odskoczyła do tyłu, uderzając potylicą w drewno, podczas gdy ręka Kazuq właśnie rozkwaszała mu nos. Przed tym atakiem nie mógł się obronić - kobieta była za szybka, a na jej korzyść działała siła rozpędu. Knar mógł jednak się obronić, o ile szybko wymyśli sposób, jak to zrobić.

- Jak myślisz, dlaczego wyglądam, jak wyglądam? Kto mi to zrobił, hę? - szepnęła niebezpiecznie zimnym i cichym głosem. - Pewien chemik dał mi i mojej drużynie coś, co nie podziałało dobrze i wybuchło mojemu kompanowi w dłoniach. Zabiło czterech dobrych ludzi. Mnie tylko liznęło. A wszystko przez ciebie! - wrzasnęła na sam koniec goblinowi prosto w twarz ze łzami w oczach. Pięść uniosła się ponownie, gotowa do ciosu. - To ty zrobiłeś ze mnie brzydkiego potwora. To ty zamordowałeś moich ludzi. To przez ciebie patrzylam, jak ich ręce i nogi latają we wszystkie strony, a moja twarz, moje gardło płonie.

Re: Karczma „Pod rżniętą suką”

18
Na widok chłodnego opanowania kobiety i jej lodowatego spojrzenia, goblin zesztywniał ze strachu i przez chwilę zastanawiał się co kobieta zamierza uczynić. Powiedział nieco za dużo, nie wiedząc jak wielką ranę otworzył w sercu kobiety. Ona też nie miała usłanej kwiatkami przeszłości, a jej wygląd chyba najlepiej o tym świadczył. Długo jednak nie mógł nad tym rozmyślać, gdyż Kazuq jak strzała wystrzeliła w jego stronę, aby przybić go bezceremonialnie do ściany. Ten niekonwencjonalny atak uprzytomnił mu wreszcie jego beznadziejną sytuacje, a napływ adrenaliny po rozbiciu nosa obudził go z osłupienia.

Knar z trudem trzymał się na nogach, opierając swoje obolałe ciało o drzwi. Czuł, jakby cały się palił, a potworne pieczenie nie chciało nawet na chwilę opuścić Knara. Zmysły, choć znacznie przytłumione, dawały mu klarowny obraz co przez tę parę sekund się stało. Odruchowo zasłonił twarz przed kolejnymi uderzeniami, jednak nawet przez chwilę nie przeszło mu przez myśl, aby zaatakować agresywną dziewczynę. Nie miał powodu, aby ją krzywdzić, jednak w obronie mogło się to w bliskiej przyszłości okazać konieczne. Jej słowa docierały do niego z małym opóźnieniem, nie rozumiał zbytnio co do niego mówi. Nie wiedział, czy to przez obrażenia jakie doznał, czy może przez kolejne absurdalne dla niego informacje. Nie chciał wierzyć w to, o czym kobieta mu opowiadała, jednak nie było żadnego racjonalnego uzasadnienia, dla kłamstwa w takiej sytuacji. Mówiła prawdę, jednak Knar nie chciał dowiedzieć się o niej w ten sposób. Romantyczna kolacja przy świecach byłaby znacznie lepszym miejscem na jego przeprosiny i wyrazy współczucia.

-Czekaj- odsapnął niedbale - że ja? Ja ci to zrobiłem? - pytanie brzmiało bardziej jak stwierdzenie, może dlatego, że drobny goblin z trudem łapał powietrze. - Nie rozumiem...szef mówił, że ratuje naszym życie. - głos łamał się, jakby chyba przestawał wierzyć w to co sam mówi. - Chwalił, gratulował, komplementował... mówił, że wszystko działa jak powinno. - W kącikach jego oczu pojawiały się już pierwsze oznaki żalu i prawdziwego smutku. Pojedyncze łzy spływały po policzku, zlewając się z krwią z nosa, kapały z podbródka. - Ja przepraszam, nie wiedziałem... chciałem dobrze... - Garda trochę osłabła, a goblin powoli zjeżdżał plecami po drzwiach, lądując w rezultacie tyłkiem na podłodze. Jego wola walki całkowicie uleciała, jakby razem z nią uleciała także dusza, a ciało zostało samo całkowicie bez życia.

Re: Karczma „Pod rżniętą suką”

19
Knar nie był w takim stanie się, aby ledwo trzymać sie na nogach. Co prawda nos juz bolał, pierwsze krople krwi skapywały mu z niego ma brodę, a i w glowie mu się lekko kręciło, ale aż tak źle nie było. Tylko ten nos mu coś pęczniał i pulsował. W każdym razie, Kazuq wykrzyczała mu w twarz całą swoją złość, dała upust wrednym emocjom, wspomnieniom trzymanym głęboko w duszy. Teraz wszystko było wiadome. Goblinka najwyraźniej nie zawsze była tak szalona, nie zawsze była tak rozchwiana i niebezpieczna. Nie zawsze chaos gościł w jej duszy. Oczywiście bezpośrednio Knar się do tego nie przyczynił, ale sam fakt, ze stworzył coś, co nie działało dobrze, że zraniło kogoś... choć przecież po to on tworzył, tylko ofiary były po drugiej stronie - w końcu ich organizacja wykorzystywała wszelkie substancje i wynalazki goblina do ranienia niewinnych osób. Jednak tego chemik nie pamiętał, to aż tak nie ciążyło mu na duszy, jak smutny los Kazuq. Być może, gdyby to ofiara jego pracodawców rzuciłaby się na niego miast gobliniej najemniczki... Knar przecież wiedzial, że to, co on wytwarza, rani. A jednak załamał się i osunął na podłogę, wyzuty z wszelkich uczuć prócz smutku. A Kazuq odsunęła się o krok i spojrzała z góry na biednego goblina, z zimnem, które wręcz parzyło jego duszę. Zniknął gdzieś jej ognisty temperament, który mimo wszystko w jakiś sposób dał się przewidywać. To nie dzika furia, a lodowata wściekłość, obojętność jest najbardziej przerażająca. Bo w furii człowiek czy goblin nie panuje nad sobą, a gdy wzrok jest chłodny i opanowany, wtedy wiadomo, że wszystko, co zaraz napastnik uczyni, będzie zrobione z premedytacją. Ten rodzaj szaleństwa jest piękny i straszny zarazem. Bo wtedy uczucia zastępuje kalkulacja i obojętność. A brak uczuć... przeraża.

- Skąd mogłeś wiedzieć? Nie znałeś mnie wtedy. Robiłeś tylko te swoje bomby, a ja je wykorzystywałam - szepnęła zaskakująco miękkim głosem, jakby chciała utulic do snu dziecko płaczące z powodu koszmaru. - Ale czy to coś zmienia? Twoje ustrojstwo wybuchło memu towarzyszowi prosto w dłoniach, a wraz z nim na kawałki rozszarpało jego... moich kolegów. Stałam nieco dalej, więc ja tylko się zapaliłam. A teraz wyobraź sobie, że podobno kara dosięga kazdego złoczyńcę. Ktos mi kiedyś powiedział - zniżyła swój głos niebezpiecznie, wyciągając jednak sztylet zza pasa. - oko za oko, ząb za ząb... może zaczniemy od uszu?

Kazuq nie cackała się już więcej, tylko zamachnęła na biednego Knara, a dokładniej na jego prawe ucho. Goblin musiał szybko coś zrobić, chyba że chce zostać pocwiartowanym w odwecie za nabawioną psychiczną chorobę oraz parę blizn od poparzeń i przy okazji paru martwych goblinów...

Re: Karczma „Pod rżniętą suką”

20
Kolejne chwilę mijały, a kobieta nadal słownie pastwiła się nad drobnym, słabym mężczyzną. Siedzący przy drzwiach i nie radzący sobie z własnymi emocjami goblin nie miał ochoty walczyć. Był w stanie poświęcić połamane kości i kupę siniaków, aby może odrobinę odpokutować za swoją przeszłość. Wstydził się swoich młodzieńczych lat , bo był to bez wątpienia okres jego słabości, kiedy dawał sobą manipulować i wykorzystywać swoje umiejętności. Zdawał sobie świetnie sprawę, że wynalazki jego robią krzywdę, jednak dopóki to on nikogo nimi nie krzywdził, nie czuł osobiście jak wiele bólu nimi wyrządza. Presja środowiska zakuła go w kajdany i zrobiła z niego posłusznego pieska, który przybiegał na każde skinienie palcem. Służył dzielnie , wiernie i bez moralnych rozterek, po prostu robił co mu kazano. Nie znał tego uczucia, jakim jest wspomniane przez Kazuq widok rozerwanego towarzysza. Nie widział krwi, żelaza, niebezpieczeństw. Zamknięty w laboratorium samotnie walczył z prawami natury, nie raz raniąc swoje biedne ciało. Jednak nigdy nie ujrzał smętnej miny żołdaka, który wyraził dezaprobatę jego badaniami. Nie widział płaczących wdów, osieroconych dzieci, czy cmentarza pełnego ofiar jego śmiertelnej broni. Żył w kłamstwie dla własnej wygody, tak aby zapomnieć, że tak naprawdę to on był zabójcą tych wszystkich niewinnych istot. Chciał oszukać samego siebie, jednak rzeczywistość bez końca przypominała mu prawdę. Był cholernym zabójcą bez moralności, który wysługiwał się jedynie innymi, aby szerzyć zniszczenie, śmierć i pożogę. Jego przydomek, brzmiący komicznie i niegroźnie, tak naprawdę budził strach i obrzydzenie na ulicach miasta. Teraz ten zgubny goblin siedział ogłuszony własnymi myślami, wsłuchując się w słowa kobiety. Górowała nad nim jak władca, który karci swego sługę, stała nad nim jak królowa, od której woli zależało życie jej poddanego. Tak mogła zdawać się ta sytuacja, przypatrując się z boku, a przynajmniej mało do niej brakowało. Postać, która powinna budzić strach, zgrzytała teraz zębami, a w oczach pulsowało pragnienie pokuty. Dłonie drżały, a podbródek był mokry od łez i krwi, a mimo to powinien on już dawno zostać okrzyknięty mordercą setek istot. Taki słaby, drobny goblin, a jego czyny zmieniły oblicze tego miasta na groźne i krwawe. Wszystko było tak niewiarygodne, a zdarzyło się i będzie chodzić jak cień za Knarem po kres jego dni.

Jednak nie trwało to długo, bo delikatny szelest sztyletu i ostre słowa kobiety wzbudziły w nim prymitywne instynkty. Chęć przetrwania zamieniła go w mgnieniu oka w zdesperowaną istotę, która była w stanie postawić na szali wszystko, aby tylko zdołać jeszcze wyjść samodzielnie z tego pokoju. Przyjął pozycje do wyskoku, a jego prawa ręka złapała za sztylet przy pasie. Był świadom, że od losu zależy, czy straci mniej, czy więcej niż tylko jego biedne, smaczne uszka. Gdy Kazuq wymierzyła cięcie w uszy Knara, goblin wystrzelił w przeciwny bok, aby może ustrzec się od jej ataku i stanąć z powrotem na nogi. Ścisnął mocnej sztylet, a drugą ręką wyjął kolejny i przyjął postawę do walki. Nie zamierzał się dać pociachać jak prosie w rzeźni, zwłaszcza przez taką szkaradę jaką była ta awanturniczka. Zmierzył ją szaleńczym wzrokiem i skoczył ku niej, aby ciąć ją szybko, zanim zdąży się zrewanżować. Wszelka obrona w walce na noże była zbędna, liczyło się szybkie pozbawienie życia, nic innego nie było w stanie go teraz ocalić. Jedyną szanse widział w tym, że kobieta bawiła się nim, chcąc widocznie pozbawiać go to kolejnych narządów w imię bezwarunkowej zemsty. Knar zaś za cel wziął tylko to, aby ją unieszkodliwić, bo cenił bardziej życie niż drogocenne informacje.

Re: Karczma „Pod rżniętą suką”

21
Światło słoneczne wpadające przez brudne, czerwone zasłony do pokoju odbiło się na klindze sztyletu wymierzonego w nieszczęsne uszy Knara. Ostrze bardzo szybko leciało w jego stronę, po czym wbiło się po samą rękojeść w drzwiach, mijając goblina o milimetry. Ten na swoje szczęście zdążył się uchylić od ciosu i wyskoczył w swoje lewo, aby stanąć zaraz na nogi, naprzeciwko najemniczki, która zrezygnowała z wyciągania sztyletu - miała inne za pasem, w butach, a być może nawet gdzie indziej. Stała teraz, wciąż ze wzrokiem pełnym lodu, pogardy i... żalu, patrząc na Knara z czystą, nieskalaną współczuciem czy czymś innym, co mogłoby go uchronić od walki, nienawiścią. Goblin powinien już wiedzieć, jak wielki błąd zrobił, dając się ponieść emocjom. Gdyby tylko ważył uważnie swoje słowa, każde pojedynczo, może nie skończyłby tak jak teraz. Czyli stojąc twarzą twarz z potworem, którego jedynym aktualnym celem jest poćwiartowanie w akcie zemsty goblina, który nawet nie wiedział, co też jego wynalazki poczyniły.

Obydwoje ustawili się naprzeciwko siebie - Kazuq stała przy łóżku, obok którego było okno, natomiast Knar miał po swojej prawej drzwi, a za sobą jakąś komodę. Jako, że chemik postanowił nie czekać na ruch szalonej kobiety, skoczył na nią, chcąc załatwić sprawę szybko i być może bezboleśnie, oczywiście dla niego. Dwa ostrza powędrowały w stronę kobiety, która już zaczęła wyciągać kolejne sztylety. Na szczęście Knara lub nie, najemniczka zdążyła wyjąć ostrza, choć zablokowała tylko jeden nadlatujący. Drugi natomiast trafił w jej ramię, co poważniejszej krzywdy jej nie zrobiło, choć tylko rozwścieczyło byka, jakim ona metaforycznie była. Zakładając, że chłopak wyciągnął już sztylet, zostawiając głęboką, aczkolwiek nieszkodliwą ranę, Kazuq ruszyła do kontrataku. Okręciła się wokół własnej osi, wirując sztyletami i zamachnęła się na twarz goblina. Na jego nieszczęście, Knar poczuł, jak ostrze tnie skórę jego twarzy wzdłuż prawego policzka, przez nos, do lewej brwi. Poczuł, jak ból powoli zalewa jego twarz na równi z krwią dopiero co ściekającą z niej. Kazuq zapewne nie skończy tylko na tym. Pytanie tylko, czy chemik zdąży się otrząsnąć z szoku i zareaguje, nim szalona goblinka spełni swą obietnicę uciętych kończyn i uszu....

Re: Karczma „Pod rżniętą suką”

22
Choć walka trwała dotychczas co najmniej kilka chwil to już zbierała swoje pierwsze żniwa. Twarz Knara pulsowała z bólu, a krew zalewała mu ją obficie już dużo poważniej niż złamany chwilę wcześniej nos. Rana, która zostawiła ślad na prawie całej facjacie goblina, wyglądała groźnie i na pewno pozostanie po niej ślad w przyszłości. Jednak nie przejmował się tym zbytnio, może dlatego iż blizny dodają atrakcyjności mężczyznom w wielu wypadkach. Dużo groźniejszy i poważniejszy wygląd nie skłaniał go do rozpaczania, a jedynie mógł ucieszyć. Aczkolwiek nie było czasu na świętowanie, bo właśnie toczył dziką batalie o swoje życie z prawdziwie niebezpieczną bestią.

Goblin, pomimo bólu i cierpienia jakiego doznawał, zachowywał w pełni jasność umysłu i zdolność percepcji, lata spędzone w laboratorium przyzwyczaiły go do pracy w ekstremalnych warunkach. Może ten przypadek różni się bardzo od tego czego doświadczał samotnie w swojej niewielkiej pracowni, jednak nieraz już zdarzało mu się balansować na skraju życia i śmierci. Jego fach miał bardzo dużą śmiertelność, zwłaszcza dla nowicjuszy, którzy nie wypracują sobie refleksu i błyskawicznej reakcji na zewnętrzne bodźce. Knar miał już te chwile za sobą, a jego przetrwanie świadczyło o jego ponadprzeciętnych zdolnościach. Żałował jedynie, że nigdy tych wszystkich jego atutów nie dostosował do walki w zwarciu. Szybkość reakcji, zwinność, gibkość było ciężko wykorzystać w pełni podczas walki, gdzie dużą rolę ogrywała siła, którą niestety ani trochę się nie wyróżniał.

Goblin odskoczył od kobiety i szybko przetarł ręką twarz, brudząc rękaw krwią i potem. Nie wiele to pomogło, jednak upewnił się, że szybka pomoc medyczna może być niezbędna, albo chociaż spirytus, aby odkazić ranę. Oczywiście zrobi to jeśli przeżyję, bo do tego wciąż nie miał pewności. Dzierżąc bronie zdecydował się ponownie zaatakować kobietę, tym razem próbując trafić w miejsca bardziej witalne niż ramie. Doskoczył do niej i spróbował wykonać szybki atak, układając ręce w nożyce i rozsuwając je, tnąc równolegle ostrzami tułów kobiety.

Re: Karczma „Pod rżniętą suką”

23
Zarówno Kazuq jak i Knar odskoczyli od siebie, pewni kolejnego ruchu przeciwnika. Krew z rany, po której jeśli goblin nic nie zrobi, to zostanie blizna, powoli ściekała. Jego twarz pulsowała tępym bólem, który skutecznie maskowała adrenalina krążąca w jego żyłach i nadająca mu sił do walki ze swoją nieobliczalną i nieprzewidywalną przeciwniczką. Posoka nie przeszkadzała jednak aż tak bardzo Knarowi - powoli wypływała z otwartej rany, zostawiając na jego obliczu krwawe krwawe ślady. Po chwili krew była też na goblińskim rękawie, wymieszana z potem będącym być może efektem pojawiającego się zmęczenia lub nawet lekkim strachem. Kazuq była bowiem kobietą, której ruchy były nie do przewidzenia i można było tylko gdybać, co też ona może wyczynić.

Tak też po ponownym odskoczeniu, dwoje goblinów ponownie złączyło się w morderczym uścisku, można by rzec, że w dzikim, nieokiełznanym tańcu, gdzie ostrza uderzają o ostrza. Knar zdążył jako pierwszy wykonać ruch - sekundę później Kazuq doskoczyła o krok i odtrąciła sztylety chemika, uniemożliwiając tym samym zadanie rany, która wyrządziłaby jej poważniejszą krzywdę. Uśmiechnęła się wrednie i wciąż z tym samym zimnem w oczach wykonała krok w tył. A potem drugi i trzeci, aż nie cofnęła się pod ramę łóżka.

Wszystko to działo się w przeciągu być może trzech sekund. W czasie, gdy Kazuq się cofała, Knar właśnie mógł coś planować. Życie jak to życie jednak jest przewrotne i goblinia dama wyciągnęła zza pasa mniejsze ostrze, przeznaczone właśnie do rzucania. I jak to bywa z ostrzami do rzucania, takie ostrze poleciało do przodu, wirując i nie minęła sekunda, nim utknęło w lewej piersi goblina, po prawej stronie sutka. Weszło gładko i głęboko, nawet przez jego przeszywanicę. Knar poczuł dziwne ukłucie, a gdy spojrzał na sztylet tkwiący w miejscu, gdzie prawdopodobnie było jego miejsce, mógł się chyba przerazić... tym bardziej, że jego koszula szybko zaczęła barwić się na czerwono. Tymczasem Kazuq uśmiechnęła się zwycięsko i podeszła do goblina, który już teraz czuł, jak słabnie. Zacisnęła pięść i walnęła go w skroń. Ten natychmiast stracił przytomność.

Obudził się w jakimś obskurnym pokoiku. Czuł się naprawdę słabo i mizernie, można więc było wnioskować, że nie odszedł w zaświaty. Pytanie tylko, dlaczego? Rana na jego twarzy była zasklepiona, choć gwałtowny ruch mięśniami twarzy mógłby ponownie otworzyć to paskudztwo. Na piersi, gdzie jeszcze przed chwilą, oczywiście dla niego, tkwił ostry przedmiot wysysający wrednie od niego życie, były teraz bielutkie bandaże. Knar był przykryty jakimś cienkim kocem, a na sobie miał tylko gacie. Bez spodni, koszuli, butów i broni. Gdyby chciał się rozglądnąć po pomieszczeniu, w którym leżał, mógł zauważyć, że nie było tam okien, a mrok rozświetlała świeca stojąca na stoliczku przy jego twardym, niewygodnym łóżku. W pokoju właśnie prócz łóżka nie było niczego innego. Naprzeciwko posłania były drewniane drzwi. I nic więcej. Pokój był lekko klaustrofobiczny. Knar mógł więc leżeć, nie mogąc wstać, i czekać.

Minęła pierwsza godzina, odkąd się obudził, a potem następna. I ciągnęło się to w nieskończoność, póki goblin nie zorientował się w jednym - że jego pęcherz jest pełny. Coraz bardziej go cisnęło, a nikt nawet nie raczył się pojawić u niego. Czy zostawiono go na śmierć z głodu i odwodnienia, wokół swoich fekaliów? Jak na razie na to wyglądało... dobrą wiadomością było jednak to, że Knar jako tako mógł się podźwignąć. Jako tako. W miarę upływu godzin bardzo powoli wracały mu siły, jakby ktoś odprawił nad nim jakiś czar. Jeśli więc zdoła wstać i się nie wywrócić, może pozałatwiać w kącie swoje sprawy i zacząć się zastanawiać, co dalej zrobić oraz odpowiedzieć sobie na dręczące go pytania... a głównym było to, co tu się do cholery dzieje?

Re: Karczma „Pod rżniętą suką”

24
Knar odzyskawszy świadomość, otworzył zaspane oczy i zaczął mrugać, nie będąc jednocześnie w stanie ujrzeć tego co znajduję się na linii jego wzroku. W pokoju panował półmrok co w pierwszych chwilach bardzo zdezorientowało goblina. Zwątpienie osiągnęło taki stopień, że zaczął on się zastanawiać, czy na pewno wciąż egzystuje na tym pięknym świecie. Jednak ból obejmujący całe jego ciało, pękające nieznośnie skronie i totalne pozbawienie sił dawały mu podstawy do tego, aby jednak w tą śmiałą tezę wątpić, jakoby pożegnał się już z żyjącymi. Jednak po chwili miał już całkowitą pewność, że jego byt nie opuścił ziemi, dzięki obmacaniu się po klatce, którą miał pokrytą licznymi bandażami. Niezawodna pierwsza pomoc ocaliła mu życie, jednak wciąż zbytnio nie zdawał sobie sprawy z sytuacji jaka go spotkała. W pierwszych chwilach leżał i powoli przypominał sobie ten nieszczęsny pojedynek, w którym wykazał się swoim niebywałym amatorstwem. Gdzie prawie każdy wymierzony cios był parowany albo chybiał witalne części ciała. Przypomniał sobie przyczynę blizny na twarzy i piekącego bólu w klatce piersiowej. Na to wszystko uśmiechnął się mimowolnie, pomimo swojej beznadziejnej sytuacji. Żył, a to było dla niego najważniejsze. Nie został pozbawiony możliwości walki, mógł dalej coś zdziałać, osiągnąć. Przyszłość należała do niego, a przynajmniej tak mu się zdawało do czasu jak spostrzegł, że miejsce w jakim się znajduje to obskurne więzienie bez porządnego wychodka.

Kolejne godziny mijały nieubłaganie wolno, a świeca wciąż paliła się, obdarowując klaustrofobiczny, mały pokój namiastką światła. Każda minuta ciągnęła się w nieskończoność, a samotność połączona z bólem powoli odbierały mu pogodne nastawienie. Wiadomość o tym, że jednak przeżył powoli przeradzała się w żałość i smutek. Wizja śmierci wydawała mu się w tej chwili najprzyjemniejsza, w mgnieniu oka pozbyć się bólu i poczucia bezradności. Jednak nie był on tchórzem i nie zamierzał tak łatwo odpuścić sobie celów z jakimi wrócił na półwysep. Miał marzenie odnaleźć matkę i zamknięcie go w tym pokoju nie było rzeczą jaką mogłaby go powstrzymać. Przynajmniej miał taką nadzieję.

- Halo? Jest tu kto? – zawołał, jednak szybko przestał czując jak rana na twarzy prawie się otworzyła. Zacisnął zęby i delikatnie przesunął się na bok łóżka. Dalej opierając się rękami o ziemie, zaczął jak malutkie dziecko raczkować po podłodze. Z trudem przesuwał się w kierunku rogu pokoju, gdzie zamierzał upuścić trochę nagromadzonych w nim emocji. Niestety osoba, która zamknęła go w tym miejscu nie pomyślała w żadnym stopniu o jego wygodzie i zmuszony wypróżnił się niedbale w kącie, podpierając się o ścianę i klęcząc, próbując w ten sposób nie zalać sobie nóg. Gdy już mu się to udało, wrócił na łóżko i ponownie położył się na plecach, wpatrując się w sufit. Ogarnięty zmęczeniem powoli przymykał brwi, nie walcząc z chęcią ponownego zapadnięcia w wybawicielski od bólu sen. Musiał odpoczywać, bo czuł, że nie długo przyjdzie mu się spotkać ze swoim wybawcą. Przynajmniej tak myślał, aby tytułować osobę, która jednak ocaliła mu życie od tej nieokiełznanej, zabójczej Kazuq.

Re: Karczma „Pod rżniętą suką”

25
Niestety nikt nie odpowiedział na pytanie Knara. Jego słowa zniknęły w eterze, nawet nie powtórzone przez echo. Co prawda pytanie, czy jest ktoś w małym pokoju dla jednej osoby było nielogiczne, ale być może ktoś z zewnątrz usłyszał wezwanie. Niestety, nawet jeśli, to do pokoiku nikt nie wkroczył, aby uciszyć więźnia i goblin znowu pozostał sam jak palec. W próbie zejścia z łóżka Knar stoczył się na zimną posadzkę, uderzając w nią całym ciałem i wywołując ostrą falę bólu w okolicach klatki piersiowej. Musiał odczekać krótką chwilę, nim mógł doczołgać się na drugi kraniec pomieszczenia, gdzie podpierając się o ścianę, wypróżnił się, czując niemałą ulgę. Gdy już skończył, na klęczkach doszedł do łóżka i jakimś cudem wdrapał się na nie. Gdyby ktoś widział, jak bardzo ośmiesza się teraz Knar... było to swego rodzaju upokorzenie. Leżeć na niewygodnym łóżku, czując bezsilność i smród własnych odchodów parujących z kąta pokoju. Ktoś, kto go tu zamknął, musi być perfidny. Jeśli goblin nie umrze z głodu czy odwodnienia, być może udusi się odorem własnych fekaliów. Zaiste, śmierć godna opiewania jej w legendach.

Świeca powoli się dopalała, dając coraz słabsze światło i pogrążając pomieszczenie w coraz większym mroku. Cienie powoli wyciągały swe długie szpony po Knara, szepcąc po kątach, być może zakładając się, kiedy ten dokona swego żywota. W końcu niewielki płomyk zgasł, otulając chemika ciemnością. Mając przymknięte oczy, słyszał szepty i śmiechy, zawodzenie duchów błąkających się po tym świecie i płacz żywych, którym Knar odebrał swoimi wynalazkami bliskich. Widział przemijające niewinne gobliny, których widmowe ciała były poparzone albo brakowało im niektórych części. Jednemu skóra zwisała z twarzy, odsłaniając bielącą się w ciemności czaszkę, drugi biegał w kółko ogarnięty płomieniami, wrzeszcząc o litość. Jeszcze inny, młodziutka dziewczyna czołgała się, ciągnąc po ziemi krwawy ślad - jej nogi były urwane w kolanach. Wszyscy oni okrążali Knara, wyjąc z bólu. Ci, którym ostały się struny głosowe, powtarzali jedno słowo: morderca, a ich głosy do złudzenia przypominały głos Kazuq. Nieuchronnie się zbliżali do goblina, otaczając go i wytykając palcami, w kółko powtarzając to słowo jak mantrę, jak zaklęcie w mrocznym rytuale. Knar nie mógł sie ruszyć, choć chciał uciekać. Jego ciało było sparaliżowane ze strachu, po prostu leżał, a z cieni wychodziły kolejne zjawy, potępiając go na wieki...

- Już dobrze, już dobrze, to tylko sen... - w końcu Knar mógł otworzyć oczy i zaczerpnąć powietrza, które najwyraźniej długo wstrzymywał. Zauważył, że drżał na całym ciele i był mokry od potu. Najwyraźniej dopadł go swego rodzaju paraliż senny z poczuciem winy w roli głównej. Uświadomiwszy sobie, że to tylko koszmar, do goblina dotarło, że ktoś stoi nad nim i głaszcze go po głowie matczynym ruchem. Sam głos też był mu dobrze znany. Aż za dobrze. To był głos, za którym Knar się uganiał, za którym tutaj wrócił. Głos matki. Spojrzawszy na nią, mógł zobaczyć zmartwienie na jej twarzy i swego rodzaju ulgę, że jednak się obudził. Wyglądała na całą i zdrową, w żadnym wypadku nie na niewolnicę czy zakładniczkę. Ukochana matka, stojąca nad swym synem, uspokajająca go w ten sam sposób, gdy był małym dzieckiem i śniły mu się straszne rzeczy. Czy to był koniec? Czy cel Knara został osiągnięty? A może to kolejna mara, okrutny sen próbujący mu wmówić, że to prawda, a w rzeczywistości właśnie umiera? Być może juz umarł, a matka wraz z nim i teraz wita go w niebiosach.... bo w końcu, czy to nie jest zbyt piękne, by było rzeczywiste?
ODPOWIEDZ

Wróć do „Varulae”