Kościana jaskinia

1
Gdzieś w gąszczu Południowej Dżungli, wyrzeźbiona na platformie znajdującej się parę metrów powyżej poziomu, na którym woda może wszystko zatopić, u stóp stromego wzniesienia pokrytego pajęczynami, mchami i pnączami znajduje się jaskinia prawie niczym się nie różniąca od wielu istniejących na tym świecie. Wszędzie leżą kości wszelkiego zwierza, jak i istot humanoidalnych, które kiedyś tu koczowały, czekając na swoją śmierć. Jedyne, co po nich zostało, to porozrzucane przedmioty, które kiedyś służyły im za odzienie i ekwipunek niezbędny do przetrwania w dłuższych podróżach. Ciągnie się na tyle głęboko, by móc bezpiecznie się ukryć przed nocą i niesprzyjającymi warunkami pogodowymi, jednak nie na tyle głęboko, by móc uciec od rozwścieczonych bestii do skrytych w mroku zakamarków.


Był to deszczowy dzień, który już zaczynał kończyć swoją podróż, ustępując niebezpiecznej nocy. Opady coraz bardziej się nasilały, a wiatr coraz mocniej wiał. W samym środku jaskini siedział olbrzymi elf przy dobrze rozpalonym ognisku, którego płomienie nie słabły ani trochę od kiedy je rozpalił. Miał wielkie szczęście, że nazbierał wystarczająco drwa, gdy jeszcze było w miarę suche w dniach niezapowiadających takich ulew. w kącie po jego lewej stronie leżała wielka sterta, która powinna wystarczyć na cały tydzień, a do tego wolno leżące wszędzie kości były dodatkowym paliwem do podtrzymywania żywotności paleniska. Po prawej stronie leżała sterta roślin i martwego ścierwa, będącego mieszkańcami dżungli, jeszcze poprzedniego dnia. Nad ogniem już powoli w garnku zaczynała bulgotać woda, roznosząc po całej jaskini swąd ugotowanej krwi i zgnilizny. Obok garnka na tym samym pręcie przypiekało się luźno powieszony, długi kawał mięsa. Mężczyzna odchylił prawy bok płaszcza, którym był zakryty i wyciągnął przed siebie palce długie, jak nóżki młodziutkiej sarenki. Kciukiem i palcem wskazującym podniósł przykrywę kociołka i nachylił się bliżej paleniska. Przyjrzał się bulgoczącej zawartości, pociągnął parę razy nosem i wyciągnął spod płaszcza drugą dłoń. Zamoczył w zupie palec i ubrudzoną tym sposobem rękawicę przyłożył do ust. Possał umoczonego palca i zmrużył oczy, jakby się zastanawiał co by tu jeszcze dodać. Po chwili pokiwał głową i zdjął swoje dzieło z ognia. Postawił między nogami, chwycił wielką łychę i po nabraniu jednej porcji, zaczął spożywać swój gotowany śmietnik. Gdy już połowa zawartości kociołka ubyła, wyjął z niego czaszkę, dającej temu wszystkiemu dosyć specyficzny zapach.
-Kim byłeś goblinie? Chłopem, banitą?- zadał pytanie pustym oczodołom i mruknął pod nosem. Otworzył szybkim szarpnięciem czaszkę i uniósł do ust ciepły kościany kielich. Wypił jego zawartość, która kiedyś była mózgiem, obgryzł czaszkę z pozostałego mięsa i zamachnął się prosto w wyjście z jaskini, by wyrzucić opróżnioną ii oczyszczoną głowę zielonoskórego. Zostawił na śniadanie resztę zupy i zabrał się za drugie danie. Zdjął z rusztu dobrze wysmażone mięso i oderwał jego połowę, resztę położył przy lewym boku, gdzie stał teraz kociołek. Nucąc sobie melodię jednego z elfich dzieł muzycznych, pałaszował ciepłą porcję mięsa, nie bacząc na to, że ktoś lub coś może zostać przyciągnięte tej srogiej i mokrej nocy przez światło ogniska.
Kartoteka

Re: Kościana jaskinia

2
Mimo deszczu dym i zapachy przygotowywanej strawy rozchodziły się po sporym obszarze bardzo szybko. Dżungla mimo deszczu dalej miała swoich rezydentów, którzy nie tylko jedli trawę i drobne owady. Co większe bestie tułały się nieprzestraszone obfitymi opadami deszczu w poszukiwaniu łatwej zdobyczy.
Elf mógł usłyszeć nagłe, coraz głośniejsze odgłosy wycia. Jakieś sporego rozmiaru zwierzę zbliżało się do półki skalnej. Przekaz był łatwy: coś pochwyciło zapach jedzenia i zbliżało się coraz szybciej. Nagle, u wrót jaskini pojawił się ogromny niedźwiedź. Tak duży, że wyglądał, jakby zbudowany był ze skały, na której stoi. Z jego pyska powoli skapywała gęsta ślina, a zza warg wystawały ostre kły gotowe do pożarcia swojej zdobyczy. Zaczął zmierzać w stronę palącego się ogniska, wydając z siebie coraz to bardziej głośne odgłosy. Obecność elfa w ogóle mu nie przeszkadzała, a jakby zaciekawiła. Najwidoczniej olbrzymi człekokształtny został oceniony jako niegroźny i ustawiony w kolejce do pożarcia.
Na domiar złego jaskinię przeszedł kolejny groźny ryk. Kolejna brązowa bestia pojawiła się w wejściu i zaczęła zmierzać w stronę ogniska.

Jeden zły ruch, a elf zostanie obrany jako pierwszorzędny cel. Czy tego chce?

Re: Kościana jaskinia

3
Podczas posiłku odwiedzili elfa dwaj mocarni mieszkańcy lasu. Po samych odgłosach, poznał te zwierzęta. Na szczęście może obejść się bez rozlewu krwi obu stron pragnących przetrwać tą noc. Po pierwsze, szybko złapał dwa spore kawały surowego mięsa. Po drugie, zanim pierwsze ze zwierząt weszło do środka, udało się dotychczasowemu mieszkańcowi jaskini dojść na czworaka przed ognisko, by być bliżej zwierząt i nie pozwolić na zniszczenie źródła ognia, najlepszego przyjaciela zmęczonego podróżnika. Siedział tak na ziemi, głaszcząc soczyste mięso i przywitał się, mówiąc spokojnym, lecz donośnym głosem:
-Miło mi was tu ugościć futrzani siłacze. Nie traktujmy się jak jedzenia, bądźmy przyjaciółmi w tą ciężką noc- wypowiedziawszy tych parę słów, rzucił niedźwiedziom soczyste prezenty.
Nie bał się bestii, które przybyły tylko po to, by zaspokoić swoje podstawowe potrzeby. Nie czuć było strachu od niego strachu, który lałby się strumieniami z każdego zwykłego podróżnika. Jeśli niedźwiedzie nie przyjmą dobroci swego gospodarza i żywiciela, jeśli będą chciały go ostatecznie zaatakować, będzie się bronił i uczyni z nich zapasy pożywienia.

//Raczej będę dołączał PW do wielu postów, za chwilę dostaniesz pierwsze//
Kartoteka

Re: Kościana jaskinia

4
Niedźwiedzie na początku wyglądały na zainteresowane propozycją elfa. Powoli doczłapały się do mięsa, które rzucił w ich stronę i zaczęły je obwąchiwać. Nie minęła chwila, gdy z paszczy ich wysunęły się ostre jak brzytwa zębiska i padlina zniknęła w oka mgnieniu. Ich wzrok, wyraźnie niezadowolony spoczął na Erdegaladzie. Zaczęły oblizywać pyski z resztek osocza, które znajdowało się w soczystym mięsie. Ich ślina ponownie zaczęła kapać ziemię. Widać było, że ten deszcz strasznie je zmęczył. W jednej chwili pierwszy zwierz stanął na dwie tylne łapy wydając z siebie niesłychanie głośny ryk. Najwidoczniej elf nie był przekonujący tym swoim tonem. Jego oczy zapłonęły żądzą zabijania. Obrał już sobie cel. Duży, mięsisty elf powinien być dobrym pożywieniem. Skoczył na człekokształtnego z impetem przyciskając go do ziemi. Wyrzutek znajdował się teraz pod bestią ważącą niemal 600kg. Nie miał dużo czasu na działanie. Cóż zrobi?

Re: Kościana jaskinia

5
Z uśmiechem przyglądał się zwierzętom jedzącym mięso, które im wręczył. Niestety chwila szczęścia nie trwała długo. Na jego twarzy zaczęło malować się zdziwienie i zawiedzenie wyborem leśnych przyjaciół.
-Cz-czemu? Za-zastanówcieee siii-ę... n-nnie jestem jedzeniem, t-taaam je macie- rozłożył ręce i wskazał smakowitą stertę, którą tyle czasu zbierał. Ze smutkiem patrzył na jednego z niedźwiedzi, który po chwili przydusił swój cel do ziemi. Zaskoczony elf zawył, gdy poczuł i usłyszał nieprzyjemne pacnięcie o podłoże. Silnymi i jak najszybszymi ruchami złapał lewą dłonią, lewą łapę napastnika, wręcz wrzynając się w nią i nie pozwalając na jakikolwiek ruch, którego następstwem byłoby jeszcze większe powodowanie bólu. Ogień w palenisku buchnął groźnie i już po chwili zniewolona przez swoją ofiarę bestia mogła poczuć jak przyjemnie fajczy się jej futerko i skórka. Prawą złapał tak samo sprawnie niedźwiedzia za szyję, dusząc go. Palce zsunęły się na krtań. Wbijając się w nią, zaczął kręcić, jakby chciał odkręcić jakiś zawór, z którego poleje się czerwona woda. Mocno szarpnął i takim samym kolistym ruchem co przy wierceniu, wyrwał tą krtań z włochatej gardzieli, przy okazji odrywając spory płat skóry. Jeśli jednak za pierwszym podejściem się nie uda, intensywnie raz za razem stosuje te same ruchy. Mocniej, mocniej i mocniej, aż wreszcie się uda. Palone i wykrwawiające się zwierze przerzuca na bok, żeby nie być przypadkowo zranionym i odczołguje się parę metrów dalej, patrząc na nowo zdobyte mięso i drugiego, jeszcze żywego niedźwiedzia.
-Twój p-przyjaciel t-teraz n-nie żyyyje!- wykrzyknął- będzie smaczniejszy po tym co zjadł! Też chcesz byyyy-yyć smacz-cznnn-ny?!- zapytał roztrzęsiony elf. Stanął pomiędzy wygłodniałym zwierzęciem, a drogą ucieczki. Pomimo każdego dobrego słowa, jakie wypowie, traktował teraz żywego niedźwiedzia tylko jak kolejną porcję smakowitego mięsa.
Kartoteka

Re: Kościana jaskinia

6
Elf zachowywał się jak najgroźniejszy w tym miejscu drapieżnik. Nic mniej mylnego. Jego siła pomogła mu w walce z napastnikiem. Niedźwiedź zaczął płonąć, jakoby już miał być przygotowywany do zjedzenia. Miotał się i starał się jakoś wybrnąć z trudnej sytuacji, jednak żelazny uścisk na krtani mu tego nie umożliwił. Chwila zajęła Erdegaladowi, aby upaćkać się krwią bardzo dokładnie. Jego oczy przysłoniła czerwona maź, nie mógł przez chwilę wyraźnie widzieć, jednak gdy przez mgłę zaczął prześwitywać mu ekosystem tejże groty poczuł silne ukłucie w lewej strony. Drugi niedźwiedź wykorzystał swoją szansę i ugryzł elfa w lewy nadgarstek, unieruchamiając jego rękę. Nie odgryzł jej jednak, jakby chciał się poznęcać nad swoim wrogiem. Powoli obwąchiwał mosiężne ciało spiczastouchego, a jego ślina lekko kapała to na elfa, to na ziemię. Teraz Erdegalad mógł poczuć okropny zapach tej cieczy.

Re: Kościana jaskinia

7
To, co zrobił drugi, niemądry misiek było największym błędem w jego życiu. Nie dość, że skrzywdził swojego gospodarza, robił to z jak największą przyjemnością. Czerwona mgła powstała przez zalanie oczu krwią, stała się jeszcze bardziej czerwona... oto gniew spowodowany tak nagłym obrotem spraw. Płomienie z ogniska i palonego niedźwiedzia uniosły się w górę i zaczęły wirować coraz szybciej, wraz z coraz głośniejszym krzykiem gniewnego elfa i z całą zgromadzoną siłą, ognisty pocisk wystrzelił w pysk zwierzęcia i rękę Erdegalada, która została otoczona gorącym, ognistym rękawem. Płomienie cały czas trwały w magicznym zapętleniu, uderzając o potwora z całą swoją siłą i oddalając się od niego, by znów zadać palący atak. Zaślepione furią oczy maga wpatrywały się z rządzą mordu w ślepia cierpiącej bestii. Jednym, pewnym ruchem na wolnej ręce uformował kulę ognia i zamachnął się, by wbić się w bok szyi niedźwiedzia i zacząć przypiekanie wnętrza. Ugryzioną rękę, nawet jeśli nadal będzie miał trzymaną w uścisku szczęk, wyprostuje jak najmocniej, przy okazji zapewne łamiąc kły i wbije się przez otwarty otwór gębowy, by wpuścić ogień do surowego wnętrza. Miał teraz ochotę spróbować mięsa chrupiącego i ciepłego w środku, a krwistego z zewnątrz.
Kartoteka

Re: Kościana jaskinia

8
Elf wpadł w furię. Niedźwiedź gryzący jego dłoń nie był już żadnym przeciwnikiem, gdy w ruch poszła siła magiczna. Misiek momentalnie zaczął płonąć, jego ryki można było usłyszeć bardzo daleko od groty, w której trwał bój. Szamoty agresywnego zwierzęcia i wściekłość jego człekokształtnego przeciwnika trwały dość krótko. Obrośnięty sierścią zwierzak został upieczony "od środka". Z jego oczu upłynęło życie, teraz leżał niedaleko drugiego przedstawiciela swojej rasy, i zapewne, służyć będzie jako kilka następnych posiłków swojego oprawcy.
Przypływ adrenaliny pomógł w zapomnieniu o ranie, którą Erdegalad odniósł, po ukąszeniu przez niedźwiedzia. Ta krwawiła dość obficie, a ból zaczął pulsować od nadgarstka do końca ramienia. Elf bardzo szybko tracił krew. Musi odwiedzić lekarza.

Jeśli będziesz wybierał się do miasta, nie musisz czekać na moje posty, chyba, że napisze ci tak w pw. Pamiętaj, że jeśli nie podejmiesz żadnych kroków, aby wyleczyć ranę, to doprowadzę cię do śmierci.

Re: Kościana jaskinia

9
Podszedł od tyłu do pierwszego zabitego niedźwiedzia i chwycił go mocno za tylną łapę. Ciągnąc tak za sobą martwe truchło, drugie chwycił tak samo. Skierował się na prawo do ściany i tam położył włochatego trupa. Z drugim poszedł do góry zapasów pożywienia i tam go ułożył. Ciszę przerywały jedynie ciche syknięcia powodowane bólem i dźwięk deszczu uderzającego w ziemię i rośliny za jaskinią. Pacnął ociężale na swoim poprzednim miejscu i wziął do ręki upieczony wcześniej posiłek. Odgryzł kawał mięsa i lekko otumaniony rozglądał się po jaskini. Powieki robiły się coraz bardziej ociężałe i gdy opuścił głowę, by zasnąć, jego uwagę przyciągnęła zakrwawiona ręka. Zmrużył brwi w zdziwieniu, że tutejsze miśki mają tak silne szczęki i ostre kły.
-Moja rękawica jest cała brudna...- wymamrotał do siebie, po czym zdjął poszarpany materiał, rzucił go na zimną posadzkę i pochylił się nad ogniskiem. Włożył w płomienie pięknie ranną rękę, pięknie lśniącą w tym świetle i wzmocnił ogień mocą. Po paru sekundach wyjął spokojnie palące się przedramię, nieprzytomnie na nie spojrzał i jednym dmuchnięciem zgasił szalejący na tej części ciała ogień. Pięknie teraz pachniało spaloną krwią i co najważniejsze, życie zaczęło wolniej uciekać.
-Ech, z-zzzłe płomienie. Szkoda, że musi teraz padać, przydałyby się inne...- mruknął pod nosem i zamknął oczy. Wziął parę głębokich wdechów, powietrze zawirowało.

PW
Kartoteka

Re: Kościana jaskinia

10
Zapadła już noc, pada deszcz. Na około nic poza drzewami. Gąszcz roślin uniemożliwiał widzenie na długi dystans. Za mną pokornie dreptał mój koń, Farenil. W tobołach spokojnie drzemała, ukryta przed deszczem, Desire.
-Szczęście, że nie gubię się sam...
Co ja tutaj w ogóle robię?
Chciałem tylko trafić z powrotem do domu...
W zasadzie nie spieszy mi się, nikt tam na mnie nie czeka. Jedyni moi przyjaciele są tutaj ze mną...-

Byłem przemoczony do ostatniej suchej nitki. Nie przejmowałem się tym, lubię mieć bliski kontakt z wodą, mogę użyć jej w każdym momencie.
W pewnym momencie Farenil przystanął i zarżał. Wiedziałem, że coś się dzieje, był to nasz umówiony znak, gdy mój koń coś wyczuje. Chwilę później usłyszałem niedaleko ryk jakiegoś wielkiego zwierzęcia. Ucichł, tak szybko ja się zaczął. Zaczynało brakować mi prowiantu, musiałem sprawdzić co to, zaopatrzyć się w jakieś smaczne mięsko. Później znajdę schronienie na resztę nocy.
Ruszyłem w stronę, gdzie przed chwilą ucichł dźwięk ryku. Znalazłem oświetloną jaskinie, ale widok jaki tam zastałem, był, lekko mówiąc, degustujący. Siedziało tam jakieś stworzenie, w przebłyskach migoczącego ognia ujrzałem, że tym stworzeniem jest elf. Na ziemi leżały dwa potężne, martwe niedźwiedzie. Chciałem od razu wejść do jaskini, ale primo, po chwili spostrzegłem, że elf ten jest cały umazany krwią. Secundo, co robi tutaj elf? Tak daleko od domu? To pytanie trochę mnie rozśmieszyło, może był w takiej samej sytuacji co ja, a teraz bronił życia przed dwoma atakującymi niedźwiedziami. Po namyśle, powoli ruszyłem do jaskini. Elf obrócił głowę w moją stronę...
Ostatnio zmieniony 04 sty 2013, 10:33 przez Alcarin, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: Kościana jaskinia

13
Usłyszał na zewnątrz rżenie konia, ktoś bardziej cywilizowany od tych niedźwiedzi, zbliżał się do jaskini. Nie przerywając krążenia mocy magicznej, schował pod płaszcz rękę, na której już nie powinno być głębszych ran i założył rękawicę. Ujrzał elfią sylwetkę u wejścia do jaskini i po dłuższej chwili uniósł całkowicie głowę, by mu się przyjrzeć.
-Je-eśllli n-nie-e jesteś niedźwiedziem w elllf-fiej skórze i nie chcesz mnie zjeść, zapraszam d-do og-gnisssska...- powiedział nieśmiało, jakby był tu nieobecny, jakby podróżował myślą i duchem po dalekich krainach. Spod płaszcza wysunęła się dłoń z nadzwyczaj długimi palcami i powędrowała do kociołka.
-Powin-no byyyć jeszcz-cze cieeeepłe. Cz-częstuj ssssię el-fi braaaa-cie moją zupą. Masz łychę w środku- gdy wypowiedział te słowa, odsunął od siebie kociołek, wskazując ścianę z samotnym, martwym niedźwiedziem- tam powinno się cie-epło, mięciutko i wygg-godnie jeeeeś-ć. Naaa-ajlepiej je-est jeść przy świe-eżuttttkim, nieeeeo-obdartym futterku. Je-eszcze lepiej niż w paaaałacu- uśmiechnięty zaczął kiwać głową zachęcająco. Chwycił resztki odrobinę spalonego mięsa i ugryzł ociężale. Skinął głową na swoją prawą stronę, na wielką stertę mięsa przeróżnego pochodzenia i drugiego niedźwiedzia przy tej stercie leżącego.
-Wszystko świe-eże, ostatnio upolowane. Niedźwiedzie są naj-najbardziej świe-eże, dzisiaj mnie odwiedziły. Szkoda, szkoda że nie chciały się, się zaprzyjaźnić. Chciały mnie zjeść, chciał-ły, więc ja nie będę głod-głodnn-ny.
Zamilkł i wpatrzył się w skaczące w ognisku płomienie. Co pewien czas odruchowo spoglądał w stronę swojego gościa, czy siada tam, gdzie jego miejsce jest dzisiejszej nocy.

//Odpisz raz, Alcarinie i będzie kolej naszego Barda. No i oczywiście... Aart, PW//
Kartoteka

Re: Kościana jaskinia

14
Elf podniósł głowę do góry i spojrzał na mnie. Po chwili gospodarz jaskini się odezwał. Jego głos był... jakby to ująć, niecodzienny. Jakby syczący.
-Witaj, chętnie ogrzeję się przez moment, zanim wyruszę dalej.-
Elf zaprosił mnie na posiłek, spojrzałem na zawartość kociołka... Ani nie sprawiała wrażenia smacznej, ani pachnącej. Pociągnąłem powietrze nosem i moje nozdrza wypełnił nieco charakterystyczny zapach, jakby zgnilizny...
-Jeśli nie masz nic przeciwko, dokończę mój prowiant, bo niedługo się popsuje-
Zarzuciłem wodze Farenila na grzbiet, żeby nie haczył o występy skalne, zdiąłem toboły z jego grzbietu, po czym podszedłem do truchła niedźwiedzia. Usadowiłem się na ziemi i oparłem plecy na niedźwiedziu. Odpakowałem elfi chleb, na szczęście nie przemoczony. Miałem zostawić go na dalszą podróż, nie wiadomo gdzie, ale wizja jedzenia z kociołka nieznajomego skutecznie odwiodła mnie od tej myśli. Farenil stał u wylotu jaskini chłeptając wodę, która zebrała się w zagłębieniu w skale, Desire nadal drzemała w tobołach opartych o ścianę jaskini.
Jadłem chleb, przygryzając go kawałkami suszonego mięsa, przy czym bacznie obserwowałem umazanego krwią elfa...

Re: Kościana jaskinia

15
Olbrzymi elf mimo swojego dziwnego zachowania spotkał kogoś, kto się go nie boi. Jeździec z rumakiem wszedł do groty, gdzie leżały dwa truchła po niedźwiedziach. Dziwny widok, jak nawet tak dobrze zbudowany koleś mógł zabić dwa ogromne ludojady. W jaskini czuć było zapach spalonej sierści, skóry i mięsa połączony z odorem skrzepniętej krwi.
Rany Erdegalad w zaskakująco szybkim tempie się goiły. Nie wiadomo co płynęło w krwi tego człekokształtnego, ale było to na prawdę przydatne. Dostał od losu bardzo dobry prezent.


Piszcie sobie piszcie, chyba, że wywiąże się walka, albo jakiś ważny dla waszych postaci wątek, który będę musiał opisać. Jakby co dawajcie znaki na pw.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Deszczowy Matecznik”