[Złote Morze] Pokład "Siódmej Siostry"

31
POST POSTACI
Vera Umberto
Nie była w stanie jednoznacznie stwierdzić, czy podjęła dobrą, czy złą decyzję. Widząc, jak marynarze spuszczają się na linach po zewnętrznej stronie kadłuba, miała ochotę przywiązać ich z powrotem. Brawury nie była wstanie im odmówić, w przeciwieństwie do rozsądku. Nie chciała, by kolejni ginęli, by krew następnych barwiła wodę, przez którą płynęła Siódma Siostra. Było to dość makabryczne, ta świadomość, że żagle pchają ich przez szczątki tych, którzy stracili właśnie życie, a czerwone fale czule obmywają kadłub statku, dla którego się poświęcili.
- Nie schodzić za nisko, do cholery! - krzyknęła do nich z góry.
Kiedy coś łupnęło w kadłub, kapitan zbladła. Cokolwiek to było, zostało tu zwabione przez świeżą krew, a to nigdy nie było dobrym znakiem. Pozostało mieć nadzieję, że zainteresuje się syrenami, które też były już trochę poharatane. Oby to była wielka ławica jakichś zwykłych drapieżników, a nie kolejny potwór rodem z koszmarów. Czy zapuścili się na wody, na które nie zapuszczali się do tej pory? Nie wydawało się jej, pływała tędy niejednokrotnie. I to nie tylko ona. Może nie był to często uczęszczany szlak handlowy, ale też nie jakieś kompletne odludzie! Musieli stąd uciekać, jak najszybciej, a do tego potrzebowała pełnej załogi.
- Irina! Klucze do cel! - krzyknęła i uniosła dłoń w górę, wiedząc, że elfka ma je przy sobie. To było szybsze, niż biegnięcie na rufę, do kajuty kapitańskiej, po własny komplet. Gdy oficer je rzuciła, Vera złapała je i pędem poleciała pod pokład, uwolnić całą resztę mężczyzn. Biegła najszybciej, jak potrafiła, skacząc po dwa stopnie i nie przejmując się niczym, poza uciekającym czasem.
- Na górę, raz raz - poleciła, otwierając pierwszą celę. - Postawić żagle na nawietrznej. Musimy stąd spierdalać w podskokach.
Wypuściła pierwszą ósemkę i dopadła do drugiej kraty.
- Syreny są przerzedzone, więc dały wam spokój, ale mamy straty. Do tego przypłynęło coś większego. Musimy uciekać na północ. Kierujcie się w stronę naszej wyspy, jak najszybciej.
Potem ruszyła biegiem w stronę tych, którzy przywiązani byli pod pokładem, chcąc uwolnić też ich. Razem mieli większe szanse na naciągnięcie żagli i porządne złapanie wiatru, niż w ograniczonym składzie. Dopiero kiedy to zrobiła, sama wróciła na górę, modląc się do Ula i Sulona, by udało się im uniknąć kolejnych ofiar, nie wspominając o zatopieniu. Nie mogli do tego dopuścić. Siostra była szybkim i zwrotnym statkiem, znacznie lepiej radzącym sobie w uciekaniu przed niebezpieczeństwem, niż stawianiu mu czoła.
Obrazek

[Złote Morze] Pokład "Siódmej Siostry"

32
POST BARDA
Marynarze, w ferworze walki, nie myśleli o tym, co mówiła Vera, gdy ich celem było pomszczenie kamratów i pozbycie się paskud, które wciąż zagrażały. Kolejni wpadali do wody, jednak zajmowali syreny na tyle, by nie śpiewały i nie kusiły ich do skakania dobrowolnie.

Kapitan prawdopodobnie nie myliła się - krew załogantów barwiła wodę i każde zwierzę, które było w stanie wywąchać ją w morzu, z pewnością było zaalarmowane.

Kolejne uderzenia w kadłub sprawiały, że statek chwiał się, jakby nie mogąc utrzymać na falach. Vera obijała się o ścianki, gdy z kompletem kluczy w ręku biegła pod pokład, do pozostałych, których wypuszczała z zamknięcia.

- Ta jest! - Odkrzykiwali chórem, biegnąc na górny pokład, by zgodnie z poleceniami postawić żagle i uciec jak najdalej od nieszczęsnego miejsca na środku morza.

- Odpływają! - Krzyknął któryś z mężczyzn, który na linie dyndał przy burcie. - Kapitanie, syreny są w odwrocie!

Mniejsze drapieżniki dały za wygraną... ale kiedy Vera spojrzała w wodę, dostrzegła, co mogło wcześniej popychać Siostrę.

Cień rozciągał się pod statkiem. Nie sposób było dostrzec jego początku i końca, gdy długie cielsko przepływało nad wyraz spokojnie, nie interesując się statkiem tak, jak być może powinno. Vera dostrzegała między falami niemal czarny grzbiet z pojedynczą pionową płetwą, ciągnącą się wzdłóż potwora. Przynajmniej nie wydawało się, by ten interesował się łajbą.

Żagle zostały postawione i statek, pchany wiatrem, popłynął na północ. Na pokładzie rozciągały się trzy syrenie truchła i czwarte, które jeszcze wiło się w agonii.
Obrazek

[Złote Morze] Pokład "Siódmej Siostry"

33
POST POSTACI
Vera Umberto
Wypadając na główny pokład, rozejrzała się, chcąc od razu podsumować straty, do jakich doszło podczas jej kilkuminutowej nieobecności. Nie było tak źle; nie zauważyła, by jej załoga została w międzyczasie zdziesiątkowana, za to zauważyła od razu zaskakująco wielkie cielska syren, leżące na deskach Siostry, w tym jedno, które wciąż miotało się, dogorywając.
- Wracajcie na górę - poleciła tym uwieszonym na linach, a potem skinęła głową w stronę części załogi stojącej nad nimi. - Wciągnijcie ich. I niech ktoś dobije to kurestwo.
Wychyliła się przez reling, spoglądając w dół, a jej wzrok przyciągnął lśniący grzbiet jakiejś czegoś ogromnego. Pionowa płetwa sugerowała rekina, choć Umberto nie miała dotąd do czynienia z tak wielkim osobnikiem. A przynajmniej nie z tak bliska. Tak czy inaczej, ostatnim, czego teraz mogła chcieć, było sprawdzanie jak zainteresować rybę Siódmą Siostrą. Odepchnęła się od barierki i odwróciła, unosząc wzrok na maszty i załogę krzątającą się wokół takielunku, na napinające się na wietrze żagle, porozrzucane po pokładzie liny i na mężczyzn, wspinających się z powrotem na pokład.
- Mamy jakichś rannych? - spytała, już nieco spokojniejsza, czując, jak statek przyspiesza. Wiatr zaczynał mierzwić jej niedokładnie związane włosy i odklejać wilgotną od potu koszulę od jej skóry. Nie tego się spodziewała, wychodząc rano z kajuty. Wszyscy byli wykończeni; od tylu godzin nikt nic nie jadł. A przynajmniej żadna z kobiet nie miała na to czasu, bo może związanymi ktoś się zaopiekował w międzyczasie.
- Kogo straciliśmy? - dodała ciszej, mrużąc oczy i przesuwając uważnym spojrzeniem po załodze, usiłując wypatrzeć kogo brakuje. Wciąż nie wiedziała, czy syreny nie wrócą, ale liczyła na to, że wielka ryba akurat tym razem okazała się ich sojusznikiem i je przegoniła.
Rzuciła pałkę w kąt i podeszła do jednego z zabitych potworów, kopnięciem odwracając go na plecy, by móc się mu lepiej przyjrzeć. Nie było to najpiękniejsze trofeum, choć trzeba było przyznać, że nie każdy kapitan mógł poszczycić się posiadaniem zarówno własnej głowy na karku, jak i głowy syreny na pokładzie. Co nie zmieniało faktu, że stwory były to paskudne.
Obrazek

[Złote Morze] Pokład "Siódmej Siostry"

34
POST BARDA
Nie trzeba było dwa razy powtarzać - załoga zebrała się wokół syreny i za pomocą krótkich, lecz ostrych noży pozbawili życia ostatnią z potworzyc.

- Kapitanie, co z nimi zrobić? - Zapytał ten, który wcześniej żartował na temat wykorzystania syren we właściwy męskim mężczyznom sposób. Nie wydawało się, by teraz był chętny, by pokazać im swój urok. - Za burtę? Czy wieziemy do brzegu?

Stworzenie przepłynęło pod Siostrą i wkrótce zniknęło. Morze wciąż było spokojne, a wiaterek lekki, choć nie na tyle, by statek stał w miejscu. Żagle napinały się i pchały łajbę do przodu. Żadna syrena ani żaden wielki zwierz nie nękał chwilowo statku i załogi.

- Zajmiemy się rannymi. Nie mamy ich wielu, ledwie pół tuzina. - Zaraportował Corin. - Straciliśmy... koło dwudziestu. - Stwierdził, choć bez pewności, bo choć paru skoczyło do morza, wciąż nie mogli się doliczyć tych, którzy przegrali z syrenami w walce bezpośredniej. Corin spojrzał w niebo, najwyraźniej odmawiając niemą modlitwę do morskich bóstw, by te ulitowały się nad jestestwami poległych. - Vera, powinnaś odpocząć. - Corin szedł za nią jak cień, gdy ta zbliżyła się do syren. - Zostaw. Co chcesz z nimi zrobić? Możemy spróbować je sprzedać. - Podpowiedział.
Obrazek

[Złote Morze] Pokład "Siódmej Siostry"

35
POST POSTACI
Vera Umberto
- Zostawcie na razie - poleciła bez przekonania. - Zepchnijcie pod barierkę. Zajmijcie się lepiej zawieszeniem tego żagla z powrotem.
Stracili koło dwudziestu... to dużo za dużo. Jedna trzecia załogi. Vera zamilkła na długo. Próbowała uratować ich wszystkich, ale nie była na to przygotowana, bo nigdy nie przyszło jej do głowy, że będzie musiała mierzyć się z takim zagrożeniem. Wciąż stojąc nad cielskiem syreny i starając się nie zwracać uwagi na wiszącego nad nią Corina, patrzyła na swoich ludzi. Na zmęczone kobiety i zbyt małą nagle grupę mężczyzn.
- Nie mamy nawet ciał, które moglibyśmy oddać morzu w ramach odpowiedniego pożegnania - powiedziała cicho, tak, by usłyszał ją tylko Yett. Zawiodła ich wszystkich. Gdzieś popełniła błąd i nie wiedziała nawet gdzie. Kiedy mężczyzna wspomniał o sprzedaniu syren, pokiwała głową. - Może w tawernie na wyspie będą chcieli jedną wypchać i powiesić nad barem. Złoto się przyda.
Miał rację; musiała odpocząć. Była wykończona fizycznie i psychicznie. Przetarła twarz dłonią, pilnując, by nie pokazać po sobie słabości. Nie chciała, by widzieli ją zawiedzioną i pogrążoną w żałobie. Może jak dopłyną na miejsce, będzie mogła zapić się do nieprzytomności, bez ryzyka, że ktoś lub coś będzie próbować zabić ją i jej ludzi. Koło dwudziestu. Nawet podczas atakowania innych statków i abordaży nie zdarzyło im się stracić tak wielu.
- Dobrze się spisałyście wszystkie - rzuciła głośno do kobiet, które czuwały przez te wszystkie godziny i pomagały jej w walce, gdy syreny wróciły. - Tamara, Marda, dobra robota z harpunami. I wy też - przesunęła spojrzeniem po pozostałych. Słońce znikało już za horyzontem; trzeba było pozapalać lampy na pokładzie. - Gdybyście nie pomogli, kiedy wróciliście do zmysłów, mogłoby skończyć się dużo gorzej. Opatrzcie rany, dojdźcie do siebie. O północy pożegnamy tych, którzy nas opuścili. Do tej pory... mimo wszystko nie traćcie czujności.
Obróciła się w miejscu i uniosła wzrok na Corina. Oparła dłoń na jego ramieniu, uśmiechając się słabo, bez przekonania.
- Cieszę się, że tobie nic nie jest - poklepała go i powoli ruszyła w stronę rufy. - Muszę usiąść na chwilę. Przebrać się i coś zjeść. W razie czego wiesz gdzie mnie szukać.
Wątpiła, by znalazła ukojenie w samotności własnej kajuty, ale faktycznie była padnięta. Tam przynajmniej nie będzie musiała udawać pewności siebie i zadowolenia z rezultatów dzisiejszego starcia. Kiedy więc znalazła się w środku, zapaliła lampę, by cokolwiek widzieć i nalała wody z wysokiego dzbanka do stojącej w rogu misy. Zdjęła z siebie mokrą koszulę i rozpuściła włosy, a potem umyła się szybko i przebrała w coś czystego, by wreszcie zgarnąć z biurka jakieś resztki poprzedniej kolacji w postaci suchego chleba i z ciężkim westchnięciem opaść na koję. Oderwała niemrawego kęsa od wyschniętej kromki. To był chyba jeden z najgorszych dni, jakie przeżyła na tym pokładzie.
Obrazek

[Złote Morze] Pokład "Siódmej Siostry"

36
POST BARDA
Załoga została uszczuplona o niemal jedną trzecią, a licząc rannych - niemal o połowę. Cztery cielska syren nie mogły stanowić zapłaty za życie tych, którzy stracili je w walce o dobro załogi.

Vera poczuła dłoń Corina na swoich plecach. Mężczyzna nie obejmował jej, by nie podkopać jej autorytetu w oczach pozostałych marynarzy, jednak okazał jej tyle wsparcia, ile mógł.

- Poświęcili się dla nas. - Przypomniał jej. - Osmar sporządzi listę imion. Podziękujemy im w nocy.

Corin starał się dodać otuchy pani kapitan, jednak widok załogi nie napawał nadzieją. Mężczyźni krążyli wokół syren, teraz nie siląc się już nawet na żarty. Kobiety siadły w swoim gronie, Tamara pomagała bandażować łydkę Mardy, która klęła na czym świat stoi. Ostre zęby syreny dosięgnęły jej nóg.

- Będziemy czuwać, kapitanie. - Odezwała się Maruda. - Ale nie wiń mnie za to, że chcę się najebać. - Dodała, zapewne już myśląc o cieple alkoholu rozlewającego się po przełyku. Zasłużyła na taką nagrodę.

Pierwszy oficer skinął jej głową, niemo obiecując, że przypilnuje wszystkiego, podczas gdy ona będzie odpoczywać. Mogła mu zaufać.

Przynajmniej ten wielki cień, który wcześniej przepłynął pod statkiem, nie powrócił.

Koniec przygody
Dzięki zwycięskiej walce z syrenami, Vera otrzymuje:

Kusze +1
Empatia +1

Gratulacje!
Obrazek

[Złote Morze] Pokład "Siódmej Siostry"

37
POST POSTACI
Vera Umberto
z tematu: Wyspa Harlen

Pasiaste żagle nad głową były jak miód na jej zbolałą duszę. Mogła darzyć Harlen ogromną nostalgią, tak samo jak Archipelag, ale to Siódma Siostra była jej domem. Ten zniszczony, zdecydowanie wymagający napraw i pozbawiony połowy załogi statek. Jej nieadekwatnie bogato przystrojona kajuta i sylwetka siedzącej wysoko Iriny na tle nieba. Brodata gęba Osmara i piosenki Tripa. Przynieśli ją tutaj, tak jak chciała, choć nie była w stanie wyrazić tej potrzeby werbalnie, zbyt wykończona po walce. Nie miała nawet siły opieprzyć kuka za jego głupie łzy. Nie miała jak policzyć strat i zająć się kwestią pogrzebów dla tych, które straciły dziś życie. Czy zginęły z jej winy? Czy gdyby Tamara nie posłuchała rozkazu, ranę po jej harpunie dałoby się wyleczyć i przeżyliby z Corinem oboje, czy wiązało się to z wyborem miedzy jednym a drugim? Brakowało ciała Dafne, która wpadła do wody jeszcze zanim dotarły na pokład Szkarłatu. Musiała to komuś powiedzieć. Musiała im przypomnieć.
Nie zdążyła zrobić niczego, zanim jej świadomość odpłynęła w przyjemniejsze miejsce, z dala od bólu i chaosu wokół.

Gdy obudziła się później, była rozebrana z pancerza i butów, jej ramię zostało opatrzone, koszula zmieniona na czystą i niezakrwawioną, a noga usztywniona praktycznie do kolana. Nie wiedziała, kto się nią zajął, ale nie miało to w tej chwili żadnego znaczenia, tak samo jak pora dnia. Grunt, że nie straciła stopy. Byłby to strasznie złośliwy chichot losu, gdyby przyszło jej zamienić ją na drewniany kikut. Brakowałoby jej wtedy tylko opaski zasłaniającej pusty oczodół, by idealnie wpasować się w odwieczne stereotypy.
Wciąż trochę kręciło się jej w głowie i miała mroczki przed oczami, głównie od gorączki, która musiała trawić jej ciało, ale nie mogła leżeć bezczynnie w koi, gdy nie wiedziała, jak wygląda sytuacja na statku i ogólnie w porcie Harlen. Podniesienie się do pozycji pionowej zajęło jej zdecydowanie zbyt wiele czasu, tak samo jak szukanie w kajucie czegoś, na czym mogłaby się podeprzeć, kuśtykając na zewnątrz. Niczego nie znalazła, wyszła więc podpierając się o ścianę, a potem o pierwszego lepszego załoganta, jaki się jej napatoczył. Musiała zlecić skonstruowanie dla siebie jakiejś podpory na najbliższe tygodnie. Wyglądało na to, że spędzą na Harlen więcej, niż te planowane kilka dni.

Vera nigdy się nad sobą nie użalała i nie inaczej było tym razem. Po jakimś czasie względnie doszła do siebie, na tyle, by móc poruszać się samodzielnie i by nie kręciło się jej już nieustannie w głowie. Siódma Siostra wypłynęła z zatoki na otwarte morze na kilka godzin, by odpowiednio pożegnać Tamarę, Serratię i Dafne, które poświęciły życie, by uratować nie tylko Corina, ale i całą wyspę. Pół-syrenie zwłoki Anny Caldwell, jakie zawisły na wejściu do portu jak makabryczny drogowskaz, razem z całą resztą dowodów na prawdziwość historii opowiadanej przez kobiety i tych, których magia potworów nie dosięgnęła, zapewniły kapitan Umberto respekt, jakiego dotąd tutaj nikt względem niej do tego stopnia nie okazywał. Nie narzekała. Przynajmniej to się jej należało, po wszystkim, co przeszła.
Dobre kilka tygodni zajął im wszystkim powrót do codzienności. Tripowi do wyśpiewywania mniej lub bardziej zbereźnych piosenek na głównym pokładzie, a Osmarowi do podsumowywania wszystkiego wokół wyjątkowo kwiecistymi wiązankami przekleństw. Sama Vera też w końcu zaczęła ponownie się uśmiechać, choć ciężar, jaki nosiła w sercu, potrafił wybudzić ją w środku nocy i uniemożliwić ponowne zaśnięcie. Do tych, którzy zginęli, zaliczała także Erinela, bo choć nie znalazła nigdzie czerwonowłosego, elfiego ciała, tak jego zniknięcie dość jasno wiązało się dla niej z zaistniałymi wydarzeniami. Zostało jej po nim wspomnienie jednej wspólnej nocy, srebrna figurka z narkotykiem wewnątrz i przemoczony, posklejany dziennik Steffena, zniszczony w momencie, w którym Corin wepchnął ją w płaszczu do wody.
Z czasem przyszła do niej także niewygodna świadomość czegoś nowego, co zauważała za każdym razem, gdy wspominała swoją wściekłość na widok rozcinającej gardło Corina Anny. Emocja, która ogarniała ją na myśl o stracie tego człowieka, była zbyt silna, by dało się ją wytłumaczyć wyłącznie przywiązaniem, będącym skutkiem długoletniej współpracy. Tłumaczyła to sobie słabością i roztrzęsieniem po walce z syrenami, które z jakiegoś powodu nie przechodziły bardzo długo. Bo przecież co innego mogło być przyczyną? Grunt, że Yett przeżył, choć od śmierci dzielił go wówczas jeden oddech. Vera była przekonana, że jej nietypowa emocjonalność względem niego z czasem zwyczajnie minie.

Przez kilka tygodni obserwowała statki zawijające do portu i te, które go opuszczały. Pożegnała Szkarłat Taj'cah, gdy ten wybrał nowego kapitana i wypłynął z Harlen. Przejęła kilku mężczyzn pod swoje dowodzenie, tych, którzy bardzo chcieli się przenieść, ale nikogo do tego nie namawiała i nie zamierzała bardziej uszczuplać i tak już szkieletowej załogi. Z nowym kapitanem rozstali się w dobrych stosunkach, bo co by nie mówić, uratowała jego ludzi przed nieuchronną śmiercią. Dobrze było wiedzieć, że w przeciwieństwie do Anny Caldwell ten mógł w przyszłości stanowić osobę do lukratywnej współpracy - jak już oboje nadrobią braki kadrowe i zaczną z powrotem działać na otwartym morzu.
Tym też zajęła się od razu, jak tylko ozdrowiała na tyle, by poruszać się bez kuli i o własnych siłach przemieszczać się po pokładzie. Siódma Siostra opuściła Harlen, kierując się na Archipelag, z piracką banderą póki co zwiniętą i schowaną głęboko w skrzyni. Wszystkim należał się odpoczynek w cywilizacji, a statkowi - porządna naprawa. W Porcie Erola Umberto wydała sporo, a właściwie prawie wszystko, co miała, by doprowadzić Siostrę do stanu, w jakim była zanim syreny zaatakowały po raz pierwszy, a także po to, żeby wynagrodzić pozostałym w załodze kobietom ich wysiłek i poświęcenie. Ostatnim kilku zamówiła dopasowane w końcu napierśniki (ku wielkiemu rozżaleniu mężczyzn) i nową broń, z czego to drugie również dla samej siebie: nowy sejmitar, lśniący i ostry, wykuty na wzór poprzedniego. Poza tym, naturalnie, uzupełniła zapasy i kupiła wszystko, co potrzebne im było na kolejny długi rejs. Odwiedziła też maga-uzdrowiciela, by ten przyspieszył gojenie jej nogi, choć wizyta u takiego okazała się zaskakująco drogim przedsięwzięciem. Trudno. Tak czy inaczej wiedziała, że czeka ich co najmniej kilka rabunków w najbliższym czasie. Z czegoś trzeba było żyć, a i jej ludzie rwali się już do akcji, zmęczeni faktem, że ostatnimi czasy przy poważnych starciach okazywali się bezużyteczni, bo syreny odbierały im zdolność logicznego myślenia.
Po spędzeniu kilku tygodni w Porcie Erola, gdzie poza rozsądnymi działaniami Vera też zatonęła na jakiś czas w swojej ulubionej tawernie, tracąc poczucie czasu i kolejny ciężki mieszek złota, a na chwilę także głowę w objęciach jednego z wyspiarskich marynarzy (z którym znali się już od lat i co jakiś czas zdarzały im się niezobowiązujące, bliższe spotkania, gdy akurat znaleźli się w tym samym miejscu, w tym samym czasie) trzeba było ruszyć dalej. Marda przy okazji została uraczona krótkim przypomnieniem dotyczącym hierarchii na statku i reprymendą dotyczącą jej permanentnego stanu upojenia, wraz z groźbą wywalenia z załogi, jeśli to się nie zmieni, niezależnie od tego, w ilu atakach syren skutecznie uczestniczyła. Wcześniej czy później nawet wstrząśnięta wydarzeniami kapitan Umberto musiała wrócić do normalnego stanu rzeczy, do zarządzania załogą w standardowy sposób i takiego działania na otwartym morzu, do jakiego byli stworzeni, a stale najebana Marda i zbyt szybko uszczuplające się zapasy rumu normalnym stanem rzeczy dla Siódmej Siostry nie były.

Do rabunków jednak wciąż mieli zbyt mało ludzi. Z Archipelagu popłynęli więc do Ujścia, gdzie w związku z ostatnimi wydarzeniami mogli w odpowiednich miejscach otwarcie ogłosić, kogo i po co szukają. Miasto było wielkie, więc i udało im się znaleźć wystarczająco wielu chętnych, by zapełnić Siostrę załogą do stanu sprzed pierwszych strat. Wraz z Corinem prowadzili rozmowy z chętnymi, przyjmując nieco więcej kobiet, niż zwykle, co miało podłoże w wydarzeniach dość oczywistych. Wciąż nie tyle, by stanowiły połowę załogi, ale Siódma Siostra stała się chyba jedynym pirackim statkiem, w którym nie odrzucało się kobiet ze względu na ich mniejszą siłę, dopóki miały one inne umiejętności, jakie mogły się przydać.
Dopiero wtedy ruszyli na otwarte morze, by przypuścić kilka ataków na bogom ducha winne statki kupieckie. Popłynęli na północ, od zachodniej strony kontynentu, bo ich długa nieobecność w tamtych okolicach pozytywnie wpływała na skuteczność ich działań. Nie zbliżali się do Qerel, wiedząc, że gdyby tam zostali schwytani, nie wystarczyłoby dla nich stryczków, ale okoliczne morza i znane szlaki handlowe nieco ucierpiały po powrocie Siódmej Siostry w stare rejony. Udane rabunki podnosiły morale i zapewniały wystarczający przychód złota i wartościowych dóbr, by odkuli się po ostatnich, dość makabrycznych przejściach. Kilka miesięcy zajęło im powrócenie do dawnej chwały, ale gdy tego w końcu dokonali, mogli żyć w przeświadczeniu, że nie istniało nic, z czym załoga Very Umberto by sobie nie poradziła - nieważne jak dalekie te założenia były od prawdy. Rozsądne planowanie i nierzucanie się z motyką na słońce pozwalały im jednak zachować poczucie bycia niepokonanymi, nawet jeśli dowództwo wiedziało, że to tak nie działa. Kapitan pozwalała im tak myśleć. Dopóki wszystko szło sprawnie i skutecznie, dopóty morale mogło wyskakiwać ponad najwyższe maszty. To była mile widziana odmiana.
Polowanie na Levanta póki co odeszło na dalszy plan, choć permanentna paranoja, do jakiej Vera się nie przyznawała, zmuszała ją czasem do wystawania nocami przy relingu i wpatrywania się w powierzchnię wody, w oczekiwaniu na znajomy widok marszczących się nienaturalnie fal i na pieśń, nuconą przez niczego nieświadomych mężczyzn. Sen też nie przychodził łatwo, a gdy już się pojawiał, często przynosił wspomnienie wydarzeń na Harlen. Nie była w stanie zliczyć, ile razy już śniła o tym, jak Corin pada martwy, ze skuteczniej tym razem poderżniętym gardłem, jak ją samą rozrywają szczęki potwora, lub o rzędach przykrytych płótnem martwych ciał. Jedynym, co pozwalało jej odepchnąć te myśli, było spędzanie czasu z załogą, z ludźmi, którzy doskonale radzili sobie z odwracaniem jej uwagi od nieprzyjemnych myśli. Znacznie więcej czasu, niż przedtem, spędzała więc poza własną kajutą, choć nie potrafiła stwierdzić, kiedy przestało to być sposobem na ataki stresu pourazowego, a kiedy zaczęło stanowić nową tradycję.

Ostatni miesiąc zaprowadził ich z powrotem na południe. Zrabowane na zachodzie dobra gdzieś trzeba było sprzedać, a w Ujściu nikt nie martwił się faktem, jak zostały one zdobyte. Tam też się udali, po tak długim czasie na morzu postanawiając zatrzymać się na jakiś czas w mieście, zanim znów, po długiej, bo ponad półrocznej nieobecności, zdecydują się powrócić na Harlen. Póki co jednak każdy z załogantów chciał na coś wydać swoje zdobyte ciężką "pracą" złoto, czy to był alkohol i dziwki, czy też bardziej rozsądne zakupy. Niektórzy, choć nie było takich wielu, odwiedzali rodziny. Sama Vera natomiast zleciła komu trzeba uzupełnienie zapasów, zajęła się wymianą i handlem ze sprawdzonymi przedstawicielami, by potem zająć się niezobowiązującym plątaniem się po Ujściu, które chciała poznać nieco lepiej.
Obrazek

[Złote Morze] Pokład "Siódmej Siostry"

38
POST BARDA
-> Z Ujścia

Mżawka kierowała się na wschód, tam, gdzie niebo powoli rozjaśniało się wraz ze świtem. Niedaleko miała czekać na nich Siódma Siostra pilnowana przez Osmara. Wypatrzeniem jej miała zająć się Irina, usadowiona na swoim miejscu, wysoko na rejach.

Głos Very poniósł się po pokładzie. Więźniowie unieśli na nią wzrok, jednak minęła długa chwila niepewności, nim zrozumieli swoje położenie i zaczęli wiwatować, dziękując kapitan i Siódmej Siostrze. Wciąż patrzyli po sobie niepewnie, jakby nie do końca wierząc, że to prawda i rzeczywiście znów stali się wolnymi ludźmi.
Pojedyncze sznurki z zawieszonymi na nich uszami pofrunęły za burtę w asyście okrzyków.

Vera widziała wśród mężczyzn kilka znajomych twarzy. Może nie kapitanowie, ale oficerowie i bosmani, również szeregowi piraci ze stażem dostatecznie długim, by ich rysy wryły się w pamięć. Więcej było jednak tych, których wcale nie kojarzyła. Mogła się domyślić, że na budowie znaleźli się bardziej przypadkiem, aniżeli przez swoje winy.

- Speke został zabity. Za szybko. Zbyt mało boleśnie. - Zaraportował Corin, spoglądając w stronę ładowni, gdzie zapewne przetrzymywano zwłoki zdrajcy. Vera spóźniła się ze swoją Vendettą. Jej załoganci ją wyręczli.

I kiedy miała udać się w stronę klapy na niższy pokład, by sprawdzić doczesne truchło Spekego, usłyszała znajome prychnięcie, jakby niezadowolonego kota. Bez zastanowienia potrafiła przypisać je Erinelowi.

- Vera Umberto. Bohaterka uciśnionych.

Głos wcale nie brzmiał, jakby był zadowolony, ani nawet nie doceniał tego, co zrobiła.

Elf był wśród tych, których Olena nazwała najciężej rannymi. Leżał na boku, z podkulonymi nogami, jako jeden z sześciu, drugi od lewej, między mężczyzną, któremu nieustanny kaszel nie pozwalał zaczerpnąć tchu, a nieszczęśnikiem, którego dzień wcześniej widzieli przy pręgierzu. Labirynt ran na jego plecach wciąż sączył krew i nietrudno było się domyślić, że jego kara nie była nauczką dla niego samego, ale również lekcją, czy też ostrzeżeniem dla innych. Na pozostałych trzech składało się dwóch ledwie przytomnych, wpatrzonych w niebo, z czego jeden majaczył bez przerwy. Ostatnim był pirat w sile wieku, siedzący przy relingu. Do piersi przyciskał kikut lewej dłoni, a wątły smród zgnilizny sugerował, ze amputacja nie zaleczała się tak, jak powinna.
Obrazek

[Złote Morze] Pokład "Siódmej Siostry"

39
POST POSTACI
Vera Umberto
Nie robiła tego wszystkiego dla wiwatów i podziękowań, ale nie była w stanie powstrzymać lekkiego uśmiechu, jaki wykwitł na jej ustach, gdy widziała radość w oczach tych, którzy zapewne nigdy na powrót swojej wolności nie liczyli. Mimo to, nigdy nie czuła się bohaterką i nie inaczej było teraz, a uśmiech szybko zamienił się w pełen goryczy grymas. Może nie przywykła do czynienia dobra, a może tego, co zrobili, wcale nie można było dobrem nazywać? Umberto ewidentnie nie miała pojęcia, gdzie znajdował się ten złoty środek. Kwestia moralności przeciekała jej przez palce.
- Kurwa mać - zaklęła, podążając spojrzeniem za wzrokiem Corina, w stronę ładowni i milknąc na moment. - Myślałam, że będzie w karczmie. Chciałam z nim porozmawiać. Jeden, ostatni raz spojrzeć mu w oczy i osobiście zmyć mu ten spierdolony uśmieszek z twarzy. Trudno - westchnęła. - Zabiłam jego brata. Kuzyna, czy innego tam jakiegoś... Innego Speke'a, w każdym razie.
Rozejrzała się po pokładzie, tym razem przesuwając spojrzeniem po swoich ludziach.
- Dobra robota ze strażnikami. Tak myślałam, że jak ktokolwiek ma przekonać ich do współpracy, będziesz to ty - uśmiechnęła się lekko. - Ciągnęłabym tę farsę dalej, ale nie miało to sensu. Nie uznają kobiet w swoich szeregach. Mieliście jakieś straty?
Sama będzie musiała pójść do Oleny po jakieś okłady na rozlewającego się po jej boku krwiaka, ale to była drugorzędna sprawa. Felczerka miała się kim w tej chwili zająć, nawet jak już skończy składanie Ashtona.
Vera chciała udać się do ładowni, by przynajmniej zobaczyć na własne oczy zwłoki zdrajcy, ale... cóż, zatrzymał ją w miejscu znajomy głos. Może gdyby wypowiedziane przez niego słowa miały nieco milsze nastawienie, bardziej ucieszyłaby się, że go słyszy. Ale czy ją to dziwiło, że Erinel miał do niej o coś pretensje? Nie za bardzo. Odwróciła się do niego powoli i przesunęła spojrzeniem po jego sylwetce. Choć odzywał się butnie, wyglądał żałośnie, jak wszyscy pozostali.
- Tak mi się wydawało, że cię tam widziałam - przyznała, patrząc na niego z góry. - Jeśli ci nie odpowiada sytuacja, w jakiej się znajdujesz, mogę ci załatwić trochę powrotną do Ujścia, Erinel. Z czym masz problem? Z tym, że to ja, czy z utratą przyszłościowego zawodu murarza?
Nie oczekiwała wdzięczności, ale ostatnim, czego się spodziewała, były pełne pogardy prychnięcia. Może wrażliwe męskie ego zostało zbyt poważnie zranione, skoro swoją wolność zawdzięczać musiał kobiecie. Jakby się nad tym zastanowić, założenia elfa pod tym względem dobrze wpasowywały się w założenia Kompanii, zarówno pod względem szowinizmu, jak i nieuzasadnionego okrucieństwa. Może liczył na awans?
Obrazek

[Złote Morze] Pokład "Siódmej Siostry"

40
POST BARDA
Corin westchnął i pokręcił głową.

- Jego załoga nie była dla nas żadnym wyzwaniem. Wiedział, że po niego przyszliśmy, prawdę mówiąc, szykowali się do szybkiego odbicia od brzegu. - Poinformował ją Corin, opierając się o reling. - Podpisał na siebie wyrok już dawno temu. Co za idiota. - Yett parsknął z niedowierzaniem. - Taaa... i dzięki. - Skłonił lekko głowę przed kapitan. - Kilku jest rannych, ale Olena nad nimi pracuje. To znaczy, miała pracować, nim zobaczyliśmy, w jakim stanie są więźniowie. Ona wie najlepiej, jak priorytetyzować rannych. - Chwalił dziewczynę, jednak zarówno kapitan, jak i oficera, mogła uderzyć myśl, że jedna, jedyna felczerka na pokładzie to za mało, nawet jeśli nie brakowało rąk chętnych do pomocy.

Głos Erinela przeciął powietrze jak szpada, trafiając prosto w Verę.

- Mam nadzieję, że za nagrodę za moją głowę kupiłaś sobie coś ładnego. Nawet, jeśli to tylko połowa.

Vera mogła zrozumieć, dlaczego Olena odesłała Erinela do grupy tych, których stan był najgorszy. Kiedy elf usiadł, powoli i ostrożnie, przyjmując pomoc Very, jeśli ta została mu zaoferowana, kapitan mogła dostrzec efekty, jakie na elfie zrobiła niewola. Choć o podobnym nastawieniu, z pewnością nie dogadywał się ze swoimi oprawcami. Jego włosy były brudne i posklejane, częściowo wciąż w odcieniach czerwieni, jednak wraz z odrostami od skalpu w kolorze przeciętnego, mysiego blondu. Tam, gdzie powinno być prawe ucho, widniała brzydka, brunatna blizna, będąc jedyną pozostałością po spiczastej małżowinie. Kiedy elf podniósł wzrok na kapitan Umberto, ta nie mogła nie zauważyć, że powieki prawego oka rozchylają się ledwie odrobinę, a za nimi zieje pusty oczodół. Oszczędna mimika również znalazła swoje wyjaśnienie, gdy przy głębszym przypatrzeniu się można było dojść do wniosku, że okaleczona część twarzy nie reaguje tak, jak powinna, gdy kącik ust spuszczony jest w permamentnym grymasie, a jedna brew zostaje nieruchoma mimo emocji w głosie.

Erinel uniósł brudną od pyłu i zaprawy dłoń, by odgarnąć włosy z twarzy za wciąż obecne lewe ucho. Bursztynowe pojedyncze ślepie uniosło się na kapitan, oczekując odpowiedzi i wyjaśnień, lecz ledwie na chwilę, gdy jego uwagę przyciągnęły jęki mężczyzny po jego lewicy.

- Śpij, kapitanie. - Odezwał się do kompana, którego biczowano przy pręgieżu. Jego głos był lekki, pozbawiony trosk. Tego potrzebował cierpiący. - Jeszcze nie ranek. Możesz spać.
Obrazek

[Złote Morze] Pokład "Siódmej Siostry"

41
POST POSTACI
Vera Umberto
- Co? - syknęła, gdy padło na nią oskarżenie, jakiego się nie spodziewała. Wściekłość na Speke'a, jaka buzowała w niej przedtem i dosłownie chwilę temu zaczęła opadać, wróciła do poprzedniego poziomu. Kaptan Mżawki musiał nagadać Erinelowi, że to ona jest częściowo odpowiedzialna za fakt, że został schwytany, a elf w to uwierzyć. Jej dłonie zacisnęły się w pięści. Nie zamierzała być zrównywana z kimś takim, jak August Speke, nawet jeśli nie była winna czerwonowłosemu żadnych wyjaśnień.
- Nie jestem dwulicową, sprzedajną dziwką, jak Speke - warknęła. - Nie zdradzam swoich. Nie wiem, co ci powiedział, ani do jakich wniosków doszedłeś sobie sam, ale to nie ja jestem odpowiedzialna za ostatnie pół roku twojego życia.
Nie miała jak udowodnić tego, co mówiła, co wprawiło ją w jeszcze gorsze samopoczucie. Naprawdę nie oczekiwała od Erinela dozgonnej wdzięczności, nie oczekiwała nawet pojedynczego "dziękuję", ani przebłysku choćby jednej pozytywnej emocji. Ale nie sądziła, że oskarży ją o sprzedanie go strażom Karlgardu, Ujścia, czy dokądkolwiek tam Mżawka dostarczyła schwytanego elfa. Była tak oburzona tą sugestią, że jej twarz wykrzywiła się we wściekłości większej, niż w którymkolwiek momencie dzisiejszej nocy. Nawet jego poraniona, pozbawiona oka i ucha, dotychczas przystojna, a teraz zniszczona twarz nie budziła w niej współczucia.
- Nawet nie wiem, gdzie do chuja była nagroda za twoją głowę, Erinel. Na twoim miejscu poważnie przemyślałabym osobę, wobec której kieruję takie oskarżenia. Speke zdechł, bo zdradził naszych. Bo dowiedziałam się, z kim współpracuje i co robi. Bo porwał ciebie i pewnie nie tylko ciebie z Harlen, które miało być dla nas bezpieczną przystanią. I ty mówisz, że to ja cię sprzedałam? Ja?!
Zrobiła krok w jego stronę, patrząc na niego z furią w oczach.
- Przez pół roku pielęgnowałeś w sobie nienawiść nie do tej osoby, co trzeba. Nie będę ci się tłumaczyć z czegoś, czego nie zrobiłam. Pierdol się, elfie.
Miała ochotę szarpnąć go za kołnierz podartej koszuli i poderwać z ziemi, a potem zdzielić przez pysk za te insynuacje, ale był zbyt wycieńczony, by mogła sobie na to pozwolić, zresztą nie po to wyciągnęła go z niewoli. Po swoich ostatnich słowach odwróciła się więc od niego, zanim jej odruchy zadziałały skuteczniej i ruszyła w stronę schodów do ładowni, chcąc przynajmniej zobaczyć trupa, który mógłby choć trochę poprawić jej nastrój. Nie obchodziło jej, kto słyszał ich wymianę zdań, kto widział jej rozwścieczenie. Po wszystkim, co na Siódmej Siostrze zaplanowali i do czego doprowadzili, takie oskarżenia były jak splunięcie w twarz.
Obrazek

[Złote Morze] Pokład "Siódmej Siostry"

42
POST BARDA
Erinel westchnął, a wraz z wydechem z jego ust wydarł się niezdrowy świst.

- Nie wierzyłem mu. Ale potem przysłał innych. Tristran, Beddor, Jakill, wszyscy ta sama śpiewka, że Vera Umberto... I to, co robisz dzisaj, eh, w mojej głowie nie ma sensu. - Elf osunął się po relingu, najwyraźniej chcąc wrócić do wyjściowej pozycji, na deskach, na boku. Mamrotał coś jeszcze pod nosem, ale Vera, rozzłoszczona oskarżeniami, po tym, jak wygłosiła swoją tyradę i w wulgarny sposób kazała rannemu zająć się swoimi sprawami, nie słuchała dalszych wyjaśnień. Nie miała litości dla złamanego, okłamywanego elfa, który w swojej trudnej sytuacji wierzył we wszystko, co pozwalało mu złapać choć nitkę wyjaśnienia i powodu, dla którego los odmienił się w tak tragiczny sposób.

Kiedy Vera kierowała się do ładowni, w przeciwną stronę, do Erinela, powędrował Corin. Musiał słyszeć całą rozmowę i albo miał więcej cierpliwości do słów z niewyparzonej gęby elfa, albo chciał go ukarać za rzucanie oskarżeń. Tego Vera wiedzieć nie mogła, bo zeszła pod pokład.

Na środku, porzucony niczym niechciany ładunek lub brudna szmata, leżał Speke. Wokół jego ciała czerniała plama posoki. Był nieruchomy, lecz wciąż w swoim kapeluszu, wciąż brodaty, jednak już dawno nie uśmiechnięty. Umoczona w krwi twarz zastygła w wyrazie zaskoczenia.
Obrazek

[Złote Morze] Pokład "Siódmej Siostry"

43
POST POSTACI
Vera Umberto
Niestety, zwłoki Speke'a nie poprawiły jej nastroju tak, jak miały to zrobić. Vera zatrzymała się nad nimi, przesuwając spojrzeniem po niedbale rzuconym na środku ładowni ciele, zapewne wśród wielu innych mu podwładnych, równie martwych jak on sam. Corin miał rację, załoga Mżawki nie stanowiła dla nich zagrożenia, choć paranoja Umberto podczas przygotowań nie pozwalała jej widzieć tego w ten sposób. Współpraca z Kompanią zapewne dodatkowo ich zmiękczyła, skoro nie musieli z nikim o nic walczyć. Może jeszcze kolejne pół roku, może rok i Speke skończyłby tak samo, jak tych dwóch, których zarżnęli w karczmie na samym końcu.
Zorientowała się, że zastygła w wyrazie zaskoczenia twarz mężczyzny nie budzi w niej żadnych pozytywnych emocji. Jego martwe ciało nie pomagało jej się uspokoić, ani cieszyć z dzisiejszego sukcesu - głównie przez słowa Erinela. Nawet po śmierci August bruździł jej w życiu, zrzucając połowę swojej winy na nią. Dlaczego? Co kiedykolwiek mu zrobiła, by wybrał ją sobie jako niczego nieświadomego wspólnika? Ilu było takich, jak elf, którzy sądzili, że to Vera odpowiedzialna jest za sytuację i miejsce, w jakie trafili? Którzy przez ostatnie miesiące wyobrażali sobie rozłupywane kamienie jako jej głowę, czy to w Ujściu, czy jakimkolwiek innym mieście, a którym nie mogła udowodnić, że nie jest za to odpowiedzialna? Nawet po śmierci Speke był jak cierń w jej boku.
Uniosła puste spojrzenie i rozejrzała się po ładowni Mżawki. Nie była złym statkiem; może nie było sensu jej podpalać i posyłać w stronę nabrzeża, skoro i tak zarówno budowa, jak i stojąca przy niej karczma płonęły. Mogli ją sprzedać, albo po prostu oddać pod opiekę tym, których zgarnęli z placu. Nie wiedziała jeszcze, co powinni z nią zrobić. Nie miała marzeń o admiralicji. Przetarła brwi palcami i stęknęła cicho, gdy coś zakłuło ją w obolałym boku.
Była na siebie trochę zła za wściekłość, z jaką wypluła swoje oburzenie na oskarżenia Erinela, ale była nimi zbyt zaskoczona, by zareagować na nie rozsądniej. Wiedziała, że Corin poszedł z nim porozmawiać, może on będzie miał w sobie więcej spokoju i przemówi elfowi do wyobraźni. Potrafiła zrozumieć, jak jeden akt altruizmu mógł niczego nie zmieniać w głowie, która przez pół roku niewolniczej pracy pielęgnowała nienawiść do konkretnej osoby. Pojmowała skąd brały się słowa, jakie padły w jej kierunku. Nie zmieniało to faktu, że były jak policzek w twarz - nie od Erinela, a od leżącego przed nią, martwego kapitana statku, który właśnie przejęli.
Rozejrzała się w poszukiwaniu Oleny i Ashtona. Chciała sprawdzić, w jakim mężczyzna jest stanie. Czy zdążył dotrzeć na Mżawkę wystarczająco wcześnie.
Obrazek

[Złote Morze] Pokład "Siódmej Siostry"

44
POST BARDA
Speke nie mógł Verze już nic zrobić, jednak problemy, które stworzył, miały się za nią ciągnąć jeszcze długo. Skoro Erinel sądził, że to Vera była przyczynkiem jego losu, ilu jeszcze z tych dwudziestu trzech mogło czyhać, by wbić jej nóż w plecy?

Mżawka nie była złym statkiem. Zadbana przez Kompanię, mogła na nowo stanowić świetny piracki okręt. Vera dostrzegła również, że ładownia wypełniona jest po brzegi towarami i nie wszystko zdołają przenieść na Siostrę, tym bardziej, jeśli chcą zabrać również wszystkich dwudziestu trzech nowych pasażerów. Potrzebowali drugiego statku by zawieźć to wszystko na Harlen. Z drugiej strony, próba wbicia się w port wciąż brzmiała kusząco.

Olena zajmowała się Ashtonem poziom wyżej. Mężczyzna był przytomny, leżał oparty o worek ze zbożem, pozwalając Olenie działać przy swojej ranie. Biały fartuch dziewczyny umazany był we krwi, a kiedy Vera podeszła, zakładała już ostatnie szwy.

- Kapitanie. - Odezwała się, lecz bez wesołości w głosie. Zasłoniła ranę Ashtona kawałkiem gazy i podniosła się, by podejść do kapitan.

- Kapitanie. - Powtórzyła cicho. - Oni... oni potrzebują większej pomocy, niż parę szwów. Nie Ashton, więźniowie. - Mówiła, spuszczając wzrok. - Nie wiem, czy pomogę im wszystkim. Nie mam lekarstw i u-umiejętności. - Głos jej się załamał, a Vera mogła zrozumieć, że dziewczyna jest bliska łez. - Wielu z nich umrze, jeśli nie dostaną się do lecznicy, do porządnego uzdrowiciela. Są w tak bardzo, bardzo złym stanie.
Obrazek

[Złote Morze] Pokład "Siódmej Siostry"

45
POST POSTACI
Vera Umberto
Zmierzyła spojrzeniem Ashtona, który nie wyglądał najgorzej, jak na ofiarę przebicia mieczem prawie na wylot. Nie było jej dane jednak poświęcić mu zbyt wiele uwagi, bo została zauważona przez Olenę, która postanowiła wykorzystać pojawienie się kapitan do wyrażenia swoich obaw. Vera nie zastanawiała się nad tak dalekosiężnymi planami, gdy przygotowywała uwolnienie więźniów. Sądziła, że wystarczy ich stamtąd wyciągnąć i przetransportować na Harlen, a cała reszta problemów rozwiąże się sama. Teraz młoda felczerka zwracała jej uwagę na nowe zmartwienie. Powinni mieć na pokładzie doświadczonego medyka, ale niełatwo było znaleźć takiego, który chętnie zaciągnąłby się na piracki statek. Sam fakt, że od tylu lat nie trafił im się ani jeden, o czymś świadczył.
Oparła dłonie na biodrach, w głowie kartkując mapy. Nie mieli po drodze zbyt wielu znajomych miast, w których wiedzieli, gdzie szukać pomocy, przy czym "zbyt wielu" dokładnie znaczyło, że nie mieli ich wcale. Zamiast na Harlen, mogliby popłynąć do Portu Erola, ale zbyt wielu uratowanych było tam poszukiwanych, więc mijało się to z celem.
- Możemy wpłynąć do Tsu'rasate po drodze - stwierdziła bez przekonania. - To goblinie miasto, ale może znajdzie się tam ktoś, kto będzie w stanie ci pomóc. Na pewno znajdą się leki. Czy ci w złym stanie wytrzymają kilka dni żeglugi?
Miało nie być już ofiar. Poza wyrzucaniem Gavina od spedycji, Vera nie chciała widzieć innych ciał, owiniętych w płótno i lądujących za burtą, bo nie po to ich stamtąd wyciągali.
- Jesteś najlepszym, co mamy, Olena. Przed włączeniem cię do załogi nie mieliśmy nikogo. Od miesięcy ratujesz nasze nieostrożne dupy przed śmiercią z głupoty. Ufam w twoje umiejętności. Pomóż im na tyle, na ile jesteś w stanie. Bierz do pomocy kogo potrzebujesz. Niech przepytają uwolnionych, może któryś z nich ma jakąś... wiedzę medyczną. Wyślę kilku ludzi do przeszukania Mżawki, a sama sprawdzę kajutę kapitańską. Może znajdzie się coś, co będziesz mogła wykorzystać. Może współpracując z takimi wielkimi szychami Speke miał dostęp do lepszych zasobów - oparła dłoń na ramieniu dziewczyny, chcąc w miarę możliwości okazać jej jakieś wsparcie, choć nie była w tym najlepsza. Akurat Olena nie mogła im się rozsypać. Nie teraz. - Z tobą wciąż mają większe szanse, niż bez ciebie.
Odwróciła się i ruszyła z powrotem w stronę schodów, chcąc wydać ludziom te rozkazy, o których właśnie powiedziała felczerce, a sama dostać się do kajuty kapitańskiej i poszukać czegokolwiek - ziół, leków, może przy dobrym wietrze eliksirów? Może na Siostrze nie mieli tych zapasów zbyt wiele, ale nie mieli pojęcia, jak wyposażona była Mżawka. Vera wolała nie być zmuszoną do korzystania z pomocy goblinów.
Obrazek

Wróć do „Baronia Varulae”