Karczma „Pod rżniętą suką”

1
Ach, więc parszywy wypierdku orczej matki, szukasz jakieś dobrej karczmy? To do. kurwy nędzy, biegiem na główny plac. Znajdziesz tam znacznie wyróżniający się budynek. Czemu jest taki szczególny? Pośród wszystkich innych rozklekotanych domostw i warsztatów tylko ten jeden wygląda na solidnie zbudowany, ceglany porządny budynek, który jako jedyny nie wygląda jakby miał się zaraz zawalić. Tam właśnie znajduje się nie, tfu, dobra karczma, na wydymanego demona, a najlepsza w całym tym pierdolonym mieście. Słynna na całym świecie, a i zapewne u demonów również karczma „Pod rżniętą suką”.
Co tak oczy na mnie wytrzeszczasz, jakbym właśnie siostrę ci przeleciał? Dobrze słyszałeś, serio, czy wy przyjezdni musicie być tacy tępi? Dobra, daj mi skończyć, bo mam parę spraw, w tym obicie mordy pewnemu gnomowi. Jak już mówiłem, jest to najlepsza karczma w całym mieście. Nikt, poza samym właścicielem, Xarnem Skurwysynem, nie wie, skąd się ta nazwa wzięła, a jak się go zapyta, to za każdym razem opowiada inną historię. Ten stary gobliński cwaniak najbardziej upodobał sobie trzy, czyli że zobaczył po prostu, jak psy się chędożą, dwa, że zanim powstała tu karczma, był tu burdel oraz to, że w tym miejscu nakrył swoją matkę, jak puszczała się z jakąś grupą orków. Jak to się mówi, we wszystkim jest jakieś ziarnko prawdy. Nie zmienia, to faktu, że wiele lat temu wynajął ludzi do budowy gdzieś z daleka i teraz mamy to cudeńko architektury.
W środku zaś mówię ci cud, elfia dupcia. Obsługa taka, że mucha nie siada, a szkoda, bo klepnąć jest w co, hłe, hłe. Duża sala, która pomieści mnóstwo gości, parę miejsc na uboczu, by załatwiać interesy, jeśli wiesz o czym mówię. Na piętrze zaś znajdują się pokoje gościnne. Wszy tam nie ma, zapewniam, na kurwę z Archipelagu. Poza tym, są też tam trzy wydzielone pokoje, w których dziewczynki Xarna zapewniają również inne usługi, wszystkie zdrowe, a cyce jak donice i to nie tylko goblinki.
Sam Xarn mieszka w jednym z pokoi. Jest sam jak palec, ale wystarcza mu towarzystwo gości. Raczej mruk, ale uśmiechowi ładnej, kobiecej buzi nie odmówi.

Re: Karczma "Pod rżniętą suką"

2
Maeglin przysłuchiwał się tym słowom z dozą dystansu. Wiedział jak te małe stworzenia uwielbiają machać swym językiem i klnąc zamiast używać przecinków. Właściwie to i dobrze, że elfowi nieznanemu i wyglądającemu raczej podejrzanie, gdyż w całości skrytemu chciał udzielić informacji.
Chłopakowi nie pozostało nic innego jak udać się do tej karczmy, pomimo dziwnej nazwy, oraz pustego mieszka liczył na zdobycie jakichś informacji. Szczególnie jednak zaciekawiła go "elfia dupcia", nie widział żadnej od pewnego czasu.
Goblin jako nagrodę za informacje musiał przyjąć skromne skłonienie głowy, a mroczny chłopak ruszył już w kierunku wcześniej mu wskazanym.
Maeglin więc krocząc zwinnym cichym krokiem, który został już jego nawykiem posuwał się ku głównemu placowi tego miasta rozmyślając jak tym razem zacząć rozmowę i czy spotka tam odpowiednie osoby, które pomogą mu znaleźć jego cel - Erdegalad'a

Re: Karczma "Pod rżniętą suką"

3
Był to typowy dzień przy głównym placu w Valurae. Mieszkańcy zajmowali się swoimi codziennymi sprawami lub interesami. Tam grupa goblinów goniła parę sztuk bydła, obok posykiwały wielkie, osiodłane jaszczury pijąc łapczywie wodę z koryta. Gdzieś na środku placu zebrał się również spory tłum złożony z goblinów i gnomów, który gapił się jak przedstawiciele ich ras spierają się w kolejnej dyspucie, jak to mieli zwyczaju. Jedynie przekupki starały się przekrzyczeć hałas namawiając do kupna owoców i garnków.
Tak jak powiedział goblin karczmę można było od razu rozpoznać. Solidny, ceglany budynek zbudowany na planie prostokąta, kontrastujący z pozostałymi w okolicy. Przed wejściem stało dwóch orków patrzących krzywo na każdego, kto wchodzi do środka. Wyglądali praktycznie identycznie, tępe wyrazy gęby, płaski, prawie, że świński nos, kły wystające z ust, łyse głowy. Ludzie wchodzili i wychodzili ze środka, a oni tylko stali i przyglądali się każdemu niczym te posągi.

Re: Karczma "Pod rżniętą suką"

4
Maeglin z pochyloną głową schowaną głęboko pod kapturem przyglądał się codziennemu życiu tej coraz bliżej znanej mu już kultury. Różniła się ona znacznie od spokojnego i harmonijnego życia elfów, a najbliżej jej było do zachowań ludzi z niższych kast w wśród których szło wykonywać mu swoje zlecenia.
Chłopak od razu rozpoznał wielki budynek opisany mu wcześniej przez goblina. Tam niezwłocznie skierował swoje kroki i miał nadzieję, że skoro ludzie wchodzą tu i wychodzą to orkowie nie zrobią mu większych problemów.
Podchodząc do drzwi starał się nie wyróżniać za bardzo, ignorując orków podszedł cichutko do drzwi i pchnął je ręką, mając nadzieję, że ci potraktują go jakby go nie było.

Re: Karczma "Pod rżniętą suką"

5
Shilea siedząc na Płotce zobaczyła mury Varulae. *W końcu, teraz tylko poszukać informacji.* Przed bramą zsiadła z czarnego psiaka i poklepawszy go po grzbiecie ruszyła w jego towarzystwie w głąb miasta. Nie wiedziała gdzie zacząć, karczma jest dobrym pomysłem, lecz jak ją znaleźć nie znając miasta ani trochę.
W tym momencie zaburczało, nie była pewna czy to w jej brzuchu, czy w brzuchu jej pupila.
- Zaraz znajdziemy Ci jakiś porządny kawałek mięsa. - powiedziała z uśmiechem do warga.
Ściągnęła z głowy kaptur płaszcza i ruszyła w głąb miasta, nie oglądała się po ludziach, interesowały ją budynki, miała nadzieję że rozpozna karczmę, jakby nie patrzeć musi się jakoś wyróżniać. Dotarła na główny plac miasta, spośród budynków jej uwagę przykuł szczególnie jeden, budynek przed wejściem którego stało dwóch rosłych i tępo wyglądających orków, a nad nimi napis "Pod rżniętą suką".
- Też wymyślili nazwę. - mruknęła pod nosem wzdychając.
Ruszyła wyprostowana z uniesioną głową, przed wejściem tylko skinęła głową a warg położył się obok wejścia. Spory pies, raczej nikt nie ukradnie, nawet jeśliby ktoś próbował to będzie musiał zadowolić się jedną ręką, nogą lub ewentualnie martwym wargiem, a taki jest zbędny. Przeszła między orkami i pchnęła drzwi do karczmy, spokojnym krokiem ruszyła do baru nie rozglądając się po obecnych i zajęła miejsce właśnie przy barze czekając aż karczmarz podejdzie, chciała zapytać o to i owo.

Re: Karczma "Pod rżniętą suką"

6
Blazze
Orkowie spojrzeli się krzywo na Maeglina wręcz przeszywając go wzrokiem, gdy ten wchodził do środka, ale nie ruszyli się nawet na milimetr.
Oczom elfa ukazała się zadymiona izba. Do jego spiczastych uszy dobiegały fragmenty rozmów, krzyków, śmiechów. Głównie piskliwych, goblińskich głosików, ale mógł również wyróżnić pochrząkiwania orków. Gdzieniegdzie między stołami z gracją przechodziły dziewki służebne. Przy głównej ścianie zaś znajdowała się lada za którą (najwyraźniej na jakimś podwyższeniu) stał goblin z krzywym nosem i wrednym uśmieszkiem na jego zielonej gębie. Mieszał coś w garnku stojącym na ogniu i od czasu do czasu próbował.
Nagle Maeglin zobaczył jak do środka wchodzi elfka w rynsztunku typowym dla orków, a tuż za nią wszedł jeden z pilnujących drzwi orków.

***

Zafirek
Jakiś czas później przed karczmą pojawiła się Shilea. Z początku orkowie stali niewzruszeni, ale jak tylko zobaczyli warga, który położył się koło nich oraz elfkę w orkowej zbroi poruszyli się i zaczęli dokładnie przyglądać się nieznajomej. Łatwo można było się domyślić, ze jej rynsztunek i wierzchowiec spowodował takie poruszenie wśród nich. Jeden z nich się poruszył i wszedł do środka tuż za nią.
Oczom elfki ukazała się zadymiona izba. Do jej spiczastych uszy dobiegały fragmenty rozmów, krzyków, śmiechów. Głównie piskliwych, goblińskich głosików, ale mógł również wyróżnić pochrząkiwania orków. Gdzieniegdzie między stołami z gracją przechodziły dziewki służebne. Przy głównej ścianie zaś znajdowała się lada, za którą (najwyraźniej na jakimś podwyższeniu) stał goblin z krzywym nosem i wrednym uśmieszkiem na jego zielonej gębie. Mieszał coś w garnku stojącym na ogniu i od czasu do czasu próbował. Nie zwracał na razie na nikogo uwagi, nucąc pod nosem jakąś sprośną piosenkę.

Re: Karczma „Pod rżniętą suką”

7
Dzień, w którym Knar znalazł swój stary pakunek, był dla niego dniem niezwykle ważnym. W końcu wspomnienia przeszłości odżyły i kazały mu się zmierzyć z tą wredną francą. Dlatego też młody goblin postanowił zostawić po sobie zaledwie list, w którym wyjaśniał powód swojego odejścia. Po czym ruszył do Varulae odnaleźć swoją matkę. Wędrował tak z kilka dni. Pewnej chłodnej nocy, siedząc przy buzującym wesoło ognisku i myśląc o tym, co może znaleźć w swoich rodzinnych stronach, w oddali ujrzał pędzące postacie. Im bliżej były, tym bardziej Knar był przekonany, że to najemnicza grupa, którą dopiero co opuścił. Cóż, najwyraźniej był aż tak dobrym goblinem, że nikt nie chcial, aby opuszczał jego grupę. Natychmiast zgasił płomienie i ruszył przed siebie. Znalazł spory kawałek dalej skałę. Tak skałę, której erozja postąpiła na tyle mocno, że z łatwością mógł się ukryć w środku. Przekonał się również o inteligencji swoich towarzyszy, którzy byli na tyle głupi, że po prostu ominęli kryjówkę Knara. Dopiero gdy był na sto procent pewien, że niebezpieczeństwo minęło, gdy wyszedł spod skały, zobaczył, że pod małym kamieniem leżała kartka. Koślawym pismem pisało na niej: Szefowie chcą cię z powrotem. Spróbuj na nas nie natrafiać. Od razu zorientował się, że dawne ziomki rozumieją cel jego odejścia i nie chcą wchodzić mu w drogę. Wiedział również, że nie wszyscy chcieli sie sprzeciwiać rozkazom hersztów i nie mogli ryzykować spotkania. Od tamtej pory pilnował, żeby czasem nie spotkać nikogo z najemników.

Powoli, krok po kroku, dzień po dniu, tydzień po tygodniu, Knar zawędrował na półwysep. Miał pewnie lekkiego stresa, co tam znajdzie. Będąc o rzut kamieniem od miasta, zawędrował na jego obrzeża. Jego stary dom znajdował się za miastem, otoczony ogródkiem, dawniej zadbanym. Idąc drogą, którą dawniej podążał bardzo często, czuł, jak jego serce bije, wyrywa się na zewnątrz. Zadawał sobie pytanie, co tam znajdzie? Odpowiedź na nie przyszło szybko. W pierwszej chwili, widząc, że miejsce, w którym spędził najmłodsze lata, wciąż jest zadbane i wygląda na zamieszkane, poczuł dziką euforię. Po chwili jednak, zbliżywszy się w podskokach do gospodarstwa, fala rozczarowania zalała jego ciało. Ktoś wykupił dom po opuszczeniu jego pierwotnych właścicieli i niemal całkowicie przerobił. Zniknęła pracownia ojca, jego dawny pokój został przerobiony na pokój dla brzdąców. Rodzina, która się tutaj wprowadziła, wyjaśniła Knarowi, który dopytywał się ich o wszystko, że posiadłość przez chwilę stała opuszczona, aż przejęli ją właśnie oni. Niestety, resztę rzeczy wyrzucili lub sprzedali mnie pozostało już nic po dawnym domu goblina. Demolka jednak się nie poddał. To, że jego stare miejsce zamieszkania ma już innych właścicieli, nie oznaczało, że ma zaprzestać poszukiwań matki. Dobra rodzina pozwoliła wędrowcowi przenocować u nich, z szacunku do tego, że to on tam dawniej mieszkał i zaproponowali, że na czas jego pobytu może tam spać. Chcąc nie chcąc Knar musiał się na to zgodzić, gdyż nie starczyłoby mu pieniędzy na spanie w karczmie.

Młody goblin zaczął swoje poszukiwania. Przetrząsał ulice miasta, pytał wszystkich. Niestety wiele mu to nie dawało, ponieważ musiał zachować dyskrecję. Jego dawny gang na pewno chciałby się spotkać z młodzianem ponownie, być moze nawet go z powrotem przygarnąć. Tym bardziej, że chłopak zdobył nowe, przydatne umiejętności. Z tego, co się dowiedział, grupa wciąż działała i jej dawny upadek tylko ich wzmocnił. Zrekrutowali w swoje szeregi wielu nowych ludzi i urośli w siłę. Mieli wszędzie swoich informatorów, szpiegów. Knar musiał się pospieszyć, jeśli chciał odnaleźć swoją matkę, żywą lub martwą. Inaczej to gang go znajdzie i zostawi, żywego.. lub martwego.

Od pewnego goblina dowiedział się o jeszcze innym, dawnym działaczu grupy. Podobno to on mógł wiedzieć, co się stało z rodzicielką Knara. Nigdzie jednak nie mógł go znaleźć, jakby w ogóle nie istniał. Kilka dni później, po bezowocnych poszukiwaniach, nowi właściciele domu przekazali chłopakowi list. Pisało tam, by spotkał sie wieczorem w karczmie "Pod Rżniętą Suką", a dostanie odpowiedzi na dręczące go pytania. Mogła to być równie dobrze pułapka, ale chemik w końcu nie mógł przegapić takiej okazji i musiał spróbować. Uzbrojony, ruszył do knajpy. W środku było tłoczno i nie wiadomo było, kto jest informatorem, którego szukał Knar lub czy są tutaj jakieś zbiry, które miały przyprowadzić chłopaka do porządku. Po podejściu do szynkwasu, karczmarz wyszczerzył się do niego i zaproponował usługę panienki, kładąc na stół klucz do jednego z pokoi. Bo paru odmowach, podczas których facet wręcz wciskał mu do dłoni tenże klucz, Knar w koncu zrozumiał. Udając zrezygnowanie przyjął podarunek i poszedł na piętro. Znalałszy się przy pokojach, gdzie relaksowali się mężczyźni, włożył do dziurki ostatnich drzwi po prawej klucz i wszedł do pomieszczenia.

Wyglądało przeciętnie. Było tam jedno większe łóżko, przeznaczone do czynów wiadomych, a na nim goblinia dama. Nie przypominała tutejszych pani do towarzystwa. Była przeciętną goblinką, a to, co ją wyróżniało od innych kobiet, było jej wyposażenie. Kusza przewieszona przez ramię, sztylety gdzie tylko się dało. W dłoni trzymała puginał. Pod bluzką widać było zarys kolczej koszuli. Siedziała na łóżku, a gdy wszedł Knar, natychmiast powstała i spojrzała z wrogością na niego. Po chwili zrozumiała, że ma do czynienia z tym, z kim chciała, ale jej spojrzenie złagodniało tylko minimalnie.

- Ty jesteś Knar? - spytała skrzeczliwym głosem, charakterystycznym dla jej rasy. Wyglądała na nieco starszą od chemika, ale tylko niewiele. Najwyraźniej była ona tym Kazuqiem, który miał pomóc goblinowi. Tylko że Kazuq okazał sie być kobietą, brzydką nawet na goblińskie standardy, oczywiście nie wliczając typowych fizycznych cech tej rasy, jak uszy, nos, zielona cera... Po prostu była szkaradna, nawet bez tej paskudnej blizny, pamiątce po jakimś oparzeniu, na jej dolnej części lewego policzka i części brody oraz szyi. Knar pamiętał ją ledwo. Słyszał o niej parę razy, ale nigdy nie widział i nawet nie wiedział, ze jest kobietą . Przypomniało mu się, że złapano ją w pogromie jego dawnej bandy i że uciekła, ale nie wróciła do roboty, tylko sie gdzieś zaszyła. Najwyraźniej działała teraz na własną rękę, na dodatek przeciw gangowi.

Re: Karczma „Pod rżniętą suką”

8
Odkąd uciekł od ciepłej posady i pełnej przyjaciół pracy, każdego dnia przychodziło zwątpienie, czy aby na pewno powinien rozdrapywać rany przeszłości. Oprócz tego od pewnego czasu pracował ciągle w grupie, działanie na własną rękę przerażały go i budziły niepokój, co w rezultacie powodowało drżenie pełnych blizn dłoni. Ogon też go nie pocieszał, pomimo że w razie problemów mógłby przyjść z pomocą. Konsekwencje jakie poniesie za swoją decyzje i problemy jakie im przysporzył uciekając, będą z pewnością dotkliwe. Bał się powrotu do jednostki, ale jeszcze bardziej bał się przyszłości jaka czeka go w Varulae.

Podróż mijała bezpiecznie, a jedynie na co musiał uważać to na patrole swoich kumpli. Mały prowiant, który chyłkiem podebrał z kuchni organizacji przed ucieczką, racjonował skąpie, wręcz niedojadał. Czasem jednak udawało mu się coś upolować, jednak bezsprzecznie spowalniało to jego drogę. Nie śpieszyło mu się, czuł że czeka go tam śmierć lub jeszcze gorsze rzeczy. Wpierw zawitał do swojej małej ojczyzny. Chciał ujrzeć wszystko, podwórko na jakim się bawił, ogródek, w którym pracował, oraz także sam dom, gdzie spędził najszczęśliwsze chwile swojego życia. Stojąc na progu swojej malutkiej posiadłości sentyment wycisnął z niego łzy, które delikatnie spływały mu po policzku. Nie był w stanie opanować płaczu i tęsknoty za bliskimi mu osobami. Początkowo były to łzy szczęścia, lecz prawda szybko zmieniła Knarowe oblicze. Nowi mieszkańcy tego miejsca ułożyli tu sobie własne życie, jego zaś tutejsze życie dawno się już skończyło. Skorzystał z gościnności, nie dlatego że chciał pogrążyć się w wspomnieniach, ale dlatego iż jego prowiant nie przewidywał dalszych postojów. Poza tym zawsze miło było wreszcie się odezwać do kogoś od tych kilku tygodni oraz użyć jamy ustnej nie tylko do ssania czerstwego chleba.

Knar nie mając doświadczenia sporo błąkał się po mieście, szukając jakiegoś miejsca zaczepienia, od którego mógłby się odbić. Nie pracował nigdy w grupie wywiadowczej, co jeszcze bardziej uświadomiło go o jego braku kompetencji. Przeczucie, jakby porywał się z motyką na słońce, było nierozerwalną częścią jego pieszych wędrówek w miejskich uliczkach. Jak można było się domyślić, poszukiwania były bezowocne, a jedynie co z nich wyniósł to tajemniczy list. Nie mając nic do stracenia ruszył na spotkanie.

Dotarłszy do karczmy jego oczom ukazał się typowy karczemny obraz, zwłaszcza w tych rejonach, gdzie jakiekolwiek maniery nikogo nie zobowiązywały. Tłoczno, głośno, brud, smród i wszelkie inne niespodzianki, przyprawiały Knara o zawrót głowy, który jeszcze nie dawno przyzwyczajony był do spokojnej i cichej matki natury. Zdezorientowany goblin podszedł do szynkwasu, podeprzeć się trochę i przyzwyczaić do nowego środowiska. Wtedy właśnie wciśnięto mu klucze. W sumie za darmo, więc szkoda było nie skorzystać, jednak po chwili domyślał się już, że za drzwiami nie czekają na niego żadne przyjemności.

Gdy otworzył drzwi, widok jaki ujrzał, wprawił go w osłupienie. Uzbrojona pannica wyglądała dosyć komicznie, a jej wrogie spojrzenie, które miało chyba budzić niepokój i poczucie zagrożenia, budziło zaledwie politowanie. Może była niebezpieczna, ale Knar nie zamierzał tracić z tego powodu głowy.

- Wpierw odłóż broń, nie przyszedłem tu walczyć. – Przymknął drzwi za sobą i zgrabnie, wkładając klucz w dziurkę, przekręcił zamek.- To od czego zaczynamy? – uśmiechnął się do niej i mimowolnie rzucił okiem na łóżko.

Re: Karczma „Pod rżniętą suką”

9
Kobieta najeżyła się, widząc spojrzenie Knara. Być może odebrała je jako podtekst... Nic jednak nie powiedziała, tylko stała i obserwowała spode łba każdy ruch goblina. Puginał odłożyła na łóżko, ale ani kuszy, ani sztyletów nie położyła poza zasięg swoich dłoni. Założyła za to ręce na klatce piersiowej i spoglądała na Knara z chłodną groźbą. Może i wyglądała dla chemika na pannicę, która bawi się niebezpiecznymi, ostrymi przedmiotami, ale w gruncie rzeczy pogłoski, które o niej słyszał, przeczyły jego zdaniu. Nim ją złapano, robiła rzeczy bardzo... ciekawe. Okrutne. Często niewinnym istotom. Wygląd często myli. Potężne osiłki są delikatnymi, łagodnymi mężczyznami, a niepozorni, wtapiający się w tłum płatnymi mordercami. Klauni na co dzień chodzą smutni, a prostytutki marzą o małżeństwie i stateczności. Ocenianie kogokolwiek często wprowadza w błąd, często tragiczny w skutkach. Kazuq nie można więc było lekceważyć.

- Od tego, czego dokładnie ode mnie żądasz - odezwała się skrzeczliwym tonem. Utkwiła swoje żółte oczy w Knarze, przewiercając go na wylot. - Słyszałam, że szukasz matki. Że byłeś kiedyś w grupie. Że zostałeś się w gacie jak nas hycle łapali. - zaczęła krążyć po pokoju, zakładając ręce za plecy. - Pomyślałam, że w gówno zajdziesz, prędzej cię ktoś złapie i wyrucha ponownie. Pomyślałam, czemu nie pomóc temu gównojadowi? I tak mam malo do roboty, a skopać dupy tamtym zakałom zawsze miło. Tak więc tak, wiem o twojej matce co nie co. Ale to nie jest za darmo. Czy coś kiedykolwiek było za darmo? Zresztą, jeśli nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o te gówniane pieniądze. Ja z tego żyję, rozumiesz? To nie będzie za darmo, o nie. Ile możesz mi zaproponować?

Ktoś za ścianą zajęczał w udawanej rozkoszy. Dało się słyszeć trzeszczenie łóżka i czyjeś westchnięcia, po czym znowu fałszywy jęk. Goblinka wciąż spoglądała na Knara z niezdrowym błyskiem w oku. Nie wyglądała na zdrową na umyśle, przynajmniej nie całkiem. Zdawała być lekko szalona, przez co bardziej niebezpieczna. Szaleńcy sa przecież najlepszymi mordercami.

Re: Karczma „Pod rżniętą suką”

10
Knar spodziewał się takiej reakcji na jego delikatną sugestię, a widok jej kamiennej twarzy wywołał tylko w nim niezgrabny, trochę nerwowy uśmieszek. Jej nieco psychopatyczne spojrzenie intrygowało młodego goblina, był to dla niego z pewnością niecodzienny widok. W jego starej jednostce byli tylko doświadczeni i opanowani faceci, którzy zawstydzali go w każdym możliwym fizycznym aspekcie. Przed sobą miał jednak osobę, która całkowicie burzyła jego światopogląd na temat skutecznych zabójców. Była mała, brzydka, niepozorna, zwariowana oraz posiadała wiele innych cech, które kłóciły się ze strachem i niepokojem, jaki budziła w innych.

- Pieniądze, pieniądze, pieniądze… wszystkie kobiety takie same. Tylko oskubać facetów by chciały – westchnął pod nosem, a w myślach opieprzał się, że tak słabo zorganizował sobie ucieczkę. Zaraz potem zaczął grzebać w kieszeniach od spodni, a gdy upewnił się już kilka razy, że nic w nich nie ma, wzruszył tylko ramionami. – Na obecną chwilę jestem delikatnie mówiąc spłukany, należytego wynagrodzenia zaoferować chyba nie mogę. Mam jedynie parę groszy, które zamierzałem przeznaczyć na tutejszy pobyt. Ale możemy inaczej się dogadać, mam coś co może cię zainteresować.

- Oczywiście nie mam tu na myśli żadnych niemoralnych propozycji – oparł się o ścianę i obserwował jak krząta się po pokoju. Próbował jakoś odczytać emocje jakie w niej drzemią pod tą dobrze dobraną maską. Patrzyła na niego jak na zagrożenie, zachowując tak niezdrową ostrożność, że Knar bał się do niej nawet podejść. Zachowanie dystansu oraz brak gwałtownych ruchów były na razie kluczem do wyjścia z tego pokoju w całości. – Jako, że ryzyko zawodowe twojej pracy jest dosyć wysokie, mogę znacznie przyczynić się do zwiększenia twojego bezpieczeństwa. Nie bez powodu byłem bardzo ważny dla organizacji – opowiadał z dumą, mimo że wcale nie był zadowolony ze swoich wyborów.

- Poza tym nie wracajmy do mojej przeszłości, byłem młody i głupi. Trochę dowiedziałem się o prawdziwym życiu przez te kilka lat co mnie tu nie było. Oprócz tego warto dodać, że w Karlgardzie poznałem parę fajnych sztuczek – puścił jej oko, licząc na to, że odbierze to jako kolejny żart, zważając na jego równie wybredny wygląd co kobieta. Nie podobała mu się ta napięta atmosfera i zamierzał zrobić wszystko, żeby porozmawiać z kobietą bez zbędnych uprzedzeń i podejrzliwości.

Re: Karczma „Pod rżniętą suką”

11
Na jego uwagę o kobietach i pieniądzach Kazuq zerknęła na Knara z morderczym błyskiem w oku. Najwyraźniej nie lubiła żartów, tym bardziej tych o jej płci. Zatrzymała się zaraz przy oknie i wyjrzała przez nie, w jednej chwili ignorując paplaninę goblina. Odwróciła głowę na słowa o braku wynagrodzenia. Na jej twarzy tańczył podły, pobłażliwy uśmieszek. Czy spodziewała się, że Knar będzie spłukany? Cóż, trudno było to przewidzieć. Oczy wciąż były zimne jak lód z delikatną domieszką pogardy. Chyba coś cisnęło jej się na usta, ale postanowiła wysłuchać słów goblina do końca, wciąż odwrócona do niego tyłem. Wyciągnęła zza pasa ostrze i zaczęła bawić się nim, kiwając co jakiś czas głową i uśmiechając się lekko, tak jak wcześniej. W końcu odwróciła się i oparła o parapet. Przekrzywiła swe oblicze i zlustrowała wzrokiem Knara. W końcu westchnęła teatralnie i zacmokała niezadowolona.

- Powiedz mi, na gówno mi jakieś niespełnione obietnice? Jestem najemnym zbirem, lubię brzęk pieniądza. A ty mi oferujesz... No właśnie, co mi oferujesz? Bezpieczeństwo? Powiedz mi, drogi Knarze, na jakie kurwa gówno mi bezpieczeństwo? Czy ja ci do kurwy nędzy wyglądam na bezbronną sierotę? - głos lekko się jej uniósł, a na jej facjacie wystąpił gniew. Odbiła się od okna i w kilku krokach znalazła się przy goblinie. Spojrzała mu prosto w oczy z odległości zaledwie kilku centymetrów. Zadzierała lekko głowę, aby móc mu popatrzyć się prosto w twarz. Wyglądała na mocno zdenerwowaną, jakby słowa chemika mocno ją uraziły. - Sztuczki. Też znam sztuczki. Może się wymienimy? - szepnęła i w oka mgnieniu wbiła między uszy Knara sztylety. Poczuł on zimny dotyk metalu na swojej zielonej skórze. - Lubisz smażone uszy? Albo może bardziej krwiste, na surowo? Mogłabym dać ci wybór albo zrobić niespodziankę. Może gotowane na parze? Nigdy nie próbowałam uszu. Może się podzielimy? Ja wezmę jedno, ty drugie i razem zakosztujemy czegoś nowego. Co ty na to, drogi Knarze? Ja mogę jednym ruchem uciąć ci uszy i usmażyć na wolnym ogniu. Jaka jest twoja sztuczka, drogi Knarze?

W szeroko otwartych oczach czaiło się szaleństwo, nie iskra, nie płomyk, ale pożar szalejący w jej duszy. Oddychała ciężko i oblizywała co sekundę wargi. Wpatrywała się intensywnie w goblina, oczekując odpowiedzi i być może pretekstu do zrobienia czegoś szalonego...

Re: Karczma „Pod rżniętą suką”

12
Gdy kobieta zbliżyła się do niego na niebezpiecznie bliski dystans, a jej wzrok zaczął przeszywać go na wylot, Knar przełknął ślinę i nerwowo zaczął opuszkami palców macać ścianę za swoimi plecami, szukając w niej wybawienia. Jego uśmiech w zatrważającym tempie stracił na jakości, a oczy gorączkowo zaczęły rozglądać się na wszystkie strony. Noże wbite blisko jego głowy pozbawiły go wszelkich złudzeń, że z tą kobietą jest wszystko w porządku. Choroba psychiczna to raczej mały problem, w porównaniu do tego co ta kobieta teraz przechodzi. Nikt o zdrowych zmysłach po chwili rozmowy nie próbuje okaleczyć swojego rozmówcy z powodu kilku mało zabawnych żarcików. Może akurat trafił na te kilka dni w miesiącu, kiedy płeć piękna jest wyjątkowo wyczulona i niezrównoważona.

- Takiej sytuacji nie przewidziałem – powiedział z szczerością w głosie – Nie kwestionuję twoich umiejętności, ani nie musisz mi tu ich kurwa demonstrować, żebym na taki wszelki, jebany wypadek uwierzył. Naprawdę takich rzeczy nie trzeba mi długo tłumaczyć. – Niewielki pot zaczął gromadzić się na czole i jego niewybrednej, zielonej łysinie. Nie sądził, że tak szybko przyjdzie mu się spotkać z niebezpieczeństwem.

- Jak może dobrze wiesz, albo i nie wiesz, to dobrze znam się na alchemii. Potrafię zrobić ciekawe mieszanki, a razem z wiedzą na temat techniki, można skonstruować petardy, albo świece dymne. W wielu wypadkach bardzo przydatna rzecz, przynajmniej wiele osób sobie je ceni. – Spojrzał jej w oczy, przełamując barierę strachu, aby może nie wypaść na totalnego panikarza. – Może wyglądam na skończonego amatora i poniżej wszelkiej krytyki marnotę, ale czasem mogę być naprawdę użyteczny. Dlatego może przełóżmy sprawę moich uszu, bo zapewniam cię, gobliny nie są ani apetyczne, ani nawet nie smakują jak kurczak.

Re: Karczma „Pod rżniętą suką”

13
Oczy Kazuq były zmienne niczym humor kobiety przed miesiączką. W jednej sekundzie tryskały iskrami szaleńczego, niczym niespętanego gniewu. W następnej śmiały się na swój własny, psychopatyczny sposób. Potem były zimne niczym lód na północy, aby w końcu zobojętnieć i sprawiać wrażenie całkiem normalnych. Mówią, że oczy są odzwierciedleniem czyjejś duszy. Jeśli rzeczywiście jest to prawdą, to Kazuq była chyba najbardziej szaloną, nieobliczalną goblinką, jaka stąpała po Urk-hun i nie potrzeba było krwawienia, by jej humor zmieniał się nie z minuty na minutę, ale z sekundy na sekundę. Mogła zrozumieć źle jedno, niewinne słowo i rzucić się na swoją niewinną ofiarę, mordując ją lub kalecząc okrutnie. Dla Kazuq okres trwał cały miesiąc. Strach się bać, co sie dzieje, gdy rzeczywiście go ma.

Knar powinien teraz zrozumieć, że obydwoje są doskonałymi kąskami dla grupy, w której kiedyś pracował. On - chemik mogący przechylić szalę zwycięstwa na stronę gangu swoimi wynalazkami, natomiast ona - morderczyni bez skrupułów, mająca mocno nie po kolei w głowie, przez co jeszcze skuteczniejsza. Banda tracąc dwoje tak przydatnych członków musiała być mocno wkurzona. Odzyskanie ich przyprawi wszystkich o glorię oraz przewagę, dzięki której będą mogli wybić się na szczyty i kontrolować miasto. Ale jeśli szalona morderczyni i chemik połączą siły... kto wie, co się wydarzy.

Goblinia dama wyciągnęła sztylety spomiędzy uszu Kanra i z pobłażliwym uśmieszkiem i iskierkami rozbawienia tańczącymi jakiś dziki taniec w jej oczach przyglądała się zestrachanemu goblinowi. Widać było, że czyjś strach wywołany przez nią napawa ją niezdrową wręcz radością, ekscytacją.

- Naprawdę? Od całkiem inne wrażenie. Chociaż to może przez twoją parszywą gębę i jej wyraz - powiedziała z udawanym zdziwieniem w jej skrzeczliwym głosie. - Wiem to, mój drogi Knarze. Wiem więcej, niż może ci się wydawać. O twoim dzieciństwie, o twoich umiejętnościach, o twojej matce, nawet o twoim ojcu. Jesteś otwartą księgą. Księgą kurwa. Otwartą. Jak nogi kurwy w pokoju obok. - nie zaprzeczyła jego słowom o marnocie i byciu poniżej krytyki, tylko z entuzjazmem kiwała głową, podchodząc ponownie do okna i wygladając przez nie. - Owszem, możesz być użyteczny. Dlatego ci pomogę. A potem... ty zrobisz coś dla mnie. Powiedzmy, że zrobimy przysługę za przysługę.

- Uszy są smaczne - obruszyła się Kazuq, spoglądając, być może nawet celowo, na jego własne, z głodem w oczach. - Szczególnie goblinie. Tak mówił mój kolega.

Re: Karczma „Pod rżniętą suką”

14
Knar, gdy kobieta wyciągnęła mu sztylety spomiędzy uszu, widocznie odetchnął z ulgą. Bez jego delikatnych i wyczulonych receptorów słuchowych bezsprzecznie zginąłby lada chwila. Można wręcz pokusić się o śmiałą tezę, że życie mignęło mu tuż przed oczami, zważając na to, iż odpowiadają one także za zmysł równowagi. W alchemii słuch i węch są niezbędne, bo to one pierwsze ostrzegają przed nadciągającym niebezpieczeństwem i możliwym niepowodzeniem, więc bez nich jego zdolności byłyby skromnie mówiąc znacznie uszczuplone. Niby tylko dwoje uszu mniej, a jego praca zamieniłaby się w czynność o skali trudności porównywalnej do udanego skoku z dużej wysokości wprost do płytkiego zbiornika wodnego. Jeden błąd mógłby pozbawić go życia, dokładnie tak jak ojca, a Knar był jeszcze młody oraz pragnął nacieszyć się życiem, doświadczywszy wszystkich rozkoszy ziemskich. Jednak niestety spełnienie tych wszystkich marzeń musiało poczekać, bo goblin postanowił zgrywać bohatera i postawić swoją przyszłość pod dużym znakiem zapytania.

- Przysługa za przysługę – zamyślił się Knar – właśnie to rozwiązanie nasuwało mi się od samego początku za najbardziej rozsądne. Myślę, że możemy wspólnie stworzyć dobrze zgraną drużynę – uśmiechnął się do niej głupkowato, przeczuwając, że przy niej z pewnością nie dorwie go organizacja. Jednak wraz z upływem czasu zastanawiał się, czy pozostanie z nią dłużej niż krótka chwila oraz przyszła współpraca jest na pewno dobrym pomysłem, albo przynajmniej lepszym niż indywidualne próby odnalezienia matki. Jej temperament był nie do ogarnięcia, a jej reakcje budziły w nim strach i niepewność. Oprócz tego raczej nie była z tych kobiet, które łatwo jest ugłaskać miłymi słówkami, ani skruszyć współczuciem oraz nieporadnością. Wychodziła poza wszelkie skale kobiecości, jakie pojmował Knar, przez co nie miał pojęcia nawet czego nie robić, aby przypadkiem nie narazić się na jej morderczy gniew.

Uwagę o uszach przemilczał nie będąc pewien, czy kobieta żartuje, czy naprawdę byłaby w stanie rozkoszować się kawałkiem zielonego mięsa. W sumie miał ochotę zapytać się, czy palca też by mu zjadła, ale wolał nie kusić losu, a tym bardziej kobiety, która patrzyła na niego jak na obiad, a nie jak na przyszłego towarzysza. W sumie dopiero co z nią się spotkał, nie mógł wiedzieć jak spogląda na innych. Może ich także pożera wzrokiem i morduje w myślach. Byłoby to nawet całkiem zabawne przyglądać się przerażeniu mieszkańców tego miasta. Poza tym nie czułby się wtedy tak wyobcowany jak teraz, gdy przebywa z nią sam na sam w zamkniętym na klucz pokoju.

- Jeśli jesteś głodna – spojrzał na jej wygłodniały wzrok – mogę postawić ci coś do jedzenia. Pozwolisz, że na razie chociaż tyle dla ciebie zrobię. Przy wspólnej kolacji z pewnością milej będzie nam obgadać dalsze szczegóły naszej współpracy i może będę miał okazję lepiej cię poznać. – Odwrócił wzrok od pannicy i począł bawić się kluczem, obracając go w dłoni. Nie pokazując kobiecie jak bardzo dumny był z siebie i ze swej inicjatywy, spuścił głowę i zachował obojętny wyraz twarzy. Pomysł, choć dość prymitywny, był wprost idealny do wyciszenia jej morderczych zapędów.

Re: Karczma „Pod rżniętą suką”

15
Kazuq doskonale zdawała sobie sprawę z wrażenia, jakie wywarła na goblinie. Jej żółte ślepia obserwowały każdy, nawet najmniejszy jego ruch nawet, gdy stała do niego profilem. Gdy na kilka sekund odwracała się do niego plecami, zdawała się nasłuchiwać jego ruchów i oddechu. Wiedziała, że ten jest lekko jej wystraszony. Być może jej zachowanie, słowa i szaleńczy błysk w oku były wywoływane specjalnie, by właśnie wywrzeć odpowiednie wrażenie na swoim rozmówcy. Strach jest potężną bronią, którą można obracać w dłoniach i wykorzystywać do swoich własnych, niecnych pobudek, jeśli oczywiście wie się, jak można go wykorzystywać. A Kazuq zdecydowanie bawiła się tutaj, rozpalając tę iskierkę niepokoju w sercu goblina. W szaleństwie kryje się geniusz, mówią. Być może i goblinka jest kimś właśnie takim. Nie bez powodu nikt jeszcze jej nie znalazł od kilku lat, o ile oczywiście ona tego nie chce.

- Drużyna? Ależ ty paplasz, kochany Knarze! - szczere rozbawienie wystąpiło na twarzy kobiety. Zdawała się być już udobruchana, choć z nią nigdy nie wiadomo. Patrzyła się za to z wesołością na goblina, chyba nie rozumiejąc, czemu zaproponował jej taką głupotę. W tym momencie spoglądała na niego jak na niemądre dziecko, które gada głupoty. - Jestem wolnym strzelcem, samotnym wilkiem, pustelniczką. Jak zwał tak zwał. Ja nie tworzę drużyny, do kurwy nędzy. Ja wysługuję się takimi naiwniakami jak ty do swoich celów.

Pomysł Knara taki zły nie był. Goblin na pewno chciał coś przez to osiągnąć, być może jakąś nić porozumienia z tą szaloną istotą. Bo czyż nie lepiej mieć za przyjaciela szaleńca o duszy spętanej w mrokach chaosu, aniżeli tą samą osobę mieć za wroga, jakże niebezpiecznego? Kolacja, może nie tyle przy romantycznych świecach, ale taka porządna, na pewno ucieszyłaby każdego. Ale nie Kazuq. Bo jestestwo Kazuq to jedna wielka niewiadoma chyba nawet dla niej. Niezbadane są jej myśli, aczkolwiek można przypuszczać, iż kłębi się tam ich tysiące, jedna próbująca się przebić przed drugą. Być może to dlatego jej charakter był tak nieprzewidywalny - być może to właśnie jej myśli pędzą tak szybko i powodują, że próbuje je wszystkie zrealizować, nawet te najbardziej szalone.

- Może jeszcze ze świecami zrobimy tę kolację? Czy ciebie całkiem pojebało, goblinie? Czy ja ci kurwa wyglądam na jakąś romantyczkę, która porozmawia przy jedzeniu? Gdzie ty masz mózg, w dupie, w kutasie? Powiedz mi, Knarze - warknęła, powoli i z kolejnym niebezpiecznym błyskiem w oku podchodząc do goblina. I znowu biedny Knar znalazł się w potrzasku... - Powiedz mi, gdzie ty masz mózg, ty jebany pizdokleszczu?
ODPOWIEDZ

Wróć do „Varulae”