POST POSTACI
Vera Umberto
Ohar miał rację, Vera zupełnie o tym nie pomyślała - dla Ignhysa to będzie większa gratka, niż syreny, które dotąd mógł oglądać wyłącznie martwe. Może obecność mrocznego elfa na pokładzie odwróci jego uwagę od nieobecności syna. Wciąż ciężko było jej uwierzyć w to, co właśnie widziała; w te popielate ciała, leżące martwe na pokładzie. Przecież nie istniała gdzieś wyspa, na której mroczne żyły sobie i radośnie tworzyły sobie swoją małą, szarą społeczność, prawda? Legendy mówiły, że pochodzą z podziemi, ale nic nie mogło żyć pod powierzchnią na dłuższą metę; nie istoty humanoidalne, takie jak oni. Wszyscy potrzebowali słońca, powietrza. Vera nie potrafiła poukładać sobie tych rzeczy w głowie i miała nadzieję, że rozmowa z nowym jeńcem choć odrobinę rozjaśni jej wyobrażenia - o ile w ogóle zechce on odpowiadać na jej pytania i faktycznie nie skończy się na tym, że odechce się jej przesłuchań i odda elfa na sekcję Ignhysowi. Vera Umberto
Zawartość kajuty kapitańskiej była rozczarowująca, ale przynajmniej zyskali trochę dóbr. Zrabowanie ich Kompanii dodawało temu słodki posmak. Po przeniesieniu wszystkiego na Siostrę, po zebraniu płaszczy i innych błękitnych skrawków materiału, podnieśli trap i żagle, by płynąć dalej w swoją stronę, a drugiemu stateczkowi pozwolić zatonąć przy najbliższej większej fali. Umberto chciała ostatecznie dotrzeć na Harlen i bała się tego, co tam zastanie; dobrze będzie więc na te kilka dni rejsu znaleźć sobie inne zajęcie, niż zamartwianie się tym, na co nie miało się wpływu.
Rozważała poinformowanie Corina o tym, co zaszło, ale zrezygnowała, dochodząc do wniosku, że i tak w swoim obecnym stanie do niczego się jej nie przyda. Nie do końca się jej to podobało. Nie przeszkadzało jej jego palenie, ale potrzebowała móc zaufać jego osądowi i mieć w nim wsparcie, zamiast nie do końca przytomnego kochanka. I żeby jeszcze faktycznie tego kochanka miała; zalecenia Labrusa jasno mówiły, co może sobie z takimi życzeniami zrobić. Liczyła na to, że wcześniej czy później ból przestanie być tak dotkliwy, by Corin musiał być permanentnie otępiały. Jakkolwiek uroczy był zachwyt, jaki niezmiennie wykazywał na jej widok, nie potrzebowała go tylko do tego, by na nią patrzył z miłością.
Ruszyła pod pokład, zabierając ze sobą któregoś z medyków, jeśli znalazła jakiegoś, który miał chwilę przerwy, a jak nie, poprosiła, by zszedł do niej jak będzie już mógł. Na pewno nie zamierzała odciągać ich od własnych ludzi; mroczny mógł poczekać, nie przedkładała jego życia ponad życia swojej załogi - ani ponad własne. Ona też wciąż potrzebowała porządnego opatrunku na swoim ramieniu, jak nie szycia. Nie miała okazji przyjrzeć się obrażeniom, jakie otrzymała.
Poczekała, aż gapie się przed nią rozstąpią, bo nie miała ochoty się pomiędzy nimi przeciskać. Dopiero wtedy podeszła do kraty, za którą rozsiadł się ich gość. Nie próbowała nawet ukrywać zaciekawienia, bo podzielała je razem ze wszystkimi tu zebranymi. Wrzuciła do środka butelkę jakiegoś słabego wina, którą zgarnęła po drodze, pozwalając jej potoczyć się mężczyźnie pod nogi, po czym oparła się o metal i zmierzyła mrocznego spojrzeniem.
- Jestem kapitan Umberto - przedstawiła się. - A ciebie jak zwą?
Publiczność jej nie przeszkadzała, nie miała nic do ukrycia. Może Siódma Siostra faktycznie była przeklętym statkiem? Jak to się działo, że to właśnie oni trafiali na takie wynaturzenia?
- Zaatakowaliście statek Kompanii Handlowej Błogosławieństwa Ula. Dlaczego? - spytała. - Tylko z tego powodu jeszcze żyjesz. My też za nimi nie przepadamy.