[Złote Morze] Pokład "Siódmej Siostry"

46
POST BARDA
Olena potrząsnęła głową.

- Nie wiem, kapitanie, ile wytrzymają. - Powiedziała wprost, nie podnosząc głowy. Vera spostrzegła drobne krople skapujące z jej brody na podłogę. - Kto będzie chciał pomóc piratom? Kiedy zobaczą, w jakim są stanie? To będzie budzić podejrzenia. - Tłumaczyła, nie do końca widząc nie tyle sens, co możliwości, jakie przed nimi się rozciągały.

Ashton westchnął, jednak ruch jego klatki piersiowej przerwało kaszlnięcie.

- Aj, kurwa. - Jęknął, ponosząc dłoń do zakrytej rany. - Nic mi nie jest, kapitanie! - Powiedział zaraz, chcąc uspokoić Umberto.

Olena podniosła spojrzenie na kapitan. Zaczerwienione oczy były mokre od łez i wiadomym było, że młoda felczerka, zbyt niedoświadczona w swoim fachu, nie radziła sobie z ogromem cierpienia, jaki prezentowali sobą więźniowie.

- To coś innego niż kilka cięć. - Próbowała się wyjaśnić, jakby jej winą było to, co działo się na pokładzie. - Przepraszam... Przepraszam, jeśli kogoś stracę.

Kapitan nie musiała powtarzać swoim załogantom dwa razy. Wielu zabrało się za pomoc i bez jej ponagleń, szczególnie dziewczęta, które, instruowane wcześniej przez Olenę, zaczęły opatrywać rany potrzebujących. Znaleziono również zapasy słodkiej wody, której można było użyć do obmycia umęczonych ciał.

Na górnym pokładzie panował już spokój. Piraci i byli wzięźniowie rozsiedli się na deskach, rozmawali, pomagali sobie wzajemnie. Szóstka, która została wytypowana jako w najgorszym stanie, wciąż znajdowała się na swoim poprzednim miejscu. Każdego przykryto, jak Vera zauważyła, niebieskim płaszczem. Było to lepsze niż pozwalanie im marznąć w chłodzie poranka. Corin przysiadł przy Erinelu i rozmawiał z nim cicho. Elf nie próbował już siadać.

Kajuta kapitana Speke była o wiele mniejsza, aniżeli ta należąca do Very, również o wiele bardziej zagracona. Znalazła jego dziennik, zestaw ubrań na zmianę, mnogość butelek alkoholu, wypchanego drapieżnego kota, upchanego gdzieś na szafce, parę książek, różne inne drobiazgi... ale żadnych rzeczy, które mogłyby się przydać przy opatrywaniu rannych.
Obrazek

[Złote Morze] Pokład "Siódmej Siostry"

47
POST POSTACI
Vera Umberto
- W Tsu'rasate nas nie znają. Nie wiem, Olena. Zastanowię się.
Felczerka była taka młoda. Łzy ściekające po jej policzkach były czymś, czego Vera u siebie samej dawno już nie uświadczyła. Uścisnęła ramię dziewczyny, usiłując posłać jej pocieszający uśmiech i zostawiła ją z Ashtonem, by dokończyła swój opatrunek. Kolejny ciężar, jakiego nie przewidziała, spadł na ramiona kapitan.
Przeszukanie kajuty kapitańskiej spełzło na niczym. Speke nie miał nic wartościowego, nic, co przydałoby im się w tym momencie. Pozostało jej mieć nadzieję, że inni znajdą coś w pozostałych częściach statku - w wypełnionych po brzegi skrzyniach w ładowni, w kajutach, może po kieszeniach martwych załogantów Mżawki.
Gdy opuściła ciasne kwatery Augusta, zatrzymała się na moment, przesuwając spojrzeniem po tłumie na głównym pokładzie. W jej głowie wściekle rozbijała się myśl, że część z nich wciąż może zakładać, iż za najgorsze nieszczęścia w ich życiu może odpowiedzialna być ta sama osoba, która teraz ich uwolniła. Co miała im powiedzieć? Miała wygłosić kolejną przemowę, w jakiej przedstawiłaby absurd tego założenia i liczyć na to, że z jakiegoś powodu ich to przekona? Jeśli jej działania nie wystarczyły, jak miały cokolwiek udowodnić słowa? Mogła powiedzieć wszystko, ale zawsze będzie to jej słowo przeciwko słowu martwego już Speke'a. Przeniosła wzrok na sylwetkę Corina, siedzącego przy Erinelu. Przez chwilę wpatrywała się w niego bezmyślnie, by w końcu powoli ruszyć w kierunku mężczyzn, a gdy do nich dotarła, bez słowa, za to z cichym stęknięciem usiadła obok oficera.
- Ilu z was jeszcze jest przekonanych, że to wszystko moja wina? - spytała w końcu, opuszczając wzrok na elfa. - Wszyscy?
W jej głosie nie było już wściekłości. Była zmęczona i niewyspana, co może nie stanowiłoby problemu, gdyby świat pozwolił się jej dla odmiany cieszyć sukcesem misji. Była też rozgoryczona.
- Jesteś w stanie mi powiedzieć, jak do tego wszystkiego doszło? Pomijając moje domniemane zaangażowanie w sprawę?
Obrazek

[Złote Morze] Pokład "Siódmej Siostry"

48
POST BARDA
Kiedy Vera zbliżyła się do Corina i Erinela, oficer podniósł na nią nieco zdenerwowane spojrzenie. Ostatnim, czego potrzebowali w tej chwili, to kolejne emocje pani kapitan. Odetchnął, gdy na szczęście Vera mówiła już nieco spokojniej, nie tracąc głowy i nie wyżywając się na ledwie żywym elfie.

Erinel nie poruszył się ze swojego miejsca. Spod niebieskiego płaszcza, którym był przykryty, ledwie wydobywał się głos.

- Kilku usłyszało, że to twoja wina. - Powiedział, nie podnosząc nawet na Verę spojrzenia pojedynczego oka. - Żadnego tu nie ma, prócz mnie. Nie przeżyli. - Wyjaśnił krótko, beznamiętnie. Śmierć musiała być czymś, z czym spotykał się każdego dnia na budowie. Jego oddech był równy i spokojny, lecz płytki, przerywany westchnięciami. - Vera, ja nie wiem. Byliśmy na Harlen, wtedy, razem. Pamiętasz? Znaleźliśmy statek, mieliśmy płynąć na Archipelag. - Zawahał się chwilę. Te wspomnienia musiały być dla niego przyjemne, powstrzymując przed straceniem nadziei w najczarniejszych chwilach. - Wieczorem piliśmy, a następnego dnia byłem w celi, tu na Mżawce. Mówił, że mnie sprzedałaś, że podzielicie się nagrodą. Trafiłem do Karlgardu, stamtąd na budowę... potem do Ujścia, nie wiem jak dawno temu. Dni zlewały się ze sobą.

Vera spostrzegła, że mężczyzna po prawicy elfa, ten, który wcześniej tak okropnie kaszlał, ucichł całkowicie.
Obrazek

[Złote Morze] Pokład "Siódmej Siostry"

49
POST POSTACI
Vera Umberto
- Pamiętam - odparła cicho.
Od tamtej pory wiele się wydarzyło. I choć wydarzenia w życiu Siódmej Siostry były raczej pozytywne - pomijając kwestię Anny Caldwell i syren - to życie elfa zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni, wciągając go na absolutne dno. Vera mogła nie podzielać wielu jego cech charakteru, ale nie życzyła mu czegoś takiego. Nie życzyła niewoli nikomu, niezależnie od tego, jak wielką pogardą go nie darzyła. Co najwyżej Speke mógłby spędzić trochę czasu, przypięty do pręgierza.
- Dlaczego miałabym... - zaczęła, ale nie dokończyła pytania, zamiast tego tylko wzdychając ciężko i kręcąc głową.
Wydarzenia na Harlen były tak dawno temu. August proponował jej wtedy współpracę, ale mu odmówiła. Gdyby zdawała sobie wtedy sprawę z tego, czym ten człowiek się zajmuje, mogłaby zapobiec wielu tragicznym wydarzeniom. Gdyby uprzedziła Erinela, może ocaliłaby przed Kompanią przynajmniej jego. Z drugiej strony, czy by jej wtedy uwierzył? Posłuchał jej? Był zbyt nawalony, by rozumieć, co się do niego mówi, ledwie trzymał pion. Nieważne, jak bardzo byłby ostrożny, porwanie go w takim stanie było łatwe jak odebranie cukierka dziecku.
- Niczego takiego nie zrobiłam - powiedziała gorzko. - Nikogo nie sprzedałam. Jeśli to, co zrobiliśmy dzisiaj, cię nie przekonuje, to nie mam więcej argumentów. Speke był fałszywym chujem. Leży martwy pod pokładem. Gdybym wiedziała o tym wszystkim wcześniej, zawisłby już wtedy, na Harlen.
Uniosła wzrok na Corina.
- Kto go zabił? - spytała, właściwie tylko z czystej ciekawości.
Dopiero wtedy dotarła do niej nietypowa cisza ze strony mężczyzny leżącego obok elfa, a przed oczami stanęła jej zapłakana twarz Oleny. Może faktycznie potrzebowali medyka i leków z prawdziwego zdarzenia. Vera nie ufała goblinom i nie chciała ich na swoim okręcie, ale zatrzymanie się na pół dnia po drodze, by zakupić potrzebne specyfiki, mogło nie być aż tak wielkim problemem.
- Olena mówi, że ranni potrzebują leków, albo specjalisty, którego my nie mamy - poinformowała oficera. - Po drodze mamy Tsu'rasate. Nie wiem, jak postrzegana jest tam Mżawka, więc nie będę ryzykować, ale my nigdy tam nie byliśmy. Moglibyśmy wpłynąć do portu i kupić co trzeba. Siostra jest szybsza, dogonimy Mżawkę w kilka godzin, jeśli ta będzie płynąć prosto na Harlen.
Obrazek

[Złote Morze] Pokład "Siódmej Siostry"

50
POST BARDA
Gdybanie było na miejscu - co mogłaby zrobić wtedy Vera, gdyby tylko zdawała sobie sprawę z tego, co robił Speke? Co mogłaby zrobić dla Erinela, który wtedy korzystał z życia jak każdy inny pirat, ufając swoim druhom? Przy ognisku, przy śpiewach Anny Caldwell, Speke obiecywał, że życie Erinela nie będzie zagrożone. Nie do końca kłamał, gdy elf wciąż oddychał.

- Skowronku... - Erinel parsknął cichym śmiechem, używając przezwiska, które przypisał jej na Wyspie. - Też się zastanawiałem, dlaczego miałabyś. Zastanawiałem się, dlaczego, ale teraz widzę, że niepotrzebnie. Przepraszam, Vera. - Słowa przyszły Erinelowi bardzo łatwo. Nie miał już dumy, która kazałaby mu uważac na to, co i do kogo mówi.

Corin nie odzywał się. Zacisnąwszy mocno szczęki, wyglądał na zdenerwowanego, jednak nie zażyłością Erinela, a jego stanem, jak i stanem pozostałych więźniów. Podobnie jak Vera, musiał sądzić, że wszystko skończy się szczęśliwie w momencie, w którym odbiją więźniów z budowy.

Siódma Siostra była już całkiem niedaleko. Kołysała się na falach, czekając na Mżawkę.

- Ja. W ferworze walki. - Przyznał w końcu Yett, przypisując sobie zabójstwo Spekego. - Olena może mieć rację. Ale, uh. Vera, oni potrzebują opieki, nie konsultacji. Takich obrażeń nie wyleczysz maścią, tu trzeba wielu dni zabiegów.

- Mną się nie przejmujcie. - Do rozmowy wtrącił się znów Erinel. Mówił cicho, powoli. - Nie będzie mi dane zobaczyć nieba nad Harlen. Ale... chciałbym choć jeszcze jeden raz... stanąć u steru Pocałunku.
Obrazek

[Złote Morze] Pokład "Siódmej Siostry"

51
POST POSTACI
Vera Umberto
Musiała być ostatnim dobrym wspomnieniem Erinela sprzed pojmania. Nic dziwnego więc, że przywiązywał do ich relacji więcej nostalgii, niż ona. Nie była jego skowronkiem, nie od bardzo dawna, ale nie wyprowadziła go z błędu, zbyt zszokowana słowem "przepraszam", opuszczającym jego usta tak naturalnie, jak nigdy. Nie odpowiedziała.
Skinęła za to głową, słysząc, że to Corin był odpowiedzialny za śmierć Augusta. Przynajmniej tyle dobrze. Był jej prawą ręką, bardziej niż w jakimkolwiek innym przypadku mogła poczuć się, jakby pośrednio sama też się do tego przyczyniła. Później jedyne, co jej zostało, to kolejne ciężkie westchnięcie. Odchyliła głowę do tyłu, unosząc wzrok na żagle na tle nocnego nieba. Te nie miały pionowych pasów, nie działały kojąco. Przyglądała się im przez chwilę, szukając rozwiązania, które mogłaby zaproponować w zamian, ale nie umiała żadnego wymyślić, tak jakby jej umysł został już doszczętnie opróżniony z pomysłów. Słowa Erinela sprawiły tylko, że zacisnęła zęby i zamknęła oczy, na chwilę odcinając się od otaczającego ją świata. Nie widziała Pocałunku Krinn od pół roku, odkąd opuścili Harlen, ale tego też nie powiedziała.
- Nie wiem, dokąd mogę ich zawieźć. Nie wiem, gdzie są... lecznice, szpitale, które przyjmą poszukiwanych ludzi. Nie mogę...
Przetarła twarz dłonią i otworzyła oczy, starając się zachować spokój. Z dwudziestu trzech jednego chyba już stracili. Czy stracą kolejnych pięciu, jeśli Vera czegoś nie zrobi?
- Myślałam, że na Mżawce znajdzie się coś, co będzie mogło im pomóc, ale są pod względem medycznym tak samo chujowo wyposażeni, jak Siódma Siostra. Nie wiem jak zapewnić rannym to, czego potrzebują. Nie wiem, jak wam pomóc - ostatnie słowa skierowała do Erinela. - Olena zrobi, co tylko będzie w jej mocy, ale...
Zamilkła znów na moment. Czuła się kompletnie bezradna. Uczucie, jakiego szczerze nienawidziła doświadczać.
- Co oni ci zrobili, Erinel? - spytała cicho. Poza obrażeniami na jego twarzy i odciętym uchem, nie widziała żadnych innych, ale felczerka przecież z jakiegoś powodu przydzieliła go do tej grupy.
Obrazek

[Złote Morze] Pokład "Siódmej Siostry"

52
POST BARDA
Corin podniósł się ze swojego miejsca. Położył dłoń na ramieniu Very, jakby przez ten drobny gest chciał dodać jej otuchy. Nim odszedł, zatrzymał się jeszcze, tknięty przeczuciem. Przyłożył palce do szyi wcześniej kaszlącego więźnia, który leżał tuż obok. Cofnął ją dopiero po dłuższej chwili, jakby łudząc się, że stan rzeczy może zmienić się w każdej chwili. Z trudem odpuścił.

- Zawołam... poproszę kogoś, żeby... - Potykał się o własne słowa, szukając odpowiednich, w końcu pokręcił głową. Z dwudziestu trzech uratowanych, pozostało dwudziestu dwóch. - Nie wiem, co robić, Vera. - Przyznał, podnosząc się ostatecznie i odchodząc, zostawiając kapitan z elfem.

- I tak nam już pomogłaś. - Mówił Erinel, poruszył się lekko, chcąc poprawić pozycję, w której był. Każdy jego oddech okraszony był cichym świstem z głębi klatki piersiowej. - Paru się z tego wygrzebie, paru nie. Nie myśl o tym.- Poprosił. Uniósł dłoń, jakby chciał poprosić, by Vera ujęła ją w swoją. - Dzięki tobie umrzemy jako wolni ludzie. I nie obarczaj wszystkim tej biednej dziewczyny. Bo wiesz, skowronku? Widać tak musiało być.

Elf nie był chętny do mówienia o swoich obrażeniach. To, co miał na twarzy, jasno świadczyło o bestialstwie Kompanii, jednak nie powinno powstrzymywać go przed świętowaniem z innymi. Fakt, iż leżał, z bólem podnosząc się choćby do siadu, mógł sugerować, że również reszta jego ciała ucierapiała, ale chował obrażenia pod ubraniem.

- Ja płaciłem za grzechy podwójnie, bo wiesz, że mam niewyparzoną gębę, heh? - Wysilił się na żart.
Obrazek

[Złote Morze] Pokład "Siódmej Siostry"

53
POST POSTACI
Vera Umberto
Skinęła głową na niedokończoną deklarację Corina. Ktoś musiał zająć się tym człowiekiem. Jak obrzydliwe musiały być praktyki, stosowane przez Kompanię? Niektórzy więźniowie wyglądali jakby nie spali i nie jedli. Świst w oddechu Erinela brzmiał, jakby nie uświadczył choćby koca do przykrycia w nocy, albo jakby miał połamane żebra. Vera nie wiedziała, nie znała się na tym, nie umiała ocenić ich stanu zdrowia. Odprowadziła oficera spojrzeniem, dopiero wtedy opuszczając wzrok z powrotem na elfa, który stanowił niewyraźny cień dawnego siebie. Jej spojrzenie wędrowało chwilę po jego twarzy, po pustym oczodole i tej części, która pozbawiona była mimiki.
Przez chwilę nie reagowała na wyciągniętą w jej stronę rękę, ale w końcu chwyciła ją. Na swojej dłoni dojrzała plamy krwi. Nie chciała, żeby Erinel umierał. Nie po to go uratowała, żeby teraz musieć go pożegnać. Zachowywał się inaczej, jak nie on, a jego słowa budziły w niej jakieś dawno zapomniane struny. Coś zabolało ją w klatce piersiowej.
- Nic nie musi tak być - zaprotestowała cicho. - Olena jest sprawna. Zdolna. Nie obarczam jej niczym, czego nie byłaby w stanie unieść.
Bardzo chciała wierzyć w to, że tak naprawdę jest, choć w rzeczywistości widziała przecież, że już teraz ją to przerasta. Była zbyt młoda. Za mało znieczulona jeszcze przez życie.
- Tego samego dnia, którego zniknąłeś, Harlen zostało zaatakowane przez syreny. Wielu zginęło. Ja też byłam na granicy śmierci. A teraz zobacz, siedzę przed tobą, cała i zdrowa, chociaż nie byłam w stanie nawet się pożegnać, zanim straciłam przytomność. Nie umarłam i wy też nie umrzecie. Musicie odpocząć. Zaraz wstanie nowy dzień i nowe słońce. Nikt nie zagoni was do pracy, nikt nie zostanie przywiązany do pręgierza. Nie umrzecie wolni, bo nie umrzecie wcale.
Uścisnęła dłoń elfa, podkreślając swoje ostatnie słowa. Chciała w nie wierzyć. I choć nie była medykiem, zamierzała zrobić wszystko, co w jej mocy, żeby uniknąć kolejnych ofiar. A może po prostu żeby nie stracić Erinela. Mogła nie wiązać z nim swojej przyszłości, ale była mu winna przynajmniej tyle.
- Popłynę po te leki - zadecydowała. - Spróbuję znaleźć medyka, którego będę mogła zabrać ze sobą na Harlen. Siostra jest szybsza. Jak ruszę teraz, przy dobrych wiatrach za dwa dni zobaczymy się z powrotem, gdzieś w połowie drogi.
Uwolniła dłoń i podniosła się, zamierzając udać się do Oleny i dowiedzieć się, czego konkretnie potrzebuje. Musiała spisać listę medykamentów, by móc popłynąć z nią do tego nieszczęsnego Tsu'rasate, czy gdziekolwiek indziej.
Zanim jednak gdziekolwiek popłynie, musiała też dowiedzieć się od niej, czy miało to jakikolwiek sens. Czy według jej prognozy ranni w ogóle... dożyją powrotu Very.
Obrazek

[Złote Morze] Pokład "Siódmej Siostry"

54
POST BARDA
Uścisk dłoni Erinela był mocniejszy, niż można było się tego spodziewać. Sama bliskość Very musiała mu dawać jakąś ulgę, bo nie puszczał zbyt szybko. Nie miało znaczenia to, że ich skórę dzieliły plamy krwi, kurz i brud.

Elf nie odzywał się, słuchając słów kapitan. Chwilę kontemplował jej słowa.

- Jesteś diabelną optymistką, Umberto. - Mruknął, tonem zahaczającym o wesołość. - Pokonałaś syreny, dwa razy, pokonasz i to, co? Idź. - Puścił jej dłoń. - Ratuj ich. Do zobaczenia.

***

Wkrótce załoganci zajęli się mężczyzną, który zmarł tuż przy Erinelu. Uratowanych dusz było o jedną mniej, co wpłynęło ma morale zarówno załogi, jak i samych ocalonych. Niedługo po tym, jak mężczyznę zaszyto w płótno, trzeba było przygotować kolejny pochówek, dla tego, który dzień wcześniej został skatowany przy pręgierzu.

Olena mówiła, że nie było dziwnym, iż po poprawie warunków, stan niektórych się pogarszał. Po tym, jak ciało mogło odpocząć i nie było już w stanie ciągłego zagrożenia, instynkty odpuszczały, pozwalając chorobom rozwijać się w organizmach nieszczęśników.

Spotkanie z Siódmą Siostrą przebiegło bez problemów. Załogi podzieliły się na powrót, tak, by oba statki były w stanie żeglować z pełną prędkością. Na Mżawce została również Olena wraz z kobietami i mężczyznami, którzy zaoferowali pomoc rannym.

***

- Tutaj mam to, co jest potrzebne. Z minimalnymi ilościami. - Olena podała Verze listę. Za moment miała wracać na Mżawkę, zrobić obchód, sprawdzić, jak czuje się jej dwadzieścia jeden pacjentów. - Im więcej, tym lepiej, kapitanie. Ale tak naprawdę, potrzebujemy głównie medyków... lekarzy, może magów. Magowie byliby nam potrzebni najbardziej. Tylko cud może uratować ich wszystkich. - Pokręciła głową, nie wierząc, że coś takiego może mieć miejsce. - Każda minuta jest na wagę złota.
Obrazek

[Złote Morze] Pokład "Siódmej Siostry"

55
POST POSTACI
Vera Umberto
Sądziła, że będzie odwrotnie. Że kiedy uwolnieni dostaną trochę spokoju, możliwość odpoczynku, zaczną regenerować się szybciej, a ich stan się poprawi, nie pogorszy. Pustym spojrzeniem obserwowała ciała zrzucane do morza. Nie tak planowała powrót i nie tak wyobrażała sobie emocje, towarzyszące im po odbiciu więźniów. Nawet jeśli gdzieś w jej środku tliła się jakaś iskierka satysfakcji, była zduszona przez wszystko inne.
Vera była wykończona fizycznie, ale uparcie nie zamierzała tego po sobie pokazywać. Potrzebowała przede wszystkim snu. Może będzie jej dane zaznać go trochę, gdy zaczną pędzić prosto do Tsu'rasate. Bezpieczniej byłoby udać się na Archipelag i tam zwyczajnie kogoś wynająć, ale nie mieli na to czasu, musiała szybko znaleźć medyka albo kilku i dostarczyć ich na Mżawkę. Przejęty statek oddała pod dowodzenie Irinie, chcąc, by Corin popłynął razem z nią. Był lepszy w przekonywaniu i jeśli będzie go miała ze sobą, istniała realna szansa, że uda im się kogoś namówić do powiedzmy trzytygodniowej współpracy, zamiast porywać go i zmuszać do leczenia rannych siłą. Długo zastanawiała się nad zabraniem ze sobą także Osmara, bo choć wciąż była na niego wściekła, tak musiała przyznać, że był skuteczny. Ostatecznie postanowiła po prostu zostawić go na pokładzie, a podjęcie decyzji zrzucić na przyszłą Verę. Zgarnęła też kilkanaście skrzyń z dobrami z Mżawki, uznając, że będzie to dobra częściowa rekompensata ze strony Speke'a - ufundować medyków dla ludzi, których doprowadził do tego stanu. Jeśli to nie wystarczy, Umberto miała też swoje prywatne fundusze, zebrane przez ostatnie pół roku. Chciała uratować ich wszystkich za wszelką cenę, nie dlatego, że miała w sobie tak wielkie pokłady empatii, tylko przez fakt, że nie mogła się zgodzić, by cokolwiek jeszcze poszło nie tak. Nie pod jej dowodzeniem. Musiała udowodnić, bardziej sobie niż wszystkim wokół, że jeśli sobie coś założy, to doprowadzi to założenie do końca.
- Nie potrafię czynić cudów - mruknęła, przyjmując od Oleny kartkę i przesuwając spojrzeniem po liście potrzebnych medykamentów. Większość nazw kompletnie nic jej nie mówiła. - Ale zrobimy co w mojej mocy. Jeśli będziecie trzymać się kursu, zobaczymy się za dwa dni. Jeśli ich stan do tego czasu się nie poprawi, to chociaż postaraj się utrzymać go stabilnie na poziomie, na jakim jest teraz.
Uniosła wzrok na dziewczynę, a w jej głowie rozbrzmiały słowa Erinela. Słowa, które nadal ją dziwiły. Nie podejrzewała go o empatię.
- Za dwa dni, jak wrócimy, będzie po wszystkim - obiecała jej. - Widzę, ile robisz. Doceniam to. Jesteś niezastąpiona, Olena.
Gdy rozłączyli statki, Umberto prawie natychmiast kazała rozwinąć żagle i z pełną prędkością ruszyć na południe. Siódma Siostra była kiedyś wojskowym galeonem i choć może nie stanowiła cudu techniki, bo miała już swoje lata, to wciąż była zwrotna i szybka. Jej załoga żeglowała już w tak okrojonym składzie, więc nie było to dla nich nic niemożliwego - ot, może jak dopłyną na miejsce będą bardziej zmęczeni i niewyspani, niż normalnie. Gdy wiatr popchnął statek do przodu, Vera przez chwilę stała jeszcze na rufie, wpatrując się w stopniowo malejącą na horyzoncie Mżawkę, by w końcu odwrócić się i przejść do swojej kajuty.
Tam rozebrała się wreszcie z pancerza i rozplątała włosy z niewygodnego warkocza. Podwinęła koszulę, wiążąc ją pod biustem, by zrobić sobie zimny opatrunek z mokrej szmatki na żebrach, a potem opadła na łóżko, puste spojrzenie wbijając w sufit. Nie tak to wszystko miało wyglądać.
Obrazek

[Złote Morze] Pokład "Siódmej Siostry"

56
POST BARDA
Nazwy ziół na kartce podanej przez Olenę były zapisane drobnym, ale eleganckim pismem. Kilka z nich brzmiało, jakby było w innym języku, kilka wręcz zbyt powszechnie... a na samym dole Olena zapisała dużymi literami, podkreśliła podwójną linią: czarodziej. To miał być ich główny cel.

- Zrobię, co w mojej mocy. - Odpowiedziała kapitan Olena, jakby papugując jej słowa. Obie kobiety wiedziały, że widnieje przed nimi ciężkie zadanie, co więcej, Vera potrzebowała czasu, którego nie mieli. Dwa dni to masa czasu.

Podróż ku Tsu'rasate była odmianę od tego, co planowali na początku, jednak potrzebną, jeśli mieli uratować więcej osób. Siódma Siostra popłynęła w kierunku miasta goblinów.


-> do Tsu'rasate
Obrazek

[Złote Morze] Pokład "Siódmej Siostry"

57
POST POSTACI
Vera Umberto
Z tematu: Tsu'rasate


Może i Vera też nie była szczególnie zachwycona wiekiem medyków, z jakimi przyszło jej współpracować, ale to było najlepsze, co byli w stanie osiągnąć w tak krótkim czasie. Kazała przygotować dla nich nieużywaną zazwyczaj kajutę na dziobie statku, wydzieliła im dwie koje z czterech, pozostałe zastawiając medykamentami, które w międzyczasie kupili załoganci. Podczas gdy oni rozgaszczali się w swojej nowej przestrzeni życiowej, Umberto w kilku ostrych słowach poinformowała załogę, co myśli o ich skrzywionych gębach, przypominając im jednocześnie ile lat miał Trip kiedy trafił na Siódmą Siostrę i jak teraz z wielkim smakiem zajadali się teraz jego gulaszem wołowym. Podkreśliła ich doprowadzone prawie do końca wykształcenie i uprzedziła, że ma im nie spaść włos z głowy, oraz fakt, że po zrobieniu tego, do czego zostali wynajęci, spieprzają ze statku w podskokach. Chyba że, naturalnie, któryś z nich postanowi tu zostać. Życie, jakie prowadzili, potrafiło skusić niejednego, a im przydałby się na stałe mag na pokładzie, nawet taki młody.
W momencie, w którym Siódma Siostra odbiła od brzegu, Umberto przestała przejmować się faktem, że studenci mogą zorientować się, na jakim statku wylądowali. Nawet jeśli było to mało prawdopodobne, to w tej chwili nie stanowiło już żadnego ryzyka. Ot, najwyżej się zbuntują i odmówią współpracy, to się ich wtedy do niej zmusi. Albo przestraszą się i zamkną w tymczasowo swojej kajucie - w takim przypadku do akcji wejdzie Pogad, mająca już doświadczenie w wyważaniu tych drzwi. Zrobiła to raz, zrobi i kolejny.
Kapitan zarządziła powrót na poprzednią trasę i powolny, leniwy wręcz rejs w kierunku Harlen, by Mżawka mogła z łatwością ich dogonić i się z nimi zrównać. Z ulgą przyjęła zniknięcie portu Tsu'rasate na horyzoncie; raczej nie było to miasto, wobec którego kiedykolwiek zapała sympatią. I mimo, że ktoś z pewnością stał na bocianim gnieździe wśród żagli, wypatrując drugiego okrętu, to ona sama też stanęła na podwyższeniu na rufie, opierając się łokciami o reling i wyglądając znajomej sylwetki na tle nieba.
Obrazek

[Złote Morze] Pokład "Siódmej Siostry"

58
POST BARDA
Obecność uzdrowicieli była sesnsacją, która zgasła tak szybko, jak się pojawiła, a szorstkie słowa pani kapitan przywołały do porządku paru tych, którzy w najbardziej grubiański sposób starali się przywitać modych medyków na statku. Chłopcy, oddelegowani do swojej kajuty, mieli czekać na Mżawkę, jednak już wkrótce zaczęli przechadzać się po pokładzie, starając się nawiązać rozmowy z załogantami. Wtedy też dowiedzieli się, że to nie statek Kopanii Handlowej...

Było jednak za późno na płacze i błagania. O ile nie chcieli wracać do portu wpław, musieli pogodzić się ze swoim położeniem. Z drugiej strony, nikt ich nie bił, nikt im nie groził. Jedyne, co mieli zrobić, to uleczyć parę osób, a następnie odebrać zapłatę i wrócić na egzaminy! Proste, łatwe, niezbyt przyjemne.

Minęło kilka godzin nim spotkali się z Mżawką. Przywitała ich zaryczana Olena, gdy okazało się, że stracili kolejnych dwóch - tych, których zmuszano do wyznaczania fundamentów pod budowę morskiej bramy. Wychłodzone w morzu organizmy były trawione przez infekcje, z którymi nie poradziły sobie umęczone ciała. Felczerka z wdzięcznością przyjęła pomoc dwóch młodzików, choć nawet Vera spostrzegła, że ani jeden, ani drugi, nie spodziewali się tego typu scen. Wielu z byłych więźniów chodziło, śmiało się, pomagało przy statku, jednak równie wielu lizało rany pod pokładem, nie wiedząc, kiedy przyjdzie po nich Usal. Ciche modlitwy były dla wielu jedynym, co im pozostało.

Chłopcy, razem z Oleną, zabrali się do pracy, a Vera mogła odetchnąć. W kilka godzin mieli ogarnąć wszystkich, pomóc na tyle, na ile pozwalały im umiejętności, zaczynając od tych najciężej rannych, kończąc na tych niemal w pełni sił.

Następnego ranka, gdy Vera wyszła ze swojej kajuty, nareszcie nieco bardziej wypoczęta, bo ze spokojnym sumieniem, niemal od razu podszedł do niej Corin, jakby tylko czekał na jej obecność na pokładzie. Objąwszy ją w talii, tak delikatnie, jakby byli w tańcu, poprowadził pod reling. Mżawka płynęła niedaleko, mieli na nią świetny widok.

- Vera. - Zaczął powoli, opuszczając ręce, tylko po to, by po chwili ująć jej dłoń i położyć na niej przedmiot.

Długa kościana igła bielała na jej dłoni w porannym słońcu. Używana była zwykle do cerowania żagli, gdyż świetnie sprawdzała się przy grubym płótnie. W ciężkich czasach, służyła do szycia nie tylko żagli.

- W nocy. Niedawno dostaliśmy informacje. - Dodał Corin, opuszczając głowę. Słowa z trudem przechodziły mu przez gardło. - Prosił, żebyś to była ty.
Obrazek

[Złote Morze] Pokład "Siódmej Siostry"

59
POST POSTACI
Vera Umberto
Łatwo było uwierzyć w to, że teraz wszystko pójdzie dobrze, gdy siedziało się w oczekiwaniu na drugi statek. Nawet jeśli studenci przeżywali obecnie chwile paniki i absolutnej rozpaczy, po zorientowaniu się, gdzie trafili, Vera miała już zupełnie inne rzeczy na głowie. I gdy zrównali się z Mżawką i połączyli oba statki trapem, a powitała ich zapłakana Olena, kapitan wciąż miała w sobie przekonanie, że nie jest wcale tak źle. Że teraz w końcu mieli szansę faktycznie, realnie im wszystkim pomóc.
Oddelegowując chłopaków pod jej opiekę, sama udała się jeszcze do Erinela, by zamienić z nim kilka słów i poinformować go, że znalazła uzdrowicieli. Nie był zbyt rozmowny, ale Vera zrzuciła to na karb wycieńczenia. Zamiast oczekiwać od niego rozbudowanych odpowiedzi, opowiedziała mu więc o swoim krótkim epizodzie w Tsu'rasate, coś o studentach, o żabach na patyku - rzeczy, które mogły odwrócić jego uwagę od stanu, w jakim się znajdował. Na noc go jednak zostawiła, wracając na swój statek i do własnej kajuty, by dalej odsypiać zarwaną noc.

Widząc rano Corina, który tylko na nią czekał, od razu wiedziała, że coś jest nie tak. Poszła za nim, nie odrywając wzroku od jego twarzy, jakby usiłowała go w ten sposób pogonić. Co się stało? Zapomnieli czegoś kupić w Tsu'rasate? Medycy uciekli? Przez myśl przechodziły jej dziesiątki pomysłów dotyczących rzeczy, które mogły pójść nie tak... ale tej jednej jakoś nie chciała do siebie dopuszczać.
Nie była w stanie nawet zacisnąć palców na igle, która wylądowała na jej dłoni. Stała tak, znieruchomiała jak słup soli, ze spojrzeniem wbitym w Yetta. Miała wrażenie, że małe, białe narzędzie ciąży jej w ręku jak kamień.
- Ale... przecież uzdrowiciele... - wydusiła w końcu, jakby protesty wobec rzeczywistości miały się na cokolwiek przydać. - Jeszcze... jeszcze wczoraj...
Nie pamiętała, kiedy ostatnio czuła się tak bezradna. Wielka kapitan Vera Umberto nic nie mogła zdziałać przeciwko mocy tak wielkiej, jak śmierć. Zrobiła wszystko, co mogła - zadziałała od razu, na szybko konstruując plan. Przejęła Mżawkę. Zabiła Speke'a, a pośrednio nawet dwóch. Znalazła medyków w ciągu zaledwie dwóch dni i dostarczyła ich chorym. I na co było to wszystko? Na co było starać się, ratować tych, którzy ratunku potrzebowali, skoro za chwilę i tak wszyscy skończą zaszyci w płótno i zrzuceni na dno morza? Mogła trzymać się tego, czego się po niej spodziewano, rabowania i mordowania dla własnych korzyści, zamiast mieć nadzieję, że jej działania przyczynią się do jakichkolwiek realnych zmian.
Nie potrafiła stwierdzić, ile czasu zajęło jej zebranie się w sobie na tyle, by ruszyć choćby jednym mięśniem, ale w końcu zacisnęła palce na igle, zmuszając się do przeniesienia wzroku na płynącą nieopodal Mżawkę.
- Każ połączyć statki - poleciła cicho, wciąż jednak nie znajdując w sobie siły, by zrobić choćby jeden krok. Jej głos był bardziej zachrypnięty, niż zazwyczaj. Może jednak wcale nie była taka silna, jak wydawało się jej i wszystkim innym.
Obrazek

[Złote Morze] Pokład "Siódmej Siostry"

60
POST BARDA
Rozmowa z Erinelem, przeprowadzona poprzedniego wieczora, nie była zbyt produktywna. Elf wydawał się zbyt śpiący, bo pojąć, co Umberto do niego mówiła. Dukał podziękowania za sprowadzenie medyków, mówił coś o potrzebie pomocy innym najpierw, wreszcie jakieś na współ zrozumiałe życzenie o powrocie na swój statek, dawno przejęty przez jego dawnego oficera. Nie było żadnych wartych zapamiętania ostatnich słów, jedynie na wpół przytomne mamrotanie. Umberto nie mogła wiedzieć, że kiedy zasypiał, zamknął oczy po raz ostatni. Erinel powędrował z Usalem do świata, który wszyscy prędzej czy później poznają.

Corin pokręcił głową.

- Według Oleny, jego stan pogorszył się nagle. Nie mogli mu pomóc. - Wyjaśnił powoli, walcząc z tym, by głos mu nie drżał. Skoro śmierć dorwała Erinela, nikt nie był bezpieczny, ani on, ani Vera, ani nikt z załogi. - Ledwie parę godzin przed Harlen...

Statki połączono szybko i sprawnie. Vera, jak i oficerowie, mogli przejść na Mżawkę. Załoganci Siódmej Siostry zebrali się przy relingu, by móc obserwować zdarzenie. Na rozłożonym białym płótnie leżały zwłoki Erinela. Ktoś ułożył go na plecach, skrzyżował ramiona na piersi, a głowę zwrócił tak, by nie było widać ani blizny po uchu, ani braku oka.

- Przepraszam, pani kapitan. - Olena ugięła się jako pierwsza, podchodząc do Very, najpewniej czekając na karę. - To moja wina.

Za nią, objęte w rozpaczy, stały Greta i Raylene, zapewne pamiętając historię, która według nich łączyła Verę i elfa. Chłopaczkowie stali nieodpodal, bladzi i przerażeni, gdy zderzyli się z rzeczywistością medyka na statku.
Obrazek

Wróć do „Baronia Varulae”