[Złote Morze] Pokład "Siódmej Siostry"

61
POST POSTACI
Vera Umberto
Vera pokręciła tylko przecząco głową w odpowiedzi na samobiczowanie się Oleny, nie podnosząc na nią nawet wzroku. Obie wiedziały, że nie da się uratować wszystkich, tak samo jak obie wiedziały, że Erinel nie bez powodu znalazł się w grupie tych sześciu najbardziej rannych. Kapitan tylko nie rozumiała dlaczego. Może przez fakt, że nie widziała większości tych obrażeń i nie zdawała sobie do końca sprawy z ich powagi. Jeszcze dwa dni temu rozmawiali normalnie, a teraz stała nad jego nieruchomym ciałem, nie spodziewając się, że kiedykolwiek się to wydarzy. Jego wychudzone ciało, jakie opuściła już dusza, w niczym nie przypominało elfa, który dowodził Pocałunkiem Krinn. Który pół roku temu zachłannie badał ustami każdy centymetr jej ciała. Który powiedział jej wtedy, że mógłby się w niej zakochać. Czy ona mogłaby zakochać się w nim? Może kiedyś... gdyby zmienili się oboje, gdyby on nauczył się nieco kontrolować swoje emocje, a ona pozwoliła się wciągnąć trochę w głębiny jego szaleństwa. Teraz pozostawało to wyłącznie w sferze domysłów i przypuszczeń, których nie mieli już jak sprawdzić i zostawiało bolesną, ziejącą pustkę w miejscu, w którym i tak przecież nigdy niczego nie było. Verze pisana była samotność i patrzenie na śmierć, tańczącą nonszalancko dookoła, jak te dwa kościotrupy, które wytatuowane miała między łopatkami.
Pochyliła się, by złapać brzegi płótna i owinąć nim mężczyznę od stóp do głów, ostatni raz już zamykając mu widok na niebo i łopoczące nad nim żagle. Zanim zakryła jego twarz, przez chwilę spoglądała na nią jeszcze w żalu. Może gdyby nie patrzyło na nią teraz pół załogi, pozwoliłaby sobie na jakiś czuły gest, ale była zbyt przyzwyczajona do zostawiania jakichkolwiek silniejszych emocji na czas, gdy będzie sama w swojej kajucie. Dokończyła więc powoli owijanie ciała, a potem zabrała się za szycie. Miała wrażenie, że robi to strasznie nieporadnie; jej dłonie nie pamiętały tych ruchów, zwykle zajmowali się tym inni. Może Erinel miałby lepszy pochówek, gdyby przed śmiercią zlecił to zadanie komuś innemu... albo gdyby ręce Very tak nie drżały. Uratowali prawie dwudziestkę, zakładając, że pozostali wrócą do zdrowia, a jednak strata elfa sprawiała, że kobieta czuła jedynie poczucie winy i wrażenie, że zawiedli.
Zajęło jej to dobre kilka minut, które zdawały się trwać wieczność. Gdy skończyła w milczeniu szyć, podniosła się z kolan i przeniosła puste spojrzenie na gładką powierzchnię morza i błękitne niebo, zlewające się gdzieś w jedność na granicy horyzontu. Miała wrażenie, że jest cieniem zwykłej siebie. Że będąc przekonaną o własnej niezwyciężoności, zawiodła wszystkich. Skinęła głową, pozwalając im podnieść ciało na desce z pokładu i przełożyć przez barierkę. Chciała nawet powiedzieć kilka słów na pożegnanie, ale głos zamarł jej w gardle, więc jedynym, co pożegnało Erinela, był szum fal. Może to i lepiej. Umberto tak naprawdę wcale go nie znała, może właśnie nie powinna mówić już nic.
Nie miała nawet siły pytać Oleny o stan pozostałych ludzi; długo stała przy burcie Mżawki, wpatrując się tępo w wodę i nie zdając sobie nawet sprawy z tego, że ktokolwiek coś do niej mówi, o ile faktycznie mówił. Chcieli zniszczyć Kompanię, wielką organizację rozlokowaną po kilku miastach kontynentu, a nie byli w stanie uratować nawet jednego elfa. Co za absurd.
W końcu odepchnęła się od barierki i odwróciła, by przejść z powrotem na Siódmą Siostrę, kierując się bezpośrednio do własnej kajuty. Zupełnie bezmyślnie weszła do środka, nie zwracając nawet uwagi na to, że nie domknęła za sobą drzwi, ani na to, że ramieniem zrzuciła niedokładnie odwieszony płaszcz na podłogę. Opadła na brzeg łóżka i ukryła twarz w dłoniach, starając się uspokoić oddech. Nie była niezwyciężoną Verą Umberto; była tylko słabą, ludzką kobietą, której z jakiegoś powodu wydawało się, że może więcej, niż wszyscy inni. Tak jak powiedział Speke, zanim nadziała go na sejmitar. Sądziła błędnie, że jest wyjęta spod prawa. I nawet jeśli spod tego ludzkiego prawa mogła być, tak los nie zamierzał jej oszczędzać.
Obrazek

[Złote Morze] Pokład "Siódmej Siostry"

62
POST BARDA
Z dwudziestu trzech ocalałych, stracili już pięciu. Poprzedni, którzy oddali życie na bezpiecznym pokładzie Mżawki, nie byli jednak taką stratą, jak Erinel. Jedyny uwolniony z Ujścia, który kiedyś mianował się kapitanem. Jedyny, który znaczył dla Very coś więcej, aniżeli był znajomą twarz w tłumie. Ani jego dłonie, ani jego usta, nie mogły już nigdy spocząć na ciele Very. Jego szaleństwo nie mogło już mieć na nią wpływu, gdy zamknął powieki i oddał ducha.

Nikt jej nie oceniał. W ciszy, przerywanej jedynie szlochem kobiet, Vera miała czas, by zawinąć płótno, a następnie niedokładnymi ruchami zszyć materiał, ostatecznie żegnając niegdyś przystojną twarz Erinela. Gdy dwaj załoganci podnieśli ciało i zbliżyli się relingu, każdy spodziewał się przemowy lub przynajmniej paru zdań pożegnania, jednakże nikt nie naciskał, widząc, że Vera nie jest w stanie wydać z siebie dźwięku. Żal i rozpacz miały prawo zacisnąć na jej gardle żelazny uścisk, nawet jeśli łzy nie ciekły z jej oczu. Gdy słowa nie płynęły, odezwał się Trip z pieśnią, którą piraci zwykli żegnać kamratów. Wkrótce więcej głosów dołączyło do niego, a ciało zostało oddane morzu.

Uroczystości nie trwały długo. Wkrótce pieśń ucichła, tak jak szloch kobiet, a marynarze oddalili się do swoich obowiązków, których na statku nigdy nie brakowało. Nawet dwaj młodzi uzdrowiciele, gdy już otarli nosy, podeszli do Oleny, by prosić ją o dalsze wytyczne. Przy relingu została tylko Vera i pustka w jej sercu.

Kwestią rozłączenia statków zajął się Corin, nie zatrzymując Very, gdy ta uciekła do swojej kajuty. Musiała czekać dobre piętnaście minut, nim pierwszy oficer przyszedł sprawdzić, co się z nią działo. Nie pukał, widząc lekko uchylone drzwi, pchnął je, rozumiejąc, że gdyby nie był mile widziany, kapitan dałaby mu znać.

- Na nerwy. - Powiedział słabym głosem, stawiając na jej biurku parujący kubek. - To zioła od Oleny. - Zdradził, sugerując, że nie tylko on martwił się stanem pani kapitan. - Chcesz zostać sama?
Obrazek

[Złote Morze] Pokład "Siódmej Siostry"

63
POST POSTACI
Vera Umberto
Pieśń, jaką zapoczątkował Trip, a potem podchwycili wszyscy, doprowadziła ją już na skraj wytrzymałości i gdyby od lat nie była już martwa w środku, pewnie z jej oczu popłynęłyby łzy. Zamiast tego czuła tylko zaciskającą się krtań i nowy ciężar, osiadający jej na ramionach, na których powoli zaczynało kończyć się miejsce. I gdy siedziała potem w swojej kajucie, usiłując się pozbierać, pieśń nadal tkwiła w jej głowie, jakby słyszała ją w kółko, raz i jeszcze raz, i jeszcze kolejny. Ilu jeszcze przyjdzie jej tak pożegnać? Niewiele brakowało przecież, żeby taki sam pogrzeb musieli wyprawić Corinowi, choć podejrzewała, że nie tylko ona nie potrafiłaby wtedy wydusić z siebie choćby jednego słowa.
Jak w odpowiedzi na tę myśl, drzwi jej kajuty uchyliły się. Uniosła wzrok na oficera, dopiero teraz orientując się, że nie ruszyła się o milimetr, odkąd usiadła na brzegu koi i zatopiła się w depresyjnych rozmyślaniach. Podążyła spojrzeniem w stronę kubka, zastanawiając się przez chwilę jak zioła mają jej w czymkolwiek pomóc, ale nie skomentowała tego - może dziewczyna wiedziała, co robi? Z reguły w momentach takich, jak ten, Vera szła w alkohol, który był sprawdzony i którego działanie dobrze znała. Tylko ostatnią butelkę swojego ulubionego rumu oddała... Erinelowi. Ponad pół roku temu.
Pokręciła przecząco głową. Nie chciała zostawać sama. Po raz pierwszy od lat nie upierała się przed każdym i przed samą sobą, że jest wstanie udźwignąć absolutnie wszystko.
- Byliście z Erinelem całkiem blisko, co? - spytała cicho. - Chyba lepiej się z nim znałeś, niż ja. Chciał ci oddać statek. Myślę, że nie do końca wtedy żartował.
Opuściła wzrok na podłogę, na jeden z haftowanych dywanów, jakie przykrywały deski w jej kajucie.
- Dlaczego za mną idziecie?
Nigdy dotąd nie zadała tego pytania, a kołatało się ono w jej głowie już od dłuższego czasu. Dopiero teraz wydarzyło się coś, co złamało ją na tyle, by wypowiedziała je na głos, choć gdyby był tu z nią ktokolwiek inny, niż Yett, pewnie pozostałoby niewypowiedziane.
- Ciągle popełniam błędy. Tylu rzeczom mogłam zapobiec. Nie tak to miało wyglądać, Corin. Wydaje mi się, że mam wszystko pod kontrolą, kiedy w rzeczywistości nie mam pod kontrolą nic - mówiła dalej cicho, wyrzucając z siebie to, z czym nie potrafiła sobie poradzić sama. - Sądziłam, że przynajmniej na własnym statku wiem co się dzieje, a tymczasem...
Nie dokończyła. W połączeniu ze śmiercią Erinela, potencjalne odejście oficera z Siódmej Siostry było czymś, czego Vera nie umiała sobie nawet wyobrazić... albo co wyobrażała sobie aż nazbyt dobrze.
- Zawiodłam go. Was wszystkich też - kątem oka zauważyła zrzucony płaszcz, ale nie miała w tej chwili siły go podnieść. - Przepraszam.
Obrazek

[Złote Morze] Pokład "Siódmej Siostry"

64
POST BARDA
Corin wydawał się podzielać upodobania Very co do alkoholu i w ciężkich chwilach uciekał się właśnie do butelki, jednak w momencie, gdy Vera potrzebowała wsparcia, nie mógł po prostu upić się do nieprzytomności i modlić się, że kiedy się obudzi, wszystko okaże się złym snem.

Yett usiadł obok Very na jej łóżku.

- Wiem, że chciał. Miałem być kapitanem w jego flocie, ale zdawał sobie sprawę z tego, że cię nie zostawię. - Powiedział wprost. - Co więcej, chciał ten statek nazwać twoim imieniem. - Westchnął ciężko. - Od zawsze miał źle poukładane w głowie.

Dziwne pomysły elfa doprowadziły go na szczyt. Miał załogę i dwa statki, miał autorytet i strach, miał potęgę i jedyne, czego mu brakowało, to odrobinę więcej szczęścia.

- Rozmawialiśmy o tym jeszcze wtedy, jak go uratowaliśmy. - Corin z początku mówił cicho, jakby łudził się, że szept ukryje drżenie głosu. - Mówił... mówił, że ci zazdrości.

Pierwszy oficer nie spodziewa się, że kapitan zacznie wyrzucać sobie błędy. Wahał się tylko chwilę, nim objął Verę i przycisnął do własnej piersi.

- To nie był błąd, Vera. Słyszysz? - Niemal warknął, głosem nieznoszącym sprzeciwu. - Mogłaś ich tam zostawić i nie wchodzić Kompanii w drogę, ale dzięki tobie oni nie umarli pod batem strażnika! I teraz pójdą za tobą dalej, jeśli tylko im pozwolisz! - Podniósł lekko głos, nie pozwalając jej wyrwać się z objęć, jeśli tego próbowała. Miała go słuchać. - Erinel był katowany przez ostatnie pół roku, cholera, on był gotowy na śmierć z chwilą, gdy go wnieśli na Mżawkę! Nie obwiniaj się o to, bo nic nie mogłaś zrobić, żeby go uratować. Nie mówił ci, że jest ci wdzięczny? Ani na moment nie uwierzył, że go sprzedałaś Spekemu. Nikogo nie zawiodłaś, nie jego, nie mnie, nie załogę. Zrobiłaś dla nich i dla nas więcej, niż ktokowliek inny.
Obrazek

[Złote Morze] Pokład "Siódmej Siostry"

65
POST POSTACI
Vera Umberto
- Myślałam, że to też był żart - odparła cicho. - Ale statek nie powinien się nazywać Umberto. To przynosi pecha.
Słysząc o zazdrości, Vera pokręciła tylko głową. Czego mógł zazdrościć jej Erinel? Załogi? Statku? Wygranej w walce z syrenami? Nie czuła się zdobywczynią mórz, za jaką uważała się jeszcze tydzień temu, zanim ponownie zawitali do Ujścia. Wydarzenia, jakie miały tam miejsce, szybko postawiły ją do pionu i przypomniały, że nie jest nikim nadzwyczajnym.
Nie próbowała się wyrywać z objęć Corina. Potrzebowała tego, potrzebowała zwyczajnej bliskości drugiego człowieka, ramienia w którym mogłaby schować twarz, jak jakaś słaba panienka z dobrego domu, którą przerosła codzienność. Na tę chwilę przestało mieć znaczenie stanowisko, jakie którekolwiek z nich zajmowało, przestało być istotne kto przed kim tu odpowiadał. Wtulona w klatkę piersiową Yetta Vera zamknęła oczy i zacisnęła dłonie w pięści, starając się powstrzymać łzy, które nie wiadomo skąd wpadły na pomysł, żeby napłynąć jej do oczu. Czyli jednak potrafiła jeszcze płakać? Może wynikało to właśnie z tego, jak działał na nią dotyk, którego na co dzień miała taki deficyt. Powieki piekły ją, a ona myślała tylko o tym, że powinna przestać, bo kapitan Umberto nie płacze.
- Mogłam... mogłam dać mu się zaciągnąć gdzieś tamtej nocy na Harlen - zaprotestowała ochryple. - Może gdybym była z nim, Speke nie dałby rady go porwać. Ucięłabym mu łeb, zanim doprowadziłby do tego wszystkiego. A tak przez ostatnie pół roku bezkarnie ściągał ludzi dla swojej Kompanii. Sam widzisz ilu z tych więźniów znamy z Harlen. Niektórzy... niektórzy pewnie nie są niczego winni, ale znaleźli się w nieodpowiednim czasie, w niewłaściwym miejscu. Gdybym wtedy zabiła Speke'a, nic z tego by się nie stało.
Teraz to ona nie zamierzała się odsuwać, bo tak mogła ukryć przed nim swoją twarz. Nie chciała, żeby Corin zobaczył ją w stanie, w jakim jeszcze jej nie widział. W jakim nie widział jej nikt na tym statku i nigdy też nie zobaczy; po jej trupie.
- Tak samo było z Caldwell. Gdybym wcześniej przewidziała, czego się po niej spodziewać, albo chociaż posłuchała swoich własnych podejrzeń i zabroniła ci ruszać się ze statku, kiedy zacząłeś pieprzyć od rzeczy, nie musiałabym patrzeć, jak podrzyna ci gardło. Straciłam jedną trzecią załogi w pierwszym ataku syren. Straciłam Tamarę i Dafne na Harlen. Straciłam Erinela i pozostałą czwórkę teraz.
Wszelkie sukcesy, jakie odnieśli w międzyczasie, zostały przez Verę zepchnięte na jakieś absolutne dno umysłu. Zapomniała o wszystkim, co się udało, pogrążona w rozgoryczeniu i rozczarowaniu samą sobą. Słowa Speke'a rezonowały w jej głowie.
- Ty też chcesz mnie zostawić - dopowiedziała cicho, prawie bezgłośnie, skoro już i tak była tak żałosna, żeby się rozklejać przy kimś.
Obrazek

[Złote Morze] Pokład "Siódmej Siostry"

66
POST BARDA
- Vera, do cholery!

Corinowi zdarzał się kląć, ale nigdy na nią. Mógł się spodziewać, że nie przyjmie jego słów do wiadomości, ale próby odsunięcia od siebie swoich zasług powodowały, że tylko mocniej ją do siebie przycisnął, a jego usta znalazły drogę do jej włosów. Potrzebowała go - a on był tuż obok, tam, gdzie jego obecność była wymagana.

- Mogliśmy zrobić wiele rzeczy. Ale nie wiedziałaś, nikt z nas nie wiedział! Nie wiedziałaś, że Speke to chuj, a Caldwell okaże się syreną. Gdybyś wtedy popłynęła za nim, Caldwell przejęłaby Harlen. Zostałaś, więc ją powstrzymałaś. Nie zmienisz przeszłości. - Dodał nieco łagodniej. Jego dłoń powędrowała do jej włosów i parę razy przesunęła się po ciemnych kosmykach, by ostatecznie zatrzymać się na karku kobiety. - Ale możemy spróbować zmienić przyszłość. Nie zwrócimy życia ani Dafne, ani Tamarze, ani Erinelowi, ani pozostałym. Ale możemy wybić Kompanię, co do ostatniego zasranego niebieskiego płaszcza. - Mówił, chcąc pokazać jej sens na najbliższe miesiące, a może lata. - Pomścimy Erinela i innych. A potem, kurwa. Potem poszukamy Levanta. Nie zostawię cię, Vera. Spójrz na mnie.

Jeśli Yett myślał o odejściu, to po tym, jak zobaczył Verę w takim stanie, wiedział, że musiał porzucić jakiekolwiek plany ustatkowania się na lądzie.
Obrazek

[Złote Morze] Pokład "Siódmej Siostry"

67
POST POSTACI
Vera Umberto
To, co mówił Corin, miało sens. On zawsze był tym rozsądniejszym z ich dwójki, choć zazwyczaj dotyczyło to innych sytuacji, jej porywczości i rzucania się z motyką na słońce. A może wydawał się jej bardziej przekonujący, kiedy czuła jego dotyk? Niepewnie rozluźniła dłonie i powoli objęła siedzącego obok mężczyznę - gest, na który nie zdecydowała się nigdy przedtem; działali ramię w ramię od siedmiu lat, a Verze nie zdarzyło się dotąd wtulić w niego tak, jak teraz, bo wychodziła z założenia, że było to nie na miejscu, a on nie po to tutaj był. Była kapitanem tego statku, a on oficerem. Czy jednak miało to jakiekolwiek znaczenie, tak jak w marynarce Qerel? Byli piratami. Tytuły były umowne i miały znaczenie wyłącznie organizacyjne.
Kiedy jednak poprosił, żeby na niego spojrzała, wszystkie te przemyślenia odeszły w zapomnienie, a Umberto spięła się z powrotem. Początkowo pokręciła przecząco głową, nie odsuwając twarzy od jego klatki piersiowej, ale przecież nie mogła tak siedzieć wiecznie, prawda? Cofnęła więc ręce z jego pleców i przetarła twarz, zanim uniosła na niego przepraszające spojrzenie. Wątpiła, by jej marne próby ukrycia własnego upokorzenia miały jakikolwiek sens.
- To żałosne, wiem - mruknęła, zażenowana. - Po prostu czuję się ostatnio... jakby ziemia usuwała mi się spod nóg. Jakbym stała na bocianim gnieździe, ale pozbawionym barierki i tylko jakimś pieprzonym cudem trzymała się jeszcze przed spadnięciem i rozbiciem się o pokład. I kiedy wydaje mi się, że zaczynam odzyskiwać równowagę, widzę zbliżający się sztorm.
Pokręciła lekko głową, opuszczając wzrok na miejsce, w którym Caldwell rozcięła szponem szyję Corina.
- Dziękuję... za to, co mówisz i robisz. Doceniam twoje próby pocieszenia mnie, ale nie chcę, żebyś tu siedział z poczucia obowiązku, ani z litości - w jej głosie rozbrzmiała gorycz. - Pamiętam to twoje "ale". Nie mogę go zapomnieć. Nie mogę przestać myśleć o tym, że nie chcesz tu być. Jesteś kolejnym kawałkiem podłogi, który się pode mną załamuje, tym ostatnim. Tym, na którym stałam najpewniej. Jesteś ostatnim kawałkiem liny, który powstrzymuje mnie przed upadkiem. Jesteś... tym sztormem.
Znów potrząsnęła głową, opuszczając wzrok na własne dłonie. Pierdolisz od rzeczy, Vera.
- Nie mówię tego po to, żeby wywołać w tobie wyrzuty sumienia. Nie wiem w sumie po co to mówię. Niepotrzebnie. Powinnam się zamknąć i trzymać emocje na wodzy, jak zawsze. Jeśli chcesz... odejść... mogę cię za jakiś czas odwieźć na Archipelag. Będziesz mógł sobie poukładać życie jak chcesz, z kim chcesz. Bez poczucia zobowiązania względem... mnie, czy kogokolwiek tutaj. Powiedz mi tylko kiedy dokładnie chcesz opuścić Siostrę, żebym nie tkwiła tak, zawieszona w oczekiwaniu na coś, co wydarzy się nie wiadomo kiedy. Sama pomszczę ich wszystkich i sama znajdę Levanta.
Obrazek

[Złote Morze] Pokład "Siódmej Siostry"

68
POST BARDA
Czekał, aż się pozbiera, otrze łzy, a następnie przełamie, by na niego spojrzeć. Corin widział jej smutek, zrezygnowanie. Widział, jak bardzo cierpi po stracie tego jednego elfa. I choć Yett słyszał o domniemanym romansie Very i Erinela, ba, widział nawet ich wzajemne interakcje, widział, jak kapitan trzymała go za dłoń w tych najgorszych chwilach... nie chciał w to wierzyć. Aż do teraz, gdy po śmierci byłego Kapitana Pocałunku Krinn, Vera posypała się jak domek z kart, wszystko było domniemane. Obecnie nabierało kształtu.

Mimo to, Yett podniósł dłonie do policzków Very. Przez moment czekał, zbierał się w sobie... do niczego jednak nie doszło. Wysłuchał jej kolejnych słów.

- Nie, Vera. - Pokręcił głową. - Nie jestem sztormem, nie zostawię cię. - Przyrzekał, opuszczając głowę, by oprzeć własne czoło o to należące do kobiety. - Nie odejdę bez ciebie. Jeśli chcesz zostawić mnie na Archipelagu, będziesz musiała zostać tam ze mną. - Mówił, sam nie do końca przytomnie, gdy strata może nie przyjaciela, ale kompana, rozrywała również jego serce. Widok kapitan w takim stanie tylko pogarszał jego samopoczucie. - Sama mówisz, że to nie wojsko. Nie hamuj emocji. Nienawidź ich z całych sił. Pomścimy ich razem, dobrze?

Podniósł znów głowę. Czekał na jej rekację.
Obrazek

[Złote Morze] Pokład "Siódmej Siostry"

69
POST POSTACI
Vera Umberto
Do czegokolwiek zbierał się Corin, ujmując jej twarz w dłonie, było to coś, na co Vera wyjątkowo mocno czekała i czego całym sercem pragnęła. Nawet jeśli od pół roku na co dzień uparcie nie dawała tym myślom dojść do głosu, a te bardziej intensywne i natrętne odsuwała od siebie, dochodząc do wniosku, że jest to jakaś jednostronna fiksacja, która szybko jej przejdzie. Cóż, nie przechodziła. Zamiast tego niezwyciężona kapitan Umberto siedziała teraz przed swoim oficerem, wpatrując się w jego usta oczami mokrymi od łez, jak jakaś... Gerda, czy inna Olena.
- Zostać tam z tobą... - powtórzyła i choć normalnie z pewnością parsknęłaby śmiechem, a potem rzuciła jakiś komentarz odnośnie nudnego życia na lądzie, tym razem nic takiego nie zrobiła. Bo czy byłoby to takie złe? Gdyby zrobili wszystko, co mieli do zrobienia, wymierzyli zemstę nad którą pracowali od lat, a potem zostawili to wszystko w cholerę i zaszyli się gdzieś z dala od problemów? Nie otaczałaby ich śmierć, nie odpowiadaliby za ludzi, a fakt bycia poszukiwanym w większości miast portowych na kontynencie mogliby mieć głęboko w poważaniu.
To nie wojsko.
I znów Yett siedział w jej głowie, nawet jeśli miał na myśli coś innego, niż wątpliwości, jakie targały nią. Gdy podniósł głowę, tym samym odsuwając się od niej, Vera uniosła dłoń i przeczesała palcami włosy z boku jego głowy. Może zrobienie tego pierwszego kroku nie było takim złym pomysłem; skutek mógł być dwojaki. Albo Corin wycofa się, zrzucając jej irracjonalne zachowanie na karb żałoby i szybko podejmie ostateczną decyzję o opuszczeniu Siódmej Siostry, nie zmuszając swojej kapitan do tkwienia w niepewności (bo nie do końca ufała w jego obietnice), albo wręcz przeciwnie. Wtedy cała ta niepewność, te wszystkie niedopowiedzenia i klejenie się do siebie po alkoholu, którego potem jakoś żadne z nich nie komentowało, nabiorą wreszcie sensu.
- Dobrze - zgodziła się cicho, by zaraz po tym wyprostować się i pocałować Yetta. Nie była w tym natarczywa i zachłanna, raczej ostrożna, nie mając pojęcia, jakiej reakcji powinna się spodziewać. Delikatnie musnęła jego usta swoimi, jakby zadawała pytanie, które chwilę później odbiło się też w jej uniesionym spojrzeniu.
Obrazek

[Złote Morze] Pokład "Siódmej Siostry"

70
POST BARDA
Jeśli Vera zachowywała się jak Olena lub Gerda, to nie wydawało się to stanowić problemu dla Corina. Był cierpliwy i wyrozumiały, dawał jej czas, by doszła do siebie, zebrała myśli i zdecydowała, co chce zrobić. Na jej pytanie, czy też po prostu powtórzenie jego własnych słów, kiwnął głową, jakby potwierdzając, czego sam pragnie. Czyż nie byłoby doskonale, osiąść gdzieś na brzegu morza, z dala od pirackich problemów, ciesząc się resztą życia, jaka im pozostała? Gdyby odkładali, w rok mogliby zebrać tyle, by wystawnie żyć do końca swoich dni. Było to jednak odległe, nierealne marzenie.

Nie było możliwości, by któreś z nich nie było doświadczone w pocałunkach. Żadne nie kryło się ze swoimi przygodami, co też... kazało Corinowi zastanowić się przed chwilę. Czy na reakcje Very wpływ miał stres, jaki spowodowała śmierć jej niedawnego kochanka? Yett wolałby nie myśleć o tym, że jest zastępstwem, nie tylko przez szacunek, jakim darzył Verę, ale też przez fakt, iż nie chciał kalać pamięci niedawno poległego kamrata. Ani Umberto, ani Erinel na to nie zasługiwali.

Wykazał się podobną ostrożnością, co Vera, jakby to, co między nimi powstawało, było kruche jak szkło. Nie pozwolił jej się odsunąć, pogłębiając pocałunek, jego dłonie wróciły na jej talię, trzymając kapitan w objęciach, nie chcąc, by uciekała z jego ramion. Nie trwało to jednak długo, ledwie parę sekund, nim sam uznał, że nie należy dac ponieść się emocjom, nie w takiej chwili, gdy parę minut wcześniej pożegnali przyjaciela.

- Vera. - Mruknął, tak ciężko, jakby nagle brakowało mu tchu. I choć chciał mówić dalej, głos ugrzązł mu w gardle. Musiał pozwolić Umberto zdecydować. Jego dłonie nie ruszyły się nawet o centymetr.
Obrazek

[Złote Morze] Pokład "Siódmej Siostry"

71
POST POSTACI
Vera Umberto
Reakcja Corina, choć wyczekiwana, wciąż była dla Very lekkim zaskoczeniem. Najsilniejszą emocją jednak była ulga, wypełniająca ją od stóp do głów, ściągająca połowę tego nieszczęsnego ciężaru z ramion i dająca zupełnie nową, lepszą wizję jej przyszłości. A może mogła już mówić o ich przyszłości? Byli ze sobą tyle lat i darzyli się takim zaufaniem, że zmiana charakteru ich relacji, choć drastyczna, w praktyce nie była wcale tak wielka. Byli razem od zawsze.
Nawet jeśli Vera nie doświadczyła bliskości drugiej osoby od dobrych kilku miesięcy - od wizyty w Porcie Erola, właściwie - to wciąż nie była na tyle niewyżyta i nierozsądna, żeby rzucać się teraz na Corina i w tej chwili rekompensować sobie ostatnie siedem lat. Rozumiała, że nie jest to ku temu odpowiednia chwila. Mimo to, jej spojrzenie rozjaśniło się nieco, a kąciki ust uniosły w mimowolnym uśmiechu, jaki u większości ludzi pozostałby niezauważony, a który u niej stanowił już drastyczną zmianę. Yett nie był niczyim zastępstwem. To wszyscy inni do tej pory nim byli, nawet jeśli Vera do końca nie zdawała sobie z tego sprawy. A już na pewno nie zdawał sobie z tego sprawy sam zainteresowany, co dotarło do niej z lekkim opóźnieniem. Jej domniemany związek z Erinelem urósł wśród załogi do rangi wielkiej, utraconej miłości, głównie przez dziewczyny, które czerpały z tego emocje jak z tych wszystkich romantycznych gównoczytadeł, a zachowanie Very po pogrzebie elfa też musiało dawać podobne wrażenie.
- Za długo próbowałam już z tym walczyć - odezwała się, słysząc swoje imię, które w jej uszach zabrzmiało jak upomnienie. - Odkąd dorwała cię Caldwell, zaczęłam rozumieć, że gdybyś zginął, nic nie miałoby już dla mnie sensu. Byłam przekonana wtedy, że cię zabiła. Tylko dlatego rzuciłam się na nią wtedy jak wariatka, nie dbając już o własne życie. To nie było zbyt mądre.
Wpatrywała się w usta Corina jak zaklęta. Była rozsądna. Potrafiła trzymać emocje na wodzy przez tyle lat, była w stanie utrzymać je jeszcze przez jakiś czas... prawda?
- Nie zrobiłam z tym nic od tamtej pory, bo byłam przekonana, że ty... nie patrzysz na mnie w ten sposób. Wiem, jaka jestem, nie spodziewałam się, żeby było inaczej. Zresztą łańcuch dowodzenia i te wszystkie pierdoły, które w wojsku władowali mi w głowę, ciężko się ich pozbyć. A potem powiedziałeś, że to wszystko to dla ciebie za mało. Że potrzebujesz od życia czegoś więcej, a ja... nie mam nic więcej, co mogłabym ci dać, więc od tych kilku dni wisiało to nade mną jak ciężka, burzowa chmura. Pogrzeb Erinela był kroplą, która przelała czarę goryczy. Z myślą, że zawiodłam wszystkich i że za chwilę zostanę sama, nie umiałam sobie poradzić. Jesteś niezastąpiony. Nie tylko na Siostrze, ale też... dla mnie.
Odwróciła głowę, przenosząc wzrok na parujący kubek z ziołami.
- Pójdę za tobą do piekła - powtórzyła cicho jego własne słowa sprzed kilku dni. - Wystarczająco długo podporządkowywałeś się moim decyzjom. Jak skończymy z Kompanią i znajdziemy Levanta, popłynę z tobą gdzie tylko będziesz chciał. Nawet jeśli postanowisz ze mnie zrobić szczura lądowego.
Obrazek

[Złote Morze] Pokład "Siódmej Siostry"

72
POST BARDA
Corin odpowiedział podobnym uśmiechem. Tak lekkim, że łatwym do przeoczenia, nie był on dla nikogo innego, jak tylko dla Very. Powtórzył jej imię, jakby bojąc się, że chwila pryśnie i w jednej chwili, wszystko okaże się kłamstwem.

Wyznanie kapitan zmusiło Corina do spojrzenia w jej twarz o wiele przytomniej, niż wtedy, gdy błądził ustami po jej własnych wargach.

- Nie było mądre, ale skuteczne. - Zaśmiał się lekko, bo, choć Vera wpadła w szał i straciła resztki rozumu, gdy zaatakowała Caldwell, przynajmniej udało jej się ją dorwać. - Uratowałaś mnie i całą załogę. Przepraszam... że dałem się zakląć.

Nie mógł zrobić nic, by oprzeć się atakom potworzycy na swój własny umysł, ale czuł, że w obecnej sytuacji, winien był Verze przeprosiny. Skwitował je kolejnym krótkim pocałunkiem, ledwie muśnięciem jej warg, by choć na chwilę ugasić ogień rozgorzały w sercach ich obojga.

- Jaka jesteś? Jesteś wspaniała. - Nie zgodził się z nią Yett. Jedna z jego dłoni powędrowała wyżej, na żebra, badając kształy ukryte pod koszulą. - Dbasz o nas wszystkich od tylu lat. Dbasz o mnie. - Mruknął, a czując, że sam również musi się wytłumaczyć, mówił dalej. - Może nam życia zabraknąć, żeby zniszczyć Kompanię i Levanta, ale jeśli to zrobimy... to potem pomyślimy, dobrze? Co zrobić, razem.

I kiedy chciał zainicjować kolejny pocałunek, tym razem porządny, przerwało im pukanie do drzwi.

- Psze panii? - Okropony ton Weswalda nie mógł być pomylony z niczym innym. - Skończyłem na Siódmej Siostrze!
Obrazek

[Złote Morze] Pokład "Siódmej Siostry"

73
POST POSTACI
Vera Umberto
- Co? Przecież nie miałeś... - spróbowała zaprotestować, gdy padły przeprosiny za coś, czego Corin nie kontrolował, ale skończyło się na tym, że zamknął jej usta pocałunkiem. Westchnęła więc tylko bezgłośnie, by zaraz po tym, jak mężczyzna się od niej odsunął, cicho parsknąć śmiechem. - Wrzuciłeś mnie do wody. Ze wszystkim, tak jak stałam. Musiałam wpław wracać na Siostrę. Za to mnie możesz przeprosić, jak bardzo chcesz.
Pewnie tego nie wiedział, bo nikt z załogi nie był świadkiem tego, co Yett zrobił, a ona nie miała jeszcze okazji, żeby się z nim tym podzielić. Sama też w sumie o tym zapomniała, bo wydarzenia późniejsze bardziej zaprzątały jej głowę. Teraz było całkiem podobnie; chwilę później co innego zaprzątnęło jej głowę, dłoń przesuwająca się w górę jej talii, intensywne spojrzenie siedzącego obok mężczyzny, słowa, które tak bardzo potrzebowała usłyszeć. Może jednak to wcale nie była nieodpowiednia chwila? Może jednak mogli być totalnie nierozsądni? Nikt przecież teraz nie będzie przeszkadzał Verze, nikt dla odmiany nie oczekiwał od niej żadnego działania. Zrobiła wszystko, co mogła i dopóki nie dopłyną na Harlen, mogła zająć się czym (lub kim) tylko chciała.
- Mhm - zgodziła się trochę nieprzytomnie, gotowa dać się ponieść chwili.
Tylko że, oczywiście, chwila miała inne plany, niż ponoszenie Very gdziekolwiek.
- Nie wierzę - westchnęła w reakcji na pukanie do drzwi i dochodzący zza nich irytujący głos młodocianego medyka. Podniosła się, na wszelki wypadek poprawiając koszulę, choć wszystko było z nią jeszcze w jak najlepszym porządku i rzucając Corinowi przeciągłe spojrzenie, zostawiła go za plecami, by sprawdzić, czego chce od niej Weswald.
- Co skończyłeś na Siódmej Siostrze? - spytała, gdy już otworzyła drzwi i przesunęła wzrokiem po sylwetce chłopaka. - Co ty tu w ogóle robisz? Powinieneś być na Mżawce, z rannymi, z Oleną i Mute'lakkiem.
Obrazek

[Złote Morze] Pokład "Siódmej Siostry"

74
POST BARDA


Uśmiech Corina poszerzył się. Nie miał pojęcia, co zrobił pod wpływem uroku Anny Caldwell, a po pół roku wypadało się już z tego śmiać. Wizja wrzucenia Very do morza była na tyle zabawna, że parsknął lekkim śmiechem, wypuszczając powietrze przez nos.

- Przepraszam. Następnym razem pozwolę ci się rozebrać, nim wylądujesz w wodzie. - Droczył się. Nim zdążył zrobić coś jeszcze, przerwało im pukanie. Spojrzał w stronę drzwi.

Corin został na łóżku Very, wiedząc, że kapitan potrafi poradzić sobie z każdą przeciwnością, nie tylko młodym medykiem, który wtargnął z butami w ich prywatność. Umberto otworzyła drzwi tylko po to, by zobaczyć dzieciaka przed sobą. Miał czerwoną twarz, a oczy wciąż podpuchnięte od płaczu.

- Leczenie! To znaczy. - Dzieciak speszył się, zrobił krok w tył i zwiesił głowę. - Pan Osmar poprosił, żebym sprawdził wszystkich na Siódmej Siostrze. I sprawdziłem, nikt nie wymagał dużej pomocy, a-ale teraz nie mogę znaleźć pana Osmara, żeby mu powiedzieć, więc pomyślałem o pani, psze pani. - Dodał. Wahał się przez chwilę, potarł oczy, jakby w nich znów miały się zebrać łzy. - Psze pani? Bo ja widziałem ten... p-pogrzeb. I ja bardzo, bardzo, bardzo przepraszam, że nie udało nam się uratować tego pana elfa. Rozmawiałem z Oleną na jego temat i wiem, co się stało i... tak bardzo mi przykro. - Zakończył na jednym wydechu. Skoro usłyszał kwestię romansu Very i Erinela od kobiet, musiał zostać wtajemniczony w rzeczy, które nawet nie miały między nimi prawa bytu! Przynajmniej Vera nie wydawała się już tak ponura, jak wdowa, która straciła męża na morzu. - Pan Osmar powiedział mi, k-kim był pan elf i co robił i dlaczego... dlaczego tak się stało. I ja chciałem pani powiedzieć. - Wyprostował się, ale wciąż unikał spojrzenia Very. - Że jeśli pani będzie chciała, to ja skończę naukę i b-będę służył na statku, jeśli mnie pani przyjmie! Żeby więcej nie było takich... sytuacji. - Skończył koślawo. - Mute'lakkowi jest niedobrze od morza, więc powiedział, że nie może, ale ja mogę! Nie obchodzi mnie, do jakiej kompanii należycie!

Dzieciak speszył się, gdy z wnętrza kajuty dobiegł śmiech Corina i jego komentarz:

- Widzisz, kapitanie? Potrafisz porwać do walki nawet takich niedoświadczonych chłopców, którzy nie znają sytuacji. I ty mówisz, że nas zawiodłaś?
Obrazek

[Złote Morze] Pokład "Siódmej Siostry"

75
POST POSTACI
Vera Umberto
Vera skrzyżowała ręce na klatce piersiowej i oparła się ramieniem o ścianę, słuchając długiego wyjaśnienia, jakie zaserwował jej chłopak. Jej brwi w zaskoczeniu powędrowały w górę. Zdecydowanie nie spodziewała się, w jakim kierunku to pójdzie i jaka propozycja padnie na samym końcu. Owszem, gdzieś tam z tyłu głowy miała nadzieję, że może któryś z tej dwójki postanowi z nimi zostać, ale nie sądziła, że medyk podejmie tę decyzję już następnego dnia, gotowy rzucić wszystko - po skończeniu nauki, oczywiście - i zaokrętować się na Siódmą Siostrę.
- Widać nawet magia nie jest w stanie wyleczyć wszystkiego - odparła na jego przeprosiny, ale skinęła uspokajająco głową. Nie miała mu tego za złe. O śmierć Erinela nie miała pretensji do nikogo, poza sobą samą. I Augustem Speke, naturalnie.
- Jakby to jeszcze była moja zasługa - odpowiedziała Corinowi, zerkając na niego przez ramię.
Westchnęła ciężko i wyciągnęła dłoń, żeby oprzeć ją o ramię Weswalda. Nie wiedziała, czy był bardziej zrozpaczony, czy spanikowany, czy jakie jeszcze emocje nakładały się na siebie w tej jego rudej głowie. Wiedział już dla kogo pracuje, wiedział czym się zajmowali i choć wyglądał na skrajnie przerażonego rozmową, jaką właśnie prowadził, wciąż miał na tyle samozaparcia, żeby powiedzieć wszystko, co miał jej do powiedzenia. Było to nawet całkiem imponujące.
- Ile masz lat, Weswald? - spytała. - Wiem, że macie mi za złe to, jak was tu ściągnęłam. Mam nadzieję, że przynajmniej rozumiecie już dlaczego to zrobiłam. Tak czy inaczej zamierzam dotrzymać obietnicy. Zapłacę wam za pracę tyle samo, ile zamierzałam zapłacić doświadczonemu uzdrowicielowi i dostarczę was z powrotem bezpiecznie do Tsu'rasate. Napiszę też listy polecające do Khidra. Nie wiem, czy cokolwiek to da, ale może przychylniej na was spojrzą, jak będziecie mieli pisemnie potwierdzone doświadczenie.
Uśmiechnęła się krzywo.
- Nie należymy do żadnej kompanii. Kompania Handlowa Błogosławieństwa Ula, za przedstawicielkę której się podałam, to banda złamanych chujów, którzy doprowadzili do śmierci tego elfa, tak samo jak czterech innych zanim zdążyłam was ściągnąć na pokład... i dziesiątek innych przez ostatnie miesiące. Wspomniałam ich tylko po to, żebyście w razie czego mieli co powiedzieć rodzicom, coś co brzmiało lepiej, niż prywatny statek zajmujący się nie wiadomo czym.
Zacisnęła dłoń na ramieniu chłopaka.
- Robicie dobrą robotę. Skoro nikt tu nie potrzebuje chwilowo twojej pomocy, odpocznij, poczytaj, czy coś. Statki będą łączone ponownie dopiero popołudniu, jak Trip przygotuje posiłek dla wszystkich - zabrała rękę i uśmiechnęła się do niego krótko. - Jeśli będziesz chciał zostać, albo wrócić, zawsze się znajdzie miejsce dla maga uzdrowiciela. Sam widzisz, że potrzebujemy kogoś takiego. Ale uprzedzam, że nie będziesz miał już wtedy prywatnej kajuty.
Obrazek

Wróć do „Baronia Varulae”